DZIEJE NARODU POLSKIEGO

 

(WIECZORY POD LIPĄ)

 

LUCJAN SIEMIEŃSKI

 

––––––––

 

WIECZÓR IX.

 

Niedobrze kiedy młodym królem rządzą opiekuni. – Bolesław Wstydliwy dochodzi do pełnoletności i żeni się z Kunegundą. – Była to święta pani. – Jakim sposobem odkryto sól? – Straszne wpadnienie Tatarów; pod Legnicą ginie Henryk Pobożny. – Naród się niemczy i za to go Pan Bóg karze. – Leszek Czarny pobił Jadźwingów. – Tatarzy znają drogę do Polski, bo znowu wpadli i dużo ludzi zabrali. – Leszek uciekł przed nimi. – Żona Leszka fałszuje testament i zapisuje Polskę królowi czeskiemu. – Przemysław koronowany królem polskim. – Śmierć jego żony Ludgardy. – Przemysława zabijają Brandenburczycy.

 

BOLESŁAW WSTYDLIWY

 

Po śmierci Leszka okrutnie zabitego w Gąsawie nastąpił Bolesław Wstydliwy, syn jego. Nie miał on wtedy jak lat sześć, trzeba mu zatem było opiekuna. Rzecz to łakoma opieka nad małoletnim królem, bo w takim razie dziecko właściwie nic nie znaczy, a opiekun wszystko. O tę więc opiekę dobijali się Konrad książę mazowiecki i Henryk książę wrocławski. Zrazu Henryk, pobiwszy Konrada, opiekował się Bolesławem; ale potem Konrad znowu wziął górę.

 

Było tych swarów co niemiara, aż póki Bolesław nie przyszedł do lat, a wtenczas, aby się wzmocnić na tronie, ożenił się z Kunegundą, córką Beli króla węgierskiego. Była to pani bardzo pobożna i zapewne dobroczynna, bo lud nasz dziwne cuda o niej rozpowiada; między innymi ten, że kiedy była jeszcze w Węgrzech, rzuciła w studnię, gdzie kopano sól, złoty pierścień, a potem, przybywszy do Polski, kazała kopać ziemię w Wieliczce, gdzie znaleziono jej pierścień w bryle soli r. 1252. Tym sposobem jej winniśmy odkrycie tego wielkiego bogactwa, jakim jest sól, bez której, jak wiecie obejść się nie można.

 

Za panowania Bolesława Wstydliwego nowe wielkie nieszczęście zwaliło się na Polskę i kraje słowiańskie. Oto w Azji nad Morzem Czarnym i Kaspijskim, na nieprzejrzanych stepach mieszkał lud dziki, niemający domów tylko namioty, innego gospodarstwa, tylko konie i wielbłądy, innego przemysłu, tylko rabunek i łupieże. Twarz tego ludu była ogorzała, śniada, oczki maleńkie, a nosy płaskie, za napój mieli kobyle mleko i krew, za jadło końskie mięso. Ludzie ci nazywali się Tatarowie. Już dawniej słychać było o ich napadach na Ruś, gdzie wszystko, co żyło, pędzili w niewolę czyli jasyr; wsie, miasta palili i z ziemią równali. Ta plaga zwaliła się na koniec na Polskę. Wpadli naprzód do Sandomierza, spalili go, lud wymordowali; polskie wojsko stawiło im czoło, ale je rozproszyli. Dalej ciągnęli na Kraków; Bolesław uciekł w góry Karpackie – Tatarzy spalili Kraków i poszli do Wrocławia, którego tenże los spotkał. – Dopiero pod Legnicą, śląskim miastem na Dobrym Polu, czekał na nich Henryk Pobożny książę legnicki. Zebrał on był znaczne wojsko przeciw tej ćmie tatarskiej, byli tam i Krzyżacy i Niemcy i Czesi. Wojsko to podzielił na cztery hufce. Zrazu chrześcijanie przemogli pogan, ale potem, gdy ktoś zawołał: uciekajcie! uciekajcie! jaki taki myśląc, że już wszystko stracone, dalejże w nogi. Henryk Pobożny trzymał się jeszcze ze swoim hufcem, choć na niego tysiące Tatarów następowało, wypuszczając tyle strzał, że aż z dnia noc się robiła. – Wtem jeden Tatarzyn ukazał się z chorągwią, na której była litera X, a na wierzchu głowa jakaś człowiecza z brodą długą, z której paszczy wybuchał na naszych dym smrodliwy, tak, że to chrześcijan okropną przeraziło trwogą (*). Henryk z rozpaczy rzucił się na nieprzyjaciela i został zabity; potem mu głowę odcięto i na włóczni noszono po tatarskim obozie. Po takiej klęsce wielki padł postrach na chrześcijan; ale i Tatarowie niemało stracili, bo już nie szli dalej. Po tej bitwie nazbierali oni dziewięć worów uszów; oderznąwszy u każdego trupa po jednym uchu.

 

Po takich nieszczęściach, gdy cokolwiek naród odetchnął, sprowadzono z gór węgierskich Bolesława, który wiele miał jeszcze kłopotów z niespokojnym swym stryjem Konradem, ale na szczęście, ten zły książę niedługo umarł. – Nie było jednakże końca kłótniom między książętami na Śląsku i Wielkopolsce, a co najgorsza, wielu z tych książąt pokumało się z Niemcami, zaczęto od nich pożyczać pieniędzy i w zastaw dawać polskie wsie i miasta. Przyczyniła się do tego zniemczenia w Śląsku niemało żona Henryka Brodatego Jadwiga, Niemka, która dla świętobliwego życia zakończonego w klasztorze Trzebnickim pod Legnicą, przez nią założonego, w poczet Świętych policzona. Ta pobożna i dobroczynna pani, przez nawałę tatarską wyludnioną śląską krainę, niemieckimi mieszkańcami osadziła. Sami nawet książęta polscy chcąc w swym kraju podnieść rzemiosła, rękodzieła i handel, na których oczywiście zbywało, sprowadzali osadników niemieckich, pozwalając im używać niemieckiego języka i rządzić się niemieckim, czyli magdeburskim prawem, i całe miasta tym sposobem na prawie magdeburskim osadzali, wyjmując je z pod prawa polskiego, czyli zwierzchnictwa starostów. – Miasta takowe, złożone z cechów rozmaitych rzemiosł, którym przewodniczyli cechmistrze, obierały sobie ławników, burmistrzów i wójtów (advocatus) czyli magistrat, który miał prawo miecza i nadzwyczajnie surową, jak na owe barbarzyńskie czasy jurysdykcję (tortury, Nemesis Karullina). Tak więc właściwie wyższa oświata niemiecka niemczyła miasta i pograniczne powiaty. Tym sposobem wynarodowiły się z czasem Nowa Marchia i Pomerania. Co większa księża sprowadzani z Niemiec, zwłaszcza po klasztorach, zaczęli uczyć w szkołach polskich niemieckiego języka, ale biskupi polscy spostrzegłszy wnet tę niedorzeczność, nakazali wyraźnie, aby autorów łacińskich i inne nauki tylko łacińskim, albo polskim językiem objaśniano, czym ocalili w znaczniejszych miastach narodowość, polegającą szczególniej na języku, gdy nawet przybyli do miast polskich Niemcy, posyłając dzieci do szkół polskich, z czasem spolaczyć się musieli. Pamiętajcie sobie, kochane dziatki, że dopóki języka, dopóty i Polaka stanie; że język jest najmocniejszą tarczą narodowości. Kto język swój porzucił, ten się już sam wynarodowił, i przyjął z obcym językiem inne zwyczaje, inny sposób myślenia. Porzucać lekkomyślnie poczciwe obyczaje przodków, małpować cudzoziemców w stroju, zarzucać naszą poważną i do klimatu zastosowaną kapotę, czerwoną czapkę, a przestroić się w kusy fraczek i rogaty kapelusz, jest znakiem głupca lub wietrznika, co mu w głowie świta; ale wypierać się samochcąc mowy i wiary ojców, to już przechodzi lekkomyślność i głupstwo; jest to wyraźna zdrada kraju, i dlatego też wszyscy zdrajcy naszego kraju w obcej mowie porozumiewali się z nieprzyjaciółmi, i w obcej mowie targu o kraj dobijali.

 

Bolesław Wstydliwy umarł na koniec, panując najdłużej ze wszystkich królów, bo lat 50. Nie był też to osobliwy pan, do niczego się nie brał, siedział na tronie jak malowany, dlatego pogardzano nim i nie żałowano go. – Gdy nie zostawił po sobie potomka, odziedziczył po nim koronę synowiec jego, prawnuk Kazimierza Sprawiedliwego, Leszek książę kujawski, nazwany Czarnym, od czarnych włosów.

 

LESZEK CZARNY

 

Leszek Czarny objąwszy rządy, wiele miał do czynienia, wprzód z książętami śląskimi, potem z Litwinami i Jadźwingami.

 

O tych Litwinach i Jadźwingach trzeba wam coś nadmienić. Patrzcie na mapie, a zobaczycie kraj z jednej strony oblany Morzem Bałtyckim, z drugiej ciągnący się aż po rzekę Dźwinę, a od Polski oddzielony Niemnem i Bugiem i wielkimi borami. Tu siedziały różne plemiona litewskie, jak Litwini, Żmudzini, Prusacy, Jadźwingowie. Był to naród pogański, czcił Perkuna, bożka piorunów, czcił ogień, który nieustannie palił się na ołtarzu; przy tym wężom cześć oddawał, i miał kapłana najstarszego, który się nazywał Krywekrywejte. Siedzieli w lasach i lubili napadać na pograniczne narody, jak to na Ruś i Polaków, a Niemców, którzy ich chcieli nawracać, nienawidzili nad wszystko. – Jadźwingowie byli nadzwyczaj waleczni i najbardziej dokuczali Polsce, jako najbliżsi sąsiedzi mieszkający w lasach i błotach poleskich i na Podlasiu, byli zaś tak zażarci w bitwie, że jak który gdzie stanął, tak się bił do upadłego, przenosząc śmierć nad niewolę.

 

Otóż Litwa z Jadźwingami w r. 1282 wpadła była do Polski, Leszek Czarny zebrał wojsko i wyszedł na nich do Lublina, gdzie wielkie popełnili okrucieństwa. Ale przyszedłszy, już ich nie zastał; wtedy gdy zasnął w namiocie, pokazał mu się św. Michał i powiedział: że śmiało niech ściga nieprzyjaciół. Leszek natchniony dobrym duchem, puścił się z wojskiem w pogoń, i dognał Jadźwingów z Litwinami między rzeką Narwią a Niemnem. Uderzyli natarczywie Polacy na uchodzących, którzy nie mogli się dobrze bronić, obciążeni łupami, i jednych w pień wycięli, drugich w błotach potopili. Jadźwingów wszystkich do szczętu wytępiono. Na podziękowanie Bogu za szczęśliwe zwycięstwo, Leszek wystawił kościół św. Michała w Lublinie, na tym miejscu, gdzie miał sen proroczy.

 

Za jego panowania wpadli znowu Tatarzy, zmówiwszy się z Rusią i prawie jak szarańcza jaka spustoszyli Polskę od Sandomierza do Krakowa; oprócz różnych bogactw, jakie złupili, zabrali nadto z sobą dwadzieścia jeden tysięcy panienek. Wyobraźcie sobie dzieci, jaki to płacz musiał być między rodzicami, którym dziatki wydarto; jak musiano przeklinać słabego Pana, nieumiejącego bronić narodu od tej plagi; albowiem Leszek uciekł był do Węgier, a kraj na pastwę zostawił. Leszek ten nie był zresztą kochany w Polsce, tylko w jednym Krakowie lubili go mieszczanie zniemczeli, dlatego, że się z niemiecka ubierał i lubił tym językiem gadać. – Po jego śmierci i dziesięcioletnim panowaniu, gdy dzieci nie zostawił, brat jego, Władysław Łokietek, chciał osiąść na tronie i z stronnikami swymi wszedł do Krakowa. Ale Krakowianie nie chcieli go, lecz sprowadzili sobie Henryka Probusa, czyli rzetelnego, księcia wrocławskiego. Władysław Łokietek (to nazwisko miał dla małego wzrostu) widząc, że ludzi jego po ulicach w Krakowie zabijają, uciekł do klasztoru Franciszkanów, przebrał się za mnicha, i po murze się spuścił. Henryk niedługo umarł nagle, ale następcą po sobie naznaczył Przemysława książęcia poznańskiego.

 

GRYFINA

 

Kiedy się to dzieje, wdowa po Leszku Czarnym Gryfina, chytra kobieta, kazała napisać zmyślony testament po mężu swoim Leszku Czarnym, którym niby zapisywał Polskę w dziedzictwo królowi czeskiemu Wacławowi, mającemu za żonę siostrę Gryfiny. Jakoż Wacław wkroczył z wojskiem do kraju, i z Władysławem Łokietkiem przez trzy lata wojnę prowadził.

 

PRZEMYSŁAW KSIĄŻĘ WIELKOPOLSKI

 

Kiedy takie zamieszanie trwa w Krakowskiem, w Wielkopolsce Przemysław staje się coraz potężniejszym panem, albowiem Mestwin książę pomorski, oddał mu Pomorze i Gdańsk miasto. Widząc Krakowianie takiego potężnego pana, przy tym śmiałego i gospodarnego rządcę, chcieli koniecznie powierzyć mu Polską koronę. Jakoż panowie przedniejsi i biskupi naradziwszy się z sobą, zwołują zjazd do Gniezna, i tam ogłaszają w r. 1295 Przemysława królem, i co więcej, arcybiskup Gnieźnieński, nazwiskiem Świnka, namaścił go i ukoronował. Otóż po tylu latach, od Bolesława Śmiałego, pierwszy to król był koronowany. – Miał ten Przemysław żonę Ludgardę, córkę księcia Serbii, którą atoli zbrzydziwszy sobie, kazał zamknąć w więzieniu i tam udusić. Ta jego zbrodnia wołała o pomstę do nieba; ludzie też prości śpiewali piosneczki o nieszczęśliwej Ludgardzie po karczmach i po jarmarkach. Ach! żebyście wiedzieli, jak ona tam biedna wyrzeka, jak się męża prosi, aby jej odebrał złoto i perły i wszystkie bogactwa, a w jednej koszuli puścił do domu, do matki i ojca; żeby jej tylko nie odbierał życia. – Kto wie, czy nie za to skarał Pan Bóg Przemysława. Bo gdy wkrótce po śmierci Ludgardy, ożenił się z Ryksą, córką króla szwedzkiego, przyjechał na zapusty do miasteczka Rogoźna, leżącego śród lasów. Miejsce to było w sąsiedztwie margrabiów brandenburskich, którzy się zaczęli lękać potęgi Przemysława; więc też ci zabójcy przybrawszy sobie do pomocy różnych zdrajców Polaków, nieżyczliwych Przemysławowi, podeszli lasami pod Rogoźno i w samą wstępną Środę, raniutko, kiedy jeszcze spał, napadli go. Bronił się Przemysław, ale rozbójników było więcej, więc go zamordowano. Powiadają, że do tego zabójstwa należały familie polskie Zarębów i Nałęczów, które tym ukarano, że bardzo długo nikt z tej familii nie mógł ubierać się w czerwony kolor, jak się szlachta ubierała, ani też nie wolno im było stać w szeregu obok drugich. – Była to słuszna kara na nich, bo ten Przemysław byłby zapewne całą Polskę połączył w jedno, jak za Bolesława Chrobrego; ale widać, że Pan Bóg nie pozwolił mu doczekać tej pociechy.

 

–––––––––––

 

 

Dzieje Narodu Polskiego spisane przez Lucjana Siemieńskiego, a przedrukowane z edycji Poznańskiej, pod tytułem "Wieczory pod lipą" i ozdobione rycinami Antoniego Oleszczyńskiego. 1848, ss. 52-61.

 

Przypisy:

(*) Domyślają się, że to był jakiś sztuczny ogień na postrach zrobiony z prochu, znanego dawniej jak w Europie, w Chinach.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVI, Kraków 2016

Powrót do spisu treści książki Lucjana Siemieńskiego pt.
Wieczory pod lipą czyli Historia narodu polskiego

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: