KATOLICYZM I PROTESTANTYZM

 

w stosunku do

 

CYWILIZACJI EUROPEJSKIEJ

 

KS. JAKUB BALMES

 

PRZEŁOŻYŁ

 

KSIĄDZ STANISŁAW PUSZET

 

WIKARIUSZ KOŚCIOŁA ARCHIKATEDRALNEGO WE LWOWIE

 

––––––––

 

Rozdział IV

 

PROTESTANTYZM I UMYSŁ LUDZKI

 

Niewzruszoność zasad, siła woli, mądrość i jasność planu, postępowanie krokiem zawsze pewnym do wytkniętego celu, wreszcie cudowna ta jedność nauki uznanej przez wszystkich, oto, co sam p. Guizot Kościołowi katolickiemu przyznaje, a czego nie zdołali nigdy naśladować protestanci ani w złym ani w dobrym słowa tego znaczeniu. I rzeczywiście protestantyzm ani jednej nie posiada myśli, o której by mógł powiedzieć: "Ona jest moją". Utrzymywał on, że sobie zasadę krytycyzmu (examen privé) w rzeczach wiary przyswoił. Jego przeciwnicy nie zaprzeczali mu tego, nie mogąc się w nim dopatrzeć innej zasady; czuli też dobrze, że protestantyzm przechwalając się, że dał początek wspomnianej zasadzie, sam siebie potępia, podobny do ojca, który w tym chwały swej szuka, że ma przewrotnych i zepsutych synów. Pomimo to jest fałszem, że zasada ta krytycyzmu od protestantyzmu początek swój wzięła, można by raczej powiedzieć, że ona protestantyzm wydała. Przed protestantyzmu początkiem tkwi ona w łonie wszystkich sekt, jest nasieniem wszystkich błędów; głosząc ją chwycili się tylko protestanci konieczności wspólnej wszystkim sektom odłączonym od katolickiego Kościoła.

 

Nie było w tym żadnego planu, przewidzenia, systemu. Sam opór stawiony powadze Kościoła zawierał w sobie konieczność tego krytycyzmu bez granic i uznania rozumu za najwyższego sędziego. Na próżno przywódcy protestantyzmu starali się przeszkodzić skutkom i zastosowaniu tej zasady; tama została zerwaną, strumienia niepodobna było powstrzymać. Myślałby kto – mówi jedna znakomita protestantka (p. Staël w dziele o Niemczech, 4 część, Rozdział 2) że wolność dociekania jest podstawą protestantyzmu. Pierwsi reformatorowie inaczej sądzili – zdawało im się, że zdołają postawić słupy Herkulesa dla ludzkiego ducha na granicy jego światła i wiedzy; niesłusznie spodziewali się, że duch ludzki podda się ich powadze jako nieomylnej, gdy sami odrzucili wszelką tego rodzaju powagę w Kościele katolickim. Dowodzi to, że protestantom nie przewodniczyła żadna z tych myśli, która wyrzucając umysł z jego kolei, objawia przynajmniej pewną szlachetność i wspaniałość serca. Nie o nich może powiedzieć duch ludzki: Wprowadzili mię w błąd, lecz na to, abym tym pełniej używał wolności. "Rewolucja religijna XVI wieku, mówi p. Guizot, nie znała prawdziwych zasad wolności umysłu: oswobodziła ona ducha ludzkiego a chciała dyktować mu prawa".

 

Na próżno walczy człowiek przeciw samej rzeczy naturze, na próżno usiłował też protestantyzm położyć granice zasadzie wolności dociekania. Podniósł głos, miotał nieraz ciosy, z których by wnosić można, że chce tę zasadę zniszczyć, lecz krytycyzm tkwiący w jego łonie, zrósł się z nim, rozwijał i działał pomimo niego. Nie było środka dla protestantyzmu, tylko, albo rzucić się w objęcia powagi, tj. uznać swój błąd, albo pozwolić, by pierwiastek rozkładowy czyniąc swoje, zniszczył w nim wszelki nawet cień religii Jezusa Chrystusa i sprowadził Chrystianizm do rzędu szkół filozoficznych.

 

Gdy bunt przeciw powadze Kościoła raz podniesiono, łatwo było można przewidzieć, co potem nastąpi, rzeczą już było widoczną, że zatrute to ziarno, rozwijając się, pociągnie za sobą zniszczenie wszystkich prawd chrześcijańskich. A jakżeż nie miało się ono szybko rozwijać na ziemi, gdzie ferment był tak silny? Katolicy potężnym głosem wskazywali na wielkość i grozę niebezpieczeństwa, trzeba nawet przyznać, że kilku protestantów widziało ją jasno. Rzecz to wiadoma, że najznakomitsi członkowie tej sekty od samego początku wypowiadali swoje zdanie w tym względzie. Wielkie zdolności nigdy nie czuły zadowolenia w protestantyzmie, owszem czuły próżnię ogromną, i dlatego albo się przechylały do niereligijności albo do katolicyzmu.

 

Czas, ten wielki sędzia opinii, stwierdził słuszność tych smutnych przeczuć. Dziś rzeczy tak stoją, że trzeba być pozbawionym wszelkiej świadomości i krótkowidzącym, aby nie poznać, że religia chrześcijańska wykładana na sposób protestancki jest opinią i niczym więcej, systemem ułożonym z tysiąca nietrzymających się części, zniżonym do rzędu szkoły filozoficznej. Nie można temu się dziwić, że Chrystianizm nawet u protestantów jeszcze zachował niektóre z tych śladów, których próżno by szukać tam, gdzie wszystko ludzkiego jest tylko wymysłu. Czy wiecie skąd to pochodzi? Oto z tej wzniosłości jego nauki wiary, z tej świętości zasad moralności, które chociaż mniej albo więcej zepsute, jaśnieją zawsze tam, gdzie tylko jest ślad słowa Jezusa Chrystusa. Lecz słabe to światełko, co jeszcze przed ciemnościami się broni, gdy jasna gwiazda z horyzontu już znikła, nie da się porównać do jasności dnia; ciemności postępują i rozszerzają się, gasząc odblask słaby i pogrążając ziemię w noc straszną.

 

Taką jest nauka chrześcijańska między protestantami. Rzut oka na ich sektę wskazuje, że nie są sektami czysto filozoficznymi, lecz także i to, że nie mają znamion prawdziwej religii. Znajduje się tam Chrystianizm bez żadnej powagi, a wskutek tego stał się podobnym istocie pozbawionej swego elementu, – drzewu, co wyschło z korzeniem. Postać jego blada, zeszpecona, jako oblicze, którego już nie ożywia dech życia. Protestantyzm mówi o wierze, a zasadnicza jego podstawa zabija ją; wynosi Ewangelię, a jego zasada, oddając ją pod rozbiór człowieka, powagę jej podkopuje. Jeśli mówi o świętości i czystości moralnej chrześcijańskiej, trudno zapomnieć, że sekty odszczepione przeczą bóstwu Jezusa Chrystusa, mogłyby więc własną sobie utworzyć moralną, nie uchybiając w niczym zasadzie, która za punkt oparcia im służy. Gdy bóstwo Jezusa Chrystusa raz zaprzeczonym zostanie lub podanym w wątpliwość, Bóg-człowiek schodzi co najwięcej do rzędu wielkich filozofów albo prawodawców, nie ma On już więcej koniecznej powagi, aby swym prawom dać sankcję, która by je w oczach ludzi czyniła świętymi; nie może wycisnąć im piętna, które by je wznosiło ponad wszelkie myśli ludzkie, a szczytne Jego rady przestają być zarazem upomnieniem płynącym z ust niestworzonej mądrości.

 

Gdy się odejmie duchowi ludzkiemu podporę jakiejkolwiek powagi, o cóż on się oprze? Oddany swoim marzeniom i swemu szałowi, zostanie znowu popchniętym na ścieżki sporów bez końca, co już do zamętu doprowadziły filozofów szkół dawnych. Rozum i doświadczenie zgadzają się na to, że jeśli się krytycyzm religijny postawi w miejsce katolickiej powagi, wszystkie wielkie pytania, tyczące się Boga, człowieka, bez rozstrzygnięcia zostają; wszystkie trudności zjawiają się na nowo, umysł błądzi w ciemności, na próżno szukając światła, które by go mogło bez myłki prowadzić; oszołomiony krzykami setnych szkół, które sprzeczając się nieustannie, niczego nie umieją wyjaśnić, wpada w prostrację i niemoc, w jakiej Chrystianizm go zastał, a z której z takim go trudem wydobył. Wątpliwość, pyrronizm, indyferentyzm staną się udziałem najwznioślejszych umysłów, próżne teorie, niepewne systematy, marzenia, pożywieniem uczonych mierności, zabobon i potworność, paszą pospólstwa.

 

Na cóżby więc się przydał Chrystianizm, jakim byłby postęp ludzkości? Na szczęście dla rodzaju ludzkiego, religia chrześcijańska nie stała się ofiarą sekt protestanckich. W powadze Kościoła znalazła ona silną podstawę do oparcia się i odparcia błędów. Bez tego co by się z nią stało? Wzniosłość jej dogmatów, mądrość jej przepisów, namaszczenie jej rad, nie stałożby się to wszystko obecnie pięknym snem opowiadanym w zachwycający sposób przez znakomitego filozofa? Tak, powtarzam, bez powagi Kościoła, nic z wiary nie jest pewnym; bóstwo Jezusa Chrystusa staje się wątpliwym, Jego posłannictwo podległe sporom, jednym słowem religia katolicka znika. Boć jeśli nie jest w stanie okazać nam znamion swych boskich, dać nam tę pewność zupełną, że zstąpiła z łona Przedwiecznego, że słowa jej, są słowami Boga, że zeszła na ziemię dla zbawienia ludzi – nie ma żadnego prawa, żądać od nas czci i uszanowania. Zepchnięta do rzędu myśli czysto ludzkich, powinna się poddać pod sąd nasz, jak resztę ludzkich opinii. Przed trybunałem filozofii może ona zresztą bronić swej nauki, jako mniej lub więcej rozumnej, lecz spotka ją zarzut, że nas chciała oszukać, podając się za boską, gdy ludzką tylko była, a tak, zanim się zacznie rozbiór jej nauki, ma przeciwko sobie uprzedzenie straszne, że historia jej początku, jest historią niegodnego fałszu.

 

Protestanci chełpią się z niezawisłości swego umysłu; wyrzucają Kościołowi pogwałcenie najświętszych praw w żądaniu poddania się uwłaczającego godności człowieka, mówią wiele o siłach naszego umysłu, a zwodnicze obrazy jak: o locie śmiałym, o świetnych skrzydłach, wystarczają do obałamucenia ogółu czytelników.

 

Niech umysł ludzki cieszy się tymi prawami, niech się chełpi z tej boskiej iskry która rozumem się zowie, niech jako dowody jego wielkości i potęgi przytacza przekształcenia dokonane wszędzie, gdzie on swe ślady wycisnął, niech uznaje jego wzniosłość i godność, składając za nie dzięki swemu Stwórcy, lecz niech też zarazem nie zapoznaje tego rozumu braków i słabości. Po co się oszukiwać i wmawiać w siebie że znamy to, czego w rzeczywistości nie znamy? Dlaczego zapominać o niestałości i zmienności naszego umysłu, po co taić przed sobą że nawet w rzeczach będących przedmiotem naszych wiadomości, pojęcia nasze tak często się mącą i wikłają?

 

Ileż złudzeń w naszej wiedzy, ileż przesady w ocenianiu postępu naszych umiejętności! Czyż jeden dzień nie zadaje kłamu temu, co się dni poprzednich utrzymywało? Czas bieg swój przyspiesza, zmiata przewidzenia nasze, wywraca plany i okazuje jak próżne są nasze zamiary.

 

Cóż to, po wszystkie czasy nam mówią te uprzywilejowane geniusze, którym danym było przeniknąć aż do dna umiejętności i wznieść się śmiałym lotem w najszczytniejsze dziedziny natchnienia? Dotknąwszy się wszystkich granic drogi, jakie tylko umysł ludzki przebiec jest w stanie, rozpuściwszy lot swój w strony nieprzystępne, wielkie umysły wracają się nazad ze swych poszukiwań, nosząc na twarzy owe ślady smutku, co jest owocem zawiedzionych marzeń. Marzenia piękne rozwiały się przed ich oczami, znikł obraz który ich zachwycał. Wtenczas kiedy sądzili że wstępują w niebo zalane światłością, znaleźli ciemności krainę, widząc się z przerażeniem pogrążonymi w niewiadomości. Dlatego to wszystkie te wielkie umysły, mimo wewnętrzne uczucie, co nie pozwala im wątpić, że są nad innych wyższymi, tak mało mają zaufania w siłę rozumu. "Umiejętności, mądrze rzekł Pascal, mają dwie stykające się ze sobą ostateczności. Pierwszą jest zupełna niewiadomość naturalna, w jakiej się wszyscy ludzie przy narodzeniu znajdują, drugą jest ta, gdzie dochodzi wielki umysł, gdy przebiegłszy całą wiedzy ludzkiej dziedzinę, widzi że nic nie wie, i spotyka się z tą niewiadomością, z jakiej był wyszedł" (Myśli, I część, art. VI).

 

Katolicyzm mówi do człowieka: "Umysł twój słaby, w wielu rzeczach potrzebuje wsparcia i przewodnika". Protestantyzm zaś mówi: "Światłość zewsząd cię otacza, idź wedle woli twojej, nie ma dla ciebie lepszego przewodnika, jak ty sam". Któraż z dwóch tych religij jest w zgodzie z nauką, jaką nam najwyższa filozofia podaje?

 

Nie można się też dziwić że najwznioślejsze wśród protestantów umysły czuły pewien pociąg do katolickiej religii, że na pół spostrzegali, jak dalece konieczną jest rzeczą, by umysł ludzki w pewnych materiach poddał się wyrokowi powagi (1). W istocie, kiedy istnieje powaga, mająca w swoim początku, ustanowieniu, w swojej trwałości, nauce i postępowaniu wszystkie cechy charakteru boskiego, na co przyda się umysłowi takowej się opierać, co zyszcze on na błąkaniu się po drodze marzeń w rzeczach największej wagi, po drodze na której jest tyle śladów ukaranej pychy i zawiedzionych nadziei?

 

Człowiek zarozumiały niech nad własnym tylko sumiennie zastanowi się życiem, a przestanie ufać w swoje siły. Obfity w systematy, niewyczerpany w subtelnościach, jednako płodny w myśli jak i niezdolny by ją doprowadzić do skutku, pełny pomysłów, co się rodzą i niszczą nawzajem, to wznoszący się na skrzydłach szczytnego natchnienia, to pełzający jak owad na piasku, równie zdolny by niszczyć dzieła drugiego, jak i niezdolny by własnym nadać moc i trwałość, pchany gwałtownością namiętności, dumą nadęty, zamącony mnogością nasuwających mu się przedmiotów, umysł ludzki, gdy sam na siebie się ograniczy, staje się obrazem tego żywego i niespokojnego płomyka, co przebiega niezmierzoność nieba, kreśli tysiące niezrozumiałych postaci, na chwilę zachwyca swym światłem, i znika, nie zostawiając żadnego odblasku aby ciemności oświecić.

 

Oto naszej wiedzy historia. W tej mieszaninie prawdy, błędów, rzeczy szczytnych, głupstw, mądrości i szałów, nagromadzone są liczne słabości naszej dowody.

 

–––––––––––

 

 

Katolicyzm i protestantyzm w stosunku do cywilizacji europejskiej, przez J. Balmesa, za pozwoleniem właściciela dzieła przełożył Ksiądz Stanisław Puszet, Wikariusz kościoła Archikatedralnego we Lwowie. Tom I. Lwów. Nakładem tłómacza i Alexandra Vogla. Z DRUKARNI ZAKŁADU NARODOWEGO IMIENIA OSSOLIŃSKICH pod bezpośrednim zarządem uprzywilejowanego dzierżawcy Alexandra Vogla. 1873, ss. 44-54.

 

Przypisy:

(1) Powiedziałem że najznakomitsi protestanci czuli wielką próżnię wśród sekt odłączonych od katolickiego Kościoła, dam tu dowody na to twierdzenie, które wydawać się może zanadto śmiałym.

 

Luter pisząc do Zwingliego tak mówi: "Jeżeli świat jeszcze stać będzie, stanie się koniecznością z powodu tak licznych, jakie się teraz zjawiają, Pisma świętego tłumaczeń, przyjąć dla zachowania jedności wiary, postanowienia koncyliów i na nie się powoływać". "Si diutius steterit mundus, iterum erit necessarium propter diversas Scripturae interpretationes quae nunc sunt, ad conservandam fidei unitatem, ut conciliorum decreta excipiamus atque ad ea confugiamus".

 

Melanchton opłakując smutne braku duchownej władzy następstwa, tak mówi: "Wyjdzie stąd wolność bez korzyści dla świata", a na innym miejscu, robi tę trafną uwagę: "Potrzeba w Kościele nadzorców, którzy by zachowywali porządek, uważali bacznie na sługi Kościoła, czuwali nad nauczaniem księży i wydawali kościelne wyroki, tak że gdyby biskupi nie istnieli, trzeba by ich stworzyć. Monarchia papieska, byłaby także użyteczną, by wśród tak rozmaitych narodów zachować jednolitość nauki".

 

Posłuchajmy Kalwina: "Bóg umieścił swojej czci siedzibę w środku ziemi, i postawił na niej jednego zwierzchnika, by do niego zwracali się wszyscy, dla tym bezpieczniejszego utrzymania się w jedności". "Cultus sui sedem in medio terrae collocavit, illi unum Antistitem praefecit, quem omnes respicerent, quo melius in unitate continerentur" (Calv., Inst. 6, § 11).

 

"Długi czas, mówi Bèze, czułem się niepokojonym myślami, jakie mi wyłuszczasz. Widzę jak nasi błądzą, za każdym poruszeniem wiatru różnych doktryn, jak co tylko w górę się wznieśli, natychmiast to na jedną, to na drugą upadają stronę. To co dzisiaj o religii myślą możesz wiedzieć, co o niej będą myśleć jutro, tego nie zgadniesz. W jakichże punktach religii zgodne są z sobą Kościoły, co wydały wojnę papieżowi rzymskiemu? Rozbierz wszystko od początku do końca a znajdziesz, że zaledwie jeden coś twierdzi, już drugi to bezbożnością nazywa". "Exercuerunt me diu et multum illae ipsae, quas describis, cogitationes: video nostros palantes omni doctrinae vento et in altum sublatos, modo ad hanc, modo ad illam partem deferri. Horum quae sit hodie de Religione sententia scire fortasse possis, sed quae cras de eadem futura sit opinio, neque tu certo affirmare queas. In quo tandem Religionis capite congruunt inter se Ecclesiae, quae Romano Pontifici bellum indixerunt? A capite ad calcem si percurras omnia, nihil propemodum reperias, ab uno affirmari, quod alter statim non impium esse clamitet" (Th. Bez., Epist. ad Andream Dudit).

 

Grotius, jeden z najuczeńszych jakich miał protestantyzm, czuł także słabość podwalin, na jakich spoczywają odszczepione sekty. Wielu nawet myślało że umarł jako katolik. Protestanci go oskarżali o chęć powrotu na łono rzymskiego Kościoła, a katolicy co stosunki z nim mieli w Paryżu, podobnież sądzili. Mówią, że sławny o. Pétau, przyjaciel Grocjusza odprawiał na wiadomość o jego śmierci, Mszę św. za jego duszę, jest to wiadomość za której wiarogodność nie ręczę. Pewnym jest, że Grotius w dziele pod tytułem "De Antichristo", nie utrzymuje z resztą protestantów, że tym Antychrystem jest Papież; w swoim zaś dziele: "Votum pro pace Ecclesiae" bez ogródki powiada: "Bez zwierzchnictwa papieża, nie podobna końca dysputom położyć"; i na przykład stawia protestantów: "jak to u protestantów się dzieje". Nareszcie w swym pośmiertnym dziele "Rivetiani apologetici discussio", wyznaje otwarcie główną katolicyzmu zasadę: że o dogmatach wiary winno także orzekać podanie i powaga Kościoła, a nie samo tylko Pismo święte.

 

Nawrócenie się sławnego protestanta Papina, co tyle narobiło hałasu, jest nowym naszego twierdzenia dowodem. Papin zastanawiał się nad główną protestantyzmu zasadą, i nad sprzecznością jaka się między tąż zasadą, a nietolerancją protestantów znajduje, którzy choć się opierają na swym krytycyzmie, Pismo św. swym wyznawcom tłumaczą; i dowodzi w ten sposób: "Jeżeli droga powagi, której się trzymają, jest niewinną i słuszną, to ona potępia ich początek, bo odmówili poddania się Kościołowi katolickiemu; a jeżeli droga krytycyzmu, jakiej się od początku chwycili, jest prawą i dobrą, to ona potępia drogę powagi, na jaką dla zapobieżenia nadużyciom wstąpili".

 

Puffendorf, którego przecież nikt nie posądzi o obojętność, gdy chodziło o napaści na katolicyzm, nie mógł się powstrzymać od zapłacenia daniny prawdzie, gdy w ustępie, za któren wszyscy katolicy mu wdzięczni, tak mówi: "Zniesienie powagi papieskiej rzuciło w świat zaród niekończących się kłótni; gdy nie pozostała już żadna powaga do zakończenia ze wszystkich stron odzywających się sporów, rozdzielił się i protestantyzm, i własnymi rękami rozdarł swe wnętrzności" (Puffendorf, De Monarchia Pont. Rom.).

 

Leibnitz, ów wielki człowiek, który według wyrażenia się Fontenela nosił na czole wszystkie nauki, uznał również słabość protestantyzmu i siłę organizacji w katolickim Kościele. Wiadomo iż nie tylko nie podzielał zażartości protestantów przeciw papieżowi, lecz owszem z żywą sympatią patrzał się na zwierzchność religijną Rzymu. Wyznawał otwarcie wyższość misyj katolickich nad protestanckimi, zgromadzenia zakonne, ów przedmiot takiego wstrętu dla wielu, wzbudzały w nim uszanowanie. Te przekonania Leibnitza znalazły swój wyraz w jednym z dzieł jego wydanym po śmierci, ogłoszonym najsamprzód w Paryżu w 1819: "Wykład nauki Leibnitza o religii, wedle myśli wyjętych z dzieł tegoż autora przez o. Emery, byłego przełożonego Saint Sulpice"; książka ta zawiera dzieło Leibnitza, którego tytuł w rękopisie jest: "System teologiczny". Początek dzieła znakomity dla swej prostoty i powagi, godnym jest niezaprzeczenie wielkiej duszy głębokiego myśliciela. Pisze on: "Po długich i głębokich nad religijnymi kontrowersjami badaniach, wyprosiwszy sobie pomoc Bożą, odłożywszy na bok, o ile to dla człowieka możliwym, wszelką stronniczość, uważałem się jako neofita, zrodzony dopiero na świat, który żadnej się jeszcze nie chwycił opinii; oto nad czym wreszcie się zatrzymałem, i co po tym rozbiorze uważam za godne, by każdy człowiek wolny od przesądów je przyjął jako najzgodniejsze z Pismem św., z poważną starożytnością, i powiem śmiało z siłą najpewniejszych historycznych faktów".

 

Następnie udowadnia Leibnitz: istnienie Boga, Wcielenie, Trójcę Świętą i inne Chrystianizmu dogmaty; przyjmuje z czystością i broni umiejętnie nauki katolickiego Kościoła: o podaniu, sakramentach, ofierze Mszy św., czci relikwii i obrazów świętych, hierarchii kościelnej, zwierzchności papieża rzymskiego i dodaje: "We wszystkich wypadkach które nie cierpią odwłoki do powszechnego soboru, lub nie zasługują na to by je tam traktowano, trzeba przyjąć że pierwszy biskup, najwyższy kapłan, toż samo ma prawo co i Kościół".

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2010

Powrót do spisu treści dzieła ks. J. Balmesa pt.
Katolicyzm i protestantyzm
w stosunku do cywilizacji europejskiej

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: