DZIEJE NARODU POLSKIEGO
(WIECZORY POD LIPĄ)
LUCJAN SIEMIEŃSKI
––––––––
WIECZÓR IV.
Jako Mieczysław nie wdał się w ojca? Żona zawojowała go; a po jego śmierci ze skarbami i synem uciekła. – Naród się cieszy z powrotu Kazimierza. Zdrajca Masław ukarany. Bolesław bije Węgrów, Czechów i Rusinów; wziął Kijów i tam w rozkoszach zepsuł się. Żony nie mogąc doczekać się mężów, powychodziły za innych. Bolesława napomina Biskup Szczepanowski. Cud tego Biskupa. Bolesław rozgniewany na niego, zabija go przy Ołtarzu; za co wyklęty ucieka z Polski i pokutuje.
Po śmierci Bolesławowej, choć królem był obrany syn jego Mieczysław II, jednakże naród się długo nie mógł pocieszyć, i przez cały rok nie było tańców, ani zabaw, bo każdy sobie mówił: kto nas teraz będzie bronił od Niemców, kto nas będzie kochał, jak ojciec? I sprawdziła się ta obawa ludu, bo Mieczysław o tyle był ladaco, o ile nieboszczyk dobry. Co tamten zebrał, to ten stracił; co tamten naprawił, to ten zepsuł; tamtego się bali nieprzyjaciele, a tego mieli za nic. Zwyczajnie jak leniwiec, rozpustnik i nikczemnik, co to ani do Boga, ani do ludzi, dał się za nos wodzić żonie swojej Ryksie, która była Niemka. Mówią nawet, że się miodem zalewał i niedługo też umarł; został po nim mały syn Kazimierz, którym się Ryksa opiekowała, a zarazem i rządziła Polską. O był to sądny dzień, co ona wyrabiała wtedy, jak Niemców sadzała na urzędy, a Polaków zrzucała, jak zdzierała ludzi, a Niemców bogaciła; zgoła wszyscy ją przeklinali, a kiedy już wytrzymać nie mogli, zbuntowali się i chcieli ją zabić; ale Niemka nie czekając, zabrała skarb królewski, korony i berła i uciekła z małym Kazimierzem do Niemiec.
Kiedy więc nie było pana i rządcy, każdy robił, co mu się żywnie podobało. Ten dochodził mieczem, dawniejszej urazy na swym przeciwniku, mocniejszy uciskał bezkarnie słabszego; a znalazło się takich najwięcej, co zerwawszy wszystkie karby posłuszeństwa, nie zważając na świętą sprawiedliwość, zebrali się w wielkie kupy, najeżdżali dwory panów i świątynie Pańskie, zabijali szlachtę i księży, przywłaszczając sobie ich majątki i święte kościelne naczynia i sprzęty, łupili, rabowali, palili i wkrótce większą część kraju w pustynię zamienili. Chcąc się uwolnić od dziesięcin, a raczej otworzyć sobie pole do rozbojów i łupiestw, powrócili do niecnego pogaństwa. Słowem powstało w kraju okropne zamieszanie, straszna rzeź panów i księży.
Czesi, widząc jaki nieład w Polsce, zaraz wpadli, paląc po drodze aż do Gniezna. W Gnieźnie zrabowali ze skarbów kościół; chcieli zabrać ciało św. Wojciecha, ale zakrystian pokazał im ciało jednego biskupa, które z sobą wzięli. Skarżyli się o to Polacy do Papieża, ten jednak nie uczynił im sprawiedliwości; skarżyli się do cesarza niemieckiego, ten łakomiąc się na bogactwa gnieźnieńskie, wydał wojnę Czechom, ale także nic nie wskórał.
W takim nieszczęściu naszej ojczyzny, nie widziano innego ratunku, jak w Kazimierzu, który był za granicą. Zaproszono go tedy na tron. Jakoż wrócił po siedmiu latach do Polski i przywiózł z sobą korony, które matka była zabrała. Miał jednakże ciężkie przeprawy ze zbuntowanym ludem, dopóki go nie uspokoił i dawnego porządku nie zaprowadził. Radość przecież z powrotu jego była wielka, bo się naród zbiegał tłumem i jak Zbawiciela witał, śpiewając: A witajże, witaj nasz miły gospodynie!
Na Mazowszu był niejaki chorąży, Masław, ten najdłużej nie chciał się poddać Kazimierzowi, a to dlatego, że wrócił był do pogaństwa i znowu z Mazurami bałwanom się kłaniał, a rozrywał całość polskiego narodu i religii. Kazimierz wyprawił się na niego z wojskiem; wtem razu jednego we śnie słyszy głos: Nie bój się, sprawiedliwość przy tobie, pobijesz pogany! – Ze dniem zaczęła się bitwa i rozpędzono zbuntowanych Mazurów; a Masław opuszczony, uciekł do Prusaków, którzy mu pomagali pierwej, a teraz, widząc, że pobity, powiesili go, mówiąc: Chciałeś być wysoko (to jest królem), bądźże podwyższon.
Kazimierz uspokoiwszy królestwo, nazwanym został Odnowicielem Polski, umarł panując lat 18, zostawiwszy następcą syna swego Bolesława II, zwanego Śmiałym i drugiego syna nazwiskiem Władysława.
BOLESŁAW II ŚMIAŁY
Bolesław zatem, jako starszy, nastąpił po ojcu, koronowany w Gnieźnie. Niedługo potem przybyli do niego, prosząc o ratunek trzej książęta, z swoich krajów wygnani; jeden był Jaromir, książę Czeski, drugi Bela, królewicz Węgierski, a trzeci Izasław, książę Kijowski. Bolesław ujmując się za krzywdy tych książąt, najpierwej poszedł na Czechów, którzy już byli wpadli do Polski i pobił ich na głowę. Potem Węgrów pokonał tak, że za jego pomocą Bela był koronowany królem. Zostawała mu Ruś, tam więc pociągnął i pamiętając, że pradziad jego Chrobry był ją raz zawojował, chciał ją zhołdować i do Polski przyłączyć; zwyciężając po drodze, doszedł do Kijowa; przestraszeni mieszkańcy wyszli z miasta i prosili, aby ich nie karał. Bolesław osadził na tronie Izasława, wojska swoje rozłożył po wsiach, sam zaś został w mieście, gdzie mu się bardzo podobało, bo to kraj bogaty i rozkoszny i dobrze mu tam było, jak u Pana Boga za drzwiami. Ale Rusini krzywili się na rozpustę Polaków, których nazywali Lachami i zbierali się ich wyrznąć, co widząc Bolesław, a mając małe siły, zebrał swoje rycerstwo i wracał ku Polsce. W drodze dowiedział się, że w Węgrach znowu niepokój, pospieszył do tego kraju i wszystkich pogodził. Za powrotem doszła go nowina, że Rusini znowu na kieł wzięli, wygnawszy Izasława, którego on na tronie był osadził; gromadzi więc liczniejsze rycerstwo i idzie na Wołyń, gdzie dobywszy po drodze wiele zamków, stanął pod Kijowem. Książęta ruscy zastąpili mu w dużej sile. Bolesław widząc, że to sama hałastra, a jego rycerze na dobrych koniach i w żelaznych zbrojach, śmiało uderzył na nich i rozpędził. Kijów się zamknął bramami, ale jak Bolesław odciął żywności, miasto musiało się z głodu poddać. Znowu więc Izasława osadził na tronie; a sam myślał z wojskiem w tym mieście przezimować. Podobało się Polakom bardzo w rozkosznym Kijowie; zaczęli więc pić, hulać, rozpustować, tak też i z tęgich mężów i rycerzy, porobiły się niedługo niewieściuchy; bo nic tak człowieka nie psuje, moje dzieci, jak zbytki, a rozkosze niepomiarkowane; zepsuło się i wojsko Bolesławowe, straciło zupełnie serce, ciężyła im żelazna zbroja na karku, ubierali się więc w bławaty i wieńce z kwiatów, i tylko pili, tańczyli, i biesiadowali.
W POLSCE NIEPORZĄDEK
Tymczasem w Polsce bardzo się źle działo; Bolesława siedem lat nie było w domu; a wiecie, że jak gospodarz za drzwi, to czeladź dokazuje; tak też i w niebytności jego dokazywano; słabszy nie miał gdzie się uskarżyć na mocniejszego, mocniejszy zatem rabował i rozbijał po drogach. Żony zaś tych, co poszli z Bolesławem na wojnę, nie mając od mężów przez lat siedem wiadomości, powychodziły za innych.
MAŁGORZATA Z ZIĘBOCINA
Znalazła się była jedna poczciwa niewiasta, Małgorzata z Ziębocina, której mąż także był na wojnie; ciągle napastowana od pachołków, chcących się z nią żenić, nie mogła się im inaczej opędzić, jak zamknąwszy się w wieży, gdzie jedzenie wciągała sobie powrozem. – Mężowie niewiernych żon, posłyszawszy o tym w Kijowie, pospieszali do domu; Bolesław zaś widząc, że go opuszczają i sam także miękkością i zbytkami wycieńczony, pomiarkował, że Rusinom sprzykrzyło się znosić dłużej takie rozpusty i okrucieństwa; więc też rad nie rad za drugimi uchodził.
Za powrotem do Polski strasznie karano niewierne żony; ale zły przykład dał sam Bolesław, bo zepsuty w Kijowie, porwał jednemu szlachcicowi żonę, nazwiskiem Krystynę. Łajał go za to Biskup Krakowski, Stanisław Szczepanowski; lecz kiedy to nie pomagało, wyklął go, to jest zabronił mu bywać w kościele i świętych Sakramentów przyjmować. Ale nim się dowiecie, co po tej klątwie się stało, wprzód powiem historię o tym Biskupie Stanisławie.
Przed laty, nim jeszcze Bolesław wyszedł na wojnę, Biskup kupił był wieś u pewnego szlachcica, nazwiskiem Piotrowina. Zdarzyło się, iż ten Piotrowin umarł, a krewni nieboszczykowi, zaczęli zadawać Biskupowi fałsz, że nieprawnie tę wieś posiadał. Wtedy był zwyczaj, że sami królowie jeździli po kraju i sądzili kłótnie i zatargi. Bolesław właśnie odprawiał sądy koło miasteczka Solca nad Wisłą, w bliskości tej wsi Piotrowina. Krewni zapozwali Biskupa, który nie mając dowodu na piśmie, gdyż wtenczas słowo więcej znaczyło niż pismo, udał się do Pana Boga z gorącą modlitwą, aby za jego niewinnością się ujął. Pan Bóg dał mu więc moc, jako świętemu człowiekowi, wskrzeszenia nieboszczyka. Biskup poszedł na cmentarz, kazał odkryć grób Piotrowina, a dotykając go pastorałem, rzekł: w Imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego, Piotrowinie wstań! – I wstał Piotrowin i przyznał przed sądem, jako wziął słuszną zapłatę od Biskupa. Poczym wrócił do grobu, dawszy świadectwo prawdzie. – Za to więc i za klątwę na siebie rzuconą, miał Bolesław nienawiść do Biskupa i czekał tylko pory, aby się zemścić. Stanisław, mieszkając zawsze w Krakowie, jako Krakowski Biskup, miał zwyczaj chodzić na Skałkę, gdzie był kościołek św. Michała, i tam ranną Mszę odprawiać. Bolesław, upatrzywszy tę porę, wziął z sobą kilku dworzan, poszedł na Skałkę i kazał Biskupa wywlec od Ołtarza; ale ci dworzanie zdjęci przestrachem, nie mogli rozkazu wykonać i na ziemię popadali. Natenczas rozjadły Bolesław sam dobywa szabli, wpada na Biskupa i zabija go przy Ołtarzu, Świętą Ofiarę odprawiającego. – Działo się to dnia 8 maja 1049 roku, dlatego na tę pamiątkę i dziś obchodzimy w tym dniu uroczystość św. Stanisława Męczennika. Po odejściu króla przyleciały orły i strzegły ciała św. Stanisława przez trzy dni od psów i kruków, dopóki kapłani nie przyszli i nie pozbierali porąbanych członków.
Gdy się Papież dowiedział o tej zbrodni, rzucił większą klątwę na króla i rozkazał, aby odtąd monarchów polskich nie koronowano.
Bolesław widział się opuszczonym od swoich, zamknięte miał drzwi od kościołów, a przy tym gryzło go sumienie; więc uszedł do Węgier, gdzie w jednym klasztorze, przywdziawszy włosiennicę, ciężko pokutował za grzechy, posługując w kuchni aż do swojej śmierci.
Otóż moje dzieci, najlepszy macie przykład na tym królu, który był z początku taki waleczny, sprawiedliwy i czujny nad dobrem kraju; a potem, kiedy dał się opanować złemu duchowi, kiedy słuchał złych rad, a nie głosu sumienia, zaraz znikczemniał i z jednej zbrodni brnął w drugą. Ciężka pokuta i pokora zapewne obmyły go z grzechu przed Bogiem.
–––––––––––
Dzieje
Narodu Polskiego spisane przez
Lucjana Siemieńskiego, a przedrukowane z edycji Poznańskiej, pod tytułem
"Wieczory pod lipą" i ozdobione rycinami Antoniego Oleszczyńskiego.
1848, ss. 23-30.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVI, Kraków 2016
Powrót do spisu treści książki Lucjana Siemieńskiego pt.
Wieczory pod lipą czyli Historia narodu polskiego
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: