DOGMAT ŁASKI

19 WYKŁADÓW

O PORZĄDKU NADPRZYRODZONYM

 

KS. MARIAN MORAWSKI SI

 

WYKŁAD VIII.

 

POTRZEBA ŁASKI LECZĄCEJ

 

Ostatnim razem, moi Panowie, widzieliśmy, czym jest łaska uczynkowa i że się dzieli na dwie łaski, czyli dwie chwile łaski: łaskę pobudzającą i pomocniczą. Pobudzająca polega, jak mówiłem, na oświeceniach i natchnieniach, pomocnicza na nadprzyrodzonym współdziałaniu Boga w samym czynie zbawiennym. Pierwsza, jak mówią Ojcowie Kościoła, jest "w nas bez nas", druga jest "w nas wraz z nami"; pierwsza jest "bez nas", bo tu Pan Bóg działa sam, bez naszego dobrowolnego współdziałania, w drugim zaś wypadku Bóg działa "z nami", bo wraz z naszym dobrowolnym współdziałaniem. W pierwszym wypadku, jak powiada św. Tomasz, (1–2, kw. 111, art. 2) jest "łaska działająca", w drugim zaś "łaska współdziałająca", dlatego, że tam Pan Bóg jest jedynym działaczem, tu zaś są dwa czynniki, które współdziałają. Co do pierwszej łaski, pobudzającej, dosyć już powiedzieliśmy, słowo jeszcze o drugiej.

 

Ludzie, odbierający łaskę uczynkową, mogą być w dwojakim stanie. Jedni znajdują się już w stanie łaski poświęcającej, czyli są usprawiedliwieni i mają Ducha Świętego w sobie mieszkającego, są, jak mówi Pismo św., świątynią Ducha Świętego (1 Kor. 3, 16) (1). Ci ludzie do czynów nadprzyrodzonych potrzebują wprawdzie też łaski pobudzenia ze strony Boga, ale współdziałanie Boże w czynie przez łaskę pomocniczą odbywa się przy współudziale cnót wlanych, które sprawiedliwi już posiadają, a które nadają ich władzom, rozumowi i woli, stan nadprzyrodzony i stałą możność działania nadprzyrodzonego. Kiedy zatem przychodzi do jakiegoś czynu zbawiennego, ten czyn jest im jakoby naturalny, lub raczej współnaturalny, ponieważ mają w sobie własny pierwiastek życia i działania nadprzyrodzonego. Dlatego też łaska pomocnicza, czyli współdziałanie Ducha Świętego w tym wypadku, sprawuje czyn od wewnątrz, ponieważ Duch Święty stale mieszka w usprawiedliwionych, bo powtarzam, posiadają własny pierwiastek działania nadprzyrodzonego.

 

Przeciwnie, kiedy Bóg daje łaskę uczynkową człowiekowi, nie mającemu Ducha Świętego danego sobie, nie będącemu w stanie łaski poświęcającej, wówczas czyn zbawienny, mający nastąpić, przewyższa absolutnie stan i możność grzesznika i tylko przez to się iści, że w tym wypadku działanie Ducha Świętego odbywa się w sposób, że się tak wyrażę, cudowny, tj. przechodzi absolutnie miarę jego władz; dzieje się wówczas coś podobnego, jak gdyby suche drzewo wydało kwiat lub gdyby nierozumne zwierzę przemówiło; czyn bowiem nadprzyrodzony przewyższa zupełnie wszelką możność i zdolność grzesznika. W tym zatem wypadku Duch Święty jest poniekąd zewnątrz człowieka, nie w tym znaczeniu jakoby działał od zewnątrz, lecz o tyle, że nie należy do niego, że grzesznik nie posiada własnego pierwiastka działania nadprzyrodzonego. Dlatego niektórzy teologowie mówią, że w pierwszym wypadku czyny nadprzyrodzone sprawują się "przez zamieszkałego Ducha Świętego", a w drugim wypadku przez "towarzyszącego Ducha Świętego". – Widzicie więc, Panowie, że wielka zachodzi różnica pomiędzy czynami nadprzyrodzonymi tych, którzy znajdują się w stanie usynowienia, a tych, którzy dopiero dążą do niego. U pierwszych, którzy ten stan już posiadają, każdy czyn pochodzący z cnoty wlanej ma tym samym godność nadprzyrodzoną jako czyn dziecięcia Bożego, a u drugich, grzeszników, czyny zbawienne, które niekiedy w nich się pojawiają, są to jakby chwilowe przebłyski łaski, nadającej ich władzom przejściowo tylko charakter nadprzyrodzony (2).

 

Jeszcze jedna uwaga o łasce pomocniczej. Ta łaska, przez to samo, że towarzyszy nadprzyrodzonym czynom ludzkim, może stać się początkiem nowej łaski pobudzającej do jakiegoś następnego czynu zbawiennego. Mówiłem poprzednio, że zwyczajnie do czynu nadnaturalnego skłaniają nas poruszenia niedobrowolne, wywołane w duszy łaską Bożą pobudzającą; z drugiej jednak strony sam czyn dobrowolny może znów pobudzić do następnego aktu zbawiennego. – Już w naturalnej sferze psychologicznej tak się rzeczy mają, że nie tylko owe niedobrowolne świtania w umyśle i zachcenia w woli, o których wyżej mówiliśmy, pobudzają do czynu, ale także sam czyn wykonany staje się podnietą do następnego aktu psychicznego. Tak np. kiedy zrobimy jakieś postanowienie, to ten zamiar bywa podnietą do wybrania odpowiednich środków, wybór zaś dokonany skłania znów do użycia tych środków i do całego szeregu dalszych poczynań, które do ostatecznego wyniku, czyli osiągnięcia zamiaru doprowadzają. Otóż jeżeli taki psychologiczny i logiczny związek zachodzi między tymi wszystkimi aktami, to podobnie i w sferze nadprzyrodzonej akt dobrowolny pod wpływem łaski dokonany, może znów następny akt zbawienny wywołać; będzie tedy zarazem i naszym własnym aktem, ewentualnie zasługą, i początkiem nowej łaski pobudzającej do następnego czynu zbawiennego. Owszem można w ogóle powiedzieć, że każdy czyn nadnaturalny dąży do tego, aby nawiązać cały szereg innych aktów nadprzyrodzonych; bacznym jednak być trzeba, aby tego szeregu łask nie przerywać, gdyż są to nieocenione dary Boże.

 

Dlatego w tradycji katolickiej nieraz jest mowa o trojakiej łasce uczynkowej, mianowicie nie tylko o łasce uprzedzającej czyli pobudzającej i o towarzyszącej czyli pomocniczej, ale też o łasce następczej, zależnie od tego, czy łaska czyn uprzedza i wspomaga go, czy też po nim następuje, wywołując czyn nowy. To rozróżnienie pojawia się także na Soborze Trydenckim (sesja. 6, rozdz. 16), gdzie się mówi, że "Chrystus, jako głowa na członki i winna macica na latorośle, wpływa ustawicznie na usprawiedliwionych, a moc Jego wpływu uczynki ich dobre zawsze uprzedza i towarzyszy im i następuje po nich". Tyle chciałem jeszcze dodać o łasce wspomagającej.

 

Teraz przechodzę do drugiego punktu nauki o łasce uczynkowej, mianowicie do jej potrzeby i o tym właśnie w dzisiejszej prelekcji mówić będziemy.

 

Mówiliśmy już poprzednim razem, że łaska według nauki objawienia ma funkcję dwojaką, że leczy ułomność naszej natury, skażonej grzechem pierworodnym, i uświęca czyny nasze, nadając im charakter nadprzyrodzony. Wedle tej podwójnej funkcji łaska nazywa się leczącą i zbawienną. Zazwyczaj jedna i ta sama łaska spełnia obydwie funkcje, lecz rozróżnienie to jest potrzebne ze względu na podwójny rodzaj potrzeby naszej. Może mi np. być łaska potrzebna po prostu na to, abym jakiś czyn trudniejszy wykonał, do którego bez szczególnej pomocy Bożej sił mi nie staje: wówczas będzie to łaska lecząca; lecz nadto łaska jest zawsze niezbędną do wykonania czynów sposobem nadprzyrodzonym. Mogę np. mieć zamiar wykonania jakiegoś czynu dobrego lub odparcia pokusy, aby jednak ten czyn był wykonany sposobem nadnaturalnym, "jak należy" (wyrażenie Ojców i Soborów), do tego potrzeba mi łaski zbawiennej. Pierwsza potrzeba jest względna, bo nie zawsze ma miejsce, lecz tylko w trudniejszych wypadkach; jest nadto potrzebą tylko moralną, o ile łaska zaradza niemocy moralnej, druga zaś potrzeba jest absolutna i bezwzględna w każdym wypadku, bo bez łaski zbawiennej jesteśmy w fizycznej niemożności wykonania czynu nadprzyrodzonego, tak samo jak bez naturalnego współdziałania Bożego nic w ogóle czynić nie możemy.

 

Zaczynam więc od potrzeby łaski leczącej (gratia medicinalis). Wszelką potrzebę łaski leczącej odrzucają starzy Pelagianie i dzisiejsi racjonaliści, którym się zdaje, że natura ludzka jest doskonałą, że do etycznego działania żadnej pomocy Bożej nie potrzebuje, że całe prawo moralne sama z siebie wypełnić i wszelką prawdę sama poznać może. Przeciwnie teologowie katoliccy nauczają; po pierwsze, że człowiek w obecnym stanie bez szczególnej pomocy Bożej, nie może poznać wszystkich prawd, nawet naturalnych, porządku religijnego i moralnego, które są potrzebne do dopięcia celu ostatecznego i wypełnienia całego prawa moralnego, innymi słowy, że człowiek sam przez się nie może poznać całego kompleksu religii naturalnej; po wtóre, że człowiek o własnych siłach nie może wypełnić całego zakonu przyrodzonego; po trzecie, że nie może zwyciężyć większych, trudniejszych pokus. Tak teologowie zwyczajnie formułują niemoc moralną natury ludzkiej, a wywodzą te wnioski przeważnie z tego pewnika dogmatycznego, że natura ludzka została przez grzech Adamowy skażoną, zranioną. Bez dalszego jednak wytłumaczenia ta racja jest niewystarczającą, bo zranienie natury, jak powiedzieliśmy, pokrywa się ostatecznie z utratą darów nadprzyrodzonych; przy czym cała przyrodzona doskonałość natury ludzkiej co do swej istoty pozostaje nietknięta. Otóż poznanie prawd naturalnych i wypełnienie zakonu przyrodzonego należy do zadań właściwych naturze ludzkiej, leży w obrębie doskonałości naturalnej człowieka.

 

Zajrzyjmy więc do źródeł objawienia, czy tam wyraża się w jakiś sposób potrzeba łaski leczącej, czyli niedostateczność natury do wypełnienia swego zadania etycznego o własnych siłach. Otóż Pismo św. nieraz bardzo jasno wypowiada tę prawdę. I tak co do naturalnej ciemnoty naszego umysłu wygłasza np. Księga Mądrości te znane i piękne słowa: "myśli ludzkie są bojaźliwe i niepewne opatrzności nasze" (9, 14) (a). Słyszeliście już, jak dosadnie opisuje św. Paweł w 7 rozdziale listu do Rzymian ułomności i słabości ludzkie, zwłaszcza w walce z namiętnościami, ze zmysłowością. Cały ten ustęp kończy tragicznym okrzykiem: "nieszczęsny ja człowiek, kto mię wybawi od ciała tej śmierci?", lecz zaraz odpowiada sobie: "łaska Boża, przez Jezusa Chrystusa Pana naszego" (w. 24 n.). Wyraźnie zatem uczy Apostoł, że w tej niemożności wypełnienia prawa przyrodzonego jedyny ratunek jest w łasce Chrystusa Pana. Dlatego też każe nam Pismo św. modlić się w pokusach. Chrystus Pan napomina: "czuwajcie, a módlcie się, abyście nie weszli w pokusę" (Mt. 26, 41); a w modlitwie Pańskiej każe nam mówić "i nie wwódź nas w pokuszenie" (Mt. 6, 13). – Św. Augustyn te właśnie słowa przeciwstawia Pelagianom, pytając: "jeżeli mamy możność (zwyciężenia pokus), po co się modlimy?" (O naturze i łasce, r. 48, n. 62). Ojcowie Kościoła, zwłaszcza w walce z Pelagianami, jak Hieronim, a przede wszystkim Augustyn, wielki nacisk na to kładą, że człowiek bez pomocy łaski Bożej ciężkim pokusom oprzeć się nie może. Ponieważ zaś zwyciężanie pokus przeciwnych zakonowi przyrodzonemu należy do zadań natury, przeto wnoszą, że bez łaski nie mamy siły moralnej do wypełnienia tego zadania przyrodzonego w całej swej rozciągłości. Łaska lecząca jest zatem moralnie niezbędną do zachowania całego zakonu przyrodzonego (3).

 

Z drugiej jednak strony zdawałoby się, że to twierdzenie wprowadza nas w sprzeczność. Jeżeli bowiem łaska jest naturze ludzkiej niezbędną do spełnienia tego, czego się ta natura sama z siebie domaga, to już łaska nie jest łaską, nie jest darem we właściwym znaczeniu nadprzyrodzonym, ponieważ należy do dziedziny wymagań natury. To zaś sprzeciwiałoby się temu, co w pierwszej zaraz prelekcji wyłożyłem, że ściśle nadprzyrodzonym jest to tylko, co przechodzi absolutnie wszelkie wymagania natury. – Jeżeli dalej natura ludzka tak jest ułomną, że nawet tych rzeczy dokonać nie może, które do jej zadań należą, to prawdą będzie, co Kalwiniści mówią, że natura wskutek grzechu jest radykalnie zepsutą. Można by dalsze jeszcze postawić pytanie, na czym właściwie ta niemoc polega, bo przecież każdą z osobna prawdę naturalną, tym samym, że jest naturalną, rozumem poznać można. Owszem, Sobór Watykański orzeka, że nawet istnienie Boga prawdziwego naturalnym światłem rozumu poznać można bez pomocy nadprzyrodzonej. Podobnie też każdą z osobna pokusę można zwyciężyć siłami naturalnymi, inaczej bowiem nie byłoby grzechu, bo gdzie zachodzi niemożność, tam nie ma grzechu. W końcu każde z osobna przykazanie prawa natury można wypełnić, inaczej nie byłoby prawem naturalnym, ponieważ zakon przyrodzony jest to po prostu wymaganie moralne, które jest uzasadnione w rozumnej naturze ludzkiej. Gdzież więc jest ta niemożność natury, jak ją pojąć mamy?

 

Otóż, moi Panowie, z tych właśnie powodów przychodzimy do wniosku, że naprzód ta niemożność, o której co dopiero była mowa, to nie jest niemożność absolutna, fizyczna, lecz tylko niemoc moralna, jak się zwyczajnie mówi, czyli wielka trudność, wychodząca na rodzaj niemożności praktycznej. Po wtóre, ta niemożność moralna nie dotyczy poszczególnych prawd, ani poszczególnych przykazań; każdą bowiem z osobna prawdę naturalną można poznać i każde z osobna przykazanie prawa naturalnego można w danym razie i w zwyczajnych warunkach zachować (4); ale moralnie niemożebnym jest poznanie całego kompleksu prawd religijnych, zachowanie całego kompleksu praw etycznych, przestrzeganie wszystkich przykazań zakonu naturalnego przez całe życie. W zestawieniu zatem dwóch twierdzeń powyższych nie ma żadnej sprzeczności. – W analogicznym wypadku, gdy chodzi o grzechy powszednie, to w stanie łaski poświęcającej możemy, według nauki Kościoła, oprzeć się każdemu z osobna grzechowi powszedniemu, ale nie możemy uniknąć wszystkich razem. Otóż tak samo w stanie upadku bez pomocy łaski leczącej możemy wprawdzie każdą z osobna prawdę poznać, każde z osobna przykazanie zachować, ale moralnie niemożliwym jest poznać wszystkie prawdy i zachować cały kompleks przykazań. Synod Koloński w 1860 r. doskonale ujął tę naukę przeciw zwolennikom Günthera i wszystkim ówczesnym błędom, ucząc, że człowiek w stanie upadku może wprawdzie wykonywać pewne dobre uczynki i poznawać pewne prawdy religijne, lecz, że nie stać go na zachowanie całego prawa moralnego i poznanie wszystkich prawd religijnych (cz. I, tyt. 4, rozdz. 17, Collectio Lacensis, t. V, str. 299 n.). Sobór Watykański orzekł dogmatycznie, że objawieniu Bożemu przypisać należy, że te prawdy religijne, które same z siebie są rozumowi dostępne, mogą być w obecnym stanie rodzaju ludzkiego przez wszystkich poznane łatwo, na pewno i bez przymieszki błędu. Dodaje jednak Sobór, że dlatego jeszcze Objawienie nie jest absolutnie konieczne (sesja III, rozdz. 2). Jest tu zatem mowa o niemożności tylko moralnej i względnej, która bynajmniej nie znosi pojęcia łaski, ani też nie przypuszcza radykalnego zepsucia natury ludzkiej. W ogóle łaska lecząca właściwie nie zapobiega istotnym wymaganiom natury, ale tylko zaradza jej nędzy; natura tęskni wprawdzie za tą pomocą Bożą, ale nie ma właściwego do niej prawa (5). W stanie natury czystej Opatrzność Boża nie dopuściłaby zapewne, aby natura ludzka doszła do takiego stanu nędzy moralnej i umysłowej, do jakiego spadła obecnie, nie dopuściłaby bowiem tak ciężkich pokus ani interwencji złego ducha, który jest przyczyną tyla zła na świecie (6). Obecnie Pan Bóg dopuszcza wzmożone trudności, bo z jednej strony gniewa się na naturę ludzką skażoną grzechem pierworodnym (por. Efez. 2, 3: "byliśmy z przyrodzenia synami gniewu"), a z drugiej strony ze względu na Odkupiciela trzyma w pogotowiu łaskę uczynkową, która każdej chwili zaradzić może tym trudnościom i ułomnościom, skoro człowiek po nią ręce wyciągnie...

 

W końcu takie pojęcie niemożności moralnej jest najwidoczniejszym wnioskiem z historii ludzkości i myśli ludzkiej. Wprawdzie filozofie i religie pogańskie wiele odkrywały prawd, można nawet powiedzieć, że, z wyjątkiem pojęcia o stworzeniu świata z nicości, wszystkie prawdy religii naturalnej znaleźć można rozproszone to w tej, to w owej religii czy filozofii, ale w każdym z tych systemów filozoficznych, w każdej religii pogańskiej obok wielu prawd bywały wielkie, grube i bardzo szkodliwe błędy. Chociaż też nie brak między poganami mężów zacnych, wielkich cnót, heroicznych nawet czynów, wszelako spostrzegamy zwyczajnie w tych samych ludziach wielkie niedostatki moralne i ciężkie nawet występki przeciw prawu naturalnemu. U filozofów greckich bywała, jak wiadomo, pederastia, niektórzy się nawet z tego otwarcie chlubili, jak Plato; u stoików rzymskich razi pycha i egoizm niezrównany, w całym w ogóle społeczeństwie panowało okrutne niewolnictwo, haniebne sponiewieranie kobiety, a nierządu nie uznawano wcale za występek; różne też inne, grube występki przeciw prawu naturalnemu były zupełnie na porządku dziennym. Z drugiej strony próżno byśmy szukali takich postaci zupełnie czystych i świetlanych, jakimi są święci chrześcijańscy; takich w całej starożytności pogańskiej nie ma wcale, lubo pewne czyny heroiczne nieraz się zdarzały. – Zwracam jeszcze na to uwagę, że prawdopodobnie ci filozofowie, w ogóle ci poganie mieli przecież prócz światła rozumu i jakieś ślady, jakieś szczątki objawienia, mieli nadto pewne, jakkolwiek szczupłe, łaski uczynkowe, a jednak faktycznie nie doszli do poznania kompleksu prawd religijnych i zachowania całego zakonu przyrodzonego. Ten fakt potwierdza dobitnie naukę katolicką, że człowiek bez pomocy łaski jest w moralnej niemożności dojścia do tego ideału religijno-etycznego.

 

Tym samym teza Pelagianów i racjonalistów jest uchylona ze samego świadectwa historii. Na skrajnie przeciwnym stanowisku stają znani nam już nadnaturaliści, tj. protestanci, Bajus, Janseniści i te wszystkie szkoły, w których odzywały się echa protestantyzmu w następnych wiekach. Ci powiadają, że człowiek w stanie natury upadłej bez łaski absolutnie nic dobrego uczynić nie może, owszem, że wszystkie wysiłki naturalne, zmierzające ku dobru etycznemu, są grzeszne, że wszystkie cnoty pogan są występkami; wedle pierwotnych protestantów nawet ludzie usprawiedliwieni wciąż grzeszą, cokolwiek by czynili i tylko grzechy te nie są im poczytane dla zasług Jezusa Chrystusa. Janseniści nie posuwają się tak daleko, lecz powiadają, że wszystkie dobre sprawy niewiernych są grzechami; w szczególności Quesnel twierdzi, że wola ludzka sama z siebie do żadnego dobra nie jest zdolną i tylko grzeszyć może (zdanie 39 potępione przez Klemensa XI). Niektórzy też teologowie katoliccy, zwłaszcza w XVIII wieku, pod wpływem błędnego pojęcia o grzechu pierworodnym, o którym w wykładzie 5-tym mówiliśmy, bardzo się zbliżali do tej doktryny.

 

Dziś wszyscy teologowie katoliccy jednomyślnie nauczają co następuje: mianowicie, że człowiek może nawet w obecnym stanie upadłym bez łaski poznać wiele prawd religijnych, wiele dobrych uczynków wykonywać i opierać się lżejszym przynajmniej pokusom, jednym słowem, że wiele dobra naturalnego bez łaski uczynić zdoła. – Jest to zupełnie zgodne z nauką Pisma i dawnych Ojców Kościoła. Naprzód co do prawd, które przyrodzonym światłem rozumu poznać możemy, poucza nas Pismo w dwóch klasycznych tekstach, które już kilka razy cytowałem. W Księdze Mądrości (rozdz. 13) Mędrzec wyrzuca poganom, że są głupi (máthajoj), ponieważ nie poznali Boga z Jego stworzeń, a w liście do Rzymian (1, 20) Apostoł mówi wyraźnie, że poganie poznawali Boga ze stworzeń, lecz chwały Mu nie oddawali. Co się zaś tyczy dobrych uczynków, Pismo nie odmawia ich wcale poganom w ogólności. Chrystus Pan, porównywając wiernych z poganami, powiada (Mt. 5, 47): "jeślibyście pozdrawiali tylko bracię waszą, azaż i poganie tego nie czynią?"; wymaga tedy od wiernych, aby coś więcej czynili niż poganie, nie przeczy jednak, że i poganie, miłując swych bliskich, dobrze postępują. Paweł św. pisze w liście do Rzymian (2, 14) te znane słowa: "poganie, którzy nie mają zakonu, z przyrodzenia czynią, co zakon ma". – Już w Starym Zakonie Daniel namawia Nabuchodonozora, aby jałmużnami grzechy swoje okupywał (Dan. 4, 24). – Janseniści wprawdzie powiadają, że ci wszyscy poganie, o których mowa, mieli wówczas łaskę uczynkową, lecz Suarez słusznie zauważa, że należałoby tego dowieść, a nie z góry tak twierdzić. Kiedy Pismo chrześcijanom przeciwstawia pogan, to przeciwstawia ich raczej jako ludzi pozbawionych pomocy nadprzyrodzonej i wnosi niejako: jeżeli oni mogli dobrze czynić, to i wy tym bardziej możecie i powinniście i tamto spełnić i to, co doskonalsze, wykonać.

 

Co się tyczy tradycji, na pozór zachodzi tu trudność niemała. Augustyn św. i towarzysze jego w walce z Pelagianami, musieli przede wszystkim dowodzić potrzeby łaski, którą Pelagianie odrzucali. Otóż podówczas różnica pomiędzy łaską leczącą, a zbawienną, czyli między potrzebą łaski dla uleczenia natury, a jej potrzebą dla uświęcenia czynu nie była jeszcze jasno sformułowana. Polemizując zatem z Pelagianami, którzy wynosili nadmiernie doskonałość natury ludzkiej, aby dowieść, że nie potrzeba żadnej łaski, zapędzili się znów Ojcowie Kościoła bardzo daleko w przeciwnym kierunku. Tak np. drugi Sobór w Orange w r. 529, który pozostawał pod natchnieniem Augustyna, wydaje taki dekret: "nikt nie ma ze siebie niczego, prócz kłamstwa i grzechu" (kan. 22); byłoby to na pozór przeciwne naszemu twierdzeniu, że natura ludzka może sama z siebie wydać niejedno dobre. – Augustyn św. w dziele De civitate Dei i w wielu innych pismach dowodzi różnymi sposobami, że wszystkie cnoty pogan były skażone przynajmniej brakiem dobrego zamiaru, bo poganie swoją tylko chwałę mieli na celu lub inną jakąś zdrożną pobudkę. Z drugiej jednak strony każdy musi przyznać, że św. Augustyn nigdzie nie powiada, że poganie absolutnie nic dobrego uczynić nie mogli, że nie mogli absolutnie mieć czystej intencji, a niekiedy wyraźnie przyznaje im tę możność. Rozbierając np. przytoczone wyżej słowa Apostoła do Rzymian (2, 14) powiada, że wśród pogan zdarzają się wprawdzie dobre uczynki, choć "roztrząsając pobudkę tych czynów ledwie się kto znajdzie, co by zasłużył na sprawiedliwą pochwałę" (O duchu a literze, r. 27, n. 48). Skoro więc ledwie się tacy znajdują, to mogą się przynajmniej tacy znaleźć. Klasyczny tekst odnośny w tym samym dziele (r. 28, n. 48) opiewa: "nie do tego stopnia skażona miłość doczesna zatarła w duszy ludzkiej obraz Boży, aby w niej żadne jego zarysy nie pozostały; dlatego też można powiedzieć, że nawet w stanie niezbożności swej (dusza taka) coś z zakonu (przyrodzonego) czyni i rozumie... Albowiem i oni (poganie) ludźmi byli i była w nich zdolność przyrodzona, przez którą dusza rozumna czuje i czyni, co sprawiedliwe... ku żywotowi wiecznemu (jednak) niepożyteczne są bezbożnemu te niejakie dobre uczynki, których i życie najgorszego człowieka nie jest pozbawione". Augustyn więc, który się najdalej w przeciwnym do Pelagian kierunku zapędza, uznaje jednak możność dobrego działania bez łaski (7). Dobrze zauważa św. Bonawentura, że św. Augustyn, aby Pelagianów pociągnąć do prawdy, która jest zawsze pomiędzy skrajnościami, ciągnął ich w kierunku skrajnie przeciwnym, by ich w środku osadzić.

 

Jeżeli zatem w walce z Pelagianami nie uwydatniała się wyraźnie różnica pomiędzy łaską leczącą a zbawienną, bo po stronie katolickiej akcentowano tylko silnie potrzebę łaski w ogóle, to znowu w miarę, jak pojawiały się herezje i różne błędy skrajnie przeciwne Pelagianizmowi, tj. takie, które odmawiały naturze ludzkiej i tego, co się jej słusznie należy, wówczas Ojcowie i Kościół potępiali natychmiast te błędy jedne po drugich i w ten sposób tradycja Kościoła z biegiem czasu bardzo się uwydatniła. Już w Konstancji w 1418 r. jasno sformułowano przeciw Wikleffowi tę naukę, którą później Sobór Trydencki przeciwko protestantom określił w sesji VI, kan. 7: "Gdyby kto rzekł, że wszystkie uczynki dokonane przed usprawiedliwieniem, jakimkolwiek bądź sposobem zdziałane, są prawdziwie grzechami... niech będzie wyklęty". Następnie papieże potępili zdania Bajusa i Jansenistów, którzy twierdzili między innymi, że "wolna wola bez pomocy łaski Bożej tylko grzeszyć zdoła", albo, że "wszystkie uczynki pogan są grzechami, a cnoty filozofów są wadami" (Bajusa zdanie 27 i 25; por. też zdanie Quesnela, wyżej przytoczone). Więc w myśl nauki Kościoła człowiek może bez pomocy łaski uczynkowej wykonać niektóre dobre uczynki, niektóre lżejsze pokusy zwyciężyć, może poznać wiele prawd naturalnych, jednym słowem natura ludzka nie jest radykalnie zepsutą przez grzech pierworodny. Lecz to wszystko, jak powiedziałem, tyczy się łaski, o ile leczy niedomagania natury ludzkiej; do nadania bowiem naszym czynom charakteru nadprzyrodzonego funkcja zbawienna łaski uczynkowej jest bezwarunkowo konieczna, jak o tym na przyszły raz mówić będziemy. Bez łaski możemy wprawdzie niejedno dobre uczynić, ale to dobro nie będzie miało charakteru nadprzyrodzonego, będzie zasługą tylko naturalną, jak np. jałmużna lub inne dzieła miłosierdzia, wykonane czysto po ludzku; aby te uczynki miały jakąkolwiek wartość na żywot wieczny, trzeba koniecznie łaski zbawiennej. Że jednak jeszcze do dziś dnia nie rozróżnia się nieraz dostatecznie potrzeby łaski leczącej a zbawiennej, rodzi się stąd pewne zamieszanie. Kiedy się np. mówi, że bez łaski nie można nic dobrego uczynić, że bez niej nie można żadnej pokusy zwyciężyć, należy to rozumieć o łasce, o ile ma być czyn zbawienny, nie zaś o łasce tylko leczącej. Rozróżnienie to jest ważne, bo z jednej strony nie uszczupla zdolności natury, a z drugiej wykazuje jej bezwzględną niemożność w dziedzinie nadprzyrodzonej.

 

–––––––––––

 

 

Ks. Marian Morawski, Dogmat Łaski. 19 wykładów o "porządku nadprzyrodzonym". Z papierów pośmiertnych Autora. Kraków 1924, ss. 129-146.

 

Przypisy:

(1) Ilekroć tu mowa o mieszkaniu czy działaniu Ducha Świętego w duszach ludzkich, rozumie się czynność przypisywaną Duchowi Świętemu, bo wszystkie czynności Boże na zewnątrz są wspólne wszystkim trzem Osobom Bożym.

 

(2) Druga zasadnicza różnica jest w tym, że czyny sprawiedliwego mają wartość zasługi na żywot wieczny, zbawienne zaś uczynki grzesznika nie są w tej mierze zasługujące.

 

(3) "Do całego", bo zachowanie tego czy owego przykazania naturalnego jest w zwykłych warunkach bez szczególnej łaski możliwe.

 

(4) Z wyjątkiem chyba naturalnej, a skutecznej miłości Boga nade wszystko, o ile włącza stanowczą wolę zachowania wszystkich Jego przykazań.

 

(5) Uwaga: Aby to lepiej zrozumieć, zważmy, że zachowanie całego zakonu przyrodzonego i w stanie natury czystej nie obeszłoby się bez szczególnej pomocy Bożej, innego wprawdzie rzędu niż łaska obecna, bo przyrodzonej i należącej się naturze nieskażonej, lecz zawsze darmowej ze względu na poszczególnych ludzi. Może bowiem coś należeć się naturze, jako takiej, a nie należeć się temu raczej niż innemu osobnikowi. Jak bowiem natura sama z siebie nie domaga się, aby była urzeczywistniona w tym raczej czy innym osobniku i dlatego słusznie dziękujemy Bogu za przyrodzone dobrodziejstwa, bośmy na nie osobiście nie zasłużyli, tak też dobro religijne i etyczne, pojęte jako kompletne zrealizowanie ideału, wchodzącego w obręb aspiracyj naturalnych, nie domaga się samo z siebie ziszczenia w tej raczej czy innej jednostce, lecz tylko, by jako dobro naturze właściwe, w niektórych jej członkach było urzeczywistnione (natura bowiem, jako taka, istnieć i działać nie może). Dlatego Bóg udzieli niekiedy owej szczególnej pomocy, potrzebnej do zrealizowania rzeczonego ideału, ludziom, którzy wzbiją się na szczyty, faktycznie niedostępne ogółowi ludzkości. Coś podobnego widzimy w dziedzinie czysto doczesnej, nie etycznej zatem ani religijnej, na polu nauki, sztuki, przemysłu itp. I tu w pochodzie ludzkości ku wyżynom przodują geniusze, dar uprzejmej Opatrzności Bożej, zaradzającej nie tylko istotnym brakom i potrzebom, lecz zapobiegającej też aspiracjom idealnym i okrasie życia. Ten nierówny podział darów wychodzi oczywiście na korzyść ogółu, ma znaczenie społeczne, owszem jest niekiedy pewnym naddatkiem, ku któremu natura "tęskni", jak się autor trafnie wyraża, lecz którego ściśle się nie domaga. Mając przed oczyma to rozróżnienie, łatwo nam będzie zrozumieć w jakim znaczeniu przyrodzona pomoc Boża do czynów, objętych zadaniem naturze właściwym, jest łaską, a w jakim nie jest. Dla natury jako takiej nie jest właściwie łaską, jest nią zaś dla poszczególnych ludzi, o ile osobiste zasługi nie spowodowały w pewnej mierze jej rozdawnictwa.

 

Przenosząc to wszystko do obecnego stanu natury upadłej, zachodzi pytanie, o ile owa pomoc należna naturze czystej, należy się upadłej. Pytanie to bardzo trudne, na które różnie odpowiadają teologowie, zależnie od zapatrywania się na istotę grzechu pierworodnego. Pomijając różne w tej mierze zdania, przytaczamy tylko dwa, które oznaczają się większą konsekwencją. Ci zatem, którzy, jak autor, upatrują istotę grzechu pierworodnego tylko w odjęciu darów naturze nienależnych, powinni konsekwentnie powiedzieć (w tym autor zbacza od swej myśli przewodniej), że ta sama pomoc Boża, która służyłaby ludziom w osiągnięciu ich celu przyrodzonego, i teraz stanowi postulat natury, choć ze względu na poszczególnych ludzi będzie w powyższym sensie darmową. Owszem, będzie podwójnie darmową, o ile ci sami autorowie (niektórzy z tej grupy) przypuszczają, że w obecnym porządku wszelkie etyczne współdziałanie Boże jest zarazem ściśle nadprzyrodzonym, lub przynajmniej zmierza w kierunku nadprzyrodzonym. W myśl tych teologów trzeba by zatem powiedzieć, że łaska Boża, o ile zastępuje ową przyrodzoną pomoc Bożą do zachowania zakonu naturalnego, należy się naturze, a o ile uświęca czyny, tj. podnosi je do porządku nadprzyrodzonego, naturze się nie należy. To stanowisko nie schodzi się z Pelagianizmem, bo ten nie wymagał łaski nawet do osiągnięcia żywota wiecznego. – Inne jest zdanie św. Tomasza, który uznaje wprawdzie, że natura nie została spaczona przez grzech pierworodny, lecz powiada, że jej skłonność do dobra etycznego jest mniejsza niż byłaby w stanie natury czystej. Twierdzenie swoje popiera dowodem, że człowiek w stanie upadłym rodzi się odwrócony od Boga, podczas gdy w stanie natury czystej nie byłoby tego odwrócenia. Bliższe uzasadnienie tej tezy wymagałoby długich wywodów o istocie łaski poświęcającej, o organicznym związku między prawością naturalną, a stanem nadprzyrodzonym itp., które tu pominąć musimy. W każdym razie wynika z tego poglądu, że naturze upadłej nie należy się łaska z żadnego tytułu. Najwyżej można przypuścić pewien przyrodzony wpływ Boży na uczynki etyczne, pozostające w obrębie natury, nie dosięgające jednak celu ostatecznego i ten wpływ można by położyć między zasadnicze postulaty natury. Byłoby tedy prawdą, że człowiek bez łaski może pewne, łatwiejsze dobre uczynki wykonywać i lżejsze pokusy zwyciężać, zgodnie z tym, co autor za nauką Kościoła wykłada. W poglądzie św. Tomasza tłumaczy się dalej doskonale owa "tęsknota" za utraconym ideałem, który po grzechu już tylko z pomocą szczególnej łaski urzeczywistniony być może.

 

(6) Por. uwagi na str. 99 i nn. (Zob. Wykład VI. Skutki grzechu pierworodnego. – Odkupienie. – Przyp. red. Ultra montes).

 

(7) Jeżeli św. Augustyn powiada, że człowiek sam z siebie nie ma nic prócz grzechu, to rozumie naprzód, że jedynie grzech jest wyłącznym dziełem człowieka, bo Bóg żadną miarą do zła moralnego się nie przyczynia. Albo też bierze grzech w szerszym znaczeniu, jako uczynek pozbawiony uświęcenia nadprzyrodzonego, które z woli Bożej mieć powinien. W końcu wini uczynki ludzkie z powodu braku dostatecznego odniesienia ich do Boga, choćby i przedmiot takiego czynu i bliższy zamiar działającego były nienaganne. Ten zaś brak jest w każdym człowieku, który nie jest w stanie łaski poświęcającej i nie ma miłości Bożej, wlanej przez Ducha Świętego. Tego rodzaju uczynki nie zasługują na żywot wieczny, choć z pomocą łaski uczynkowej mogą człowieka przysposobić do usprawiedliwienia.

 

(a) Por. tłumaczenie ks. Wujka w wersji uwspółcześnionej: "myśli ludzkie są bojaźliwe i niepewne przewidywania nasze" (wydanie krakowskie z 1935 r.). – Przyp. red. Ultra montes.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMVI, Kraków 2006

Powrót do spisu treści dzieła ks. Mariana Morawskiego pt.
Dogmat Łaski
19 wykładów o porządku nadprzyrodzonym

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: