DOGMAT ŁASKI

19 WYKŁADÓW

O PORZĄDKU NADPRZYRODZONYM

 

KS. MARIAN MORAWSKI SI

 

WYKŁAD I.

 

POJĘCIE NADPRZYRODZONOŚCI

 

Kiedy uczony i bystry mnich z Bretanii, Pelagiusz, w zaraniu V wieku wystąpił w Rzymie z nauką, że łaska Boska nie jest koniecznie do zbawienia potrzebna, jakiś szmer oburzenia przeszedł po całym ówczesnym chrześcijaństwie; z różnych stron posypały się natychmiast repliki i anatemy; ale najpotężniej z głębi Afryki odezwał się głos biskupa z Hippony, Augustyna, który opierając się na Piśmie św. i dawnych Ojcach Kościoła, zadał kłam heretykowi.

 

Pelagiusz cofnął się, ale tylko pozornie; przyznawał teraz potrzebę łaski, lecz uczył, że łaską jest już samo przyrodzone światło rozumu, wolna wola i inne dary Boże przyrodzone, stanowiące naszą ludzką naturę – ale tenże sam głos, przy oklaskach episkopatu i wiernych, nalegał i dowodził, że łaska Boska jest czymś od natury zupełnie odrębnym i nieskończenie od niej wyższym, że Bóg daje tę łaskę jedynie dla zasług Chrystusa, daje ją komu chce i komu chce odmawia, słowem, że łaska jest darem nadnaturalnym. – Jeszcze o krok cofnął się herezjarcha: począł teraz uczyć, że łaska jest wprawdzie rzeczą nadprzyrodzoną, ale polega tylko na zewnętrznych darach nadprzyrodzonych, przez które Pan Bóg nas prowadzi do zbawienia, tj. na prawie Bożym, na nauce i przykładach Jezusa Chrystusa. Ale znów św. Augustyn zaznaczał dobitnie, że łaska Boska jest darem wewnętrznym, duchowym, zależącym na jakimś tajemniczym wdaniu się, tchnieniu Ducha Świętego, że jest jakąś rzeczą zupełnie wyższego rzędu, niedostępną żadnymi środkami empirycznymi i że ona nas dopiero uzdalnia do tego, żebyśmy Bogu się podobali i pełnili czyny godne Niego.

 

Głosowi św. Augustyna zaczęły wtórować niebawem po całej Afryce, a potem i po całym świecie chrześcijańskim sobory, które się przeciw nowej herezji zbierały: i tak zaraz w Kartaginie w r. 412 odbywa się synod, dalej w Jerozolimie w 415 r. drugi synod, w Milewie w 416 r. trzeci, i znów w Kartaginie w 418 r. (1). Następnie ukazuje się słynny list dogmatyczny, tak zwany traktat papieża Zozyma, potwierdzający te sobory. Wobec takiej powagi, tak stanowczego odepchnięcia herezji przez Kościół Pelagiusz jeszcze się o krok cofnął. Uznał łaskę wewnętrzną, oświecającą, przyznał, że do wykonywania pewnych trudnych czynów potrzeba, aby Pan Bóg tą łaską podał nam niejako rękę do pomocy, ale domagał się, aby coś przecież zostawiono wolnej woli i naturalnym siłom człowieka w sprawie zbawienia.

 

Wówczas to św. Augustyn, zapuszczając się w tę tak trudną a głęboką kwestię stosunku do wolnej woli, począł wykazywać w szeregu znakomitych dzieł, które do dziś dnia wprawiają w podziw teologów, że wolna wola nawet po upadku człowieka pozostaje, że ona wiele może, że siły naturalne rozumu i woli jeszcze wiele zdołają we właściwej sobie dziedzinie, ale zupełnie nic nie mogą same z siebie w sferze nadnaturalnej, że w tej sferze, jak powiadał wciąż św. Augustyn, jedynie miarodajne są słowa Chrystusowe w Ewangelii (Jan. 15, 5): "beze mnie nic czynić nie możecie". Nauczał dalej Doktor łaski, że nadprzyrodzona pomoc Boża nie tylko potrzebna jest na to, aby leczyć rany przyrodzone po upadku, aby dźwigać i krzepić naturę, kiedy jest za słabą do czynu etycznego, lecz że łaska konieczna jest w każdym wypadku do tego, aby wszystkim sprawom, czy ważnym, czy mniejszym, trudnym lub łatwiejszym nadać ten charakter nadprzyrodzony, to uświęcenie elevatio (po polsku najlepiej to słowo wyrazić przez uświęcenie), bez którego te czyny zupełnie w sferę nadprzyrodzoną nie wchodzą.

 

Wówczas to, wśród tej walki Augustyna z Pelagiuszem, uprzytomnił sobie znów jasno uczony świat chrześcijański tę prawdę objawioną, że oprócz naturalnego życia człowieka, przyrodzonych jego zdolności, sił, przymiotów, cnót, zasług, jest jeszcze drugie życie, nadprzyrodzone, mające swoje własne siły i zasługi, swoje odrębne środki i działalność, które to życie zasadzone, zaszczepione jest poniekąd na naturze człowieka, a nie uwłaczając bynajmniej wolnej woli, podnosi naturę i siły ludzkie, uświęca je i przenosi w zupełnie inną, nieskończenie wyższą sferę. Obwieszczono światu na nowo tę prawdę ewangeliczną, że zespół środków, dających i pomnażających to tajemnicze życie w duszach ludzkich, stanowi jakby cały świat nadprzyrodzony, zasadzony pośród ludzkości i przyciągający ją słodko a potężnie do siebie, a z nią wszystkie godziwe objawy i wykwity życia naturalnego, aby ten cały materiał w sobie przerobić i wytworzyć to mistyczne ciało Chrystusa, o którym Pismo św. Nowego Zakonu tak często mówi. To wszystko, mówię, ujawniło się w V wieku wobec sprzeciwu heretyków. Nie znaczy to, żeby wówczas dopiero dowiedziano się o tych rzeczach; wiedziano o nich od czasów apostolskich; wszystkie bowiem elementy tej nauki zawierają się już w pismach apostolskich i Ojców Kościoła, począwszy od św. Ireneusza w II wieku aż do św. Grzegorza Nazjanzeńskiego w IV w.; ale dopiero pod tchnieniem geniusza św. Augustyna, pośród subtelnych walk teologicznych z heretykami, zbiegły się te elementy w jedną całość, wtedy też teologicznie lepiej zrozumiano przedziwną jednolitość świata nadprzyrodzonego, zrozumiano jego stosunek do natury, ujrzano jednym słowem całą harmonię tego najpiękniejszego dzieła Bożego.

 

Dziś, Panowie, nauka o nadnaturalnym porządku jest daleko bardziej wyrobioną, niż była w V wieku. Przyszedł po Pelagianizmie Semipelagianizm, potem Luteranizm i Jansenizm, przeszły prace teologów czternastu wieków, ale mimo to poza uczelniami teologicznymi, ludzie dziś bez porównania mniej znają ten świat nadprzyrodzony, niż go znali słuchacze św. Augustyna. Ten naturalizm, który dziś panuje w świecie, przenika nawet do chrześcijan wierzących, bo i oni religię objawioną, opartą istotnie na porządku nadprzyrodzonym, tłumaczą sobie nieraz w jakiś sposób naturalistyczny. Łaskę pojmują zazwyczaj jako pewną pomoc, którą Pan Bóg wspiera ludzi w ciężkich chwilach życia, w trudnych przygodach; o tym, że ona uświęca człowieka wewnętrznie, pojęcia żadnego nie mają. Usprawiedliwienie pojmują jako pewien spokój sumienia, jakieś miłosierne upodobanie ze strony Boga, ale o tym przetworzeniu wewnętrznym, o tajemniczym życiu z Ducha Świętego, które właściwie stanowi łaskę usprawiedliwienia, może nie słyszeli nawet. Nadprzyrodzonym w końcu nazywają to wszystko, co przewyższa sferę widomej natury, a więc i dusza ludzka byłaby w tym znaczeniu nadnaturalną, i anioł, i zły duch nareszcie; ale o prawdziwie nadprzyrodzonym, prawdziwie Bożym celu, do którego ludzie są odwiecznie przeznaczeni, o tym nieraz najmniejszego nie mają wyobrażenia. Gdyby im kto przedstawił tę naukę o porządku nadprzyrodzonym, którą św. Augustyn w V wieku przedkładał swym wiernym, byłoby to zapewne dla wielu z nich nowością niesłychaną, rewelacją nierównie większą, niż było w owym czasie, a jednak ta prawda jest istotą naszej religii, jest to dogmat podstawowy Nowego Zakonu. Zewnętrzny, formalny poniekąd stosunek do Boga, zewnętrzny jakiś ustrój Kościoła na ziemi już w Starym Zakonie był dany, – ale całe to życie wewnętrzne, całe to działanie Ducha Świętego w duszach, które stanowi znamię świata nadprzyrodzonego, było wówczas jeszcze tajemnicą przed ludźmi zakrytą i dopiero w Nowym Zakonie zostało objawione.

 

Chcąc w kilku słowach ugrupować, do pewnych klas sprowadzić błędne zdania o porządku nadprzyrodzonym, zaznaczę, że cała ta kwestia toczy się około trzech punktów zasadniczych.

 

Nadnaturalny świat, jak sama nazwa powiada, włączać będzie jakiś szczególny stosunek człowieka do Boga, natury do absolutu, stosunek, który nie wynika z samego faktu stworzenia, na tym bowiem fakcie opiera się porządek czysto naturalny; otóż można mylnie pojmować Boga, można źle rozumieć naturę i błędnie sądzić o stosunku między jednym a drugim.

 

Pomijając materializm, który zupełnie nic o Bogu wiedzieć nie chce i dlatego tu z nim rozprawiać się nie będziemy, powiem naprzód, że panteizm błądzi w swoim pojęciu Boga-absolutu. Według panteistów ten Bóg nie może łączyć się z nami, nie może udzielać się stworzeniom swoim przez łaskę, bo panteiści nie uznają w ogóle żadnej istotnej różnicy między Bogiem a naturą. Według nich wszystko, co istnieje, jest naturalnym Bóstwa przejawem, które samo stopniowo rozwija się w naturze. Dlatego nie może być mowy o jakimś działaniu Boga nadprzyrodzonym, bo wszelki odstęp między naturą a Bogiem jest zniesiony.

 

Odwrotnie błądzą Luteranie i wszystkie herezje spokrewnione z luteranizmem. Ci znów krzywdzą naturę ludzką, wpadając w pewien przesadny nadnaturalizm. Według doktryny Lutra, wszystkie dary, jakie otrzymał pierwszy człowiek w raju, a więc nieśmiertelność ciała, nieskazitelność i łaska, należały się naturze człowieka. Toteż człowiek po grzechu pierworodnym i utracie owych darów jest tak dalece upadłym i skrępowanym, że jego natura jest z korzeniem podciętą i zepsutą; wolna wola w sferze religijnej zupełnie istnieć przestała, a przeto cały ów pierwotny stosunek władz przyrodzonych do pierwiastka nadprzyrodzonego, polegający na dobrowolnym współdziałaniu z łaską i wewnętrznej przemianie człowieka, przepadł bezpowrotnie. Oczywiście takie pojmowanie nadprzyrodzoności jest właściwie jej zaprzeczeniem. Jeżeli bowiem łaska należy się naturze, a natura bez łaski jest niezupełną, owszem spaczoną, to łaska przestaje być darem nadprzyrodzonym i jest po prostu przymiotem natury.

 

Nareszcie naturalizm neguje ów szczególny związek, zachodzący, według nauki Kościoła, między Bogiem jako twórcą porządku nadprzyrodzonego, a ludzką naturą. Ten naturalizm, który zainicjowali Pelagianie, odezwał się później u deistów XVIII wieku, i pokutuje jeszcze po dziś dzień w opinii wielu chrześcijan. Według tego poglądu człowiek sobie żyje swymi naturalnymi siłami i środkami, a Bóg sobie króluje na wysokim niebie. Cały stosunek człowieka do Boga, cała jego zasługa polega na tym, żeby dobrze swoich naturalnych sił użył. Otóż ten pogląd w niczym się nie różni od herezji Pelagiusza, od tego, co cały wiek V, ze św. Augustynem na czele, odrzucił, co Kościół na tylu soborach, aż do Watykańskiego włącznie, potępił.

 

Abyśmy sobie przeto zdali sprawę czym jest porządek nadprzyrodzony, wypada nam wniknąć najprzód w samo pojęcie nadnaturalności; później zobaczymy, jak pierwiastek nadprzyrodzony z Boga spływa na rodzaj ludzki, a to w formie łaski uczynkowej; jak dalej ta łaska trafia do wszystkich ludzi, nawet do pogan najmniej oświeconych, jak później to niby nasienie Boże w duszach ludzkich posiane, kiełkuje aż do rozkwitu łaski poświęcającej, która już jest prawdziwym wdaniem się, czyli udzieleniem się Boga nadprzyrodzonym sposobem; jak następnie ta łaska poświęcająca opanowuje całą naturę ludzką, przydając do sił naturalnych wlane cnoty nadprzyrodzone, które uświęcą władze duchowe człowieka, oświecą rozum przez wiarę i udoskonalą wolę przez miłość. Zobaczymy w końcu, jak w tym stanie nadprzyrodzonym człowiek zdolny jest do czynów bożowładnych, prawdziwie zasługujących przed Bogiem, powodujących wzrost łaski, godnych nieba, przysposabiających do widzenia Boga twarzą w twarz.

 

Zaczniemy tedy od samego pojęcia nadnaturalności, od pytania co to jest nadnaturalizm?

 

Już w przyrodzie widzialnej, moi Panowie, możemy zauważyć pewien pochód, pewne podnoszenie się niższych istot ku wyższym formom bytu, a mam na myśli nie tyle przejście z niższych do wyższych stanów w tej samej istocie, jak raczej ten fakt, że wyższe istoty pociągają ku sobie niższe i darzą je swoim własnym bytem i życiem: i tak substancje mineralne, chłonione przez rośliny, przechodzą w sferę życia organicznego, te zaś substancje roślinne, w postaci pokarmu, przechodzą znów w sferę świata zwierzęcego i uczestniczą w ich życiu zmysłowym i czuciowym; same w końcu zwierzęta w zetknięciu z człowiekiem udoskonalają się i uszlachetniają się do tego stopnia, że, choć bardzo niedoskonałym sposobem, odzwierciedlają poniekąd jego uczucia, naśladują jego czyny. Stan zwierzęcia w ten sposób podniesionego w zetknięciu z człowiekiem jest, jeżeli wolno użyć tego słowa, jakby nadnaturalnym dla niego, przewyższa bowiem jego naturę; w tym stanie zwierzę doznaje niewątpliwie rozmaitych wrażeń i uczuć, na które z natury go nie stać.

 

Człowiek sam nie może się podnieść nad swoją naturę, bo poza swoją naturą nie ma żadnego empirycznego punktu oparcia. Może jakaś wyższa istota, może anioł mógłby w ten sposób uszlachetnić naturę człowieka przez swe z nim obcowanie. Otóż, gdyby to było możliwym, moglibyśmy już mówić o pewnej nadnaturalności względnej, o podniesieniu ponad sferę natury ludzkiej. Nie byłoby to jednak podniesieniem nad wszelką naturę stworzoną. Tymczasem w Piśmie św. i w nauce Kościoła wciąż jest mowa o pewnej nadnaturalności bezwzględnej, przewyższającej wszelką naturę stworzoną. Stosownie tedy do analogii przytoczonej, będzie ta nadnaturalność zależała na jakimś szczególnym stosunku człowieka do Boga, na stosunku, powiadam, który nie może wynikać z natury stworzenia, a zawiera w sobie jakieś tajemnicze przechylenie się Boga ku człowiekowi, ażeby go o Sobie pouczyć, przez objawienie mu tajemnic rozumowi niedostępnych, aby obcować z nim w jakiś sposób osobisty i w ten sposób podnieść go ku Sobie, wciągając go niejako w sferę własnego życia.

 

Przypominam, że znajomość Boga jest człowiekowi zupełnie naturalna; rozum ludzki zdolny jest Boga poznać o własnych siłach, jak zawsze Kościół uczył i Sobór Watykański orzeka. Św. Paweł (Rzym. 1, 19) uznaje tę zdolność rozumu ludzkiego i powiada, że "co jest wiadomo o Bogu jest im (ludziom) jawne. Albowiem Bóg im objawił"; i zaraz tłumaczy, jakim sposobem to objawienie się odbywa. Nie przez jakieś nadprzyrodzone wdanie się Boga, przez bezpośrednią przemowę Bożą do ludzi, ale przez sam naturalny porządek rzeczy, w którym rozum Boży się odzwierciedla i Stwórca się objawia: "Bo rzeczy Jego niewidzialne, od stworzenia świata, przez te rzeczy, które są uczynione, zrozumiane bywają poznane: wieczna też moc Jego i Bóstwo". W Księdze Mądrości znowu (r. 13) Pismo zarzuca poganom, że nie poznali Boga, którego przecież mogli byli poznać ze stworzeń i powiada, że są obrani z rozumu ci wszyscy, w których nie ma wiadomości o Bogu. Więc pewna znajomość Boga jest człowiekowi naturalną. Za znajomością zaś Boga idzie naturalna aspiracja ku Niemu, jako ostatecznemu celowi i szczęściu człowieka. Teologia wykazuje, że szczęście pozagrobowe, polegające na wiecznym posiadaniu Boga przez poznanie nierównie doskonalsze niż w życiu doczesnym, lecz zawsze tylko pośrednie i odpowiednią miłość, jest naturalnym człowieka prawem, celem, do którego natura o własnych siłach dojść może i powinna.

 

Ale oprócz tego naturalnego stosunku człowieka z Bogiem, właściwego naturze stworzonej, Pismo św. i Ojcowie Kościoła mówią, jak zaznaczyliśmy, i o drugim stosunku z Bogiem, o drugim, nadprzyrodzonym sposobie udzielania się Pana Boga, zupełnie odrębnym, przewyższającym zupełnie wszelką natury możność, zasługę i aspirację nawet; i to nie tylko natury ludzkiej i natury anielskiej, ale wszelkiej w ogóle możliwej natury stworzonej – jednym słowem wszelką możność naturalną stworzenia. Bo w tej sferze, mówi Pismo, żaden nie może o własnych siłach dokonać najmniejszej nawet i najłatwiejszej rzeczy. Wyraża to św. Paweł (I Kor. 12, 3) w ten sposób: "A żaden nie może rzec Pan Jezus jeno w Duchu Świętym", zaznaczając przez to konieczność szczególnej interwencji Bożej w tej sferze, i nazywając ją tchnieniem Ducha Świętego. Ta dziedzina nadprzyrodzona przewyższa dalej wszelką zasługę naturalną, bo czynnikiem zasadniczym w tej sferze jest: łaska darmo dana, czyli dar "z łaski już nie z uczynków, bo inaczej łaska już nie jest łaską" (Rzym. 11, 6). Pismo św., a zwłaszcza św. Paweł wciąż powtarzają, że wszystkie dary nadprzyrodzone są dane jedynie przez wzgląd na Jezusa Chrystusa, dla zasług Chrystusowych. Łaska nadprzyrodzona jest więc czymś, co absolutnie przewyższa wszelkie zasługi naturalne. – Przewyższa nareszcie wszelkie aspiracje naturalne, bo stworzenie, choćby najdoskonalsze, jest z istoty swej w służebnym, poddańczym stosunku do Boga, wynikłym z faktu stworzenia. Może zatem aspirować do tego, żeby Pana swojego znać, żeby się Jemu podobać, żeby Mu dobrze służyć, żeby uniknąć Jego gniewu, żeby zdobyć nagrodę odpowiednią do swej zasługi, ale aspirować np. do synostwa Bożego w żaden sposób nie może. W ludzkich stosunkach sługa, który przez długie lata wiernie służył swemu panu, słusznie spodziewa się i żąda, żeby go traktowano z względnością, zasłużył sobie też na to, aby go hojnie nagrodzono i opiekowano się nim na starość, – ale żeby dla wiernej jego służby pan go przybrał za syna, zrobił go współdziedzicem swego rodzonego dziecka, to jest niemożebne; toteż aspiracje sługi żadną miarą tak wysoko nie sięgają, w innej zupełnie sferze się obracają. Otóż Pismo św. poucza nas, że porządek nadprzyrodzony wprowadza nas w synostwo Boże, w synostwo wprawdzie przybrane tylko, ale przybrane w całym ścisłym znaczeniu tego słowa, z wszystkimi jego następstwami. Owszem to przybranie nosi nawet tę samą nazwę rodzenia, co prawdziwe synostwo: "Dobrowolnie bowiem porodził nas słowem prawdy", powiada św. Jakub (1, 18), a św. Jan dodaje (I list 4, 7): "Każdy co miłuje z Boga jest urodzony". Dalej przyznaje Pismo św. tym przybranym dzieciom Bożym podobieństwo do Ojca, braterstwo z Jezusem Chrystusem "żeby On był pierworodnym między wielą braci" (Rzym. 8, 29). Przypisuje im prawo do dziedzictwa Ojca, do współdziedzictwa z Chrystusem: "A jeślić synami tedyć i dziedzicmi: dziedzicmić Bożymi, a współdziedzicmi Chrystusowymi" (Rzym. 8, 17). Wreszcie mają te dzieci Boże jeszcze inne prawa synowskie, stosunek serdeczny, synowski łączy je z Bogiem, głos synowski dobywa się z ich serc do Ojca: "Aleście wzięli ducha przywłaszczenia za syny, przez którego wołamy Abba (Ojcze)" (Rzym. 8, 15). W końcu czeka tych synów przybranych pewien udział w chwale i potędze Chrystusowi właściwej. "Kto zwycięży, dam mu siedzieć z sobą na stolicy mojej" (Objaw. 3, 21). W Ewangelii św. Łukasza czytamy (22, 29): "a ja wam przekazuję królestwo, jako mi przekazał Ojciec mój: abyście jedli i pili u stołu mego w królestwie moim". Na domiar cały ten stosunek nadprzyrodzony z Bogiem opiera się na pewnym ścisłym, mistycznym zjednoczeniu się człowieka z Chrystusem, Bogiem-Człowiekiem, na pewnym, jak się wyraża św. Apostoł Paweł, wszczepieniu w Chrystusa (Rzym. 11, 24). Chrystus Pan tłumaczy to w podobieństwie o winnej macicy (Jan. 15, 5): "Jam jest winna macica, wyście latorośle. Kto mieszka we mnie, a ja w nim, ten siła owoców przynosi, bo beze mnie nic czynić nie możecie".

 

Na koniec cały ten porządek łaski, wszystkie sposoby, jakimi się Bóg nadnaturalnie udziela, wszystkie dary nadprzyrodzone, jakie Pan Bóg na nas w tym życiu wylewa, są w najściślejszym związku z końcowym ubłogosławieniem w Bogu, takim że "oko nie widziało i ucho nie słyszało i w serce człowiecze nie wstąpiło, co nagotował Bóg tym, którzy Go miłują" (I Kor. 2, 9). Tu dopiero, na tym najwyższym stopniu życia w Bogu, jakkolwiek dla nas najmniej przystępnym, znajdujemy najwięcej światła do zrozumienia nadnaturalności całego świata nadprzyrodzonego, tu nam staje się najjaśniejszym, na czym ta nadnaturalność polega. Niech nam kluczem do tego zrozumienia będzie to najgłębsze słowo św. Piotra (2 list 1, 4): "Przez którego (Chrystusa) największe i kosztowne obietnice nam darował, abyśmy się przez nie stali uczestnikami Boskiego przyrodzenia". W tych słowach mieści się poniekąd istota całej sfery nadprzyrodzonej. "Przez którego" powiada najprzód Apostoł, wymieniając źródło, punkt wyjścia, punkt oparcia całego nadprzyrodzonego porządku, który z Chrystusa bierze początek i w Chrystusie się dokonywa. "Największe i kosztowne obietnice nam darował", bo takimi w samej rzeczy są dary nadnaturalne. Drogocenność ich opisana słowami "największe i kosztowne". "Obietnice" znaczą to samo co przedmioty obietnic, czyli dary łaski, a słusznie tak je nazwano, bo te dary były przepowiedziane w Starym Zakonie, a nadto są zadatkiem tej chwały synów Bożych, która się objawi w przyszłym życiu. Dodaje Apostoł: "abyśmy się przez nie stali uczestnikami Bożego przyrodzenia", a więc wyraża ścisły przyczynowy związek, zachodzący między darami nadprzyrodzonymi w tym życiu, a tym co w przyszłości będzie "uczestnictwem Bożej natury". Cóż to za uczestnictwo? Uczestnikiem drugiej natury o tyle ktoś się staje, o ile otrzymuje coś, co jest właściwym tej drugiej naturze; np. roślina nie jest uczestnikiem natury ludzkiej przez to, że ma życie wegetacyjne; gdyby zaś mogła posiąść rozum stałaby się uczestnikiem natury ludzkiej. Uczestnictwo więc natury Boskiej zależeć będzie na tym, że coś, co jest Bogu absolutnie właściwym, udziela się stworzeniu nadnaturalnym sposobem. Cóż to jest takiego i jak to pojąć? Pismo odróżnia dwojaką niejako stronę Bożego objawienia się, jedną zewnętrzną, dostępną stworzeniu rozumnemu, o której poprzednio już wspominaliśmy, i drugą wewnętrzną, owe "głębokości Boże", o których mówi św. Paweł (I Kor. 2, 10), tę głębię utajoną życia Bożego, niedostępną żadnemu stworzeniu, polegającą na wewnętrznym życiu, wzajemnym udzielaniu się (perichoreza) i szczęściu trzech Osób w Trójcy. O tej drugiej, wewnętrznej stronie życia Bożego Pismo naucza, że jest wyłącznie właściwą trzem Osobom Bożym: "co jest Bożego nikt nie wie, tylko Duch Boży" (I Kor. 2, 11), "albowiem Duch wszystko wypatruje, i głębokości Boże" (tamże w. 10). A co do stworzeń dodaje Pismo, że te "głębokości Boże" są dla nich absolutnie niedostępne. W tym znaczeniu mówi Apostoł o Bogu (I Tym. 6, 16), że "mieszka w światłości niedostępnej", tzn., że jest zupełnie niedostępny dla rozumu ludzkiego, chociaż z drugiej strony przyznaje św. Paweł stworzeniu rozumnemu pewną znajomość Boga, o ile się Jego doskonałości przejawiają w świecie widzialnym.

 

Otóż Bóg w swej nieskończonej dobroci raczył powołać stworzenia rozumne, aniołów i ludzi, do udziału w tym wewnętrznym życiu swoim, raczył je wciągnąć do tej sfery swej światłości nieprzystępnej, chociaż i bez tego nadmiaru łaski ludzie mogli byli dojść w życiu przyszłym do doskonałości sobie właściwej i posiąść szczęście zupełne przez naturalne poznanie i miłość Najwyższej Prawdy i Dobra nieskończonego. Raczył tedy Bóg powołać stworzenia rozumne nieskończenie wyżej niż ich natura wymagała, pociągnąć je aż do wnętrza, do samego łona Trójcy Przenajświętszej, jeśli się tak można wyrazić. I dlatego w tych samych tekstach Pisma św., gdzie poznanie tych "głębokości" Bożych, posiadanie tego niepojętego życia Bożego jest przedstawione, jako rzecz właściwa Trójcy Świętej, dodano, że te Osoby raczą nadprzyrodzonym sposobem udzielać tego życia stworzeniom rozumnym. Tam np., gdzie powiedziano (Mt. 11, 27): "Nikt nie zna Syna jeno Ojciec, ani Ojca kto zna, jeno Syn" dodano zarazem "i komu by chciał Syn objawić"; gdzie powiedziano: "Duch wszystko wypatruje i głębokości Boże", dodano: "Lecz nam Bóg objawił przez Ducha swojego" (I Kor. 2, 10). Nadto w wielu innych miejscach napisano, że człowiek przeznaczony jest z łaski do tego, by oglądać Boga w ten sposób szczególny, jak Bóg sam się poznaje. "W on czas poznam, jakom i poznany jest" (I Kor. 13, 12). W tym życiu doczesnym, powiada Apostoł, poznajemy Boga tylko "przez zwierciadło", stworzenia, "przez podobieństwo", jakby w zagadce (tekst grecki) odgadujemy Stwórcę, "lecz w on czas twarzą w twarz" (tamże).

 

Z jednej tedy strony napisano, że widzenie Boga jest rzeczą niedostępną dla człowieka, z drugiej zaś strony powiedziano, że Bóg drogą nadprzyrodzoną raczył go podnieść ponad jego sferę właściwą i przeznaczyć go do tego celu i szczęścia nadprzyrodzonego.

 

I właśnie z tego wysokiego stanowiska ostatecznego przeznaczenia człowieka pada obfite światło na dary nadprzyrodzone, których Bóg w tym życiu udziela. Mając bowiem na oku, jaki jest koniec i cel najwyższy świata nadprzyrodzonego, daleko łatwiej zrozumiemy w świetle wiary, na czym polega nadnaturalność wszystkich darów tego życia, a w szczególności, dlaczego Pan Bóg objawił nam prawdy nadprzyrodzone, nadrozumowe, zwłaszcza co do Trójcy Świętej. Dlatego, odpowiadam, że jesteśmy przeznaczeni do tego, aby wejść niejako w sferę Trójcy Świętej i oglądać Ją twarzą w twarz; wypadało zatem, abyśmy "wiedzieli co nam od Boga jest darowano" (I Kor. 2, 12), abyśmy już tu przez żywą wiarę mieli niejako przedsmak tego szczęścia, które nas czeka w życiu przyszłym. Dlatego też wypadało, abyśmy w tym już życiu stali się dziećmi Bożymi, ponieważ przeznaczone nam dziedzictwo chwały. Że zaś mamy posiąść to dziedzictwo jako nagrodę, jako "wieniec sprawiedliwości" (2 Tym. 4, 8), przeto już w tym życiu otrzymujemy nadprzyrodzone dary łaski, które mają dobre uczynki i sprawy nasze podnosić do godności zasługi na szczęście nadnaturalne; abyśmy znów byli zdolni stale pełnić uczynki nadnaturalne potrzeba nam było pewnych władz nadnaturalnych, tj. cnót wlanych, przede wszystkim wiary, nadziei i miłości. "A teraz trwają wiara, nadzieja, miłość, to troje, a z tych większa jest miłość" (I Kor. 13, 13), która "rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dan" (Rzym. 5, 5). Te zaś cnoty wlane mają swą podstawę w łasce poświęcającej, która jest nadnaturalnym życiem duszy (2).

 

Wszystkie zatem dary łaski w tym życiu są, że się tak wyrażę, jednogatunkowe z nadprzyrodzonym widzeniem Boga, bo do niego usposabiają, uzdalniają i celowo dopomagają; owszem stanowią one z błogim widzeniem Boga jednolitą całość organiczną, która się w Piśmie nazywa żywotem wiecznym (Jan. 17, 3), lub po prostu "życiem". Dlatego czytamy tak często, że żywot wieczny już tu posiadamy. Chrystus Pan powiada, że kto godnie pożywa Najświętszy Sakrament, ma żywot wieczny (Jan. 6, 55); św. Jan pisze, "iż żywot wieczny dał nam Bóg. A ten żywot jest w Synie Jego" (I Jan. 5, 11), a gdzie indziej powiada, że grzesznik "nie ma życia wiecznego w samym sobie trwającego" (I Jan. 3, 15), a więc odwrotnie sprawiedliwy ma go w sobie już w tym życiu. Żywot wieczny w tym i w przyszłym życiu jest to, powtarzam, zasadniczo jedna i ta sama łaska, tylko w dwóch różnych fazach, odpowiednio do stanu wędrówki doczesnej i do stanu kresu wiekuistego. Wyraża to św. Jan tymi słowy: "Najmilsi, teraz synami Bożymi jesteśmy, a jeszcze się nie okazało czym będziemy. Wiemy, iż gdy się okaże, podobni Mu będziemy, iż Go ujrzymy jako jest" (I Jan. 3, 2). Na tym świecie promień światłości nieprzystępnej, odblask chwały ojcowskiej, który przez wiarę przedarł się do wnętrza dusz naszych, spowity jest w pomroce doczesności, cielesności, skazitelności; teraz ta "światłość w ciemnościach świeci" (Jan. 1, 5), jako kaganek w mrocznym miejscu, "ażby dzień zaświtał, a jutrzenka weszła w sercach naszych" (2 Piotr. 1, 19). Teraz żywot wieczny utajony, "ukryty jest z Chrystusem w Bogu" (Kolos. 3, 3), bo "jeszcze się nie okazało czym będziemy"; synowie światłości; wszakże "wiemy, iż gdy się okaże podobni Mu będziemy", Temu, który nas "wezwał z ciemności ku swojej przedziwnej światłości" (I Piotr. 2, 9). Posiadamy już tu ów żywot wieczny przez łaskę, synostwo przybrania, uczestnictwo w naturze Bożej, lecz przymioty jego ujawnią się dopiero w życiu przyszłym, które nie będzie dla synów światłości życiem zasadniczo nowym; przekroczenie progu wieczności będzie dla nich tylko uchyleniem zasłony, gdy ujrzą Boga "jako jest", twarzą w twarz. – Ten pogląd na istotną jednolitość łaski jest kluczem do zrozumienia nadnaturalności wszystkich darów nadprzyrodzonych.

 

–––––––––––

 

 

Ks. Marian Morawski, Dogmat Łaski. 19 wykładów o "porządku nadprzyrodzonym". Z papierów pośmiertnych Autora. Kraków 1924, ss. 7-24.

 

Przypisy:

(1) Ogółem odbyły się w sprawie Pelagiusza od r. 412 do 431 24 synody.

 

(2) W ten sposób cały zasób życia nadprzyrodzonego odzwierciedla niejako naturalny ustrój duszy: łaska poświęcająca jest nową naturą, uczestnictwem w naturze Bożej: z niej wyrastają władze nadprzyrodzone, czyli cnoty wlane, a z tych wykwitają pod tchnieniem Ducha Świętego uczynki zbawienne i zasługujące na żywot wieczny.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMVI, Kraków 2006

Powrót do spisu treści dzieła ks. Mariana Morawskiego pt.
Dogmat Łaski
19 wykładów o porządku nadprzyrodzonym

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: