POSTĘP DUSZY

CZYLI

WZROST W ŚWIĘTOŚCI

 

O. FRYDERYK WILLIAM FABER

 

ROZDZIAŁ XVII

 

Skrupuły

 

Skrupulat naprzykrza się Bogu, drażni bliźnich, męczy siebie i zadręcza kierownika swego sumienia. Można by całe tomy spisać na potwierdzenie tego zda­nia; jednakowoż czytelnik winien je albo przyjąć na wiarę, albo po prostu zapoznać się z jakimś skrupulatem.

 

Każdy, kto się znajduje w kłopocie i utrapieniu, zasługuje na współczucie; lecz współczucie to słabnie, gdy winę strapienia trzeba przypisać jemu samemu, a już zupełnie ustępuje, gdy przyczyną strapienia jest własny jego upór. Otóż ten właśnie wypadek zachodzi u skrupulatów podczas pierwszego okresu ich choroby, zanim się staną nieuleczalni. Dla leka­rzy duchownych są oni prawdziwą udręką, a ulecze­nie ich jest tak trudne, że Bóg spuszcza niekiedy na przyszłych kierowników sumień skrupuły w spo­sób nadprzyrodzony, by przeszedłszy je sami, umieli potem pielęgnować innych, dotkniętych tą chorobą.

 

Odróżnienie pokusy od grzechu stanowi znaczną część wiedzy o życiu duchownym, a skrupuł można prawie określić jako zawinioną niewiedzę w tym względzie. U innych można łatwo odróżnić skrupuł od grzechu, lecz by samemu nie być skrupulatem, należy potrafić to samo u siebie lub przynajmniej umieć zaufać, zdać się z tym na kierownika sumie­nia. Stąd już widać, w czym leży szkodliwość skru­pułów, które wprawdzie same nie są grzechem, lecz utrzymują nas w tak złym usposobieniu, że niepo­strzeżenie mogą przejść w grzech, a nawet i bez tego bywają źródłem wielu grzechów pod pozorem dobrego. Są one małymi ośrodkami śmierci duchowej, rozsianymi po duszy, czymś w rodzaju ospy moralnej.

 

Jest to prawdziwe nieszczęście, że o skrupulatach mówi się zawsze z większym współczuciem, niż na to zasługują, wskutek czego dopatrują się oni w swoich skrupułach jakiejś wewnętrznej próby du­szy, co istotnie niekiedy się zdarza, lecz bardzo rzadko. Nieszczęściem też jest, że w potocznej mo­wie używa się często słowa skrupuły w dobrym znaczeniu, jak gdyby przedstawiały one coś dodatniego, jako bliskoznacznik sumienności. Przeto byłoby wielce pożądanym, żeby ludzie dobrze pojęli tę prawdę asce­tyczną, iż w skrupułach nie masz nic dodatniego, żad­nej wartości intelektualnej, żadnej moralnej zasługi, słowem, ani najlżejszego cienia dobra duchownego. Za to jest przewrotność, jest złość zapewne godna li­tości, lecz takiej tylko, jaką się okazuje tym, co idą na szubienicę.

 

Franciszka z Pampeluny widziała wiele dusz, w czyśćcu cierpiących jedynie za skrupuły, a gdy się nad tym zdumiała, rzekł jej Pan, iż nie ma skrupułu, któryby całkowicie był wolny od grzechu. Oczy­wiście, nie odnosiło się to do skrupułów nadprzyrodzonych, do których niebawem przejdziemy. O skru­pułach jako takich wypada powiedzieć, że są one nie tylko złe same w sobie, lecz też stają się źródłem niewyczerpanym innych win, z których bodaj naj­cięższą jest odstraszanie ludzi od dążenia do dosko­nałości i od jarzma życia wewnętrznego.

 

W teologii określa się skrupuł jako próżną obawę grzechu tam, gdzie nie ma powodu ani rozumnej pod­stawy do podejrzewania grzechu; etymologicznie wy­prowadza się go od kamyka, który dostawszy się do obuwia, obciera i rani stopę za każdym krokiem, co istotnie wcale trafnie wyraża jego skutki w życiu duchownym. Podobnie możemy porównać skrupulata do płochliwego rumaka, który cofa się, zamiast po­stępować naprzód, nie słucha wędzidła, gniewając jeźdźca i doprowadzając go do ostateczności. I on bowiem zmykając przed cieniem grzechu urojonego, wpada w grzechy prawdziwe, a tyle w tym wszystkim kryje się pychy, że nawet tak uprzejmy spo­wiednik jak św. Filip ani kwadransa czasu nie tra­cił z tymi, którzy odmawiali ślepego posłuszeństwa wskazówkom im udzielonym. Należy przeto odróżniać skrupuły od czułości sumienia, którą można poznać nie tylko po roztropności, lecz w jeszcze większym stopniu także po spokoju; nie utożsamiają się też one z grubym sumieniem, lecz zdaniem Gersona, są odeń trudniejsze do wyleczenia.

 

Pierwszym zagadnieniem do rozważania będą dla nas przyczyny skrupułów. Bywa ich trzy: Bóg, szatan albo my sami czyli duch ludzki, na który się składa zarówno ciało jak i dusza.

 

Po pierwsze zatem skrupuły mogą pochodzić od Boga. To są właśnie owe skrupuły, które na­zwałem nadprzyrodzonymi. Bóg dopuszcza je na nas z różnych powodów. Czasem mają nas one przygo­tować na kierowników dusz, którym niezmiernie po­trzebna jest znajomość praktyczna skrupułów, by mogli innych z nich wyprowadzać. Kiedy indziej sta­nowią one próbę zewnętrzną, którą mistycy zwą oczyszczeniem ducha, a wtedy owocem ich jest to, że uwalniają nas od zbytniego przywiązania do sło­dyczy duchowych i do niezwykłych łask Bożych, stają się nam czyśćcem na ziemi i miarkują gorączkową działalność miłości własnej. Bóg za ich pomocą oczyszcza nas z dawnych win, karząc nas za nie w sposób najstosowniejszy, choć niesłychanie dotkliwy, utwierdza w zbawiennej bojaźni i upokarza nas w rze­czy, najbardziej się nam dającej we znaki. Dzieje się to po prostu przez cofnięcie światła, w którym prze­bywała dusza przedtem bez swej zasługi. Pod wpły­wem takiego przyćmienia łaski św. Bonawentura wstrzymywał się od sprawowania Mszy świętej, św. Ignacy nie chciał przyjmować pokarmu, Hipolit Galantini czuł się zanurzonym w morzu skrupułów, św. Ludgarda tylokrotnie odmawiała swoje pacierze, aż Bóg przez swego anioła zakazał jej tego, św. Augu­styn zaś, jak sam opowiada w Wyznaniach, był drę­czony skrupułami co do naturalnej przyjemności, jaką odczuwał w jedzeniu i piciu.

 

Po drugie mogą skrupuły pochodzić od sza­tana, który jest ich pozytywną przyczyną – od­miennie, aniżeli Bóg, który je tylko dopuszcza. Św. Wawrzyniec Justiniani powiada, że często się zdarza, iż szatan ze zrządzenia Bożego zmąca wątpliwościami słabsze sumienia i dręczy je przykrymi obawami, tak że nie mogą postawić kroku bez tych niepoko­jów sumienia. Owszem, jego upór i natarczywość osiąga nieraz nawet ten skutek, że w grzech ciężki obraca to, co właściwie jest grzechem lekkim lub nie jest grzechem w ogóle. Celem szatana bywa stale, oczywiście, grzech prawdziwy; dobrze on sobie zdaje sprawę z tego, że skrupuły są niczym innym, jak drogą okrężną do grzechu, która bynajmniej nie staje się mniej pewną przez to, że jest okrężna.

 

Wreszcie po trzecie niewyczerpaną wprost stu­dnią tego całkiem niezaszczytnego obłędu jesteśmy my sami, zarówno w części naszej duchowej jak i cielesnej i to jest najpraktyczniejszy dział naszego rozważania, nad którym najdłużej się nam wypadnie zastanawiać.

 

Przyczyny skrupułów, pochodzących od duszy są dwojakie: wewnętrzne albo zewnętrzne. We­wnętrznych przyczyn mamy pięć. Pierwszą jest nieumiejętność rozeznania między po­kusą a zezwoleniem, o czym mówiłem w ostat­nim rozdziale. Trudno zbyt dużo powiedzieć, gdy się mówi o szkodach, stąd płynących; tak wiele spraw cierpi z tej nieszczęsnej nieświadomości.

 

Drugą przyczyną skrupułów jest ukryta py­cha, która objawia się w obstawaniu przy swoim sądzie. Niewielu jest ludzi, którzy by nie mieli swych ulubionych przekonań, których się trzymają kurczowo ze śmieszną uporczywością. W innych rzeczach mogą oni być prawdziwie pokorni, mogą nawet posiadać pewien zasób pokory intelektualnej, lecz jakoś nie dają się przekonać o niedorzeczności swego uporu. Jeżeli będzie chodziło o zagadnienie teologiczne, to w dzie­sięciu wypadkach na jedenaście popadną niebawem w herezję. Po prostu zamykają oczy na dowody strony przeciwnej. Nawet sami tego nie podejrzewając, na­ciągają do swego zdania najwyraźniejsze orzeczenia teologów, których powagi niepodobna postawić pod znakiem zapytania. Z rozmowy wynoszą wrażenie wprost przeciwne temu, jakie zamierzał ich rozmówca. Jeżeli jest w teologii jakiś przedmiot, o którym nie możemy rozprawiać bez podniecenia i zacietrzewie­nia, to możemy być pewni, iż prawdopodobnie mylne o nim posiadamy zdanie. Ilekroć zaś ten upór rozumu dotyczy jakiegoś zagadnienia życia duchownego, zaw­sze staje się źródłem skrupułów i to źródłem, za­trutym przez złe usposobienie. On był korzeniem, z którego wyrósł jansenizm i kwietyzm, on też, jak zapewniają wielcy pisarze, w cichości życia osobi­stego a nawet zakonnego, wypacza nieustannie du­sze. Bezpieczny i szczęśliwy zaiste ów człowiek, je­żeli w ogóle taki istnieje i radosną zaprawdę rola jego Anioła Stróża, jeżeli poza prawdami wiary katolickiej i nauki Kościoła nie żywi on żadnego upor­czywego zdania, którego porzucenie kosztowałoby go więcej niż dziesięć minut niepokoju!

 

Trzecią przyczyną wewnętrzną skrupułów, pły­nącą z duszy człowieka, zwykła być nieumiarkowana bojaźń przed Bożą sprawiedliwo­ścią, albo nieufność do miłosierdzia Boskiego, gdyż jedną lub drugą postać zwykła ona przybierać. Kto sobie szczerze wziął do serca to, cośmy przed chwilą powiedzieli o uważaniu Boga za ojca, ten łatwo uchroni się przed tym błędem. Skru­puły nie pochodzą bynajmniej z istotnego szacunku dla Bożej sprawiedliwości, tylko słabość naszego umy­słu wiedzie nas do niedoceniania bogactw miłosier­dzia Boskiego. Skrupuły w ogóle nie mają nic do czy­nienia z Bogiem i Jego miłością. Nie masz w nich ani cienia ducha pobożności, żadnej nawet namiastki na­bożeństwa. Pozory mogą być różne, lecz pod nimi kryje się zawsze miłość własna. Nie poważanie Boga, lecz strach o siebie pędzi nas do wyolbrzymiania jednego z Boskich przymiotów kosztem drugiego.

 

Czwartą przyczyną jest nieumiarkowane pra­gnienie uniknięcia nawet pozorów grze­chu i posiadania zupełnej pewności, że dana czyn­ność nie jest grzechem na pewno. Szarpiemy się nie­cierpliwie, ilekroć się Bogu podoba zostawiać nas w niepewności. Chciałoby się nam zamienić pewność wiary na oczywistość poznania i przekonanie rozumu. Tymczasem z woli Bożej pochodnią naszego życia jest wiara. A my byśmy chcieli uzyskać światło bardziej niewątpliwe i o większej jasności. Wprawdzie kto kocha Boga, ten pragnie unikać grzechu, wsze­lako chęć uniknięcia nawet pozorów grzechu nie musi być zaraz pewnym znakiem świętości i miłości. Święci nawet zasłaniali się pozorami grzechu, ilekroć to mogło się odbyć bez zgorszenia innych. Szli oni w tym względzie śladami Tego, który dla naszej mi­łości przyjął na siebie podobieństwo grzechu. Nie pozory bowiem, ale sam grzech bluźni majestatowi Boga. Znowu zatem osią skrupułów jest tu nasz własny honor i własne nasze zadowolenie, którego szukamy pod mylnym pozorem chwały Bożej. Nie przestanę tego powtarzać, dopóki nie przejmiemy się najwyższym wstrętem do tej zarazy: zaiste nie ma co szukać Boga na dnie skrupułów. Nasze własne "ja" stanowi ich oś, około której się obracają ze wstrętną dokładnością i wiernością niechybną.

 

Piąta wreszcie przyczyna kryje się w nieroz­tropnej surowości, która się objawia w unika­niu towarzystwa drugich, jak gdyby człowiek dosko­nały musiał być odludkiem. Samotnictwo niewielu tylko duszom wychodzi na dobre, przeważnie zaś wystawia nas na niebezpieczeństwo grzechu, zamiast pogłębiać w nas zwyczaj chodzenia w Bożej obecno­ści. Dlatego też starzy owi pustelnicy tak długo ba­dali powołanie tych, którzy się uważali za powoła­nych do życia pustelniczego. Te same zasady do pewnego stopnia mają zastosowanie u ludzi świec­kich. Zamykanie się i stronienie od ludzi pod pozo­rem ucieczki od grzechu, unikania nierozważnych sądów, czynienia pokuty i oddawania się modlitwie – to sposób postępowania, który rzadko wiedzie do celu. Bywa zaś osaczony pokusami i pełen złudzeń, które doskonale się czują w tej atmosferze. Mimo całego urodzaju na grzechy, jaki towarzyszy lekko­myślnym krytykom, nieopanowanym językom i tar­ciom nieokrzesanych charakterów, większość ludzi mniej grzeszy w obecności drugich aniżeli na sa­motności.

 

Inne przyczyny skrupułów, odnoszące się do duszy, ale wywodzące się z okoliczności zewnętrz­nych, to zwykle dopust Boży lub pokusa szatańska, o których już mówiliśmy, albo przestawanie ze skrupulatami, lub czytanie tych dzieł z ascezy lub teologii moralnej, których roztropny kierownik winien nam wzbronić. Te dwie ostatnie przyczyny tłumaczą się same i nie wymagają osobnego wyjaśnienia.

 

Pozostają nam jeszcze do omówienia dwie przy­czyny, pochodzące raczej od ciała niż od duszy. Pierwsza z nich to zimny, melancholijny i hipochondryczny temperament, druga zaś to osłabienie głowy. Skrupuły, rodzące się z melancholii, bywają najtrudniejsze do wyleczenia. Przydarzają się one szczególnie osobom tego usposobienia, które się od­dały nadmiernym ostrościom zewnętrznym, co zgęszcza niejako mroki, zalegające ich dusze i wzmaga ich upór. Zupełne uleczenie takiej duszy jest rzeczą niesłychanie rzadką. Doświadczenie pouczy nas z czasem, jak trudno jest leczyć dusze, tą zarazą do­tknięte. Są one z natury skłonne obracać słodycz w gorycz, a z najlepszych leków czynić przyczynę nowych zachorzeń. Osłabienie głowy niekiedy bywa naturalne, niekiedy zaś płynie z nieumiarkowanej nauki, z nadmiernego natężenia przy modli­twie lub z nierozumnego skracania snu. Dla czło­wieka duchownego jest rzeczą niełatwą uniknąć wszystkich tych błędów, toteż w tym wypadku sami zazwyczaj stwarzamy przez własne nieposłuszeństwo lub pobłażanie swoim zachciankom fizyczne podłoże do skrupułów. Cóż smutniejszego, a niestety cóż jednocześnie bardziej pospolitego nad widok osoby po­bożnej, która rzecz dobrą wykonuje w zły sposób, utrzymując, że czyni dobrze!

 

Skrupuły rozpoznać łatwo po ich przyczynach. Pierwszym takim znakiem bywa obstawanie przy swojej woli i sposobie postępowania. Niesłycha­nie rzadko się zdarza, by człowiek uległy plątał się w skrupułach, a jeśli to istotnie ma miejsce, to skru­puły te bywają zazwyczaj nadprzyrodzone i uświę­cające. Nieposłuszeństwo cechuje każdego skrupulata, nic zaś tak się duchowi Jezusa nie sprzeciwia, jak upór.

 

Drugą oznaką skrupułów jest łakoma żądza poznania swego wewnętrznego stanu, która pod wpływem miłości własnej może nas opę­tać na kształt szatana. Wówczas, że użyjemy słów In­nocentego III, "nie możemy się zdobyć na łatwe i szybkie zaufanie własnemu sumieniu". Trawi nas namiętna żądza poznania, czy jesteśmy w stanie łaski. Nie chcemy kroku zrobić, zanim się tego nie dowiemy. Żądamy, by nam powiedziano koniecznie, czy grzech, któryśmy wyznali, był ciężki, czy nie. Jesteśmy głusi na wszystko, dopóki nam spowiednik na to nie odpowie. Od Boga domagamy się mate­matycznej pewności w zagadnieniach moralnych, jeśli nie mamy upaść. Myślimy o porzuceniu świę­tości. Nie staramy się wytrwać na drodze ku niej. "Rozum ludzki – uczy św. Tomasz – nie może ogarnąć morza szczegółów, zawsze więc trwa w nie­pewności". Taka jest wola Boża, ale skrupulatowi tego mało, bo on we wszystkim się rządzi nie wolą Bożą, lecz własnym chceniem. Jak to! więc nie mamy wiedzieć, czy to, co czynimy, na pewno podoba się Bogu? "Nie! – odpowiada św. Bonawentura – albo­wiem do zbawienia naszego nie jest rzeczą konieczną, byśmy wiedzieli, że pozostajemy w stanie miło­ści; wystarczy, byśmy istotnie w nim się znajdowali". Nie dziwmy się przeto, że skoro szukamy światła poza światłem Bożym, błądzimy w ciemności i dą­żymy prosto w przepaść; najpierw bowiem wpadamy w niepokój, potem w tchórzliwość, wreszcie w przy­gnębienie, a stąd już droga do zguby otwarta.

 

Trzecim objawem skrupułów bywa zmienność sądów, występująca bez poważnych powodów po­społu z niestałością i zamieszaniem w działaniu. Wówczas nie tylko dajemy przystęp do siebie próż­nym obawom, lecz też w samychże obawach jesteśmy zmienni i niestali. Wciąż się nimi niepokoimy i wzbu­rzamy, nawet wtedy, gdy im schlebiamy. Jeśli nas zapytać, czy ta a ta czynność jest grzechem, odpo­wiadamy, że nie, a jednak obawiamy się ją wykonać, choć mamy za sobą i pobudki rozumowe i wska­zówki posłuszeństwa, jak gdyby rzeczywiście nasza dusza stanowiła wyjątek wśród innych.

 

Czwartym objawem jest to, co Descuret nazywa karmieniem się niedorzecznymi myślami co do naj­zwyklejszych okoliczności naszego działania. Cała przemyślność skrupulata wysila się w kierunku przy­wiązywania wagi do tego, co mało ważne, a odwra­cania jej od sedna rzeczy. Innymi słowy jest to nastawienie niedorzeczne w rdzennym tego słowa znaczeniu, to znaczy, nie odnoszące się do tej rzeczy, do której powinno. Taki człowiek będzie wiecznie zajęty, lecz nie przy swym właściwym zajęciu, zawsze przy pracy, lecz pracujący nieporządnie, bezładnie. Trzepocze wśród kwiatów, osiada na nich, potrząsa ich kielichami, strzepuje z nich kryształową rosę, lecz do miodu się dobrać nie umie. Niektóre zwierzęta czynią zgiełk, nie żeby wyrazić swe wzburzenie, lecz by zaznaczyć swoją ważność: skrupuły także w ten sposób postępują. Nie służą ani do użytku, ani ku ozdobie, wystarczy im, że się potrafią naprzykrzać.

 

Piątym objawem skrupułów jest przesadna obawa grzechu, nawet w czynnościach, których niezaprzeczoną doskonałość dostrzega sam nawet skrupulat. Jest coś zdumiewającego w tej niedorzecz­nej bystrości, z jaką umysł stara się wynaleźć jakąś plamkę na dobrym uczynku, lecz jeszcze bardziej zadziwia ta uporczywa wiara we własne urojenia, której nie zdoła zachwiać sprzeciw całego świata. Czasem przychodzi ochota przyznać słuszność owemu powiedzeniu, iż wszyscy ludzie są obłąkani, nato­miast zagadnienie, co nazwiemy obłąkaniem, to kwestia stopnia. Ze skrupulatem więc nie ma co rozpra­wiać, naszym obowiązkiem jest skłonić ich do po­słuszeństwa, choć ręka nam świerzbi, żeby im skórę przetrzepać.

 

Szóstym objawem jest pozerstwo czyli nałóg przybierania pewnej postawy, ruchów, objawów na­prężenia i wyczerpania nerwowego, półgłośne we­stchnienia, niemożność usiedzenia spokojnie – co wszystko pewien stary pisarz benedyktyński określa po prostu jako śmieszność, co jednak dzisiaj zwykło budzić współczucie. Podobne zachowanie w myśl za­sad, jakie stosuje przy wyjaśnianiu zjawisk mistycz­nych Goerres, oznaczałoby, że choroba przerzuciła się z duszy na ciało, że rozniosła się po całym organiz­mie, a obecnie dotarła do kończyn górnych i dolnych. Leczyć ją należy podobnie, jak się leczy dzieci, które trą oczęta piąstkami i ogryzają swoje paznokcie, bez względu na to, czy ta choroba jest wynikiem leni­stwa, niecierpliwości, uporu czy też roztargnienia.

 

Siódmym objawem skrupułów jest wieczne grze­banie w dawnych spowiedziach, przetrzą­sanie ich i rozbieranie, jakby w nadziei odkrycia w nich jakiegoś wątku do skrupułów. Gdyby zapy­tać skrupulata, w czym dopatruje się grzechu, z pewnością nie dałby jasnej odpowiedzi. Co więcej, nawet by się o nią nie troszczył, gdyż nie chciałby się pozbawiać rozkosznego uczucia niepokoju, choć bo­wiem taki stan duszy jest nędzny i poniżający, skru­pulat przebywa w nim z tą samą lubością, z jaką Anglik zatapia się w swą ulubioną melancholię. Zdawałoby się, że konamy z pragnienia spowiedzi generalnej, a przecie brak nam ochoty do włożenia większego wysiłku w przygotowanie się do niej czy podjęcie energiczniejszych kroków przeciw naszym uchybieniom. Pragniemy przez nią tylko postawić na swoim wobec kierownika duchownego, zatriumfować nad jego oporem, wykazać mu czarne na białym, że myli się w określeniu naszej wady głównej, że dzięki Bogu wszystko można nam zarzucić, tylko nie to, co on ma na myśli. Jednocześnie łudzimy się że wszystkie te nasze zabiegi stanowią postęp w ży­ciu wewnętrznym. Niestety, jest to ten sam postęp, jaki odbywają skrzydła wiatraka, które mkną wpraw­dzie chyżo, tylko że wciąż po tym samym kolisku.

 

Lecz objawy i przebieg rozwoju skrupułów są rozmaite, zależnie od podłoża i przyczyn, z jakich powstają, co warto sobie zapamiętać. Ilekroć na przykład skrupuły są wynikiem temperamentu, za­zwyczaj bywają jednostajne, bez urozmaicenia. Trzy­mają się uporczywie tych samych przedmiotów i cią­gle te same myśli nam nasuwają. Obracamy się ciągle w tym samym kole, mięsząc wciąż tę samą glinę, by z niej lepić nieodmiennie te same cegły. Stan naszego umysłu przypomina upartego prote­stanta, który dwadzieścia pięć razy powraca do sta­wianego przez się zarzutu, strzegąc się najmniejszej wzmianki o tych odpowiedziach, które już usłyszał, po prostu puszczając je mimo uszu. Podobnie też wy­mowa papugi, choć będzie wyraźna i potoczysta, wszakże możliwości do rozprawiania przedstawia bar­dzo niewiele.

 

Ilekroć natomiast źródłem skrupułów jest sza­tan, sprawa przedstawia się wręcz odmiennie. Przede wszystkim są one bardzo liczne i niesłychanie zmienne. Przeważnie też zwracają się przeciwko Bo­skim przymiotom, przeciw najsłodszej tajemnicy Wcie­lenia i przeciwko sakramentom. Towarzyszy im szcze­gólne zamroczenie umysłu, coś w rodzaju zaćmienia się wiary, ulubiona broń szatana. Na modlitwie po­zostajemy zimni i zdrętwiali, ogarnięci wyczerpującym znużeniem, pragniemy chociaż na chwilkę rozluźnić więzy, w których żyjemy.

 

Wreszcie skrupuły, pochodzące od Boga, odzna­czają się tym, że co czas pewien ustają i to wszystkie od razu, jak gdyby jakiś człowiek, dźwigający ciężar, złożył go naraz u słupa przy drodze. To znak nie­omylny, że pochodzą od Boga, gdyż przyrodzonymi przyczynami trudno by to wytłumaczyć. Naturalne bo­wiem pozbycie się skrupułów nie może być tak nagłe i zupełne. Innym znamieniem skrupułów Boskiego pochodzenia jest nieustanne dążenie do doskonałości pomimo nich, a nawet poniekąd z powodu nich. Im więcej nas one dręczą, tym stateczniejsi jesteśmy w naszych ćwiczeniach duchownych, tym bardziej grzeczni i uprzejmi dla drugich, tym posłuszniejsi względem naszych kierowników i przełożonych; na­sze wejrzenie ku Bogu jest bardziej jasne i pełne synowskiej ufności, która wystrzega się i służalczej bojaźni i zuchwałej poufałości; tylko wytrawne oko odróżni na naszym obliczu wyraz cierpienia, zmie­szany z uśmiechem.

 

Wszelkie skrupuły, które nie są pochodzenia nadprzyrodzonego, sprowadzają się bądź do nie­wiedzy, bądź do małoduszności. Starajmy się pozbyć pierwszej i wyleczyć z drugiej, a uwolnimy się od tych nędznych wysłanników szatana.

 

Jeżeli rzucimy okiem na przedmioty, których się zwykły czepiać skrupuły, odwrócimy się od nich z jeszcze większą pogardą i odrazą. Weźmy na przykład modlitwę. W tym chorobliwym stanie staje się ona odżywką skrupułów. Nie masz ani jednej modlitwy myślnej czy ustnej, strzelistej czy rozważającej, uczuciowej czy postanawiającej, która by nie padała pastwą skrupułów, z której by nie wysysały one sa­mego szpiku życia Bożego. Sakramentów, zwłaszcza spowiedzi i Komunii św., czepiają się skrupuły z uporczywością, której towarzyszy niemniejsza przebiegłość. Inne skrupuły żerują na oschłej Komunii św., a inne na gorącej. U jednego przy spowiedzi rzucą się one na akty pokuty, u innego na akty skruchy, u in­nego na samo wyznanie, u innego na przygotowanie, u innego wreszcie na rachunek sumienia. Wybór przedmiotu jest im zupełnie obojętny, ponieważ za­nieczyszczają wszystko, czego się dotkną.

 

Nawet przejmujące tchnienie wyżyn, na które wynoszą człowieka śluby, nie utrudnia oddechu skru­pułom. Są to żyjątka małe lecz twarde, a śluby to dla nich najlepsza odżywka, najzaszczytniejszy przed­miot pasożytowania. Nie ma nic wznioślejszego nad śluby, a te nie są dla nich zbyt wzniosłe. Nie ma nic podlejszego nad obawę niewygody cielesnej, a ta nie jest dla nich zbyt podła. Są to owady natrętne i wścibskie, gorsze chyba od tych uprzykrzonych much, które swego czasu popchnęły Augustyna do manicheizmu.

 

Upominanie braterskie skrupulata jest stratą czasu. Skrupuł najchętniej kryje się w cieniu, gdzie żaden promyk światła nie dociera, dlatego tak trudno go odkryć, o nim się upewnić i mieć nań baczenie. Ulubioną jego kryjówką są pobudki działania. Jego zadaniem jest wzbudzanie pokus, a najulubieńszą zabawą – wymyślanie najtrudniejszych do rozwiązania wypadków życia duchownego. Predestynacja przed­stawia się mu jako niedosiężny wierzchołek drzewa, na którym w niedzielny ranek waży się ptak, kpiąc sobie z nas w żywe oczy, bo czuje, że ze względu na dzień świąteczny nie chwycimy za strzelbę. Żeby mieć wyobrażenie o skrupułach, należy sobie przed­stawić rzecz niebezpieczną a podłą, wzgardzoną a nie­pokojącą, niedorzeczną a przecie kuszącą. Żartujemy z nich, choć bojaźń i nienawiść ku nim nie opuszcza nas ani na chwilę, a z naszą nienawiścią miesza się tajony niepokój, naszej zaś pogardzie towarzyszy we­wnętrzna przykrość.

 

Lecz przejdźmy teraz do zgubnych następstw skrupułów. Jest ich trzy: ślepota, niepobożność i rozwiązłość sumienia. Skutki te zaostrzają się i pogłębiają jeszcze, ilekroć chodzi o skrupuły, wynika­jące z niewiedzy. Pod ich wpływem myśl nasza ulega takiemu zmąceniu, że wszelka duchowna roztropność staje się niemożliwa, zacierają się granice między dobrem a złem, traci swoją wyrazistość rozróżnienie między pokusą a grzechem, między upodobaniem a przyzwoleniem, grzech powszedni przechodzi nie­postrzeżenie i nieuniknienie w śmiertelny, przykaza­nia wydają się radami, a rady – przykazaniami, rzeczy przybierają fałszywe i łudzące nazwy wedle przekleństwa proroka, iż gorzkie zda się słodkim, a słodkie gorzkim. I nic w tym dziwnego, albowiem ślepy nie może prowadzić ślepego, ani też bezpiecz­nie kroczyć swą drogą. My zaś na drodze życia du­chownego weszliśmy w ślepy zaułek, skąd nie ma wyjścia, chyba po trupie nieprzyjaciela. Taki bywa pierwszy skutek popadnięcia w skrupuły, a jak wi­dzimy, jest on tego rodzaju, co owa racja burmistrza, który na początku swej długiej mowy, wyłuszczającej powody nieoddania salwy na powitanie Henryka IV, oświadczył, że nie ma broni palnej i tym zadowolił zupełnie monarchę bez wyliczania dalszych powodów; podobnie i tutaj aż nadto wystarczyłoby zdać sobie sprawę, że skrupuły nas stawiają nad samą prze­paścią. Ponieważ jednak piórem moim kieruje nieugaszona nienawiść skrupułów, równa tej z jaką się ściga obłudnika, przeto na tym nie poprzestanę, do­póki nie napiętnuję ich we wszelkiej możliwej po­staci, jako herezję w nauce, jako bezprawie w kar­ności, jako zepsucie w moralności.

 

Drugim więc skutkiem skrupułów jest niepobożność. Twierdzić to znaczy tyle, co utrzymywać, że zanik pobożności jest wrogiem ludzi pobożnych. Lecz jakże skrupuły zabijają pobożność? – Poboż­ność to spokój, a one wcieleniem niepokoju. Poboż­ność jest prosta i niezłożona, a ich cały legion. Po­bożność jest uległa, a one wcielonym nieposłuszeń­stwem. Pobożność kłania się Bogu, a one nikomu prócz siebie. Pobożność żywi się świętym pokarmem, one zaś tuczą się truchłem tego, co same stoczyły. Światło modlitwy odwracają od siebie, zmącając duszę zawczasu. Działanie sakramentów niweczą, obezwład­niając ich dzielność. Zaciemniają nam wiarę, osłabiają nadzieję, wystudzają miłość. Posiadają wszystkie złe strony pokus, z wyłączeniem jakichkolwiek następstw dodatnich. Suriusz przytacza następujące opowiada­nie kardynała de Vitry o pewnym Cystersie, który sobie ubzdurał odzyskać stan niewinności pierwotnej. Niepodobna tu spisać wszystkiego, co przeszedł. Wy­starczy powiedzieć, że na próżno starał się dojść do upragnionego celu; przeciwnie, z rozdartym sercem musiał stwierdzać co dzień, że się tylko odeń oddala. Czarna rozpacz go ogarniała, gdy czuł przy posiłku zmysłową przyjemność. Był niepocieszony, gdy nie­spodziewanie się gdzieś zniecierpliwił. Najlżejszą nie­doskonałość poczytywał sobie za grzech śmiertelny. Te skrupuły doprowadziły go do stanu głębokiego przygnębienia, który niebawem przeszedł w odrętwie­nie, a w końcu w głuchą rozpacz. Znikła dlań wszelka nadzieja wiecznego zbawienia, przestał uczęszczać do Sakramentów, gdyż jak mówi św. Bernard, strapienie zamieniło się w małoduszność, małoduszność w nie­pokój, niepokój w rozpacz, a rozpacz w śmierć. Smu­tek ogarnął zakonników. Gorąco polecali Bogu swego nieszczęsnego współbrata. Upominali go mądrymi przestrogami. Usiłowali go wstrząsnąć ostrymi naga­nami. Wszystko na próżno, groch o ścianę. Całe szczęście dla biednego syna św. Bernarda, że na dro­dze jego życia postawił Bóg świętą duszę, bł. Marię d'Oignies, która wymodliła dlań cud, inaczej bowiem, powiada kardynał, poszedłby nieszczęsny na wieczne potępienie.

 

Tenże kardynał świadczy, iż sam znał czło­wieka, który pod wpływem skrupułów przebił sobie pierś nożem, inny zaś z tego samego powodu gardło sobie przestrzelił i umarł. Skrupuły wywołują ową chorobę, którą francuscy lekarze opisujący życie Świętych ze stanowiska naturalistycznego nazywają teomanią. Toteż najwyższą słuszność przyznać należy słowom poważnego Benedyktyna, Ludwika Blozjusza, który swoim zwyczajem ujmuje wszystko w sposób magistralny: nadmierna bojaźń i nieposkromiona ma­łoduszność, wielkie przygnębienie i zbyteczne skru­puły, niespokojne troski i rozliczne kłopoty – oto czego winien unikać asceta.

 

Trzecim wreszcie następstwem skrupułów jest rozwiązłość sumienia. Czy był kiedy człowiek, przesadny aż do skrupułów w jednym, żeby nie był rozwiązły w drugim? Najrozwiąźlejsze sumienia two­rzą najpodatniejsze podłoże dla skrupułów. To rzecz zrozumiała. Przede wszystkim czujemy to dobrze, iż pewien tylko zasób sumienności przypadł nam w udziale i że zużywszy go nad miarę w jednym kierunku, odczujemy jego brak w innym. Je­żeli wyczerpiemy go w przesadnie pojętym obo­wiązku, staniemy się słabi wobec innych powinności; a tak ujdą naszej uwagi przedmioty, które by winny nami wstrząsnąć, gdybyśmy umieli się na nie patrzeć i oglądać je w świetle właściwym. Człowiek przepra­cowany jest zawsze najbardziej roztargniony w cza­sie wytchnienia. Ponadto skrupuły zwykły się pastwić i znęcać nad nami, a to musi wywołać w nas swoją re­akcję. Światowe przyjemności i przyrodzone uczucia stają się nam wtedy jedyną pociechą, zwracamy się ku temu, co nęci nas blaskiem, pięknością i wygodą, przeżywając to samo, co żołnierze Hannibala, nie­wieściejący w murach Kapui. Przy tym zaślepienie nasze sprawia, że znużeni walką niepotrzebną, skła­damy oręż tam, gdzie walka jest nakazem chwili. Zatraciwszy zmysł rzeczywistości, przecedzamy ko­mara, by połknąć wielbłąda. Jeśli się przychwycimy na nieroztropnej surowości w umartwieniu, napra­wiamy nasz błąd, wpadając w skrajność przeciwną i popełniamy błąd jeszcze gorszy, nurzając się w roz­koszach. Gdy nam zbraknie pociech duchownych, chcemy to wynagrodzić sobie przyjemnościami ciała. Pamiętam, czytałem u któregoś ze starszych pisarzy, iż skrupuły zwykły być karą za miękkie i wygodne życie, a czyż to nie jest to samo, co rozwiązłość sumienia? Otóż właśnie przez skrupuły doprowadza nas szatan do tego stanu.

 

Jeśli się śledzi historycznie objawy skrupu­łów, jak one się pojawiły po raz pierwszy w dziejach ascezy, niepodobna się oprzeć wrażeniu, iż są one następstwem rozluźnienia dawnej surowości, które się wkradło w ślad za dyspensami kościelnymi. Rossignoli w swej Nauce doskonałości chrześcijańskiej świadczy, iż skrupuły były czymś nieznanym u sta­rych Ojców, a przyczyny tego dopatruje się w daw­nych pokutach kanonicznych. W owych czasach lu­dzie więcej pokutowali za grzechy niż dzisiaj. Od tego czasu Kościół triumfujący tak się wzmógł w liczbę błogosławionych, że przewyższyła ona liczbę strapio­nych w Kościele wojującym, a przed nami otwarła nieprzebraną skarbnicę zasług i odpustów, jakich nie znali nasi ojcowie, w postach i czuwaniach odbywa­jący surowe pokuty kościelne. To jednak złagodzenie surowości, zdaniem Rossignolego, zrodziło w Kościele nieznane dotąd zjawisko skrupułów. Oczywiście winy za to nie ponosi Kościół. Nigdy też prawdziwy Jezuita i syn duchowy św. Ignacego nie wytaczał przeciw Kościołowi podobnego oskarżenia. Rossignoli po prostu wspomina o tym jako o fakcie, gdyż nie sądzi, by w interesie Kościoła było zatajać prawdę historyczną. Mnie również wydaje się jego przypuszczenie słusznym i przekonywującym. Pierwszym bowiem i największym pisarzem, który omawia metodycznie sprawę skrupu­łów, jest dopiero Gerson, ten św. Tomasz nowoczesnej ascezy. Bardziej zbliżają się do niego św. Antonin i św. Wawrzyniec Justiniani, a wśród całkiem już nowoczesnych pisarzy za najbardziej miodopłynnego i godnego podziwu doktora skrupułów może uchodzić Fenelon.

 

Jeżeli wszelako więcej zważamy na rzecz niż na miano skrupułów, to coś niecoś znajdziemy o nich już u Jana Kasjana; także św. Grzegorz i św. Augu­styn pozostawili pewne wzmianki, z których nie­chybnie da się odtworzyć obraz skrupulata; jeszcze dokładniej maluje go Innocenty III. Niektóre też po­kusy, opisane przez św. Jana Klimaka, można by w nowoczesnym języku określić jako skrupuły. Rów­nocześnie jednak nie ulega wątpliwości, że w średniowiecznej i nowoczesnej ascezie skrupuły zajmują po­ważniejsze miejsce, niż w moralnych i ascetycznych pismach Ojców i w anegdotycznych życiorysach świę­tych Pustelników, podobnie zresztą jak spowiadanie się z grzechów powszednich i cała kwestia spowiedzi, odbywanych z pobożności. Sama nazwa spowiedzi z pobożności, która się tak utarła w słownictwie ascetycznym, nieco dziwnie brzmiałaby w owych cza­sach, choć i w tym względzie nie sądziłbym, by sama rzecz była tak bardzo wówczas nieznana, jak zdaje się przypuszczać Gerson. Jednak nie tu miejsce na rozprawy z zakresu historii i teologii ascetycznej, jakkolwiek poglądy i wyrażenia Ojców na temat po­bożności są bardzo ciekawe, a tradycja dostarcza dość materiału do wyprowadzenia z nich nader inte­resujących wniosków.

 

Jeśli chodzi o środki przeciw skrupułom, to w znacznej mierze znalazły one swoje uwzględnienie w poprzednich ustępach. Wszelako warto poświęcić im osobne streszczenie, które nawet tutaj, po omówieniu przyczyn, objawów, rodzajów i następstw skrupułów bardzo będzie na miejscu.

 

Skoro brak światła bywa główną przyczyną skru­pułów, to modlitwa będzie zasadniczym przeciwko nim lekarstwem. Do tego celu doskonale nadaje się rozmyślanie o rzeczach radosnych i staranie o dziecięce nabożeństwo do Matki Najświętszej. Równocześnie jednak winniśmy się starać wzrastać w bojaźni Bożej, zuchwała bowiem śmiałość bywa równie pospolitym źródłem skrupułów jak nie­rozumna bojaźliwość. Winniśmy się otrząsać z wszel­kiej ospałości i brać się ochoczo do cielesnych umartwień. Niełatwo też trzeba zmieniać kierownika sumienia, ani też się zwracać po po­radę do wielu osób, co bywa znamieniem ludzi lek­komyślnych i płytko pobożnych; niedobrze też jest dużo przestawać ze skrupulatami, gdyż choroba ta jest zaraźliwa. Nie powinniśmy też się zagłębiać we własne wątpliwości, lecz po­stępować tak, jak czynią inni porządni ludzie, pamiętając, że Bóg nam ojcem, a Kościół najłaskawszą matką.

 

Przykazania Boskie i kościelne, powiada św. An­tonin, nie mają wypłaszać z nas wszelką pociechę duchowną, jak sądzą skrupulaci i małoduszni, ani też nie jest zamiarem Kościoła doprowadzać kogoś przez swe nakazy do szaleństwa. Dlatego żaden przepis nie obowiązuje w takim miejscu i czasie, w którym by człowiek roztropny był zmuszony uznać go za niedorzeczny. Najśmielsze w tym względzie było posunięcie św. Ignacego, który nakazał komuś, cier­piącemu skrupuły co do swego brewiarza, odmawiać go przez przeciąg godziny z tym, by resztę opuścił, gdy wyznaczony czas minie i tym sposobem go wy­leczył. Starannie unikajmy ruchów, o jakich wspo­minaliśmy; nie sądźmy, że wypędzimy złe myśli potrząsaniem głową, trzepaniem rękami czy wybija­niem taktu nogami. Raczej też łagodniejszą stronę bierzmy w zagadnieniach moralnych, bo nic tak nie napędza skrupułów, jak urabianie sobie zdania zbyt surowego, niż byśmy mogli je w życie wprowadzić. Kto zaś już przyjmie zdanie łagodniejsze, niechże to czyni ostrożnie i z pamięcią na ogólne zasady, niech wie, jak daleko wolno mu się posunąć, a gdzie się zatrzymać. Nie dość uzasadniona surowość nasuwa to niebezpieczeństwo, że nie mogąc przeprowadzić swych żądań ani u drugich, ani u siebie, poczniemy się cofać, a nie mając oparcia o niewzruszone zasady, zajdziemy tak daleko, jak się komu podoba, posu­wając się aż do godzenia się na wyraźne zło i dalej jeszcze.

 

Przykazania Boskie i kościelne oraz cześć należna sakramentom są znacznie bezpieczniejsze w dłoniach teologów wyrozumiałych, niż nadmiernie surowych, choć oczywiście w każdym kierunku można zabrnąć w skrajność, a wszelka przesada jest szkodliwa. Istnieje wszakże lekarstwo specjalne, o ile taką nazwę dać można środkowi, który chociaż nie przywraca zdrowia nieuleczalnie choremu, to jednak stwarza dlań znośne warunki bytowania, a jest nim ślepe posłuszeństwo. Nietrudno je zrozumieć, gdyż sama nazwa mówi za siebie. Św. Filip mówi, że skoro już raz skrupuły kogoś opadną, można z nimi jeszcze zawrzeć zawieszenie broni, ale pokoju nigdy. Skoro nie pochodzą one od Boga, osłabienie i rozstrój, jaki wprowadzają, będą nam towarzyszyły aż do śmierci, a jak napomyka Franciszka z Pampeluny, jeszcze w czyśćcu będą się wytrawiały ich resztki. Ślepe posłuszeństwo leczy niedomagania naszych zamiarów i postanowień. Po czym jednak poznamy, że jesteśmy naprawdę posłuszni? Najbardziej typowe pytanie skrupulata. Jednak odpowiem na nie uprzejmie, choć krótko. Po trzech znakach: Jeżeli swego posłuszeń­stwa nie uzależniasz ani od osobistej świętości spo­wiednika, ani od udowodnienia ci, że jesteś skrupulatem lub że w danym wypadku chodzi o skrupuł, ani od różnych wątpliwości, czy spowiednik istotnie dobrze cię zrozumiał.

 

Niemal wszyscy teologowie zgodnie nauczają, że skrupulatom przysługują osobne przywileje; nad tymi więc przywilejami z kolei się zastanowimy. Wprawdzie przyczyna skrupułów leży nierzadko w samych skrupulatach, niemniej jednak, samo to, że cierpią skrupuły, uprawnia ich do pewnych przy­wilejów. Jeżeli Philippino Teatyn napisał dwa obszerne dzieła o Przywilejach niewiedzy, to nie mniej ostroż­ności, jeśli nie równie poważnego potraktowania wy­magałyby Przywileje skrupulata. Przywileje te jednak zawierają nie tylko uprawnienia, ale i zobowiązania. W przeciwnym bowiem razie chorzy, dla których są przeznaczone, nie śmieliby z nich korzystać.

 

Pierwszym takim przywilejem, przysługującym wyjątkowo i za poradą kierownika sumienia osobom dotkniętym skrupułami, jest wolność działania nawet w wypadku równoczesnej obawy zgrzeszenia. W istocie przywilej ten jest obo­wiązkiem, którego rozmyślne odtrącenie pociąga pięć osobnych uchybień, graniczących z grzechem powszed­nim, a nawet często przekraczających tę granicę. Kto odtrąca ten przywilej, wynosi sąd własny ponad zdanie spowiednika, co jest zarozumiałością i uporem. Odmawia kierownikowi duchownemu posłuszeństwa, wprzód może mu przyrzeczonego. Opóźnia swój własny postęp w życiu duchownym, a tak stroni od doskonałości, której może wymaga obrany stan życia lub łaska, użyczona przez Boga. Częstokroć wreszcie osłabia swe zdrowie cielesne i powoduje bóle głowy; staje się przez to przyczyną niedostatecz­nego spełnienia swych obowiązków codziennych albowiem odsuwa od siebie środki odzyskania światła, spokoju i tej pamięci na obecność Bożą, która nadaje naszym zwykłym zajęciom blask doskonałości.

 

Na mocy drugiego przywileju skrupulaci mogą być pewni, że nie popadli w grzech śmier­telny, o ile nie popełnili go z całą świa­domością, tak że z należnym uszanowaniem mogliby na to przysiąc. Podstawą takiego przeko­nania jest niemożliwość nieświadomego przerzucenia się woli od nadmiernej bojaźni do rozluźnienia w spra­wach moralnych. Choć bowiem pozostaje prawdą, że skrupuły prowadzą do rozluźnienia, wszakże nie czy­nią tego nagle, w jednej chwili, ani też w zakresie tego samego przedmiotu, do którego się odnoszą. Zobowiązaniem, które odpowiada temu przywilejowi, jest zakaz spowiadania się z tego rodzaju wypadków wątpliwych jako z grzechów śmiertelnych oraz i zakaz wstrzymywania się z ich powodu od zwykłego ucze­stnictwa u Stołu Pańskiego.

 

Z tego jednak przywileju może bezpiecznie korzy­stać tylko ten skrupulat, w którego postępowaniu i usposobieniu zauważa się jeden lub wszystkie z następujących czterech objawów. Winien on stale brzy­dzić się grzechem, co do którego ma wątpliwość, czy go popełnił, tak by zasadnicze jego nastawie­nie nie ulegało wątpliwości. Natychmiast skoro się przychwyci na zatrzymywaniu się przy obrazach, podsuwanych przez pokusę, winien też dostrzec u sie­bie pewien jakby wysiłek w kierunku ich oddalenia i pewne z powodu nich zaniepokojenie. Jeżeli zna­lazłszy się w bliskiej sposobności do grzechu, nie popełnił go, możemy wnioskować, że jego wola jest zdrowa i nienaruszona; jeśli zaś nie może sobie przy­pomnieć, czy w zupełności zdawał sobie sprawę z napastujących go pokus, nie należy go niepokoić, a wypadek wątpliwy tłumaczyć raczej na stronę dobrą.

 

Trzeci przywilej polega na tym, że skrupulaci nie są zobowiązani do rachowania się ze wszystkiego tak ściśle, jak inni. Przyczyną tego wyjątku jest ich niedomaganie. Są oni duchowymi kalekami, a życie kaleki z ustanowienia samego Boga składa się z szeregu wyjątków i ulg. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ze swego kalectwa już nigdy nie wyjdą, dlatego trzeba im oszczędzać sił, by mogli podołać dokuczliwościom tak długiej choroby. Szczegółowe i częste badanie swego sumienia oraz pobudek swojego postępowania ze strony skrupulata znaczyłoby tyle, co ciągłe prze­wijanie rany, którą starannie opatrzył lekarz i naka­zał nam trzymać ją obandażowaną w jak największym spokoju. Przeto należy unikać podobnych przetrząsań sumienia bez poważnej przyczyny i wyraźnego ze­zwolenia kierownika duszy, albowiem praktycznie zarówno ten przywilej, jak i poprzednie, właściwie są obowiązkami, których należy się trzymać.

 

Nie ulega wątpliwości, że znacznie więcej tro­szczymy się o swoje ciało, aniżeli o duszę. Sam ro­zum jednak nakazuje nam w wypadkach, dotyczą­cych duszy, zachować przynajmniej to wszystko, czemu się poddajemy, ilekroć chodzi o ciało. Gdy­byśmy tak złamali sobie obojczyk albo zapadli na cholerę, za całkiem słuszne uważalibyśmy poddać się pewnym zabiegom, dla natury bynajmniej nieprzy­jemnym; nawet byśmy się nie uskarżali na chirurga czy lekarza, skoro przy całej swej uprzejmości postę­powałby z nami stanowczo, zakazując nam się poru­szać czy brać posiłek wedle swego upodobania. Tak samo winniśmy być usposobieni względem naszego lekarza duchownego, ilekroć się zarazimy skrupułami. Nieraz dziwną się nam wyda ta jego pewność siebie w wypadkach, które nam tyle sprawiają trudności; nasunie się wątpliwość, czy właściwie wszystko zro­zumiał, czy, broń Boże, nie zlekceważył sobie czego­kolwiek. Nieraz nie zechce nam podać przyczyn swego postępowania, ponieważ to mogłoby się stać zaląż­kiem nowych skrupułów. Mimo to musimy być wo­bec niego bezwzględnie otwarci, choćby nas to dużo kosztowało. Naszą skrupulatność zwracajmy raczej w kierunku unikania przesady w spowiedziach, która jest błędem pospolitym u skrupulatów. Im się zdaje, że przesadzając, są najbliżsi słuszności, lecz grubo się w tym mylą, tak że lepiej by już raczej było im popaść w błąd przeciwny, mniej już bowiem szkodzi niesłuszne pomniejszenie winy.

 

Kierownik naszego sumienia dopóty będzie z nami postępował grzecznie, dopóki my trwać będziemy w uległości, lecz pocznie nas zbywać krótko i węzłowato, skoro wyczuje w nas upór. Nie pozwoli nam powtarzać tych samych rzeczy na spowiedziach, choćby nam bardzo na tym zależało. Uczyć nas będzie gardzenia skrupułami, okazując im sam swoją pogardę, co jest równie przykre, jak owe greckie epigramaty do czteroforemnego chłopca. Zakaże nam spowiadać się ze skrupułów i będzie nas zmuszał do komu­nikowania bez rozgrzeszenia, co dla naszej chorobliwej drażliwości będzie nieznośniejsze od męczarni cielesnych. Ograniczy nam czas trwania rachunku sumienia, co tak nas może z początku zdenerwować, że często nie zdołamy się jeszcze stawić w obecności Bożej, a tu już czas na rachunek wyznaczony upły­nie. Będzie nas wdrażał do szybkiej decyzji w wypad­kach, kiedy na pierwszy rzut oka czyn nie przedstawi się nam jako grzeszny.

 

Ilekroć zaś potem przyjdziemy do niego z wy­dłużoną twarzą, przedstawiając, że na skutek takiego postępowania noga się nam gdzieś powinęła, zburczy nas ostro i pogardliwie zbędzie naszą trudność. Nie da nam nigdy do poznania, co sądzi o naszym postępie, a nasze pytania zbędzie ogólnikami. Gdy będziemy pragnęli spoczynku ponad wszystko na świecie, on będzie nas obarczał niemiłosiernie za­jęciami bez końca, które nie zostawią nam chwilki spokoju. Jeśli się zdarzy, jak to często bywa, że ule­gamy pewnym skrupułom, nie będąc skrupulatami w pełnym tego słowa znaczeniu, to jest, przesa­dzając w pewnym tylko kierunku, bez przenosze­nia tego na inne przedmioty, – okaże się względem nas surowy i wciąż wytykać nam będzie nasze za­niedbanie w innym kierunku. W tych wszystkich wy­padkach kierownik sumienia dużo zużyje cierpliwości i niemało się natrudzi, zanim nas przywróci do zdro­wia. W nas bowiem będzie miał pacjentów, których leczenie więcej mu przysporzy kłopotu a mniej po­żytku, niż inni.

 

Osoby świeżo nawrócone dużo cierpią skrupułów co do swej generalnej spowiedzi, czy była zupełna, czy z dostatecznym żalem uczyniona. Takim duszom lekarz duchowny pozwoli co najwyżej ogólnikowo myśleć o dawnych swych grzechach, albo w ogóle zabroni im do nich powracać. Nigdy im nie pozwoli, dopóki są dotknięte skrupułami, zatrzymywać się na poszczególnych grzechach, lub przynajmniej na wszyst­kich okolicznościach, im towarzyszących. Przygnębie­nie bowiem, stąd płynące, jest zwykłym sidłem, które szatan zastawia na tym stopniu życia duchownego. Dopiero gdy miną skrupuły, prawdopodobnie pozwoli im zrobić spokojną spowiedź generalną, by potem już nigdy myślą w przeszłość nie wracać, chyba że się zupełnie ze skrupułów wyleczą albo potrafią przy­siąc, że się im przypomniał grzech, o którym dobrze wiedzą, że był śmiertelny, a jeszcze na spowiedzi nie wyznany. Albowiem grzechy zapomniane już są od­puszczone, a obowiązek materialnego uzupełnienia dawnej spowiedzi nie jest tak wielki, by dlań się na­rażać na ponowne odżycie skrupułów.

 

Przeto choćby ktoś przekonywał kierownika swego sumienia, że dozna większego spokoju, skoro mu się pozwoli mówić, usłyszy odpowiedź, by cały ten swój niepokój złożył w ofierze Bogu. Zwłaszcza dla konwertyty prawdziwym nieszczęściem jest popaść w skru­puły. Mam poważne powody do obawy, że nigdy nie będzie z niego dobry na wskroś katolik. Skrupuły bo­wiem sączą w jego żyły tajemną truciznę obstawa­nia przy swoim właśnie w chwili, kiedy dużo rzeczy winien by się nauczyć i dużo zapomnieć i kiedy posłuszeństwo jest środkiem jedynym, by przeobrazić całe jego wnętrze. Wówczas całą naszą pociechą jest świadomość, że Duch Święty posiada swoje drogi i środki działania, które się wymykają z kleszczy określeń naszej ubożuchnej wiedzy o życiu duchownym, ale ich cudownej skuteczności ciągle doświadczamy.

 

Zanim przejdę do następnego przedmiotu, chciałbym wspomnieć słów kilka o skrupułach rozumnych, bo i takie istnieją. Teologia o tym nie wątpi i nic z tego, cośmy dotąd mówili, do nich się nie odnosi. Rozumnym nazywam taki skrupuł, który płynie z roztropnej bojaźni, podobnie jak matką skrupułów nierozumnych jest zawsze bojaźń nieroztropna. Tyś rozkazał, aby przykazania Twego strzeżono bardzo – wyznaje Psalmista. A św. Grzegorz, pisząc do św. Augustyna z Canterbury i św. Klemens V, rozwiązując pewne wątpliwości w regule franciszkańskiej, wyraźnie dopuszczają pewne skrupuły i uczą mieć je w poważaniu. Błędem bowiem byłoby skrupulatem nazywać człowieka, który swoją bojaźń synowską i miłość Boga posuwa aż do wyrafinowania, unikając wszelkiego grzechu powszedniego i każdej najmniejszej niedoskonałości. Synowskie usposobienie i spokój, znamionujący dążenie takiego człowieka do świętości, dowodzą najlepiej, że nie jest on skrupulatem w złym tego słowa znaczeniu. Jeśli istnieją gdzie sumienia swobodne, nieskrępowane, to właśnie takie sumienie jest swobodne, bo wolne od niedorzecznych skrupułów. Zaznaczam to celem uniknięcia nieporozumień. Lepiej bowiem byłoby wyrazu skrupuł używać zawsze w znaczeniu ujemnym, a dla tak zwanych skrupułów rozumnych zachować dużo prawdziwsze i zaszczytniejsze miano sumienności.

 

Niedoskonałych nie należy przerażać – powiada św. Augustyn – tylko ich do postępu zachęcać. Nie przerażać ich jednak nie znaczy tyle, co kazać im kochać się w niedoskonałości lub też w niej pozo­stawać, gdy ją u siebie spostrzegą. Raczej trzeba zachęcać ich do postępu, jaki tylko jest w danej chwili dla nich możliwy, a wszystko będzie dobrze.

 

Chwała Bogu, skończyliśmy; może nie było tego dużo, zawsze jednak zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, dla naszych biednych skrupulatów. Teraz wyjdźmy z tych zatęchłych kazamat i odetchnijmy świeżym powietrzem.

 

O. Fryderyk William Faber

 

–––––––––––

 

 

O. Fryderyk William Faber, Postęp duszy, czyli wzrost w świętości. Z oryginału angielskiego przełożył ks. Wacław Zajączkowski T. J., Kraków 1935, ss. 357-389.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2008
Powrót do spisu treści

"Postępu duszy" o. Fabera

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: