DZIEJE NARODU POLSKIEGO

 

(WIECZORY POD LIPĄ)

 

LUCJAN SIEMIEŃSKI

 

––––––––

 

WIECZÓR V.

 

Władysław Herman już nie pisze się królem, tylko księciem. Ożeniwszy się, nie ma dzieci; daje na modlitwy do św. Egidziego i Bóg synem go obdarza; gnuśny to pan, dlatego ma faworyta Sieciecha, który za niego rządzi Polską. Synowie Władysława wypędzają Sieciecha. Po śmierci ojca panuje Bolesław, zwany Krzywousty, od młodu na wielkiego rycerza usposobiony. Wojuje ciągle, to z Niemcami, to z Pomorzanami, to z Czechami, to z Rusinami, dzień i noc prawie na koniu. Kłopoty ma ciągłe z bratem Zbigniewem, co mu chciał wydrzeć berło. Każe go oślepić i zabić. Mieszczanie Głogowa odpędzają Niemców od murów. Bolesław bije cesarza na Psim Polu. Jako tchórz jeden, co w bitwie uciekł, obwiesił się. Bolesław pokutuje za to, że brata zabił. Nikt tyle bitew nie wygrał, co on. – Przed śmiercią podzielił Polskę między czterech synów.

 

WŁADYSŁAW HERMAN

 

Naród znowu widząc się bez króla, zaprosił brata Bolesławowego, Władysława Hermana, aby zasiadł na tronie. Ten Władysław nie miał ani odważnego serca, ani tęgiego charakteru, jak jego poprzednicy; przy tym był chory na nogi. Zostawszy monarchą, zaraz sobie źle począł, że się nie kazał koronować królem, tylko został przy tytule księcia, bo i sam Papież nie miał prawa go karać za zbrodnię popełnioną przez brata.

 

Jeszcze nim był nastąpił na tron, miał syna nazwiskiem Zbigniewa, z nieślubną niewiastą; później ożenił się z Judytą, córką króla Czeskiego, ale długo nie miał z nią potomstwa. Poradzili mu księża, aby posłał do Francji do grobu św. Egidziego posłów z darami, na uproszenie dlań potomstwa. Po długich modlitwach i postach, stało się, że Judyta powiła mu syna, któremu dano na imię Bolesław, a że miał z choroby krzywe usta, nazwano go Krzywoustym.

 

SIECIECH FAWORYT

 

Władysław Herman, zwyczajnie jak pan niedołężny i leniwy, dał się za nos wodzić Wojewodzie Krakowskiemu Sieciechowi i zdał nań wszelką władzę, tak, że Sieciech mógł robić, co mu się podobało. Zwykle tacy faworyci są gorsi od najgorszego króla: toteż on, kiedy sobie co upatrzył do kogo, zaraz go karał śmiercią, albo mu majątek zabierał, albo na wygnanie skazywał. Skarżyli się poddani na niego przed Władysławem Hermanem, ale cóż to pomogło, kiedy książę na ślepo mu wierzył. Wielu Polaków nie mogąc ścierpieć takich krzywd i niesprawiedliwości, uchodzili do Czech i tam podmówili księcia Brzetysława, aby się zemścił za nich.

 

Zły to był postępek; albowiem nieprzyjaciela nigdy nie trzeba wołać do kraju, bo to wszystkim na złe wyjdzie. Jakoż tak się stało. Brzetysław, dowiedziawszy się, że Zbigniew, ów nieprawy syn Władysława Hermana, wychowuje się w klasztorze na mnicha, podmówił go, żeby stanął na czele wojska i zbuntował się przeciw ojcu, a raczej przeciw Sieciechowi. Już się miała lać krew braterska, ale Polacy nie chcieli się bić między sobą; co widząc Władysław Herman, oddalił swego ulubieńca Sieciecha, a z synami się pogodził. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że i Bolesław przystał do Zbigniewa, dlatego, iż równie był rozgniewany przeciw Sieciechowi. Kraj na tym najwięcej ucierpiał, bo Sieciech, jako człek waleczny i chytry, umiał sobie robić stronników i długo, długo nie mogli się go pozbyć Polacy. Na końcu wygnano go z kraju. Sam też Władysław Herman umarł, zostawiając kraj dwom synom, Zbigniewowi i Bolesławowi.

 

BOLESŁAW KRZYWOUSTY

 

Polska miała wielu wielkich i małych nieprzyjaciół, jako to: Czechów, Niemców, Rusinów, Pomorzan; trzeba się im było ustawicznie oganiać, a tego nikt lepiej nie potrafił nad Bolesława Krzywoustego. Można o nim powiedzieć, że się wykołysał w zbroi, a zabawką miał szablę i łuk. W dziewiątym swoim roku, mały chłopczyna, prosił ojca na klęczkach, aby go posłał na wojnę z Sieciechem; ojciec rad nierad przyzwolił, i mały Bolesławek równo z drugimi żołnierzami robił służbę w obozie, sypiając na gołej ziemi, stojąc na warcie, już harcując z nieprzyjacielem, wyćwiczył się też na tęgiego żołnierza. Przy tym też był i poczciwego serca, bo choć Zbigniew nie miał prawa panować, on mu przecież pozwolił władać nad Kujawską, Łęczycką i Mazowiecką ziemią; a to najwięcej, że kochał ojca, którego i po śmierci nie chciał obrazić. – Wstąpiwszy tedy Bolesław na tron, zaczął myśleć o ożenieniu się z księżniczką Kijowską. Wesele było bardzo huczne; przed i po weselu wszystkim dworzanom i panom rozdawał Bolesław futra, kożuchy, różne naczynia złote i srebrne; dlatego, aby się wszyscy cieszyli z jego szczęścia. – Jednakże niedługo mógł się bawić i cieszyć, bo ów Zbigniew, głowa niespokojna i przewrotna, zazdrościł bratu, że siedział na tronie, i że on starszy musiał mu być posłusznym; nuż się zmawiać z różnymi nieprzyjacioły, i prowadzić ich na Polskę. Miał dużo do roboty Bolesław, zmuszony bić się z Prusakami, to z Pomorzany, to z Czechami i Niemcami. Wszędzie mu się wiodło pomyślnie, bo był rezolutny i mężny. Raz np. kiedy wojnę prowadził w Pomorskiej ziemi, jakiś rycerz zaprosił go na wesele. Po weselu, Bolesławowi zachciało się polować, bo tam ogromne były lasy i zwierza w nich co niemiara. Wyjechał więc do boru, ale tylko sto ludzi miał przy sobie, a tu tymczasem trzy tysiące obskoczyło go Pomorzan. Dworzanie radzili mu, aby uciekał, ale on odpowiedział: że woli zginąć niż uciekać; poczym spiął konia ostrogą i uderzył obces ze swoimi. Ze stratą kilku orężnych, przerznął się Bolesław przez tłumy nieprzyjaciół, a nie szukając ocalenia lecz zwycięstwa, po raz drugi uderzył na przerzedzone pogaństwo. Po żwawej rąbaninie spędził z placu Pomarzan, straciwszy własnego konia. Wzięli mu za złe wszyscy, że się tak narażał; ale darmo! już taką miał naturę, aby i samemu diabłu nie ustąpić. Domyślano się, że to Zbigniew podmówił tych Pomorczyków, aby Bolesława zabili; Bolesław też z swoimi rycerzami myślał o karze za takie przeniewierstwo.

 

Tymczasem kiedy robiono w Polsce przygotowania do nowej wojny z Pomorczykami, Czesi zaczęli napadać pograniczne zamki. Bolesław widząc, że z jednej i z drogiej strony nieprzyjaciele zbierają się na niego, posłał do Zbigniewa, i tak mu po bratersku mówił: jeden z nas musi panować, a drugi słuchać, inaczej źle będzie w kraju. Albo ty panuj i bij się z nieprzyjacioły, albo mnie nie przeszkadzaj, jeżeli nie chcesz pomagać. – Zbigniew jednakże jeszcze bardziej rozgniewał się na brata; co widząc Bolesław, z Czechami i Pomorczykami zawarł ugodę, a tak zmusił Zbigniewa, że mu się upokorzył; ale nie na długo, bo znowu zaczął buntować się, aż na koniec Bolesław wpadł do Mazowsza, gdzie Zbigniew rządził, i na dobre wygnał go z kraju.

 

CESARZ ZACZEPIA POLAKÓW

 

Teraz znowu z innej strony nieszczęście groziło naszej Ojczyźnie. Henryk V cesarz niemiecki przypomniawszy sobie, że Polska dawniej hołdowała cesarzom, posłał do Bolesława, aby Zbigniewowi oddał pół królestwa, a cesarzowi zapłacił trzysta grzywien, albo też trzystu rycerzy przysłał. Ale Bolesław odpowiedział, że nie myśli nic płacić, ani rycerzy na służbę Niemcom posyłać, a jeszcze mniej wpuszczać do kraju takiego niespokojnego człowieka, jak Zbigniew. Urażony tą odpowiedzią, cesarz Henryk zebrał ogromne wojsko i przyciągnął z nim pod Głogów, miasto na Śląsku. Bolesław tymczasem zbierał to swoich rycerzy, to zaciągał posiłki na Rusi i Węgrzech, ażeby mógł oprzeć się Niemcom, których było dużo i to dobrze uzbrojonych, od stóp do głowy w żelazie.

 

OBLĘŻENIE GŁOGOWA

 

Gdy się tak Bolesław gotuje, aż tu Głogów oblężony przez Niemców, broni się jak może; na koniec mieszkańcy widząc, że mury stare i słabe, proszą cesarza, aby im dał pokój, i w zakład, że się spokojnie przez ten czas zachowają, dali synów swoich cesarzowi; a oraz posłali, dowiedzieć się u Bolesława, czy mają się poddać, czy bronić? – Bolesław rozkazał, aby się bronili do upadłego, póki sam nie nadejdzie im z pomocą. – Gdy się skończył dzień piąty, cesarz posyła, aby się poddali – ale oni zamiast odpowiedzi, zaczęli strzelać z murów, które byli przez ten czas cokolwiek naprawili. Rozgniewani Niemcy, zaraz rzucili się tłumem do szturmu, wiodąc przed sobą synów mieszczan Głogowskich. Lecz ojcowie, którym milsza była ojczyzna, niż własne dzieci, zaczęli z wież i murów rzucać na Niemców kamienie, kłody gwoździami nabite, lać gorącą wodę i wrzącą smołę, tak, że radzi nie radzi, mając dużo zabitych, musieli od Głogowa odstąpić, bo ich także i wojsko Bolesławowe, które nadciągnęło, zaczęło mocno trapić.

 

Bolesław choć miał już dużo rycerstwa, i mógł był z cesarzem bitwę stoczyć, przed stoczeniem bitwy, wyprawił doń posła, aby precz z Polski wyszedł, a więcej jej nie pustoszył. Ale cesarz zawsze się upierał na swoim i żądał daniny i przywrócenia Zbigniewa; na co on poseł nazwiskiem Skarbek, trząsł głową, dając poznać, że z tego nic nie będzie. – Cesarz zaś chcąc potęgę swoją i bogactwa pokazać przed posłem, zaprowadził do jednej skrzyni otworzonej i napełnionej złotem, mówiąc: mam ja czym pana twego pobić. – Na co poseł zdjął kosztowny pierścień z palca i cisnął go do skrzyni, dodawszy: idź złoto do złota; my Polacy, więcej się w ostrym żelazie kochamy, niż w złocie. Cesarza to zdziwiło, i odpowiedział po niemiecku: Habdank, to jest: dziękuję. Od tego czasu Skarbkowie otrzymali przydomek i herb Habdanków. – Poseł doniósł Bolesławowi o pysze i uporze cesarza. Zaraz więc Polacy zaczęli ich trapić dniem i nocą tak, że Niemcy musieli precz uchodzić; dopiero pod miastem Wrocławiem przyszło do walnej bitwy, w której Niemcy na łeb na szyję pogromieni, zmykali jak który mógł z pola bitwy; ale wiele ich tam padło trupem; że zaś nie było komu ich grzebać, przeto mnóstwo dzikiego ptactwa, a także psów, rozwłóczyło ich kości. Na tę pamiątkę pole to, będące blisko Wrocławia, dziś jeszcze nazywają Psim polem, po niemiecku Hundsfeld.

 

Bolesław bił się znowu z Pomorczykami, i zdobył ich miasto Nakło; bił się i zwyciężał w Czechach, gdzie Zbigniew przeciw niemu walczył.

 

Zbigniew przekonany na koniec, że nic nie wskóra przez podburzanie na brata Czechów i Pomorzan, posłał do niego, prosząc o przebaczenie, obiecując być nadal posłusznym. Ulitował się nad nim Bolesław, i pozwolił mu przyjechać. Przyjechał więc, ale nie z pokorą, tylko z pychą, każąc bić w kotły i trąby i nieść przed sobą miecz książęcy. Rozgniewało to Bolesława, rozgniewało i polskich panów, tak, że Bolesław kazał go na koniec pojmać i oczy mu wyłupić, z czego Zbigniew niedługo umarł.

 

Postępek ten na bracie dokonany, był wielkim grzechem; postrzegł to sam Bolesław, gdy go sumienie gryźć zaczęło, więc zaczął ciężko pokutować, pościć, a nawet piechotą odprawiał pielgrzymkę do grobu św. Egidziego we Francji.

 

Widać wszakże, że Bolesław nie umiał się wstrzymać w gniewie, i dlatego bywał okrutnym, gdyż później i Skarbimira Wojewodę Krakowskiego kazał oślepić i do więzienia wtrącić, a to za to, że przeciw niemu buntował szlachtę, i chciał więcej znaczyć, jak sam pan. – Postępki takie gwałtowne i okrutne, zasłużyły na karę niebios, gdyż Bolesław dotąd szczęśliwy w tylu bitwach, przy ostatku swego panowania poniósł straszną klęskę. Rusini, którzy mu sprzyjali, póki żyła jego żona księżniczka Kijowska, po śmierci jej zaczęli podburzać na niego Pomorzan i nawet Połowców. Z Węgrami także nie lepiej mu się wiodło, bo gdy Bolesław księcia Węgierskiego Borysa chciał na tronie węgierskim osadzić, i wszedł z nim do Węgier, został zdradą przez nieprzyjaciół otoczony; a widząc, że ich ma i z przodu i z tyłu, wołał na swoich: Bijcie dobrze, wszak nieraz biliśmy w tysiąc, dziesięć tysięcy, – i dobywszy miecza, który żurawiem zwano, wołał: umie mój żuraw dobrze krew toczyć! i za każdym cięciem, trup padał, i płatał ich jak wióry, gdzie tylko się obrócił. – Ale Wojewoda Krakowski, przestraszywszy się takiej siły nieprzyjaciół, zaczął uciekać; za jego przykładem poszli inni. I tak została przegraną bitwa. Bolesław za powrotem, posłał owemu tchórzowi wrzeciono, dlatego, że niegodzien być mężczyzną, tylko babą; skórkę zajęczą, że uciekał jak zając, i garść konopi, iż nie godzien niczego więcej, jak stryczka. Rycerz tym się bardzo zmartwił, z konopi powróz sobie ukręcił, i na dzwonnicy się obwiesił.

 

TESTAMENT BOLESŁAWA

 

Gryzł się co dzień i martwił Bolesław, bo przypominając sobie co dzień własne grzechy, i widząc, że go już szczęście i siły opuszczają, zapadał coraz bardziej na zdrowiu, a przeczuwając, że mu przyjdzie niedługo stanąć przed sądem Boskim, napisał testament, rozdzielając kraj polski między czterech synów; gdy mu zaś przypomniano, że ma jeszcze piątego najmłodszego Kazimierza, któremu nic nie wyznaczył, odpowiedział: że kiedy cztery koła są w wozie, musi tam ktoś piąty na wozie siedzieć i nimi kierować. Co też się i spełniło, bo Kazimierz panował potem nad wszystkimi częściami swych braci.

 

Bolesław kiedy umarł w roku 1139, miał lat 54, a 36 panował. Bitew w życiu wygrał 47, a tylko kilka ku ostatkowi przegrał. Był on dzielnym żołnierzem, ale krajem nie umiał rządzić, jak należy, i zapewne nie był tak sprawiedliwym i dobrym dla poddanych, jak każdy król być powinien, który z swoich uczynków ma przed Bogiem zdawać rachunek. – Należy mu się przecież wdzięczność i pamięć za to, że granice Polski rozszerzył, przez podbicie pomorskich narodów i zajęcie wyspy Rugii, gdzie mieszkali poganie, których on do przyjęcia religii Chrześcijańskiej nakłonił.

 

–––––––––––

 

 

Dzieje Narodu Polskiego spisane przez Lucjana Siemieńskiego, a przedrukowane z edycji Poznańskiej, pod tytułem "Wieczory pod lipą" i ozdobione rycinami Antoniego Oleszczyńskiego. 1848, ss. 30-39.

                                                                   

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVI, Kraków 2016

Powrót do spisu treści książki Lucjana Siemieńskiego pt.
Wieczory pod lipą czyli Historia narodu polskiego

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: