KATOLICYZM I PROTESTANTYZM

 

w stosunku do

 

CYWILIZACJI EUROPEJSKIEJ

 

KS. JAKUB BALMES

 

PRZEŁOŻYŁ

 

KSIĄDZ STANISŁAW PUSZET

 

WIKARIUSZ KOŚCIOŁA ARCHIKATEDRALNEGO WE LWOWIE

 

––––––––

 

Rozdział XIV

 

CZY ISTNIAŁ W EPOCE ZJAWIENIA SIĘ CHRYSTIANIZMU JAKI INNY ODRODZENIA PIERWIASTEK?

 

W jakim stanie zastał Chrystianizm świat? Pytanie to winno zwrócić na siebie całą naszą uwagę, jeśli chcemy ocenić, jak przystoi, dobrodziejstwa przez tę boską religię rozlane na jednostkę i społeczeństwo, i poznać rzeczywiste znamiona chrześcijańskiej cywilizacji.

 

Społeczeństwo pośród którego zrodził się Chrystianizm, smutny niezaprzeczenie przedstawiało widok. Piękne pozornie, lecz wewnątrz śmiertelną dotknięte słabością, było obrazem najbrzydszego zepsucia, bogatym jednakże odzianego płaszczem. Moralność była bez podstawy, obyczaje bez wstydu, namiętności bez wędzidła, prawa bez sankcji, religia bez Boga. Jej idee były na łasce przesądów, fanatyzmu i dowcipów filozoficznych. Człowiek we własnych oczach głęboką był tajemnicą. To zapominając na godność swoją pozwolił się poniżać do rzędu zwierząt, to przesadzając swą godność, wznosił się poza granice, rozumem i naturą wskazane. I tak gdy jedna część rodu ludzkiego jęczała w ohydnej niewoli, widziano bohaterów, a często potwory na ołtarzach bogów. Tego rodzaju żywioły musiały prędzej lub później sprowadzić zupełny rozkład społeczny. Gdyby nawet nie było nastąpiło gwałtowne wtargnięcie barbarzyńców, społeczeństwo to, musiało w proch się rozsypać; nie było w nim już bowiem ani idei żywotnej, ni myśli wyższej, ni żadnej nadziei, by od zniszczenia uchronić się mogło. Bałwochwalstwo straciło moc swoją, była to sprężyna zepsuta przez czas i nikczemny użytek na jaki namiętności ją obróciły.

 

Jej kruchy materiał wystawiony na ogniową próbę spostrzeżeń filozoficznych stopniał zupełnie, a jeśli siłą zwyczaju wywierał jeszcze na ducha społeczeństwa jakiś wpływ mechaniczny, nie był on już zdolnym przywrócić społecznej harmonii, ni wywołać entuzjazmu, co wielkie dokonywa dzieła, entuzjazmu, jaki w sercu czystym obudzić można, nawet przez najniedorzeczniejsze przesądy. Patrząc na to zwolnienie obyczajów, osłabienie charakterów, nienasycony zbytek, i zupełne, na wszelkie najsprośniejsze orgie rozpasanie, rzecz jasna, że religia straciła już ten majestat, jaki ją w bohaterskich czasach otaczał. Jej idee pozbawione żywotności, słaby tylko wywierały wpływ na dusze ludzi, a nawet same pomocnicami rozstroju się stały. I nie mogło być inaczej; ludy co doszły do tak wysokiego stopnia oświaty, słyszały dysputy swych mędrców o wielkich prawdach, jak o Bogu i człowieku, nie mogły tak dalece być prostodusznymi, aby wierzyć w niedorzeczności, jakich pełne było pogaństwo. Wierzył w nie może lud ciemny, lecz bez żadnej wątpliwości wiara zupełnie wygasła w duszach wyższych trochę nad poziom, tych ludzi, którzy słyszeli mądre Cycerona rozprawy, i zachwycali się codziennie nad złośliwymi satyrami poetów.

 

Jeśli religia była bezsilną, czyż inny nie istniał środek ratunku: nauki? Zaczem rozbierzemy czego po nich spodziewać się można, dobrze jest sobie przypomnieć że nauki nigdy nie założyły społeczeństwa, a nawet nie były w stanie przywrócić mu straconej równowagi! W starożytności znajdziecie na czele ludów, ludzi znakomitych, którzy dzięki magicznemu wpływowi jaki wywierali na bliźnich, dają prawa, prostują pojęcia, naprawiają obyczaje, ustalają rząd, mądre zaprowadzają urządzenia, sprowadzają szczęście i pomyślność na lud, który się im oddał. Lecz myliłby się bardzo ten, któryby mniemał, że ci ludzie do dzieła swego używali środków, które kombinacją naukową zowiemy. Po największej części pojedynczy, a nawet prości i nieokrzesani, działali oni według szlachetnych serca popędów, prowadzeni jedynie przez mądrość i rozsądek, jaki ojcu familii przewodniczy w kierownictwie spraw domowych. Nigdy nie trzymali się ci ludzie owych subtelności, które teoriami zowiemy, tego niestrawnego zbioru pojęć, jakie owym szumnym nauk osłaniamy mianem. Ach! czyż najpiękniejsze dla Grecji czasy te były, w których kwitł Platon i Arystoteles? Owi dumni Rzymianie, co świat ujarzmili, nie mieli zaiste takiej rozległości i różności wiedzy, jaką podziwiamy za czasów Augusta, a pomimo tego, któżby te pierwsze czasy za następne oddał, a tych pierwszych, za późniejszych ludzi?

 

Dzisiejsze czasy wiele również dać by nam mogły dowodów, jak bezpłodne są umiejętności w stosunku do urządzeń społecznych; rzecz to tym łatwiejsza do zrozumienia, że praktyczne następstwa nauk przyrodzonych, ku badaniu których wiek nasz przede wszystkim się zwrócił, są widoczniejsze. W dziedzinie nauk społecznych, zdaje się, że człowiek otrzymał moc, jakiej nie ma w innych wiedzy gałęziach. Łatwo każdy to pojmie z następującej uwagi. Przy zastosowywaniu wiadomości odnoszących się do praw przyrody, czuje się konieczność szanować takowe, na przekór swej woli, nie może, on słabą swą ręką, wielkich w przyrodę sprowadzać przewrotów, musi ograniczyć się w swych usiłowaniach i działać zgodnie z prawami jakim podlegają ciała. Rzecz zupełnie się ma inaczej z zastosowaniami nauk społecznych. Tu człowiek bezpośrednio i wprost działać może na same społeczeństwo, nie jest on związanym i ograniczonym w swych usiłowaniach na małą tylko skalę, nie jest w konieczności szanować odwiecznych praw społecznych: owszem, może wymyślać takowe wedle swej woli, rozpuścić wodze swemu dowcipowi, i sprowadzić opłakany dla ludzkości zamęt. Proszę sobie przypomnieć dziwaczne systemy fizyki, jakie miały miejsce w dawnych i nowszych szkołach; ciekawa rzecz, co by się było stało z tą cudowną świata maszyną, gdyby filozofowie mogli nią kierować według swojej woli. Kartezjusz powiedział: "Dajcie mi materię i ruch a uczynię świat". Nie mógł on jednak ani jednej molekuły popsuć w świata systemie. Rousseau przeciwnie marzył o postawieniu społeczeństwa na nowych podstawach i wywrócił porządek społeczny. Nie zapominajmy, że umiejętność we właściwym słowa znaczeniu, mało jest skuteczną w organizacji społeczeństwa. Trzeba jej to przypominać, dziś zwłaszcza, gdy tak bardzo się pyszni z rzekomej płodności. Przywłaszcza sobie to, co jest owocem wieków, instynktem ludów, a nieraz natchnieniem geniuszów. Otóż instynkt ludów i geniusz jest czymś różnym od umiejętności.

 

Przestając na tych ogólnych uwagach, ułatwiających bardzo poznanie człowieka, pytam, czego się można było spodziewać od tego błędnego nauki światełka, błyszczącego na zwaliskach dawnych szkół, w epoce o której właśnie mówimy. Jakkolwiek mało rozległe mogły być wiadomości dawnych filozofów w pewnych przedmiotach, (a mówię tu o najsławniejszych), wyznać trzeba, że imiona takie jak: Sokratesa, Platona, Arystotelesa, nakazują uszanowanie, i że ci ludzie, pomimo swoich obłędów, mieli myśli prawdziwie godne ich geniuszu. Lecz w epoce zjawienia się Chrystianizmu, zaród wiedzy rzucony przez te wielkie dusze został stłumionym; miejsce wzniosłych i ożywczych myśli, zajęły urojenia, chęć dysput zastąpiła miłość mądrości, sofizmaty i dowcipy wzięły górę nad dojrzałością sądu, i ścisłością logiki. Po wywróceniu szkół dawnych, podniosły się z ich gruzów inne szkoły, lecz już bezpłodne i dziwne, na wszystkie strony mnóstwo roiło się sofistów, podobnych do owadów zwiastujących psucie się trupów. Kościół przechował nam zbiór dokumentów bardzo cennych, i pomocnych do wyrobienia sobie sądu o ówczesnej wiedzy: historię pierwszych herezji (1). Nie mówiąc już o tym, co w tych herezjach oburza, jak straszna ich niemoralność, nie można sobie wyobrazić rzeczy do tego stopnia czczej, głupiej i nędznej.

 

Prawodawstwo rzymskie tak zalecane dla swej mądrości, to prawodawstwo, co słusznie jako jeden z najdawniejszych pomników starożytnej cywilizacji uważanym być może, nie było jednak w stanie zapobiec rozstrojowi, jaki społeczeństwu zagrażał. Nigdy prawodawstwo nie zbawiało narodów, dzieła tak wielkie leżą poza sferą jego. Niech będą prawa jak najdoskonalsze, prawodawstwo doszłe do szczytu świetności, ożywione najczystszymi uczuciami , powodowane najzacniejszymi celami, na co to wszystko się przyda, jeśli serce społeczeństwa zepsute, jeśli zasady moralne straciły swą siłę, jeśli obyczaje w ciągłej walce są z prawem!

 

Spojrzyjmy na obyczaje Rzymu, jak historycy je opisują, a przekonamy się, że i cienia w nich nie ma prawości, sprawiedliwości, rozsądku, które prawodawstwu rzymskiemu to piękne zjednały miano: rozumu napisanego, raison écrite.

 

By dać bezstronności dowód i uniknąć oskarżenia o poniżanie wszystkiego, co nie jest Chrystianizmu dziełem, pominę umyślnie wszystkie braki prawa rzymskiego. Lecz czuję się w obowiązku zwrócić tu uwagę, że myli się bardzo ten, kto by mniemał, że Chrystianizm żadnego w udoskonaleniu tegoż prawodawstwa nie miał udziału, nie tylko za panowania władców chrześcijańskich, bo to żadnej wątpliwości podlegać nie może, lecz nawet w czasach poprzednich.

 

Wprawdzie czas jakiś przed przyjściem Jezusa Chrystusa, liczba praw rzymskich była już znaczną, a ludzie najznakomitsi pracowali nad ich uporządkowaniem. Wiemy ze Swetoniusza (in Caesar., c. 44) że Juliusz Cezar przedsięwziął wydać w kilku księgach co było najlepszego i najpotrzebniejszego z ogromnej praw liczby; podobną myśl podjął Cicero, który napisał książkę "O metodycznym wydaniu prawa cywilnego" (De jure civili in arte redigendo) jak świadczy Aulus Gelliusz (Noctes Atticae, lib. I, c. 22); według Tacyta zadanie to zajmowało również Augusta. Takie zamiary świadczą niezaprzeczenie, iż prawodawstwo rzymskie nie było wówczas w kolebce, lecz również jest pewnym, że to które do rąk naszych doszło jest w znacznej części późniejszych wieków owocem. Wielu najsławniejszych prawników, którym zawdzięcza kodeks praw rzymskich poważną część, żyło już dobrze po przyjściu Jezusa Chrystusa. Co się tyczy rozporządzeń cesarskich, mają one już w samym imieniu swą datę.

 

Z tego zaś, że cesarze i prawnicy byli poganami nie wypływa, żeby pojęcia chrześcijańskie nie wywierały żadnego na ich dzieła wpływu. Liczba chrześcijan była po różnych miejscach ogromna. Same okrucieństwa z jakimi ich prześladowano, bohaterska odwaga, jaką wśród mąk okazywali, musiała ściągnąć na nich uwagę całego świata, a ludzie myślący czuli się powodowanymi do rozbierania nauki, jaką ta nowa religia przedstawia swoim wyznawcom. Apologie chrześcijańskie, już w pierwszych pisywane wiekach z taką ścisłością i wymową, dzieła różnego rodzaju ogłaszane przez pierwszych Ojców, homilie biskupów miewane do ludu, tyle zawierają mądrości, tchną taką miłością sprawiedliwości i prawdy, ogłoszają tak pięknie odwieczne moralności zasady, że wpływ ich, musiał się koniecznie nawet na tych okazać, którzy potępiali religię Ukrzyżowanego.

 

Gdy nauki mające za przedmiot najważniejsze i człowieka najżywiej obchodzące kwestie, rozszerzą się wszędzie, głoszone z gorliwością, przyjmowane z miłością przez znaczną liczbę uczniów, podtrzymywane zdolnością i wiedzą ludzi znakomitych, muszą we wszystkich kierunkach głębokie pozostawić ślady, a nawet przecisnąć się do dusz, które zaciekle je prześladują. Wpływ ich natenczas jakkolwiek niedostrzegalny, nie mniej przeto jest rzeczywistym. Działanie ich podobnym jest do woni kwiatów, jaką z powietrzem w siebie wciągając, wzmacniamy i odświeżamy nasz organizm.

 

Takie skutki wydać musiała nauka głoszona w sposób tak nadzwyczajny, rozszerzona tak nagle, nauka, której prawdy stwierdzane krwią męczenników, bronione były przy tym przez takich pisarzy jak: Justyn, Klemens Aleksandryjski, Ireneusz i Tertulian. Głęboka mądrość, porywająca piękność prawd tłumaczonych przez chrześcijańskich doktorów, musiała zwrócić uwagę na samo źródło z którego oni czerpali; rzecz naturalna że sama ciekawość włożyła w ręce niektórych filozofów i prawników księgi Pisma świętego. Któż powie że Epiktet nie korzystał przez dłuższy czas z kazania na górze, i że prawodawstwa wyroki, nie otrzymały, nie wiedząc o tym, natchnienia od religii, która przenikała wszystkie społeczeństwa warstwy. Gorliwość dla sprawiedliwości i prawdy, duch braterstwa, wzniosłe pojęcia o godności człowieka, te zasadnicze nauki chrześcijańskiej prawdy, musiały przeniknąć poza koło wyznawców Chrystusa i powoli udzielić się wszystkim; a gdy przez nawrócenie się Konstantyna, chrystianizm zyskał przy tym i wpływy, rzecz naturalna, że wycisnął swoje piętno i na prawodawstwo. Oddaję te uwagi pod sąd czytelnika. Czas w którym żyjemy wielkie już widział przewroty, dziś też więcej niż kiedy, umysły są w stanie pojąć, nadzwyczajną doniosłość wpływów powolnych i pośrednich, przewagę idei, i moc niepowstrzymaną z jaką doktryny drogę sobie torują.

 

Do żywiołów rozstroju jakie społeczeństwo żywiło w swym łonie, przyłączyło się inne jeszcze złe, leżące w organizacji politycznej. Cały świat ze schyloną pod jarzmem rzymskim głową, sto ludów różnych ze sobą zwyczajami i obyczajami, nagromadzonych jak łupy wojenne, zmuszone były stworzyć jedno sztuczne ciało.

 

Jedność rządu, będąca przemocy owocem, nic dobrego nie mogła sprowadzić. Ta jedność, to straszny despotyzm, od cesarskiego tronu, aż do ostatniego prokonsula; musiała ona wywołać poniżenie i upadek ludów; podniesienie bowiem, wyrobienie siły charakteru, jest owocem poczucia własnej godności, i pragnień niepodległości ojczyzny. Gdyby przynajmniej Rzym zachował stare swe obyczaje, gdyby był znalazł w swym łonie owych rycerzy, równie sławnych z prostoty i ostrości swoich obyczajów, jak rozgłosu swych zwycięstw, mogłoby było coś z przymiotów zwycięzców, udzielać się zwyciężonym, tak jak serce silne i młode ożywia swoją czerstwością, ciało przez długą wycieńczone słabość. Niestety, tak nie było. Fabiusze, Kamille, Scypiony nie poznaliby swoich potomków. Rzym, władca świata leżał spętany u nóg kilku potworów, którzy na tron przekupstwem lub gwałtem się wzniósłszy, brudzili i zakrwawiali swe berło, a kończyli życie w rękach morderców; powaga senatu i ludu przepadła, nie zostało z niej nic, prócz próżnych bałwanów, vestigia morientis libertatis, jak je Tacyt nazywa, ślady umierającej wolności, a ów lud władca, co przedtem rozdzielał korony, urzędy, legiony, nie troszczył się teraz o coś innego, jak o chleb i igrzyska.

 

". . . . Qui dabat olim

Imperium fasces, legiones, omnia nunc se

Continet, atque duas tantum res anxius optat:

Panem et circenses".

 

(Juwenalis, Satyra X).

 

Nadeszło wreszcie dopełnienie czasów, chrystianizm się zjawił; a nie ogłaszając żadnych zmian w politycznych formach, nie uderzając na żaden rząd, nie mieszając się w rzeczy doczesne i ziemskie, podwójne wniósł ludziom zbawienie: wprowadził ich na drogę wiecznej szczęśliwości, a równocześnie rozrzucił bujne ziarna spokojnego i powolnego odrodzenia, które by wytrzymało próbę czasu i gwałtowność przewrotów. Tym lekarstwem na rozstrój społeczny, była wzniosła i czysta nauka, głoszona wszystkim ludziom, bez wyjątku wieku, płci i stanu, co jak ów deszcz dobroczynny rozlewa się w słodkiej rosie, na pola okryte nikłymi i więdniejącymi ziołami.

 

Żadna religia nie odgadła, tak jak chrystianizm, jaki jest tajemniczy środek kierowania człowiekiem, żadna postępowaniem swoim nie uszanowała do tego stopnia ludzkiej godności. Rzeczywiście chrystianizm zawsze z tej zasady wychodził, że, aby zawładnąć nad całym człowiekiem, potrzeba pierwej zapanować nad jego umysłem. Czy chodzi o wykorzenienie złego, czy o wywołanie dobrego, za punkt wyjścia obiera on zawsze ideę; przez to zadał on cios śmiertelny systemowi gwałtu, który wszędzie władnie, gdzie nie istnieje chrystianizm. Chrystianizm ogłosił tę zbawienną prawdę, że gdy chodzi o kierowanie człowiekiem, najsłabszym i najniegodniejszym środkiem, jest siła. Ta tyle dobroczynna i płodna prawda otworzyła dla ludzkości nową a szczęśliwą przyszłość.

 

Od czasu chrystianizmu dopiero katedry szczytnej filozofii otwarły się dla wszystkich klas ludzi, o każdej godzinie i miejscu. Najgłębsze prawdy, dotyczące Boga i człowieka, zasady zdrowej moralności nie udzielają się już tajemniczo, małej tylko liczbie uczniów wybranych. Nie! Filozofia chrystianizmu objawiła odważnie i śmiało ludziom prawdę całą i nagą, i to publicznie, głośno, z tą otwartością wspaniałą, co nieodłączną towarzyszką jest prawdy.

 

"Co wam w ciemności mówię, powiadajcie na światło, a co w ucho słyszycie, przepowiadajcie na dachach". Tak mówił Jezus Chrystus do uczniów swoich (Mt. X, 27).

 

Jak tylko chrystianizm stanął oko w oko naprzeciw pogaństwa, okazała się namacalnie wyższość pierwszego, nie tylko w istocie jego nauki, lecz także w sposobach, jakimi ją rozpowszechniał. Można było od razu przewidzieć, że tak mądra i czysta nauka przemawiając do umysłów i serc, wyrzuci w krótkim czasie z przywłaszczonych sobie dziedzictw, religię kłamstwa, fałszu i występku. Bo i rzeczywiście, jakąż usługę oddało człowiekowi pogaństwo? Jaką była jego moralności nauka? Jakie zepsuciu obyczajów położyło ono tamy? "Co się obyczajów dotyczy, mówi św. Augustyn, dlaczego bogowie nie mieli o nich starania i nie przeszkodzili ich rozpasaniu u swych wielbicieli? Bóg prawdziwy słusznie opuścił tych, co Mu nie służyli. Lecz bogowie czemuż nie ustanowili praw prowadzących swoich wyznawców do cnoty? Nie byłoż słusznym, by gdy ludzie myśleli o oddawaniu im czci i składaniu ofiar, bogowie ze swej strony postarali się o uregulowanie obyczajów i czynności ludzkich? Odpowiadają, że nikt nie jest złym, jeśli takim być nie chce. Któż o tym wątpi? Lecz bogowie nie powinni byli dlatego przed wielbicielami swoimi ukrywać przepisów, jakie do pełnienia dobrego pobudzić ich mogły. Owszem, byli w obowiązku takowe ogłosić, przestrzegać i gromić grzeszników, przez swoich proroków, publicznie zaprowadzać karę na tych, co złe czynili, a obiecywać nagrodę dobrze czyniącym. Czyż za czasów bożków słyszał kto o czymś podobnym?" (De Civitate Dei, lib. II, c. 4).

 

Następnie kreśli ten święty Doktor obraz zgrozy w widowiskach i świętych igrzyskach odprawianych na uczczenie bogów, którym w młodości swojej sam towarzyszył, i w ten dalej sposób rzecz swą prowadzi: "Stąd to pochodzi, że owe bóstwa nie troszczyły się o uporządkowanie obyczajów swoich wielbicieli i o odwrócenie przez groźby swoje, tego strasznego złego, co nie tylko szkodzi polom i winnicom, domom i majątkom, nie tylko ciału podwładnemu duchowi, ale samej duszy, owej kierowniczce ciała, która napawała się nieprawościami. Jeśliby ktoś utrzymywał, że takie groźby bogów istniały, niechaj nam je wskaże. Lecz niech nie przywodzi kilka słów tajemniczych, szeptanych w ucho małej garstki ludzi, słów, które w sekrecie uczyły, jak żyć należy uczciwie. Niech wskażą na miejsca poświęcone nie igrzyskom, wśród czynów i słów bezwstydnych, nie na te uroczystości zwane «ucieczka» (Fugalia) które przy wyuzdanej obchodzono swawoli, ale na zgromadzenia, na których by uczono ludzi, co nakazali bogowie, w celu oddalenia skąpstwa, ograniczenia ambicji i poskromienia bezwstydu, na zgromadzenia, na których by głoszono te słowa Persjusza: «Starajcie się poznać o nędzni śmiertelnicy przyczynę rzeczy, czym jesteśmy, dlaczego przychodzimy na świat, co powinniśmy czynić, jak smutnym życia naszego jest koniec, jakie należy położyć granice zamiłowaniu bogactw, jaki z nich ciągnąć użytek, co dłużni jesteśmy bliźnim i ojczyźnie, a wreszcie, do czego obowiązuje nas stanowisko, jakie zajmujemy wśród ludzi». Niech nam wskażą te miejsca, w których by często uczono tych rzeczy za rozkazem bogów, tak jak my pokazać możemy kościoły, na ten cel zbudowane wszędzie, gdzie tylko się ustaliła religia chrześcijańska" (De Civitate Dei, lib. II, c. 6).

 

Boska ta religia zanadto dobrze znała serce człowieka, by kiedykolwiek o wrodzonej mu niestałości zapomnieć. Dlatego wpaja i przypomina z niewyczerpaną cierpliwością prawdy, od których i doczesna pomyślność i szczęście wieczne zależy. Gdzie chodzi o zasady moralne, człowiek nader jest skłonnym do zapominania tego, czego mu się ustawicznie nie przypomina, albo jeśli dobre zasady utrzymują się w jego umyśle, pozostają jako ziarno niepłodne i nie użyźniają serca. Byłoby to dobrym i zbawiennym, by ojcowie tych nauk udzielali dzieciom, by one się stały najważniejszym domowego wychowania przedmiotem; lecz tym więcej konieczną jest rzeczą, żeby władza publiczna, będąca szczególniej w obowiązku tego nauczania, rozciągała je na wszystkie klasy, na każdy wiek, by uzupełniała to, czego zaniedbała rodzina, by ożywiała pamięć i wrażenie tych nauk, zacierane ustawicznie przez namiętności i czas.

 

Ten system ciągłego nauczania, używany przez Kościół katolicki we wszystkich epokach i miejscach najwyższej jest wagi ze względu na oświatę i moralność ludów; uważać też należy za rzecz bardzo pomyślną, że pierwsi protestanci, mimo ich chęci wywrócenia wszystkich praktyk Kościoła, zachowali to nauczanie. Deklamacje niektórych zbuntowanych pastorów, wiele niezaprzeczenie w pewnych epokach sprowadziły złego, pomimo tego, gdy jedność zerwaną, a ludy na niebezpieczną drogę odszczepieństwa sprowadzonymi zostały, wiele musiało to sprawić korzyści, że ludzie obznajomieni od dawna z Pismem świętym, tłumaczyli ludowi najważniejsze prawdy, tyczące się Boga, człowieka i zasadniczych moralności przepisów. Nie ulega wątpliwości, że cios śmiertelny, przez system protestantyzmu zadany hierarchii, a wskutek tego poniżenie godności kapłańskiej sprawuje, że katedra między odszczepionymi pozbawioną jest tego świętego charakteru wyroczni Ducha Świętego; skuteczność nauki jest tym samym słabą. Kaznodzieja protestancki, zamiast wystąpić jako pomazaniec Boży, jest tylko, jak trafnie pewien utalentowany pisarz powiedział: człowiekiem ubranym czarno, który co niedzielę na ambonę idzie, by mówić rzeczy rozumne. Jednakowoż lud słucha przynajmniej niektórych ułamków z owych wzniosłych moralności przepisów, zawartych w Piśmie świętym, stawia się przed oczy jego budujące przykłady, zapisane w księgach Starego i Nowego Testamentu, a co najważniejsze, opowiada się mu często ustępy z życia Jezusa Chrystusa, z tego życia, co wszelkiej doskonałości jest wzorem. Jest to, powiedzieliśmy, zbawiennym, bo zawsze pożytecznym być musi, że ludy żywią się pokarmem prawd moralnych, że serca pobudzają się do cnoty, przez widok z Boskiego życia czerpanych przykładów.

 

–––––––––––

 

 

Katolicyzm i protestantyzm w stosunku do cywilizacji europejskiej, przez J. Balmesa, za pozwoleniem właściciela dzieła przełożył Ksiądz Stanisław Puszet, Wikariusz kościoła Archikatedralnego we Lwowie. Tom I. Lwów. Nakładem tłómacza i Alexandra Vogla. Z DRUKARNI ZAKŁADU NARODOWEGO IMIENIA OSSOLIŃSKICH pod bezpośrednim zarządem uprzywilejowanego dzierżawcy Alexandra Vogla. 1873, ss. 147-160.

 

Przypisy:

(1) Aby mieć pojęcie o stanie nauk w chwili zjawienia się Chrystianizmu, i przekonać się, iż one nie mogły niczego się spodziewać od ducha ludzkiego własnym pozostawionego siłom, wystarcza wskazać na owe potworne odszczepieństwa w pierwszych wiekach Kościoła, odszczepieństwa, których nauki były jakąś niekształtną mieszaniną pojęć dziwacznych i do najwyższego stopnia niemoralnych. Imiona takie jak: Cerynt, Menander, Ebion, Saturnin, Basilides, Mikołaj, Karpokrates, Walentyn, Marcjon, Montan i tylu innych, przypominają nam sekty, w łonie których szaleństwo z niemoralnością szło w parze. Na pierwszy rzut oka na te sekty filozoficzno-religijne, łatwo zrozumieć, że one nie były w stanie ani wymyśleć jako tako składnego systemu filozoficznego, ani jakiej całości doktryn, której by nazwę religii dać można. Ludzie ci wywracali i mieszali wszystko. Judaizm, Chrystianizm, szczątki szkół dawnych, wszystko to zlewało się razem w rozgorączkowanych ich głowach; czego nie zaniedbywali nigdy, to rozpuścić cugle namiętnościom, zepsuciu i swawoli.

 

Sekty te obszerne do wniosków filozoficznych nastręczają pole. Co by z wiedzą ludzką się stało, gdyby nie był się zjawił Chrystianizm, aby oświecić świat swą boską nauką, gdyby ta święta religia nie była, zawstydzając pychę, wskazała człowiekowi, jak dalece próżne, niedorzeczne były jego myśli; jak bardzo się oddalił od drogi prawdy? Rzecz dziwna! Ludzie których obłędy nas przerażają, sami sobie dali nazwę gnostyków, z powodu wyższej wiedzy jaką sobie przypisywali. Widoczna że po wszystkie czasy, zawsze jednakim jest człowiek.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2015

Powrót do spisu treści dzieła ks. J. Balmesa pt.
Katolicyzm i protestantyzm
w stosunku do cywilizacji europejskiej

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: