DZIEJE NARODU POLSKIEGO

 

(WIECZORY POD LIPĄ)

 

LUCJAN SIEMIEŃSKI

 

––––––––

 

WIECZÓR II.

 

Jako przodkowie nasi Słowianie byli poganami. – Jakim się bogom kłaniali? – Lech przychodzi i zakłada Gniezno. Krakus zabija smoka. Wanda topi się w Wiśle, nie chcąc iść za Niemca. Popiel potruł stryjów, za co go myszy zjadły. Naród obiera sobie Piasta wieśniaka. Piastowi pokazują się Aniołowie, i chrzczą mu syna Ziemowita. Wnuk Ziemowita, Ziemomysł ma ślepego syna Mieszka, który cudem przejrzał.

 

Dobrze jeszcze przed zachodem słońca dziadunio siedział na ławeczce pod lipą i tak rozpowiadał słuchającej dziatwie, a nawet kilku starszym parobkom, którzy się chcieli czegoś nauczyć i także słuchali bardzo pilnie.

 

Pamiętacie, com mówił wczoraj, że na tej wielkiej ziemi, która się Polską nazywa, mieszkały rozmaite osady słowiańskie; jedne uprawiały rolę, drugie trudniły się połowem ryb, inne prowadziły życie pasterskie, to jest przenosiły się z miejsca na miejsce z trzodami. Ludy te były jeszcze pogańskie, bo nie miały tak, jak my dziś, wyobrażenia o Panu Bogu, o Chrystusie, o Matce Najświętszej; nie wiedziały, co to kochać bliźniego, jak siebie samego, a Pana Boga nad wszystko; przeciwnie żyły one pomiędzy sobą w niezgodzie; kłaniały się bałwanom, przynosząc im ofiary z bydląt i owoców ziemnych. Te ich bałwany, były z drzewa, gliny, lub kamienia i stały w świątyniach czyli gontynach; także poświęcone im były gaje, źródła i góry. Nazywano je rozmaicie, tak: Perun Jessa, był bogiem piorunu i dnia; Pochwist, bożkiem wiatru; Lel, bogiem miłości; a Łado bóstwo porządku i zgody; i innych jeszcze wiele małych bożyszcz złych i dobrych, o których myślano, że wyrządzają ludziom psoty, albo że dopomagają im w pracy. Ci więc pierwsi poganie nie umiejąc chwalić i kochać jednego Boga, ani żyć dla zbawienia duszy, złe prowadzili życie, nie kochając się między sobą, dlatego też byli dzicy, okrutni, mściwi, a przez to tak słabi, że nigdy nie mogli się oprzeć Niemcom, którzy ich srodze nękali.

 

LECH

 

Tak się to działo przez długie czasy, aż dopiero jakoś lepiej poczęło się, kiedy do Polan, mieszkających koło Poznania i Gniezna (choć nie było wtedy ani Poznania, ani Gniezna), przyszedł z swoim ludem Lech, Słowianin z nad rzeki Dunaju. On to upodobawszy sobie piękną okolicę nad jeziorem, kazał lasy wycinać i budować miasto, które nazwał Gnieznem, z tej miary, iż w borze znalazł dużo gniazd orlich. Orlęta te były białe; a że orzeł jest najmężniejszym ze wszystkich ptaków, przeto Polacy wzięli go sobie za godło, czyli herb; i odtąd orzeł biały z wzniesionymi do góry skrzydłami, jako znak czystości i śmiałego ducha, noszony bywa na chorągwiach i zatykany na wieżach. –

 

DWUNASTU WOJEWODÓW

 

O tym Lechu i innych jego następcach nie ma co powiedzieć, prócz że coraz więcej wsi i miast zakładali i wojny z różnymi ludami wiedli. Gdy zaś nie było z rodu Lechowego następcy, naród zebrał się na Sejm w Gnieźnie, i nie mogąc się zgodzić na jednego pana, co by nim rządził, obrał sobie dwunastu wojewodów. Lecz ci niedługo zaczęli się między sobą kłócić i więcej dbać o swoje dobro, niż o pożytek narodu; przeto lud zbrzydził ich sobie, mówiąc: źle jest mieć wielu panów, lepiej jednego, a dobrego. Więc znowu zgromadzili się do Gniezna i tam poczęli radzić, kogo by na księcia wybrać.

 

KRAKUS

 

Był wtedy zacny jeden mąż nazwiskiem Krakus, który panował nad Chrobatami, co mieszkali nad Wisłą pod górami Karpackimi; jego więc obrano i wybór wszystkim się podobał. Ten to Krakus założył był miasto Kraków, najsławniejsze na całą Polskę; wybudował także przy tym mieście zamek na górze Wawel, zabiwszy wprzód ogromnego smoka, który w tej górze siedział. O tym smoku powiadają taką historię, iż ludzi zjadał i bydło, z czego wielki strach był pomiędzy ludem, a nikogo nie było, co by się odważył zabić tego potwora. Dopiero szewczyk jeden nazwiskiem Skuba, przyszedł raz do Krakusa i dał mu radę, aby wziąć barana, napchać siarką, zapalić i tak rzucić smokowi. Jak poradził, tak się stało.

 

MOGIŁA KRAKUSA

 

Smok połknął barana, siarka zaczęła mu palić wnętrzności; pił a pił wodę, ale ognia nie zagasił i pękł nareszcie. Jamę tę do dziś dnia pokazują i zowią Smoczą jamą. – Ten Krakus, choć poganin, musiał panować sprawiedliwie i dobrze, kiedy po jego śmierci cały lud się zebrał i własnymi rękami usypał mu wielką mogiłę pod Krakowem. Nawet dziś jeszcze obchodzą tam na tę pamiątkę uroczystość Rękawki, dlatego, że w rękach i w rękawach noszono ziemię na grób dobrego pana.

 

WANDA

 

Powiadają niektórzy, że młodszy syn Krakusa dobił owego smoka. Uniesiony zazdrością brat starszy, zabił go na polowaniu, za co wypędzony z kraju, a naród obrał sobie za panią Wandę, córkę Krakusa, cnotami podobną ojcu. Niedługo wszakże cieszył się pięknymi jej cnotami; gdyż jedno Niemieckie Książątko, niejaki Rytygier, gwałtem nalegał, by za niego poszła; ale ona nie chcąc Niemca, odmówiła mu. Niemiec uparty nalega tym bardziej i grozi, że jak nie pójdzie, to z wojskiem wpadnie do Polski. Wanda widząc, że nie ma innej rady, zbiera siły ze swojej strony, a Rytygier ze swojej – przyszło do bitwy. – Niemcy na głowę zostali pobici, a Wanda, zapobiegając, aby biedny naród nasz marnie nie ginął w wojnie dla pięknych jej oczu, skoczyła z mostu w Wisłę i utonęła. Płakali wszyscy tak dobrej Księżniczki i podobnie jak ojcu jej wysypali mogiłę przy Wiśle, gdzie Dłubnia wpada. Jeżeli będziecie, dzieci moje, kiedy koło Krakowa, zobaczycie ten kopiec Wandy i usłyszycie, jak tam o niej śpiewają:

 

Wanda leży w naszej ziemi,

Co nie chciała Niemca;

Lepiej zawsze mieć Polaka,

Niźli cudzoziemca.

 

Po śmierci Wandy nic się dobrego ani pamiętnego nie działo w kraju przez lat wiele; bo tylko same były kłótnie, najazdy i wojny, zwyczajnie jak między poganami.

 

W lat wiele potem zaczęła familia Popielów panować, ale i o tej nie ma co powiedzieć, chyba to, że się na ostatnim Popielu okazała wielka kara Boska, o której do dziś przechowała się pamięć.

 

POPIEL

 

Rzecz tak się miała: Popiel ten nazywany po staremu Chwostkiem, od rzadkich włosów na brodzie i głowie, ożenił się był z Niemką, która go za nos wodziła i do wszystkiego złego podmawiała; on że był słaby, i jak to mówią, chodził w spódnicy, dał się łatwo do złego prowadzić. Toteż niedobrze się działo za niego; na zamku książęcym w Kruszwicy tylko pijatyka, tańce, swawola, a u ludu bieda, skwierk. Stryjowie tego Popiela, poczciwi jacyś ludzie, widząc, jakie stąd nieszczęście dla kraju, nuż mu przedstawiać i radzić, aby się poprawił i złej żony nie słuchał. Niemka dowiedziawszy się o tym, wylękła się, aby jej z królestwa nie wygnano; nuż podmawiać i głaskać męża, aby udał chorego śmiertelnie. Popiel usłuchał jej, położył się w łóżko, a stryjom dał znać, że umiera i chce przed nimi testament uczynić. Zeszli się stryjowie, ubolewali nad jego chorobą i zostali się na wieczerzy, przy której podano wino i miód. Niemkini częstowała ich hojnie i namawiała do picia. – Ale o zgrozo! ten miód i wino były zatrute i wszyscy tego wieczora pomarli. Nie wiedząc, jak pochować ciała potrutych stryjów, wrzucono je do jeziora Gopła. Po niejakim czasie powstała z ich ciał nadzwyczajna moc myszy, które tak zażarcie rzuciły się na Popiela z żoną, że sam nie wiedział, gdzie przed nimi uciekać. Rada w radę, schronił się wreszcie na wieżę, stojącą na jeziorze; ale i tam popłynęły za nim myszy, i zagryzły go na śmierć z całą rodziną.

 

PIAST

 

Po tak ciężkiej karze Boskiej na zbrodniarzu, naród myślał, kogo by wybrać na następcę; zjechał się więc do Kruszwicy. Długo, długo radzono, to tego, to owego zalecano, jednakże zgody nie było; dopiero dziwnym zrządzeniem Opatrzności znalazł się człowiek, co wszystkich ujął za serce. Tym był wieśniak nazwiskiem Piast, kołodziej, człowiek dobry, sprawiedliwy i gościnny. Gdy się bowiem dużo ludu zwaliło do Kruszwicy, a z tego powodu niestało żywności i głód dokuczać zaczynał, Piast skrzętny gospodarz, otworzył swoje spichlerze, częstował miodem, kazał rznąć wieprze i barany, i wszystkich napoił i nasycił. Ten jego dostatek pochodził od Pana Boga, który mu nagrodził gościnny jego uczynek. Gdyż nieco wprzódy urodził się mu był syn, więc zabił był wieprza i podsycił beczkę miodu, aby odprawić obrządek pogański postrzyżyn. Wtenczas przyszli do niego dwaj podróżni z prośbą, aby ich przyjął, gdyż byli wypchnięci z książęcego zamku. Piast z radością posadził za stołem przychodniów, nakarmił ich, napoił, a oni obyczajem chrześcijańskim ochrzcili syna i dali mu na imię Ziemowit, co zrobiwszy, podziękowali i odeszli. Za ich odejściem, niezmiernie się zdziwił Piast i jego żona Rzepicha, że w kadziach przybyło im dużo miodu, a w spiżarni mięsiwa. Tymczasem wiele ludu będącego w Kruszwicy, nie mogąc nigdzie dostać żywności, przyszło pytać Piasta, czy takowej nie sprzeda? Piast dał im darmo najeść i napić się; ci poszli i powiedzieli drugim, a tak całe miasto, dowiedziawszy się o tym, chodziło do niego, jadło i piło, a nigdy ani mięsa, ani miodu nie ubywało Piastowi. Był to widoczny cud, sprawiony przez tych dwóch podróżnych, którzy byli Świętymi Aniołami i zawarli z rozkazu Boskiego przymierze z narodem Polskim, w ten sposób: że skoro naród będzie, jak on Piast, dobry, pracowity, gościnny, sprawiedliwy, wtedy będzie miał wszystkiego dostatek i widoczne błogosławieństwo Boskie spłynie na niego; a przeciwnie, kiedy odstąpi Boga, odda się lenistwu, pozwoli się uciemiężać jak bydło i będzie drugich jak bydlęta ciemiężył, przyjdą na niego wielkie nieszczęścia i będzie rozszarpany w kawały, jak on niedobry król Popiel, którego myszy na kawałki rozdarły.

 

Łaska Boska widoczniej jeszcze okazała się na poczciwym rolniku Piaście, albowiem lud, który potrzebował aby nim kto rządził, jego wybrał sobie, mówiąc: kiedy on sobie tak dobrze gospodarzy, będzie i nami równie dobrze gospodarzył i nikomu krzywdy nie uczyni.

 

Familia tego Piasta panowała na tronie polskim blisko pięćset lat.

 

Wszystko to się działo w dziewiątym wieku po Narodzeniu Chrystusa; a że na wiek idzie po sto lat, tedy porachujcie, a znajdziecie, że około roku 850.

 

ZIEMOWIT

 

Piast żył, jak mówię, blisko 120 lat i jeszcze za życia powierzył rząd kraju synowi swemu Ziemowitowi, który już był chrześcijaninem, jako ochrzczony przez dwóch Aniołów, ale nie był jeszcze oświecony w świętej wierze chrześcijańskiej i modlił się pogańskim obyczajem.

 

Po Ziemowicie nastąpił Leszek, a ten miał syna Ziemomysła, który bardzo się smucił, że nie zostawi po sobie godnego następcy, gdyż syn jego Mieszko czyli Mieczysław był ślepym z urodzenia. Wszakże gdy Ziemomysł sprosił gości do Gniezna na postrzyżyny Mieszka, który miał siedem lat, chłopię nagle przejrzało. Te postrzyżyny były obrządkiem pogańskim, ale Pan Bóg na to cud nad dzieckiem pokazał, aby dał poznać, że ten Mieszko przejrzy prawdziwie, to jest przyjmie z całym narodem wiarę chrześcijańską, co się później spełniło.

 

–––––––––––

 

 

Dzieje Narodu Polskiego spisane przez Lucjana Siemieńskiego, a przedrukowane z edycji Poznańskiej, pod tytułem "Wieczory pod lipą" i ozdobione rycinami Antoniego Oleszczyńskiego. 1848, ss. 7-14.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVI, Kraków 2016

Powrót do spisu treści książki Lucjana Siemieńskiego pt.
Wieczory pod lipą czyli Historia narodu polskiego

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: