KSIĄDZ KAROL

 

SUROWIECKI

 

BP MICHAŁ NOWODWORSKI

 

––––––––

 

III.

 

Burzliwe dla kraju lata następne przerwały polemikę książkową. Przez ten czas ks. Surowiecki sprawował różne w zakonie obowiązki, jako to gwardiana w Lutomiersku, kaznodziei w Kaliszu, a następnie znowu gwardiana w Szczawinie, ale nie czując się zdolnym do przełożeństwa i gospodarki, wyprosił u prowincjała, że mu gwardiaństwo złożyć pozwolił. Obrany sekretarzem prowincji (1798 r.) spełniał ten obowiązek przez lat trzy, a następnie (1801 r.) obrany został definitorem. Na czasy definitorstwa przypada praca jego w Pakości.

 

Klasztor księży Reformatów w Pakości, małym miasteczku, wówczas już pod pruskim panowaniem zostającym, na żądanie okolicznych mieszkańców, po otrzymaniu pozwolenia od Fryderyka II, otworzył szkołę publiczną początkową. Uznawszy jednak potrzebę podniesienia tej szkoły, oddali księża Reformaci jej zarząd księdzu Surowieckiemu. Wielką tu rozwinął on czynność i zaprowadził sześć klas (Infimę, Gramatykę, Syntaksis, Retorykę, Poetykę i Fizykę); spowiadał i kazania prawił studentom, profesorów słowem i przykładem do gorliwości zachęcał, sam najwięcej czasu na lekcjach przepędzając. Obywatele przyszli w pomoc czynnemu prefektowi, wystawili gmach szkolny murowany i konwent w żywność dla nauczycieli opatrywali. Zasłynęły szeroko szkoły w Pakości; z daleka oddawano tam dzieci, bo widziano dwa istotne wychowania warunki: gruntowne kształcenie umysłu i zasadnicze na religijnej podstawie wpajanie moralności. Ks. Surowiecki pracując tak jako definitor, prefekt, nauczyciel w szkole, aż do r. 1805, gdy uformowanemu już przez siebie mógł ją oddać prefektowi, dla przeciwdziałania szerzącej się masonii pomiędzy katolikami Niemcami, opuścił Pakość i przyjął obowiązek kaznodziei niemieckiego, jaki w Osiecznie i Rawiczu przez dwa lata gorliwie spełniał. Po pokoju Tylżyckim, Pakość i Wielkopolska prowincja znalazły się w Wielkim Księstwie Warszawskim: do swojej zagrożonej duchem francuskim szkoły, pośpieszył znowu wówczas ks. Surowiecki, aby ją na dawnej utrzymać stopie.

 

Przez cały ten czas nic nie pisał, wydał tylko małą w 1802 r. książeczkę pt. Sąd bezstronny jednej damy filozofki (bez miejsca i daty druku) (1), a później Tajemnice masonii sprofanowane. Wpływ Francji był jeszcze wówczas potężniejszy niż przedtem, bo podniesiony urokiem napoleońskiej sławy. Ciosy wymierzone przez bezbożną prasę w Paryżu, dawały się uczuć jak najżywiej w Polsce. Jezuici przez jakiś czas w pokoju zostawieni, bo zapomnieni, na nowo stali się przedmiotem gwałtownych napaści w dziennikach i broszurach, gdy Pius VII swoim breve z 1801 r. usunął breve Klemensa XIV i przywrócił ten zakon na nowo. Szczególny rozgłos miała i u nas broszura francuska Du pape et des Jesuites. Było to powtórzenie potwarzy od dawna powtarzanych; dla ich odparcia ks. Surowiecki wydał tłumaczenie dziełka 1762 r. jeszcze napisanego pod tytułem wyżej wskazanym, a bardzo zręcznie i dowcipnie swej sprawy broniącego.

 

Drugie o kilka lat późniejsze dziełko (1805 r.), skierowane jest przeciwko masonii. Już w poprzednich swoich pracach w Księdzu z kropidłem, w Górze rodzącej, zaczepił ks. Surowiecki tę wielką wówczas potęgę. Już w Górze mówi on o nich: "Już dzisiaj nie trzeba braciom mularzom kryć się z swoim rzemiosłem, nie trzeba rozmawiać się po cygańsku na migi, nie trzeba oglądać się po złodziejsku kiedy idą do loży. Można owszem publicznie pochlubić się przed światem, że się jest farmazonem, illuminowanym człowiekiem, nie żadnym profanem, zabobonnikiem, członkiem uprzedzonego ludzi pospolitych motłochu. Można nawet w głos namawiać i werbować do swojej kompanii rekrutów, nikt nie zgani, nikt nie zaskarży, nikt palca nie zakrzywi. Jak świat jest światem, żadna herezja takich przywilejów nie miała, jakie farmazonia (mianowicie w naszych polskich granicach); to stan święty, stan nietykalny: ani na kazaniu wspomnieć się go nie godzi. Świeża pamięć kiedy kaznodziejów za ten grzech kasowano". Ale od tego czasu wzmogli się oni jeszcze, dla ks. Surowieckiego nie była to przyczyna do milczenia.

 

Niebezpieczeństwo szerzej ogarniało wiernych Chrystusowych, więc śmielej głos podnieść uważał on za swój obowiązek. Bogaty, gotowy już materiał do takiej walki miał ks. Surowiecki w pracach Barruela. Gorliwy ten i uczony kapłan francuski, poświęcił wszystek czas i wszystkie zdolności swego umysłu na obronę religii, dlatego też, aby mu nic nie przeszkadzało w jego pracach, nie przyjmował żadnego z proponowanych mu urzędów w Kościele. Pracował najprzód przy piśmie periodycznym "Année literaire", a następnie redagował "Journal ecclesiastique". Zmuszony uciekać do Anglii przed szalejącą rewolucją, wydał tu swoją Historię duchowieństwa podczas rewolucji (1794), mającą na celu wykazanie Anglikom, że ten sam naród, którego wygnańców podejmowali z braterską gościnnością, obok Robespierów, Maratów, najpiękniejsze przedstawia postacie męczenników. Ważniejszym było jeszcze jego dziełem Pamiętniki do dziejów jakobinizmu (1796). Autor zamierzył tu podać nie samą historię tak nazwanych wówczas jakobinów, ale raczej dzieje towarzystw tajnych, spiskujących na wywrócenie religii i tronów. Dzieło to wywarło wielkie wrażenie, a w rewolucjonistach obudziło najżywszą ku autorowi nienawiść. Wołano zewsząd, że fanatyczny autor przesadza, że nadużycia rewolucji składa na niewinne filantropijne stowarzyszenia. Doświadczenia ówczesne już wskazywały, że Barruel miał słuszność, doświadczenia późniejsze usprawiedliwiły jego zdanie najzupełniej. Bezwątpienia nie same towarzystwa tajne wywołały rewolucję francuską, nie same one jej scen ohydnych sprawcami, ale ich w tym wszystkim udział przeważny nie ulega wątpliwości. Wielka też zasługa Barruela, że zwrócił powszechną, osobliwie też osób kierujących losami narodów uwagę, na polityczne i religijne niebezpieczeństwo tych bractw tajnych, tak długo tolerowanych, a nawet protegowanych. Święte Tajemnice Masonii sprofanowane (we Lwowie 1805 r.), są skróceniem obszernego dzieła Barruela. Nie poprzestając na tym, wydał ks. Surowiecki później w przekładzie polskim całe dzieło Barruela, pt. Historia jakobinizmu wyjęta z dzieł księdza Barruel. – Memoires pour servir á l'histoire du Jacobinisme (w Berdyczewie 1812 r., 4 tomy), bo i ta praca nie jest dosłownym tłumaczeniem. Ks. Surowiecki zapewnia tylko, że wziął sobie za prawo: "myśl francuskiego autora wytłumaczyć wiernie, i razem dla czytelnika wygody, ile być może, zaokrąglić historię".

 

W kilka lat potem wydał i drugą pracę ks. Barruela pt. Historia Duchowieństwa w czasie Rewolucji Francuskiej (w Krakowie r. 1815, 2 tomy); obie te prace należą do tego periodu życia ks. Surowieckiego, w jakim rozwinął on najżywszą czynność piśmienniczą. Okoliczności zewnętrzne wyzywały go do tego, a zmiany zaszłe w jego życiu zostawiały dosyć czasu. Widział on, że edukacji młodzieży nie mógł podług swojej prowadzić myśli, a reformy pod ten czas zaprowadzane uważał za wadliwe; dlatego opuścił zupełnie szkołę, a niedługo potem miał opuścić i ambonę, bo jego gromiące słowo rozjątrzało opinię publiczną, ze szkodą braci jego zakonnych, czerpiących z jałmużny swoje utrzymanie. Uwolniony od tych obowiązków, mógł czas swój wyłącznie poświęcić na piśmienną obronę Kościoła.

 

Masonia, tak głośna wówczas, i tak pewna siebie u nas, na tłumaczenie Barruela, tak dla siebie niemiłe, nie umiała odpowiedzieć inaczej jak koncepcikami i drwinkami, poza którymi przeglądał źle tajony gniew za tak śmiałe zerwanie maski. "Braliśmy się, tak pisze Filozof Polak do dziekana filozofów francuskich (2), na rozmaite sposoby, to wyśledzenia drukarni, to wymacania składów tej fatalnej roboty, żeby jak to mówią, zadusić płód w kolebce. Kiedy się nie udało osądzili niektórzy z braci warszawskich odpowiedzieć potwarcy, i nawet kazali rozgłosić po prowincjach, że ich Apologia o dwudziestu czterech arkuszach już podana do prasy. Ale przemogła rozsądniejsza perswazja, iż lepiej poświęcić talent na vivae vocis oracula, dla przetworzenia, jak WP. wiesz, zburzonej opinii w kompaniach. Co zaś do pióra, dosyć plusnąć przeciw antagoniście dwoma lub trzema zabawnymi terminami, przy podanej okazji wystawi się go u Polaków na dudka. Stało się, i zbawienie. Jeden z nas dał mu parę szczutków w Gazecie (Korrespondent, N. 78, kart. 1403, d. 27 września). Barruel duchowidz! Barruel dobra dusza! Drugi przerachowawszy karty czterech tomów historii tego pisarza w wydanym przez siebie katalogu Ksiąg Polskich pod imieniem Historia literatury Polskiej, zawołał: ha ha ha, risum teneatis amici! trzeba znać lepiej filozofię.... i jużci po Barruelu, już nie podniesie głowy! a nasz prozelityzm postępuje swą drogą".

 

Znał jednak dobrze ks. Surowiecki naturę ludzką; wiedział, że nie każdemu chce się grube czytać książki, dlatego nie poprzestając na Historii Jakobinizmu, a nawet jednotomowe Święte tajemnice masonii sprofanowane, uważając za przydługie dla ludzi niepoświęcających się literaturze, postanowił na kilkudziesięciu kartkach zebrać mniemane zalety masońskiego bractwa i wystawić jak one wyglądają w oku pobożnego i rozumnego katolika. W tym celu 1814 r. wydał książeczkę pt. Misja lożowego Apostoła odprawiona przez W.·. B.·. N. θ.·. N. □.·. N. R.·. Praw.·. Św.·. 5814 w Berdyczewie.

 

Dziełko to ułożone w formie dialogu pomiędzy Bratem Insynuatem (Werbarzem) i Profanem (Religiantem); "podzielone na 6 paragrafów wyjaśniających przedniejsze terminy bractwa". Insynuant rozpoczyna od podchlebstwa, wychwala przymioty Profana, którego chce dla loży pozyskać; Profan skromnie uchyla niezasłużone pochwały, tym więcej, że należy nie do nowych, ale do starego obyczaju ludzi. Insynuant zapewnia, że to nic nie przeszkadza, owszem on sam przede wszystkim uwielbia on rozum dawny, pierwotny, czysty, niesplamiony zabobonami, jaki jest jedyną pochodnią owego świętego towarzystwa, zajętego odgrzebywaniem nieznanych światu tajemnic, którego tytułować się członkiem poczytuje sobie "za najchlubniejszy w swoim życiu komplement". Stąd poczyna się rozmowa o tajemnicy.

 

Insynuant broni pobudek sekretu, jaki zachowuje towarzystwo masonii, ale Profan mu dowodzi, że sam sekret dostateczną jest wskazówką, iż coś złego tam się święci. "Jeżeli do oswobodzenia ludzkiego rodu od moralnych biczów zmierzają nasze sekreta, mówi profan, ach! zawitajcie najdrożsi i najpożądańsi Mistrzowie! Wystąpcie jak najprędzej z waszych świętych Izydyjskich, Eleuzyjskich, Memphijskich, Mopsoskich... Zagrzebiów... My Profanowie wraz ze wszystkimi duchownymi i świeckimi naczelnikami naszymi wystawimy wam wśród rynków kazalnice, ku zwiastowaniu światu jęczącemu pod okrutnymi biczów różnych plagami, tak pociesznej nowiny. Więcej jeszcze: ukanonizujemy was, nazwiemy fundatorami złotego wieku i największymi dobroczyńcami ludzkiego pokolenia. Wszak pozwolisz łaskawco, że na zwrócenie świata do stanu ziemsko-rajskiego błogosławieństwa, które stracił w Adamie, nie potrzeba nic więcej, tylko wytępić ludzkich namiętności zarody. Tu wszystkie źródła doczesnej szczęśliwości otworzą się zarazem; tu całą summę społeczeńskich ucisków i nieładów jeden moment uprzątnie. Ustanie ambicja, zaginie chciwość, gwałt, rebelia, wojna z całym pasmem swych krwawych konsekwencjów, pójdą w wieczyste zapomnienie. Skoro więc twoje czcigodne towarzystwo dociekło tak drogiego sekretu, o jakżeż nieczułe i niesprawiedliwe kiedy go chowa, kryje i pieczętuje przysięgą, zamiast by publikować z dachów, jak niegdy Chrystus Jezus w tym samym celu kazał swym zwolennikom ogłaszać ewangelię! Albo raczej, niech wymówię, co czuję: o jakże wielkim musiałby być bezmózgowcem, kto by temu towarzystwu dał wiarę, że z takim sekretem i to jeszcze przez obawę prześladowania, ukrywa się przed światem! Od początku wieków, w każdym, nie powiem roku, lecz w każdym dniu, w każdym narodzie, w każdym języku i całym gardłem piorunowano, i ze wszystkich sił atakowano ludzkich namiętności tyranię. Takich pogromców i burzycielów namiętności miał zawsze świat w poważaniu, szanowały ich ludy, protegowały i nawet pensjonowały rządy. Skądże więc mogła się przyśnić naszym sekretnym moralistom bojaźń prześladowania za publikowanie najzbawienniejszej prawdy, ile w epoce czasu, gdzie najohydniejsze i najfatalniejsze kłamstwa kursują sobie śmiało pod hasłem tolerancji? Nadto, skąd tak gorsząca dla ustanowionych od Boga duchownych i cywilnych magistratur nieufność, że tai się przed nimi, co bratu żydowi i cyganowi powierzyło się w loży. Zaliż to oni albo godniejsi zaufania, albo bliżej interesowani do powszechnego dobra nad biskupów i królów? Idzie za tym, że tajemnice lożowe mają w swym gruncie coś koniecznie oburzającego i alarmującego te Bosko-Namiestnicze urzędy, tym samym muszą być tajemnicami nieprawości".

 

Insynuant zastawia się tym, że "jak zwolennicy Chrystusowi, tak ich następcy kryli się niekiedy po jamach i pieczarach z tajemnicami swej niebieskiej nauki, dla uniknienia prześladowczych ciosów? Azali sam Boski ich Mistrz nie zakazał wyraźnie dawać psom swych świętości (tajemnic) i pereł (tychże tajemnic) rzucać wieprzom pod nogi". Na to odpowiada mu Profan: "Kryli się czasami zwolennicy Chrystusowi z tajemnicami swej niebieskiej nauki, dla uniknienia prześladowczych ciosów ze strony bałwochwalskich ofiarników i pogańskich tyranów, więc u dzisiejszych panów braci lożowych nie lepszymi są biskupi i monarchowie chrześcijańscy, kiedy z nowymi tajemnicami swoimi, przez tę samą pobudkę chowają się przed nimi; więc dalej; te nowe tajemnice muszą być tak niedogodne chrześcijańskim zwierzchnościom, jak niegdy ewangeliczne pogańskim. Zakazał Chrystus Jezus swym zwolennikom dawać świętości psom, rzucać pereł przed wieprzów; więc panowie bracia lożowi za takich poczytują naszych duchownych i cywilnych zwierzchników, kiedy ich odpychają od uczestnictwa swoich przenajświętszych sekretów. Ale puśćmy na bok logikę i komplementa. Wiem, iż WP. filozofska uczciwość nie pozwoli mu przeczyć, że tajemnice jego towarzystwa, czy bractwa, czy zakonu, już od dawności sprofanowane, chcę mówić między profanów wygadane zostały. Ani ciemne kryjówki, ani zbrojne szyldwachy, ani najgroźniejsze postrachy, ani najstraszliwsze przysięgi, nie potrafiły nadwątlić rzetelności onego ewangelicznego wierszyka: Nihil est opertum, quod non revelabitur... Znają dziś dobrze wszystkie światlejsze nie tylko chrześcijan, ale i żydów i muzułmańskie klasy, że bracia sekretni, bądź mularzami, bądź illuminatorami, bądź amicystami, harmonistami, biblistami etc. nazwani, spiknęli się na zburzenie starego, a zbudowanie nowego świata, podług planu ułożonego cudnym swych geniuszów konceptem. Ten nowy świat zowie się w języku chrześcijańskim antychrystiańskie królestwo, bo jego fundamentem bezbożność, albo jak mówi Ewangelia brzydkość spustoszenia, mająca stanąć na miejscu świętym, to jest, na gruzach Chrystusowego Kościoła. Że zaś bezbożność rodzi naturalnie anarchię, więc razem i na rozwalinach dzisiejszych rządów ziemskich. Tak wielkie przedsięwzięcie, ile zbrodniarskie i zdradzieckie potrzebuje głębokiego sekretu; dlatego na czole onej strojnej nierządnicy, zdaniem Ojców Kościelnych, wyobrażającej zgraje antychrystiańskiego motłochu, którą siedzącą na bestii (antychryście) odmalował Jan Święty, czytamy napis «Tajemnica»".

 

Insynuant przyznaje wówczas, że istotą całej tajemnicy jest wolność i równość. "Te nasze świątobliwe zamiary gdy stoją w opozycji z namiętnościami pychy, ambicji, chciwości, egoizmu zepsutego świata, wypada je więc ukrywać niby przed wariatem lekarstwo... Otóż widoczny fałsz onej czarnej opinii, którą o naszych, jakoby zdrajczych zapędach uformowały podejrzliwe imaginacje profanów".

 

"Jeżeli wolność i równość, odpowiada profan, mają być brane w tonie aprobowanym przez rozum i religię, tak, iżby pierwsza znaczyła niepodleganie kaprysom despotyzmu, a druga, wzgląd naturalnego braterstwa między zwierzchnikiem i poddanym, tedy sekretne towarzystwa dyktują światu lekcję, którą umiał od wieków, i godna śmiechu fanfaronada hierofantów lożowych, kiedy w tej lekcji pretendują nas czegoś niby nowego i świeżo przez siebie odkrytego nauczyć. Niech przeczytają te fanfarony onę cudowną księgę, którą sam Bóg natury na karcie serca człowieczego palcem swej wszechmocności wydrukować raczył, zaliż tam nie zobaczą, jak żywo, energicznie i groźno wspomnione wolności i równości ludzkiej przywileje zatwierdziła najwyższa sprawiedliwość? Nie czyń bliźniemu czego sobie nie życzysz. Wyświadcz mu wszystko co byś pragnął, aby tobie położonemu w jego stosunkach wyświadczone zostało. Budujmyż wnioski na fundamencie tego świętego prawa; wszak w skutku jego terminów między najpotężniejszym monarchą i najlichszym wieśniakiem, nie znajdziemy różnicy: obadwa wolni od wzajemnego ucisku; obadwa równi jako rodzeni bracia, starszy i młodszy; pielęgnowani na łonie jednego ojca natury... Komu ta przyrodzona księga nie dosyć stałaby się czytelną, niech rozpatrzy się w ewangelii; ta mu nadobficie wyjaśni przyrzeczone prawa naturalnej zasady. Ta, więcej powiem, wykaże jego słabemu rozumowi przedziwny sekret niestworzonej mądrości, ku zawstydzeniu pychy i nadętości uprzedzonych ziemianów, że w oczach najsprawiedliwszego sędziego, wolniejszy i szanowniejszy, pokorny łazarz w gnoju, niżeli hardy magnat w purpurze z orderami, najeżony w swoim błyszczącym krześle; jeżeli pierwszy panem swoich namiętności, a drugi nędznym niewolnikiem strasznego ich despotyzmu; tamtego cnota z aniołami zrównała, tego obyczajna sromota przymierzyła do kondycji nierogatego bydlęcia. Stosownie do tej najświętszej sądu Bożego reguły, nadzy, łaknący, pragnący, płaczący, uciśnieni i wzgardzeni nędzarze, są bardzo wielmożnymi panami i braćmi samego Boga, uczłowieczonego Chrystusa. Tych panów Chrystusowych braci rozkazuje Jego ewangelia wszystkim fortunatom i dygnitarzom ziemskim szanować pod utratą zbawienia, radząc przy tym żeby sobie zaskarbiali ich serca, żeby ich robili patronami i protektorami przed niebem, żeby nawet zakupowali sobie u nich komorne w dziedzictwie nieśmiertelnego królestwa, którego im przyrzeczona posesja".

 

"Masonia nie ma prawa paradować z wolnością i równością, skoro za pomocą przysięgi swojej trzyma wszystkich, stowarzyszonych w zupełnej a ślepej zawisłości. Tu wszak mamy gatunek despotyzmu, nad który ani podobna okrutniejszego pomyśleć, gdy w skutku szalonej przysięgi, i sumienie, i majątek, i życie, puszcza się na dyskrecję jednego jakiegoś nawet nieznanego sobie człowieka...".

 

I tak z kolei rozprawia profan z insynuantem, o oświacie, o tolerancji, o moralności, a we wszystkich tych kwestiach wykazuje się bardzo podejrzaną wolnomularska propaganda. Nareszcie nie mogąc się insynuant obronić profanowi, wyrzuca mu, że niesłusznie zowie on masonów bezbożnikami, bo ci do kościoła chodzą, i kazania słuchają, i na procesjach bywają i o sakramentach nie zapominają. Taką na to odprawą rzecz swoją zamyka profan. "Żądamy, żebyście nigdy nie postali na naszych nabożeństwach!... Mógłbym tu użyć onego utartego przysłowia: Co po psie w kościele, gdy nie mówi pacierza? Ale menażując przyjaźń WPana, zamiast tej prostackiej figury, powiem jaśniejszą prawdę: że was nie Pan Bóg, lecz diabeł na złość Panu Bogu na nasze akty religijne sprowadza... Wchodzicie do kościoła niby komedialni, prezentujecie się w nim niby w szynkowni, stroicie pantomimy niby w jakim nieprzystojnym domu, słowem stawacie przed ołtarzem, żeby pokazać cnotliwym duszom, jak można bezkarnie naśmiać się z Pana Boga... Słuchacie czasami i kazania, aby wyszydzić kościelnego mówcę, i przedrzeźniać jego gesta w kompanii. Trafi się choć raz w kilka lub w kilkanaście lat, dla ludzkich oczu przystąpić do konfesjonału, i tam pochwalić się przed księdzem ze swoją poczciwością, nie kradnę, nie zabijam, ale broń Boże wygadać sekret, że się jest bratem zakonnikiem lożowym. Zepsułoby się całą sprawę... Ksiądz fanatyk wpadłby w entuzjastyczne konwulsje i porwałby się do miecza (exkomuniki). Nawet i bez spowiedzi, choć po kiełbasie, klęknie się do Komunii, kiedy każe interes pokazać się bigotem. Znałem jednego, który zapomniawszy pacierza, nie umiał nic, tylko świstać leżący na dobry dzień, i na dobrą noc swemu Bogu Jehovah; ażci gdy trzeba było ułowić serce nabożnej katoliczki, trafiam go zdumiony obok tejże cnotliwej duszy z różańcem w ręku, i z świątobliwą miną ruszającego gębą w kościele. Więcej jeszcze: co przedtem w wielki piątek zawijał kiełbasę i huzarską pieczonkę na fundamencie onej lożowej maksymy: wtenczas post, kiedy nie ma co jeść; to w rzeczonym przypadku dla oka swej kochanki, począł za nią małpować poniedziałkowe suchoty. Osądź już WPan, czy tak ohydne praktyki bezbożności i świętokradzkiej obłudy, które ze strony jego braci dotykają naszego Boga i religię, nie powinny autoryzować naszych kościołów, przynajmniej do podobnej przeciw nim ostrożności, jakiej przeciw nam używają loże. Przy drzwiach lożowych stawia zakon szyldwacha z mieczem pod imieniem strasznego brata (Frère terrible) dla wzbronienia profanowi przystępu, nie mieliżbyśmy więc prawa odwetowego do postawienia przy naszym kościele choćby dziada z byczakiem...?".

 

Jak ks. Barruela tak i ks. Surowieckiego okrzyczano za paszkwilarza czerniącego zacne Towarzystwo, które sobie całkiem niewinne zakładało cele. Nie ma teraz potrzeby dowodzenia, że tak ks. Barruel, jak ks. Surowiecki, jak w ogóle całe duchowieństwo z głową swoją na czele, dobrze rozumieli, co się pod masońską kryło tajemnicą; oddają im tę sprawiedliwość w części teraz sami nawet masoni. Tak np. w niemieckim kwartalniku ("Deutsches Vierteljahrschrift", 1841, 1 Heft) w artykule na rzecz masonii pisanym, przez masona, znajdujemy ciekawe te dla nas słowa: "należy przyznać tę sprawiedliwość rzymskiej hierarchii, że cel i znaczenie towarzystwa, równie jak jego wagę wcześniej i jaśniej zrozumiała, aniżeli nawet wielu członków samego towarzystwa".

 

–––––––––––

 

 

Ksiądz Karol Surowiecki. Przez Ks. M. Nowodworskiego. Warszawa. NAKŁADEM REDAKCJI PRZEGLĄDU KATOLICKIEGO. 1870, ss. 48-64.

 

Przypisy:

(1) O broszurce tej nie ma wzmianki u ks. Jarońskiego, prawdopodobnie dlatego, że to już było drugie wydanie przez kogoś innego dawniej 1766 ogłoszonego tłumaczenia. Zdaje się jednak, iż się nie mylimy, skoro wydanie z 1802 roku przypisujemy księdzu Surowieckiemu.

 

(2) Wolter między prorokami, str. 422, 423.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIII, Kraków 2013

Powrót do spisu treści książki
bp. Michała Nowodworskiego pt.

Ksiądz Karol Surowiecki

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: