Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej

 

Kościół

 

KS. DR JULES DIDIOT

 

––––––

 

§ III. Własności Kościoła

 

Pod tym tytułem rozumiemy: 1) prawdziwie społeczną cechę Kościoła, 2) jego wiecznotrwałość, 3) jego nieomylność. Nie piszemy tu dogmatyczno-scholastycznego traktatu De Ecclesia, lecz dajemy tylko po prostu apologię Kościoła, dlatego też niechaj czytelnik nie wymaga od nas jakiejś metody, pewnych określeń i pewnych podziałów, gdyż to wszystko nie ma tu żadnej z celem naszym łączności. Obowiązkiem naszym wyłożyć naukę Kościoła i rozwiązać zarzuty naszych przeciwników.

 

Art. I. Prawdziwie społeczne cechy Kościoła.

 

I. Za pośrednictwem swych teologów i kanonistów, przez orzeczenia a nade wszystko przez czyny swoich zwierzchników Kościół naucza, a później prawdopodobnie nauczać będzie przez jakieś papieskie lub soborowe orzeczenia, jak to miał zamiar uczynić na soborze w r. 1870, że:

 

1) Kościół nie jest zwykłym tylko zgromadzeniem wiernych w etymologicznym znaczeniu wyrazu Ecclesia, zebranie;

 

2) że z myśli i z rąk swego Założyciela nie wyszedł on nieokreślonym, nieoznaczonym i chaotycznym;

 

3) lecz że otrzymał od tegoż Założyciela urządzenia społeczne najzupełniej określone;

 

4) że posiada władzę bezwzględnie najwyższą w osobie św. Piotra i jego następców, a pod nimi hierarchię, złożoną z biskupów, kapłanów i ministrów, a następnie lud podległy temu najwyższemu zwierzchnikowi i tej hierarchii; dalej posiada cel wyraźnie określony, oraz środki wyraźnie różne od celu i środków wszelkiej innej społeczności; w takich zaś warunkach jakże nie ma on być prawdziwym i właściwie zwanym społeczeństwem?

 

Dowody tego twierdzenia, jakie Kościół podaje o swej istotowej organizacji, wynikają z tego wszystkiego, cośmy powiedzieli w dwóch powyższych paragrafach, z tego co mówimy w art. Duchowieństwo, Sobory, Biskup itd., a nade wszystko z całej teorii, wyłożonej w art. Papiestwo. Możemy więc tu przejść od razu do rozważenia niektórych zarzutów ogólnych.

 

II. Powiadają: 1) że niepodobna utworzyć prawdziwego społeczeństwa z duszami, z władzą duchowną i nadprzyrodzoną, z celem nadziemskim i ze środkami natury mistycznej: wszystko to są rzeczy nieznane i niezrozumiałe dla zapoczątkowanej w ostatnim wieku polityki racjonalnej, scjentyficznej, pozytywnej; 2) że przy wprowadzeniu w życie tego "rzekomego" społeczeństwa bywały chwiejności, historycznie stwierdzone niepewności i fluktuacje w ciągu długiego szeregu wieków, i że tym samym społeczna organizacja tego społeczeństwa jest dziełem ludzkiego wynalazku, doświadczenia może, jeśli kto woli, ale bynajmniej nie określonym i świadomym siebie dziełem Chrystusa; 3) że organizacja ta, początkowo bardzo prosta, powiększyła się tylu pierwiastkami i tylu nowymi mechanizmami natury przeważnie politycznej i materialnej, iż odtąd już niepodobna w niej widzieć przypisywanej Chrystusowi instytucji religijnej; 4) że wreszcie logika rzeczy wymaga, aby tę organizację usunąć i dokończyć sekularyzację, zaczętą przez reformację XVI-go a w dalszym ciągu prowadzoną przez rewolucję XVIII wieku.

 

III. 1. Pierwszy z powyższych zarzutów opiera się na błędnym przypuszczeniu o niewidzialności Kościoła. Gdyby Kościół był niewidzialny, nie mógłby rzeczywiście stanowić społeczeństwa ludzkiego, odrębnego a mieszczącego się pośród i ponad innymi społeczeństwami. Ale Kościół jest widzialny w swych środkach działania i rozpowszechniania się; ani kult jego ani sakramenty nie są czysto mistyczne, jak mniemają niektórzy; aczkolwiek cel jego, przedmiot jego wiary i jego nadziei należy do świata nadzmysłowego, to jednak został on okazany i udowodniony światu zmysłowemu przez objawienie historycznie pewne, działalności naszej podane przez władzę najzupełniej dotykalną, potwierdzane od wieku do wieku przez ogół faktów o charakterze również opatrznościowym i pozytywnym. Materializm, nie chcąc uznać społecznego istnienia Kościoła, logicznie ale nieprawnie spełnia swą rolę, zważywszy, że nie ma on prawa narzucać się na sędziego jakiejkolwiek – złej czy dobrej – sprawy. Również i racjonalizm, zaprzeczając porządku nadprzyrodzonego, nie może uznać ważności celu, środków i władzy hierarchicznej, na których Kościół polega, ale przeczenie to nic nie może przeciw faktom. Skoro politycy takiej miary jak Konstantyn Wielki, Teodozjusz Wielki i Justynian, jak Karol Wielki i Karol V, jak Suger i Richelieu, głośno uznawali społeczny charakter Kościoła, skoro wyniki tego faktu prawdziwie zasadniczego w ustroju dzisiejszego świata wprowadzali w praktykę, to dziś żaden poważny mąż stanu nie może okazywać względem społecznej cechy Kościoła wyniosłej pogardy, z jakiej się chełpią za dni naszych niektórzy tuzinkowi politycy.

 

2-o Nie tu miejsce na szczegółowe badanie chwiejności i fluktuacji, jakie rzekomo stwierdzić miano w społecznej organizacji Kościoła: wiele artykułów niniejszego Słownika dostarczy wszystkich pożądanych pod tym względem wyjaśnień. Ograniczę się więc tutaj na przedstawieniu moim czytelnikom pewnej ogólnej i – że tak powiem – przedwstępnej uwagi, której wielką doniosłość sami z łatwością ocenią, a mianowicie, że jeśli się nie żąda od Boskiej Opatrzności nadzwyczajnego a zupełnie bezużytecznego cudu, to powinno się być przygotowanym na to, że się spotka w historii Kościoła zwykłe objawy wszelkiej ewolucji społecznej, wszelkiego rozwoju ludzkiego. Na każdym niemal kroku nowe żywioły: jednostki, rodziny, narody wchodzą na łono Kościoła, by tu się przemienić; trzeba aby je Kościół sobie przyswoił i do pewnego stopnia aby się sam do nich zastosował. Kościół musi znaleźć w nich pomoce, usposobienie, pewne nawet środki, konieczne do rozwoju wewnętrznych sił swoich, do zastosowania swoich zasad, do coraz dokładniejszego objawiania swego nadprzyrodzonego życia.

 

Czyżbyśmy chcieli, aby Kościół już w swych początkach, gdy był jeszcze tylko ziarnem gorczycznym, posiadał już ten sam ogrom działalności, te same bogactwa i ten sam układ organiczny, jaki mieć zaczął, gdy nawrócił ludy ku swojej wierze, gdy swą cywilizację postawił na miejsce ich cywilizacji, gdy stworzył już własną teologię, własną filozofię, prawodawstwo, piśmiennictwo i sztuki piękne? Czyżbyśmy chcieli, aby on był tak kwitnący, tak panujący sam przez się podczas krwawych prześladowań w pierwszych wiekach swego istnienia, jak był w czasach pokoju i chwały wieków chrześcijańskich? Czy chcecie, aby Kościół nie odczuwał żadnego wstrząśnienia, aby nie doznawał żadnej porażki, aby nie był zmuszony do żadnego ruchu pośród wstrząśnień politycznych, rokoszów heretyckich, przesileń bezreligijności i bezbożności, jakie periodycznie wstrząsają światem? Chcieć, aby Kościół nie odczuwał zmian życia społecznego, znaczyłoby tyle, co chcieć go usunąć z tego świata, aby nie należał do rzeczywistego i konkretnego rodzaju ludzkiego, którego my część stanowimy, aby nie mógł dostarczać tego codziennego dowodu swego bóstwa, jakim jest jego trwanie, jego rozwój, jego postęp nawet pomimo gromadzonych przeciw niemu przeszkód i nienawiści. Chrystus tego sobie nie życzył; dał Kościołowi duszę bożą w ciele ludzkim, poddał go prawom rozwoju i postępu społecznego, wprawdzie bez przemian istotowych, ale nie bez zmian przypadkowych; zgodził się na to, aby wewnętrzny stan Kościoła, aby jego zewnętrzne stosunki raz były lepsze, drugi raz gorsze, ale miał Chrystus, zanim założył Kościół, dokładne, ustalone i zupełne pojęcie tego, czym miał być ten Kościół w początkach, a czym się miał stać następnie; od pierwszych chwil jego istnienia dał mu konieczne do życia organa, pierwiastki jego składowe, a jakkolwiek wiedział, że Kościół powoli je rozwinie zgodnie z wolą Ducha, który go ożywia, i podług różnych warunków czasu i ludzkości, to jednak nie przestał być dlań przez swą asystencję i swe oddziaływanie myślą przewodnią, od której Kościół nigdy nie odstępował.

 

Najmniejszego zatem nie doznajemy zakłopotania, gdy nam, katolikom, wskazują na objawy rozwoju, następstwa, niedoskonałości w społecznym ciele Kościoła. Wszak musiało tak być, nawet podług samej nauki św. Pawła, który kładzie silny nacisk na myśl o wzroście i postępie w mistycznych członkach Chrystusa. Musiało tak być, jeśli Kościół nie miał być wyjęty z pod zwykłych warunków społecznego i osobistego życia tu na ziemi. Wystarczy nam widzieć w nim – od jego początków i na zawsze – ową opokę, na której zbudował go jego Twórca; widzialną Głowę, którą mu nadał; hierarchię biskupią, kapłańską i diakońską, w jaką go zaopatrzył; sakramenty i kult religijny, jaki mu przepisał; naukę teoretyczną jakiej go wyuczył. Z tymi rzeczami Kościół pierwszego wieku po Chrystusie jest społecznie ten sam, co Kościół XIX wieku, i nawzajem ten ostatni jest tym samym Kościołem co pierwszy.

 

3-o Nie można by bez zadawania kłamu oczywistości przeczyć istotowej tożsamości embrionu ludzkiego i człowieka dojrzałego, logicznej tożsamości geometrii Euklidesa i geometrii Pascala, moralnej tożsamości ludu Klodoweusza i ludu św. Ludwika. Tak samo nie można przeczyć tożsamości Kościoła św. Piotra i Kościoła Leona XIII. Rozwój ciała społecznego lub fizycznego nie zmienia istoty tego ciała, gdy z niej samej a nie z innej obcej pochodzi. Materialne i polityczne warunki, w jakich znajduje się Kościół, mogą zmieniać zewnętrzny jego wygląd i zmuszać do przedsiębrania nowych dzieł, do przybierania nowych form drugorzędnych i przypadkowych, ale poza to nigdy go nie pociągną; pod powierzchownością, choćby najbardziej skomplikowaną i zawikłaną, znajduje się w całej swej prostocie owo pierwotne ziarno, z którego wyszło to wielkie drzewo.

 

4-o Gdyby wszechmoc Boża nie broniła ustawicznie Kościoła, byłyby go z pewnością w istocie jego dosięgły herezje, kacerstwa, rewolucje. To co bywa logicznie a nawet fatalistycznie konieczne odnośnie do instytucji czysto ludzkich, odnośnie do Kościoła dotąd się nie urzeczywistniło i nigdy się nie urzeczywistni. Aczkolwiek na wielu punktach podlega on zwykłym warunkom ziemskiego istnienia, to przecież bynajmniej nie podlega przyczynom destrukcyjnym tegoż bytowania. Chrystus go uczynił i w cudowny sposób podtrzymuje nieśmiertelnym.

 

Art. 2. Wiecznotrwałość Kościoła.

 

I. Wieczna trwałość czyli nieustanność Kościoła polega na tym, że jego istotowe pierwiastki, jego składowe części, jego wiara, jego życie społeczne, jego hierarchia, pomimo wszelkich przeciw niemu zwróconych napaści do końca świata trwać będą. Będzie on mógł, jak mu się to już zdarzało, postradać pewną część swych zwolenników, będzie mógł ulegać, jak świadczą jego dzieje, opłakanemu obniżeniu w gorliwości, w karności, w samej nawet nauce; ale nigdy nie przestanie być Kościołem Chrystusa, zbudowanym na Piotrze, podtrzymywanym przez episkopat, posiadającym prawdziwą wiarę i rzeczywiste życie nadprzyrodzone. Wypowiada to Symbol Apostolski, gdy mówi: "wierzę w święty Kościół...". Takim ogłasza go jednozgodna tradycja Ojców i teologów przeciw zaciekłym jego prześladowcom, przeciw gnostykom, donatystom, anabaptystom i socynianom, przeczącym, aby Chrystus chciał go mieć Kościołem zginąć nie mogącym i niezniszczalnym; przeciw niedowiarkom, uroczyście zwiastującym jego zniknięcie w chwili właśnie najwspanialszego jego przebudzenia.

 

Św. Paweł zwraca uwagę (Hebr. VIII i XII), że jeśli Stary Testament był przejściowy, to dlatego, że był tylko figuryczny; Nowy Testament jest ostateczny i stały, bo zawiera samą rzeczywistość starodawnych obietnic i wszechświatowych nadziei. Czyż Chrystus Pan nie oświadczył, że bramy piekielne nie przemogą Kościoła Jego i opoki, na której go zbudował? A Ewangelia czyż nie mówi po wiele razy, że Królestwo Mesjasza, Kościół, któremu towarzyszy Duch Święty, końca mieć nigdy nie będzie? (1) Zresztą jakżeby się mogła skończyć instytucja, zanim dopełniła swego posłannictwa, którym jest zbawienie ludzi? Jakoż, skończy się Kościół dopiero w ostatnim dniu świata, gdy już łaska Ewangelii udzielona zostanie wszelkiemu stworzeniu.

 

II. Przeciw dogmatowi o wiecznej trwałości Kościoła nieliczne podnoszone bywają zarzuty; sprowadzić je można do dwóch następujących: 1) że de jure wiecznotrwałość ta nie jest dostatecznie zabezpieczona, 2) że de facto ona nie istnieje.

 

Co do pierwszego punktu prawnego, powtarzam, że na żadną pod tym względem wątpliwość nie pozwalają ani sam cel Kościoła, ani wyraźne oświadczenia Chrystusa i Jego Apostołów, ani przekonanie wszystkich chrześcijańskich wieków. Nie, Kościół nie powinien zginąć pośród fal, na których żegluje jako arka na wodach potopu. Nie, mistycznemu ciału Odkupiciela nigdy nie powinno zabraknąć życia Bożego, które ono otrzymuje od swej nieśmiertelnej Głowy. Nie, zwykłe przyczyny upadku społeczeństw ludzkich nie mogą wywierać swego złowrogiego działania na społeczeństwo, Boskim sposobem założone i Boskim sposobem z pod ich wpływu usunięte; prawda że to cud, ale cud obiecany przez Tego, kto jest zdolny go spełnić i kto go jawnie spełnia od dziewiętnastu wieków.

 

Co do drugiego z powyższych zarzutów – co do faktu, przypuszczam, iż heretycy różnych odcieni nieraz już pozwolili sobie utrzymywać, że Kościół Chrystusów już nie istnieje, albo przynajmniej, że już nie istnieje w religii katolickiej rzymskiej; ale z największą pewnością dodaję, iż na poparcie tego dziwnego swego zdania nawet cienia dowodu nigdy nie przytoczyli. My zaś, przeciwnie, okażemy poniżej, że Kościół katolicki jest absolutnie Kościołem Apostolskim, a Kościół Apostolski jest bezspornie Kościołem Chrystusowym. Dzieło Chrystusowe jest przeto dziś jeszcze takie samo, jakie było zbudowane, i nic ani w przeszłości ani w teraźniejszości nie upoważnia do przypuszczenia, że przyszłość choćby najodleglejsza będzie oglądała dzieła tego upadek; sam tylko zanik świata będzie końcem posłannictwa i istnienia Kościoła. "A oto, powiada Chrystus, Ja jestem z wami aż do skończenia świata".

 

Art. 3. Nieomylność Kościoła.

 

I. Nieustanność Kościoła jest nadprzyrodzonym sposobem poręczone trwanie jego aż do końca świata: nieomylność zaś Kościoła jest to podtrzymywana przez nadprzyrodzoną Boską asystencję niemożliwość omylenia się lub w błąd wprowadzenia swych zwolenników w przedmiotach, powierzonych jego nauczaniu. Przedmiotami tymi są: dogmat objawiony, moralność objawiona, jako też nauki lub fakty nie objawione wprawdzie, lecz tak ściśle z Objawieniem złączone, że to ostatnie nie mogłoby być pewne, zupełne, skuteczne, gdyby Kościół odnośnie do nich mógł błądzić. Zdarza się, na przykład, ta lub owa jakaś nauka filozoficzna, o której prawdziwości lub błędności trzeba, by Kościół mógł sądzić nieomylnie, jeśli ma zapewnić prawowierność swego urzędowego nauczania i swej teologii; zdarza się to lub owo zdanie jakieś w tej lub innej złej lub dobrej książce, o którym trzeba, aby Kościół mógł nieomylnie wypowiedzieć swe potępienie lub potwierdzenie, by tym sposobem ocalić wiarę i obyczaje swych wiernych; bywa ta lub owa egzystencja ludzka, te lub owe objawy doskonałości chrześcijańskiej, to lub owo życie i śmierć, których trzeba, aby Kościół mógł nieomylnie ogłosić świętość, i tym sposobem kierować czynami i rządzić postępowaniem chrześcijan.

 

1-o Kościół zawsze uważał nieomylność za pewien rodzaj postulatu przez Boga objawionego, za konieczną podstawę wszelkiego swego nauczania i wszelkiego swego rządzenia. Posługiwał się tą nieomylnością nawet przeciw tym, co jej zaprzeczali; nie uważał jednak jeszcze za rzecz konieczną czynić z niej orzeczenia dogmatycznego; mając zaś na Soborze Watykańskim orzec nieomylność papieża (Sess. IV, c. IV), musiał stwierdzić swą własną nieomylność, czekając sposobniejszej chwili na wyrażenie swej nieomylności w odrębnej formule dogmatycznej.

 

2-o Chrystus Pan wielokrotnie przypisywał nieomylność swemu Kościołowi (2). Św. Paweł nazywa go filarem i utwierdzeniem prawdy (I Tym. III, 15), i nie pozwala porzucać jego nauki choćby nawet dla słuchania nauki anioła niebieskiego (Gal. I, 8). I w rzeczy samej, jeśli Kościół nie jest nieomylny, jeśli mylić się może, jeśli się rzeczywiście kiedy mylił w przedmiotach swemu nauczaniu i apostolstwu właściwych, to czyż będzie on prawdziwie wiecznotrwałym? Czyż będzie wtedy wiecznie prawdziwym Kościołem Chrystusa? Czy będzie jeszcze zjednoczony ze swą Boską Głową i czy będzie jeszcze od niej odbierał żywotne jej oddziaływanie? Czyż w takim razie będzie jeszcze Kościół nadal, jak być pragnął, pewnym schronieniem dla umysłów, na wsze strony miotanych podmuchem tysiąca rozmaitych doktryn, niewzruszonym centrum jedności wiary i obyczajów, światłem świata i solą ziemi? Oczywiście nie, i dzieło Odkupienia całkowicie będzie zniweczone. Chrystus nie będzie go mógł utrzymać jak to był przyobiecał. Do tak oto niemądrych dojdziemy wniosków, które już samą swą niedorzecznością dowodzą nieomylności Kościoła.

 

3-o Indziej mówimy o tej nieomylności, o ile ona dotyczy papieża w jego najwyższym spełnianiu apostolskiego urzędu. Z papieżem i pod wpływem jego doktrynalnego prymatu episkopat katolicki bądź zgromadzony na soborze ekumenicznym, bądź rozproszony po świecie obdarzony jest tym samym przywilejem nieomylności, ale nie są nim obdarzeni biskupi oddzielnie wzięci, ani odrębne synody ani duchowieństwo niższe, ani zwłaszcza pospolici wierni, chyba że będziemy ich uważali w ich zależności i w ścisłej łączności z episkopatem i rzymskim biskupem, i powiemy, co będzie prawdą, że Kościół nauczany bierze udział w nieomylności Kościoła nauczającego, że ten ostatni posiada nieomylność w stanie czynnym, a tamten – w stanie biernym. Aby osiągnąć zupełną i całkowitą nieomylność, Kościół nauczający bynajmniej nie potrzebuje koniecznie łączyć się z Kościołem nauczanym. Odnośne żądania protestantów, jansenistów i in. są pozbawione wszelkiej biblijnej i tradycyjnej podstawy. Przytoczone powyżej w streszczeniu teksty biblijne i fakty celem udowodnienia samego istnienia nieomylności okazują, że św. Piotr i Apostołowie, Papież i biskupi, sobory ekumeniczne i rozproszony po świecie episkopat katolicki są obdarzeni nieomylnością wyłączną przed wszelkim osądzeniem i przed wszelkim na nią się zgodzeniem władzy cywilnej lub opinii publicznej.

 

4-o Co się tyczy przedmiotu tego przywileju, to całkowicie go określimy, gdy powiemy, że Kościół jest nieomylny w całym opowiadaniu Ewangelii czyli objawionej prawdy (3), a zatem w wyliczaniu i w tłumaczeniu Ksiąg świętych, w wyjaśnianiu Tradycji Boskiej, w układaniu symbolów wiary i definicji dogmatycznych, w nauczaniu moralności i rad ewangelicznych. Nadto, dla względów przed chwilą wskazanych, Kościół podawał się zawsze za nieomylny w sądzeniu błędów przeciwnych Objawieniu, w potwierdzaniu wniosków teologicznie wyprowadzonych z tegoż Objawienia, w ogłaszaniu prawd naturalnych, nieodzownych przy opowiadaniu prawd nadprzyrodzonych, w ocenianiu stosunków, zachodzących pomiędzy tymi ostatnimi prawdami a pewnymi naukami teoretycznymi lub praktycznymi w porządku ludzkim. Tak np. za nieomylne i absolutnie niezmienne uważać należy ostateczne i definitywne orzeczenia Kościoła w przedmiocie filozofii, kanonicznej karności, kanonizacji świętych, potwierdzania zakonów, faktów i tekstów dogmatycznych. Inaczej posłannictwo Kościoła stanie się niemożliwym, władza jego będzie złudna, spokój i dusz bezpieczeństwo wydane na łup przypadku, a cel, jaki sobie Chrystus założył w widzialnej i społecznej organizacji katolicyzmu, będzie najzupełniej chybiony.

 

5-o Dobrze będzie tu zauważyć, że omawiana nieomylność nie jest bynajmniej jakimś bezustannie trwającym natchnieniem Kościoła przez Ducha Bożego; nieomylność nie dorzuca nic nowego do skarbnicy Objawienia chrześcijańskiego; lecz ci, co go strzegą i nim szafują, w sposób nadprzyrodzony otrzymują asystencję Boską, aby z tej skarbnicy nic nie zaniedbali, nic nie uronili, by w niej nic nie zmienili, lecz przeciwnie, aby z niej czynili taki użytek, jaki chce mieć Twórca tego Objawienia. Jakoż, Twórca ten pragnie, aby stróże Objawienia używali środków mądrości i roztropności celem utrzymania się na wysokości swego wzniosłego zadania; strzeże więc ich od wszelkiego pod tym względem zgubnego niedbalstwa i darzy ich swą łaską w wyborze środków pomocniczych i pożytecznych do prawidłowego wykonywania ich posłannictwa; w czasach wybranych przez Opatrzność sam wzbudza teologów i szkoły teologiczne, konieczne do pożądanego rozwoju nauki wiary; sprowadza nieraz na soborach ekumenicznych lub prowincjonalnych synodach okoliczności olbrzymio korzystne dla rozwoju albo reformy życia chrześcijańskiego.

 

II. Niewiele dogmatów uległo tylu napaściom i wznieciło tyle oskarżeń, co dogmat nieomylności Kościoła, zwłaszcza od czasu, gdy racjonalizm zawładnął opinią publiczną, by uczynić z niej to, co dziś się nazywa duchem nowoczesnym. Przytoczymy tu główniejsze oskarżenia, jakie tenże racjonalizm rzucił w obieg, a jakie zresztą prawie w całości zapożyczył u dawnych herezji.

 

1-o Nieomylność nie należy do rzeczy tego świata, a Chrystus zanadto był mądry, by miał czynić nierozważną jakąś obietnicę Apostołom i ich następcom; zapewnił im swą opiekę w zwykłych tylko granicach, w których Opatrzność daje ją wszystkim instytucjom ludzkim. 2-o Co najwyżej, to można by przyznać nieomylność naukom ścisłym, ale z tych Kościół nie czyni przedmiotu swego nauczania. 3-o Wszelka prawda, wszelka nauka poza matematyką i naukami doświadczalnymi, jest istotowo względna; nigdzie tam nie dostrzega się absolutu, nieomylność jest stanowczo z nich wykluczona. 4-o Czyż obok nieomylnej powagi może być nawet mowa o badaniach naukowych, o filozoficznej wolności, o postępie ludzkim, indywidualnym i społecznym? 5-o Obok nieomylności cóż się stanie z powagą Pisma świętego, z wolnością religijną, w społeczeństwie chrześcijańskim tak bardzo cenioną? 6-o Świat w ciągu tysięcy lat doskonale się obchodził bez tego rzekomego nauczycielstwa, bez tych rzekomych ciągłych objawień: po cóż nimi Chrystus obdarzał następne stulecia? 7-o Zdrowa krytyka i sekty religijne odłączone od Rzymu rozmaicie tłumaczą owe teksty biblijne, w których Kościół mniema odnajdywać swój nadzwyczajny przywilej. 8-o I w rzeczy samej, czyż to nie jest rzecz historycznie pewna, że Kościół niekiedy się mylił, a nawet że jeden sobór przeczył drugiemu? 9-o Gdyby pierwsi chrześcijanie uważali byli Kościół za nieomylny, czyż byliby się tak często nie zgadzali w przedmiocie wiary i karności?

 

III. Odpowiedzi. 1-o Prawda, że nieomylność nie jest z tego świata, lecz może się ona tu znajdować, jeśli się Bogu spodoba tu ją umieścić przez udzielenie nam cząsteczki swej nieskończonej mądrości i swej wiecznej nieomylności. Otóż, tego właśnie Bóg chce i to urzeczywistnia przez swą nadprzyrodzoną asystencję. Obiecał to Chrystus swym Apostołom i ich następcom. Nie obiecywał im niezależności od wszelkiego błędu w okolicznościach i zagadnieniach wszelkiego rodzaju, takiego bowiem przywileju trudno byłoby pojąć; oświadczył im tylko, że Bóg nie dozwoli, aby w rzeczach do zbawienia koniecznych wystawieni byli na zgubę, możliwą każdej instytucji czysto ludzkiej, aby byli wystawieni na niebezpieczeństwo omyłki i błędu.

 

2-o Zapewniona Kościołowi nieomylność bynajmniej nie jest nieomylnością tego samego rzędu co nieomylność nauk ścisłych; nie jest ona owocem bezpośredniej widoczności, ani też wynikiem logicznego i sylogistycznego rozumowania; lecz jest ona dziełem Opatrzności Boskiej, chroniącej Kościół święty od przedsiębrania błędnych kierunków w poszukiwaniach naukowych, w nauczaniu, w dogmatycznych orzeczeniach. Temu wszystkiemu zaś nauki ścisłe są zupełnie obce.

 

3-o Nie myślimy wcale twierdzić, aby prawda i wiedza takie jakie człowiek posiadać może, nie miały w sobie nic absolutnego i niezmiennego: niedoskonałe i względne są to pojęcia zupełnie między sobą różne. Ale zresztą, jakkolwiek byłoby, nieomylne nauczycielstwo Kościoła z wyższych sfer pochodzi i punkt oparcia znajduje nie w doświadczeniu, nie w indukcjach lub dedukcjach ludzkiej logiki, lecz w samym Absolucie, którym jest Słowo Boże i który powiedział do Apostołów, narzędziami Jego i pośrednikami będących: "Ja jestem z wami; kto was słucha mnie słucha".

 

4-o Na innym miejscu mówimy (art. Wiara), co należy sądzić o wolności naukowej, o badaniach filozoficznych, o postępie ludzkim pod powagą wiary. Zaznaczamy tu tylko, że wiara przeszłości w nieomylność Kościoła, że nawet wiara katolickich uczonych dzisiejszych czasów w niczym nie przeszkodziła wysokim naukowym badaniom i wielkim odkryciom. Owszem, pobudzała ona raczej najpotężniejsze umysły i podtrzymywała najśmielsze spekulatywne rozumowania. Nic podobnego nie przedstawiają herezje i racjonalizm. Na innym miejscu (art. Galileusz) widzimy, że niektóre pożałowania godne wydarzenia, w których pewni uczeni, bardzo rzadko zresztą, mogli cierpieć nieco, bynajmniej nie dotyczyły samej nauki i w niczym nie narażały nieomylności kościelnej, której dobrodziejstw dla ludzkości zaprzeczyć niepodobna. Rzym bywał zawsze pierwszorzędnym inicjatorem prawdziwego postępu ludzkiego ducha we wszystkich kierunkach i we wszelkim porządku rzeczy.

 

5-o By się móc użalać na ograniczenia, jakimi nieomylność kościelna krępuje powagę Pisma św., wolność jego tłumaczenia, samodzielność i niezależność osobistych przekonań religijnych, trzeba mieć wyjątkowo przesadne pojęcie o znaczeniu Biblii i o właściwym duchu Kościoła, założonego przez Jezusa Chrystusa. Wszak Chrystus nie księgę jakąś dał za podstawę i filar swej olbrzymiej budowy, lecz powagę żyjącą i działającą. Nie przekonaniu to lub osobistemu poczuciu powierzył tłumaczenie swego słowa objawionego i najwyższy rząd nad duszami, krwią Jego odkupionymi, lecz podwójne to posłannictwo wyjaśniania swego słowa i rządzenia swym Kościołem powierzył tejże samej powadze żyjącej i działającej, Piotrowi i Apostołom, papiestwu i episkopatowi. A zatem nic dziwnego, że swym posłannikom obiecał przywilej nieomylności w widokach wiecznego zbawienia świata.

 

6-o Mylą się ci co sądzą, że przywilej nieomylności zawiera w sobie ciągłe objawienia, i że się świat doskonale bez nich aż do Chrystusa obchodził. Przede wszystkim wcale nie mówimy, aby Kościół bezustannie otrzymywał od Boga objawienia doktrynalne, czyniące go nieomylnym, ale same w sobie nieudowodnione. Twierdzimy tylko, że Chrystus broni Kościół od mylenia się i ludzi w błąd wprowadzania; i udowadniamy to nasze przekonanie znanymi słowami Chrystusa, zwróconymi do Kościoła i jawnie się od wieku do wieku sprawdzającymi. Twierdzimy następnie, że opłakany stan starożytnego świata, a i dzisiejszy jeszcze stan ludów, na które Kościół żadnego wpływu nie wywiera, lub nie wywierał, jawnie okazuje, że nie tak zbyt łatwo obchodzi się świat bez nieomylności. Twierdzimy wreszcie, że przed Chrystusem, wielki ten i konieczny przywilej nieomylności był przynajmniej od czasu do czasu przyznawany ludziom w osobach pisarzy natchnionych, proroków, wysłańców Bożych, których cudowne czyny były jakoby nadprzyrodzonymi listami uwierzytelniającymi; jest nawet bardzo poważne prawdopodobieństwo po stronie owego teologicznego twierdzenia, które przyznaje nieomylne posłannictwo Synagodze w przedmiocie wiary i obyczajów przed przyjściem Chrystusa Pana. Zresztą, cóż bardziej racjonalnego, jak możliwość udoskonalenia, przyznanego przez Chrystusa temu religijnemu i moralnemu nauczycielstwu, jakie się zaczęło w Starym Testamencie, a ostatecznie ustaliło w Nowym? Czemuż odmawiać tej sprawie prawa postępu, kiedy się na to prawo tak gorąco powołujemy gdzie indziej?

 

7-o Wiemy o tym dobrze, iż dawne herezje, iż nowożytny racjonalizm nadawał inne znaczenie – znaczenie pospolite a nawet śmieszne – wielkim obietnicom nadprzyrodzonej asystencji, jakie uczynił Chrystus Apostołom. Chciały one ograniczyć działalność tej asystencji Bożej do pierwszego wieku po Chr., albo sprowadzić ją do znaczenia zwykłego objawu uczucia miłości. Ale teksty Ksiąg Świętych opierają się i opierać się będą tym niwelacyjnym usiłowaniom. Teksty te, porównane między sobą i z zadaniem Mesjasza, z nauką św. Pawła o posłannictwie Kościoła, z postępowaniem Apostołów i ich następców, z nieustanną praktyką soborów ekumenicznych i rozproszonego po świecie episkopatu, z samą nawet koniecznością duchowego rządu, który musi być albo nieomylnym, albo wcale nie być, teksty te, powiadam, nic innego nie mogą znaczyć i w rzeczywistości nic innego nie oznaczają, tylko nieomylność Boskim sposobem udzielaną Kościołowi nauczającemu i rządzącemu w tych razach, kiedy jej wymaga najwyższe dobro wiary i chrześcijańskiej moralności.

 

8-o Że niekiedy synody partykularne, prowincjonalne lub diecezjalne, że koncyliabula (a), że biskupi nawet liczni mylili się w swych postanowieniach lub w opowiadaniu faktów wpadali w sprzeczności, jest to fakt, którym wcale nie mamy potrzeby się niepokoić: nie tym bowiem zgromadzeniom biskupów została przyobiecana nieomylność, i nie tym grupom przedstawicieli Kościoła przyznajemy ten wielki przywilej. (Zob. art. Sobory. Orzeczenia Kościoła).

 

9-o Zapewne, że przeświadczenie o rzeczywistości tego przywileju w Kościele nauczającym powinno by zawsze prowadzić za sobą chętne i szczere przyzwolenie woli na wszystkie orzeczenia Kościoła; na nieszczęście, nie zawsze tak bywa, a to z powodu pychy ludzkiej, której pokonać nie zdoła nawet najoczywistsze przeświadczenie. A przeto powstawanie odszczepieństw i herezji w pierwszych wiekach chrystianizmu nie jest dowodem powszechnej niewiary w nieomylność: zaprzeczanie tej nieomylności mogło być raczej skutkiem, aniżeli przyczyną tych wewnętrzno-kościelnych religijnych przewrotów; często wtedy dopiero się mówi, że Kościół nie jest nieomylny, gdy się zostało potępionym przez tenże Kościół. Że są zresztą ludzie niedostatecznie wykształceni i niedostatecznie przeświadczeni o prawach Kościoła czasów apostolskich, z tego wcale nie wynika, aby Kościół tych praw nie posiadał, i aby ich nie uznawała olbrzymia większość ówczesnych chrześcijan.

 

Ks. Jules Didiot

 

Doktor teologii

 

Tł. i opr. ks. Władysław Szcześniak

 

–––––––––––

 

 

Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem X. Wł. Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. II. Warszawa 1894, ss. 331-341.

 

Przypisy:

(1) Łk. I, 33; Mt. XIII, 24-37; XIV, 18; XVIII, 18; Jan XIV, 16. 26; XVI, 13 itd.

 

(2) Mt. XVI, 18; XVIII, 17; XXVIII, 19; Mk XVI, 16; Jan XIV, 16. 26; XVI, 12.

 

(3) Mt. XXVIII, 20; Mk XVI, 13; Jan XVI, 16, por. XVI, 13; Efez. IV, 13.

 

(a) "Koncyliabulum = Conciliabulum, (czyt. konciliabulum) łacińskie zdrobnienie słowa concilium = sobór. Zdrobnienia tego używano dla oznaczenia takich zgromadzeń biskupich, które miały pozór soboru, lecz z powodu niezwołania przez papieża lub niezatwierdzenia przez niego uchwał tego zjazdu, nie były w gruncie rzeczy autentycznym soborem. Tego rodzaju pogardliwą nazwę otrzymał np. zwołany przez kardynałów sobór w Pizie w r. 1409". – Ks. Marian Kowalewski, Mały Słownik Teologiczny. Poznań – Warszawa – Lublin [1960], ss. 194. 82. (Przyp. red. Ultra montes).

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMIV, MMXX, Kraków 2004, 2020

 

( PDF )

 

Powrót do spisu treści artykułu Ks. Dr. Juliusza Didiot pt.
KOŚCIÓŁ

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: