Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej

 

Kościół

 

KS. DR JULES DIDIOT

 

––––––

 

§ I. Boskie pochodzenie i trwanie Kościoła

 

I. Istnienie Kościoła jest faktem, który zaprzeczyć się nie da i którego też nikt nie zaprzecza. Ale czy to istnienie jest faktem czysto ludzkim, wywołanym przez przyczyny czysto naturalne rządzonym ogólnymi prawami historii bez żadnego współudziału pierwiastka nadprzyrodzonego, zarówno w początkach jak w długotrwałym tegoż Kościoła istnieniu? To właśnie bezwzględnie twierdzą rozmaite herezje, przypisując przyczynom wyłącznie naturalnym to, co w wierze i w praktyce Kościoła sprzeciwia się ich własnym wierzeniom i ich własnym praktykom. – Ale Kościół, począwszy od Apostolskiego Symbolu wiary, a skończywszy na Soborze Watykańskim, głosi się być faktem nadprzyrodzonym, przez Boga objawionym, przedmiotem wiary do zbawienia duszy koniecznej (1). I w rzeczywistości:

 

1-o Chrystus, Syn Boży, zapowiedział, że On sam zbuduje sobie Kościół na Piotrze, synu Jana; i w istocie zbudował go na nim, powierzając mu najwyższą władzę społeczną, którą też częściowo udzielił biskupom i masom wiernych, stanowiącym lud i będącym przedmiotem tej społeczności. Ewangelia mówi o tym tak wyraźnie, że nie ma potrzeby przytaczać jej tekstów.

 

2-o Nie mniej wyraźnie o istnieniu, rozwoju i nieprzerwanym trwaniu tego Kościoła, zbudowanego przez Chrystusa, świadczy kościelna i świecka historia; a Kościół sam o sobie mówi, że podług wyraźnej obietnicy swego Założyciela i zgodnie z istotowym celem swego założenia, trwać będzie nieprzerwanie, tj. ani zburzyć się nie da, ani nie zaginie na wieki. Chrystus jest z nim aż do skończenia wieków i polecił mu nauczać wszystkie narody ziemi; na mocy to właśnie nadprzyrodzonej Boskiej asystencji, nie zaś skutkiem przyczyn naturalnych, najczęściej mu wrogich, istnieje on przez wszystkie wieki; Kościół tak dalece jest o tym przekonany, i tak dalece nie liczy na względy ludzkie lub pomyślne dla jego wciąż zagrażanego istnienia okoliczności, że jako na dowód swej boskości powołuje się na to dziwne, a naturalnym sposobem niewytłumaczone zjawisko swego nieustannego trwania (2).

 

II. Przeciw tej nauce podnoszą podwójny zarzut: zarzut heretycki, który mniema, że dziełem założonym przez Jezusa Chrystusa i Boską Jego mocą trwającym nie jest Kościół katolicki rzymski, lecz jakiś Kościół niewidzialny, z którym tamtego utożsamiać nie należy; i zarzut racjonalistowski, utrzymujący, że Kościół jest dziełem tylko ludzkim, przewidzianym i mniej więcej wyraźnie zamierzonym przez Chrystusa, moralnie wypracowanym przez Jego uczniów, i jak każda sekta, jak wszelka szkoła, podległem wpływom i losom ludzkim. Posłuchajmy oddzielnie każdego z tych dwóch zarzutów, które tylokrotnie świat napełniały swymi deklamacjami.

 

1-o Tak jest, powiada naprzód dawna i nowożytna herezja, której w najwyższym stopniu zależy na tym, aby usprawiedliwić swe zerwanie z Kościołem Chrystusowym, tak jest, Chrystus chciał ustanowić i w rzeczywistości ustanowił Kościół; ale jakaż to tego Kościoła natura i w jakich ustanowiony on został warunkach? Chrystus chciał zbawiać dusze, urabiać je do służenia Bogu w duchu i w prawdzie, ozdabiać je cnotami duchowymi i łaskami nadprzyrodzonymi; królestwo Jego nie jest z tego świata; chce On tylko panować nad sercami przez słodką miłość swoją. Kościół zatem Jego jest niewidzialny.

 

Odpowiadamy, że Chrystus, widzialnie obecny na ziemi, za widzialną podstawę swego Kościoła przyjął Szymona, syna Janowego, przyłączając doń widzialne również grono Apostołów, którym polecił widzialnie przepowiadać, chrzcić, rządzić ludźmi widzialnymi i dotykalnymi. Prawda, że odkupienie odnosi się przeważnie do dusz ludzkich, ale ogarnia ono, uświęca i zbawia całego człowieka z duszą i ciałem, rodziny i ludy, wszystkie plemiona i wszelkie stany ludzi. Nadto, aczkolwiek życie zewnętrzne i stosunki społeczne zajmują w odniesieniu do zbawienia miejsce drugorzędne, to jednak i te Chrystus chciał przeniknąć swym duchem, nie tylko dlatego, aby one nie były w niezgodzie i w sprzeczności z życiem wewnętrznym, istotę rzeczy stanowiącym, lecz także dlatego, aby one pomagały do rozwoju i działania tego życia wewnętrznego.

 

Całego więc człowieka, całą ludzkość powołuje Chrystus do Kościoła, jako do społeczności widzialnej i dotykalnej. Ponieważ Kościół jest widzialny, człowiek przeto bez trudności znaleźć może prawdziwą bramę niebios. Ponieważ jest widzialny, przeto począwszy od Zesłania Ducha Świętego organizuje się sposobem widzialnym i przy pomocy pierwiastków widzialnych. Nie ustąpi on pod tym względem żadnej społeczności ludzkiej, pośród której i ponad którą rozwinie swe życie. Wepchnięty do katakumb, prześladowany w swej widzialnej głowie i w swych widzialnych członkach, prawie tylko walczyć będzie za swą widzialność, za swe zewnętrzne formy, za swe zupełne rozszerzenie po ziemi. Historia jest tu wiernym tłumaczem Ewangelii: Chrystus ustanowił Kościół widzialny, i widzialny ten Kościół właśnie prowadzi dalej dzieło Jego aż do dni naszych.

 

2-o Ale czy prawda, że dzieło to jest nadprzyrodzone i Boskie? Czy nie jest to jakaś sekta, szkoła jakaś, tak samo jak wszystkie inne, może tylko w pomyślniejszych warunkach założona, bezwiednie wznioślejszymi pojęciami wywołana, zupełniejsze zadowolenie subtelniejszym i więcej uduchowionym popędom dająca, podobająca się zwłaszcza uciśnionym i ubogim, wiekami tyranii znękanym, zręcznie stosująca do życia najdojrzalsze i najpraktyczniejsze wyniki starożytnej moralności, obok filozoficznych wpływów rozmaitych a nawet sprzecznych ze sobą zasad metafizycznych, obok dogmatów, nie bez szkody dla rozwoju i jednolitości całego przedsięwzięcia doń wprowadzonych? Czyż nie widzimy w historii Kościoła, tak samo jak w historii wszystkich innych instytucji, zadań i dążności ludzkich, małych i wielkich namiętności, przebiegłych lub zuchwałych ambicji, służących za ferment przy przemianie śródziemnego świata w świat chrześcijański? Czyż powodzenie lub klęski Kościoła nie są podobne do powodzenia lub klęsk każdego innego społeczeństwa religijnego lub politycznego? Czyż podobnych kolei nie przechodziły religie dalekiego Wschodu, Kościół buddyjski na przykład? Czemuż więc tylko dla katolickiej społeczności kościelnej zastrzegać ten przywilej "nadprzyrodzoności", który z równym prawem mogłoby sobie przypisywać wiele innych religii?

 

Taki jest oto – co do istoty swej i w swej całości – wielki zarzut jaki racjonalizm stawia przeciw Kościołowi: popiera go zaś i uzasadnia mnóstwem szczegółów filozoficznych, historycznych, archeologicznych i piśmienniczych, w które niepodobna nam wprowadzać czytelnika. Skądinąd znów, czyż to nie ten sam zarzut stawia tenże racjonalizm samemu nawet chrystianizmowi? boć w rzeczywistości chrystianizm i katolicyzm nie stanowią dwóch faktów odrębnych, dwóch oddzielnych instytucji, lecz jedną i tę samą rzecz konkretną, mającą jedną i tę samą apologetykę. Niektóre artykuły niniejszego Słownika, odpowiadające na zarzuty z zakresu historii, archeologii, filozofii i piśmiennictwa, wymierzone przeciw chrystianizmowi, odpowiadają tym samym na streszczony powyżej zarzut racjonalizmu przeciw Kościołowi; my zaś możemy, powinniśmy nawet zbadać ogólny ten zarzut w streszczeniu, nie wnikając w szczegóły albo raczej w tę kopalnię oskarżeń i negacji, których powyższy zarzut jest streszczeniem.

 

1-o Odpowiadam naprzód przedwstępną uwagą, bardzo ważną w samej sobie, ale przeciwnikom naszym dziwną wydać się mogącą, to jest, że Kościół katolicki pierwszy głośno uznać gotów, że pierwiastek ludzki – zły lub dobry – zajmuje dużo miejsca w jego istnieniu. Kościół przywiązuje najwyższą wagę do posiadania wielu mężów uczonych i roztropnych, cnotliwych i zręcznych. Urabia ich najstaranniej, rozwija w nich takt i roztropność, które z nich czynią zręcznych polityków i rządców, świetnych profesorów i mówców, sławnych uczonych i pisarzy, czynnych i pełnych poświęcenia misjonarzy i duszpasterzy. Jakkolwiek wie, że posiada Boską asystencję oraz zapewnienie łaski i światła z wysokości, to jednak wie również, że na wyraźny rozkaz Boży z powyższymi łaskami łączyć powinien jak najszersze i jak najskuteczniejsze współdziałanie ludzkie.

 

Z drugiej znów strony wie Kościół dobrze i wyznaje to szczerze, iż wystawiony bywa w swych członkach na wszystkie namiętności, na wszystkie pokusy, na wszystkie niedoskonałości, na jakie cierpi ród ludzki. Toteż czuwa nad sobą przez swe prawodawstwo i nieustanne działanie swej hierarchii. Skoro dojrzy w sobie gdziekolwiek konieczność naprawy, nie ukrywa tego, że musi zwrócić w tym kierunku szczególną staranność, i nie masz stulecia, w którym by nie było mowy o jakiejś reformie na różnych poszczególnych punktach, albo nawet w całym olbrzymim jego organizmie. Niech przeto nikt nie myśli, że nas nabawia kłopotu, gdy nam ukazuje w Kościele niedomagania natury ludzkiej. My sami pierwsi je uznajemy, i Kościół sam je wyraźnie zaznacza, gdziekolwiek je dostrzeże. Żądamy tylko od naszych przeciwników, aby nie przeceniali ważności tego pierwiastka niższego, i aby mu nie przypisywali znaczenia, jakiego on nie posiada.

 

Jakoż 2-o, nie wszystko w Kościele jest ludzkie, czysto ludzkie i naturalne, a nade wszystko – zbyteczne dodawać nawet – nie wszystko w nim jest złe. Dopuszczam, że historia jego od dziewiętnastu wieków przedstawia niektóre przykłady ludzi ambitnych i intrygantów, których działanie mogło służyć zarówno im samym jak bronionej przez nich sprawie, dopuszczam nawet, że było ich wielu, choć, moim zdaniem, wcale nie byli zbyt liczni ludzie tacy, to jednak bynajmniej nas nie upoważnia do sądzenia, aby wszyscy ludzie kościelni i wszyscy Apostołowie, wszyscy Papieże, wszyscy Doktorzy i Nauczyciele, wszyscy męczennicy, wszyscy księża, wszyscy zakonnicy mieli same tylko ludzkie i naturalne dążności i cele. Przeciwnie, – fakt to niezaprzeczony dla tych, co przeniknęli wewnętrzne życie katolicyzmu, niezliczone mnóstwo dusz pełnych poświęcenia, aż do heroizmu, a przeto ożywionych nadprzyrodzonym jakimś natchnieniem, pracowało i pracuje nad założeniem, utrwaleniem, rozszerzeniem Kościoła po krańce świata.

 

Powtarzam więc jeszcze, nie ma potrzeby odpowiadać na tę niemądrą i bezwstydną potwarz, która Kościołowi nauczanemu i uczącemu odmawia wszelkiej zasługi, wszelkiej cnoty, wszelkiej świętości; oskarżenia tego rodzaju są same przez się już dowodami ujemnymi i nie zasługującymi na żadną uwagę. Jakoż więc, ponad pierwiastkiem przyrodzonym, stanowiącym substratum (a) Kościoła i wszelkiej ziemskiej społeczności, istnieje inny jeszcze pierwiastek, pierwiastek duchowy i nadprzyrodzony, rozwijający się wielokrotnie aż do pewnego stopnia cudownej podniosłości, i stanowiący gatunkową i wyodrębniającą cechę tegoż Kościoła. Pierwszy z tych dwóch pierwiastków jest, że tak powiem, ciałem Kościoła, drugi zaś jest jakby jego duszą: skutkiem pierwszego pierwiastka Kościół jest społecznością ludzką, skutkiem drugiego pierwiastka jest on społecznością Bożą; pierwszy może w nim wytwarzać tylko to, co wytwarza w każdym innym społeczeństwie ludzkim, drugi – ponieważ jest pierwiastkiem prawdziwie nadprzyrodzonym i Boskim, może i musi wytwarzać w Kościele objawy podnioślejsze i wyższe od objawów wyłącznie przyrodzonego życia społecznego.

 

3-o Że pierwiastek ten może wytwarzać rzeczone objawy, ponieważ jest prawdziwie nadprzyrodzony i Boski, rzecz to widoczna; że musi je wytwarzać, rzecz to również pewna, gdyż jest organizmem żyjącym, gdyż jest w rzeczywistości duchem ożywiającym. Pozostaje zapytać jeszcze, czy działanie tego pierwiastka objawiało się kiedy w Kościele praktycznie i historycznie w stopniu i w kształtach niewątpliwie nadprzyrodzonych. Otóż, nie ma najmniejszej pod tym względem wątpliwości, skoro się porówna historię Kościoła z historią innych społeczności religijnych lub politycznych.

 

a) Kościół występuje po raz pierwszy na świecie bez żadnej mocy ludzkiej przeciw wszelkim mocom ludzkim. Założyciel jego i pierwsi jego Apostołowie nie mają żadnego wpływu, żadnego wykształcenia, żadnego bogactwa, żadnej takiej potęgi, która by miała wziętość i znaczenie na świecie. Jeśli to są zwykli filozofowie, to dlaczegóż cieszą się oni tak olbrzymim powodzeniem, jakiego nigdy ani przedtem ani potem nie zaznała, ani nawet rozsądnie pragnąć nie mogła filozofia? Jeśli to są zwykli tylko politycy, to dlaczego ujarzmiają i pod swe panowanie podbijają całą starożytną i nowożytną dyplomację, tak dalece, iż ta ostatnia nie może nigdy naruszyć ich sumienia lub skrępować ich w niepokonalnej samodzielności ich wiary i nieśmiertelnych ich nadziei?

 

Jeśli to są mistycy i słodcy marzyciele tylko, ludzie uczciwości i cnoty, to jakżeż ten ich charakter doprowadza do skutku to czego nawet przedsiębrać nie mogła ani wyniosłość stoików, ani surowość pitagorejczyków? A po okropnych czterowiekowych zapasach pomiędzy Kościołem a światem, Kościół ten staje zwycięski na ziemi, przesiąkłej własną krwią jego, i wskrzesza na niej przez zasadniczą przemianę ten sam rodzaj ludzki, ten sam świat, który przed chwilą pokonał, dając się przezeń zabijać i mordować, to jakimże znów sposobem chroni się on od niebezpiecznego zawsze i dla wszystkich upojenia odniesionym zwycięstwem, i od rozkoszy Kapui? (b) Jakąż to siłą wsparty, okazuje się ów Kościół zarówno niezależnym od rzymskich cezarów ochrzczonych, jak się niezależnym okazywał od pogańskich cezarów prześladowców, gdzie idzie o wiarę i o moralność? Dlaczego jedność Kościoła z państwem nie psuje go i bardziej nie niszczy, niżeli otwarta wzajemna ich wojna? Dlaczego herezje, dlaczego racjonalizm i bezreligijna starożytna wiedza nie wstrząsają w posadach i nie wywracają Kościoła – boć przecież nigdy go nie wywróciły, choć pragnęły tego i przepowiadały; pontyfikat Leona XIII, mówiąc o tym już tylko, cośmy dotychczas widzieli, z pewnością nie jest pontyfikatem upadku i śmierci, lecz wskrzeszenia, odrodzenia i zwycięstwa. Widoczna rzecz przeto dla każdego, kto umie pojmować historię, że nie w ten sposób powstają i żyją społeczeństwa czysto ludzkie; w tym ciele z prochu, a niekiedy z błota żyje dusza boska!

 

b) Teraz wobec takiego Kościoła spojrzyjcie na te społeczeństwa, które by niektórzy chcieli postawić przeciw Kościołowi, albo raczej z którymi by chcieli go zupełnie zrównać. Czy między nimi jest choćby jedno, które by bez sił i pomocy ludzkich, zwalczane i prześladowane przez wszystkie potęgi ziemskie w ciągu trzech z górą wieków, a przez inne piętnaście wieków wystawione na wszystkie próby zepsucia, na wszelkie tyranie i wszelkie uciski, ostrzeliwane na wszystkich punktach i przez wszelkiego rodzaju nieprzyjaciół, oparło się zwycięsko tej powszechnej zmowie i łaską swego apostolstwa podbiło miliony i miliony ludzi, zmuszonych czcić teraz to, co przedtem palili, a palić to, co przedtem czcili? Nie, moralne to zjawisko, pod względem naturalnym nieprawdopodobne a historycznie pewne, zdarzyło się raz tylko jeden i to jedynie w katolickim Kościele. Inne społeczeństwa religijne, inne szkoły i przekonania przy pomocach bez porównania liczniejszych i trwalszych nic podobnego nie osiągnęły: ani pod względem trwałości, ani pod względem świetności i siły moralnego i umysłowego rozwoju, ani nawet co do ogółu dóbr materialnych, jakie wynikają zazwyczaj z wszelkiej cywilizacji i wszelkiej doskonałości w porządku duchowym.

 

Plamy i braki, jakie niektórzy pisarze z lubością wykazują w rocznikach Kościoła, nie tylko nie spychają go na poziom wszystkich innych instytucji ludzkich, lecz bardziej jeszcze zaznaczają boskość wewnętrznego pierwiastka, jaki go ożywia. Boć dlaczegóż z tymi wspólnymi słabościami nie uległ Kościół wspólnemu losowi społeczeństw doczesnych, to jest szybkiemu osłabieniu po świetnej lecz krótkiej potędze, beznadziejnemu zazwyczaj upadkowi? Dlaczego pokonywa Kościół wszystkie przyczyny zniszczenia, a samym państwom nawet i stowarzyszeniom, żyjącym jego nauką, udziela żywotności i nieznanej gdzie indziej trwałości? Oto dlatego, że Mens agitat molem et magno se corpori miscet, (Rozum porusza materię i z wielkim miesza się ciałem), pojmując te wyrazy w znaczeniu ściśle teologicznym, nie zaś w znaczeniu panteistycznym, w jakim rozumiał je autor.

 

4-o Chętnie się mówi o pomyślnych warunkach towarzyszących założeniu Kościoła: ale czy można z dobrą wiarą mówić o pomyślnych warunkach, gdy się widzi świat cały bezpośrednio przeciw Kościołowi zwrócony? Zapytajmy o to św. Pawła, pierwszych Ojców Kościoła, a przede wszystkim pierwszych apologetów; a usłyszymy, jak mówią, że czynią rzecz, po ludzku sądząc, nierozumną, i że niczego więcej nad karę od ludzi spodziewać się nie mogą. Pomyślne warunki znajdziecie przy zakładaniu wielu państw i wielu sekt religijnych, które od dawna legły w popiele, w którym dumnie myślały pogrzebać nasz Kościół.

 

Mówią niekiedy o bezwiednym rozwoju czystszych instynktów, delikatniejszych uczuć i aspiracji do nowego jakiegoś porządku rzeczy. Rzecz pewna, że tych aspiracji nie można przypisywać pierwszym twórcom chrześcijańskiego ruchu, przynajmniej o ile ich nie otrzymali od jakiegoś nadprzyrodzonego motoru. Samodzielna ta generacja powstała nad brzegami jeziora Galilejskiego, w izbie celnej, u stóp rabina Gamaliela, i byłaby rychło pochłonięta przez tłumy Żydów, Greków, Rzymian i wschodnich ludów! W niedołężnych rękach takich przedstawicieli nowego kierunku, jak Piotr, Jakub i Jan, niemożliwość zjednoczenia się tylu różnych umysłów stałaby się naturalną koniecznością! A tymczasem konieczność ta nie nastąpiła i nastąpić nie mogła. Digitus Dei est hic, palec Boży jest tu, jak mawiali świadkowie tego nadzwyczajnego religijnego przewrotu.

 

Mówią także często i z pewną emfazą, że pierwiastki starożytnej moralności i filozofii służyć miały jakoby za punkt ciężkości, za nucleus przy urabianiu się moralności i teologii kościelnej. Atoli, zechciejmy naprzód dobrze zauważyć, że Kościół nie potrzebował zapożyczać tych prawd rozumowych od platoników i stoików; wziął on je z samego rozumu, a przede wszystkim od swego Założyciela i Mistrza, od Syna Bożego. Następnie zaś chciejmy przyznać, że dwie lub trzy stronice zasad i pewników filozoficznych, znajdowanych u dawnych i nowych filozofów, są tylko drobną kroplą wody w porównaniu do Ksiąg Starego a zwłaszcza Nowego Testamentu. Zwykło się unosić nad jednym zdaniem Epikteta lub Seneki, które się nawet znajduje nieraz w Ewangeliach, a czemuż się nie bierze na uwagę olbrzymich i przecudownych nauk Jezusa Chrystusa i Jego Apostołów, w których owa perła mądrości się zawiera? jak gdyby nie istniał ocean wobec tej kropelki mądrości. Czyż takie listy św. Pawła, na przykład, nie przewyższają pod każdym względem i w stopniu nieskończonym owych ułomków prawd starożytnych, jakie się w księgach pogańskich filozofów znajdują? Już sam fakt teologicznego i moralnego systemu św. Pawła, ułożonego w ciągu lat niewielu pośród niezmordowanych prac i nieustannych cierpień, jest dziełem widocznie nadprzyrodzonym dla każdego, kto umie analizować, rozważać i sądzić pojęcia ludzkie; toż samo powiedzieć można – z zachowaniem należnych względów dla natchnienia Ksiąg Świętych – o pierwotnym piśmiennictwie chrześcijańskim, porównanym do piśmiennictwa poprzednich i współczesnych mu filozofów pogańskich.

 

Mówią też nieraz o synkretyzmie naukowym, z którego miał jakoby powstać dogmat i teologia Kościoła, dosyć niejednolita, jak mówią, i dosyć niepomyślna dla podtrzymania kościelnej jedności, którą dosyć wcześnie rozrywać zaczęły herezje i sekty. Ale każdy rzeczywiście obeznany z historią Kościoła i z historią jego dogmatów wie dobrze, iż synkretyzm istniał u gnostyków i heretyków, ale nigdy w Kościele, że jednolitość nauk była w nim najzupełniejsza, że niezgody, jakie się nieraz w nim działy, nie pochodziły bynajmniej ze sprzeczności, mających początek w jego nauczaniu teoretycznym i praktycznym, lecz w duchu oporu i przeciwieństwa, jaki Kościół koniecznie napotkać musiał u ludzi pysznych i zmysłowych, na jakich w żadnym wieku nie zbywało. Opierała im się dusza Kościoła, a przez to nienawiść ich podniosła się aż do stopnia prawdziwie groźnego. Z drugiej strony mieli oni ułatwienia i, że tak powiem, pewne pobłażanie w cielesnym, w zmysłowym pierwiastku Kościoła. A przecież, ich to raczej systemy a nie system Kościoła zatraciły jedność wiary i moralności, skruszyły się i jak gdyby w proch obróciły, podczas gdy Kościół zachowywał nieprzerwanie swą spójnię i trwałość pierwszych dni swego istnienia: wielki to dowód jego nadprzyrodzoności.

 

Ks. Jules Didiot

 

Doktor teologii

 

Tł. i opr. ks. Władysław Szcześniak

 

–––––––––––

 

 

Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem X. Wł. Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. II. Warszawa 1894, ss. 321-327.

 

Przypisy:

(1) Por. Concilium Vaticanum, Constitutio dogmatica I de Ecclesia Christi. Prolog.

 

(2) Por. Concilium Vaticanum,  Constitutio dogmatica de fide catholica, c. III.

 

(a) "Substratum" – łac. podłoże, podstawa, spód, podkładka, podściółka. (Przyp. red. Ultra montes).

 

(b) "Kapuańskie rozkosze, rozkosze doprowadzające do zwątlenia, jakich używać miało wojsko Hannibala w mieście Capua". – Michała Arcta Słownik wyrazów obcych. Warszawa 1933, s. 141. (Przyp. red. Ultra montes).

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMIV, MMXX, Kraków 2004, 2020

 

( PDF )

 

Powrót do spisu treści artykułu Ks. Dr. Juliusza Didiot pt.
KOŚCIÓŁ

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: