CUDA I ICH ZNACZENIE W DZIEJACH OBJAWIENIA

 

KS. ANTONI LANGER SI

 

––––––

 

Po stwierdzeniu możliwości i potrzeby Objawienia Bożego, nasuwa się nam mimo woli pytanie, czy i skąd może człowiek zaczerpnąć pewności o tym, że mu Bóg istotnie jakieś prawdy objawił. Odpowiedź na to pytanie będzie przedmiotem naszej rozprawy.

 

Jeśli bowiem Bóg raczy człowieka nauczać swych prawd, i żąda od niego rozumnej wiary jako w prawdy Boskie, koniecznie musi je tak uwydatnić żeby człowiek nie mógł rozumnie powątpiewać o ich pochodzeniu. Pewnymi znakami musi swą naukę opatrzyć, które by nie dopuszczając najmniejszego rozsądnego powątpiewania świadczyły, że Bóg sam w swej nieomylnej mądrości ją do wierzenia przedłożył. Nazywamy te oznaki criteria revelationis, kryteriami Objawienia, ponieważ z ich pomocą słusznie rozsądzić możemy, czy Bóg w rzeczywistości owe prawdy objawił, czy też jakiś oszust pod płaszczykiem powagi Boskiej był ich wynalazcą; nazywamy je też motiva credibilitatis, ponieważ pod ich wpływem uznajemy za wiarogodny sam fakt Objawienia, a konsekwentnie też za wiarogodne prawdy w tym Objawieniu zawarte.

 

Że nauka Boska musi posiadać takie cechy, było to jednogłośną nauką szkoły katolickiej, która z św. Tomaszem twierdzi: "że nikt by nie wierzył, gdyby nie był do tego zniewolony albo widocznością oznak, albo czymś innym podobnym" (1). A Pius IX wstępując w ślady szkoły nie wahał się swą najwyższą powagą polecić: Rozum ludzki, żeby w rzeczy najważniejszej nie ulegał oszukaństwu lub błędowi powinien ze wszelką starannością roztrząsać sam fakt Objawienia dla upewnienia się, że Bóg te prawdy istotnie ogłosił (2).

 

Ale jakież to oznaki być mogą, które by niechybnie świadczyły o Boskim nauki pochodzeniu?

 

Jeśli rzecz a priori rozważamy, to możemy ich szukać tak w istocie samej nauki, jak też w osobach którym Bóg bezpośrednio naukę swą objawił posłannictwem ogłoszenia jej innym. Absolutnie mówiąc mógłby Bóg i innym sposobem dać świadectwo o Boskości swej nauki, wlewając w serca wierzących niewzruszoną o niej pewność i uczucie które rozróżnia niemylnie między prawdziwie Boską nauką a jej fałszerstwem. Nie brakło też filozofów którzy temu Boskiemu "instynktowi" wartość i ważność kryterium Objawienia przyznawali (3). Oznaki pierwszego rzędu są przedmiotowe, drugiego zaś podmiotowe; czy Bóg takimi chciał opatrzyć swą naukę niżej zobaczymy. Najprzód o kryteriach przedmiotowych.

 

Gdyby Bóg chciał taką wzniosłością, mądrością, ścisłością i skutecznością naukę swą obdarzyć, żeby żaden rozum ludzki nie tylko nic podobnego wymyśleć nie był w stanie, a zarazem też każdy z wielką łatwością ogromną różnicę odkryć zdołał między nauką prawdziwie Boską i każdym ludzkim jej naśladowaniem – to by zaiste w samej już istocie nauki Boskiej tkwiły nieomylne znamiona jej Boskości. Takie bowiem przymioty wewnętrzne mogą być wypływem jedynie Boskich przymiotów i bez wszelkiej dwuznaczności prowadziłyby do Boskiego jej nauczyciela.

 

Czy Bóg takie znamiona dał swej nauce, o tym później. Tymczasem przypatrzmy się innym, które wybrał jako przystępniejsze dla wszystkich, pewniejsze i jaśniejsze. Jak król swemu posłańcowi listy wierzytelne daje, ażeby jego słowo przyjęto jako prawdziwie królewską mowę, tak i Bóg swych posłańców w podobne niejako świadectwo zaopatruje, żeby i ich słowo przyjmowano nie jako ludzkie, ale jako Boskie słowo. Te oznaki zaś którymi posłańców swych akredytuje u rodu ludzkiego i Boską powagę im samym i ich słowom jedna, podwójny muszą mieć charakter: najprzód muszą być tego rodzaju, żeby żadna siła ludzka ich stworzyć nie zdołała, po wtóre takie być muszą, żeby każdy rozum z łatwością mógł w nich poznać Boski ich charakter. Pierwszego warunku wymaga niewątpliwa pewność wiary, wtedy tylko bowiem wykluczoną jest wszelka wątpliwość roztropna, kiedy pewnym jest że posłannictwo od Boga pochodzi; drugiego wymaga powszechność wiary, prawda bowiem Boska dla wszystkich jest przeznaczoną, zarówno dla uczonych i nieuczonych, wszyscy bez wyjątku ludzie z wiary mają czerpać swoje zbawienie.

 

Dlatego owe znaki, uwierzytelniające posłańców Bożych muszą być wypływem owych Boskich przymiotów, które wyłącznie są doskonałościami Bożymi i żadnej naturze stworzonej nie są własne, aby ich działalność każdy rozum z łatwością mógł rozróżnić od działalności stworzonej siły i uznać w niej ramię Boże. Takimi zaś doskonałościami Boga są Jego wszechmoc i wszechwiedza. A więc czynami swej wszechmocy i wszechwiedzy Bóg powinien swych posłańców otoczyć, nimi świadczyć że od Niego otrzymali posłannictwo, od Niego otrzymali prawdy do ogłoszenia rodzajowi ludzkiemu. Tymi czynami są cuda i proroctwa. Cudami więc i proroctwami musi Bóg udowodnić powagę swych posłańców, głosicieli swej Boskiej nauki.

 

A zatem cuda i proroctwa najpewniejszym są probierzem Objawienia; czy Bóg w rzeczywistości cuda czynił na korzyść Apostołów swoich to kwestia faktu, o której mowa będzie w następujących rozprawach; czy cuda i proroctwa mogą być znakami Objawienia, to kwestia juris, do zbadania jej obecnie przystępujemy.

 

Praktyczny i filozoficzny materializm, racjonalizm wszystkich stopni aż do niemieckich stowarzyszeń protestanckich (Protestantenverein) wszelkimi siłami starają się cuda w krainie bajek i zabobonów pomieścić. I tak np. Deutsche Zeit- und Streit-Fragen, których celem jest nowoczesną oświatę szczepić wśród ludów, nie wahają się twierdzić "że Bóg dawniejszych religij bezpowrotnie zginął dla ludzi naszych czasów, wskutek dzisiejszej znajomości natury i jej ustaw. W tym wszechświecie nic dziać się nie może przez rękę zewnętrzną, wszystko co się w nim dzieje wypływa z natury rzeczy"; "że Bóg nigdy nadzwyczajną działalnością nie narusza naturalnego i prawnego porządku rzeczy", "że błędne jeszcze jest pojęcie o Bogu, które Go przedstawia jako podobnego do człowieka, jak gdyby samowolnie rządził siłami i prawami świata" (4). Dawid Strauss chwali Darwina i w tym jego najwyższą uznaje zasługę "że otworzył bramę, przez którą szczęśliwsza potomność wyrzuci bezpowrotnie cuda. Każdy kto wie, co w najściślejszym z cudami jest związku, uwielbia go za to jako największego dobroczyńcę rodu ludzkiego" (5). Frohschammer zachęca nowoczesną umiejętność do "złamania i wywrócenia tych spróchniałych podpór chrześcijaństwa" (tak nazywa cuda) (6). A stowarzyszenie protestanckie wychwala mowę Virchowa we Wrocławiu na zgromadzeniu niemieckich lekarzy i badaczów natury, wygłoszoną "jako protest umiejętności z najwyższym (souveräner Ruhe) spokojem założony przeciwko najgrubszemu zabobonowi" (7). Mimowolnie dobrze mówi Protestantische Kirchenzeitung, że daremnie szukać w tej sławnej mowie Virchowa rozwiązania podniesionej kwestii, gdyż znajdujemy w niej tylko bezzasadne twierdzenie, żadnym dowodem nie poparte, "że nie masz siły, która by zdołała choć na chwilkę zawiesić prawa natury".

 

Przeciw tym falangom dzisiejszego niedowiarstwa dość będzie udowodnić: 1) że cuda są możliwe, 2) że cuda prawdziwe łatwo rozróżnić można od działania natury, 3) że cuda mają wartość Boskiej pieczęci na potwierdzenie autentyczności Objawienia. Zacznijmy od pierwszego punktu.

 

Na samym wstępie wypada nam ustalić pojęcie cudu. Poznawszy to, co w chrześcijańskiej filozofii słowem "cud" oznaczamy, łatwiej nam będzie zrozumieć jego możliwość i usunąć wątpliwości co do niej powstające. W tym określeniu cudu pójdziemy drogą wskazaną nam przez św. Tomasza i całej szkoły katolickiej (8).

 

Cud w ścisłym tego słowa znaczeniu jest faktem istotnym i jawnym, podpadającym pod zmysły, którego zdziałanie przewyższa wszelki porządek i wszelką siłę natury. Jest to więc czyn, którego przyczyna sprawcza (causa efficiens) nie da się odnaleźć w dziedzinie sił i możności stworzeń; ale której szukać trzeba w potędze i działaniu bezpośrednim Stworzyciela. Nie każda jednakże bezpośrednia czynność Boża w swym stworzeniu tworzy cuda. Wiele bowiem czynności bezpośrednich Boga, tak w porządku naturalnym jak i nadnaturalnym, bez ustanku zachodzi w naturze stworzonej, a mimo to należy do zwyczajnego ładu świata. I tak np. zachowanie i utrzymywanie istnienia stworzeń (conservatio), zwykła i ciągła pomoc, udzielana stworzeniu przy każdym jego działaniu, czyli tak zwany concursus, samo stwarzanie dusz i wlewanie ich w ciała siłami przyrodzonymi itp. nie liczą się do cudów. Do istoty cudu należy bezpośrednia czynność Boża, występująca ze zwykłego porządku rzeczy od Boga ustalonego (9).

 

Dwojaki więc element stanowi istotę cudu: bezpośrednie działanie Boga w stworzeniu, do jakiego nie uzdolniają go siły przyrodzone, i działanie Boga przekraczające granicę zwykłego porządku, który tak stworzenie w swych czynnościach, jak Bóg sam w nim i z nim działający zachowuje. Jeśli więc mówimy o człowieku, że cud uczynił, nie znaczy to, jakoby człowiek siłą własną od Boga spotęgowaną, albo siłą nową od Boga mu udzieloną, był jego sprawcą, ale że Bóg użył człowieka za narzędzie, aby niewidzialna czynność Jego wszechmocy, uwydatniła się w widzialnym współdziałaniu człowieka.

 

A ponieważ bezpośrednie działanie Boże w trojaki sposób może przewyższać siły natury i jej porządek, trojaki też rozróżniamy rodzaj cudów. Może czynność Boża przechodzić granice wszystkich sił przyrodzonych a to tak dalece, że natura pod żadnym warunkiem nie jest w stanie czegoś podobnego dokonać. Takim cudem np. jest uwielbienie ciała ludzkiego. Albo też działanie Boże może być tego rodzaju, że choć natura jest zdolna tego dokazać, ale jednak nie w takim podmiocie. Tak np. siłami własnymi obdarza natura człowieka życiem, oczy jego światłem; ale żadną miarą nie potrafi ona wlać nowego życia w zmarłego albo przywrócić wzrok ociemniałemu. Albo też wreszcie może działanie Boże różnić się co do sposobu, tak, że natura może być zdolną do takiego czynu i w tym samym nawet podmiocie, ale sposób działania Bożego przewyższa możność sił przyrodzonych. Tak np. może natura swymi siłami powrócić zdrowie choremu; ale bez użycia stosownych środków fizycznych, albo bez zachowania procesu naturalnego potrzebnego siłom fizycznym, i to w jednej chwili – to jedynie zdoła wszechmoc Boża uskutecznić (10).

 

Warto tu nadmienić inną jeszcze klasyfikację cudów, ogólnie w szkołach katolickich przyjętą i powszechnie znaną. I tak odróżniamy cuda ponad naturę (supra naturam), wbrew naturze (contra naturam), poza naturą (praeter naturam).

 

Zasadniczą myślą tego rozróżnienia jest wzgląd na stosunek, jaki zachodzi pomiędzy wypadkiem nadzwyczajnym, czyli cudem, a siłami przyrody. I tak wypadek może być tego rodzaju, że natura zupełnie nie jest zdolną coś podobnego zdziałać i to albo w żadnym zgoła, albo przynajmniej nie w takim podmiocie jak np. wskrzeszenie umarłego, cud taki zowiemy ponad naturę. Wypadek znowu, w którym działanie natury musiałoby przeciwny zupełnie skutek wywrzeć, jak np., kiedy owi trzej młodzieńcy izraelscy rzuceni w rozogniony piec babiloński nie zgorzeli, zwie się cudem wbrew naturze. Albo wreszcie może zajść taki wypadek, że natura potrafiłaby to samo zdziałać, tylko nie w ten sam sposób, jak np. doraźne uzdrowienie chorego – i to zowiemy cudem poza naturą (11).

 

Zanim jednak przystąpimy do zbadania możliwości cudu, na dwie rzeczy musimy zwrócić uwagę. Fałszywym z gruntu i niegodnym Boga jest pojęcie, przedstawiające Go, jako wszechmocnego Stworzyciela, co skończywszy dzieło stworzenia, już się więcej o nie nie troszczy i obojętnie przypatruje się światu, jak siły weń wlane z żelazną koniecznością wykonywają swą pracę i działając na siebie i wzajemnie się modyfikując, zdążają do celu od Boga im wskazanego. Tak Boga pojmować niepodobna. Jest On Panem absolutnym swego stworzenia, w które ciągle wlewa istność raz mu daną, wciąż niejako stwarzając je i współdziałając z każdą jego czynnością, kieruje je do celu, dla którego je z nicości wywołał. Słowem Bóg bez przestanku udziela swej wszechmocnej czynności bezpośrednio stworzeniu, tak, że ono ani na chwilę nie obchodzi się bez osobistego wpływu swego Pana i Boga.

 

Druga zasada, którą sobie przypomnieć musimy, jest następująca. Cel, dla którego Bóg cuda działa, nie mieści się w fizycznym porządku świata, jak gdyby Bóg ich potrzebował do odrestaurowania zniszczonych sił natury albo do wzmocnienia i polepszenia fizycznego porządku rzeczy, ale cel ów leży w wyższym porządku Opatrzności, do którego się stosuje i cały świat fizyczny, ze wszystkimi swymi siłami. Cel cudów jest religijnym i moralnym, gdyż nimi posługuje się Bóg do zaświadczenia o prawdziwości i Boskości swych objawień.

 

A teraz przystąpmy do dowodów. Kto się nie waha uznać wszechmocności Bożej, która jest źródłem cudów, ten logiczną koniecznością musi przypuścić i możliwość cudów. Prawdą jest, że siły natury są dane od Boga, ale pod pewną miarą i nieprzebytymi granicami ścieśnione, cóż więc dziwnego, że nieskończenie większa nad nie wszechmoc Boża więcej od nich jest w stanie uczynić? Widzimy pewne stopniowanie między dziełami samych stworzeń, tak dalece, że co jedno zdolne jest zdziałać, drugie tego nie potrafi: dziecko ma swój własny sposób i dziedzinę działania, której przekroczyć nie może, mąż w sile wieku do więcej i większych czynów jest zdolny, i częstokroć jeden człowiek na większe i potężniejsze czyny zdobyć się może niż drugi. Jeśli więc nie ma w tym sprzeczności , że jedno stworzenie więcej zdziałać zdoła niż drugie, czemuż by Bóg, którego ramię jest wszechmocne nie zdołał uczynić tego, czego cała natura nie jest w stanie sprawić? W całym skarbcu natury nie masz zaiste siły, która by mogła wrócić umarłemu stracone życie, ale czemuż by Bóg nie mógł tego uczynić. Wszakże od Niego pochodzi pierwsze życie i zdolność w naturze do przyjęcia go, dlaczegóżby nie mógł udzielić martwemu ciału zdolności do przyjęcia nowego życia. Kto w tym widzi sprzeczność, ten nie uznaje wszechmocy Bożej.

 

Ale może te prawa, które Bóg w naturze ustanowił i z jej siłami nierozłącznie zespolił, tyczą granicę, której nie wolno Bogu przekroczyć, podobnie jak Mu nie wolno przestąpić praw moralności. Tak rozumują racjonaliści. Dlaczegóżby Bóg miał zmieniać swoje prawa, czyżby się mądrość Jego miała omylić w ich ustanowieniu? czyżby wszechmoc Jego nie zdołała tworzyć rzeczy i praw wystarczających na wszystkie czasy, które by nigdy nie potrzebowały poprawki? czyż samowolność Boga miałaby być tak zmienną jak wola dziecka, żeby z taką łatwością odstępował od praw raz mądrze ustanowionych? Oto pytania dzisiejszej filozofii, w których mieszczą się zarzuty przeciw możliwości cudów (12). Broń to nie nowa. Dla tych samych bowiem przyczyn już Spinoza odrzucał cuda. "Prawa natury, utrzymywał on, które rządzą światem są ustawami Boga, pochodzącymi z Jego niezmiennej istoty i doskonałości. Każdy zatem wypadek wbrew prawom natury sprzeciwiałby się tym samym Boskiej naturze, co jest zupełną niemożebnością" (13). Ale i Spinoza nic nowego nie wymyślił. Św. Tomasz i cała szkoła scholastyczna robiła sobie te same zarzuty daleko gruntowniej i jędrniej, ale – umiała na nie równie gruntowną i jędrną dać odpowiedź (14).

 

Przypatrzmy się trochę bliżej tym prawom natury i ich konieczności, a przekonamy się, że one bynajmniej nie stawiają wszechmocy Bożej nieprzebytych zapór w czynieniu cudów. Istnienia ich dowodzić nie myślimy, bo to zbyt widoczną jest rzeczą. Zadaniem fizycznych umiejętności jest wykrywanie tych praw, wedle których tak ogromne kosmiczne ciała, jak i najdrobniejsze atomy swe ruchy i czynności odbywają. Stara i nowsza filozofia zgadzają się wprawdzie w przypuszczaniu prawa natury ale różnią się w określeniu jego istoty. Co jest więc prawo natury? gdzie trzeba go szukać, czy w rzeczach samych, czy poza nimi, w jakimś osobnym podmiocie, któryby służył za ogólnego kierownika wszechrzeczy?

 

Prawo jest to norma, która każdej sile w naturze się znajdującej, wskazuje sposób i miarę działania (15). Od czasów Newtona nie brakło uczonych, którzy mniemali, że prawem tym jest jakaś samoistna istota, albo siła kosmiczna, wszystkimi rzeczami władająca i kierująca je do ich celów (16).

 

Naukę tę nieraz, ale niesłusznie przypisywano dawnej scholastyce. Ta bowiem umiała odróżnić prawodawcę od prawa. Prawo jest bowiem płodem rozumu i mądrości, które wola prawodawcy nakłada na swych poddanych przez promulgację. Ogłoszenie to prawa może i musi być różne. Jeśli poddanymi są istoty rozumem i wolą obdarzone, promulgacja dokonywa się przez oznajmienie im prawa, z dodaniem sankcji za zachowanie lub za przekroczenie tegoż. Jeśli zaś poddanymi nie są rozumne istoty, ale rzeczy materialne, promulgacja też musi być co do sposobu i istoty materialną. Sam Stworzyciel i Pan tego materialnego świata wycisnął na istocie każdej rzeczy swe prawo i najściślej je zespolił z jej siłami. Stąd niezmierna różnica panuje pomiędzy istotami rozumnymi a nieposiadającymi rozumu. Nad tamtymi panuje moralna konieczność, której często sprzeciwić się może niesforna wola, tymi znowu rządzi fizyczny przymus, któremu siła z żelazną koniecznością ulegać musi. Na tym polega owa konieczność tak w nowszych umiejętnościach przyrody sławiona, a którą i stara filozofia uznaje bez żadnego wahania.

 

Lecz pomimo tej stałej konieczności, wedle której każda siła natury swe czynności niezmiennie odbywa, czyż nie można pod żadnym warunkiem zmienić sposobu i miary działania sił naturalnych? Owszem, doświadczenie uczy nas, że owa stałość wtedy tylko ma miejsce, kiedy jest sama sobie pozostawioną, albo kiedy warunki w których działa pozostaną niezmienne.

 

Jedna atoli siła naturalna może działając na inną siłę zmniejszyć miarę jej skuteczności, albo też spotęgować, może jej całą skuteczność zniweczyć, albo też sposób działania zmienić. Kamień rzucony z góry, według prawa ciężkości upada na ziemię, ale wystarcza siła dziecięcia, aby go w naturalnym biegu zatrzymać. Lot kuli wystrzelonej nie zależy jedynie od siły pchającej, ale zostaje także pod wpływem siły ciężkości i oporu powietrza. Wejrzyjmy w świat organiczny a zobaczymy, jak siła żywotna odmienia czynności sił materialnych. W roślinie np. znajdują się te same elementy materialne co w roli, na której rośnie, z tymi samymi siłami fizycznymi i chemicznymi, których jednakże działanie ulega zupełnej przemianie. Siłami tymi materialnymi włada inna większa siła, która odmienia ich sposób i miarę działania. A choć ta wyższa siła w tym działaniu swym, postępuje wedle pewnego prawa swego, mimo to prawdą pozostaje, że siła w przyrodzie wtedy tylko zachowuje bezwarunkowo prawa swoje, kiedy nie zostaje pod wpływem siły przemagającej. Krótko mówiąc, siły nasze mniejsze są niejako w służbie u sił wyższych i potężniejszych, które według własnego prawa działalność ich ograniczają, potęgują, zupełnie pochłaniają albo i do wyższego działania podnoszą. Cały świat we wszystkich swych częściach i cząstkach daje świadectwo tej prawdzie (17).

 

Lecz ogólne to zjawisko lepiej się jeszcze nam uwydatni, jeśli się przypatrzymy czynności sił materialnych pod panowaniem ludzkiego rozumu i woli. Na żadnym polu wiedzy, odkryć i wynalazków nie pokazuje człowiek tak swojej wyższości nad naturą, jak w panowaniu nad siłami naturalnymi. Umie on doskonale siły i ich czynności ograniczać, paraliżować, sprzęgać, kierować, by wedle jego woli i w oznaczonej chwili rozpoczynały działanie. Każda maszyna jest ilustracją tej prawdy, a im bardziej jest skomplikowana, im więcej ukrytych sił wciągnięto do pracy, im są one różniejsze, tym większy tryumf człowieka nad naturą.

 

Mechanika tak bardzo w naszym wieku udoskonalona niezaprzeczalnym jest dowodem, że w naturze nie ma siły, której by większa siła nie mogła hamować, ograniczyć, spotęgować. Rezultat to postępu fizycznych umiejętności w naszych czasach!

 

Ale czyż sam ten fakt nie świadczy o możliwości cudów? Czyż w nim nie zawiera się ich fundament? Przypatrzmy się trochę bliżej cudom tak zwanym wbrew naturze (contra naturam), przeciw którym najwięcej występuje nowożytna filozofia. Pismo św. opowiada, że król Nabuchodonozor kazał wrzucić w piec rozpalony trzech młodzieńców, odmawiających boskiej czci bałwanowi przezeń postawionemu. Płomień z pieca wybuchający popalił Chaldejczyków w pobliżu stojących, a młodzieńcy wpośród samych płomieni nietknięci zostali tak, iż ani włos z ich głowy nie został uszkodzony. To niepodobna, wołają przeciwnicy cudów! Owszem! Umiejętność pokazuje, że człowiek potrafi siłę sile przeciwstawić, jej działanie ukrócić i zniweczyć. Ludzie umią się ubezpieczyć przed niszczącą potęgą ognia, stawić zaporę jego zapędom, stłumić jego gwałtowność. A czyżby Bóg tego nie potrafił? Czyż świat tak niezależny jest od Boga, że Mu nie wolno wszechmocną ręką sięgnąć w jego mechanizm? Przecież Bóg jest Panem wszechświata, od Niego pochodzą te wszystkie siły i z Jego tylko pomocą i współdziałaniem one wciąż pracują. Boża mądrość granicę, sposób i warunki każdej sile przepisała. Albo czyżby Bogu brakło sposobu siłę ognia lub jakąkolwiek inną w działaniu powstrzymać? Że tak nie jest, to nasz rozum jasno widzi, ale wiedzieć tylko nie możemy, w jaki sposób On to czyni, bo quis consiliarius ejus? Może Bóg sile odmówić swego współdziałania, może warunki potrzebne do jej działania usunąć lub znieść, może inną siłę jej przeciwstawić, i działanie siły pozostanie bez skutku. Wszystko to może Bóg uczynić. Ktokolwiek więc uznaje wszechmoc Bożą, ten też konsekwentnie uznać musi, że Mu nie brak sposobów do powściągnięcia siły naturalnej w jej działaniu.

 

Ale może większą będzie trudność względem cudów trzeciego stopnia, które quoad modum są nadprzyrodzone, jak np. natychmiastowe uzdrowienie bez żadnych fizycznych środków dokonane. Czegóż wymaga taki cud, jeśli nie siły jakiejś, która by albo oddaliła przyczynę, przeszkadzającą regularnym funkcjom organizmu, albo organizm nadpsuty odrestaurowała, albo też wyczerpaną siłę organizmu nową energią napełniła. Częstokroć podobną siłę uzdrawiającą posiadają środki naturalne, jak to pokazuje nauka lecznicza. Działanie jednakże takich środków wymaga czasu, bo cały proces chemiczny, który wywołują w organizmie, odbywa się w pewnym porządku. Takie jest działanie samej natury. Ale czyżby Pan całej natury nie potrafił wykonać tego samego na krótszej drodze? Że Bóg w skarbcu swej wszechmocy posiada tę siłę uzdrawiającą, jest rzeczą jasną, bo od Niego mają ją środki lecznicze. Wszechmoc Boża jest nieograniczoną, a więc niezawisłą od żadnego fizycznego środka, może więc to samo bezpośrednio uskutecznić, do czego naturze dał siłę wystarczającą.

 

Ale przejdźmy już do innych zarzutów przeciw możliwości cudów. Istnieje stały porządek w naturze, twierdzi wielu racjonalistów, od Boga samego ustanowiony, a dlatego nieodmienny jak Bóg sam i Jego wola. Cuda więc byłyby zgwałceniem widocznym tego porządku, a to podałoby umiejętność w najzgubniejszą niepewność, a całe życie ludzkie popchnęłoby w powszechny zamęt. Wszelka bowiem umiejętność o naturze, wspiera się na zbadaniu tego porządku, jaki w owej dziedzinie natury panuje, jeśli ten porządek może być naruszonym, to i wiedza o nim niemożebna; zamiast nauki zupełna niepewność i ciągłe powątpiewanie. A co gorsza, całe życie ludzkie funduje się na tym porządku, rachując na pewność zjawisk naturalnych w nim zawartych. Zmieni się ten tok rzeczy, a ustanie wszelka rachuba pewności, i zapanuje powszechne zamieszanie. Tak twierdzą Tyndall, Helmholtz i Büchner.

 

Ależ czyż to w istocie tak ważny zarzut, czyż nie jest to raczej śmieszna obawa, którą rozwiać może spokojne zrozumienie rzeczy.

 

Istnieje bezsprzecznie porządek natury i to wieloraki, ustanowiony przez niezmienną wolę Boga. I tak widzimy porządek metafizyczny między jestestwami, mający w jestestwie Bożym swój fundament i rację ostatnią. Dalej porządek naturalny, który panuje w wolnych czynach ludzkich, mający początek swój w niezmiennej istocie Boga, tj. w świętości Bożej. Jest i porządek fizyczny, który się rodzi ze stałego zachowania praw naturalnych. A ponad tym wszystkim panuje porządek Opatrzności Bożej, który wszystkimi rzeczami włada według ustaw swej mądrości i wolnej woli.

 

Trzeci i czwarty porządek zasługują na bliższą uwagę, jako ściślej z naszą kwestią związane. Na porządek fizyczny z dwojakiego stanowiska możemy się zapatrywać. Możemy go uważać, o ile w rzeczach samych istnieje, a jako taki nie jest czym innym, tylko stałością praw działających zarówno w najmniejszych cząsteczkach i atomach, jak i w ogromnych ciałach niebieskich, stałością praw, które z niezliczonej ilości najróżnorodniejszych żywiołów tworzą jedną całość pełną harmonii i piękności. Z tej stałości praw wynikają te same zjawiska, a ta regularność, która w nich panuje, drogą nam jest do odkrycia sił natury i praw nimi władających. Porządek ten jest stały, niezmienny i konieczny. Mógłby on być inny, bo mógł Bóg dać swemu stworzeniu inną istotę, przymioty, inne siły, a stąd inne mógł mu przepisać prawa, ale w każdym razie byłby stałym, gdyż sprzeciwiałoby się mądrości i dobroci Bożej zmieniać ciągle istotę i siłę rzeczy i prawa ich działalności. Jest to bowiem własnością Boga, że swym dziełom nadaje swój charakter o ile tylko stworzenie jest zdolne go przyjąć. Byt stworzenia nie jest koniecznym, ale jest wypływem wolnej miłości Bożej, i skoro stworzenie obdarzone jest bytem, to nie sprzeciwia się, by konieczność i niezmienność panowała w jego działaniach i dlatego dał mu Bóg niezmienną naturę, cel i prawa, które niezmiennie spełniając, do swych celów przychodzą. Jest to nauka dawnej katolickiej szkoły, którą zarówno światle jak dosadnio wyłuszczył św. Tomasz. Co do tego punktu zgadzamy się zupełnie z nowożytną umiejętnością.

 

Ale czy cuda rzeczywiście burzą go i wywracają? Bynajmniej! Czy Bóg zmienił porządek natury, kiedy Chrystus Pan chodził po falach morskich? Zaiste nie! Woda nadal zachowała te same przymioty i siłę swoją, prawo ciężkości zostało to samo jak przedtem było. Czyż zmienił Chrystus Pan porządek życia i śmierci, kiedy zmarłego do życia przywołał? Nie, bo i potem to samo prawo panowało. Żaden cud nie zmienia tych praw, sił i przymiotów natury. Bóg, dokonując cudu, użył tylko swego prawa, które nieodzownie posiada, że może bezpośrednio działać w świecie, którego jest najwyższym Panem. Tak król nie zmienia praw, kiedy ułaskawia złoczyńcę na śmierć skazanego, zegarmistrz nie zmienia mechanizmu zegarka i praw jego ruchów, kiedy posunie wskazówkę naprzód, czego by sam mechanizm nie potrafił. Ale może Bóg wolę swą odmienił tak nadzwyczajnym czynem swej wszechmocy? I to nie! Bo cud to nie chwilowy kaprys Boga, ale dekret od wieków w porządku Bożym przewidziany i postanowiony. Cuda nie są poprawkami świata i jego sił i praw nadanych, jak gdyby od początku Bóg nie był w stanie takimi prawami i tymi siłami go obdarzyć, które by na wszystkie czasy mogło wystarczyć; nie! – cuda są świadectwem, że Bóg nie zostawia świata samemu sobie, o nic nie dbając, nie troszcząc się oń, ale ciągle w nim żyje i czynnie nim się zajmuje. Czy może cuda naruszają zewnętrzny porządek zjawisk naturalnych? Wprawdzie cuda są nadzwyczajnymi zjawiskami, ale i ta nadzwyczajność nic nie zmienia w zwykłym biegu świata. Kiedy Chrystus Pan otworzył oczy ślepego, albo w sparaliżowane członki wlał naturalną ruchliwość, albo niemym ustom przywrócił mowę, czyż przez to zmienił regularność zjawisk psychologicznych, chemicznych lub fizycznych? Bóg chciał tylko tym nadzwyczajnym zjawiskiem zwrócić uwagę ludzką na swą obecność szczególną, która w porządku Bożym była potrzebną do wyższych celów od Boga zamierzonych.

 

Nadzwyczajność dalej cudu nie wtrąca w otchłań niepewności ani – wiedzy, ani życia ludzkiego. Proceder nauk naturalnych opiera się na argumentacji indukcyjnej tj. wnioskuje od regularności obserwowanych zjawisk do stałości sił i praw. Nadzwyczajny przypadek, przerywający tę regularność wcale nie zmiesza nauki, która starając się o tłumaczenie wyjątku, szuka tajnej sprężyny jego: czemu siły natury zboczyły ze zwykłej swej drogi – i jeżeli szczęście jej sprzyja, że rozwiązała zagadkę, chlubi się z wielkiego tryumfu, jeśli zaś nie znajdzie drogi do odgadnięcia jej, to przecież nie porzuca swej zdobyczy – lecz albo w tym nadzwyczajnym fakcie uznaje palec Boży, albo jeśli to się jej nie podoba to sam fakt jako niemożliwy odrzuca, kłam zadając świadkom, albo ucieka się do nieznanych jeszcze przyczyn, jak to czyni wielki Tyndall. Podobnie i życie ludzkie nie jest wystawione na niepewność i zamęt. Kiedy Chrystus Pan przechodził przez morze, ludzie bynajmniej nie myśleli, że woda stała się drogą, którą się odtąd bezpiecznie puszczać można. Kiedy mnożył chleb nie porzucili pracy myśląc, że chleb sam z siebie tajemnymi siłami będzie się mnożył. Albo kiedy zmarłych wskrzeszał, nikt nie sądził, że śmierć już swą siłę straciła.

 

Cuda, jako wypadki nadzwyczajne – przekraczające zwykły bieg natury zostają mimo to w najściślejszym związku z porządkiem moralnym człowieka, któremu służy cały porządek materialny świata.

 

Nad całym stworzeniem panuje porządek Boskiej Opatrzności, która wszystko kieruje do owego wzniosłego celu, dla którego wszystko stworzył. A w tym porządku, jak każda rzecz stworzona, tak i cuda mają swoje miejsce harmonijnie zastosowane do całości. Cel Opatrzności Bożej, z którego wyrasta cały porządek wszechrzeczy stworzonych – jest chwała Boża. Bóg chciał, żeby istota nieskończonego uwielbienia godna – była też uwielbiona od tysiąca stworzeń, które Jego miłość bytem uszczęśliwiła. Dlatego stworzył człowieka, dał mu serce i wolę do umiłowania Go, i rozum do poznania wielkości i piękności i wszelkiej dobroci Bożej, aby z tego poznania czerpał miłość, cześć i uwielbienie dla swego Stwórcy. I aby ten rozum jego miał skąd czerpać prawdziwe poznanie Boga swego i Jego doskonałości rozwarł przed nim księgę natury, w której każda litera, każdy znaczek, opowiada chwałę Boga (18).

 

Ale ta księga niezrozumiałą jest dla oka ludzkiego namiętnościami serca zaciemnionego. Dlatego też Opatrzność Boża dała nam inną księgę, nauczającą znajomości Boga – księgę Objawienia. Pisał ją Bóg na tablicach serc ludzkich mową proroków, Apostołów i piórem mężów, Boską inspiracją oświeconych. Ale aby człowiek zrozumiał jej pochodzenie opatrzył ją Bóg w charakter swój przez pewne a nieomylne znaki tj. cuda. Jest to nauką św. Augustyna, św. Tomasza, całej szkoły katolickiej.

 

Dość często spotykamy się z innym zarzutem: "nie doznałem cudu, więc w niego nie wierzę". Na taki zarzut odpowiadać tu nie myślę.

 

Jak Chrystus Pan nie chciał zaspokoić ciekawości Heroda – tak Bóg nie zadawala ciekawości mędrców tego świata. Są cuda – cały Kościół Chrystusowy na cudach się opiera, bez cudów nie byłby powstał, i nie rozpowszechniłby się po całym świecie, nie przetrwałby 19 wieków walk ogromnych, z których każda przez się wystarczała do jego zaguby.

 

Jasno stąd widać niekonsekwencję niektórych nowszych Apologetów chrześcijańskich, co chcieliby z jednej strony ratować rzeczywistość cudów, z drugiej strony bali się twierdzić, że one przechodzą porządek i siłę natury a dlatego zmienili naturę cudów.

 

Tak np. Clarcke protestant Anglik wpadł w błąd dawniejszych okazjonalistów, twierdząc że natura sama wcale nie posiada sił przyrodzonych, a dlatego też żadnych nie potrzebuje praw które by nią kierowały w jej czynnościach, lecz że Bóg w stworzeniach swoich sam bezpośrednio wszystko działa, z tą tylko różnicą, że zwyczajnie w ten sam sposób postępuje, a niekiedy dla pewnych przyczyn zmienia tryb swojego działania, a taki wypadek nazywamy cudem (19).

 

Bonnet innej szukał drogi do ocalenia cudów bez nadwerężenia praw natury. Dwa są według niego porządki sił przyrodzonych, jeden obejmuje siły nam znane, inny dla nas tajne, każdy własne posiada prawa. Zwyczajnie działają siły znane wedle praw nam wiadomych – niekiedy znów z postanowienia Bożego działają siły tajne wedle praw nam niedostępnych – a wtedy mamy cuda (20).

 

Houtteville znowu twierdził że jeden jest porządek sił stworzonych ale że koniecznym jest podwójny porządek praw. Jeden to prawa znane – a działanie według ich przepisów stanowi porządek zwyczajny natury – drugi zaś porządek praw, przed nami jest tajemnicą pokryty i kiedy w naturze dzieje się coś wedle niego, zowiemy to cudem (21). Koniec końców – granic natury – cuda nigdy nie przekraczają.

 

Słówko odpowiedzi wystarczy: Clarckego nauka dawno już odrzucona (22). Bonnet i Houtteville zgrzeszyli pobożną bojaźliwością. Ktokolwiek bowiem wierzy i uznaje wszechmoc Boga i zupełną nieustanną od Niego zawisłość świata, nie ma w tym trudności – by uznać że Bóg może bezpośrednio działać w swym stworzeniu a w tym działaniu przechodzić poza granice sił, którymi obdarzył naturę stworzenia. Bywają okoliczności w życiu ludzkim, w których i lekkomyślny człowiek nawet przypomina sobie zapomnianą modlitwę, błagając Wszechmocnego o ratunek; a i niewierzący też drzemiącą w sercu wiarę w Boską wszechmoc obudza, i o cuda prosi, o wyższą pomoc której natura dać nie może. To świadectwo – świadectwo animae naturaliter Christianae, z głębi serca wychodzi – to świadectwo prawdy. (C. d. n.)

 

X. Antoni Langer

 

–––––––––––

 

 

"Przegląd Powszechny", Rok czwarty. – Tom XIV. Kwiecień, maj, czerwiec 1887. Kraków. DRUK WŁ. L. ANCZYCA I SPÓŁKI, pod zarządem Jana Gadowskiego. 1887, ss. 442-457.

 

Przypisy:

(1) S. Thomas, Summa theologica, 2. 2, q. 1, a. 4, ad 2.

 

(2) Encycl. d. Nov. 1846.

 

(3) Eg. Denzinger, Religiöse Erkenntniss, II. B., p. 291 SS.

 

(4) Jahrgang 2 Hest 31. Die Religion im Zeitalter Darwins Heinrich Lang.

 

(5) Der alte und neue Glaube, P. 117.

 

(6) Das neue Wissen und der neue Glaube, S. 39.

 

(7) Protestantische Kirchenzeitung, d. d. 26 Sept. 1874.

 

(8) S. Thomas, Summa theologica, 1, q. 105, ad 5. 6. 7; 2. 2, q. 178, art. 1, ad 3. – Contra Gentes, l. III, c. 101.

 

(9) S. Thomas, Summa theologica, 1, q. 105, a. 7, ad 1.

 

(10) S. Thomas, Summa theologica, 1 p., q. 105, art. 8.

 

(11) S. Thomas, De Potentia, q. 6, art. 2, ad 3. Summa contra Gentes, l. III, c. 101.

 

(12) Müller, Das Wunder Froschhammer, l. c., S. 160.

 

(13) Spinoza, Opera.

 

(14) Summa theologica, 1, q. 105, art. 6. Contra Gentes, l. III, c. 98.

 

(15) S. Thomas, Summa theologica, 1. 2, q. 90, art. 1.

 

(16) Liebmann, Gedanken und Thatsachen, 1. Heft, S. 117.

 

(17) Pesch, Welträthsel, B. II, S. 269.

 

(18) Ps. 18.

 

(19) Traité de la religion chrétienne, Ch. 19.

 

(20) Recherches philosophiques sur les prouves du Christianisme, Ch. 5.

 

(21) La religion chrétienne prouvée par les faits, L. I, ch. 6.

 

(22) S. Thomas, Contra Gentes, l. III, c. 69.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXXI, Kraków 2021

 

( PDF )

 

Powrót do spisu treści dzieła ks. Antoniego Langera SI pt.
CUDA I ICH ZNACZENIE W DZIEJACH OBJAWIENIA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: