DZIEJE NARODU POLSKIEGO
(WIECZORY POD LIPĄ)
LUCJAN SIEMIEŃSKI
––––––––
WIECZÓR XX.
Choć był gotowy następca, Polacy woleli go sami sobie obierać. – Olbracht ma poradnika, który dobrze radzi dla króla, ale nie dla szlachty. – Wojna z Wołochami bardzo nieszczęśliwa. – Najgorszy nieprzyjaciel, co z zasadzki napada. – Dużo szlachty ginie od podciętych drzew. – Winę przegranej, składają na Kallimacha doradcę. – Olbracht puszcza się na zbytki, ale do Polski dwa księstwa przyłącza.
JAN OLBRACHT
Już wiecie, jak to po śmierci monarchy, co kilku synów zostawia, jedni chcą tego, drudzy innego mieć królem. To samo było i teraz; chociaż Kazimierz zrobił był testament, jednakże panowie i szlachta chcieli sami sobie pana wybierać; na koniec zgodzono się, aby Jan Olbracht koronował się w Polsce; gdyż Litwa obrała już sobie Wielkim Księciem brata jego Aleksandra; a to dlatego, że Litwinom gwałtem się chciało osobnym być państwem.
Jan Olbracht przez ciąg swego panowania najwięcej słuchał rady Kallimacha, który uciekłszy z Włoch, przy królu znalazł przytułek; był to człek mądry i przebiegły; on to podawał królowi sposoby, jakby wolność odebrać szlachcie, a samemu rządzić udzielnie czyli swoją głową, bez niczyjej rady i bez zezwolenia narodu. Była to ponętna rzecz dla króla, ale nie dla szlachty, co już od Ludwika zaczęła coraz bardziej brykać, zwalając cały ciężar podatków na mieszczan i biednych chłopków, których aby w tym większym utrzymać poddaństwie, postanowiła teraz prawo, że chłopkowi, choćby najbardziej uciśnionemu, nie wolno odchodzić od pana, który mógł go wszędzie ścigać i chwytać, jako swego niewolnika. Również uchwaliła drugie niesprawiedliwe prawo, że chłopek i mieszczanin, choćby i najmajętniejszy, nie może posiadać dóbr, tylko sama szlachta, która tak dalece przywłaszczyła sobie wszelką władzę, że nawet król nic ważnego odtąd bez jej zezwolenia przedsięwziąć nie mógł. Że zaś król za radą Kallimacha, chciał powściągnąć przewagę szlachty, przeto go panowie nie lubili, a nawet obwiniali, że ich umyślnie w wojnie wołoskiej chciał wygubić, aby potem wolniejsze miał ręce.
Miał Olbracht młodszego brata Zygmunta; dla niego to chciał zdobyć wołoską ziemię, aby sobie na niej panował jak książę udzielny; co było jedno, jak wydrzeć jednemu, a dać drugiemu. Ogłasza więc Olbracht pospolite ruszenie w całej koronie i Litwie; to jest każdego szlachcica wzywa, co ma zdrowe ręce, aby brał szablę, siadł na konia i ciągnął pod Lwów. – Zebrało się duże wojsko, bo około 80 tysięcy, a samych wozów z żywnością i z rzeczami miało być około 30 tysięcy. Straszna ta siła ciągnęła ku ziemi wołoskiej, o czym posłyszawszy Stefan Hospodar, wysłał posłów do króla, prosząc go, aby mu dał pokój, aby szedł lepiej na Turka, a nie na chrześcijan. Król nie usłuchał dobrej mowy, zdobywając niektóre miasta. Trzeba wiedzieć, że Wołoszczyzna, to kraj wtedy był bardzo dziki jeszcze i mający nieprzebyte bory i góry niemałe. Dlatego Wołosza nie wyprowadziła wojska swego w gołe pole, ale po kryjomu z zasadzek napadała na Polaków, co za żywnością lub za wodą chodzili i zabijała ich i brała w niewolę. Łatwo pojmiecie, że to nie na rękę wojować z takim nieprzyjacielem, co siedzi gdzieś przyczajony za skałą lub drzewem i w najgorszym miejscu wsiądzie ci na kark, a nim chwycisz za szablę, on ci już odciął głowę. Otóż król i inni rycerze, widząc, że to nie przelewki, że coraz więcej ginie naszych na próżno, pogodził się ze Stefanem i kazał wojsku wracać do Polski. Że zaś były dwie drogi, jedna polami długa, a druga wielkim bukowym lasem, co się zwał Bukowiną, krótsza; przeto każdy wolał jechać krótszą, chociaż Stefan obłudnie czy szczerze ostrzegał, że tam może być jaka zasadzka; nie usłuchano go jednakże i pociągnięto borem; ale cóż się dzieje, oto gdy weszli w największą gęstwinę, aż tu zdradliwa Wołosza, popodrzynawszy buki, zaczęła je walić na naszych i tak jak robactwo przywalać i na miazgę druzgotać najtęższych rycerzy. Wyginęło tam co nie miara szlachty polskiej, którą, że nosiła długie włosy, chwytali Wołochowie i na drzewach za włosy wieszali. Od tego czasu nastał zwyczaj, że zaczęto głowy golić, jak to i dziś jeszcze na Rusi zwyczaj między wieśniakami. Ledwie przy pomocy Boskiej wydobyło się wojsko z tej matni i wyszło na łąki, aliści Wołosza zapaliła suche trawy, i nasi piekli się od gorąca, a od dymu dusili. Kto wrócił cały, dziękował Bogu, że go przy życiu zostawił, bo mógł był sto razy zginąć. O tej to wyprawie zostało przysłowie:
Za króla Olbrachta
Wyginęła Szlachta.
Po tej wojnie król oddał się rozkoszom i zabawom w Krakowie, tak że razu jednego powracając z jakiejś nocnej hulatyki w mieście, oberwał porządnego guza; na co naród sarkał i coraz go bardziej nie lubił. Jednakże dwie rzeczy dobre stały się za jego panowania, pierwsza, że księstwo zatorskie kupione zostało przez króla i przyłączone do Polski; druga, że płockie i mazowieckie księstwa miały także być przyłączone do Polski, skoro panujący w tych księstwach książęta wymrą. Panował Olbracht lat 8, a umarł w Toruniu. – On to pierwszy zaczął wielki dwór chować, czyli właściwie mieć płatne wojsko, którego było 1600 koni. Była to rozsądna myśl, bo skoro nieprzyjaciel wpadł do kraju, na pierwszy ogień, nim zebrało się pospolite ruszenie ze szlachty, król posyłał swój dwór i wstrzymywał nieprzyjaciela.
–––––––––––
Dzieje Narodu Polskiego spisane przez Lucjana Siemieńskiego, a przedrukowane z edycji Poznańskiej, pod tytułem "Wieczory pod lipą" i ozdobione rycinami Antoniego Oleszczyńskiego. 1848, ss. 122-125.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVIII, Kraków 2018
Powrót do spisu treści książki Lucjana Siemieńskiego pt.
Wieczory pod lipą czyli Historia narodu polskiego
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: