ŚW. TEOLOGII DOKTOR, KANONIK STRÓŻ ŚW. GROBU CHRYSTUSOWEGO
królowej halickiej, córki Leszka Białego
~~~~~~~~~~~
Błogosławiona Salomea wywodzi znamienite swe urodzenie z królów i książąt polskich. Jak bowiem kamień kosztowny, w złoto misternie oprawiony, powabniej oko ludzkie zajmuje: tak też i człowiek zacnym według świata swym urodzeniem na wyższym stopniu postawiony, jest milszy Panu Bogu, jeśli pobożnością, cnotą i wrzącą w sercu ku Niemu i bliźnim miłością, wśród narodu jaśnieje, a bliźnich swych do naśladowania zagrzewa. Urodziła się Salomea około roku 1202 (1) z Leszka Piątego, który prostą linią z królów polskich idąc był synem Kazimierza II, książęciem krakowskim i sandomirskim, a który dla białych włosów, od dziejopisów polskich Białym był nazwany, i z matki Grzymisławy, córki Jarosława, ruskiego książęcia. Cnotliwa a pobożna Grzymisława jej matka wielce się ucieszyła z urodzenia ślicznej córeczki, która obdarzona pięknym ciała kształtem, piękne rokowała nadzieje; a Leszek ojciec słodką poił się radością, że po Salomei Grzymisława powije mu potomka, którego na tronie książęcym po sobie zostawi. Troskliwie zatem zajęto się wychowaniem córeczki w niemowlęcym jej wieku. Bogobojna matka, postępując według starych przodków naszych obyczaju, od Boga wszystkie dobre sprawy zaczynających, jeszcze u kolebki Salomei, kiedy się władze umysłowe i mowa córeczki rozwijać zaczęły, przede wszystkim uczyła ją wymawiać święte imiona Jezusa i Najświętszej Bogarodzicy Maryi, a potem modlitwy Pańskiej i pozdrowienia anielskiego. Już nawet w dziecinnym wieku objawiała Salomea piękne przymioty serca, a pochopna do nauki, udzielane jej przez matkę pierwsze religii chrześcijańskiej zasady o artykułach wiary chowając w pamięci, zapytana bardzo rada je powtarzała.
Jeszcze się w domach zacnych i zamożnych rodzin ten stary obyczaj po dziś dzień kołysze, iż wprzód, lub jednocześnie ze świeckimi umiejętnościami prawowierni rodzice nauką wiary św. starają się objaśnić umysły i serca swych dziatek. Lecz niestety! w miastach i siołach ubożsi rodzice równie jak ich dzieci nie umią pierwszych zasad katechizmu, a na domiar nieszczęścia, rodzice złym przykładem swym zarazę skażonych obyczajów przelewają do serc swego potomstwa. Jak bowiem przewrotne rodziców i wychowawców obyczaje każą pierwszy zawiązek moralny w dziecięciu i czynią je niesfornym, krnąbrnym i dla społeczności nieużytecznym, tak znowu nauka wiary św., pobożności i cnoty w sercu młodocianym zaszczepiona, na kształt dobroczynnych słońca promieni, wlewających światło i ożywienie w twory przyrodzone, rozżarza w nim ogień miłości Bożej i budzi pragnienie do rzeczy niebieskich; odwodzi od znikomej świata sławy, i kruche jego wyświeca szczęście. Te nasiona prawości i wiary św. usty pobożnej Grzymisławy w serce młodziutkiej Salomei troskliwie wpajane, wzrosły, rozwinęły się i przyniosły błogie pobożności i cnoty owoce. Jakoż z pośród dziecinnych jej zabawek, ta była dla niej najulubieńsza, przez którą ona z głębi serca swego wyjawić mogła jaki sposób ku powiększeniu chwały Bożej, albo też przykładem swym drugich do pobożności zachęcić. Wszystkie te młodej księżniczki piękne cnotliwości wzory, jako zwiastuny życia pobożnego w przyszłości, wszyscy wysoko cenili.
Już w dziecinnym wieku swym, młodziutka Salomea, za zezwoleniem swych rodziców, uczyniła Panu Bogu ślub czystości swej duszy i niewinnego ciała swojego. Zdaje się, że nie masz w życiu człowieka trudniejszej do wykonania ofiary, nad ślubowanie Bogu chowania nieskażonej czystości duszy i ciała, przez które stłumia człowiek w kipiącej młodości wszelką żądzę, którą budzi nieprzyjaciel zbawienia w jego ciele, aby skaził pierwotną niewinność z łona matki wyniesioną. Salomea idąc za natchnieniem łaski Bożej, w najmłodszym i niewinnym wieku swym czyni z radością ze swej czystości ofiarę, i Bogu ją poświęca. A chociaż rodzice posiadali tron książęcy w Polsce, jednak nie uważali jej ślubu za wzgardę stanu książęcego, ale za wielkie szczęście, i za szczególny dar Boży poczytali, że córkę swoją nie ze śmiertelnym i doczesnym księciem, lecz z niebieskim Oblubieńcem, Królem wyższym nad ziemskie pany, którego władza i chwała nie ustaje, zaślubili. Od czasu zatem wykonanego ślubu dziewiczej czystości, nie tylko jako księżniczka, ale też jako oblubienica Chrystusowa, odbierała w domu swych rodziców od wszystkich wyższe poszanowanie; zwłaszcza, że ujmująca serca prostota, głęboka pokora i układna skromność wszystkie jej czyny zdobiła. Oddaliła ona od siebie błyskotną wielkość światową, w samym tylko Zbawicielu swoją umieściła szczęśliwość.
Kiedy Salomea w rodzicielskim domu owioniona duchem prawdziwej pobożności i bojaźni Pańskiej, wzrastając w lata, z podziwem wszystkich zajaśniała życiem cnotliwym, co zwiastowało w przyszłości wielką jej świątobliwość, rychło rozszerzyła się głośna wieść o niej po całym polskim narodzie, i doszła aż do Andrzeja króla węgierskiego, który niezwłocznie wyprawił poselstwo do Leszka polskiego księcia, z usilną prośbą, aby dał Salomeę dla Kolomana syna jego w związki małżeńskie. Ale książę odmownie odpowiedział, że ona już jest zaślubiona niebieskiemu Oblubieńcowi, i byłoby to sromotną rzeczą, gdyby córka jego, wzgardziwszy nieskończonej godności Oblubieńcem, nie tylko nie dotrzymała Mu wiary przez ślub dobrowolnie uczynionej, ale nadto takiego obrać miała, który jest w obliczu Jego prochem i popiołem. Król Andrzej niezaspokojony odmowną odpowiedzią, starał się przez polskie pany nakłonić Leszka do zezwolenia na zaślubiny córki jego z Kolomanem. – Za powtórnym więc przełożeniem, z uwagi, że i w stanie małżeńskim Salomea wsparta łaską Bożą będzie mogła chować poślubione dziewictwo, a nawet i doczesnego oblubieńca zachęcić do przestrzegania niezmazanego żywota, zezwolił zatem na córki swej zaręczyny. Dziejopisowie polscy namieniają, że wtedy było Salomei trzy lata, kiedy ją z Polski od jej rodziców w świetnym orszaku panów, z którymi był i Wincenty Kadłubek, wysłano do Węgier, na dwór króla Andrzeja. Nagłe odłączenie młodziutkiej Salomei od boku miłych rodziców ciężkim żalem ogarnęło jej serce; i zaiste nie masz dotkliwszej dla dziecięcia troski nad tę, kiedy lubą matkę opuścić musi. Ta tylko pociecha koiła jej żal serdeczny, że łaska Boża zapewniała ją: "Nie bój się, ja z tobą jestem" (2). Salomea w czwartej życia swego wiośnie, opuściwszy rodzinną ziemię i dom ojczysty, zamieszkała w obcym narodzie, i uczyć się musiała obcego języka z zaniedbaniem polskiej mowy. Oprócz innych swej dobroci darów, Bóg ubogacił Salomeę szczególnym wdziękiem serca i umysłu; umiała ona uprzejmą prostotą i prawdą przyciągnąć ku sobie miłość wszystkich, z którymi żyła, właśnie jak Józef patriarcha, który idąc drogą szczerości i bojaźni Bożej, u panów egipskich zjednał dla siebie miłość i poszanowanie. Te niemniej piękne Salomei przymioty ujęły rodziców Kolomana, że ją jako własną córkę kochali. Pod czujnymi oczyma, a w troskliwym wychowaniu na dworze króla węgierskiego, Salomea wzrastając z Kolomanem, wieku swego rówiennikiem, razem z nim uczyła się pierwszych zasad wiary i innych przedmiotów pod jednym mistrzem; ale Salomea pochopniejsza od Kolomana, zwłaszcza w nauce wiary św. przewyższała swojego towarzysza. A kiedy ten był upominany o zaniedbanie się w uczeniu, młoda Salomea widząc zapłonione oblicze jego, rozczulona, litowała się nad nim i cieszyła smutny umysł swego oblubieńca. Przy tym rzadką urodą swą i słodkimi słowy rozniecała w młodym sercu jego miłość ku chowaniu nieskażonej niewinności, a przywodziła mu do niej gorącą i częstą modlitwą.
Skoro Salomea doszła wieku dojrzałego, w którym Kościół święty dozwala wchodzić w stan małżeński, i kiedy już na królewskim dworze zaczęto zajmować się przygotowaniem do odprawienia uroczystego aktu zaślubin z młodym Kolomanem, do których inne dziewice z płochą serca radością gotują się, jakby do szczególnej i prawdziwej ich szczęśliwości, Salomea odświeżywszy w pamięci w domu swych rodziców uczyniony ślub chowania dziewiczej czystości dla wiecznego Oblubieńca, czuła to dobrze, iż w związku małżeńskim jest bardzo trudno przygasić tlejącą iskrę żądzy, nie tylko w swym ciele, ale też i w swym oblubieńcu, a chcąc dopełnić posłuszeństwa dla swych rodziców, biła się z myślą, co ma uczynić w tym wypadku. W nacisku wielkiego strapienia, z mocną ufnością w gorących a częstych modłach udaje się do Boga pociechy, i miłośnika dziewiczej niewinności, by łaską swą natchnął serce Kolomana przyszłego jej oblubieńca do chowania czystości, do której go ona już wcześniej swymi przygotowała uwagami. Ta młodziutka, ale już wówczas wyższym rozumem od Boga obdarzona panienka wchodzi z nim w zażyłą rozmowę: "Kolomanie, rzecze, nietrwała jest rozkosz tego świata, nią albowiem każdy powiew nieszczęścia, choroby i śmierć pomiata i niszczy ją zupełnie, same tylko pobożne a cnotliwe sprawy nasze, na karcie sumienia naszego ręką dobroczynną skrzętnie zapisywane, wysługują u Boga łaskę dla człowieka, trwałe i przygodami niezmącone szczęście w niebie dlań zaręczają. Lubość życia w młodym wieku rozżarza zapał żądzy, sprawia niesmak i znużenie, i nigdy równać się nie może niezmazanej i nieocenionej czystości, co serce człowieka prawdziwą napełnia radością i pociechą, a nitem gorącej miłości zespala je ze Zbawicielem. Jeśli więc od zmysłowych rozkoszy powściągniemy się dla imienia Bożego, On natomiast zawiąże w sercach naszych prawdziwą rozkosz i wieńce nagrodne na głowach naszych położy, w których niepokalanemu Barankowi hymn wiecznej chwały z niebiany śpiewać będziemy; o tym cię Kolomanie według obietnicy Zbawiciela upewniam". Tymi słowy przemówiła Salomea, a Pan Bóg władnący umysłem człowieka, spuścił na serce młodego Kolomana promień swej łaski, która w nim obudziła żywe pragnienie chowania nieskażonej czystości ze swą oblubienicą. Aby więc wspólny ten zamiar utrwalić i uczynić z niego ofiarę Panu, postanowili zobowiązać się ślubem czystości w trzecim porządku zakonu św. Franciszka Serafickiego. Albowiem ten trzeci zakon przyjmowały wówczas osoby znamienitego urodzenia, nawet w książęcych domach. A kiedy się już zbliżał dzień zaślubin, oboje ci oblubieńcy padli na kolana przed Panem, i z głębi serca swego słowy Dawida wynurzyli żywe uczucia: "Wypal Panie ogniem miłości Twojej złą pożądliwość z serca i ciała naszego" (3) i całą noc następną strawili na gorącej modlitwie, a szczególniej Salomea błagała Boga, by tak zaczęty ich żywot, ślubem czystości związany, darem swej łaski ukrzepiać raczył. Nieskończenie ucieszyła się z tego Salomea, że przy pomocy Bożej zdołała zachęcić swego oblubieńca do wykonania ślubu czystości w stanie małżeńskim. Wszakże to święte ich postanowienie, uważała ona jako kwiat, który za powiewem gwałtownego wichru może być uszkodzony; a tak i czystość, za natarciem pokusy, jaką w młodych ciałach budzi nieprzyjaciel zbawienia, może być naruszona. Odświeżyła zatem w pamięci tę Eklezjastyka Pańskiego przestrogę: "Synu, przystępując do służby Bożej, stój w sprawiedliwości i bojaźni, a przygotuj duszę swą na pokusę; bo złoto i srebro ogniem bywa próbowane, a ludzie przyjemni w piecu utrapienia" (4). Zaczem w gorącej i rzewnej modlitwie polecała Panu Bogu duszę i ciało swoje, i szła za radą Dawida: "Ofiaruj Bogu ofiarę chwały, a oddawaj Najwyższemu śluby twoje; a wzywaj mię w dzień utrapienia, wyrwię cię a czcić mię będziesz" (5). Tymi uwagami zagrzana Salomea bardzo często we dnie i w nocy długą modlitwą krzepiła swą duszę, i niepojętą poiła rozkoszą. Spostrzegł to Koloman, że Salomea przez długie nocne modły bardzo osłabia swe siły, uważał niemniej że jej serce wrzało miłością Bożą, nie śmiał zatem przeszkadzać jej w nabożeństwie; uczynił wszakże uprzejme przełożenie, mówiąc: "Kochana Salomeo, wiem o tym, że do tych modlitw gorąca miłość Boża cię zagrzewa, mniemam atoli, żebyś w tych pracach, które około zbawienia twego podejmujesz, nieco sfolgowała bardzo już strudzonemu ciału twojemu". Ale Salomea z nabożeństwa nic nie opuszczała. Gdy bowiem jednej nocy długą a usilną zajęta modlitwą wpadła w znaczne ciała swojego omdlenie, usłyszała głos nadprzyrodzony: "Już się spełniło", "modlitwa twoja wysłuchana przed obliczem Pańskim, o co prosisz, wszystko otrzymasz". Poczym niezwykłą utwierdzona siłą, zaniechała wszelkiego o swe ciało starania.
Ale, skoro mądrość Ducha Świętego wyższym światłem objaśni serce człowieka, podnosi je zarazem do wyższej doskonałości żywota, i oddala od niego wszelką próżność doczesnych rzeczy, które miłośnicy świata wysoko cenią. Oddaliła od siebie Salomea wszelką próżność strojów niewieścich, za którymi się ściśle ze światem sprzężone niewiasty skrzętnie ubiegają; ale natomiast odziawszy się suknią czarnego koloru, jakiej wdowy używają, zdobiła umysł i duszę swoją bogobojną rozmową, a ukrzepiała ją postem i ufną w Bogu modlitwą. Ściśle przestrzegała rady Dawida proroka: "Wszystka chwała i ozdoba córki królewskiej, ma być wewnątrz" (6). Powiedziała ona osobom otaczającym ją: mieszkam wprawdzie z Kolomanem, ale żyję z nim jak z aniołem; przeto też moją jest powinnością być zasłonioną, bym mu nie stała się pokuszeniem. A kiedy podczas zjazdu osób znamienitych, albo przybyłych posłów od książąt i królów, wymagała konieczna potrzeba, by się Salomea ustroiła w szumną szatę królewską, wtedy ona wdziewała wprawdzie suknię, swemu stanowi właściwą, ale kornym sercem rzekła do Zbawiciela: Ty wiesz Panie, że mnie potrzeba królewską tą odziała szatą, wszakże dusza moja brzydzi się tym przepychem. Zachęcał ją Koloman do zaniechania żałobnej sukni, wdowom tylko właściwej, i powiedział jej: "póki ja żyję, nie jesteś wdową"; ona jednak nie zmieniła swej sukni z uwagi że jej postanowienie pochodziło z natchnienia Bożego.
Oprócz tych pięknych głębokiej pokory wzorów, oprócz gorącej a częstej modlitwy, oprócz wrzącej w sercu miłości ku Bogu i ludziom, Salomea martwiła swe ciało wielką powściągliwością od pokarmu i nocnym czuwaniem. Przygłodna kładła się spać, bardzo krótkim snem na twardej podłodze ukrzepiwszy swe ciało, wstawała do modlitwy i rozważania tajemnic wiary świętej a żądzę cielesnej rozkoszy stłumiała ostrej włosiennicy noszeniem. Miała Salomea trzy tkanki z włosia końskiego zrobione: jedną węzełkami gęsto nasterczoną, tę wkładała na swe ciało podczas Wielkiego Postu i Adwentu; drugą wdziewała w piątek, w sobotę i w wigilie świąt uroczystych; trzecią nosiła w dni powszednie, a tak skrycie i przezornie, że oprócz spowiednika, nikomu ani nawet Kolomanowi to martwienie jej ciała nie było wiadome; dopiero po jej śmierci spowiednik, Wojciech, Franciszkan, wyjawił tych włosiennic gatunki.
Kiedy Salomea żyjąc z Kolomanem, najściślej przestrzegała nieskażonej czystości, i wznosiła się po szczeblach ostrego żywota do najwyższego pobożności szczytu, wtedy właśnie stary nieprzyjaciel zbawienia, zastawiający sidła pokus na ułowienie duszy, która dla siebie wybiera przykrą wprawdzie i wąską, ale pewną drogę do wiecznej szczęśliwości, nie zaniedbał pokusić Salomeę. Zdarzyło się jednego dnia, że król Koloman z innymi pany wyjechał na łowy w rozległe lasy, i kiedy się zabawiał polowaniem, kusiciel nasunął płochą myśl Salomei, by i ona w tajnej komnacie użyła na chwilę zabawy ustrojenia się w bogatą szatę, królewskiej okazałości właściwą, nie dla przypodobania się oku ludzkiemu, ale dla podziękowania Bogu za rzadki dar swej urody, obok innych darów od Zbawiciela odebranych; ubrała się w strojną szatę królewską i zawiesiła na siebie kosztowne kamienie; przy tym rozetlały na jej licu zdobny rumieniec, jako kwiat róży rozwiniętej, przyczynił krasy jej twarzy. Kiedy się tak na chwilę Salomea cieszy ze swej urody, jako z daru Bożego, wtem zakołatano do drzwi jej komnaty, i dano znać że król z łowów powrócił i do zamku wjeżdża; nie miała już czasu rozebrać się, albowiem Koloman od razu wszedł do jej komnaty; pierwsze jego na Salomeę spojrzenie rozbudziło w nim miłość małżeńską, i już znaki lubości objawiał; ale spostrzegł jej twarz w głębokim smutku pogrążoną, jakby słyszał słowa z ust jej wychodzące: "Jakżeby to stać się mogło, skorośmy czystość Bogu poślubili?". Od razu więc stygnąć zaczął w jego sercu zapał pożądliwości, a podniósłszy oczy ku niebu rzekł: O Panie Jezu! jakżem wiele dla ciebie opuścił i opuszczam! Do niej zaś te wyrzekł słowa: Gdyby nie ślub, który Bogu uczyniłem, pewnie by dzisiaj wzajemna czystość nasza była naruszona. Lekkie umysły posądzą zapewne Salomeę o nieostrożność w tym wypadku; była to tylko próba, przez którą Bóg doświadczał ich wierności. Wszakże wiedział Zbawiciel że świętobliwi ci małżonkowie nie skażą ślubu uczynionego, a tak na chwilę tylko dopuścił na nich tę pokusę, aby tym sromotniej zawstydził nieprzyjaciela zbawienia, który tajnym podstępem swym chciał zasługę cnoty zniweczyć. Stąd wynurza się dla nas to przekonanie, że Bóg nie dozwala szatanowi kusić nas nad siły nasze, do nas więc należy stawić mu silny opór, byśmy stałością cnoty poraziwszy w wytrwałej walce nieprzyjaciela, zwycięstwo z utarczki wynieśli. Wielki żal ścisnął serce Salomei, że czynem tym nieoględnie podała i swoją i Kolomana niewinność w pokuszenie; czułe zatem składała Panu Bogu dzięki, za ocalenie jej w tym wypadku. Jakoż od tego czasu przezornie chroniła się, nie tylko szumnego strojenia się, ale też i nieostrożnego na mężczyznę spojrzenia. Pewnego dnia królowa węgierska zaprosiła Salomeę na przypatrywanie się gonitwom i szermierskim igrzyskom, które przedniejsi panowie węgierscy odprawować mieli; ona wyprosiła się od tego widowiska mówiąc: "Królowo i pani moja, na twój rozkaz wszystko gotowa jestem uczynić i cieszyć się z tobą, ale tam się nie ukażę i żadnej zabawy mieć nie będę, gdzie się mężczyźni znajdują".
Kiedy Salomea na dworze króla węgierskiego z podziwem wszystkich przyświecała cnotą i pobożnością, jak jasna pochodnia, a młody Bolesław, jej brat rodzony, z którym ona w rodzicielskim domu brała w najmłodszych latach cnotliwe wychowanie, już dorastał wieku dojrzałego, księżna Grzymisława, jej matka, napisała do niej, aby dla brata swego Bolesława upatrzyła w Węgrzech podobną sobie oblubienicę. Właśnie Bela król węgierski a brat Kolomana miał sześć córek, dwór jego i rodzinę cnotą i pobożnością zdobiących. Pomiędzy królewskimi córkami, najwięcej podobała się Salomei Kunegunda, albowiem łaska Boża jeszcze przy jej urodzinach szczególnym zaszczyciła ją darem, i była w następnym jej życiu wielkiej świętobliwości zwiastunką. Mając ją przy swym boku w zamku ostrychońskim, Salomea skreśliła w liście do matki swej, Grzymisławy, piękne cnotliwej Kunegundy serca przymioty, i na oblubienicę ją dla Bolesława zachwaliła. Księżna Grzymisława odebrawszy od Salomei, swej córki, pismo zalecające Kunegundę, wyprawiła przedniejsze pany polskie w poselstwie do króla Beli z prośbą o Kunegundę dla Bolesława. Długo wahała się młoda Kunegunda w odpowiedzi na przełożenie posłów polskich przez jej rodziców uczynione, gdyż i ona idąc śladem Salomei, z którą czas niejaki mieszkała, nasiąkła jej cnotami i czystość dziewiczą Bogu poślubiła. Wszakże posłuszeństwem ku swym rodzicom wiedziona, za wpływem możnych panów węgierskich zezwoliła na zaślubienie się z Bolesławem polskim księciem, w nadziei, że i ona w stanie małżeńskim tak zachowa czystość nienaruszoną, jak ją Salomea zachowuje. Za sprawą więc Salomei król Bela wysłał Kunegundę do Polski, w licznym orszaku panów węgierskich, z bogatym posagiem. Dowiedziawszy się książę Bolesław o przybywającej jego oblubienicy, wyjechał z Krakowa do miasteczka Wojnicza, z matką swą Grzymisławą, z Prandotą biskupem krakowskim, i z niektórymi polskimi pany, z wielką radością przywitał ją i do Krakowa uroczyście wprowadził.
Po śmierci króla Andrzeja i długich zatargach o węgierską koronę, starszy syn Bela usiadł po ojcu na tronie węgierskim, młodszemu Kolomanowi dostało się berło i królestwo halickie, na Rusi; a tak i Salomea została wyniesiona do królewskiej godności (7). Ale kiedy wszechmocny Władca wszech rzeczy, wierne swe sługi wywyższy na doczesną godność według świata, to też z niepojętych wyroków swoich często dopuszcza na nie twarde uciski, i goryczą ich wyniesienie zaprawia, aby nie w kruchym i znikomym szczęściu światowym, ale w Bogu, dawcy prawdziwego szczęścia, całą swą pokładali nadzieję. Skoro Koloman, odprawiwszy w Haliczu uroczysty akt koronacji, odesłał wojsko węgierskie do kraju, w mniemaniu, że jest zapewniony i bezpieczny na swym tronie; niestety! niedługo potem powstała w państwie halickim wielka burza; Mieczysław, książę ruski, stanąwszy na czele rokoszan, otoczył powstańcami zamek, pojmał do niewoli Kolomana razem z Salomeą, i w zamku Torczsko pod strażą uwięził. A chociaż Koloman, po dwuletniej niewoli, został na tron przywrócony, przecież potem dwa razy go z tronu składano, i po dwakroć przywracano. W tym twardym ucisku i ciężkim strapieniu Salomea dniem i nocą w religijnych z oblubieńcem swym rozmowach, rozżarzała w jego sercu miłość Bożą i cierpliwość, i nawodziła mu na pamięć zbawienne uwagi: że się bez dopuszczenia Bożego nic nie dzieje, a woli Jego nikt oprzeć się nie może; iż Pan zasmuca i pociesza każdego, kto w Nim mocną ufność położył; że swych wybrańców do wiecznej chwały Bóg tu w życiu przeciwnościami czyści, jak złoto w ogniu. Zachęcała go do ufnej modlitwy, i sama się gorąco modliła, pełna nadziei, że Pan poniża i wywyższa, a z rzeczy niemożnych możne wywodzi. Jakoż po trzykroć oboje doznawali skutku swej modlitwy przez przywrócenie ich na tron halicki.
Wróciwszy Salomea z Kolomanem do Halicza, czyniła mu często zbawienne uwagi, iż: aczkolwiek jest w swym królestwie monarchą i wyobrazicielem władzy Boskiej na ziemi, powinien jednak pamiętać, że jest ojcem ludów berłu swemu poddanych; żeby zatem bezstronnym i sprawiedliwym był ich sędzią; a na skwierk uciśnionych biedaków, wdów i sierót uszu swych nastawiał; bo według sprawiedliwości Boskiej będzie musiał sprawić się kiedyś Stwórcy swemu z władzy sobie powierzonej, i odbierze od niego niecofniony wyrok nagrody lub kary. Ale i ona czynnie przykładała się do sprostowania wydarzonych pomyłek i stronności w rozsądzaniu swych poddanych. Miała Salomea szczególne staranie o ubogich; zaczem jako wierna szafarka królewskiego dochodu, z niego więc opatrzała biedaków i zubożałe osoby, przygodą ogołocone z wszelkiego mienia. Prawe sługi Chrystusa szczerze miłowała, i aby im nie schodziło na potrzebnych do życia dochodach, przeto kościoły stałym obdarzała funduszem. Ale i klasztory, w których obojej płci osoby, z natchnienia Bożego opuściwszy świat i wszystko mienie swoje, w gorących modłach służąc Bogu, hojną wspomagała żywnością i jałmużną. Szczególniej miała na pamięci szpitale i domy sędziwymi starcami i chorującym biedactwem napełnione; ona osobiście zwiedzała szpitale, a w nich wielką liczbę starców i chorych zbawienną pocieszała nauką. A lubo pobożni dobrodzieje stałym funduszem uposażyli domy dla publicznego schronienia ubogich przeznaczone, to jednak dochody ich, jak to i w obecnym czasie widzimy, bądź przez zaniedbanie, bądź też, że chytrość rządców obraca je na własne potrzeby, chybiały i chybiają celu fundatorów; widząc to Salomea, ona osobiście zajmowała się tych domów dozorem, dostarczała potrzeb do życia, by dogodniej dogorywających starców i kaleki do zgonu dopielęgnowano.
Kiedy Koloman, żyjąc pobożnie i cnotliwie z oblubienicą swą, przygodami skołatany stanął u kresu życia, i szczęśliwym zgonem przeniósł się do wieczności po nagrodę za dobre swe czyny, Salomea w ciężkim pogrążona smutku, podczas odprawionych z przyzwoitym okazem pogrzebin, skromnie opłakała śmierć jego; a tak, uwolniona od ślubnych związków, obudziła od razu w sercu swym gorące pragnienie do życia zakonnego. Bez wahania się zatem, opuściła dwór halicki i przybyła do Bolesława brata swojego; wyjawiła mu swój zamiar przyszłego życia zakonnego, naradzając się z nim o dogodnym ustroniu, na którym by wystawić miał klasztor dla dziewic zakonu Klary świętej. Jakoż Bolesław spełniając pobożne żądanie kochanej siostry swej, dźwignął klasztor w miasteczku Zawichoście, województwie sandomirskiem, dla zakonnic św. Franciszka, klaryskami zwanych, i stałym funduszem hojnie go uposażył. Skoro wprowadzono do niego dziewice zakonne, i Salomea, wyszedłszy z odmętu burzliwego świata, tam się udała. A kiedy miała zmienić świecką szatę na zakonną, według zwyczaju stanęła przed ołtarzem w świetnym stroju książęcym, ale z kornym sercem wnet złożywszy bogatą szatę, wdziała na siebie ubogi habit zakonny. Ten uroczysty objaw głębokiej pokory Salomei, do łez rozczulił przytomnych panów polskich, a dziewice znamienitego rodu, przykładem Salomei do służby Bożej zagrzane, opuszczały zamożne domy i swe posagi, przyjmowały habit Klary świętej w wystawionym klasztorze. Podczas nowicjatu, Salomea doświadczając ducha i sił swoich w zakonnym żywocie, w dopełnianiu obowiązków swego powołania żadnych nie doznawała trudności; albowiem już nawet w świeckim stanie, na dworze królewskim z Kolomanem mieszkając, zdobiła serce i duszę swoją cnotliwymi obyczajami, a ukrzepiała ją ścisłym postem, dyscypliną, włosiennicą, gorącą modlitwą i wrzącą w sercu ku Bogu miłością. Skoro według ustaw kościelnych ukończyła rok nowicjatu, z wielką radością uczyniła śluby uroczyste przed Prandotą biskupem krakowskim, i Rajmundem prowincjałem oo. Franciszkanów. Prandota włożył na jej głowę welon, jako znamię owych zaślubin z niebieskim Oblubieńcem Chrystusem, które w najmłodszym wieku swym w domu rodziców swych uczyniła. Przy uroczystych przerodzinach życia świeckiego w zakonne, osiągnąwszy cel upragniony, wynurzyła Salomea z ust i serca swojego godne wspomnienia wyrazy: "Lubo będąc w świeckim stanie, w którym mnie Opatrzność na wyższym godności doczesnej postawiła stopniu, zawsze gorąco pragnęłam podnosić serce i duszę moją ku Zbawicielowi mojemu, atoli ściśle sprzężona ze sprawami domu mojego i ludu uciśnionego, doznawałam jakiejś przeszkody w służbie Bożej, lecz teraz już zrzuciwszy z siebie brzemię światowych kłopotów, przybyłam tu udyszana do klasztornej zaciszy, odtąd swobodniej doznam błogiego spoczynku i odetchnienia. O! jakąż słodyczą poić się będzie dusza moja w bliższej z Bogiem rozmowie, w oddawaniu Mu czci należnej i rozmyślaniu niepojętych Jego tajemnic, w zespoleniu się czystą miłością z wiecznym moim Oblubieńcem przez te duchowne zaślubiny!". W nowym tym życia zakonnego powołaniu, Salomea podwoiła swe modły, ona o północy pierwsza do chóru a z niego ostatnia wychodziła; z wielką serca radością śpiewała chwałę Bożą, i siostry zakonne zagrzewała bardziej do życia pobożnego, niźli do przyjemnego śpiewania; bo Bóg przenika serce i sumienie człowieka i według wewnętrznego zawiązku myśli naszych, chwałę swą od sług swoich przyjmuje: jeśli więc sumienie grzechem jest zmazane, a umysł błąka się po światowych przedmiotach, takowe sławienie Boga jest bez skutku i zasługi.
Salomea przywodziła sobie często na pamięć swe przejście ze stanu królewskiego do zakonnego ubóstwa; a idąc śladem życia patriarchy Franciszka świętego i Klary, duchownej matki swojej, wielkich miłośników głębokiej pokory, ona też jako córka ich zakonna, starannie z wielkim wszystkich podziwem naśladowała ich w tej cnocie. Objaśniły ją ustawy zakonu Franciszka świętego, według nauki Zbawiciela: "Uczcie się ode mnie, bom jest cichy i pokornego serca", że pokora jest stałym gruntem, na którym wszystkie cnoty zakonne osadzić należy; że ona jest niemylnym a prostym do zbawienia gościńcem, z którego żadna pokusa szatańska nie sprowadzi na bezdroże grzechu; więc i Salomea pokorę św. nad inne cnoty szczególniej umiłowała. Kornym sercem rozważała nieocenione dary niebios na jej duszę hojnie wylane. Przez każdą posługę klasztorną pragnęła uniżyć się i upokorzyć przed Bogiem; i dlatego ze łzami wypraszała się od przełożeństwa w zawichostskim klasztorze; wszakże z posłuszeństwa dostojność ksieni przyjąć musiała. Sprawując obowiązki przełożonej, z ujmującą serca prostotą i macierzyńską miłością przywiązała ku sobie wszystkie siostry zakonne, tak silnie, że ją nazywały matką swoją; a bezstronnym w sprawach klasztornych sprawiedliwości wymiarem i miłosierdziem, jednała sobie powszechną ich miłość. Aby zaś wiernie chowała ustawy przez Franciszka świętego temu zakonowi podane, te czynami prawej córki jego wypełniała. Z jakimże to podziwem patrzyły wszystkie siostry zakonne, kiedy mimo zacnego pochodzenia, ta niegdy królowa, dla zachęcenia i przykładu sióstr pełniła najgrubsze w klasztorze posługi, skrzętna nawet w kuchennej obsłudze.
Skreśliliśmy nieco wyżej żywot Salomei w stanie książęcym i królewskim, że ogrzana łaską pokory, oddaliła od siebie i zdeptała wszelką dumę i znikomość szumnego świata noszeniem pospolitej sukni, i tylko w koniecznej potrzebie bogatą wdziewała; a ubogich i kaleki zasilała jałmużną i wsparciem. Wszakże w zakonie związawszy się ślubem ubóstwa, swego patriarchy Franciszka, który opuścił wszystko co świat posiada, dla ubóstwa Chrystusowego, to tylko czynić mogła, co jej dozwalało zakonne ubóstwo. Mówiła ona w dziennym rozmyślaniu do duszy swojej: "O duszo moja, oto zostałaś naśladownicą krzyża Chrystusowego, bądźże z nim za życia ubogą, abyś w wiecznej chwale była bogatą; nie posiadaj żadnej zgoła rzeczy własnej w zakonie, posiędziesz bowiem nieocenione bogactwa w niebiesiech". A kiedy od ścisłego postu, siły jej ciała znacznie wątleć poczęły, które radzono większym pokrzepiać posiłkiem, ona skromnie zawsze używając pokarmów, nawet podczas słabości, odpowiedziała: że ubóstwo samo z siebie nie ma zasługi, jeśli dobrowolnie nie ponosimy niedostatku; bo iluż to mamy ubogich, którzy by chcieli być bogatymi, ale nie mogą; a tak nie kładą u Boga zasługi ci ludzie, którzy przy ubóstwie chcą mieć wszystkiego dostatkiem; zaczem miasto nagrody, kary wiecznej są godni. A jako pokora jest podstawą dla każdej cnoty, szczególniej w zakonie, tak też posłuszeństwo jest udoskonaleniem życia zakonnego; albowiem i przysłowie podaje, że pierwsze jest posłuszeństwo niźli nabożeństwo; a zatem Salomea wielce umiłowała tę cnotę: ochotnie więc wypełniała wyznaczone jej od przełożonych obowiązki, nie uważając w tym swego poniżenia. Nie tajna była dla niej nauka apostoła Pawła świętego: że każda zwierzchność wyobraża władzę Bożą na ziemi; nigdy przeto nie szła za skłonnością własnej woli, ale się zgadzała z rozkazem i wolą swych przełożonych, jako wykonawców woli Bożej. Bardzo roztropne zdanie wyjawiła Salomea o posłuszeństwie: "Ktobykolwiek, rzekła, był posłusznym człowiekowi, acz na urzędzie postawionemu, dla samego człowieka, ale nie dla Boga, ten pełniłby wolę człowieka, ale nie wolę Boga, i nie miałby zasługi duchownej w zakonie". Jeszcze w dziecinnym wieku, w domu swych rodziców, Salomea uczyniła Bogu ślub chowania dziewiczej czystości; a w stanie małżeńskim, żyjąc lat 25 z Kolomanem, najprzezorniej przestrzegała tej cnoty jako pięknego kwiatu, by jej szkodliwy pokusy powiew nie uronił. A skoro przy pomocy niebios, szczęśliwie przebrnęła odmęt burzliwej młodości, nawet w stanie małżeńskim, w którym każda chwila, każda okoliczność szturmem zagrażała jej niewinności, cóż mówić o zachowaniu tej cnoty w zakonnym powołaniu? Pewnie w klasztornej warowni bezpieczna, właśnie jako szczep ręką Zbawiciela w rajskim ogrodzie zasadzony, piękne dziewiczej czystości wydawała owoce, kiedy nie tylko, iż nie słyszała żadnego słowa z cudzych ust płocho wymówionego, ale najlżejszy nawet pomysł nie mącił jej niewinności. W całym swym życiu pracowała ona około tego starannie, by się coraz więcej podobać wiecznemu Oblubieńcowi swojemu, którego łaski darem ukrzepiona, zwycięsko stłumiała tlejące żądzy zarzewie, które nieprzyjaciel zbawienia poddmuchiwał w jej ciele. Należała Salomea do grona tych dziewic, które w księdze śpiewów Salomona sam Oblubieniec zachwala, mówiąc: "Jedna jest gołębica moja, doskonała moja, jedynaczka matki swojej, wybrana rodzicielki swojej" (8). Przez całe życie Salomea martwiła ciało swoje, mówiła ona, że przezornie stłumiać należy wrodzoną ku złemu skłonność jego, według nauki apostoła Pawła św.: "Karzę ciało moje i w niewolę je podbijam" (9). Widziała tę jasną prawdę, że przestrzeganie jednej tylko cnoty nie stanowi całej moralności człowieka; że sama czystość dziewicza, podsycana dumą i zarozumiałością, z pogardą innych ludzi, w mniemaniu, że nie są tak niewinnymi, jak niektórzy, skrzętnie więc chroniła się tej przesądu przywary, by nie popadła w pogardę u Boga, który pysznym sprzeciwia się a pokornym łaskę daje (10). Św. Franciszek w ustawach swych, podał braci swej powściągliwość języka, a naśladowniczka jego, św. Klara, związała swe siostry czwartym ślubem zakonnego milczenia, które w klasztorach chować powinny. Salomea przestrzegała tego prawidła w całym znaczeniu, wywodząc z gadek niewieścich ciężkie grzechy, co sromotnie każą duszę Bogu poświęconą: że z ust niepowściągliwych płyną jak woda, obmowy, potwarze, zdrady, pochlebstwa, fałsze, obłuda, złorzeczenia, znieważanie prawej zwierzchności; i że się na niewiele przyda czystość dziewicza i modły, jeśli usta mażą się czernidłem krzywdzącym sławę bliźniego. I zaiste, gdyby obmowcy i potwarcy zastanowić się chcieli nad tą prawdą, że ich nikt nie ustanowił sędziami życia ludzkiego, że ich obmowy i potwarze, którymi obrzucają bliźnich swoich, czynią ciężką krzywdę imieniowi i sławie człowieka, że z tego będą musieli sprawić się kiedyś najwyższemu Sędziemu, i odbiorą od Niego niecofniony wyrok kary, pewnie by oględniej powściągali język swój, z tej nawet uwagi, iż każda obmowa z korzenia pychy wyrasta.
Ale mimo tych pięknych wzorów cnót, którymi Salomea jaśniała w stanie świeckim i w zakonnym powołaniu; mimo wrzącej ku bliźnim i siostrom zakonnym miłości; mimo macierzyńskiego około nich starania; mimo gorących jej modłów i ścisłego dopełniania ślubów zakonnych; mimo prowadzenia ostrego żywota i twardych przygód podczas panowania: Bóg z niepojętych wyroków swoich, dla doświadczenia cnoty jej cierpliwości, spuścił na nią wielkie utrapienie, które własnemu jej życiu groziło. Z jakąż to cierpliwością i zgadzaniem się z wolą Najwyższego znosiła okropną klęskę po całej Polsce szeroko rozlaną; kiedy w r. 1241 (11) dzicz tatarska wtargnęła do Polski; a jako straszna burza grozi, sroży się i wszystko powala, tak też ci barbarzyńcy łupiestwy, ogniem i mieczem pustoszyli sioła i miasta na polskiej ziemi. Kiedy ta dzika zamieć pohańców, ogarnąwszy jej klasztor w Zawichoście, wymordowała większą połowę zakonnic, a budynki z dymem w powietrze puściła, Salomea niezmiernie strwożona ratując ucieczką swe życie, zaledwo z przybocznymi siostrami w ustronie ujść zdołała. Tę atoli straszliwą klęskę z wielką znosiła cierpliwością, tą tylko pociechą koiła wielką boleść swego serca, że córki jej duchowne przy zachowaniu dziewictwa osiągnęły wieńce męczeńskie. Za zbliżaniem się hordy tatarskiej zagrażającej śmiercią jej siostrom, ona budziła w nich ducha męstwa i odwagi: "Nie lękajcie się, rzecze, kochane córki moje, bo pohańcy tylko ciału naszemu, któregośmy się zaparły, życie odjąć mogą, a które na lepsze zamienimy w niebiesiech; ale teraz pokażcie żywą wiarę i ukrzepcie się mocną nadzieją. Oto nasz Oblubieniec do drzwi zakołatał, otwórzcie przychodzącemu na gody". Chciała i ona razem z siostrami ponieść męczeństwo, ale przez obywateli, jej przyjaciół, gwałtem skłonioną została do uchylenia się z klasztoru na bezpieczne ustronie. Skoro ustąpiła horda pohańców, Salomea niezwłocznie przybyła na zgorzelisko swego klasztoru. Lecz niestety! ze ściśnionym żałością sercem patrząc na zburzoną świątynię Pańską, powywracane ołtarze, poniszczone obrazy, pomordowane siostry zakonne, we łzach tonęła, a ucałowawszy ich rany, czym prędzej zajęła się przyzwoitym ciał męczeńskich pogrzebaniem.
Po zburzeniu przez Tatarów klasztoru w Zawichoście, oględna roztropność doradziła Salomei wystawienie klasztoru dla Franciszkanek na Grodzisku, jako na warowniejszym miejscu, blisko miasteczka Skała, cztery mile od Krakowa odległego. Bolesław jej brat czynnie przyłożył się do wybudowania nowego klasztoru. Tu na Grodzisku nieprzyjaciel zgody chciał niepokojem klasztornym zwątlić cierpliwość Salomei, pobudził na nią siostry zakonne, ale został zawstydzony. Zdarzyło się, że pewna dziewica szlacheckiego urodzenia, imieniem Krystyna, wszedłszy w powołanie zakonne, ukończyła nowicjat, poczym prosiła o przypuszczenie siebie do wykonania ślubów uroczystych, i o welon zakonny. Siostry według swych ustaw zwołane na posiedzenie, widząc że Krystyna w ciągu rocznej próby wypaczała swego powołania obyczaje, większością głosów przeszkadzały jej do profesji, z obawy, żeby potem dla nagannego jej życia klasztor nie poniósł powszechnej zakały. Wiedziała Salomea z ducha Bożego, że Krystyna odmieni swe obyczaje, a w pobożności przewyższy nawet starsze zakonne siostry; usilnie zatem pracowała około przypuszczenia jej do profesji; nie mogła atoli pokonać swych sióstr uprzedzenia. Ale Bóg, który z rzeczy niemożnych możne wywodzi, przyszedł w pomoc Salomei. Właśnie w porę Kunegunda, księżna krakowska, a jej brata Bolesława oblubienica, przybyła do klasztoru na Grodzisku, ujrzawszy Krystynę, duchem proroczym przepowiedziała, że ta młoda nowicja w czasie przyszłym odznaczy się wielką życia świętobliwością; uspokoiły się siostry, pozwoliły Krystynie uczynić profesję. Jakoż, łaska Boża zaraz owładnęła jej serce, i niedługo potem, nie tylko spełniła ale nawet przewyższała przepowiedzianą o niej nadzieję. Przewidziana przez Salomeę poprawa obyczajów Krystyny, obudziła w siostrach zakonnych wielką miłość ku niej i uszanowanie.
Całe niemal życie Salomei pełne było wrzącej ku Bogu i bliźniemu miłości, która ożywczym sokiem swym ukrzepiała jej wszystkie cnoty i dobre sprawy, według nauki apostoła Pawła świętego, który pisze do Koryntów (12), że bezskuteczne będą wszelkie umartwienia ciała, posty, modlitwy, jałmużny i sprawy dobroczynne; że one będą zmysłową tylko skłonnością, jeśli ich nadprzyrodzona miłość ku Bogu i bliźniemu nie ożywi. Z miłości zatem ku Bogu, Salomea rada ponosiła wszelkie utrapienia, uciski, prace i niewczasy, a stąd duchowną poiła się rozkoszą, że się stała naśladownicą Chrystusa, który z miłości ku ludzkiemu rodzajowi zniósł bolesną mękę i śmierć na krzyżu sromotnym. Z miłości też ku bliźniemu nieraz przyjmowała od sióstr zakonnych cierpkie wyrazy i przymówki; wszakże nie karciła ich za to, ale uprzejmie przytulała je do macierzyńskiego serca swojego; bo miłość prawdziwa silniej ujmuje umysły, acz gniewem rozjątrzone, niźli groźne i ostre napominanie; ze łzami więc zachęcała je do wzajemnej miłości. A kiedy te czasem zaniedbywały klasztornych obowiązków, i zbaczały od prawideł życia pobożnego, ona łagodnie i ze słodyczą matki, przywodziła im na pamięć sprawiedliwy sąd Boży, przed którym sprawić się będą musiały z czynów, i wszystkich zboczeń, i odbiorą od Zbawiciela niecofniony wyrok kary wiecznej, lub nagrody. Takimi uczynki i budującym obyczajem we dnie i w nocy jaśniała Salomea na klasztornym przełożeństwie, takimi też przymioty przystoi jaśnieć każdemu, którego Zbawiciel do klasztornego powołał urzędu. Spada bowiem na przełożonych ścisła przed Bogiem odpowiedzialność, według Pisma św.: "Strasznie prędko ukaże się wam sprawiedliwość Pańska, bo najsroższy sąd będzie tym, którzy są przełożeni" (13). Salomea czytała pewnie tę przestrogę Mędrca Pańskiego, i dlatego przezornie i z bojaźnią przywodziła siostrom swoim w klasztorze, a miłością i umiarkowaniem koiła pomiędzy nimi drażliwe zajścia i niezgody.
Nie ma zaiste piękniejszego zatrudnienia dla człowieka i milszej Bogu przysługi, jak moralne wychowywanie małych dziatek, kształcenie nauką młodych ich umysłów, i wpajanie w nie bojaźni Bożej, zasad świętej wiary i cnotliwości. Czynna Salomea, żyła w zakonie, nie tylko dla swej duszy zbawienia, ale i dla dobra kraju; zgromadzała zatem do klasztoru pod swój nadzór i wychowanie tak ubogie sieroty jako i z domów zamożnych młodziutkie dziewczęta, i miała około nich troskliwe staranie. Ile razy ukazała się w szkole, wszystkie, jak pszczółki brzęczące około swej macierzy, otaczały ją, i z radości czyniły jej niewinne zagadnienia; a ona przywołując je po imieniu, w całym uroku opiekunki z macierzyńską miłością przytulała je do siebie, wywodziła nieocenione korzyści z nauki czytania, pisania i ręcznych robót; wykładała im naukę religii i dobrych obyczajów. Najstaranniej zapobiegała ta czuła opiekunka wszelkiemu zepsuciu, żeby te niewinne rodu polskiego pisklęta, właśnie jak rozwijające się kwiatki, mową gorszącą nie były uszkodzone. Niektóre atoli z tych wychowanic, od lat najmłodszych przywykłe do zamieszkania w klasztorze, zapragnęły życia zakonnego, czym wielce ucieszona, oblekła je w habit zakonny.
Lecz kiedy Salomea tak pięknymi jaśniała pełnego żywota przymioty, złamana wiekiem, postami i pracą w zakonie, stanęła u kresu doczesności, wtedy jej Oblubieniec nagle zakołatał do drzwi jej duszy, wywołując ją na wieczne gody. Było to w sobotę, dnia 10 listopada 1268 roku; gdy nabożnie słuchała Mszy św. a kapłan czytał Ewangelię, tak dotkliwe ujęły ją wewnątrz boleści, że te bliski jej zgon zwiastowały, i nie ma tam żadnego ratunku, gdzie głos Boży wywołuje człowieka z doczesnego żywota. Coraz silniej wzmagała się gorączka, którą ona cierpliwie znosząc, dawała przykład siostrom, jej łoże otaczającym, jak skromnie dolegliwości choroby znosić mają. Podczas swej niemocy ukrzepiała duszę swoją to gorącą i ufną modlitwą, to rozmyślaniem darów Bożych. We czwartek dnia 15 listopada z natchnienia Bożego przepowiedziała siostrom, że już tylko trzy dni z nimi będzie, a w przyszłą sobotę życia swego dokona. Zakonni bracia i siostry odpowiedzieli, że się jej życiem tu na ziemi dłużej będą cieszyli. Ale ona w ten sam czwartek kazała przywołać do swego mieszkania siostry zakonne, i po raz ostatni w czułych wyrazach udzieliła im błogosławieństwo i naukę: żeby pomiędzy sobą zachowały miłość wzajemną, ściśle chowały niezmazaną czystość, którą Zbawicielowi poślubiły; żeby się chroniły znikomych świata próżności, których się wyrzekły przez ślub uroczysty. Kiedy te dusze pobożne, słowy kochanej matki swej rozrzewnione, z rozczulenia łzami się zalały, więc i ona sama żalem ściśnięta, przymartwiałymi usty dalej mówić nie mogła. Potem oddała przełożonej na własność klasztoru wszystkie rzeczy i kosztowności, które z zabytku królewskiego, za pozwoleniem przełożonych, u siebie przechowywała; insze zaś kosztowności, niektóre aparaty i księgi, przekazała ojcom Franciszkanom krakowskim. A czując się coraz na siłach słabszą, prosiła, aby ją na drogę wieczności świętymi opatrzono Sakramentami; przyjęła je nabożnie i z głęboką pokorą, oczekując owego dnia, w którym miała ostatnie oddać tchnienie. Jedna z sióstr zakonnych wpatrując się pilnie w twarz dogorywającej Salomei, postrzegła na niej bardzo miły uśmiech i rozetlały rumieniec i zapytała ją o przyczynę tak radosnego uśmiechu; odpowiedziała Salomea: "Widzę Panią niebios, błogosławioną Matkę Pana mojego, stojącą przede mną, i dlatego jak serce tak i twarz moja od radości się rumieni".
Z pierwszym dnia 17 listopada brzaskiem, kiedy siostry zakonne ciągłym czuwaniem i płaczem znużone, udały się na krótki spoczynek, a tylko przełożona, imieniem Agnieszka, z dwiema siostrami przy niej została, w ich obecności Salomea w żywych westchnieniach polecając się Zbawicielowi, oddała Mu czystą duszę swoją, którą w tej samej chwili skonania Bóg szczególnym uświetnił cudem: albowiem przełożona i dwie siostry widziały, jakby w postaci gwiazdki, małą jasność z jej ust wychodzącą. Tu ziściły się na Salomei słowa przez proroka wyrzeczone: "A którzy ku sprawiedliwości wprawują wielu, jako gwiazdy świecić będą na wieki wieczne" (14). Zaraz po zgonie Salomei zwołane siostry, zgromadziły się ku jej świętym zwłokom; jedna między nimi długi czas niewidoma, przez drugą zakonnicę tu przywiedziona, zdjąwszy welon ze swej głowy, z wielką ufnością potarła nim nogi Salomei, potem przyłożyła go na swe oczy, od razu przejrzała; wzięła w rękę psałterz, bez trudności czytała go przy św. Salomei zwłokach. Jej ciało przez osiem dni w chórze złożone, wydawało z siebie najprzyjemniejszą woń, a wszyscy, co na nie wejrzeli, widzieli bardzo miłą postać jej twarzy. Po skończonych dniach ośmiu, i odprawionym nabożeństwie pogrzebowym, w trumnie drewnianej złożono ją w kościelnym grobie, godną okazalszych pogrzebin, bo nie tylko że z królewskiego pochodziła rodu, ale też świętobliwym jaśniała życiem. Salomea za życia objawiła wolę swoją, by po jej zgonie ciało jej na wieczny spoczynek przewieziono do kościoła ojców Franciszkanów krakowskich. Jakoż w następnym roku 1269 ojcowie Franciszkanie upomnieli się o jej zwłoki, ale pp. Franciszkanki oparły się ich żądaniu; ci zanieśli prośbę do arcybiskupa gnieźnieńskiego, a tak jego nakazem do posłuszeństwa skłonione, rade nie rade, wydały czcigodne matki swej ciało. Po święte Salomei zwłoki przybyła z Krakowa księżna Kunegunda z orszakiem panów polskich i z licznym duchowieństwem. A gdy dla sprawdzenia otworzono trumnę, ujrzano zwłoki nienaruszone, wydawające z siebie woń przyjemną, i czystym płynem oblane, którym chorzy namaszczani, do zdrowia wracali. Ale, kiedy włożono trumnę na wóz, osiem wołów do niego zaprzągnionych, biczami smaganych, z miejsca ruszyć go nie mogło. Wszyscy cudem tym zdumieni, wnosili, że bł. Salomea rzewnym swych córek duchownych płaczem o ciało jej pobudzona, trudność tę czynić się zdawała, i że gotowa była z nimi tu pozostać. Przyszło im na myśl zachęcić o. Wojciecha, Salomei spowiednika, żeby pod takim posłuszeństwem, jakie ona za życia ściśle wypełniała, nakazał jej, by dozwoliła uwieźć swoje ciało do Krakowa. Skoro wymieniony spowiednik wyrzekł nakaz: pod posłuszeństwem, znikła od razu wszelka trudność w przewiezieniu go. Ale i drugi objaw cudowny widziano nad św. Salomei ciałem, gdy je przez wieś Prądnik, ćwierć mili od Krakowa odległą, przewożono: jakiś ptaszek dziwnej i zachwycającej piękności przylatywał, spuszczał się z góry na trumnę, często na niej usiadał, i znowu odlatywał; był on jakby godłem wiecznej chwały, której ona w niebie stała się uczestniczką. Na przywitanie świętych jej zwłok, ku Krakowu przywiezionych, wyszło całe duchowieństwo i niezliczony tłum mieszkańców; tak więc pobożny ten pochód wprowadził je do kościoła ojców Franciszkanów; poczym dnia 28 czerwca 1269 r. zostały złożone w środku chóru, w grobowcu z kamieni dźwignionym.
Kiedy przez 350 lat, Bóg wszechmocny za przyczyną bł. Salomei udzielał pobożnemu ludowi rozmaite łaski uzdrowień od chorób, ojcowie Franciszkanie i panny zakonne klasztoru św. Jędrzeja (15) skrzętnie zapisywali te łaski cudowne, a w r. 1628 położyli przez jenerała swego zakonu u Stolicy Apostolskiej prośbę o pozwolenie podniesienia z grobu szczętów błogosławionej Salomei, dla publicznego ich uczczenia. Ojciec Święty przychylił się do prośby i wydał żądane pozwolenie, które ojciec jenerał wręczył ojcom Franciszkanom. Wskutek pisma Apostolskiej Stolicy x. Marcin Szyszkowski, krakowski biskup, wyznaczył w 1630 r. duchowną komisję, by się zajęła wyszukaniem i sprawdzeniem zwłok bł. Salomei. Tak więc dnia 6 marca, we środę po trzeciej niedzieli Wielkiego Postu, wyznaczona komisja, po odprawionej Mszy św. udała się z ojcami Franciszkanami do grobu pod chór kościelny, i szczęśliwie, według opisu MIECHOWITY, wynalazła grób z ciosowego kamienia złożony, a w nim dwie trumienki: jedną ołowianą połowę ciała, drugą zaś drewnianą, drugą połowę św. szczętów Salomei obejmujące, z napisem na ołowianej tabliczce, że czcigodne szczęty bł. Salomei były w r. 1340 obmyte i do tych trumienek złożone. Napis na tabliczce był w następnej treści: "Ossa felicis memoriae dominae Salomeae, a capite usque ad cingulum, sunt ista. Anno Domini MCCCXL. levata, primo lota, hic posita". (Kości szczęśliwej pamięci, pani Salomei, od głowy aż do pasa, są te. Roku Pańskiego tysiącznego trzechsetnego czterdziestego podniesione, wprzód obmyte, i tu są złożone). Tak więc przez cztery przeszło wieki pobożna powszechność przygodami życia uciśniona, z pełną ufnością tu przychodząc, oddawała cześć i dzięki Bogu za liczne łaski cudowne, przez przyczynę Salomei odebrane, które ojcowie Franciszkanie zebrawszy, z urzędowymi dowodami przedstawili Stolicy Apostolskiej do procesu jej kanonizacji. Klemens X papież uznał te cudowne łaski za prawdziwe, cześć jej oddawaną zatwierdził, i wpisał ją w poczet błogosławionych panien, a dzień 17 listopada, w którym zasnęła, kościelnym nabożeństwem tak zakonnemu jako też świeckiemu duchowieństwu obchodzić polecił, dla powiększenia chwały Bożej na ziemi, i dla pociechy prawowiernych Polaków.
KONIEC
ŻYWOTÓW ŚWIĘTYCH PATRONÓW POLSKICH.
AD MAJOREM DEI GLORIAM.
–––––~~~~~~–––––
Żywoty Świętych Patronów polskich, napisał X. Piotr Pękalski Ś. T. Dr. Kan. Stróż Ś. Grobu Chrystusowego. Z ośmią rycinami. Kraków 1862, ss. 569-599.
Przypisy:
(1) Nie możemy zgodzić się z DŁUGOSZEM, który umieścił urodzenie Salomei pod r. 1224 ks. VI, kar. 631, bo Salomei wtedy było lat 3, kiedy ją do Węgier zawieziono; tam mieszkała przynajmniej lat 10 przed zaślubieniem, z Kolomanem królem halickim mieszkała lat 25, żyła w zakonie lat 28, umarła w r. 1268, wypada zatem jej urodzenie na rok 1202.
(2) Księga Rodz. rozdz. 15.
(3) Ps. 25, w. 2.
(4) Ekklez. r. 2, w. 1-5.
(5) Psalm 49, w. 14, 15.
(6) Psalm 44, w. 14.
(7) Mylą się niektórzy polscy dziejopisowie, mniemając, że Salomea, żona Kolomana króla halickiego, nie była siostrą Bolesława Wstydliwego, ale siostrą Leszka; wszakże Bolesław, jej brat, w przywileju d. 9 marca 1257 z Korczyna wydanym, uposażając klasztor w Zawichoście, wyraźnie pisze: "Decernimus, ut rectores villarum earumdem, per sororem nostram dominam Salomeam, reginam quondam Galitiae, nunc autem sub regula B. Clarae Dno famulantem, Abbatissam in monasterio Zawichost constituantur". Toż pisał do Salomei Aleksander IV papież: "Dilecte in Xto filiae sorori S. Clarae, et quondam reginae Galitiae".
(8) Cantic. Cap. 6, v. 8.
(9) I list do Korynt. r. 9, w. 27.
(10) List św. Jakuba r. 4, w. 6.
(11) DŁUGOSZ, Hist. Pol. księga VII, kar. 670, r. 1241.
(12) List I do Kor. r. 13, w. 1-5.
(13) Księga Mądrości, rozdz. 6, w. 6.
(14) Daniel, rozdz. 12, w. 3.
(15) Zgromadzenie panien Franciszkanek, mieszkających na Grodzisku, przy miasteczku Skale, a dochodzące liczby 100 osób, oprócz księży i służących, doznawało wielkiej niedogodności dla braku wody; prosiło zatem o przeniesienie się na inne dogodniejsze miejsce. Za zezwoleniem kardynała, posła papieskiego, król Władysław Łokietek w r. 1320 przeniósł kanoników kolegialnych z kościoła św. Andrzeja do kościoła św. Idziego, a pannom Franciszkankom z Grodziska oddał kościół św. Andrzeja i przyległe mieszkania, z których powstał klasztor niniejszy.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Powrót do spisu treści książki pt.
Żywoty Świętych Patronów polskich
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: