–––––––
ROZDZIAŁ XXVI
Zatrzymajmy się w wykładzie i zbierzmy w krótkości treść powyższych nauk duchowych.
Mówiłem najprzód o człowieku, pragnącym dostąpić wysokiego stopnia świętości, o łaknącym ściślejszego z Bogiem związku miłości, o mającym szczerą wolę pełnienia dwojga największych przykazań, miłowania Boga ze wszystkiego serca swojego, a miłowania bliźniego jako samego siebie. Okazałem, iż potrzeba wtenczas uśmierzyć w sercu swoim wszelkie wzruszenia początek biorące od przywiązania dla stworzeń i nie odnoszące się do Boga. Potrzeba wytępić to wszystko co naturze schlebia, co ma pociechę natury za cel wyłączny; to wszystko w czym natura wyszukać może samochwalczą rozkosz, niepomną na Boga i stawającą w rzędzie rzeczy koniecznych; potrzeba na koniec unikać co tylko może w nas podnosić zmysłowość. Pod tym względem wytknąłem z naganą wszystkie czyny, którym przewodniczy samo zamiłowanie w przyjemnościach, nie zaś potrzeba sprawiedliwie ugruntowana.
W drugim miejscu mówiłem o człowieku pragnącym poznać najwyższą prawdę w życiu doczesnym i w życiu wiekuistym. Mówiłem, iż taki zrzec się powinien umysłowych nawet pociech, które by go mogły zbytecznie zajmować. Bo częstokroć człowiek zaprza się w życiu zewnętrznym a pokocha się w umysłowym: weźmie za cel główny wykształcenie i świetność dowcipu, w nim szukać będzie jedynego szczęścia, ubóstwiając tym samym naturę tylko pod innym kształtem. A wtenczas już prawdziwemu światłu dusza się jego zamyka. Oczekuje on pociechy z własnych dzieł a w Bogu nie widzi najwyższego przedmiotu i celu ostatecznego, z którym powinien pragnąć połączenia sercem szczerym, prostym i niepodzielnym.
To umysłowe umartwienie jest niezaprzeczenie trudniejszym daleko od umartwienia zmysłów. Albowiem uczynki cielesnego umartwienia, jak długie modlitwy, klęczenie, posty itp. podchlebiają umysłowi, dlaczego? Bo są działaniami natury: bo natura znajduje pociechę w zarządzeniu sobą i niekiedy o swoich przyjemnościach przy pokucie nawet umie pamiętać.
Ale umartwienie umysłowe wymaga zupełnego zrzeczenia się wszystkich przyjemności i doskonałego zaniechania własnej woli; potrzeba przy dobrych uczynkach odpychać myśli, czucia, wrażenia osładzające zwykle dobrze-czynienie, ażeby tak przez własne zadowolenie, cześć Bogu należąca ukróconą nie była.
To dopiero jest umartwieniem i zaprzaniem się samego siebie, to dopiero jest śmierć wskutek której człowiek niczego, nawet siebie samego na ziemi nie szuka, lecz ma jedynie Boga w myśli a w jednym Bogu nadzieję spoczynku. Jakże on stawa wobec Pana? Jak nicestwo obdarzone wolą na to, by tę wolę zdać na Boga. Tłumi w sobie upodobanie ducha jak przytłumił wszelką naturę, żeby działaniu woli Boskiej nic nie stawało na przeszkodzie. Nie tracąc osobowego bytu, ale niejako pochłonięty w Oceanie bóstwa, przestaje chcieć, przestaje działać, rozumieć, istnieć w odrębnym jestestwie. W połączeniu z wieczną istotą Boga, nie może ani chcieć, ani działać, ani rozumieć, ani żądać docześnie. Uważałem następnie człowieka, który obumarłszy zewnętrznym i wewnętrznym wpływom, wyniósł się do najszczytniejszej doskonałości. Temu otwartym jest przystęp do najwyższego, nieskażonego dobra, którym jest Bóg, nieograniczenie dobry i nieskończenie potężny. Zjednoczenie człowieka z Bogiem staje się istotowym, całkowitym, nierozłącznym i doskonałym. Albowiem duch wskutek miłości oddzielić się nie pragnie, a Bóg wskutek dobroci oddalić się nie chce. W takim stanie udziela się Bóg człowiekowi esencjonalnie, a nie w rozmyślaniach lub pod postaciami: udziela się mówię, w sposób przechodzący wszelkie pojęcie, wszelkie zachwycenie, wszelkie jakie tylko być może objawienie. Roztacza się wkoło człowieka obłok błogi, a Bóg świeci nad nim istotą swą, On świętość niepojęta, którego imienia język nie wymówi, myśl nie pojmie; On istota w sobie istotowa i wyższa nad najwyższą cześć; który żadnego nie ma imienia, bo stworzenie zwać Go może tylko ze względu na siebie. Zowie Go też Stwórcą, Panem, Zbawicielem, zowie miłosiernym, wszechmogącym, albo zwie Go Bogiem, tym słowem bez właściwego znaczenia, by nacechować swą nieudolność a Jego wyższość nad światem rozumowania. Pismo starego zakonu oznacza to imię święte czterema współgłoskami, których język wymawiać nie może, wyrażając tym samym jako żaden głos nie jest Go zdolnym wybrzmieć, i że tylko duch godzien spamiętać imię Najwyższego wpośród ludzi.
Kto Boga poznał w ten sposób, ten Go poznał w duchu i w prawdzie, ale to poznanie jest chwilowe i uchwycić się nie da żadnym wyobrażeniem i żadnym słowem. Doskonały człowiek może powtórzyć to zetknięcie się z Bogiem esencjonalne tysiąc razy przez każdy dzień swego żywota, a przez każdy złączy się z Najwyższą Istotą i otrzyma bezwzględną szczęśliwość. Święci, obumarłszy sprawom doczesnym nie występują już nigdy dobrowolnie z tej drogi: a gdy słabość ludzka i bieg czasu przerwały tok przechodzącego i odradzającego się zachwycenia, wracają jak najpilniej do niego, przykładając się skupioną potęgą duszy do "prostowania drogi Pańskiej", iżby dokonał Ojciec przedwieczny dzieła swojego, to jest zradzał w ich duszy Słowo, które "na początku było i było w Bogu".
Tak szczytnego stanu możesz dostąpić: ale na to potrzeba byś się poddał zupełnie i bezustannie woli Boskiej, z głęboką pokorą, z poniżeniem siebie samego, zaznaniem własnego nicestwa i poznaniem swego poczęcia. To zaś ma źródło w Bogu, w którego woli już byłeś przed stworzeniem czasu. Pomnąc na to, zapominaj zupełnie o swojej osobistości i o stworzeniu o ile to nie stosuje się do Boga; a niech idea Najwyższego, ogarnie w takiej zupełności twe myśli, żeby wszelki obcy przedmiot, wszelkie odrębne wyobrażenie, wszelkie inne czucie, czy to pociechy, czy zmartwienia, wszelka wiedza nie ściągająca się do Boga, słowem, ażeby wszystko bądź w naturze, bądź w duchu, co by jeno do Boga nie wracało, aby to wszystko przestało mieć znaczenie, a celem całkowitych władz twoich, aby był tylko sam Bóg we wszystkim, ze wszystkim i wszędzie. Gdybyś mógł zostać takim, należałbyś do najdroższych ulubieńców Pana naszego, wzbogaciłbyś skarb Kościoła świętego, sowiciej przez jedną godzinę od wielu innych, którzy mu poświęcają całe swe życie. Jedno takie zebranie się w sobie i rozesłanie się przed Bogiem, więcej ma wartości od tysiącznych uczynków, których by nie ożywiał duch istotnej miłości.
W tym znajduje się treść całej mojej książki. Dla wybitnego treści tej wyobrażenia opowiem jeszcze widzenie, które miał mąż wielce doskonały.
Widział oto dwie niewiasty rzadkiej doskonałości. Obie zatopione były w kontemplacji oblicza Boskiego. Ale położenia ich były różne. Pierwsza wzniosła się do takiej wysokości, iż poznać jej prawie nie było można. Podobną była do promienia wystrzelonego z dalekiej pochodni. A zaś druga stała na miejscu niższym nierównie. On patrzał na to widzenie z uniesieniem, bo oczy jak pierwszej tak drugiej były miłośnie ku Bogu wzniesione. Wtem oświecił go Bóg światłością a on poznał, iż ta która wyniosła się do takiej wysokości, mimo tego, iż tak wielką była osiągnęła doskonałość, nie przypisywała sobie żadnego jakiego bądź daru Boskiego: ale wszystkie odnosiła ku czci Jego, skoro je tylko otrzymała. Doznawała pocieszeń a nie radowała się z nich, doznawała dolegliwości a nie smuciła się z nich, otrzymywała wielkie łaski a nie ufała w nie; odstępowały od niej duchowe posiłki a nie traciła nadziei, którą w jednym tylko Bogu pokładała, zachowując się biernie z zupełną rezygnacją ducha i woli. Tak więc oswobodzoną od wszystkiego co nie było Boskim, nic nie mogło ściągnąć ku ziemi i mogła bezpiecznie dać się unosić prądowi miłości, wychodzącemu z esencji Boga i do esencji Boga wracającemu.
Drugą zaś przytrzymywało do ziemi upodobanie, które sobie wyszukiwała w darach Boskich, uważając te dary jako źródło szczęśliwości i cel życzenia. Przeto nie umiała wynieść się do właściwego źródła i nie mogła dostąpić ostatecznego celu.
Zawołał Prorok: "Złośniki miałem w nienawiści: i rozmiłowałem się zakonu Twego. Pomocnik i obrońca mój jesteś Ty: a jam bardzo nadzieję miał w słowie Twoim" (Ps. CXVIII, 113. 114). Boś Ty, święty Zbawicielu mój jest miłością nieograniczoną, niewymowną, wiekuistą, i przyciągasz przypływem i odpływem łaski do Twojej Ojcowskiej dobroci, dusze nasze z rąk Twoich wychodzące, kiedyć się oddają w ubóstwie duchowym, uwieńczonym cierpliwością, rezygnacją, pokorą i posłuszeństwem. Amen.
O. Jan Tauler OP
–––––––––
Jana Taulera zakonu św. Dominika Ustawy duchowe, dzieło z XIV wieku. Tłumaczenie polskie przejrzał i wydał ks. Z. Golian. W Krakowie 1852, ss. 254-262.
( PDF )
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Powrót do spisu treści dzieła o. Jana Taulera OP pt.
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: