JANSSEN I HISTORIA REFORMACJI (1)

 

(Tom V, od r. 1580 – 1618)

 

KS. A. KRAETZIG SI

 

––––

 

Czym był straszny on dramat – wojna trzydziestoletnia, co pustosząc Niemcy wstrząsnęła ich politycznymi podwalinami, czy był wynikiem ślepego przypadku, czy nagłym wybuchem religijnych albo politycznych namiętności; czy dziełem papistów i Jezuitów, jak teraz jeszcze idąc w ślad za większą częścią protestantów prostodusznie wielu wierzy; czy tylko logiczną konsekwencją przyczyn dawniejszych, powoli działających – pytanie dla niejednego jeszcze dziejów badacza ciemne i zawiłe, w prawdziwie mistrzowski sposób rozwiązuje nasz znakomity historyk Janssen, w piątym tomie swojego dzieła. Każdy bezstronny czytelnik, przejrzawszy go, musi koniecznie przyjść do wniosku, że ta katastrofa przygotowywała się od dawna i że trzeba było tylko iskierki, by w nagromadzonym palnym materiale wywołać wybuch. Lecz cóż było powodem tej tragedii narodów? Na podstawie dokumentów, których nam Janssen dostarcza, występują głównie dwa ważne czynniki: nieustanne frakcje kalwinistów między sobą i zagranicą przeciw Habsburgom i katolikom a następnie nieokiełzana, brudna polemika wszystkich akatolików z Rzymem. Z dwóch tych punktów patrząc, jasnym jest dla nas odezwanie się Ferdynanda II przy wybuchu wojny w r. 1618 do wysłańca elektora saskiego: "Dzwon ten alarmowy nie sam przez się zabrzmiał w Czechach, lecz uderzono weń od strony Heidelbergu (palatynat elektorski), od strony Hagi i Turynu" i zrozumiałe są dla nas słowa margrabiego Ernesta z Ansbachu do Chrystiana z Anhaltu: "Mamy wreszcie środek w ręku, którym możemy świat przewrócić". I w istocie klucza do otwarcia tej zamkniętej księgi należy szukać w Heidelbergu – u kalwińskiego hrabiego Palatynatu Jana Kazimierza.

 

Kalwinizm już od śmierci elektora Fryderyka III z Palatynatu, który pierwszy z książąt niemieckich doń przystąpił, chylił się politycznie do upadku, groziła mu niechybna zagłada, gdyż Ludwik, syn Fryderyka III, zapalony zwolennik Lutra całą przemocą wprowadzał surowy luteranizm w Palatynacie. Po jego śmierci jednakże zmienił się stan rzeczy. Jako opiekun jego syna, Fryderyka IV, ustanowił się sam Jan Kazimierz hrabią Palatynatu. Zacięty ten kalwinista został politycznym naczelnikiem kalwinistów niemieckich, ba nawet luteranów, przeciw Rzymowi i państwu. Ciekawa to ze wszech miar postać tego "Świętego kalwinistów". Elektor Ludwik z Palatynatu przeznaczył w r. 1583 na opiekunów swego syna Fryderyka obok swego brata Jana Kazimierza trzech gorliwych luterańskich książąt, z tym zastrzeżeniem, ażeby go w luteranizmie wychowywali. Ale Kazimierz, nic nie zważając zgoła na testament, zgromadził wojsko i wkroczył do Palatynatu, wyłączył innych od opieki, obalił cały testament, a kraj zagarnął pod swą władzę. Powszechne powstało oburzenie: sam cesarz wdał się w tę sprawę i nakazał wykonanie testamentu Ludwikowego; ale całą odpowiedzią Jana Kazimierza były słowa: "Kto ma siłę, ma prawo" (2). Na to nie mógł nawet cesarz Rudolf nic poradzić, obiegała nawet pogłoska po Niemczech, że Jan Kazimierz otruł swego brata Ludwika, by skupić rząd w swym ręku. Wypowiada to siostra Ludwika w liście z 17 lutego 1584 r. do księżnej Sasko-Weimarskiej: "Sądzę, że musiał umrzeć, gdyż wszyscy doktorzy i radcy byli kalwinistami". Teraz przystąpiono raźnie do "świętego" dzieła tj. wprowadzenia "prawdziwej religii" – kalwinizmu. Urządzono wprawdzie w Heidelbergu ośmiodniową dysputę między kalwinami i luteranami. Spór ich rozstrzygnęli studenci, występując przeciw kalwinizmowi, naprzód przez świstanie, stukanie i śmiechy, a następnie przez pisemny protest: "Kto nie chce przyznać, że kalwiniści są przez szatana ojca kłamstwa opętani, ten albo nie ma rozumu, albo jest przez szatana zaślepiony" (3). Także deputacja 500 obywateli nie mogła u Jana nic uzyskać. Kościół luterski został zamknięty, uniwersytet musiał przyjąć profesorów kalwińskich, wszyscy luteranie zostali z pedagogiów wyrzuceni, kilkuset kaznodziei zostało wypędzonych z kraju, a to dlatego, że są – jak odpowiedział Jan Kazimierz na przedstawienia elektora saskiego – "nadętą, chciwą grosza i honorów, pyszałkowatą, pijacką hołotą, która wszelki nieład wraz z żarłoctwem, opilstwem, grami, tańcami, do kraju wniosła, i która także ambonie wstyd i hańbę tylko przynosi". Wiedział on dobrze, że luteranie dobrowolnie się nie nawracają, toteż kiedy w Neumarkt wybuchło powstanie, Jan Kazimierz zmusił buntowników głodem do kalwinizmu (4). Smutny stan, w jaki powoli popadł Palatynat, maluje nam Salm w następujących słowach: "Kościoły stały się przybytkami hańby; natomiast piwiarnie cieszą się gęstym odbytem; chrześcijańska moralność zamiera skutkiem bydlęcego opilstwa, gwałconej wiary małżeńskiej i nieczystości". Sam nawet Jan Kazimierz żalił się: "Wśród prostych ludzi szerzy się wszelaka obraza Boża, mordercze bójki, nieczystość, wyuzdane i hulaszcze życie". Ale nie lepszy od innych był "Święty kalwiński" Jan Kazimierz. Nazywano go wprawdzie "Pomazańcem Pańskim", "Pociechą Izraela", "Gedeonem", "Alcybiadesem", ale bieda w kraju, srożąca się między luteranami i kalwinistami wojna ustawiczna, kłopoty pieniężne, nie dały mu znaleźć spokoju i zatruwały życie. Przy tym i pożycie jego z żoną Elżbietą było nadzwyczaj smutne. Nienawiść ku niej doszła do tego, iż ją rzekomo z powodu wiarołomstwa wtrącił do więzienia, a kiedy umarła, "powstało silne podejrzenie, że ją otruł, powiada wieloletni jego poufnik La Huguerye, żeby urzeczywistnić inne zamiary małżeńskie" (5).

 

Taki tedy człowiek był politycznym przywódcą partii wrogiej katolickiemu Kościołowi, cesarzowi i państwu. Jakież były zamysły tego księcia? "Uwikłać państwo niemieckie w wojnę z Hiszpanią, a niemiecką, francuską, niderlandzką sprawę do wspólnej akcji skojarzyć, ażeby za życia cesarza nie dopuścić wyborów, ale naprzód z pomocą Unii przeprowadziwszy bezkrólewie, osadzić na tronie cesarskim Henryka z Nawarry, a natenczas z upadkiem cesarstwa austriackiego odłączą się Czechy i Węgry. Henryk IV jako zwolennik Kalwina, przyciągnie całe Niemcy do kalwinizmu, a wtedy zagłada katolicyzmu stanie się tylko kwestią czasu" (6). I żeby ten plan urzeczywistnić, nie zaniedbał Jan Kazimierz żadnej ku temu sposobności. Pierwszą nastręczyły mu zamieszki akwizgrańskie. Z powodu surowych rządów Alby w Niderlandach, schroniło się wielu kalwinistów i protestantów do czysto katolickiego miasta Akwizgranu; niektórzy z nich zostali nawet przyjęci do Rady, jednak z tym wyraźnym zastrzeżeniem, "że nie będą kusili się o żadne zmiany w rzeczach religii". Niedługo atoli zażądali akatolicy publicznej służby Bożej i kościołów, a ponieważ Rada nie chciała na to zezwolić, zdobyli je przemocą, co więcej wybrali na własną rękę dwóch nowych sędziów obywatelskich, a kiedy katolicy protest przeciw temu założyli, wdarli się do arsenału, obsadzili bramy miasta i zmusili katolicką Radę do abdykacji. Na skargi katolików, posłał wprawdzie cesarz kilku komisarzy do Akwizgranu, ci jednak, jak pisze sam cesarz, "musieli się wrócić wśród urągowisk i wszelkie usiłowania cesarskie spełzły na niczym".

 

Nic również nie wskórała zbrojna pomoc biskupa z Lüttichu i księcia Juliusza z Jülichu; miasta protestanckie Akwizgran posiłkowały, a hrabiowie uważali sprawę Akwizgrańczyków za swoją. Najczynniejszym naturalnie był Jan Kazimierz: "Jego posłowie byli dowódcami i kierownikami protestanckiego stronnictwa opozycyjnego. Liczono na to, ażeby wszystko to – co w świętym państwie z pomiędzy książąt, hrabiów, prostej szlachty, miast, było nieposłuszne, uporne, skłonne do buntu – w jeden węzeł, jeden związek zespolić, a elektor Palatynatu Jan Kazimierz jest najznamienitszą głową wszystkich tych spraw i konspiracyj".

 

Gdyby poszło po jego woli, zgnębionym zostanie wszystko co katolickie i luterskie, wszyscy duchowni (klasztory) zostaną usunięci, a jedynie panoszyć się będzie chciwy krwi kalwinizm "i kalwiński zwierzchnik (w państwie) stanie u steru". Tak powiada Bechtold o Janie Kazimierzu (7) w czasie, kiedy z powodu zamieszek akwizgrańskich tworzono tak zwany protestancki związek hrabiów. Ale jemu nie wystarczało być głową hrabiów: chciał to zjednoczenie rozszerzyć także na miasta, i jedno przymierze hrabiów i miast przywieść do skutku.

 

W tej myśli pracował kanclerz jego Ehem na sejmie w Augsburgu, gdzie właśnie toczyła się sprawa akwizgrańska – a jego usiłowania nie były bezskuteczne, gdyż mógł swemu panu Janowi Kazimierzowi oznajmić: "Wszyscy świeccy są przychylni naszej religii, panowie i miasta przyklaskują nam, wchodzimy z nimi w układy i kładziemy przynajmniej dobry fundament" (8). Związek ten jednakowoż nie przyszedł na razie do skutku. Sprawa dojrzewała powoli. Nowy obrót nadał jej smutnej pamięci arcybiskup koloński Gebhard, który przy tej sposobności wszedł w zdradziecki spisek z zagranicą, rozpocząwszy już przedtem układy z buntowniczymi Węgrami (9). Dlatego właśnie został on wybrany przez Jana Kazimierza na apostoła kalwinizmu na rozkrzewienie "świętej ewangelii w czarnej Kolonii". Gebhard z Waldburga człowiek pozbawiony wszelkiego moralnego poczucia, przy swym wyborze na arcybiskupa kolońskiego zaprzysiągł wszystko, czego od niego żądał papież, ale w tym tylko celu, by zaraz przysięgę złamać i cały elektorat koloński dla luteranizmu lub kalwinizmu pozyskać. O prywatnym życiu tego apostoła krążyły najgorsze wieści: "że prowadzi rozwiązłe życie, wśród miłośnic i opojów; że się zaręczył z hrabianką Mansfeld, że pozbawił życia w tyrański sposób troje czy czworo ludzi". To rozgłaszano już po jego intronizacji. To pewna jednak, że występował publicznie ze swoją nałożnicą. Bracia jej nalegali, by wszedł z nią w związki małżeńskie, co też i Gebhard uczynić obiecał. Według ówczesnego prawa, uznanego nawet przez wszystkich protestantów, biskup przystępujący do luteranizmu tracił ipso facto biskupstwo. Gebhard chciał się ożenić, ale zarazem i biskupstwo zatrzymać, a stąd popadł w kolizję z Kościołem i ustawą państwa. Z tej matni wydobył go Jan Kazimierz. Doradził Gebhardowi, by się czym prędzej ożenił, elektorat zamienił na księstwo świeckie i został kalwinem: "że on w tym celu gromadzi już wojsko, zawiązuje stosunki z Francją, od której oczekuje pieniędzy i posiłków, co więcej że ma wszystkich hrabiów na swe usługi'' (10). Po tym przyrzeczeniu ze strony Jana Kazimierza, "oświecił wreszcie Duch Święty arcybiskupa". "Moje sumienie skłania mię – tak pisze do protestanckiego biskupa Bremy – do wyrzeczenia się błędów papiestwa, zaślubienia panny Mansfeld i utrzymania elektoratu dla swych potomków". Katolikom przeciwnie przysiągł "że woli raczej umrzeć, niż religię zmienić". Hrabiemu Palatynatu Janowi Kazimierzowi przysięgał, że chce zostać kalwinem, luteranom że przyjmie naukę Lutra. Piękny zaiste wzór apostoła czystej ewangelii! Łatwo mu już było po takich przysięgach przyprowadzić do skutku "pobożne dzieło" tj. wszedł w związki małżeńskie ze swą wybraną. Godna to była para, wart był "Pac pałaca a pałac Paca".

 

"W Attendorn, tak pisze Kleinsorgen (11), pił Gebhard ze swą młodą małżonką przez cały dzień, w nocy zaś urządził z nią taniec na cmentarzu, przy czym górnicy śpiewali sprośne pieśni, którym on sam w śpiewie dopomagał". Następnie wpadł z tłumem ludu do kościoła, potłukł młotem ołtarze i wszystkie obrazy postrącał. Kaznodzieja Mateusz rozbił puszkę z Najświętszym Sakramentem a hostie kazał nogami podeptać. "Raz znowu, ujrzawszy Gebhard krucyfiks na cmentarzu, rzekł do żołnierza: idź mój kochany i przebij go, jeżeli krew popłynie, to ją przynieś do mnie" (12). Takim był "złotrzony Gebhard z Kolonii". Jednakże nie powiodły mu się zamiary jego w zupełności. Kapituła katedralna wystąpiła przeciw niemu stanowczo a obywatele nie chcieli o takim panu ani słyszeć. Rzym rzucił nań klątwę i złożył z godności a z nowej urny wyborczej wyszedł brat księcia bawarskiego Ernest, który z pomocą katolickich Stanów siłą zbrojną wywalczył biskupstwo. Jan Kazimierz, któremu Gebhard również poprzysiągł, że chce zostać kalwinem, zaczął zbroić się do wojny przeciw Ernestowi bawarskiemu, pisał do "dziewiczej" królowej angielskiej Elżbiety, do króla duńskiego o pomoc, usiłował księcia de Bouillon nakłonić do udziału, niemniej Saksonię, Brandenburgię i księcia Oranii w Niderlandach.

 

Najwięcej gotowości znalazł Kazimierz u króla Henryka z Nawarry. Ten posłał osobnego posła Jakuba de Segur Pardeillana do Londynu z oznajmieniem "że protestanccy książęta Niemiec zgodzili się, by przeszkodzić obiorowi króla z domu austriackiego, gdyż zmiana religii ze strony Gebharda w samą porę nastąpiła; że królowa ma posłać do Niemiec 200.000 talarów, on zaś przyśle równocześnie sporą sumkę i wiele klejnotów, że związek protestancki będzie o wiele silniejszym niż liga katolicka, by domowi austriackiemu i papieżowi, temu «potworowi» koniec położyć a prawowiernej religii (kalwinizmowi) zapewnić zwycięstwo" (13). Elżbieta zgodziła się chętnie na to, wysłała poselstwo do króla duńskiego, a następnie do Stanów generalnych. Tak zdawał się być gotowym związek protestancki, który miał najprzód obronić sprawę Gebharda a potem Austrię korony pozbawić. Naczelnikiem jego w Niemczech mianowano Jana Kazimierza, który w rzeczy samej wkroczył z wojskiem do elektoratu, paląc i pustosząc po drodze wszystko, ale wreszcie pobity przez bawarskie wojsko z pośmiewiskiem i hańbą ustępować musiał. Tymczasem jego pupil Gebhard, co dzień niemal się upijając a stąd niezdolny do żadnego działania, uciekł razem ze swą wybraną do Anglii pod skrzydła angielskiej królowej. Ta jednakże obeszła się z czcigodną parą nader zimno: a to dlatego "że nie wszedł w związki małżeńskie z pobudek wiary, ale cielesnych". Jako jałmużnę na życie dała mu 2000 talarów. Gorzej jeszcze szło Agnieszce. Zawiązała ona zbyt czuły stosunek z ulubieńcem "angielskiej królowej, hrabią Essex, za co ze wstydem i hańbą wypędzoną została z Anglii". Gdyby się był plan Jana Kazimierza udał, zasiadałaby większość w elektoracie protestantów; w ten sposób byłaby Austria przepadła, a Henryk z Nawarry zapewne by zasiadł na tronie niemieckim. "Tak tedy udaremniony został wielki zamach na konstytucję państwa i religię" (14), lecz tylko na jakiś czas, bo jak zapewniał elektor w Heidelbergu (Jan Kazimierz) sprzymierzeni dokażą tego, że państwo więcej już nie zazna spokoju.

 

Tak pisał jeden z radców Moguncji w roku 1584 i miał słuszność. Bo chociaż pierwsza próba w Kolonii się nie powiodła, to Jan Kazimierz wziął się na nowo do dzieła. Sposobność do tego nastręczyły mu stosunki we Francji, pod rządem bezdzietnego króla Henryka III. Henryk IV chociaż kalwin rościł sobie pretensje do następstwa. Liga dążyła do przeszkodzenia temu a Henryk IV, nie chcąc dobrowolnie ustąpić, oglądnął się za pomocą, i znalazł ją u Elżbiety i Jana Kazimierza. Elżbieta przedstawiała królowi duńskiemu i Janowi Kazimierzowi: "że Papież chce wszystkich książąt do uległości przywieść i gromadzi ogromne wojska, naprzód na wygubienie Hugenotów we Francji, że zatem obowiązkiem jest wszystkich protestanckich mocarstw utworzyć wielką ligę przeciwko papieżowi, stąd też winni książęta porozumieć się przez posłów, a ona dostarczy pieniędzy aby za nie Jan Kazimierz zaciągnął 20.000 jazdy i 10.000 piechoty, na których czele ma wkroczyć do Francji" (15). Jan Kazimierz zgodził się na ten plan. Sfabrykowano zatem w Heidelbergu paszkwil "Famoslibell", w którym odmalowano biednym Niemcom w czarnych kolorach wiszące nad nimi niebezpieczeństwo. Donoszono tam, że Hiszpanie stoją już uzbrojeni na granicy swego kraju, którego władcą nie jest cesarz lecz Filip II, że papież (Sykstus V) rzucił klątwę na Niemcy i oddaje je Hiszpanom na "spustoszenie ogniem i mieczem", na "krwawe jatki", a wszystko to głównie skierowane jest przeciw kalwinistom i luteranom. Że nagromadzono ogromne w tym celu skarby, a w Pradze odkryto okropne rzeczy, mianowicie zabiegi Jezuitów, zmierzające do wymordowania wszystkich zwolenników augsburskiego wyznania. Odezwie tej przywtórzał najbardziej doktor Łukasz Osiander, zwłaszcza co do Jezuitów: "Szatan skazał przez swych powierników Jezuitów wszystkich luteranów na śmierć. Te chytre «dzieci szatana», «wysłańcy piekła» gromadzą potajemnie broń, przebierają się, stroją się w złote łańcuchy dla zamaskowania się, a na to tylko aby wygubić wszystkich pobożnych chrześcijan, przeciwnych ich bałwochwalstwu, i wywołać straszną rzeź w Niemczech i innych królestwach" (16). Do dania wiary tym baśniom przyczyniło się niemało, że Sykstus V wykluczył od następstwa tronu zarówno Henryka IV jak i księcia Condé we Francji. Rozwścieklony niemal tym Henryk, polecił Janowi Kazimierzowi zgromadzić jak najliczniejsze wojsko, które pod jego dowództwo poddawał, a tytułując Elżbietę "głową wielkiego związku", ofiarował się "jako posłuszny wódz" na jej usługi. Jan Kazimierz usiłował z pomocą Francji i Elżbiety tak elektorat jak i Brandenburgię pozyskać dla siebie, co mu się jednak tylko w Dreźnie udało. Jan Jerzy Brandenburski odpowiedział, "że nigdy nie był przychylnym związkowi, który się począł we Francji" i że sprawa Nawarczyka nie wyjdzie na dobre kalwinistom.

 

Mimo to zawarł w r. 1583 Jan Kazimierz i jego sprzymierzeni w Niemczech układ z Henrykiem z Nawarry, wyprawił wojska swoje za angielskie pieniądze zrekrutowane pod wodzą pruskiego burgrabiego Fabiana z Dohny do Alzacji, gdzie się tenże połączył z księciem Buillon, i nieszczęśliwy ten kraj, chociaż do Niemiec należący, w straszliwy sposób spustoszył. Było to jednak tylko częścią jego zadania: trzeba było nadto zawrzeć wielki protestancki a raczej akatolicki związek i jego ostrze zwrócić przeciw domowi habsburskiemu i Rzymowi. W tym celu toczyły się ustawiczne rokowania i w r. 1591 zgromadzili się elektor brandenburski, saski, książę anhalcki, przedstawiciele miast, przede wszystkim Jan Kazimierz, w Torgawie, i zawarli między sobą przymierze zaczepno-odporne przeciw "Rezerwatowi kościelnemu" (reservatum ecclesiasticum) tj. przyrzekli sobie wzajem, przy tym co katolikom bezprawnie zabrali i co jeszcze odbiorą, pozostać i tegoż bronić. Omawiano też sprawę Henryka z Nawarry, który przyrzekał po uzyskaniu korony francuskiej popierać związek i posłać im w pomoc 2.000 jazdy i 6.000 piechoty. W zamian obiecywali mu sprzymierzeni: ponieważ państwo nie może już dłużej zostawać pod berłem papieskim, trzeba się postarać o innego cesarza i inny rząd (17), tymczasem wszystkie siły mają ku temu zmierzać, ażeby Henryk odniósł zwycięstwo. Nadto należy wciągnąć do związku Niderlandy (książę Orański), a tak osiągnięty będzie cel. Brakowało jeszcze do ukonstytuowania związku tylko kilku formalności, gdy wtem umiera Jan Kazimierz książę Palatynatu w r. 1592. Sprawę związku musiano odroczyć, protestanci i kalwiniści pogrążeni byli w ciężkiej żałobie: "że zmarł pomazaniec Pański, nasza pociecha i nadzieja, a góry i doliny, liście i trawy, niechaj tak długo rosa was nie zwilży, aż pomazańca Pańskiego opłaczecie". Odetchnęli natomiast katolicy, gdyż pękła sprężyna związku. Spokój ten jednakże nie trwał długo, gdyż protestanci pomimo zaprzysiężonego pokoju religijnego nie ustawali w swej propagandzie, i tak zreformowali całe biskupstwo strasburskie (18). Wojna zniszczyła Alzację, Turcy popierani przez Elżbietę, która sułtanowi dała do zrozumienia, że Anglicy przychylniejsi są dla Muzułmanów niż dla Chrześcijan, zagrozili ponownie Węgry, i cesarz został ich lennikiem. Henryk IV francuski, ofiarował sułtanowi najwierniejszą przyjaźń i otrzymał od niego odpowiedź: "że będzie go (Henryka), jako wroga obłudnej służby bałwochwalczej, całą siłą wspierał", a także, że: "miło mu (sułtanowi) na tronie francuskim ujrzeć króla, który jest wrogiem Hiszpanii i papieża" (19). Nie skończyło się jednak na uprzejmych zapewnieniach: "Posłowie Anglii i Francji – tak pisze Wenecjanin Matteo Zane – naradzali się ciągle z wielkim wezyrem, ażeby użyć całej tureckiej potęgi przeciw Hiszpanii i Austrii, i donoszą mu wszelkie nowiny ze świata chrześcijańskiego, a pośrednikami ich są żydzi". Piękne towarzystwo! Równocześnie i dzieło Jana Kazimierza nie miało długo zostawać bez głowy: jego miejsce zajął kalwiński elektor Fryderyk IV z Palatynatu. Ten podjął tradycje Palatynatu: korzystał z wszelakich bied państwa, żeby dawny plan uskutecznić. Na zgromadzeniu w Heilborn odmówił posiłków przeciw Turkom, ale dla Henryka IV kazał gromadzić pieniądze i wojska tak, że poseł francuski Duplessi Mornay z tryumfem pisał do Paryża: "Wrzucimy Niemcy w ogień, i będziemy starali się skorzystać z ich śmierci". Przy tym pogardzał on z głębi serca niemieckimi książętami protestanckimi: "Nazywam ich ewangelickimi, chociaż nie mają oni w sobie nic ewangelickiego prócz nazwy". A jednak starał się Henryk IV zarówno przez Duplessis'a jak przez Bongars'a pod pozorem, że się to przeciw Hiszpanii dzieje, nakłonić tych protestanckich książąt do wielkiego związku przeciw Austrii; brały w nim udział Francja, Anglia i Stany generalne. Elektor Fryderyk IV, margrabia Fryderyk z Ansbach, Maurycy z Hessen-Kassel wytężali w tej sprawie swe siły. W tym celu zebrali się oni w Ambergu; nie mieli jednak jeszcze odwagi jawnie wystąpić, gdyż pod ten czas zdobyli Turcy Erlau "klucz świata chrześcijańskiego", a tylko twierdza Raab broniła przed napadem na Wiedeń. Okrzyk przerażenia przebiegł Niemcy, i zmusił "umawiających się" do ostrożności.

 

Smutnym był Sejm w Regensburgu, na którym cesarz domagał się posiłków przeciw Turkom. Największy opór stawił palatynat elektorski (Fryderyk IV), stojący w związku z elektorem Joachimem Fryderykiem Brandenburskim (zmarły elektor Jan Jerzy choć luteranin zawsze był wierny państwu i cesarzowi) z księstwem Dwu Mostów, Ansbach, Baden, Durlach, trzema Hessen i Anhalt, i nie tylko na nic nie zezwolił, ale nawet wytoczył zarzuty i skargi przeciw sejmowi. Cała odpowiedzialność za te wszystkie konspiracje spada na palatynat elektorski, wołano w całym państwie i słusznie. – Fryderyk IV nowy "Gedeon", godny w apostołowaniu następca Jana Kazimierza, na wskroś niegodny książę, głowa prawie ograniczona, zostawał w zupełnej zawisłości od praktyk zagranicy (20). Brakowało mu, według zeznań współczesnych, nawet luteranów, wszelkich zdolności do sprawowania rządów, a nawet ci, pod których wpływem zostawał, skarżą się coraz to więcej "na jego nieznośny zwyczaj, gdyż co chwila miota on najstraszniejsze bluźnierstwa i obelżywe słowa". "Z małżonką swoją obchodził się z oburzającą dzikością i tyraństwem". Kiedy w r. 1596 zaraza jego poddanych dziesiątkowała, on się wcale o nich nie troszczył. Dziennik jego pozwala nam najlepiej poznać nędzną tę kreaturę: z największą ścisłością zapisywał on wszelkie rozrywki myśliwskie, maskarady, pijatyki, bale, przegrane (21), podczas gdy poddanych jego trzebiła zaraza, a kalwiniści i luteranie wzajem się mordowali. Nadto z powodu nadmiernego picia był bardzo skłonny do apopleksji. Wreszcie i wspólnikom było tego wszystkiego za wiele. Hans Schweinichen, towarzysz legnickiego księcia Fryderyka, sławny nader opój, pisze: "Bawiliśmy trzy tygodnie u palatyna (w Heidelberdze), cały czas spędzając na piciu, jedzeniu i tańcach, on (Fryderyk IV) jest to w istocie dziwny pan, który nic nie umie tylko pić". Dwór jego liczył 678 osób. Nie dziwota więc, że spotrzebowano rocznie 400 beczek wina, 2000 korcy żyta, 2500 pszenicy, 9000 jęczmienia etc. "i że wreszcie w r. 1599 skarbnik oświadczył, że palatyńska kasa straciła wszelki kredyt, a do zapobieżenia biedzie nie ma absolutnie żadnych środków" (22). Taki to człowiek był głową i "kierownikiem" partii rewolucyjnej, apostołem czystego ewangelizmu, albo kalwinizmu! – naturalnie tylko przez swoich radców i ministrów. Ulegał on we wszystkim woli Henryka IV. Ten zawarł wprawdzie r. 1598 pokój z Hiszpanią, co więcej przyobiecał uroczyście papieżowi Klemensowi VIII prowadzić wojnę z odwiecznym wrogiem chrześcijaństwa, przywieść do skutku ligę między Francją, Niemcami i Polską, ale równocześnie kazał on zapewnić sułtana, że "przyjaźń między Francją i wysoką Portą jest nadzwyczaj korzystną", a zarazem podżegał niemieckich protestantów, zwłaszcza Fryderyka IV, "żeby się z generalnymi Stanami przeciw Hiszpanii połączyli, która silnie popierała zamysły papieża tj. związek przeciw Turkom". U Fryderyka IV znalazł Henryk chętny posłuch. Siejąc najbezczelniejsze kłamstwa, o papieskiej uniwersalnej monarchii, a skutkiem tego o całkowitym wytępieniu akatolików, przywiódł do skutku w marcu 1599 r. frankfurcki sejm, na którym stawili się wszyscy więksi protestanccy i kalwińscy książęta, gdzie też większością głosów uchwalono: zaciągnąć 6000 wojska, wejść z Holandią, Danią, Anglią w ścisłą "korespondencję", zmusić katolickich duchownych panów i miasta, żeby pieniężnie przyczynili się do tego przedsięwzięcia, a jeśliby "bezsilny cesarz" przeciw temu występował, nic sobie z niego nie robić. Do Henryka IV wyprawić poselstwo z oświadczeniem, że niemieccy książęta będą go w wojnie przeciw Hiszpanii wspierać i wybiorą go "protektorem'' Niemiec. I rzeczywiście zebrano wojsko, ruszono przeciw Hiszpanom (Mendoza), którzy nad Renem stali, spustoszono straszliwie katolickie biskupstwa, ale wojsko to żołdownicze zostało w puch rozbite i znowu rozwiały się plany rewolucji przeciw cesarzowi, państwu i papieżowi. Na nowo rozpoczął intrygę Henryk IV przez swoją podatną kreaturę elektora Fryderyka IV, któremu pisał, że "jego przywiązanie do religii reformowanej nie zmniejszyło się przez wyznanie nantejskie, co więcej, że chce się jeszcze więcej do niej zbliżyć" (23). Znowu zwołał Fryderyk IV "współspiskowców" do Frankfurtu. Nic tam wprawdzie nie przyszło do skutku, ale powzięto doniosłe na przyszłość postanowienie: "Nie tylko w sprawach religii, w uchwaleniu podatków, w posiłkach przeciw Turkom, ale także w stanowieniu wszelkich praw, mniejszości (akatolików) nie krępuje absolutnie większość (katolicy) – przeciwne bowiem postępowanie nie zgadza się ani z wolą Bożą ani z tradycją". W ten sposób wstrząsnęli całym ustrojem państwowym i jego prawami. Pokazało się to jasno w tak zwanym sporze o cztery klasztory, które protestanci zabrali katolikom, wypędziwszy wprzód naturalnie "bałwochwalców", "papizm". Katolicy odnieśli się do trybunału państwa i do cesarza; ci rozstrzygnęli spór (w trybunale państwa była większość zasiadających protestancka) naturalnie na korzyść katolików, ale "duch rewolucji", Fryderyk IV, doprowadził do tego, że wyrok trybunału nie odniósł skutku, a on wraz ze spiskującymi chwycił za oręż, aby przeciw cesarzowi i katolickim stanom bronić uzurpatorów. "Prawa państwa leżą bezsilne, zdeptane" powiadali nawet wierni protestanci.

 

Fryderyk IV posunął się jeszcze dalej. Turcy szerzyli swe podboje w 1610 r., zajęli Kanissę i stanęli u bram Styrii. Po dwakroć Rudolf, który przecież popierał Stany generalne i wstawiał się za nimi u innych protestanckich książąt, błagał elektora o "zmiłowanie" i "we wzruszający sposób o spieszną pomoc", ale na próżno. Na zebraniu protestantów w Friedbergu postawiono nawet zasadę, że "można od cesarza apelować do Stanów" (24), albo jak nadworny prawnik palatyński twierdził "do elektora palatynatu" (Fryderyka IV). Przy tym nieustannie umawiał się elektor i Maurycy Saski z Henrykiem IV, co do nowego wyboru króla "w każdym jednak razie ma być dom Habsburski wykluczony". Namawiano nawet Maksymiliana Bawarskiego, czysto katolickiego księcia, żeby wystąpił jako rywal, czego atoli tenże odmówił. I wtedy dopiero porzucono sprawę Henryka, kiedy arcyksiążę Maciej, podniósłszy rokosz przeciw bratu i złączywszy się z Palatynatem i innymi protestanckimi Stanami, rzucił się całkowicie w objęcia kalwinizmu, zarówno w Niemczech jak i na Węgrzech (25). Fryderyk IV wziął w swą opiekę rewolucję na Węgrzech i Siedmiogrodzie, niemniej i zdrajcę Boczkaja, "który w jednym roku więcej klęsk zadał, niż Turcy w długoletnich wojnach" (26). Lecz po tym wszystkim był (Fryderyk IV) tylko ślepym narzędziem Henryka IV, "ażeby gdzie tylko można dom habsburski kłopotu nabawić". Nacierał nieprzerwanie na to, aby nareszcie przyszła do skutku w Niemczech Unia protestancka, opieszałych protestantów miały skłonić do przystąpienia do niej groźne wieści, które Fryderyk kazał wszędzie rozszerzać o praktykach Jezuitów, papieża (27) i ligi (28). Palatynat elektoralny zerwał sejm w Regensburgu z r. 1608, podburzył Macieja i Rudolfa. Dziewięć "krwawych praktyk papieża i jego piekielnej czeredy Jezuitów" przeciwko luteranom zostały na nowo puszczone w obieg (29), a wskutek tego dał się pozyskać nawet Joachim brandenburski, który się długo wzdragał przed "nowym związkiem szmalkaldzkim". Saksonia elektorska, Wirtemberg, które kalwinistów (Palatynat elektoralny, Anhalt) w równej mierze, jak katolików nienawidziły, dały się skłonić posłowi angielskiemu i duńskiemu, że "nie oglądając się na religijne nieporozumienia – przystąpią do tego związku" (30).

 

Dnia 16 maja zebrali się więc w Ahausen książęta, i wysłannicy wszystkich stanów niekatolickich i zawarli Unię: "Sonderbund", mającą na celu rzekomo bronić religii, w rzeczywistości zaś postępować w duchu listu związkowego, którego autorem według wskazówek Henryka IV już w r. 1606 był Chrystian z Anhaltu (31). Na czele tego związku stanął Fryderyk IV z Palatynatu, który wniósł, "aby związkowi zaraz się zbroili i uderzyli na Czechy", a to dlatego "ażeby kierownictwo sprawy odebrać radcom praskim (cesarza) a oddać je państwu (Unii)". To było zadaniem głównym całej Unii, a poza tym wszystkim czyhał Henryk IV na koronę cesarską. Pierwszym owocem Unii było, że Maciej któremu jego brat najpiękniejsze kraje wydarł, przyłączył się do niej; w Wiedniu i całym księstwie austriackim nadał protestantom wolność religijną, którą później ci tak zrozumieli, że "kiedy im się spodoba, będą mogli Macieja wypędzić". Tak oświadczył bez ogródek "głowa i rzecznik protestantów", "ich ewangelicki trybun" baron Jerzy Tszernebl (32). Ten zaproponował nadto księciu Chrystianowi anhalckiemu za pośrednictwem hrabiego Stahremberga związek przeciw Maciejowi. Związek ten miał na oku przede wszystkim Wiedeń. "Jeśli Wiedeń posiądziemy, to domowi austriackiemu zostaną tylko Czechy i Śląsk, gdyż Turcy pomogą nam; w ten sposób będziemy mogli przeciwnikowi opór stawić, ale także zhołdować wszystko naszej religii i zreformować". Maciej nie widział dla siebie innego sposobu wyjścia, jak tylko oddać się i zezwolić na wszystko, czego się odeń domagano. "O Macieju! pisał arcyksiążę Leopold, wy jesteście powodem ruiny własnej i naszego domu" (33). Mefistofelesem Macieja był wiedeński biskup Melchior Klesl, którego słusznie nazywano "dżumą domu austriackiego" (34). Ten "zażarty wróg domu austriackiego" (35) zostawał w rozległej korespondencji z rokoszanami w Węgrzech, z Unią, Francją i zdradzał to Macieja, to Rudolfa, to znowu protestantów, jak mu potrzeba było. Za to atoli ściągnął na siebie "jako zdrajca" powszechną wzgardę Niemiec. (C. d. n.)

 

X. A. Kraetzig.

 

–––––––––––

 

 

"Przegląd Powszechny", Rok czwarty. – Tom XIV (kwiecień, maj, czerwiec 1887), Kraków 1887, ss. 381-395.

 

Przypisy:

(1) Zobacz "Przegląd Powszechny", tom X, str. 177, 376, tom XI, str. 221, tom XII, str. 91.

 

(2) Str. 57.

 

(3) Str. 59.

 

(4) Str. 162.

 

(5) Str. 105.

 

(6) Str. 85.

 

(7) Str. 21.

 

(8) Str. 22.

 

(9) Str. 25.

 

(10) Str. 9.

 

(11) Str. 34.

 

(12) Str. 35.

 

(13) Str. 42.

 

(14) Str. 54.

 

(15) Str. 66.

 

(16) Str. 72.

 

(17) Str. 88.

 

(18) Str. 108.

 

(19) Str. 112.

 

(20) Str. 124.

 

(21) Str. 130.

 

(22) Str. 131.

 

(23) Str. 149.

 

(24) Str. 164.

 

(25) Str. 248 itd., str. 293 itd.

 

(26) Str. 250.

 

(27) Str. 250.

 

(28) Str. 261-272.

 

(29) Str. 299.

 

(30) Str. 301.

 

(31) Str. 301, 305.

 

(32) Str. 561.

 

(33) Str. 565.

 

(34) Str. 692.

 

(35) Str. 698.

 

( PDF )

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXIV, Kraków 2014

Powrót do spisu treści dzieła ks. A. Kraetziga SI pt.
Janssen i historia reformacji

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: