KATOLICYZM I PROTESTANTYZM

 

w stosunku do

 

CYWILIZACJI EUROPEJSKIEJ

 

KS. JAKUB BALMES

 

PRZEŁOŻYŁ

 

KSIĄDZ STANISŁAW PUSZET

 

WIKARIUSZ KOŚCIOŁA ARCHIKATEDRALNEGO WE LWOWIE

 

––––––––

 

Rozdział VIII

 

 

O fanatyzmie

 

FANATYZM W KOŚCIELE KATOLICKIM

 

Niesłuszną byłoby rzeczą zarzucać religii jakiejś nieprawdziwość dlatego jedynie, że w jej łonie znaleźli się fanatycy, tak jak niepodobna odrzucać wszystkie, z tego powodu, iż dotąd nie istniała żadna, w której by fanatyków nie było. Nie chodzi więc o to, czy z łona religii wyszli fanatycy, lecz o to, czy religia ma w sobie fanatyzmu zarody, czy go pobudza, czy otwiera mu drogę. Zastanawiając się bliżej, znajdziemy w sercu człowieka bujny fanatyzmu zaród. Dzieje ludzkości wymownie to potwierdzają. Niech tylko ktoś sobie jakąś uroi naukę, niech jakieś nadzwyczajne opowie widzenie, ułoży jakiś system, choćby żadnego nie mający sensu, niech go religijną oblecze powłoką, a może być pewnym, że zagorzałych znajdzie wyznawców, co z zapałem głosić i rozszerzać będą jego pomysły, jednym słowem pod tym sztandarem stanie tłum fanatyków.

 

Filozofowie wiele już przeciw fanatyzmowi pisali, zdawałoby się, że w falach ich słów on zaginąć musi: znużyli świat, piorunując przeciw potworowi temu z całym zapałem ognistej swojej wymowy. Temu słowu fanatyzm tak obszerne dali znaczenie, że każdą religię pod nie podciągnąć by można; lecz przypuśćmy, że występowali tylko przeciw prawdziwemu fanatyzmowi. W tym nawet razie, lepiej by byli zrobili, gdyby tyle sobie daremnego nie zadając trudu, rozbierali kwestię, i zastanawiali się nad nią ze spokojem, uwagą i bezstronnością. Nie ulega wątpliwości, iż postępując w ten sposób filozofowie, byliby się przekonali, że fanatyzm jest przyrodzoną ludzkiego ducha słabością, a jako taki nigdy zupełnie wykorzenić się nie da, podobnie jak żadna z owych słabości, co są smutnym rodzaju ludzkiego dziedzictwem, nie ustąpiła dotąd, nie ustąpi i nadal wskutek usiłowań filozofii. Jedną z ciężkich osiemnastego wieku słabości była mania, podciągania wszystkiego pod pewne z góry nakreślone typy; stworzono sobie typy natury człowieka, społeczeństwa i nie wiedzieć już czego; co tylko z tym typem się nie zgadzało, co tylko nie wchodziło do tej w wyobraźni ulanej formy, wystawionym było na tysiączne wymowy filozoficznej pociski.

 

Czyż można zaprzeczyć, że fanatyzm w świecie istnieje? Niepodobna. Jakiż więc jest sposób jego usunięcia? Fanatyzm zupełnie usunąć się nie da. Lecz czyż nie można by przynajmniej osłabić jego skutki, zmniejszyć jego siłę, powściągnąć jego gwałtowność? To jest możliwym przez wytknięcie człowiekowi zdrowego kierunku. I zdołaż to filozofia uczynić? Nad tym się zastanówmy.

 

Jaki jest fanatyzmu początek i prawdziwe jego znaczenie? Przez fanatyzm w najszerszym tego słowa znaczeniu, rozumie się uniesienie ducha ludzkiego, opanowanego silnie przez opinię fałszywą, albo przesadną. Jeśli opinia jest prawdziwą, jeśli we właściwych trzyma się granicach, nie ma fanatyzmu, lub jeśli jest, to jedynie ze względu na środki, jakich się w obronie opinii używa; w takim razie, tym niewłaściwie użytym środkom, towarzyszy także błędne mniemanie, że cel dobry takowe uprawnia. Jeśli opinię dobrą godziwe i do okoliczności zastosowane, popierają środki, nie ma fanatyzmu, jakiekolwiek byłoby uniesienie ducha, zapał, lub wielkość poświęceń. Inaczej należałoby napiętnować bohaterów wszystkich wieków mianem fanatyków.

 

Fanatyzm w ogólnym tego słowa znaczeniu na wszelkie ducha ludzkiego obchodzące rozciąga się przedmioty. Są fanatycy religijni, polityczni a nawet naukowi i literaccy. Jeśli jednak trzymać się zechcemy etymologii i przyjętego zwyczaju, słowo fanatyzm odnosi się właściwie do przedmiotu religii; dlatego samo to słowo fanatyk, bez żadnego uzupełnienia oznacza właściwie fanatyka religijnego; podczas gdy do innych odnosząc je przedmiotów dodać potrzeba epitet, bliżej je określający: np. fanatyk polityczny, literacki itd.

 

Nie ulega wątpliwości, że w sprawach religii człowiek zbyt łatwo daje się opanować egzaltacji, tak, iż byłby gotów przez najgwałtowniejsze środki swe przekonania rozszerzać.

 

Zjawisko to powtarza się do pewnego stopnia w innych dziedzinach, lecz w religijnej przybiera charakter wcale odmienny. W niej bowiem duch ludzki objawia żarliwość i wytrwałość zadziwiającą. Nie zna on żadnych trudności ni przeszkód, interesy ziemskie znikają, największe cierpienia mają urok, męki są niczym, a nawet śmierć sama przedstawia się w kształtach czarownych.

 

Fakt ten zmienia się stosownie do ludzi, idei, i zwyczajów narodu, na łonie którego powstaje, lecz w gruncie rzeczy jest on zawsze tym samym. Bliżej nad nim się zastanawiając, znajdziemy, że gwałtowność zwolenników Mahometa i nadużycia uczniów Foxa z jednego płyną źródła.

 

Z tą namiętnością rzecz się ma tak samo, jak z wszystkimi innymi. Wielkie złe one sprowadzają jak tylko dążą do swego celu środkami sprzecznymi z zasadami rozumu. Fanatyzm, ściśle biorąc nie jest czym innym, jak uczuciem religijnym, co zeszło z właściwej drogi. Otóż uczucie religijne towarzyszy człowiekowi od kolebki do grobu, we wszystkich epokach istnienia rodzaju ludzkiego, znajdziemy je w głębi serca wyryte. Na próżno usiłowano uczynić człowieka niereligijnym; zupełna bezbożność była dotychczas wyjątkowym i indywidualnym zjawiskiem, przeciwko któremu zawsze powstawała ludzkość; uczucie zaś religijne tak jest silnym, tak żywym, taki nieograniczony wpływ na człowieka wywiera, że, jak tylko oddali się od swojego przedmiotu, opuści ścieżkę właściwą, wnet straszne wydaje owoce. Schodzą się tu bowiem dwie z sobą przyczyny, obydwie groźne: "Zupełne zaślepienie ducha i niepowstrzymana siła woli".

 

Niektórzy protestanci, deklamując przeciw fanatyzmowi, nie szczędzili przy tym obelg Kościołowi katolickiemu, a przecież przez sam już wzgląd na zdrową filozofię, więcej powinni byli okazać umiarkowania. Kościół nie chełpi się wprawdzie, że wszystkie ducha ludzkiego słabości wyleczył; nie utrzymuje, jakoby ze serc swych dzieci wyrzucił do tego stopnia fanatyzmu uczucie, iżby od czasu do czasu skutki jego się nie pojawiły; lecz co niezaprzeczoną Jego jest chwałą, to to, że żadna religia lepiej nie pojęła środków, przez które ta słabość ducha ludzkiego uleczoną być może. Dzięki postępowaniu Kościoła, fanatyzm w ciasne ściśniętym został koło, tak dalece, że chociażby zdołał szaleć w nim czas jakiś, opłakanych nie sprowadzi już następstw.

 

Człowiek przekonany zbawiennie o swojej słabości, przejęty uszanowaniem dla nieomylnej powagi uspokoić się w końcu musi; odstępują od niego wszelkie urojenia, które podsycane, prowadzą go nieraz do najohydniejszych występków. Wreszcie, chociażby szał ten w zarodzie nawet stłumionym nie został, nie zepsuje on jednak skarbu prawdziwej nauki i nie porozrywa węzłów, jakimi łączą się między sobą członki jednego ciała. Co się tyczy objawień, proroctw i zachwytów, o ile one mają charakter prywatny i nie dotykają prawd wiary, Kościół je toleruje, nie wtrąca się, milczy, zostawiając krytyce zbadanie faktu, a wiernych w zupełnej wolności wierzenia.

 

Lecz jeśli objawienia i wizje większej są wagi, jeśli wizjoner mówi o pewnych punktach wiary, wnet duch czujności się budzi; Kościół troskliwy azali nie podniesie się głos sprzeczny z Boskiego Mistrza nauką zwraca swój wzrok uważny na nowego głosiciela słowa. Bada pilnie, czy to człowiek w błąd wprowadzony przez swe urojenia, czy wilk ukryty pod skórą jagnięcia. Ostrzega, uprzedza wiernych o niebezpieczeństwie błędu, głos jego woła na owcę zbłąkaną. A gdy zamknąwszy swe uszy, za swymi obłędami idzie, wyłącza ją z Kościoła. Od tej chwili, kto chce w łonie Kościoła pozostać, nie może iść więcej za jej błędem lub fanatyzmem.

 

Protestanci zarzucają katolikom mnóstwo wizjonerów. Oskarżają nas o fanatyzm, przypominając wielką ilość świętych. Fanatyzm ten, dodają, nie ograniczał się na rezultatach drobniejszych, lecz wielkie wydał owoce.

 

Dość wspomnieć o założycielach zakonów, nie przedstawiająż oni długiego szeregu fanatyków, co będąc sami ofiarami swych złudzeń, wywierali naokoło siebie zadziwiające oczarowanie?

 

Jedną tu tylko podać byśmy chcieli uwagę: Przypuśćmy, że wszystkie objawienia świętych są czystym złudzeniem, trudno jednakże pojąć, jak nieprzyjaciele Kościoła mogą z powodu nich czynić Kościołowi zarzuty fanatyzmu. Najsamprzód co się tyczy widzeń pojedynczych ludzi, to widzenia te nie wychodząc ze sfery czysto indywidualnej, choćby nawet nosiły piętno złudzenia lub, jak chcą fanatyzmu, nikomu nie szkodzą, nie wnoszą zaburzeń w łono społeczeństwa. Niech jakaś kobieta sądzi, że szczególniejsze łaski niebios posiada, że słyszy często Najświętszą Pannę rozmawiającą z chórami aniołów, że ma od Boga poselstwo, wszystko to może u jednych wiarę, u drugich śmiech serdeczny wywołać, lecz krwi ni łez nie wyciśnie społeczeństwu (1).

 

A co do założycieli zakonów, jakiż to dali oni powód, by ich o fanatyzm oskarżać? Przemilczmy, że cnoty ich na głęboki zasługują szacunek, że ludzkość winna im wdzięczność za wielkie przez nich oddane sobie usługi; przypuśćmy, że nadużyli wiary w swoje natchnienia; można było co najwięcej nazwać to złudzeniem, lecz nie fanatyzmem. Nie widać u nich wściekłości, ni gwałtów; byli to ludzie niedowierzający samym sobie, którzy sądząc się nawet do wielkich rzeczy powołanymi, przed rozpoczęciem dzieła u stóp najwyższego ścielą się pasterza. Pod jego sąd poddają regułę, mającą służyć za podstawę dla zgromadzenia, proszą o oświecenie, pokornie wyczekują jego postanowień, bez jego pozwolenia niczego nie czynią. Jestże podobieństwo jakie między założycielami zakonu a ludźmi, których widziano, jak stanąwszy na czele rozjuszonej zgrai, zabijali, niszczyli, zostawiając wszędzie, jako świadectwo swego posłannictwa ślady krwi i ruin?

 

W założycielach zgromadzeń zakonnych widzimy ludzi, co owładnięci potężnie jakąś wyższą myślą, wszelkimi starali się siłami, aby ją urzeczywistnić, nawet ceną największych ofiar. W ich zachowaniu widzimy ideę, rozwijającą się wytrwale według ułożonego planu, mającą zawsze na celu, zadanie religijne albo społeczne. Plan ten bywa najsamprzód poddany pod sąd najwyższej powagi, rozebrany dojrzale, poprawiony lub zmieniony wedle przepisów zdrowego rozsądku. Bezstronny filozof (odkładam tu na bok wszelkie religijne opinie) może w tym znaleźć mniej lub więcej złudzeń, mniej lub więcej przesądów, mniej lub więcej rozsądku, lecz nie dojrzy fanatyzmu, bo jego znamion zupełnie tu nie ma.

 

–––––––––––

 

 

Katolicyzm i protestantyzm w stosunku do cywilizacji europejskiej, przez J. Balmesa, za pozwoleniem właściciela dzieła przełożył Ksiądz Stanisław Puszet, Wikariusz kościoła Archikatedralnego we Lwowie. Tom I. Lwów. Nakładem tłómacza i Alexandra Vogla. Z DRUKARNI ZAKŁADU NARODOWEGO IMIENIA OSSOLIŃSKICH pod bezpośrednim zarządem uprzywilejowanego dzierżawcy Alexandra Vogla. 1873, ss. 84-92.

 

Przypisy:

(1) Namacalna tu jest między protestantami a katolikami różnica. Tak wśród pierwszych jak drugich znajdują się osoby, utrzymujące, iż mają widzenia; wizje te jednak wbijają protestantów w pychę, czynią ich burzliwymi i zapalczywymi, podczas gdy katolików pobudzają do pokory, pokoju i miłości. W wieku szesnastym, gdy fanatyzm protestancki zaburzył i zakrwawił całą Europę, żyła w Hiszpanii kobieta, w oczach niedowiarków i protestantów do najwyższego stopnia złudzeniami i fanatyzmem przejęta; lecz czyż jej fanatyzm choć jedną łzę wycisnął, lub jedną kropelkę krwi rozlał? Czyż jej widzenia były, tak jak protestanckie rozkazem nieba do tępienia ludzi?

 

Odwróćmy na chwilę oczy od tego krwawego obrazu, jaki przedstawiły nam sekty, zwracając je ku obrazowi innego rodzaju.

 

Oto św. Teresa z posłuszeństwa opisująca swe życie, z anielską słodyczą i prostotą opowiada o swoich widzeniach: "Chciał Pan, mówi ona, abym to widzenie miała. Widziałam blisko siebie po lewej stronie anioła w postaci ludzkiej, czego zazwyczaj nie widzę, chyba sposobem cudownym; często wprawdzie aniołowie stają przede mną, ale nie widomie. Tutaj chciał Pan, abym anioła widziała i to w sposób następujący: nie wielki, nadzwyczaj piękny z płomiennym obliczem; musiał on być wysokiej hierarchii, która cała jest gorącą, prawdopodobnie Serafinem. Aniołowie nigdy mi swych imion nie mówią, widzę jednak, że w niebie między aniołami musi być różnica. Ten, któregom właśnie widziała, trzymał w rękach długą dzidę złotą, z płomykiem ognia u szczytu. Zdawało mi się, że anioł wbijał mi od czasu do czasu tę włócznię głęboko w serce, a gdy ją wyjął, uczułam się cała w płomieniach Bożej miłości" (Życie św. Teresy. Rozdz. XXIX, nr 13).

 

"W tej chwili widzę nad moją głową gołębicę, odmienną od tej, jaka jest na ziemi: nie ma bowiem piór, lecz jakby łuskę z perłowej macicy, co jasnym blaskiem połyska. Większa od gołębicy, zdaje mi się, że słyszę skrzydeł jej szelest. Poruszała nimi mniej więcej przez chwilę jednego Zdrowaś Maryja. Dusza moja traci przytomność, gołąbka zniknęła jej z oczu. Duch mój uspokoił się obecnością takiego gościa, choć ta nadzwyczajna łaska winna go była zmieszać i przestraszyć, lecz gdy dusza poczęła używać, trwoga zniknęła, pokój wszedł w nią wraz z rozkoszą; mój duch w uniesieniu" (Życie. Rozdz. XXXVIII, Nr 10). Trudno znaleźć coś piękniejszego, coś, co by przy tak żywym kolorycie z tak wielką wyrażonym było prostotą.

 

Nie będzie od rzeczy przytoczyć tutaj jeszcze dwie wizje: "Byłam raz na pacierzach wraz z innymi, mój duch wszedł w siebie i wydał mi się jak jasne zwierciadło, ni niskie, ni wysokie, ze wszech stron świecące. W nim ujrzałam Chrystusa Pana tak jak często Go widzę. Zdało mi się, że Go mam we wszystkich duszy mej częściach. W jasnym widziałam Go zwierciadle a zwierciadło to (nie umiem wytłumaczyć jak) wycisnęło się całe w Panu i Zbawicielu przez połączenie pełne miłości; (...) to mi wiele sprawiało wesela, lecz także i zasmucenie, a to z przyczyny, że różne błędy, jakimi przyćmiłam mą duszę, pozbawiały mię widoku Zbawcy" (Życie. Rozdz. XL, Nr 5).

 

W innym miejscu tłumaczy ona sposoby widzenia rzeczy w Bogu, przedstawia swoją ideę w tak świetnym i wspaniałym obrazie, że zdaje nam się, jakobyśmy czytali Malebranche'a rozwijającego sławny swój system.

 

"Bóstwo rzekłabym, jest jako połysk diamentu, nieskończenie większego od świata, albo jako zwierciadło, tak, jak to w innym widzeniu mówiłam o duszy, tylko tutaj zwierciadło to jest tak pięknym, żebym tego nie zdołała opisać. Wszystko, co my czynimy widzieć można w tym diamencie, który wszystko w sobie zawiera, bo nic nie ma, czego by nie ogarnęła ta wielkość. Było to dla mnie czymś strasznym, w jednej krótkiej chwili ujrzeć tyle rzeczy zebranych w jasnym tym diamencie, a co mnie bardzo zasmuca to myśl, że rzeczy tak ohydne, jak grzechy nasze w tym czystym widziałam blasku" (Życie. Rozdz. XL, Nr 10).

 

Przypuśćmy wraz z protestantami, że wszystkie te widzenia, czczym były tylko złudzeniem; jest przynajmniej widocznym, że one w błąd nie wprowadzają pojęć, nie psują obyczajów, nie mącą publicznego spokoju; a choćby tylko że tak piękny one skreśliły nam obraz, trudno już tego złudzenia żałować. Tak sprawdza się to, co o zbawiennych zasad katolickich na duszę skutkach mówiłem, które nie dozwalają jej wzbijać się w pychę i rzucać się na pełną niebezpieczeństw drogę. Dzięki tym zasadom dusze natchnione, znajdują się w kole, w którym im nie podobna szkodzić komukolwiek; a z drugiej strony zasada ta nie ujmuje im nic z siły ani sprężystości do czynienia dobrze, w razie, jeśli natchnienie jest rzeczywistym.

 

Łatwo by mi było tysiące tu zacytować przykładów; aby się nie stać rozwlekłym, ograniczyłem się tylko na św. Teresie, jako na przykładzie, co najwięcej zasługuje na uwagę; żyła bowiem, jak już mówiłem, w czasie okropnych protestantyzmu obłędów.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2011

Powrót do spisu treści dzieła ks. J. Balmesa pt.
Katolicyzm i protestantyzm
w stosunku do cywilizacji europejskiej

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: