KATOLICYZM I PROTESTANTYZM

 

w stosunku do

 

CYWILIZACJI EUROPEJSKIEJ

 

KS. JAKUB BALMES

 

PRZEŁOŻYŁ

 

KSIĄDZ STANISŁAW PUSZET

 

WIKARIUSZ KOŚCIOŁA ARCHIKATEDRALNEGO WE LWOWIE

 

––––––––

 

Rozdział I

 

NATURA I NAZWA PROTESTANTYZMU

 

Pośród narodów cywilizowanych przedstawia się jeden wypadek uderzający naturą rzeczy do których się odnosi, ilością, rozmaitością i ważnością rezultatów jakie wywołał; budzący najwyższe zajęcie przez swój związek z najgłówniejszymi wypadkami nowożytnej historii; faktem tym: "protestantyzm".

 

Szumny w swym początku, zwrócił na siebie uwagę całej Europy; z jednej strony obudził przestrach, z drugiej najżywsze dla siebie sympatie; rozwinął się z taką szybkością, że nie dał przeciwnikowi swemu czasu, aby go zgniótł w samej kolebce; ledwie co powstał, już wszelka powstrzymania go zgasła nadzieja. Rozzuchwalony pobłażaniem i względami, co dzień z większą występował natarczywością, rozjątrzony stawianą sobie zaporą, sprzeciwił się otwarcie wymierzonej karze, a raczej zebrał swe siły do nowych napaści. Rozprawy i badania głębokie, cały ów przyrząd naukowy, jaki do jego zwalczenia potrzeba było rozłożyć, przyczynił się do wzmożenia ducha rozbioru, a tym sposobem stał się mu pomocnym do rozszerzania jego zasady. Tworząc nowe interesy, potężnych zyskał sobie opiekunów, popychając namiętności do strasznego buntu, rozsrożył je, i użył na swoją korzyść. Nigdy w żadnym nie zatrzymał się kraju, póki na stałe się w nim osiedlenie nie dostał gwarancji; i w istocie otrzymał ją wszędzie. Po osiągnieniu wielkich w Europie zdobyczy, jakie dotychczas posiada, przeniósł się w inne części świata, i wciskał się do żył ludów prostych i łatwowierzących.

 

By ocenić fakt jakiś wedle jego słusznej wartości, by objąć rozmaite jego następstwa i zważyć odpowiednio wpływ jaki wywierał, należy zbadać, czy nie da się odkryć składowego jego pierwiastka, albo przynajmniej czy we właściwej mu fizjonomii nie można dostrzec pewnych rysów charakterystycznych, odsłaniających jego wewnętrzną naturę? Praca to, bez wątpienia bardzo trudna, zwłaszcza gdy chodzi o taki fakt, jaki nas właśnie zajmuje. Około podobnych kwestii gromadzi się z czasem wiele zdań, które każdy w swój sposób popiera. Wobec takiej rozmaitości przedmiotów upaść przychodzi na duchu; a jeśli kto na najodpowiedniejszym stanowisku postawić się zechce, znachodzi grunt tak zawalony materiałami, że nie podobna sobie utorować drogi bez wystawienia się na ustawiczne niebezpieczeństwo wpadnięcia w błąd. Na pierwszy rzut oka na protestantyzm bądź w jego stanie obecnym, bądź to w różnych fazach jego historii, uderza nadzwyczajna trudność gdy idzie o znalezienie w nim coś stałego, coś co by uważać można za jego istotny charakter. Niepewny w swoich dogmatach, zmienia on je ciągle; luźny w zasadach, chwiejny w pragnieniach, próbuje wszystkich kształtów, na różne wstępując drogi. Nie może nigdy osiągnąć bytu stale określonego, co chwila inny obiera sobie kierunek, by w nowy labirynt się wplątać.

 

Katoliccy kontrowersiści ścigali i cisnęli go zewsząd, zapytajcież ich z jakim skutkiem? Odpowiedzą, że mieli do zwalczenia nowego Proteusza, co zmieniając swe kształty, wymijał ustawicznie godzące weń ciosy. Jeśli uderzyć chcecie na protestantyzmu nauki, nie wiecie przeciw czemu zwrócić swe razy, bo nigdy się nie wie, tak jak on sam nie wie, jakie są jego nauki; tak, że z tej strony protestantyzm jest niedotykalnym, nie ma bowiem nawet ciała w które by można uderzyć. Toteż nie było nań odpowiedniejszej broni nad tę, jakiej używał biskup z Meaux: "Ty się zmieniasz, a co się zmienia, nie jest prawdą". Broń to jakiej protestantyzm nadzwyczaj się lęka, i słusznie, bo wszelkie zmiany jakich używa by uniknąć ciosów, czynią właśnie te ciosy więcej dotkliwymi. Ileż trafności w myślach wielkich ludzi! Na sam tytuł dzieła: "Historia odmian" protestantyzm winien by zadrżeć. Historia odmian, to historia błędu (1).

 

Ustawicznym tym zmianom w protestantyzmie nie trzeba się dziwić, należą one bowiem do jego istoty, a zarazem wskazują, że on nie jest w posiadaniu prawdy, że pierwiastek który je wywołuje, nie jest życia pierwiastkiem ale rozkładu żywiołem. Na próżno wołano nań dotąd by gdzieś już swą stopę postawił, by okazał się stale jakim jest. Czyż stałość przystoi temu co z natury swojej ustawicznie w lotnym się chwieje powietrzu? Możeż on utworzyć coś stałego za pomocą środków których istotą jest ustawiczny podział na części, i ciągłe rozdrabianie łączących je węzłów? Mam tu na myśli owo protestanckie "liberum examen" które w rzeczach wiary zostawia każdemu wolny rozbiór, mniejsza o to czy to prawo rozbioru przysłuża samemu rozumowi, czy też natchnieniu niebios. Jeśli jest coś stałego w protestantyzmie, to bezwątpienia ten duch religijnego krytycyzmu, to zastąpienie powagi publicznej i prawowitej, uczuciem prywatnym. To ściśle z protestantyzmem się wiąże, a właściwie mówiąc, jest jego istotą: toteż jest jedynym punktem stycznym wszystkich sekt między sobą, podstawą wzajemnego ich podobieństwa; a dobrze uważać należy, że dzieje się to nieraz na przekór życzeniom protestantów.

 

Jakkolwiek wstrętną i smutną jest ta zasada, to jednak, gdyby naczelnicy protestantyzmu obrali ją za znak swego połączenia, i popierali ją ustawicznie przez swe nauki i postępowanie, byliby przynajmniej konsekwentnymi w swym błędzie. Gdyby ich ujrzano, rzucających się z przepaści w przepaść, poznano by niezawodnie tego systemu skutki; zły czy dobry, byłby to przynajmniej system. Lecz tego nie było. Dosyć rozebrać słowa i czyny pierwszych nowatorów, a przekona się każdy, że ten ulubiony religijny krytycyzm był dla nich środkiem oporu przeciw powadze, która ich cisnęła, lecz nie marzyli nigdy obrać go za podstawę; że jeśli usiłowali obalić prawowitą powagę, to tylko by jej władzę sobie przywłaszczyć; jednym słowem szli oni śladem zwyczajnych rewolucjonistów wszystkich czasów i krajów. Każdy wie jak daleko posunął Luter wściekłą swą nietolerancję, on, który najmniejszego ze strony swych uczniów lub kogo bądź innego oporu ścierpieć nie umiał, aby nie uniósł się gniewem i nie miotał najprostszych obelg. Henryk VIII, twórca protestantyzmu w Anglii palił na stosie w imię wolności myślenia każdego, co inaczej myślał od niego. Wskutek tolerancji Kalwina, Michał Servet został żywcem spalony w Genewie.

 

Jeśli nad tym dłużej się zatrzymałem, to dlatego że uważałem to za rzecz wielkiej wagi. Wielka jest pycha w człowieku; słysząc ustawiczne nowatorów szesnastego wieku o wolność myślenia wołanie, mógłby im kto uwierzyć i uczuć ku nim jakiś pociąg tajemny, krzyki ich poczytać za skutek ogólnego ruchu, a ich usiłowania, za pracę nad wyzwoleniem ludzkiego rozumu. Otóż nie należy zapominać, że ci ludzie na to tylko sztandar wolnego rozbioru wywiesili, by w tym krytycyzmie religijnym znaleźć podporę przeciw prawowitej powadze; równocześnie zaś nakładali innym jarzmo doktryn. Obalić powagę pochodzącą od Boga, by na jej gruzach swą własną osadzić, oto ich cel i dążność. Nic łatwiejszego jak znaleźć dowody na poparcie tego twierdzenia. Ubliżają one w wysokim stopniu założycielom protestantyzmu a są bardzo obfite. Lecz przytaczając je, potrzeba by powtarzać takie słowa i czyny, jakie język się wzdraga wymówić, a papier byłby splamionym, gdyby spisać je chciano (2).

 

Protestantyzm uważany jako całość przedstawia niekształtny zbiór sekt, przeciwnych sobie, i w jednym tylko punkcie zgodnych: w protestowaniu przeciw powadze Kościoła. Znajdują się u nich nazwy szczególne i wzajemnie się wyłączające, pożyczone od nazw ich założycieli; na próżno tysiączne czynili wysilenia, by dać sobie nazwę ogólną, co by jakąś dodatnią wyrażała ideę; zowią się dotychczas jak szkoły filozoficzne. Lutrzy, kalwini, zwinglianie, anglikanie, socynianie, arminianie, anabaptyści: nazwy te, których łańcuch w nieskończoność przedłużyć by można dowodzą, w jak ciasnym zamknięte są kole; dosyć je wymówić, aby się przekonać, że nie mają w sobie nic powszechnego i wielkiego.

 

Kto tylko trochę zna chrześcijańską religię, musi już dla tego samego faktu dojść do przekonania, że sekty te nie mają na sobie cechy chrześcijańskiej. Przerzućmy historię protestantyzmu, a zobaczymy, że kto tylko pokusił się ogólną nadać mu nazwę, przekonał się, że nie ma żadnej która by miała w sobie pojęcie dodatnie i iście chrześcijańskie; lecz niech tylko zastosuje do niego nazwę sejmu w Spirze przypadkiem mu daną, a która już sama w sobie jego potępienie zawiera, bo niezgodną jest z początkiem, duchem, zasadami i całej chrześcijańskiej religii historią; w pojęciu zaś swoim ni jedności ni też zjednoczenia, a więc nic, co właściwym jest chrześcijańskiemu mianu nie zawiera, to nazwa ta nadzwyczaj dlań będzie stosowną; świat też cały, jednozgodnie mu ją przyznaje; jest ona jego własnością: "protestantyzm" (3).

 

W tym luźnym pojęciu wszystkie błędy znajdą swoje miejsce, wszystkie sekty doń się stosują. Zaprzeczcie wraz z lutrami wolną wolę, wznówcie z arminianami Pelagiusza błędy; przypuśćcie z jednymi obecność realną, którą z kalwinistami, zwinglianami możecie odrzucić; przyłączcie się do socynianów by zaprzeczyć bóstwo Jezusa Chrystusa; złączcie się z prezbiterianami i purytanami, lub jeśli chcecie kwakrów dziwactwa; mniejsza o to, jesteście zawsze protestantami, bo protestujecie przeciw powadze Kościoła. Pole to tak obszerne, że jakiekolwiek byłyby wasze obłędy, niełatwo z niego zejdziecie; to cały obszar, jaki się przed tym roztacza, kto stanął poza świętego miasta bramami (4).

 

–––––––––––

 

 

Katolicyzm i protestantyzm w stosunku do cywilizacji europejskiej, przez J. Balmesa, za pozwoleniem właściciela dzieła przełożył Ksiądz Stanisław Puszet, Wikariusz kościoła Archikatedralnego we Lwowie. Tom I. Lwów. Nakładem tłómacza i Alexandra Vogla. Z DRUKARNI ZAKŁADU NARODOWEGO IMIENIA OSSOLIŃSKICH pod bezpośrednim zarządem uprzywilejowanego dzierżawcy Alexandra Vogla. 1873, ss. 5-13.

 

Przypisy:

(1) "Historia zmian" jest jednym z najbardziej wyczerpujących dzieł na które nic odpowiedzieć, i nic dodać nie można. Czytając z uwagą monumentalne to dzieło, widzi się sprawę protestantyzmu pod względem dogmatycznym już osądzoną na zawsze, i nie ma już środka między katolicyzmem a niewiarą. Gibbon czytał je w swej młodości i porzuciwszy religię protestancką, w której był wychowanym, został katolikiem. Gdy później odłączył się od Kościoła, nie wrócił już do protestantyzmu, lecz popadł w niewiarę. Czytelnicy będą zapewne ciekawi usłyszeć z ust tego pisarza, co myślał o dziele Bossueta, i jaki skutek wywarło na nim czytanie tej książki. Oto jego słowa: "W Historii zmian, w tym równie dzielnym jak dobrze kierowanym ataku na protestantyzm, wykazał Bossuet za pomocą nader szczęśliwego połączenia rozumowań z opowiadaniem, błędność, chwiejność, i sprzeczności naszych pierwszych reformatorów, których zmiany, jak mądrze utrzymuje, noszą piętno błędu, podczas gdy nieprzerwana w Kościele katolickim jedność jest nieomylnej prawdy znakiem i dowodem" (Gibbon, Pamiętniki).

 

(2) Usiłowano przedstawić Lutra jako człowieka wyższego umysłu, szlachetnych i wzniosłych uczuć, wskazano na niego, jako na obrońcę praw ludzkości. A przecież on sam zostawił nam w swych pismach niezawodne gwałtowności swego charakteru, swej rubaszności i dzikiej nietolerancji, świadectwa. Gdy Henryk VIII król angielski odważył się zbijać jego książkę pod tytułem: "Babilońska niewola", Luter rozgniewany na takie zuchwalstwo, daje królowi przezwiska: świętokradca, wariat, szaleniec, więcej nieokrzesany od wszystkich prosiąt i osłów. Widzimy stąd że Luter wcale nie oszczędzał majestatu króla; w podobny sposób postąpił z zasłużonym literatem Erazmem, człowiekiem jeżeli nie najuczeńszym swego wieku, to bezwątpienia takim, który wszechstronnością swej wiedzy, ogładą i dowcipem swego umysłu wszystkich przewyższył; i on nie lepiej był traktowanym przez zaciekłych nowatorów. Pobłażliwość jaką ustawicznie im okazywał, na nic się nie przydała. Jak tylko Luter spostrzegł że Erazm nie myśli do nowej zaciągnąć się sekty, uderzył na niego z taką gwałtownością, że tenże się skarżył mówiąc: "na starość muszę walczyć z drapieżnym zwierzęciem, z rozdrażnionym dzikiem". Luter nie zadawalniał się tylko przezwiskami. Za jego to podżeganiem Karlostad został wygnanym z Saksonii, i do takiej przywiedzionym nędzy, że był zmuszonym nosić drzewo, by na chleb zarabiać. W swych szumnych z zwinglianami dysputach, nie utaił Luter również swego charakteru. Nazywał on ich potępieńcami, obranymi z rozumu i bluźniercami. A kiedy takie rozdawał przydomki swym odszczepieńczym towarzyszom, nic dziwnego, że doktorów z dodatkiem nazywał: bydlęta, świnie, pogany, epikurejczyki, osły, nie wyliczając innych wyrażeń, które sama przyzwoitość tu przemilczeć każe. W swych na papieża napaściach tak się odzywa: "Jest to wilk wściekły, przeciw któremu świat cały uzbroić się winien, nie czekając na magistratu rozkazy; tu nikt nie ma przyczyny żałować, chyba tego, że mu szpady nie wepchnął w piersi"; dodaje: "ci wszyscy którzy za papieżem idą, winni być ściganymi jako rozbójników hersztowie, chociażby byli królami albo cesarzami". Oto duch tolerancji, jaki Lutra ożywiał!

 

A niech nikt nie myśli, że ta nietolerancja była tylko Lutrowi właściwą, rozciągała się ona na wszystkich nowatorów, a skutki jej w okrutny sposób uczuć się dały. Mamy tej prawdy niezawodnego świadka w Melanchtonie, uczniu Lutra, w jednym z najznakomitszych ludzi, jakich protestantyzm posiadał. "Czuję się pod takim naciskiem, pisał Melanchton do swego przyjaciela Camerariusza, że zdaje mi się, jakobym był w jaskini Cyklopów; nie podobna mi wyłuszczyć ci moich cierpień, w każdej chwili czuję pokusę ucieknąć". – "Są to, mówi on w drugim liście, nieuki, nie znający ni pobożności ni karności; takimi są ci co rozkazują, przyznasz mi, że jestem jak Daniel w lwiej jaskini".

 

Jak tu utrzymywać, że robotom tych ludzi towarzyszyła jakaś myśl wyższa, i że tu rzeczywiście o uwolnienie ducha ludzkiego chodziło? Nietolerancja Kalwina znana powszechnie z tragicznej śmierci Michała Serveta, objawia się w jego pismach na każdej stronicy w sposobie w jaki swych przeciwników traktuje. Przewrotni, gałgany, pijanice, szaleńcy, zażarci, wściekli, głupcy, byki, prosięta, osły, psy, podłe niewolniki szatana: oto grzeczności, jakimi przepełnione są pisma sławnego reformatora. A ileż tego rodzaju przydomków mógłbym tu jeszcze przytoczyć, gdybym się nie bał wywołać wstrętu w czytelniku?

 

(3) Sejm w Spirze wydał wyrok zaprowadzający zmianę religii i nabożeństwa; czternaście miast w państwie nie chciało się poddać, i wydało protest; stąd poszło że odszczepieńców nazwano protestantami. Ponieważ ta nazwa już sama ze siebie jest potępieniem odłączonych kościołów, usiłowano kilka razy dać sobie inną, lecz zawsze na próżno. Miana jakie sobie dawano nie były odpowiednie, a takie długo nie trwają. Cóż bowiem chcą oni przez to wyrazić zowiąc się ewangelikami? że się jedynie Ewangelii trzymają? W tym razie winni by raczej zwać się biblikami, bo nie tylko samej Ewangelii lecz w ogóle Biblii trzymać się zamierzyli. Nazywają ich także nieraz reformatorami, a wielu ma zwyczaj zwać protestantyzm: reformą; lecz dosyć wymówić to słowo, by uczuć, jak dalece jest niewłaściwym: miano rewolucji religijnej więcej by im odpowiadało.

 

(4) Hrabia de Maistre w swym dziele O papieżu rozwinął tę kwestię nazw w sposób bardzo trafny. Między licznymi jego uwagami jest jedna nader słuszna: że jedynie Kościół katolicki ma swą nazwę dodatnią i właściwą, która okazuje czym jest sam w sobie; tą też nazwą cały świat go mianuje. Kościoły odszczepione wymyślały dla siebie nazw więcej, lecz nie umiały ich sobie przyswoić: "Każdy z nich mógł sobie dawać nazwę jaka mu odpowiadała, mówi p. de Maistre, Lais we własnej osobie miała prawo napisać na drzwiach swoich: Pałac Artemizy. Najtrudniej zniewolić drugich by nam to lub owo miano dawali, również nie łatwo chełpić się z własnej powagi".

 

Nie myślmy zresztą, że hr. de Maistre był wynalazcą tego argumentu, dawno przed nim posługiwał się nim św. Hieronim i św. Augustyn: "A jeśli usłyszycie, mówi św. Hieronim, że ich nazywają: marcjonitami, walentynianami, montanistami, wiedzcie że nie ma tam Chrystusowego Kościoła, lecz że to Synagoga jest Antychrysta" (św. Hier., Przeciw lucyferianom). "Si audieris nuncupari Marcionitas, Valentinianos, Montanenses, scito: non Ecclesiam Christi sed Antichristi esse synagogam" (S. Hier., lib. Adversus Luciferianos). "Trzyma mnie przy Kościele, mówi św. Augustyn, sama nazwa jego katolicki Kościół, jaką nie bez przyczyny sam jeden wśród tylu herezji otrzymał, tak dalece że chociażby wszyscy heretycy katolikami nazywać się chcieli, to jednak, na pytanie jakiego cudzoziemca: gdzie św. katolicki kościół? żaden z heretyków na własną świątynię lub dom wskazać by się nie ośmielił" (św. Aug.). "Tenet me in Ecclesia ipsum Catholicae nomen, quod non sine causa, inter tam multas haereses, sic ipsa sola obtinuit, ut cum omnes haeretici se Catholicos dici velint, quaerenti tamen peregrino alicui, ubi ad Catholicam conveniatur, nullus haereticorum, vel basilicam suam, vel domum audeat ostendere" (S. Aug.). To co św. Augustyn o swoim wieku powiedział, ziściło się na nowo między protestantami; odwołuję się do świadectwa tych, którzy zwiedzali kraje, gdzie różne znajdują się wyznania. Znakomity pewien Hiszpan, który dłuższy czas w Niemczech przepędził, tak mówi: "Chcieliby wszyscy nazywać się katolickimi i Apostolskimi, mimo tych jednak uroszczeń nazywają ich lutrami i kalwinami". "Singuli volunt Catholici et Apostolici, sed volunt, et ab aliis non hoc praetenso illis nomine, sed Luterani potius aut Calviniani nominantur" (Caramuel). "Przebywam, tak dalej mówi tenże pisarz, w miastach heretyckich, i widziałem na własne oczy, słyszałem na własne uszy rzecz nad którą różnowiercy zastanowić by się powinni: że z wyjątkiem kaznodziei protestanckiego i kilku ludzi, którzy więcej wiedzą, niż to jest potrzebnym, wszyscy ludzie prości między heretykami dają nazwę katolików: rzymskim". "Habitavi in haereticorum civitatibus; et hoc propriis oculis vidi, propriis audivi auribus quod deberet ab haeterodoxis ponderari, praeter praedicantem et pauculos, qui plus sapiunt quam oportet sapere, totum haereticorum vulgus Catholicos vocat: romanos". Taką jest siła prawdy. Ideolodzy dobrze wiedzą, że te zjawiska głębokie mają przyczyny, i że argumenty te czymś więcej są jak bystrością dowcipu.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2010

Powrót do spisu treści dzieła ks. J. Balmesa pt.
Katolicyzm i protestantyzm
w stosunku do cywilizacji europejskiej

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: