KATOLICYZM I PROTESTANTYZM

 

w stosunku do

 

CYWILIZACJI EUROPEJSKIEJ

 

KS. JAKUB BALMES

 

PRZEŁOŻYŁ

 

KSIĄDZ STANISŁAW PUSZET

 

WIKARIUSZ KOŚCIOŁA ARCHIKATEDRALNEGO WE LWOWIE

 

––––––––

 

Rozdział XIII

 

PROTESTANTYZM I KATOLICYZM W STOSUNKU DO POSTĘPU SPOŁECZNEGO

 

Przystępując do rozważania tak wielkiej kwestii, wiem dobrze, iż czeka mię walka z siłą namiętności, z mnóstwem uprzedzeń i błędów. Tuszę sobie jednak, że sama ważność przedmiotu potrafi zwrócić na siebie uwagę. Rzecz sama nadto, w ścisłym zostaje związku z ogólnym dziś prądem umysłów. Obym mógł przeto uniknąć niebezpieczeństwa zagrażającego w tych czasach każdemu, kto pisze w obronie katolickiej religii, mianowicie sądu bez wysłuchania. Oto kwestia w swym najzwięźlejszym streszczeniu: Porównywując katolicyzm z protestantyzmem, któren z nich przedstawia więcej rękojmi dla prawdziwej wolności, dla prawdziwego postępu ludów, dla sprawy cywilizacji?

 

Wolność: oto słowo jak z jednej strony najpowszechniej używane, tak z drugiej najczęściej źle pojmowane, słowo co mając pojęcie luźne i do uchwycenia zbyt łatwe, przedstawia pozory zupełnej jasności, podczas gdy dla wielkiego mnóstwa i rozmaitości przedmiotów, do których zastosowanym być może, w nieskończenie wielu znaczeniach da się uważać i dlatego nadzwyczaj do zrozumienia jest trudnym.

 

Któż zdoła wyliczyć różne sposoby zastosowania tego słowa wolność. W słowie tym znajduje się wprawdzie pojęcie, które rdzennym nazwać byśmy mogli, lecz nikt nie zliczy odcieni i stopniowania, którym to pojęcie podlega. Powietrze krąży wolno, oswobadza się roślinę od wszystkiego co ją otacza, by mogła rosnąć i rozwijać się wolno; gdy rybę wydobędzie się z sieci i wrzuci do wody, gdy ptaszkowi otworzy się klatkę, mówimy: daje im się wolność. Są myśli wolne, wyrażenia wolne, wola wolna, czynności wolne, więzień jest pozbawionym wolności, dziecko w stosunku do rodziców nie ma zupełnej wolności, młoda panienka ma mało wolności, osoba zamężna już nie jest wolną, żołnierz nie ma wolności; są ludzie wolni od służby wojskowej, wolni od podatków i kontrybucji, jest wreszcie: wolność handlu, wolność nauczania, wolność prasy, wolność sumienia, wolność cywilna, wolność polityczna, wolność słuszna i niesłuszna, rozumna i nierozumna, ograniczona i zbyteczna, stosowna i niestosowna. Lecz na cóż trudzić się wyliczaniem tego, co policzyć czystym jest niepodobieństwem? Zdało mi się koniecznym na tym punkcie zatrzymać się chwilkę, by uwidocznić prawdę, że gdy tak często, tak w mowie i w pismach, jak na publicznych zebraniach i w prawodawstwie z tym słowem "wolność" spotkać się można, dojrzale zastanowić się godzi nad liczbą i naturą pojęć zawartych w tym słowie w każdym danym razie, nad znaczeniem przedmiotu do którego się ono stosuje i nad ograniczeniami, których wymagają okoliczności.

 

Słowo to wolność, jakiekolwiek byłoby jego znaczenie zawiera w sobie "brak właściwej przyczyny do przeszkodzenia lub ograniczenia czynności pewnej władzy człowieka". A stąd wynika, że by postawić prawdziwe znaczenie tego słowa w pewnym danym razie, trzeba zważyć dokładnie tak okoliczności, jak i samą naturę władzy, której czynności ograniczać lub im przeszkodzić należy, jak również i środki jakich do tego ograniczenia użyć wypada. Dla wyświecenia przedmiotu, zastanowimy się najprzód czy "człowiek powinien mieć wolność myślenia". Nic, powiecie, nie powinno ścieśniać wolności myśli człowieka. Lecz czyż rozumiecie przez to środki fizyczne, które by bezpośrednio na myśl człowieka działały? W takim razie twierdzenie to żadnego nie ma znaczenia, bo wszelkie działanie na myśl człowieka siłą fizyczną, istnym jest niepodobieństwem, dziecinnym jest przeto mówić iż się to robić nie godzi. Jeśli jednak utrzymujecie, że zupełną każdemu wolność należy zostawić w wypowiedzeniu myśli swojej, że w tym nie należy mu nigdy przeszkadzać, rzecz wtenczas postać swą zupełnie zmienia. Aby twierdzić że każdy człowiek, w każdej godzinie, na każdym miejscu, o każdym przedmiocie, może mówić co mu na myśl przyjdzie, w sposób jaki mu się żywnie podoba, musielibyście przynajmniej rozróżnić przedmiot, osobę, miejsce, czas, sposób i jednym słowem zważać na tysiące okoliczności, odmówić wolności w pewnym razie, ograniczyć takową w innym, to jej granice rozszerzać to ścieśniać. Nie moglibyście w żaden sposób utrzymać w całości propozycji co do wolności myśli wypowiedzianej, jakkolwiek ona tak wam się pojedynczą i jasną wydaje.

Co więcej, przypuściwszy nawet że wolność myślenia wykonuje się jedynie w świątyni ludzkiego umysłu, w tych stronach, co przed wzrokiem człowieka zakryte, otworem stoją jedynie dla oka Bożego, w tym nawet razie, cóż znaczy ta wolność? Czyż myśl nie ma praw, którym się poddać powinna pod karą zbłąkania się na manowce? Jestże jej wolno wzgardzić przepisami zdrowego rozumu, zamknąć swe ucho dla mądrej i dojrzałej rady? czyż może ona zapomnieć że jej przedmiotem jest prawda, i nie liczyć się z odwiecznymi zasadami moralności?

 

Rozważając przeto znaczenie słowa wolność, nawet w jego zastosowaniu do tego, co z natury swojej w człowieku jest najwolniejszym, do myśli, znajdziemy, że tak różne i rozmaite jest jego znaczenie, iż zmuszeni będziemy mnóstwo czynić zastrzeżeń, ograniczyć ogólne to pojęcie "wolność myślenia" w więcej niż tysiącu razach, by z rozumem, zdrowym uczuciem i odwiecznymi prawidłami moralności w zgodzie pozostać; przez wzgląd wreszcie, tak na interes pojedynczego człowieka, jak i na dobro społeczeństwa. Cóż dopiero gdy mowa o innych wolnościach, głoszonych tak często, bez ściśle ograniczonego przedmiotu, w pojęciu luźnym i nieokreślonym?

 

Jeśliśmy tu użyli przykładu, to dlatego tylko, aby nie mieszano pojęć, bo broniąc sprawy katolicyzmu, nie mamy żadnego powodu stawać po stronie ucisku, ni przyklaskiwać tym, co by święte prawa człowieka nogami zdeptać chcieli. Święte prawa, powtarzam, i rzeczywiście, podług nauki wiary naszej, każdy człowiek świętością jest w oczach drugiego, dla boskiego swego początku i przeznaczenia, dla obrazu Bożego, co w jego duszy wyryty, wreszcie dlatego, iż z niezgłębionej swojej miłości, odkupił go Syn Przedwiecznego. Boski założyciel świętej wiary naszej, wieczystymi karami grozi nie tylko temu, któryby zabił, skaleczył lub obdarł człowieka, lecz i temu nawet, któryby się ośmielił słowem go obrazić: "kto by powiedział swemu bratu «głupcze», winnym się staje ognia piekielnego" (Mt. V). Tak mówił Boski Mistrz i Zbawca.

 

Oburza się serce nasze, ilekroć słyszymy zarzuty czynione naszej religii, że jest przeciwną wolności. Rzeczywiście jeśli ducha prawdziwej wolności pomiesza się z tą o którą demagodzy krzyczą, nie znajdziemy jej w katolicyzmie. Lecz jeśli nie mieszając pojęć, wolność w prawdziwym i rozumnym znaczeniu weźmiemy, religia katolicka z całą słusznością i bez bojaźni żądać może wdzięczności od rodzaju ludzkiego: ona to ucywilizowała narody ją wyznające, a cywilizacja jest prawdziwą wolnością.

 

Jest faktem uznanym i głoszonym dzisiaj powszechnie i otwarcie, że chrystianizm wywarł wpływ nader potężny i zbawienny na rozwój europejskiej cywilizacji. Dodam nadto, że gdyby umiano nad faktem tym głębiej się zastanowić, przedstawiłby on się w całej swej doniosłości i w całej swej sile. Lecz często się zdarza, że ten wpływ chrystianizmu na rozwój cywilizacji, rozróżniają od wpływu, jaki na tenże rozwój katolicyzm wywarł, a tak, gdy doskonałość chrystianizmu wynoszą, wielkość katolicyzmu skąpą miarą mierzą. Rzecz dziwna! Zapominają że katolicyzm, gdy o cywilizacji jest mowa, nie tylko część znaczną, lecz całą zasługę ma prawo sobie przypisać, a zwłaszcza w długim ciągu w którym nad dziełem cywilizacji sam jeden pracował, a oprócz niego nie było nikogo. Dzieło to, gdy protestantyzm się zjawił było bliskim końca. Z niesłusznością, której trudno odpowiednią nazwę wynaleźć, zarzucono katolicyzmowi ducha barbarzyństwa, nieuctwa i ucisku, w chwili, gdy patetycznie chlubiono się z cywilizacji, światła i wolności, które jego są dziełem.

 

Jeśli nie miano ochoty do zgłębiania najściślejszych stosunków katolicyzmu do europejskiej cywilizacji, jeśli brakło cierpliwości do badań, jakich poznanie tego stosunku koniecznie wymaga, godziło się jednak rzucić okiem na kraje, na jakie w ciągu tych ciężkich czasów, religia katolicka nie wywierała całego wpływu swojego i porównać je z tymi w których ona była panującą. Wschód i zachód, obydwa wśród ciągłych zmian, obydwa wyznawający chrystianizm, lecz tak, że gdy na wschodzie zasada katolicka była słabą i chwiejną, na zachodzie była silną i głęboko zapuściła korzenie; dwie te świata połowy jasno i wymownie dowodzą, ile wart chrystianizm bez katolicyzmu, gdzie chodzi o zachowanie cywilizacji i o stan społeczeństw.

 

Na zachodzie widzimy przewroty liczne i gwałtowne, zamęt był straszny, a przecież, z tego zamętu trysnęło światło i życie. Ani barbarzyńcy, co się rozlali i osiedlili w tych stronach, ani islamizm co w chwilach swojej potęgi, runął na zachód z całą gwałtownością, nie mógł przytłumić obfitego i plennego nasienia cywilizacji zachodu. Na wschodzie przeciwnie, starzało się i obumierało wszystko, nic się nie odrodziło w młodości. Jakże odmienne wydała owoce, duchowna władza i wpływ na sprawy świeckie papieży, od tych, jakie w tych samych okolicznościach zrodził chrystianizm wschodu.

 

Jeśliby Europa miała przejść jeszcze przez wstrząśnienia ogólne, czy to, przez wezbranie rewolucyjnych idei, czy to przez wtargnięcie gwałtowne pauperyzmu na własność, jeśliby kolos, co na północy się wznosi między wieczystymi lodami, ten kolos noszący obfity przebiegłości zasób w swej głowie, a siłę brutalną w swej ręce, rozrządzający dowolnie środkami cywilizacji i barbarzyństwa, rzucający bez ustanku na wschód, południe i zachód wzrok swój przebiegły i chciwy, który w historii jest charakterystycznym państw najezdniczych znamieniem, gdyby on powtarzam, upatrzywszy sobie chwilę sposobną, przedsięwziął skuć w pęta wolność Europy, wtenczas może, wśród tych ostatecznych zapasów, poznano by siłę zasad katolickich, przekonano by się namacalnie, o potędze tej jedności, którą katolicyzm głosi i utrzymuje; ujrzano by jedną z przyczyn słabości wschodu, a energii zachodu. Przypomniano by sobie natenczas o fakcie, który choć tak świeży, już jednak w zapomnienie idzie, że naród który odwagą i dzielnością swoją złamał Napoleona potęgę, mianem w przysłowie niejako weszłym "katolickiego" jest zwanym. I kto wie, czy zamachy przez Rosję na katolicyzm czynione, zamachy które namiestnik Chrystusa tak rozrzewniającym opłakiwał głosem, nie objawiają przeczucia tego mężnego oporu, jaki katolicki Kościół okaże (jak okazywał już tyle razy) usiłowaniom nowego ciemiężcy. Lecz wrócimy do naszego przedmiotu.

 

Nie da się zaprzeczyć, że Europa od szesnastego wieku objawia wiele siły, żywotności, lecz błędem jest przypisywać to protestantyzmowi. By wpływ i doniosłość jakiegoś faktu ocenić, nie należy się zadawalać wykazaniem zdarzeń, które nastąpiły po nim, trzeba nadto rozważyć, czy zdarzenia te nie były już przygotowane poprzednio, czy nie zawierają czegoś więcej, nad skutki faktów poprzednich. Rozumowanie takie: "post hoc, ergo propter hoc" to sofizm. Bez pomocy protestantyzmu i przed pojawieniem się jego, cywilizacja europejska ogromne już uczyniła postępy, dzięki wpływowi i usiłowaniom katolickiej religii; wielkość, blask jaki ją później otoczył dokonanym został, nie zasługą protestantyzmu, lecz pomimo niego.

 

Już to w ogóle powierzchownie tylko badano chrystianizm. Nie wchodząc w rozbiór poważny historii, zadawalano się pobieżnym rzutem oka na "zasady braterstwa", jakie Kościół w świecie rozszerzył. Aby dokładnie poznać instytucję jakąś, krok w krok iść za nią należy, poznać, jak ta instytucja wprowadziła swe zasady w praktykę, jak zwyciężyła przeszkody, które na drodze jej stały.

 

Nikt nie dojdzie do jasnego o fakcie historycznym pojęcia, kto nie bada dokładnie historii, a badanie to historii Kościoła, w jego stosunku do cywilizacji, wiele jeszcze do życzenia zostawia. Nie przeczę, że w tym kierunku głębokie czyniono już studia; pomimo tego przy wielkim postępie, jaki duch analizy wśród nas uczynił, praca nad historią Kościoła, nie da się porównać z tą, która w przedmiocie dogmatyki tyle światła i wiedzy rozlała.

 

Inny powód przyczynił się również do zaciemnienia pojęć. Przypisują zazwyczaj intencjom ludzi wagę przesadzoną, za mało zwracając uwagi na poważny i majestatyczny pochód dziejowy. Oceniają zdarzenia i mierzą ich wielkość, wedle bezpośrednich przyczyn, które je sprowadziły, lub wedle celów, jakie sobie założyli ludzie, którzy tu działali; jest to źródłem błędów. Trzeba sobie rozszerzyć widnokrąg, patrzeć na naturalny rozwój idei, na wpływ, jakie idee te wywierały na zdarzenia, na instytucje, którym dały początek, a patrząc na nie, nie dość je pojedynczo i w odosobnieniu rozważać. Uważmy to dobrze, gdy ma się spełnić jakiś z tych wielkich wypadków, które losy przeważnej części ludzkości zmieniają, rzadko ci, którzy mają w nich udział posiadają świadomość dzieła co się dokonuje.

 

Pochód ludzkości, to wielki dramat, role tu są porozdzielane między jednostki, co zjawiają się i znikają; człowiek jest tu zawsze czymś małym, a sam Bóg jest wielkim.

 

Ani aktorowie występujący na scenie starego państwa wschodniego, ni Aleksander rzucający się na Azję, podbijający mnóstwo narodów; ni Rzymianie owi świata zwycięzcy, ni barbarzyńcy starą wywracający monarchię, ani muzułmanie opanowujący Azję i Afrykę a zagrażający niepodległości Europy, nie marzyli i marzyć nie mogli, że byli narzędziami wielkich przeznaczeń, których ziszczenie dziś podziwiamy.

 

Tak samo też i w historii cywilizacji chrześcijańskiej, gdy chodzi o zebranie i rozbiór czynników działających na rozwój ludzkości, nie jest bynajmniej koniecznym, ani też stosownym przypuszczać, że ludzie, którzy do tego dzieła najwięcej się przyczynili, mieli całą świadomość celów i skutków swych usiłowań. Wielka już i tak będzie dla człowieka chwała, gdy się pokaże, że był wybranym narzędziem w rękach Opatrzności, bez przypisywania jego przenikliwości i jego intencjom tak znacznego udziału.

 

Promień Bożej myśli oświecił ich czoło, to wystarcza, mniejsza o to, czy przewidzieli, że promień ten odbije się w wielkiej światłości w przyszłych pokoleniach. Ludzie mierni są po największej części mniejszymi niż sądzą; lecz ludzie wielcy, większymi, niż się im wydaje. Jeśli całej swojej wielkości nie znają, to z tego powodu, iż nie widzą, że są narzędziami w ręku Opatrzności.

 

Zważmy jeszcze na to, że nie należy w badaniu nad wielkim tym dziełem rozwoju cywilizacji, szukać systemu, którego by łączność i harmonia na pierwszy rzut oka była widoczną. Trzeba być przygotowanym na widok wielu nieregularności i rzeczy nie bardzo przyjemnych. Dziecinnym jest chcieć uprzedzać czas, oddalić wiecznie od siebie należy pokusę, tak powszechną u ludzi, by znaleźć wszystko zgodnym i odpowiadającym własnym pomysłom. Tu nie idzie wszystko podług naszej woli. Patrzcie na tę bogatą, urozmaiconą przyrodę, jak skarby swoje z pewnym nieporządkiem rozrzuca, jak nieocenione kruszce i metale we wnętrzu ziemi ukrywa, patrzcie, jak obok obszernych i wesołych łąk, roztacza łańcuch gór i skał nieprzystępnych. Zważcie na te wszystkie nieładu pozory, wśród których mnóstwo czynników z niedostrzeżoną zgodą, w zupełnej działa harmonii, by utworzyć tę całość, co zachwyca oko i w podziwienie wprowadza badacza! Tak również rzecz się ma i ze społeczeństwem. Fakty tu porozrzucane nie przedstawiają żadnego pozoru ładu i zgodności. Wypadki po sobie następują, a celu ich dostrzec nie podobna. Ludzie się łączą i dzielą, pomagają sobie lub uderzają na siebie, a czas, ten czynnik konieczny do wielkich rzeczy idzie swoją drogą i wszystko postępuje wedle tajnych zamiarów poczętych przez Najwyższą Istotę.

 

Takim jest pochód ludzkości, oto jest prawidło badań filozoficznych historii, oto sposób zrozumienia wpływu idei i instytucji, które się od czasu do czasu zjawiają, by postać ziemi odmienić. Gdy się przy podobnym badaniu historii natrafi na jakąś wielką i płodną ideę, na jakąś instytucję potężną, umysł nie tylko zastraszać się nie powinien widokiem zboczeń w działaniu tychże, lecz owszem cieszyć się i krzepić odwagą. Czyż już to samo, że idee lub instytucje przebijając się przez wieków chaos, po tysiącznych wstrząśnieniach odnajdują się nieuszkodzone, nie jest dowodem że idea ta była pełną prawdy a instytucja zewsząd życiem tryskała? Co na tym zależy, że ten lub ów człowiek nie kierował się wedle idei, że nie uczynił zadość celowi tej instytucji! dość jest, jeśli idea lub instytucja tryumf odniesie. One słabości, wady ludzkie są owszem najwymowniejszym świadectwem siły wewnętrznej idei i instytucji. Kto w ten sposób bada historię ten od ludzi nie będzie żądał więcej nad to, co jest rozumnym i słusznym, lecz patrzeć będzie w jakiej epoce i wśród jakich okoliczności żyli i działali. Nie zapozna przez to wielkości ich czynów, lecz nie będzie zarazem przypisywał im tego, czego nie zrobili, oszczędzi im pochwał na które nie zasłużyli i zarzutów które są również niesłuszne. Nie pomiesza z sobą wypadków do rozmaitych należących epok, nie będzie rozprawiał o panowaniu Karlomana, jak o panowaniu Napoleona, nie uniesie się w napaściach na Grzegorza VII, dlatego że wielki ten papież innej w polityce trzymał się drogi, jak Grzegorz XVI.

 

Lecz uważcie to dobrze, nie żądam od historyka by na dobre i złe, słuszne i niesłuszne był obojętnym. Nie domagam się skąpstwa w pochwałach dla cnoty, nie podzielam zapatrywania się tych którzy się kuszą okazać fatum ciążące jeszcze nad światem. Gdyby ta szkoła przemogła, badanie historii byłoby spaczonym, wszystkie szlachetniejsze popędy z niej wymazane. W pochodzie społeczeństw widzę plan, ale nie ślepą konieczność. Nie wierzę temu by wydarzenia wychodziły z ciemnej przeznaczenia urny, fatum żadne nie trzyma świata w swej żelaznej obręczy.

 

"Wszyscy przywiązani jesteśmy do tronu Najwyższego owym giętkim łańcuchem, który nas powstrzymuje, ale nie ujarzmia. I to, największego podziwu jest godnym, w powszechnym rzeczy porządku, to to działanie istot wolnych pod ręką Bożą. Wolne niewolniki działają one dowolnie i z konieczności zarazem, czynią co im się podoba, bezsilne by plan ogólny zepsować. Każda z tych istot zajmuje środek pewnej sfery działania, której przeciętna się zmienia wedle najwyższego geometry woli, co umie rozszerzać i ścieśniać, powstrzymać i kierować wolę, nie czyniąc jej naturze ujmy" (J. de Maistre, Consideration sur la France).

 

–––––––––––

 

 

Katolicyzm i protestantyzm w stosunku do cywilizacji europejskiej, przez J. Balmesa, za pozwoleniem właściciela dzieła przełożył Ksiądz Stanisław Puszet, Wikariusz kościoła Archikatedralnego we Lwowie. Tom I. Lwów. Nakładem tłómacza i Alexandra Vogla. Z DRUKARNI ZAKŁADU NARODOWEGO IMIENIA OSSOLIŃSKICH pod bezpośrednim zarządem uprzywilejowanego dzierżawcy Alexandra Vogla. 1873, ss. 136-146.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2014

Powrót do spisu treści dzieła ks. J. Balmesa pt.
Katolicyzm i protestantyzm
w stosunku do cywilizacji europejskiej

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: