ŻYWOTY

 

Ś W I Ę T Y C H

 

PATRONÓW POLSKICH

 

X. PIOTR PĘKALSKI

 

ŚW. TEOLOGII DOKTOR, KANONIK STRÓŻ ŚW. GROBU CHRYSTUSOWEGO

 

 

Na dzień 9 marca

 

ŻYWOT

 

ŚŚ. CYRYLA I METODEGO

 

rodzonych braci,

 

biskupów i apostołów ludów słowiańskich (1)

 

~~~~~~~~~~~

 

W drugiej połowie dziewiątego stulecia, za panowania Michała III greckiego cesarza (2) mieszkał w Carogrodzie mąż znamienity, rodu szlacheckiego, z ojca Leona a z matki Marii, w Tesalonice urodzony, imieniem Kon­stantyn, którego słusznie filozofem zwano, że prawie od kolebki swego życia, rzadkim geniuszem swym wszyst­kich zadziwiał; a który dopiero w pięćdziesiątym roku życia z nakazu Bożego, jak to sam wyznał, Cyrylem się nazwał. Skoro dorósł do wieku dojrzałego, rodzice wysłali go do Carogrodu na wykształcenie się w wyższych naukach; tu w pierwszym zaraz młodości wieku, Cyryl pokazywał po sobie piękne znamiona prawdziwej pobożności i cnoty; a pomiędzy swymi współuczniami rzadką jaśniał roztropnością. Dla tych zalet, bardzo go polubił Ignacy carogrodzki patriarcha, i z rozporządze­nia Bożego zachęcił go do przyjęcia święceń kapłańskich. Zostawszy kapłanem, wnet rozsławił imię swoje, bystrym pojęciem obdarzony a gruntownie uczony ten robotnik w winnicy Chrystusowej. Właśnie w tym czasie przybyli posłowie od Chazarów do tegoż Michała cesarza z usilną prośbą, by łaskaw był posłać im jakiego męża uczonego, któryby ich prawdziwą wiary katolickiej nau­ką gruntownie objaśniał; a pomiędzy innymi powodami dodali zarazem, że: "żydzi chcą nas przeciągnąć do swej wiary, to znowu saraceni do islamizmu nakłonić nas usiłują. Nie wiemy zatem, ku której stronie właściwie przechylić się mamy, i co by dla dobra naszego korzystniejszym być mogło; stąd więc umyśliliśmy prosić naj­wyższego cesarza katolickiego o radę w sprawie wiary i zbawienia naszego, pokładając całą ufność naszą w wierze i przyjaźni waszej". Przyjął cesarz żądanie po­słów, a naradziwszy się z świętym Ignacym patriarchą konstantynopolitańskim, przywołał owego Konstantyna filozofa, czyli Cyryla, i przełożył mu prośbę Chazarów. Na to przełożenie, zawrzało serce Cyryla silnym pra­gnieniem opowiadania Ewangelii temu narodowi. Wysłał go zatem cesarz do prowincji Chazarów z pochodnią wiary św. z pełną i mocną ufnością, że jego mądrość i wymowa korzystne przyniesie skutki.

 

Cyryl nie tracąc czasu, skoro wszystko było gotowe, puścił się w zamierzoną podróż; przybył najprzód do miasta Heraklii, w prowincji chersońskiej, która się stykała z wielkim słowiańskim Chazarów narodem, zamieszkującym wówczas półwysep taurycki, Krym i przy­ległe prowincje. Bawiąc w tym mieście czas niejaki, uczył się chazarskiego języka. Świadom historii o mę­czeństwie św. Klemensa papieża (3), że tu położył życie za wiarę św., za natchnieniem Boga, który już wtedy chciał wyjawić wiernemu ludowi ten skarb nieoceniony, ciało owego męczennika, począł Cyryl, jako ciekawy śledzca, dowiadywać się od mieszkańców tego miejsca, i skrzę­tnie dochodzić tego wszystkiego, co wiedział z czytania i ustnego podania, jako też z wieści ludu o ciele św. Kle­mensa papieża, o świątyni czyli marmurowej framudze, na kształt kapliczki, anielskimi rękoma w morzu zdzia­łanej. Lecz wszyscy odpowiedzieli mu, że oni są przy­chodniami do tej krainy, i niedawnymi jej mieszkańcami, że zgoła nic o tym nie wiedzą. Albowiem już od dawna ów cud rozłączania się morza, o którym w historii mę­czeństwa tego Papieża wyraźnie czytamy, nie pokazywał się, a wały morskie, dawne swe stanowisko zalały, dla ciężkich przewinień mieszkańców prowincji. Prócz tego, z powodu wielkiego napływu barbarzyńców do tej oko­licy, miejsce to było opuszczone, świątynia zaniedbana i zniszczona; wielka też część tej prowincji była spu­stoszona i niezamieszkała; a tak, i owa trumna z ciałem męczennika św., wałami morskimi zalana została. Lubo odpowiedź ta, bardzo zdziwiła i ciężko zasmuciła Cyryla filozofa, krzepiła go jednak nadzieja, że obja­wienie Boże i zasługi św. papieża wykryją mu to, o czym nie mógł się od ludzi dowiedzieć. Udał się zatem do Boga przez gorącą modlitwę; zachęcił także do niej Je­rzego metropolitę tego miasta, oraz duchowieństwo i lud świecki; opowiedział im wypadki męczeństwa, czyli owe cuda błogosławionego męczennika; prośbą swą pobudził bardzo wielu mieszkańców do szukania owych drogich szczętów od dawna zaniedbanych i do wykrycia ich na jawią, za pomocą Bożą swymi nakłonił uwagami. Jakoż, dnia 3 stycznia, gdy morze było spokojne, wsiedli na okręt, Cyryl filozof z biskupem, z duchowieństwem i niektórymi ludźmi, za natchnieniem Zbawiciela puścili się na morze. Z wielką płynęli ufnością, modlitwą i śpie­waniem drogę sobie skracając, przybyli do wyspy, która według ich mniemania taiła w sobie ciało męczennika świętego. Obchodzili ją wkoło z rzęsistym światłem w ręku, gorąco się modląc szukali miejsca; tu ujrzeli małą mogiłkę i domyślili się od razu, że pewnie w niej jest złożony ów skarb drogocenny, a więc skrzętnie kopać zaczęli.

 

Kiedy pobożne to usiłowanie z gorącą modlitwą i z mocną ufnością statecznie przedłużali, tu niespodzianie, właśnie jakby jasna gwiazda, ukazała się jedna z kości Klemensa. Skoro ją ujrzeli, wszyscy nieskończenie ucieszeni, usilniej zatem i głębiej bez wahania się ziemię odkopywali; i kiedy następnie świętą głowę jego odkryto, wtedy to wesołe głosy i dziękczynne pienia, z radosnym rozczuleniem ku niebu wznosili. To bowiem świętych szczętów odkrycie, i bardzo przyjemna z nich wychodząca woń, obudziły w ich sercach taką radość, iż się wszystkim zdawało winszownym okrzykiem unie­sionym, że rajską byli napełnieni rozkoszą. Głębiej ko­piąc, po niedługiej chwili, znowu jakby z tajnych kry­jówek, reszta świętych szczętów w małej od siebie od­ległości leżących, była wynaleziona. W końcu wykopano i kotwicę, z którą męczennika w morzu utopiono (4).

 

Tak wynalezione święte Klemensa papieża szczęty, złożono do przygotowanej skrzynki. Na podziękowanie Panu Bogu, że z nieprzebranej dobroci swej wyjawić raczył ciało męczennika św., biskup odprawił Mszę św., a Cyryl dźwignął na swoją głowę trumienkę z świętymi szczętami i wniósł ją do okrętu z wielką wszystkich po­ciechą. Z tego więc miejsca z radosnym śpiewem hym­nów i psalmów, przewiózł je do Heraklei stołecznego miasta Chersonu. Gdy się ku miastu zbliżali, wyszedł przed nich Nicefor, książę Heraklii, z orszakiem miesz­kańców, oddał cześć należną świętym szczętom, potem kroczył przed trumienką, w której były złożone, prowadząc je do miasta; a lud wielką radością uniesiony uczcił święte ciało. Cyryl opowiedział mieszkańcom wszystkie szczegóły przy jego wynalezieniu. A ponieważ się już zmierzchało, a niezliczony tłum ludu przeszkadzał mu wnijść do miasta, wniósł je zatem do kościoła św. Zozona na przedmieściu, i pilną opatrzył strażą. Nazajutrz rano, wyszło prawie całe miasto na przyjęcie św. szczę­tów; potem z tego miejsca wyniesione, po całym mieście z radosnymi śpiewy, w pobożnym pochodzie były obno­szone; na koniec złożono je w katedralnym kościele. Poczym Cyryl puścił się w podróż do narodu Chazarów, dla nauczenia ich wiary świętej. Jakoż, przyjęli tego apostoła wszyscy z wielką radością. Cyryl widząc ich serca pochopne do przyjęcia wiary św., przy pomocy Bożej siał słowo Boże pomiędzy tym ludem, wykładał mu proroctwa o Chrystusie i Ewangelię, a cnotą i budującymi życia przykłady ukrzepiał serca wszystkich w przyjętej wierze i pobożności. Gruntownym opowiada­niem zbawiennej nauki, gładką a treściwą wymową, ze światłem rozumu zgodną, objaśniał ich umysły prawdy Bożej spragnione. A tak całą tę krainę wywiódł z od­mętu błędów, w których ją niedowiarstwo żydów i saracenów dotąd trzymało. Zbawienną nauką oświeceni Chazarowie i w wierze prawej ugruntowani, składali dzięki Bogu wszechmocnemu i słudze Jego Cyrylowi za wy­bawienie ich z piekielnej otchłani. Skoro Cyryl spełnił swe posłannictwo, Chazarowie odsyłając go do Konstan­tynopola, wyprawili z nim do cesarza poselstwo, z oświadczeniem mu wiernego poddaństwa za to, że im przysłał takiego męża, który im ukazał niemylną zba­wienia drogę. Cyrylowi zaś ofiarowali bogate dary za apostolską pracę jego; ale on prawdziwego filozofa umysłem, wyższy nad nikczemne łakomstwo, nie przyjął tego upominku; żądał tylko, aby zamiast tych darów, ile u siebie zatrzymują jeńców chrześcijan niewolą uci­śnionych, od razu na wolność puścili.

 

Po powrocie Cyryla z ciałem św. Klemensa do Carogrodu, korzystna praca jego apostolska w nawróceniu chazarskiego narodu do wiary św. nabrała wszędzie roz­głosu, doszła o tym wieść aż do Ratysława (Rościsława), króla morawskiego, który pragnął naród swój z przyrodzenia łagodny, prawdziwą objaśnić wiarą; wyprawił w tym celu posłów do Michała cesarza, z przełożeniem, że ludy jego już wprawdzie porzuciwszy bałwochwalstwo, pragną przyjąć prawidła życia chrześcijańskiego; ale im schodzi na takim nauczycielu, co by ich i czytania i ustaw chrześ­cijańskich nauczył; prosił go zatem, by posłał do jego narodu tak światłego męża, jak o nim powziął wiado­mość, który wiarę świętą, przykazania Boże i drogę prawdy wskaże jego ludowi. Michał cesarz, prośbą króla morawskiego skłoniony, kazał przywołać rzeczonego fi­lozofa Cyryla, i zachęcał go do przyjęcia nowej pracy apostolskiej około nawracania słowiańskich narodów, i wykazał mu wielką korzyść dla Kościoła świętego. Cy­ryl przyjął ochoczo to posłannictwo. Tak więc wysłał go cesarz z Metodym rodzonym bratem jego do Morawy i hojnie opatrzył go pieniędzmi na pokrycie potrzeb tej podróży. Puściwszy się zatem dwaj ci misjonarze w r. 863 w daleką tę podróż, przybyli naj­przód do Bułgarii; do tej prowincji oni pierwsi zanieśli światło wiary świętej (6). Podczas wojny Greków z Bułgarami, Olcha, siostra Bogorysa, króla Bułgarów, dostała się do niewoli, odprowadzona do Konstantynopola, zatrzymana była na dworze cesarzowej św. Teodory Au­gusty, matki cesarza Michała III. Za jej wpływem oświe­cona zasadami religii chrześcijańskiej, nauczywszy się zarazem czytać, przyjęła wiarę św., przy chrzcie dano jej imię Helena. Po ukończonej wojnie odesłana do do­mu Bogorysa brata swego, opowiadała mu zasady wiary św. i religii chrześcijańskiej, i nakłoniła go do przyjęcia wiary w Chrystusa, zwłaszcza w tymże roku 863, gdy w Bułgarii z niedostatku żywności wielki głód pano­wał; i zachęcała go, by w tym twardym ucisku prosił Boga o pomoc. Bogorys uwierzył w Chrystusa, a klęska ustała; wyprawił zatem posłów do Michała III cesarza carogrodzkiego z prośbą o przysłanie do Bułgarii ka­płana, któryby mu udzielił chrzest święty. Cesarz zobowiązał Cyryla i Metodego, by odbywając podróż do Morawy, najprzód wstąpili do króla Bułgarii. Lubo Bo­gorys został w nocy ochrzczonym, i na tę pamiątkę przy­jął imię Michała przy chrzcie św., dowiedzieli się jednak przedniejsi panowie Bułgarii, że został chrześcijaninem, podniecili przeciw niemu lud do powstania, i w zamku zewsząd go wielkim mnóstwem rokoszan oblegli, tak dalece, że tylko 48 wiernych przy jego boku zostało. Bogorys ufny w ramię Boże, z tą małą garstką z zamku, z krzyżem w ręku, nagle uderzył na ten tłum powstań­ców, których też jakaś niepojęta trwoga tak silnie ogar­nęła, że porzuciwszy występny swój zamiar, jedni ucieczką się ratowali, drudzy upuściwszy broń z ręku, na ziemię upadli. Król tylko 42 pierwszych podżegaczy do powstania ukarał, ogółowi przebaczył. Ta rokoszan po­rażka, którą prawie każdy za cudowne wydarzenie uwa­żał, zupełnie przygotowała Bułgarów do przyjęcia wia­ry św., przeto król osobiście z wielką powagą zalecał ją swym poddanym, i zagrzewał ich serca miłością Chry­stusa (7). Cyryl i Metody ukrzepieni łaską Zbawiciela, w całej potędze słowa Bożego pracowali około nawra­cania Bułgarów. A kiedy już przytłumili i wykorzenili w tym narodzie błędy pogańskie, dopełniając potem swo­jego posłannictwa, puścili się w podróż do Morawy. Dowiedziawszy się mieszkańcy Wielogrodu o zbliżeniu się tych apostołów ku miastu, a słysząc, że i ciało św. Klemensa mają z sobą, i Ewangelię na język słowiański Cyryl filozof przetłumaczył, z wielką radością wy­szli przed nich za miasto, ze czcią i uszanowaniem wpro­wadzili ich do Wielogrodu. Apostołowie widząc lud mo­rawski wielce ku religii katolickiej przychylny, gorliwie zatem jęli się roboty około jego zbawienia. Przede wszystkim uczyli dziatki ich czytać i pisać; wykładali im pierwsze zasady wiary św., obrzędy kościelne; a widząc że ten naród aż dotąd opojony był pogańskimi błędy, a bardzo szkodliwymi religii chrześcijańskiej; zaczem dla wykorzenienia ich z pomiędzy ludu, do których się ten przez nałóg przywiązał; za światłem prawdy Bożej odwodzili ich od szkodliwego nałogu; a natomiast za­szczepiali miłość Boga i dobrych obyczajów. Tak więc na miejscu wykorzenionego pogańskiego zabobonu, siali na serca powolnych mieszkańców nasiona słowa wiecz­nego zbawienia. Cyryl i Metody, co dzień obiegali miasta, miasteczka, wsie i wiejskie ustronia, wpajali w umysły ludu naukę wiary; zapowiadali mu odpusz­czenie grzechów przez sakrament chrztu świętego, że żadnym innym sposobem szczęścia wiecznego nie osią­gną, jeśli się przez chrzest nie odrodzą. Kiedy przez gorliwe tych apostołów opowiadanie zbawiennej nauki i budujących obyczajów już w umysłach ludu i króla jaśnieć zaczęło światło wiary w Chrystusa, król i wszy­stek lud jego, gruntownie utwierdzony w nauce kato­lickiej, dłużej nie wahał się w namyśle przyjęcia religii św., ale z wielką pociechą uznając nieoceniony dar łaski Bożej, przez który przywiedzionym został do przyjęcia prawdziwej wiary, prosił ich o umieszczenie go na łonie katolickiego Kościoła. Słysząc Cyryl i Metody to ser­deczne króla i ludu żądanie, radosne łzy z oczu uro­niwszy, składali dzięki Bogu za łaskę, którą ogrzał serca ludów morawskich; udzielili im chrzest święty, a tak króla jak i lud jego wyswobodzili z odmętu błędów po­gańskich, a natomiast podali mu Pismo św. Starego i No­wego Testamentu, tudzież inne pisma religijne: pacierze kapłańskie, Mszę świętą i obrzędy kościelne z języka greckiego i łacińskiego przez nich na język słowiański przełożone, w tym języku odprawianie nabożeństwa w kościołach zaprowadziwszy.

 

Kiedy już piąty rok trawił Cyryl w Morawie na apostolskiej pracy, doszła o tym wieść do Rzymu, sto­licy świata chrześcijańskiego i bardzo ucieszyła Mikołaja I wtedy na Stolicy Piotra siedzącego papieża, że za spra­wą Cyryla i Metodego Bułgaria i Morawa przyjęły wiarę św., jako też, że ci apostołowie mają z sobą ciało św. Klemensa papieża męczennika. Dziwił się wszakże Papież, dowiedziawszy się, że ci misjonarze słowiańscy, w słowiańskim języku odprawiają Mszę św. i kapłańskie pacierze; i dlatego listem swym wezwał ich do Rzymu. To wezwanie rozbudziło w ich sercach wielką radość, że ich nawet Stolica Apostolska do siebie powołuje. Nie tracąc zatem czasu, puścili się w podróż, przybrawszy z sobą niektórych uczniów swoich, których uważali, że są godni święceń kapłańskich i biskupiego urzędu; tak więc po upływie dni kilkudziesiąt przybyli do stolicy świata chrześcijańskiego.

 

A lubo, nim przybyli, przed kilką dniami Mikołaj papież dobiegł doczesności kresu i przeniósł się do Pana po nagrodny wieniec wiecznej chwały; to jednak Hadrian II papież, który po nim zasiadł na Stolicy Piotra św., dowiedziawszy się, że Cyryl filozof przybywa do Rzy­mu i wiezie z sobą ciało św. Klemensa papieża męczen­nika, które za wielkim staraniem wynalazł na wyspie chersońskiej, bardzo tym ucieszony, wyszedł ze swym duchowieństwem i ludem rzymskim przed apostołów, i przyjął ich uprzejmie, z przyzwoitą czci oznaką dla św. szczętów.

 

Zaraz też u zwłok Klemensa świętego, wszechmocność Boska zaczęła udzielać cudowne uzdrowienia od rozmaitych chorób i uwolnienia od duchów nieczystych, tym, którzy zwłoki męczennika świętego z uczczeniem zwiedzali. Hadrian papież i wszystek lud rzymski, w go­rących modłach składał Bogu dzięki za Jego dobrodziejstwo strapionemu ludowi udzielane; radowali się wszyscy w Panu, że po tak długim upływie czasu, za ich pamięci, dał im tych mężów apostolskich, którzy i ludy słowiańskie na łono Kościoła Bożego z manowców błędu przywie­dli, i św. Klemensa papieża szczęty przez 800 lat ukryte na jawią wydobyli; że na koniec za tego męczennika przyczyną, Bóg łaskawy okazanymi cudy nie tylko Rzym cały, ale też i rzymskie państwo zaszczycić raczył. Ciało św. Klemensa papieża i męczennika, złożono w kościele imieniowi jego dawniej wzniesionym. Cyryl i Metody przyjęci uroczystym czci okazem, poświęceni zostali na biskupów, ich zaś uczniowie przyjęli kapłańskie świę­cenia. Potem Papież zwołał starsze duchowieństwo w Rzymie na posiedzenie, i na nim przywołanemu Cyrylowi ganił zaprowadzenie w Morawie kościelnego nabo­żeństwa Mszy św. i pacierzy kapłańskich w słowiańskim języku, przeciwko przepisom Stolicy Apostolskiej i nauce Ojców świętych; ale on kornie tłumaczył się Papieżowi i kardynałom, że w tym naśladował naukę Apostoła, mówiącego: "Bracia, mówić rozmaitymi językami nie zabraniajcie" (8). Odpowiedziano mu na to: aczkolwiek Apostoł dozwala mówić rozmaitymi językami, to jednak nie chciał tego, aby nabożeństwo kościelne było śpie­wane w tym języku, któryś ty zaprowadził. Cyryl przy­wiódł na to tekst z Psalmu Dawida: "Wszelki duch nie­chaj Pana chwali" (9). Jeżeli wszelki duch sławieniem wielbi Pana, nie widzę zatem powodu, dla którego zabraniacie mi w słowiańskim języku śpiewania Mszy św. i kapłańskich pacierzy? Nie byłbym pewnie dla Kościoła Bożego i dla pojęcia ludu uczynił tak wielkiej korzyści, gdybym kościelne nabożeństwo w języku greckim lub łacińskim, jak u innych narodów, był zaprowadził; zwłasz­cza żem przyszedł do tego narodu wcale nieświadomego drogi Bożej, i jedynie za natchnieniem Ducha Świętego jąłem się tego sposobu, przez który pozyskałem Bogu niezliczony poczet ludu. Stąd najprzewielebniejsi ojco­wie i panowie moi, rozważcie, azali przystoi zmieniać zaprowadzony przeze mnie język słowiański w kościel­nym nabożeństwie. Papież i kardynałowie, słysząc z wiel­kim podziwem rzadki umysł i wiarę tego męża Bożego, zastanowiwszy się z rozwagą, uchwalili, by u tych lu­dów, które Cyryl Bogu pozyskał, w tym porządku i języku Msza św. i pacierze kapłańskie nadal były odpra­wiane, w jakim je ustanowił.

 

A chociaż sława pracy jego apostolskiej nabrała pomiędzy ludem rozgłosu, on jednak daleki od ludz­kich zalet, za którymi płocho ubiega się bardzo wielu, na których iści się wyrok Zbawiciela: "Zaprawdę mó­wię wam, już odebrali nagrodę swoją"; wzdrygnął się tej usty ludzkimi oddawanej mu pochwały. Stąd w głębokim ukorzeniu statecznie postanowił uchylić się od ludzkiej sławy, pragnąc samemu tylko Bogu w klasztornym zaciszu poświęcić resztę dni żywota. Jakoż złożywszy w ręce Papieża godność biskupią, wdział na sie­bie suknię mnichowską (10) w klasztorze św. Aleksego u ojców Benedyktynów w Rzymie. Potem za zezwoleniem Stolicy Apostolskiej wyprawił do Morawy na swoje miej­sce brata swojego Metodego w pasterskim urzędzie i zawiązał w sercu jego gorliwe około owieczek stara­nie. Żył on jeszcze lat kilka w klasztornym ustroniu, służąc Zbawicielowi w umartwieniu ciała swojego. Na koniec skołatany wiekiem i pracą około nawracania lu­dów słowiańskich do wiary świętej, dobiegając docze­sności kresu, dotąd Konstantynem filozofem nazwany, prosił Ojca Świętego, by mu pozwolił przyjąć imię Cyryla jerozolimskiego patriarchy, i powiedział mu, że to imię ma z objawienia dane. Złożony chorobą, którą przez dni 40 cierpliwie znosił, w Rzymie dokonał ży­wota i przeniósł się do Pana po wieczną nagrodę dnia 9 marca około roku 878. Hadrian papież kazał całemu duchowieństwu greckiemu i łacińskiemu w Rzymie mie­szkającemu zgromadzić się na pogrzeb jego, by ze śpie­wem psalmów i hymnów, ze świecami w ręku i kadzi­dłem, i z takim okazem czci pogrzebowej pochowano Cyryla w kościele Piotra świętego, jaki samemu służy Papieżowi.

 

Metody wróciwszy w r. 867 do Morawy w bi­skupim urzędzie, właśnie jako jaśniejąca pochodnia na świeczniku postawiona, tak on nauką, pobożnością i cnotą przodkował pieczy swej poruczonym owieczkom, w wierze św. je utwierdzał, od moralnego zboczenia na dro­gę prawą nawodził; pogańskie a szkodliwe nałogi i zwyczaje wykorzeniał, wypaczone obyczaje prostował a natomiast zdrową nauką ukrzepiał serca z przyrodzenia łagodnych Morawian; zakładał świątynie Pańskie i do najwyższego świetności podnosił je szczytu. Garnął się do niego gromadnie lud morawski, a on go Sakra­mentem chrztu św. ze skazy pierworodnej oczyszczał. Gorliwe nauki Metodego sprawiły, że po całej Mora­wie z uszanowaniem imię Chrystusa wymawiano. Ludy tej prowincji zawrzały ogniem chrześcijańskiej miłości, a upragniony pokój, zgoda i zażyłość wyrosły z przy­jętej prawdy Bożej, zakwitły i stokrotny pobożności owoc przyniosły.

 

Nieprzyjaciel zbawienia ludzkiego widząc, że na­ród morawski przez zapisanie się pod chorągiew Zba­wiciela, oswobodzonym został od jego niewoli, nie prze­stawał w owczarni Metodego siać nasion niezgody i przewrotności. Obudził ducha zawiści i zdrady w Światopełku i stronnikach jego, by pobożnego króla Ratysława a dziada swego, trucizną tajnie życia pozbawił, a on sam zasiadł na jego tronie. Król świątobliwy wy­pił napój śmiertelny, ale za sprawą Bożą nic mu nie zaszkodził. A kiedy król pobożny naturalną śmiercią życia dokonał, a Światopełk objął rządy morawskiego królestwa, srogością zapalony i dumą rozdęty społem ze swymi dworzany, do owego spisku należącymi, chciał okazać, że nauka sługi Bożego jest próżna i zawodna, a tak wszystkich tych, których Metody przywodził na drogę prawdy i zbawienia, wygubić usiłował. Wszak­że niezachwiany ten robotnik w winnicy Chrystusowej upominał prawowiernych, by się nie wahali na drodze prawdy objawionej ochoczym sercem i statecznie cho­wać zbawienną jego naukę i upomnienia. Rokosznicy zaś z pogardą odrzucali prawo Boże, srogo mścili się na sługach ołtarza, ciężką uciskając je krzywdą. Wśród tego szału powstańców, widział Metody, jako ojciec i wódz duchowny tego ludu, że jedni z ludu światłem Wiary objaśnieni, trwają statecznie w pobożności, dru­gich zaś przewrotność i doczesna znikomość zamgliła umysły; że miłośnicy cnoty wznoszą się ku osiągnieniu chwały wiecznej, a bezbożni grzęzną w trzęsawiskach błędu i potępienia, cofając się od religii św. z utratą dusz ich zbawienia; obrzydził sobie ich społeczność, a wsparty nauką Psalmisty: "Nie usiędę w radzie ze zło­śliwymi, ani z występnymi mieszkać będę, ale się złączę z niewinnymi i otoczę ołtarz Boga mojego". Z tego zatem powodu wyłączył ze społeczeństwa wiernych bez­czelnego Światopełkę ze stronnikami i z wiarołomnym ludem jego. Tym Metodego czynem srogo rozgnie­wany Światopełk, książę Morawy, wziął stąd powód do oskarżenia go u Jana VIII papieża, że opowiada ludo­wi jego naukę, która się nie zgadza z prawowierną nauką katolickiego Kościoła. Ta zatem skarga była przyczyną, że w r. 880 Papież wezwał Metodego do Rzymu, by się sprawił z uczynionego mu zarzutu. Jakoż przedsięwziąwszy podróż do Stolicy Apostolskiej, Metody okazał Papieżowi prawowierność swej nauki; chciał zarazem wziąć z sobą Cyryla brata swoje­go, ale ten już przed dwoma laty przeniósł się do wieczności; prosił zatem Papieża, by mu pozwolił przynajmniej zwłoki zmarłego brata zabrać z Rzymu do Morawy, dla pociechy świeżo nawróconego narodu. Zrazu przychylał się Papież do prośby jego i polecił, by ciało św. Cyryla włożone do trumny, opatrzonej pieczęcią Papieża, wydano Metodemu; ale starsze duchowieństwo rzymskiego Kościoła, biskupi i kardynałowie, tudzież szlachta rzymska naradziwszy się z sobą, przyszli do Ojca Świętego z przełożeniem, mówiąc: "Ojcze Święty, uznajemy to za rzecz mniej przyzwoitą, byśmy ciało tak znakomitego męża, przez którego nieoceniony skarb, szczęty Klemensa św., miasto i Kościół nasz odzyskał, a którego z tak dalekich krajów Bóg miłosierny do nas i królestwa naszego łaskawie przyprowadzić raczył, na doraźne żądanie do innego kraju przenieść dozwolili. Wszakże tak zacny mąż w sławnym mieście naszym sławny grobowiec mieć powinien". Papież przyjął to przełożenie. Ale prośbą Metodego skłoniony, pozwo­lił, by ciało Cyryla brata jego do kościoła św. Klemen­sa, którego zwłoki ten apostoł z wielkim trudem wyna­lazł, a nie z mniejszym do Rzymu sprowadził, przeniesione i obok jego ciała umieszczone zostało. Żądanie Meto­dego Ojciec Święty z wielką uroczystością całego ducho­wieństwa rzymskiego uskutecznił.

 

Metody zabawiwszy jeszcze przez czas niejaki w Rzymie, pewnej nocy wszedł do kościoła św. Klemen­sa, tajemnie wziął ciało Cyryla brata swego, chcąc je z sobą przewieźć do Morawy. Kiedy po kilkudniowej z nim podróży na pewnym odpoczywał miejscu, chcąc potem w dalszą puścić się drogę, nie mógł żadnym spo­sobem ruszyć z tego miejsca. Padł na kolana i prosił gorąco Boga, by mu objawić raczył, na które miejsce ma odwieźć zwłoki święte. Cyryl podniósł prawą rękę i pokazał Metodemu w obecności kilku osób, by je na powrót do Rzymu odwiózł. Skoro z nimi powrócił do Rzymu, Papież wyszedł z ludem rzymskim przed św. ciało i ze czcią złożył je w kościele św. Klemensa na pierwszym miejscu.

 

Podczas gdy Metody bawił w Rzymie i wyja­śniał przed Papieżem naukę ludowi udzielaną, Światopełk wywiódł z głębi serca swojego gorzki żal, że tak ciężką potwarzą obrzucił przed Ojcem Świętym tego męża świętego; wyprawił zatem posłów do Papieża, wyznał swe błędy i prosił go pokornie, by odesłał biskupa Me­todego do morawskiego Kościoła. Nieskończenie ucieszyło Papieża i Metodego poselstwo króla i kornym sercem uczynione wyznanie swych błędów: bo Bóg niepojęty w układach swoich, aczkolwiek dozwala przeciwnikom prawdy, na chwilę zasmucić wierne sługi swoje, zsyła im jednak niespodzianie błogą pociechę, która w ich sercach budzi radość nagradzającą ich udręczenie. Puścił się potem w drogę ten pasterz do swej owczarni, którą był opuścił. Jan VIII papież dał mu list do Światopełka króla Morawy, w którym zalecił Metodego w tych wyrazach: "Na wasze przełożenie do nas uczynione, wezwaliśmy biskupa Metodego dla wytłumaczenia się przed nami z nauk, które on lu­dom morawskim wykładał. Jakoż przekonaliśmy się, że wykładanie słowa Bożego przez niego w Kościele mo­rawskim czynione, jest zupełnie zgodne z nauką kato­lickiego Kościoła, a dla ludu wielce użyteczne. Odsyła­my wam go zatem, by znowu tak rządził Kościołem Bożym, jak przedtem: polecamy zarazem, byście go ja­ko własnego pasterza swojego z przyzwoitą czcią, szacunkiem i radosnym sercem przyjęli.... Język zaś i pi­smo słowiańskie, które Konstantyn filozof (Cyryl) wy­nalazł i zaprowadził, w którym to języku przyzwoicie brzmi chwała Boża, słusznie chwalimy, oraz nakazujemy, by w tym języku Ewangelia i czyny Chrystusa Pana na­szego były ogłaszane. Albowiem nie tylko trzema, ale wszystkimi językami Pismo święte upoważnia nas i nakazuje mówić: «Chwalcie Pana wszyscy narodowie, wysławiajcie Go wszystkie ludy» (11). Nie ubliża to pra­wej wierze i nauce, że Msze św. w języku słowiańskim będą śpiewane, jako też św. Ewangelia i lekcje z No­wego i Starego Testamentu wiernie przełożone: w tym języku czytane będą i inne pacierze kapłańskie odśpie­wane; bo Ten, który utworzył trzy główne języki: he­brajski, grecki i łaciński, utworzył także wszystkie inne języki na cześć i chwałę swoją. Zalecamy atoli, aby we wszystkich kościołach waszej prowincji dla większej powagi Ewangelia była po łacinie czytana, a potem na język słowiański przetłumaczona, dla ludu nierozumiejącego słów łacińskich była opowiadana, jak to w nie­których kościołach zaprowadzono. A jeżeli się wam i urzędnikom waszym podoba słuchać Mszy św. w języku łacińskim, nakazujemy zatem, by po łacinie uroczystość Mszy św. była odprawiana". Dano w Rzymie w miesią­cu czerwcu 880 r. (12).

 

Dowiedziawszy się Morawianie, że Metody z Rzy­mu wraca do Wielogrodu, całe miasto uradowane wy­szło naprzeciw niemu, a król i pierwsi panowie, poda­niem ręki, uroczyście przyrzekali mu poprawę błędów życia swojego, dziękując Panu Bogu za powrót jego, i z wielkiej radości mówili: "Nawiedziłeś Panie ziemię Twoją i pocieszyłeś ją odesłaniem ojca i mistrza nasze­go, pasterza dusz naszych".

 

Nie tylko bowiem po morawskiej ziemi rozniósł Me­tody światło wiary świętej, rozkrzewił on także religię chrześcijańską i w czeskim narodzie (13). Borzywój (14) książę czeski, rzadkiej urody młodzieniec, w swej wła­snej i ludu swojego sprawie, przyjechał pewnego czasu do Światopełka króla Morawy (15), u którego Metody arcybiskup mieszkał w Wielogrodzie. Król przyjął uprzej­mie księcia czeskiego z trzydziestu przedniejszymi jego obywatelami, a nawet na ucztę go zaprosił. Wszakże nie posadził go między chrześcijanami u stołu, ale według obrządku pogan, przed stołem na podłodze usiąść mu kazał.

 

Na takie poniżenie czeskiego książęcia, ciężko za­bolał Metody, i powiedział mu: "Nie sromaszże się niestety! tego poniżenia? tak zacnym będąc mężem, wo­lisz raczej być wyłączonym od krzesła książęcego i sie­dzieć na podłodze z podłymi sługami dla obrzydłej czci bałwanów; wszakże i ty jesteś ozdobiony księcia go­dnością". Odpowiedział mu Borzywój: "Żadnego w tym nie widzę poniżenia mej godności, albowiem jakąż mogą przynieść mi korzyść religii chrześcijańskiej obrzędy?". Wtedy Metody wyłożył mu w całym znaczeniu ko­rzyść wiary świętej: "Jeżeli, rzecze, zaniechasz oddawa­nia czci bałwanom, która się Bogu, Stwórcy wszechrze­czy, należy, staniesz się panem panów, i wszyscy nie­przyjaciele twoi ulegną władzy twojej; i naród twój powiększy się jak rzeka szeroko płynąca, do której mnó­stwo rozmaitych wpływa strumieni". Odpowiedział Bo­rzywój: "Jeżeli tak jest rzeczywiście, jakaż jeszcze zwło­ka i zawada do przyjęcia chrztu św.?". "Żadna, rzecze bi­skup; skoroś gotów wierzyć w Boga Ojca wszechmogą­cego, w jednorodzonego Syna Jego Jezusa Chrystusa Pana naszego, i w Ducha Świętego Pocieszyciela oświecają­cego dusze wszystkich wiernych; nie tylko w sprawach światowych, ale też dla osiągnienia twojej duszy zba­wienia; niemniej dla odziedziczenia wiecznej chwały, oraz dla wpisania się do księgi towarzystwa świętych Bożych i radości ich nieskończonej". Ta słodka i ujmująca Metodego nauka obudziła w sercu młodego Borzywoja gorące pragnienie do przyjęcia łaski chrztu świętego. Aby więc nie odkładać tak zbawiennej pogody, Borzywój ze swymi dworzany padł do nóg Metodego i prosił go pokornie o chrzest święty. Nazajutrz rano, nie tra­cąc czasu biskup, zaczął wykładać mu naukę religii chrześcijańskiej, oraz jego dworzanom, którzy jako starsi z czeskiego narodu z księciem do Wielogrodu przybyli. Skoro pojęli pierwsze zasady wiary, i według zwyczaju odprawili post przepisany, Metody obmył wszystkich w zdroju chrztu ze skazy grzechu pierworodnego, przy tym obdarzył Borzywoja licznymi upominki, i powraca­jącemu do swej krainy, dał pobożnego i światłego ka­płana imieniem Czejcha.

 

Powróciwszy do Czech, Borzywój umieścił Czejcha kapłana na zamku Chradiszczu; wystawił kościół na cześć św. Klemensa papieża męczennika; obyczaje i błę­dy pogańskie pomiędzy ludem stłumiał, a natomiast religię chrześcijańską w państwie swym korzystnie rozkrzewiał. Wszakże nieprzyjaciel zbawienia ludzkiego obudził w czeskim narodzie ducha rokoszu przeciwko księciu swojemu, że zaprowadza nową religię i wiarę, no­we i nieznane obyczaje z zaniedbaniem ojczystych oby­czajów. Jednozgodnie zatem uradzili starsi z czeskiego narodu, albo wypędzić go z kraju, albo też aby padł ofiarą śmierci. Dowiedziawszy się Borzywój o zamachu na jego życie, wyjechał z Czech do Światopełka i Me­todego biskupa. Przyjęty od nich z radością, bawiąc w Morawie przez czas niejaki, nauczył się gruntownie zasad wiary świętej, i dokładniej pojął chrześcijańskie obyczaje. Tymczasem Czesi obrali sobie za wodza tak nazwanego Zrejmiera, to jest: sędziego pokoju, którego dawniej z Czech do Niemiec na wygnanie byli wywołali. Ale, że Zrejmier zupełnie zapomniał czeskiego języka, i tylko mówił niemieckim językiem, którego oni nie rozumieli, stąd więc znienawidzili go sobie i z kraju powtórnie wydalili. Potem udali się do Morawy po Borzywoja, i prosili go pokornie, by powrócił do swej ojczyzny na książęcą stolicę. Borzywój, podczas swego w Mora­wie pobytu, uczynił ślub: jeżeli go Pan Bóg szczęśliwie ze sławą przywróci do kraju, że wystawi kościół na cześć Najświętszej Maryi Boga Rodzicy. Jakoż, książę ten, po swym do Czech powrocie, ślubu swojego w Pradze do­pełnił. Ten to Borzywój pierwszy pozakładał świątynie Pańskie w czeskim królestwie; a gorliwy o chwałę Bo­żą, zaprowadził duchowieństwo i rozkrzewił religię chrześcijańską w swym narodzie. Pojął on żonę, imieniem Ludmiłę, rzadkiej cnoty i pobożności niewiastę, córkę Zlaubra, hrabiego w prowincji słowiańskiej, zwanej da­wniej Speu, teraz nosi nazwę Milnik od miasta stołecz­nego. Księżna Ludmiła ochrzczona przez Metodego, jak bowiem skrzętnie czyniła ofiary bałwanom, będąc po­ganką, tak też zostawszy chrześcijanką, naśladując cno­ty męża swojego, co pojęła z nauki wiecznego żywota, tego z wrzącą w sercu miłością czynami prawej chrze­ścijanki dowodziła. Według przepowiedni Metodego, powiła Borzywojowi trzech synów i trzy córki. Ta święta księżna, której wnukiem był św. Wacław, za sprawą Drachomiry poganki, a swej synowej, padła śmierci mę­czeńskiej ofiarą. Metody na koniec, skołatany pracą około nawracania ludów słowiańskich w Morawie i w Czechach, w sędziwej już starości, zostawiwszy na swoim miejscu w Wielogrodzie arcybiskupa, po raz trzeci puścił się w podróż do Rzymu, i tam śmiercią świętych sług Bożych dokonał swego żywota, i obok ciała brata swe­go Cyryla, w kościele św. Klemensa papieża, czcigodne zwłoki jego położone zostały. Gorliwe prace tych dwóch rozkrzewców wiary Chrystusa w słowiańskich narodach, są pewnie budującym przykładem dla kapłanów, powoła­nych do roboty, około zbawienia bliźnich swoich w pra­wowiernym Kościele Bożym.

 

–––––~~~~~~–––––

 

 

Żywoty Świętych Patronów polskich, napisał X. Piotr Pękalski Ś. T. Dr. Kan. Stróż Ś. Grobu Chrystusowego. Z ośmią rycinami. Kraków 1862, ss. 64-87.

 

Przypisy:

(1) Żywot ten skreśliliśmy z dwóch rękopisów: FRANCISZKA DUCHENE i BLAUBURANA. Acta Sanctorum, dzień 9 marca tom 1.

 

(2) Ten Michał cesarz nie był pierwszy tego imienia kuropalat, ale trzeci; syn Teofila Ikonomacha i św. Teodory.

 

(3) Św. Klemens rodem z Rzymu, był uczniem św. Piotra apostoła; nauką i świątobliwym życiem swoim nawrócił bardzo wielu pogan do wiary św. i za to cesarz Trajan wysłał go na wygnanie za morze Pontu na puszczę chersońską; tam zastał dwa ty­siące chrześcijan skazanych do obrabiania marmuru. Tym św. wygnańcom, przy ciężkiej ich pracy wody niedostawało: Kle­mens padł na kolana, po modlitwie wyszedł na bliski pagórek, na wierzchu jego ujrzał baranka dotykającego prawą nogą źró­dła, z którego płynęła słodka woda; nią zatem wszyscy ugasili swoje pragnienie; za tym cudem bardzo wielu pogan przyjęło wiarę w Chrystusa. Dowiedziawszy się o tym Trajan, kazał uwiązać kotwicę u szyi Klemensa i w morzu go utopić; gdy to wykonano, chrześcijanie modlący się na brzegu, ujrzeli mo­rze na trzy mile rozstąpione; weszli na dno i tu znaleźli domek z marmuru na kształt kapliczki, a w środku skrzynię, w której było złożone ciało Klemensa i przy nim kotwicę. Tym cudem wszyscy mieszkańcy tego półwyspu przekonani, do Chrystusa się nawrócili.

 

(4) Rękopis FRANCISZKA DUCHENE mówi, że Konstantyn filozof, czyli św. Cyryl, wynalazł ciało św. Klemensa papieża na wyspie Cher­sonu, w mogiłce niegdy pogrzebione; zaś rękopis BLAUBURANA mówi: że Cyryl nie dowiedziawszy się od mieszkańców tej wy­spy nic pewnego, padł na kolana, i po uczynionej modlitwie morze z rozporządzenia Bożego rozdzieliło się; wszedł do ko­ściołka dawno poświęconego, tam znalazł ciało św. Klemensa z kotwicą, i wziął je z uszanowaniem. – Według naszego mnie­mania, historia będzie bliższa prawdy: że owi chrześcijanie, za których modlitwą niedługo po wykonanym męczeństwie Kle­mensa, gdy się morze na trzy mile rozdzieliło, wzięli ciało i kotwicę, i pogrzebali je na wyspie, usypawszy mogiłę na tę pa­miątkę. Wynaleziona przy szczętach kotwica, jest nieprzepar­tym dowodem, że to a nie inne ciało było własne św. Klemensa papieża. Acta Sanctorum, 9 Aprilis.

 

(6) Bułgarowie są starożytnym narodem słowiańskim w Sarmacji istniejącym, zamieszkują krainę nad rzeką, którą TEOFANES zo­wie Atalis, po tatarsku Edel, Rusini nazwali ją Volga czyli Wołga, od niej naród ten bierze swą nazwę: Wolgarowie czyli Bułgarowie. Używają języka słowiańskiego; zwodzili boje z Gre­kami i z pobliskim narodem Chazarów, któremu też za czasów TEOFANESA haracz płacili.

 

(7) THEOPHANES, ks. 4, liczba 14.

 

(8) I do Kor. r. 14, w. 39.

 

(9) Ps. 150, w. 6.

 

(10) Wyraz mnich, wzięty z greckiego języka Μοναχος, nie mieści w sobie takiego poniżenia człowieka i pogardy, z jaką niektó­rzy ludzie wyrażają się, nazywając mnichami osoby zakonnego powołania. Ale wyraz ten oznacza właściwie człowieka wiodą­cego samotne życie na ustroniu, poświęconego bogomyślności albo też głębokiej rozwadze wszelkiego rodzaju umiejętności. Takimi bowiem mnichami są wszyscy miłośnicy nauk, bądź przyrodzonych, bądź też wyższych, które o Bogu rozprawiają. Takimi też mnichami byli i pogańscy filozofowie; Ojcowie Ko­ścioła św. w pierwszych wiekach ery chrześcijańskiej: Tertulian, Origenes, Grzegorz z Nazjanzu, Jan Chryzostom, Bazyli, Hieronim, Augustyn, Grzegorz I papież i wielu innych. Niemały poczet mnichów moglibyśmy wymienić, którzy na Stolicy Piotra św. siedzieli, i znowu z pierwszych dostojeństw kościelnych i bi­skupstw światli mężowie mnichami zostali, u nas Kadłubek, Jacek itd. Niechaj zatem osoby powołania zakonnego nie sromają się tego miana, nierozważnie i szydersko z urąganiem się przez niektórych ludzi wymówionego mnich, ale ich zachę­camy do tej wytrwałej pracowitości w klasztornym ustroniu, której nam owi uczeni i wielcy mężowie święty do naśladowa­nia przykład podali.

 

(11) Ps. 116, 1.

 

(12) Epist. 247. Datum Romae mense Junio Indict. XIII., id est, anno 880.

 

(13) Czesi podobnie jak inne im pobratymcze ludy słowiańskie, bar­dzo długo byli pogańskimi olśnieni błędami; bo jeszcze w dru­giej połowie dziewiątego stulecia, ciosanym z drzewa, lub ka­mienia rzezanym bałwanom oddawali tę cześć, która się jedy­nie Bogu, Stwórcy wszechrzeczy należy. Nie mając miasta ani ustawy, długo prowadzili życie koczujące; ze swymi wodzami przechodzili na inne coraz miejsce; żyli owocami i innymi ziemi płodami. Jednego roku wielkim uciśnieni zostali głodem i nędzą; w tym niedostatku udali się do pewnej pytonisy Libusy (Libusa była córką Kroka drugiego wodza Czechów) wieszczki, o po­radę i wieszczbę względem ich narodu, a odebrawszy od niej pomyślną odpowiedź, założyli miasto i dali mu imię Praga. Po­tem upatrzyli pomiędzy sobą bardzo mądrego i dowcipnego mę­ża imieniem Primisława, dobrze znającego rolnictwo. Z porady pytonisy, ustanowili go rządcą swych gruntów, i związkiem mał­żeńskim połączyli go z ową dziewicą Libusą. Tym więc sposobem uwolnieni z niedostatku i biedy, wybrali sobie księcia imieniem Borzywoja, byli mu wierni, posłuszni i oddawali mu cześć pogańskimi ofiary. Wiadomość ta o czeskim narodzie jest wy­jęta z rękopisu klasztoru budueńskiego w żywocie św. Ludmiły męczenniczki. Acta Sanctorum.

 

(14) Ten Borzywój był synem Hostywicza a 10-tym wodzem Czechów.

 

(15) Ten Światopełk był synem brata tego Światopełka, który prze­śladował Metodego, bo Światopełk prześladowca został poko­nany w boju z Arnolfem cesarzem; potem zataiwszy swe imię, z trzema pustelnikami dokonał życia w bogomyślności na górze Sambri.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMVIII, Kraków 2008

Powrót do spisu treści książki pt.
Żywoty Świętych Patronów polskich

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: