Współczesna liturgia: nowa forma kultu dla nowego pokolenia
KS. KEVIN VAILLANCOURT
Redaktor The Catholic Voice
3 kwietnia 2009
roku. Jak na czterdziestą rocznicę doniosłego wydarzenia, dzień ten minął
całkiem spokojnie, prawie tak samo jak każdy inny dzień. Zauważcie, że
dokładnie czterdzieści lat temu Novus Ordo Missae oficjalnie zastąpiło
tradycyjną łacińską Mszę stając się rzekomo właściwym aktem katolickiego kultu.
Od tamtego dnia, ta fałszywa forma kultu – mająca być
wyrazem czci oddawanej Bogu jakoby w imieniu Jego Kościoła – do tego
stopnia wyrugowała prawdziwy kult Boga, że jest teraz nazywana zwyczajną
formą liturgiczną, natomiast liturgię sprzed Vaticanum II nazywa się nadzwyczajną.
Jak katolicy mogli dać się aż tak nabrać by świętą liturgię Kościoła rzymskokatolickiego
określać takim terminem? Powód jest prosty: czterdzieści lat używania
ekumenicznej formy nabożeństwa – ułożonej z pomocą sześciu protestanckich
"ekspertów" i wykorzystującej formułę eucharystyczną, o której nieważności
już wieki temu rozstrzygnął Kościół, Jego doktorzy i teologowie, stwierdzając
między innymi, że nie dokonuje ona przeistoczenia. Ta ekumeniczna forma
stworzyła nowe pokolenie katolików, których wiara i kult tylko z nazwy (do
pewnego stopnia) przypomina jedną, świętą, katolicką, apostolską Wiarę.
Paweł VI wraz z sześcioma protestanckimi "doradcami", którzy wzięli udział w przygotowaniu Novus Ordo Missae.
Podziękował im później za sposób w
jaki sformułowali "zupełnie nowe" formuły, które przydały tekstowi "większej
teologicznej wartości".
Byliśmy ostrzegani przez
papieża św. Piusa X w encyklice Pascendi Dominici gregis o błędach
modernistów, że wewnątrz Kościoła istnieją siły zła dążące do zmiany
wszystkiego, co w naszej religii jest święte. Papież uświadomił nam, że te siły
błędu pracują nad zmianą filozofii, teologii i katolickiej formy kultu. Chcą to
osiągnąć nadając nowe definicje tradycyjnie brzmiącym terminom, co u katolików
wywołuje wrażenie, że wciąż są one katolickie, ponieważ słyszą te same "katolickie"
słowa, nawet jeżeli ich znaczenie dostosowane już jest do ducha "nowej
ewangelizacji". Ten nowy kościół zbudowany na fundamencie modernistycznych
błędów gromadzi teraz miliony katolików troszczących się tylko o te obrazy,
dźwięki, słownictwo i budynki, które mają jakieś podobieństwo do tego co było w
przeszłości. Uważają oni, że są one dowodem na to, iż kościół, który wylągł się
z Vaticanum II jest identyczny z Kościołem założonym przez Jezusa
Chrystusa. Niewiele natomiast się przejmują tym, że wiara i kult tego
kościoła nie przypomina już w niczym tego, co było przez Kościół
przekazywane poczynając od Jezusa Chrystusa a następnie przez Apostołów.
Zostaliśmy ostrzeżeni i pokolenie później zdarzyło się zło, o którym nam
mówiono. Ostrzegano nas, ale jako katolicy niewiele uczyniliśmy by to sobie
wziąć do serca.
Uroczyste składanie Świętej Ofiary Mszy, której pod względem piękna i splendoru nie dorównuje żadna inna forma kultu na ziemi.
To właśnie ona została zakazana w "Czarną
Niedzielę" – 3 kwietnia 1969 roku.
Byliśmy napominani
również przez papieża Piusa XI w encyklice Divini cultus (o Boskim
kulcie) mówiącej o błędach wkradających się do praktyki liturgicznej, pewnych
form kultu, ale najbardziej dostrzegalnych we wprowadzaniu muzyki, która nie
odpowiadała wytycznym papieża św. Piusa X. Na podobieństwo tego co osiągnął
Ariusz wieki wcześniej, poprzez pieśń wyrugowano wiarę u wielu ludzi.
Ostrzegano nas. Napominano osoby mające pieczę nad muzyką liturgiczną, ale
niewielu usłuchało, stawiając swój własny styl muzycznych sympatii i antypatii
ponad nakazy Kościoła i właściwe użycie muzyki kościelnej w kościołach. Wiele
katolickich chórów zaczęło przypominać chóry kościołów protestanckich, kładąc
większy nacisk na wykonywaną muzykę niż "zbędne" czynności
liturgiczne odbywające się w sanktuarium. Zostaliśmy zaalarmowani lecz niewielu
wzięło to pod rozwagę. Smutne jest to, że nawet w dzisiejszych tradycyjnych
parafiach ostrzeżenie przeszło niezauważone. Dochodzi do najróżniejszych
naruszeń papieskiego nauczania dotyczącego reguł właściwego liturgicznego
porządku śpiewu, doboru muzyki w małych kościołach, doboru muzyki
uwzględniającego ducha liturgii oraz okresy liturgiczne roku, itp. Według nich
(jak się nam to mówi), jeżeli postępowano tak w
latach czterdziestych i pięćdziesiątych, to jest to już "tradycyjne",
bez względu na to czy wówczas poprawnie wykorzystywano muzykę. Przy takim
podejściu decydujący wpływ wywiera kierownik chóru, a ludzie są zachwyceni wykonywaną
muzyką, nawet jeśli nie jest miła Bogu ponieważ nie jest miła Jego Kościołowi.
Duchowni nie włożyli wysiłku by zapoznać się z właściwym liturgicznym
zastosowaniem muzyki we wszystkich liturgicznych czynnościach, toteż błędy
przekazywane są dalej za "aprobatą". Przestrzegano nas, a diabeł
zakradał się tylnymi drzwiami pod pretekstem "dobrego kościoła".
Byliśmy ostrzegani, ale niewielu nawet czyta tę ważną encyklikę. Zostaliśmy
ostrzeżeni, dlatego nie możemy zasłaniać się niewiedzą.
Papież Pius XII w
słynnej encyklice Mediator Dei przypominał o tych wszystkich sprawach i
napominał. Ojciec Święty oprócz tego, że starał się za pomocą tej encykliki
ugruntować w katolikach właściwe rozumienie czym jest prawdziwy ruch
liturgiczny, to próbował również pouczyć i przestrzec katolików (poprzez
hierarchię) przed pewnymi fałszywymi praktykami liturgicznymi nie posiadającymi
aprobaty Stolicy Apostolskiej, które pojawiały się na całym świecie. Mimo
papieskiego alarmu wiele z tych błędów (objaśnionych przez Papieża) stało się
zwiastunami posoborowych "reform" liturgicznych. Rozważmy poniższe
słowa encykliki Mediator Dei papieża Piusa XII, mając na uwadze, że
będąc adresowane do biskupów Kościoła przypominają im o ich odpowiedzialności
za swoją owczarnię:
Jeden z pierwszych "eksperymentów" przeprowadzonych na Mszy.
Odprawianie Mszy "twarzą do ludu" w połowie lat pięćdziesiątych.
Papież Pius XII
ostrzegał nas przed tym błędem.
"Koncelebra"
dozwalana niegdyś tylko w bardzo nielicznych wypadkach jest teraz normą w neokościele.
"Trzeba jednak koniecznie, abyście
z natężoną uwagą czuwali nad tymi sprawami, aby nieprzyjaciel nie wszedł na
rolę Pańską i nie siał kąkolu między pszenicę (Mt. 13, 24-25); to znaczy, aby
nie wkradły się do trzód waszych subtelne a zgubne błędy zwane fałszywym
mistycyzmem i szkodliwym kwietyzmem – które to błędy potępiliśmy już, jak wam
wiadomo (encyklika Mystici Corporis) – a również aby nie uwodził dusz
pewien niebezpieczny "humanizm", i by nie zaprowadzała się zwodnicza
doktryna, fałszująca samo pojęcie wiary katolickiej, ani też wreszcie nadmierny
zapał wskrzeszania starożytności w zakresie liturgii. Dbajcie z tą samą
pilnością, aby nie rozpowszechniano fałszywych wymysłów tych, którzy opacznie
mniemają i uczą, że uwielbiona natura ludzka Chrystusa rzeczywiście i zawsze
mieszka w «usprawiedliwionych» swoją obecnością, albo też, że jedna i ta sama
liczebnie – jak mówią – łaska łączy Chrystusa z członkami Jego Ciała
Mistycznego.
Nigdy nie upadajcie na duchu z powodu
pojawiających się trudności. Niech nigdy nie ustaje wasza pasterska
zapobiegliwość. «Grajcie na trąbie na Syjonie..., zwołujcie zebranie,
gromadźcie lud, uświęćcie Kościół, jednoczcie starców, gromadźcie maluczkich i
ssących piersi» (Joel 2, 15-16), i starajcie się wszelkimi sposobami, aby u wszystkich
ludów napełniały się wiernymi kościoły i ołtarze, aby oni jako żywe członki,
złączone ze swoją Boską Głową, krzepili się łaskami sakramentalnymi i razem z
Nim oraz przez Niego sprawowali świętą Ofiarę, a Ojcu Przedwiecznemu oddawali
należną chwałę...
Wolno nam się spodziewać, że te
upomnienia Nasze skłonią opieszałych i opornych nie tylko do staranniejszego i
poważniejszego studium liturgii, ale także do utwierdzenia jej nadprzyrodzonego
ducha w działalności życiowej, według słów Apostoła: «Ducha nie gaście» (I Tes.
5, 19).
Do tych zaś, których pewien brak umiaru
skłania do mówienia lub czynienia czasem rzeczy, których pochwalić nie możemy,
kierujemy ponownie upomnienie świętego Pawła: «Wszystkiego doświadczajcie, a
to, co dobre jest, zachowujcie»
(I Tes. 5, 21), upominamy ich po ojcowsku, aby swój sposób myślenia i działania
zechcieli czerpać z nauki chrześcijańskiej, zgodnej ze wskazówkami nieskalanej
Oblubienicy Jezusa Chrystusa, Matki Świętych.
Wszystkim zaś przypominamy, że trzeba
szlachetną i wierną wolą okazywać zupełne posłuszeństwo świętym Pasterzom,
którzy mają prawo i obowiązek kierować całym życiem Kościoła, przede wszystkim
zaś życiem duchowym: «Bądźcie posłuszni przełożonym waszym i bądźcie im
poddani. Oni bowiem czuwają, jako mający zdać liczbę z dusz waszych, aby
czynili to z radością, a nie z udręką»
(Hebr. 13, 17)".
Ojciec Święty
napominał nas w tak dobitny sposób, że nie trudno było zidentyfikować wiele
liturgicznych nadużyć torujących sobie drogę w Kościele już w tamtych czasach.
Ostrzeżenie pojawiło się w przeddzień modernistycznej destrukcji, dlaczego więc
biskupi nie dostrzegli tych błędów, bardzo ciężko zaniedbując swe pasterskie
obowiązki nie podejmując żadnych działań? Istnieje wiele teorii próbujących
odpowiedzieć na to pytanie. Jednym z faktów jest to, że encyklika Mediator Dei
nie została wszędzie w należyty sposób rozpowszechniona. W praktyce, od
diecezji do diecezji co bardziej "postępowi" liturgiści danego
obszaru starali się ją ukryć. Projektowana przez Piusa XII Komisja Liturgiczna
mająca ochronić liturgię przez zastosowanie nauk zawartych w Mediator Dei
nigdy nie została stworzona; za to komisja, która powstała pracowała nad
zmodernizowaniem liturgii zamiast utrzymaniem jej w czystej i nietkniętej
postaci. Jednakże, nawet jeśliby ta encyklika została właściwie
rozpowszechniona, to czy jesteśmy na tyle naiwni by sądzić, że każdy by ją
przeczytał – zwłaszcza z pośród członków hierarchii – i poczuł się zobowiązany
do obrony owczarni przed wilkiem, który zaczął krążyć coraz bliżej?
Najprawdopodobniej tak by się nie stało, gdyż upadek życia duchowego, światowe
atrakcje i mała pilność w studiowaniu Wiary spowodowały, że tak wielu
zlekceważyło wszystkie dotychczasowe ostrzeżenia. Dlaczego mielibyśmy
przypuszczać, że później sprawy przybiorą lepszy obrót? Czy również my jesteśmy
naiwni? Zostaliśmy ostrzeżeni i nie przejęliśmy się tym.
Przypomniałem
dotychczas zaledwie kilka ostrzeżeń jakich Duch Święty udzielił Kościołowi w
postaci nauczania trzech wspomnianych już papieży. Były też innego rodzaju
"ostrzeżenia" przed tym, co miało nadejść. "Ostrzeżenia" te
nie miały na celu objaśnienia błędów nowych obrzędów. Miały one raczej
usprawiedliwić te zmiany i wszędzie przekonać katolików o ich prawowitości oraz
"religijnej wartości". Vaticanum II rozpoczął swe
obrady 11 października 1962 roku. Pierwszym dokumentem poddanym pod dyskusję
był zaprezentowany 22 października schemat o liturgii Sacrosanctum Concilium.
Nie wszyscy "postępowi innowatorzy" byli zadowoleni z tej decyzji,
gdyż debata nad dokumentem liturgicznym nie miała wysokiej rangi w ich porządku
dziennym. Jednakże naiwnością byłoby uważać, że za tym dokumentem nie stała
pewnego rodzaju szatańska inspiracja obliczona na osłabienie intelektu wielu
Ojców soborowych aby byli gotowi zaakceptować to co miało dopiero nadejść. Sacrosanctum
Concilium cytowane jest nie tylko jako źródło na usprawiedliwienie
wszelkich liturgicznych nadużyć, jakie miały się wydarzyć, lecz również
niektórych nietradycyjnych nauk jakie znalazły drogę do późniejszych błędnych
dokumentów soborowych. Wiele ustępów tego dokumentu jest często cytowanych dla
wyjaśnienia dlaczego łacina została zastąpiona językiem narodowym lub tego, że
"różnorodność kulturowa" w liturgii posiada wartość duszpasterską,
nawet jeśli te elementy kulturowe zaczerpnięte są z pogańskich praktyk. Kevin
Seasoltz w książce New Liturgy, New Laws z 1966 roku, mówi nam (ss. 17 i
18), że "ewidentne było, iż generalnie wśród Ojców soborowych całkiem
silne było pragnienie reformy liturgicznej. Ci, którzy przybyli z krajów
misyjnych oraz z Ameryki Łacińskiej byli szczególnie aktywni w żądaniach
wprowadzenia języka narodowego i adaptacji liturgii do rozmaitych kultur
świata". Nad tymi tematami toczono dyskusje, które opóźniły ostateczne
przyjęcie schematu. Do 14 listopada 1962 roku zatwierdzono większość schematu,
a ostateczne przyjęcie całego dokumentu nastąpiło 22 listopada 1963.
Współczesny francuski biskup koncelebruje "na łonie natury" ze słynnym księdzem-motocyklistą, Guy Gilbertem.
Poniżej, widzimy Gilberta biorącego udział
w "hinduskiej mszy" w 1968 roku.
Wydaje się, że
jeśli w ogóle miało im się udać wprowadzenie mnóstwa innych wyznawanych przez
siebie błędów, które chcieli narzucić wszystkim katolikom, to przyjęcie Sacrosanctum
Concilium stanowiło zasadniczy punkt modernistycznego planu. Seasoltz pisze
następnie w tej samej książce (s. 21): "Zasady
obowiązujące we (współczesnym) ruchu liturgicznym bezsprzecznie obowiązywały
również przy formułowaniu konstytucji o Świętej Liturgii. Miały one także wpływ
na inne soborowe dokumenty, zwłaszcza na konstytucję o Kościele i konstytucję o
Kościele w świecie współczesnym. Jeśli liturgia jest rzeczywiście kulturową
ekspresją Kościoła w świecie [skąd pochodzi ta idea? - ks. K.V.], to bardziej
logiczne byłoby gdyby Ojcowie soborowi najpierw sformułowali konstytucję o
Kościele w świecie współczesnym, następnie przeszli do konstytucji o Kościele i
w końcu do konstytucji o Świętej Liturgii. Kierunek oddziaływania na bieg
wydarzeń był odwrotny". Po upływie ponad
czterdziestu lat, możemy stwierdzić, że wypadki potoczyły się według powyższej
kolejności, z jednej strony dlatego, że modernistyczne błędy musiały być
wprowadzane stopniowo, natomiast z drugiej gdyż było konieczne, aby ludzie
zaczęli modlić się i podążać za współczesnym duchem liturgicznym zanim
osiągnięty został cel ostateczny: "reforma" Mszy. Ponieważ sposób w
jaki modli się ogół ludzi wpływa na to jak ogół ludzi wierzy – czego uczy nas
św. Augustyn – to te publiczne czynności liturgiczne do jakich ludzie byli
przyzwyczajeni uległy natychmiastowej zmianie. Pierwszy w kolejności do
sfałszowania był kalendarz liturgiczny Kościoła, co przybrało takie rozmiary,
że wielka liczba obchodzonych dotąd świąt została albo usunięta albo
przesunięta na inne dni. Jednakże ten los spotkał nie tylko starożytne święta,
lecz przesunięto lub usunięto nawet takie stosunkowo nowe uroczystości jak
święto Chrystusa Króla (wprowadzone przez papieża Piusa XI), święto
Najświętszej Maryi Panny Królowej i jej Niepokalanego Serca (oba wprowadzone za
pontyfikatu Piusa XII). Wraz z tymi znacznymi zmianami następna w kolejce była
eliminacja postu i przepisów abstynencji [od pokarmów mięsnych]. W zapomnienie
poszły pokutne zwyczaje powstrzymywania się od spożywania mięsa we wszystkie piątki
całego roku, zasady postu i abstynencji we wszystkie dni Wielkiego Postu, w
Suche Dni i wigilie świąt kościelnych. Te praktyki, które w szczególny sposób
wspierały ugruntowanie katolickiej tożsamości zostały usunięte ze względu na
propagowanie pośród niekatolików na całym świecie wizerunku
"odmienności". W czasie gdy się to wszystko działo, komisje
liturgiczne pracowały nad zmianami w Mszy – począwszy od hybrydowych,
mieszanych Mszy składających się z modlitw w języku narodowym i po łacinie aż
po "Mszę Normatywną" (prekursora Novus Ordo) – które były następnie
przedkładane i praktykowane w wielu kościołach parafialnych niemal tak szybko
jak tylko zostały wymyślone. Co najgorsze, Ojcom soborowym dane było zobaczyć
najważniejszy projekt podjęty przez te komisje czyli Novus Ordo Missae,
niemal w identycznej formie do tej którą dzisiaj widzimy. Była to
"msza" końcowych ceremonii soboru. Tym to sposobem "mszę
przyszłości" mogli teraz zobaczyć wszyscy i w przeciągu kilku miesięcy
wprowadzono ją do kilku kluczowych diecezji na całym świecie tak, że do 1967
roku wiele parafii używało już nowego rytu przygotowując wszystkich na
obligatoryjne promulgowanie jej w 1969 roku.
Liturgiczną "różnorodność" można znaleźć na "charyzmatycznej mszy".
Poczynając od doboru szat liturgicznych a kończąc na zachowaniu podczas modlitwy,
Novus Ordo Missae pozbawia
katolików "zmysłu świętości".
Te stopniowe
zmiany w liturgicznej praktyce były konieczne aby przyzwyczaić katolików do nowej
eklezjologii oraz przemożnego poczucia stałej i "usprawiedliwionej"
zmiany. Utrzymywanie ludzi w stanie wytrącenia z równowagi nowym nauczaniem i
zachodzącymi adaptacjami liturgicznymi powoduje niestałość w życiu duchowym,
zwłaszcza w okresie gdy samo społeczeństwo zaznaje bardzo poważnych wstrząsów,
wojen i rewolucji. Mimo to pojawiło się wielu katolików, którzy nie
zaaprobowali tych zmian. Nie zwiodła ich zasada stopniowej zmiany, toteż
wybuchła rewolucja innego rodzaju. Rewolta duchowieństwa i świeckich –
ograniczająca się przeważnie do poziomu parafii – dotyczyła tego, co
przedkładano im wtedy jako katolicki obrzęd. 20 marca 1965 roku organizacja Catholic
Traditionalist Movement opublikowała manifest wyrażający wielki niepokój z
powodu "pierwszej fazy szeroko zakrojonego planu zmierzającego do
«sprotestantyzowania» całego katolickiego Kościoła". Mimo, że autorzy tej
pracy wyrażali przekonanie, iż liturgiczne zmiany były bardzo niepopularne, to
później okazało się to nieprawdą. Na początku mogło się wydawać, że ruch
przeciwny zmianom w liturgii i wierze w alarmującym tempie zyskuje nowych
członków, ale moderniści tym się nie martwili. "Wytrzymali do końca"
w swoich planach stopniowego wprowadzania zmian we wszystkich kościołach świata
i wysiłki te miały wkrótce wydać swoje owoce. Zmniejszyła się ilość marszów na
Rzym organizowanych w celu powrotu łacińskiej Mszy, a w końcu zanikły one
całkowicie. W miarę jak ludzie słuchali wygłaszanych z ambon co niedzielę
uzasadnień dla wprowadzania nowych obrzędów zaczęli akceptować "ducha Vaticanum
II" w "posłuszeństwie" wobec sposobu w jaki "duch"
tchnie do Kościoła powiew świeżego powietrza. Pośród wielu sofistycznych ataków
modernistów skierowanych wobec tych, którzy pierwsi podjęli walkę o zachowanie
Tradycji było wskazywanie fałszywego związku prawowitych zmian duszpasterskich
dokonanych w pierwszej połowie dwudziestego wieku z rewolucyjnymi zmianami
liturgicznymi zaproponowanymi w drugiej połowie. Ks. C. J. McNaspy SJ przelał
swe myśli na papier w książce Our Changing Liturgy (1965) gdzie możemy
przeczytać jak w protekcjonalnym tonie daje nam przykład błędnego pouczania (s.
17): "Ponadto,
tradycjonaliści mogliby spokojniej podejść do zmian dokonanych przez Sobór i
wprowadzania ich w życie gdyby się zastanowili nad liczbą znaczących zmian w
praktyce liturgicznej ostatnich lat, do których ludzie się generalnie
przyzwyczaili. Starsi z nas mogą sobie przypomnieć czasy gdy odkładano Pierwszą
Komunię niemal do wieku młodzieńczego; wielu z nas może wydobyć z pamięci jak to
w okresie międzywojennym codzienny mszał wszedł do powszechnego użytku; wszyscy
z pewnością pamiętają ważne zmiany w zasadach postu eucharystycznego. A jeśli
chodzi o porę odprawiania Mszy, to przypominam sobie znakomitego
średniowiecznego latynistę, księdza Otta Kuhnmuencha mówiącego mi w 1937 roku,
że doczekam się wieczornych Mszy. Uważałem wtedy, że dał się ponieść swojemu
optymizmowi. Nikt ze znanych mi osób nie zaproponowałaby odwołania żadnej z
tych zmian. A tymczasem jeszcze kilka lat przed ich upowszechnieniem każda z
nich wydawała się nie do pomyślenia". Taką błędną
logiką karmi się ludzi po to by zaczęli łączyć prawdziwe zmiany duszpasterskie
wspomagające wiernych we wzroście duchowym z rewolucyjnymi i doktrynalnymi
zmianami dokonanymi w Świętej Liturgii – zmianami, które oddziałują nie tylko
na zwykłe duszpasterskie praktyki katolickiego kultu, lecz również na
samą jego prawdziwą i doktrynalnie zdrową naturę. Ale taka jest
metoda działania modernistów. Novus Ordo
Missae staje się obligatoryjna: i co dalej? Prześledziliśmy
wydarzenia, które doprowadziły do promulgacji Novus Ordo Missae Pawła VI
w 1969 roku. Wszelki konserwatywny opór wobec tych zmian zderzył się z postawą
"utrzymania kierunku", niewzruszoną do tego stopnia, że katolicy
zaczęli uważać, iż każdy, kto się tym zmianom sprzeciwiał był w jakiś sposób
przeciwny także samemu Kościołowi. To nastawienie trwa po dzień dzisiejszy.
Zobaczyliśmy również jak wykorzystuje się Sacrosanctum Concilium do
usprawiedliwienia liturgicznego fałszerstwa znanego pod nazwą Novus Ordo
Missae oraz wszystkiego co się z niego wylęgło. Przyjrzyjmy się kilku nowym
naukom by zobaczyć jak stosowano je w przeciągu ostatnich czterdziestu lat. Zgodnie z
dokumentem należało uruchomić dwa zagadnienia kluczowe dla "reformy
liturgii", a mianowicie: wprowadzenie do ceremonii liturgicznych języka
narodowego oraz adaptację liturgii (znaną też jako inkulturację)
do potrzeb człowieka współczesnego. W Sacrosanctum
Concilium język narodowy jest wprowadzony w następujący sposób: KL 36. "§1. W
obrzędach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami
określonymi przez prawo szczegółowe. §2. Ponieważ jednak i we
Mszy świętej, i przy sprawowaniu sakramentów, i w innych częściach liturgii
użycie języka ojczystego nierzadko może być bardzo pożyteczne dla wiernych,
można mu przyznać więcej miejsca, zwłaszcza w czytaniach i pouczeniach, w
niektórych modlitwach i śpiewach, stosownie do zasad, które w tej
dziedzinie ustala się szczegółowo w następnych rozdziałach". Chociaż wyłączne
używanie języka łacińskiego na Mszy i podczas udzielania Sakramentów nie jest
samo w sobie kwestią doktrynalną, to istnieją racje przemawiające za
nieprzerwanym używaniem łaciny jako języka obrządku łacińskiego gdyż dzięki temu
na całym świecie może być zapewniona jedność kultu i precyzja języka
w różnych Sakramentach i błogosławieństwach Kościoła. Ustanowiono komisje do
tłumaczenia łacińskich tekstów na języki narodowe (ICEL było komisją dla krajów
anglojęzycznych). A zatem, używanie języków narodowych uderza w Jedność
– ważne znamię Kościoła – jak również w manifestowaną całe wieki przez Kościół pieczę
w zachowaniu sakramentalnych form dokładnie tak jak zostały przekazane przez
Chrystusa Apostołom, a następnie nam. W świetle tych rozważań powszechne
używanie języka narodowego w Świętej Liturgii można traktować jako pogwałcenie
doktrynalnej czystości publicznych aktów kultu Kościoła, której utrzymania
przez wieki Kościół strzegł.
W czasie ostatnich podróży do Australii i Afryki, Benedykt XVI doświadczył zarówno "inkulturyzacji" w postaci tańca Aborygenów
jak i "afrykanizacji" liturgii... "Inkulturyzacja" to faktyczna
adaptacja pogańskich obrządków do współczesnej liturgii.
Co się tyczy
adaptacyjnych wysiłków posoborowych modernistów, to dokument głosi, że: KL 37. "W
sprawach, które nie dotyczą wiary lub dobra powszechnego, Kościół nie chce
narzucać sztywnych, jednolitych form nawet w liturgii. Przeciwnie, otacza
opieką i rozwija duchowe zalety i dary różnych plemion i narodów, życzliwie
ocenia wszystko to, co w obyczajach narodowych nie wiąże się w nierozerwalny
sposób z zabobonami i błędami, i jeżeli może, zachowuje to nienaruszone, a
nawet niekiedy przyjmuje do samej liturgii, o ile to odpowiada zasadom
prawdziwego i autentycznego ducha liturgii". A gdy chodzi o
to, w jaki sposób ten duch przystosowania stosuje się do Chrztu, to z dokumentu
dowiadujemy się, że: KL 65. "W
krajach misyjnych oprócz tego, co zawiera tradycja chrześcijańska, można
również dopuścić te elementy wtajemniczenia będące w użyciu danego narodu,
które dadzą się dostosować do obrzędów chrześcijańskich...". Jak to nauczanie
jest aplikowane do Mszy możemy (niestety) aż nazbyt często widzieć w niegdyś
katolickich kościołach całego świata.
Wraz z używaniem języka narodowego doszło do niestosownego spoufalenia z liturgią do tego stopnia,
że powszechne
są sytuacje gromadzenia się wokół stołu liturgicznego podobne do tej
przedstawionej na zdjęciu.
Te dwa zagadnienia
otworzyły drzwi generalnej "reformie" świętej liturgii dostosowanej
do potrzeb czasów i ludzi z różnych stron świata. Jeszcze raz powtórzmy,
że jest to zgubne dla znamienia kościelnej jedności i stanowi wytłumaczenie dla
zniekształcania tradycyjnych ceremonii rytu rzymskiego by stały się
bardziej akceptowalne przez niekatolików, zwłaszcza schizmatyków ("... co
zawiera tradycja chrześcijańska...") i protestantów ("... nie chce
narzucać sztywnych, jednolitych form..."). Przejdźmy do
konkretów: Podczas ostatniej wizyty w Afryce, objeżdżając Angolę i Kamerun,
Benedykt XVI znalazł się w samym środku "zinkulturowanej" albo
"zafrykanizowanej" liturgii. Prócz kilku dość niewinnie wyglądających
zdjęć do obiegu publicznego przedostało się niewiele zdjęć dokumentujących
"afrykański ryt". Ktoś obeznany z internetem może zajrzeć na takie
strony jak "youtube" i obejrzeć relacje z afrykańskich procesji na
Offertorium, które daleko wykraczają poza to co moglibyśmy zobaczyć w naszym kraju.
Widać na nich Benedykta XVI obserwującego je z radosnym uśmiechem – wizerunek
"konserwatywnego papieża" jakiego (w mojej opinii) Watykan nie
chciałby upowszechniać na świecie – co wyjaśniałoby wymowny brak dokumentacji
zdjęciowej przeznaczonej do publicznego upowszechnienia. Jednakże wielu
afrykańskich duchownych było zaniepokojonych tym, że nowa (i to ulepszona!)
wersja Novus Ordo (która pewnego dnia będzie używana na całym świecie) została
wypróbowana po raz pierwszy właśnie w Afryce. Poczuli się urażeni tym, że cała afrykańska
liturgia – nawet ich własny przekład wyrazu "eucharystia", który
według nich jest tak "wymowny dla ludzi" – nie została użyta. "Uważam,
że kościół miał dużo szczęścia, iż południowi Afrykańczycy popełnili falstart
ponieważ ukazuje to Watykanowi, że pojawi się ogólnoświatowy problem gdy te
nowe przekłady zostaną zrealizowane" – powiedział ks. Thomas Reese SJ,
starszy wykładowca Woodstock Theological Center na Uniwersytecie Georgetown.
Jak się wydaje, dla niektórych "postępowych innowatorów" liturgiczne
zmiany nie mogą się cofać (chodzi o to, że w Novus Ordo ma być teraz stosowany
bardziej dosłowny przekład z łaciny), ale powinny kroczyć naprzód i nadal
dostosowywać się do duchowego "rozwoju" człowieka.
Wielebny Marcelo Rossi, "ksiądz - gwiazdor pop" przygotował wiadro wody do pokropienia ludzi
obecnych na jego "rockowej mszy". Mamy tu kolejną metodę inkulturacji,
gdzie usprawiedliwieniem dla tego typu zgromadzeń jest to, że obrzędy liturgiczne
odzwierciedlające kulturę masową przyciągają do nich więcej ludzi.
Jednakże niewiele się mówi o tym, że gubi się przy okazji Poczucie Świętości.
Dziesięć lat
temu w jednym z numerów The Catholic Voice opisałem niebezpieczeństwa
tkwiące w pędzie do bardziej "zinkulturowanej" liturgii. Poniżej
powtarzam te uwagi w nadziei przypomnienia tym, którzy jeszcze uczestniczą w
nowym rycie na jakie poważne niebezpieczeństwo narażają swoją katolicką Wiarę przez
obecność na takich "liturgiach":
"Kościół
założony przez Chrystusa z samego założenia miał być misyjny. Sam Chrystus
posłał Apostołów do «głoszenia Ewangelii wszemu stworzeniu» (Mk 16, 15) i przez
Chrzest mieli oni przywieść wszystkich ludzi do jedności wiary i praktyki.
Mieli to czynić ponieważ nasz Pan powiedział, że kto nie posłucha ich nauki nie
osiągnie zbawienia wiecznego. Nie
jestem naiwny w kwestiach liturgicznych. Zdaję sobie sprawę, że Apostołowie
rozeszli się po świecie by głosić Ewangelię i że pierwsze Msze były odprawiane
w języku miejscowych ludów z wykorzystaniem praktyk i zwyczajów, które różniły
się w zależności od miejsca, aż w końcu zostały ujednolicone przez władzę
Kościoła. Mam również świadomość, że pewne obrządki wzrastały w Kościele od
apostolskich czasów i swą bogatą spuściznę liturgicznych zwyczajów zawdzięczają
tradycjom ustanowionym przez poszczególnych Apostołów w miejscach do których
dotarli z głoszeniem Dobrej Nowiny. Jednakże
przyznaję także, że zdecydowana większość mężczyzn i kobiet, którzy na całym
świecie naśladowali Apostołów w misyjnym zapale była rzymskimi katolikami.
Wprowadzili oni praktyki liturgiczne zgodne z rytem rzymskim i czynią tak od
stuleci bez narażania na szwank z samej natury stosownych i godziwych zwyczajów
danej krainy. Poza tym, całkowita jedność z Kościołem założonym przez Jezusa
Chrystusa, która jest niezbędna do wiecznego zbawienia, musi istnieć z
Kościołem rzymskokatolickim, Głową i Matką wszystkich kościołów. Obrządki,
które przyjęły to nauczanie nazywają się unickimi. Kościół respektuje
ich starożytne tradycje i nie narzuca im rytu rzymskiego. Wydaje się, że
zwolennicy Vaticanum II zażenowani tą dominacją rzymskiego rytu na
terenach misyjnych usiłowali «wyrównać szanse» usuwając te liturgiczne
praktyki, które są specyficznie rzymskie pod względem stylu oraz pochodzenia. Misjonarze
rozeszli się po wszystkich zakątkach kuli ziemskiej przynosząc ewangeliczne
przesłanie pokoju i zbawienia i jednocześnie rozprzestrzeniając kulturalne
wpływy chrześcijańskiej etyki i cywilizacji. Przekonanie, że Święta Ofiara Mszy
stanowi najwyższy akt kultu jednoczący ludzi na ziemi w powinnościach adoracji
i modlitwy było (i jest) dominującym w ich umysłach. Nie było dla nich
problemem, że była to rzymska Msza w języku łacińskim, gdyż ta
pokrętna rozterka współczesności nie miała znaczenia w czasach wiary i
gorliwości. Ci ludzie Boży zawsze byli gotowi pouczyć tych, których napotkali o
pięknie i znaczeniu rzymskiej (łacińskiej) Mszy a ich objaśnienia bogactwa
liturgicznego symbolizmu były przez wszystkich łatwo rozumiane. Co
więcej, ludzie nauczani przez misjonarzy rozumieli, że ich słowa modlitwy i
zbawienia nie były dla nich żadnym zagrożeniem, ani osobistym ani kulturowym.
Jedynymi osobami, które dostrzegły w misyjnych wysiłkach jakieś pozory
niebezpieczeństwa byli ci ludzie, którzy zdecydowali się trwać przy tych
pogańskich praktykach, które jak się miało okazać były z natury naturalistyczne
i diaboliczne. Takie formy fałszywego kultu sprzeciwiały się prawu naturalnemu
i misjonarze rzeczywiście podnieśli ludzi zamieszkujących te obce lądy na
wyżyny ludzkiej godności i poczucia własnej wartości, które to wyżyny oparte są
na solidnych fundamentach duchowych prawd Ewangelii. Misjonarze nie szczędzili
wysiłków by utrzymać Mszę wolną od kulturowych rozproszeń, dla których nie ma
miejsca w obrzędzie powszechnego kultu. Przez takie starania sami stawali się
świętymi, podobnie jak ich nowi konwertyci. Ta
inkulturacyjna rewolta ma złowieszcze tło. Multikulturyzacja liturgii jest
niestosownym rozproszeniem, ponieważ kładzie nacisk na kulturę człowieka
podczas oddawania czci Bogu zamiast oddawania Bogu czci w sposób jaki On
pragnie, abyśmy Go czcili stosowanie do reguł ustalonych przez Jego Kościół.
Prócz tego, propagowane w zinkulturowanych liturgiach praktyki są często
wyobrażeniami zabobonnych i diabolicznych przekonań i praktyk słusznie
odrzucanych przez misjonarzy z uwagi na duchowe dobro ludzi do których
przychodzili podzielić się Ewangelią". Podczas gdy
pośród konserwatywnie nastawionych członków neokościoła wrze debata odnośnie
pozwalania politykom i innym osobom publicznym, które publicznie opowiadają się
za aborcją na przyjmowanie "komunii", to niewiele się mówi o
pozwalaniu niekatolikom na robienie tego samego. Nadużycie to – obraza, która
byłaby jeszcze ohydniejsza gdyby nie fakt, że Jezus nie jest obecny w
"eucharystii" nowego rytu – powtarza się nieustannie i dopuszczają
się go nie tylko zwykli księża parafialni lecz nawet członkowie hierarchii, a
nawet sam Benedykt XVI. Novus Ordo Missae musiał zastosować się do
przepisów Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 roku dopuszczającego
"interkomunię". Kanon 844. "§ 2.
Ilekroć domaga się tego konieczność lub zaleca prawdziwy pożytek... wolno
wiernym, dla których fizycznie lub moralnie jest niemożliwe udanie się do
szafarza katolickiego, przyjąć sakramenty pokuty, Eucharystii i namaszczenia
chorych od szafarzy niekatolickich tego Kościoła, w którym są ważne
wymienione sakramenty. (...) § 4. ...
szafarze katoliccy mogą godziwie udzielać wymienionych sakramentów także pozostałym
chrześcijanom, nie mającym pełnej wspólnoty z Kościołem katolickim, którzy
nie mogą się udać do szafarza swojej wspólnoty i sami o nie proszą, jeśli
odnośnie do tych sakramentów wyrażają wiarę katolicką i do ich przyjęcia są
odpowiednio przygotowani".Interkomunia: narastanie
poważnego nadużycia
Ceremonie kończące spotkanie religii w Watykanie – październik 1999.
Widać tam członków wielu
religii uczestniczących na zasadzie równy z równym, nawet Dalaj Lama.
Oficjalny
komentarz autoryzowany przez Canon Law Society of America i opublikowany przez
Paulist Press w 1985 roku, wyjaśnia: n. 4. "Dekret o ekumenizmie
Soboru Watykańskiego II dostarcza w tej materii pewnej wskazówki, wyróżniając
wśród zachodnich kościołów i kościelnych społeczności wspólnotę anglikańską
jako zajmującą «szczególne miejsce wśród tych, w których nieprzerwanie trwają w
pewnej mierze tradycje i formy ustrojowe katolickie» (DE 13)". Zestawmy to z
tradycyjnym "starym" Kodeksem: kan. 731: "§ 2. Zakazane
jest udzielanie sakramentów Kościoła heretykom albo schizmatykom, nawet jeśli
błądzą w dobrej wierze i proszą o sakramenty, o ile uprzednio nie wyrzekną się
swoich błędów i nie pojednają się z Kościołem".
Były prezydent i pani Bush w kolejce do "dostojnego" przyjęcia "eucharystii" w neokościele.
Przywódca Kamerunu, Paul Biya przyjmuje od Benedykta XVI "eucharystię" pomimo tego,
że figuruje na 19 miejscu listy najgorszych i najbardziej zdeprawowanych
dyktatorów na świecie.
W 1998 roku, podczas podróży do Afryki, prezydent Clinton otrzymał "komunię"
w lokalnym kościele parafialnym. Podczas gdy niektórzy byli zaniepokojeni takim postępowaniem niekatolika,
to inni dostrzegli w tym naturalną konsekwencję "nowych"
regulacji dotyczących "komunii".
Mamy tutaj
czarno na białym: oto nowe prawa zastosowane do nowych obrzędów w nowym
kościele, a mimo to wielu ma jeszcze czelność głosić, że te nieprawe ryty wciąż
mają coś wspólnego z tradycyjnymi obrzędami Kościoła rzymskokatolickiego. Jak
mają odwagę mówić takie rzeczy! Każdy spostrzegawczy katolik może z pewnością
zobaczyć, że takie stwierdzenie jest nieprawdziwe, bez względu na to kto jest
jego autorem.
Zgadlibyście co to
jest? To oczywiście nowe tabernakulum.
Można by jeszcze
podać dużo więcej przykładów dla zilustrowania tego jak daleko w ostatnich
czterdziestu latach zaszła forma kultu wyznawanego przez naiwnych i
niedouczonych katolików. Nowe pokolenie ludzi noszących miano katolików nie ma
udziału – ani w sferze kultu ani wiary – w dziedzictwie, które znajduje się w
Kościele rzymskokatolickim. Jedyny "katolicyzm" jaki znają to ten
jakiego się nauczyli według nowych metod. A ponadto, jedyną znaną im
"mszą" jest ta, którą dostali od modernistów po 1969 roku. Może się
zdawać, że moderniści odnieśli wielkie zwycięstwo i że pokonali katolicki
Kościół. Tak jednak nie jest, i to chociażby z tego tylko powodu: Chrystus
obiecał, że Jego wrogowie nigdy nie zwyciężą Kościoła, a Chrystus nie kłamie. Mając
na uwadze wielką liczbę ludzi pozostających pod władzą modernistów trudno jest
sobie wyobrazić w jaki sposób Kościół mógłby się kiedyś odnowić we współczesnym
społeczeństwie. A jednak, jest to Kościół Boga i jeżeli wszyscy wykonamy swoją
część pracy, to możemy być pewni, że Bóg pokaże nam ścieżkę prowadzącą z tej
ciemności do Jego Światła. Ks. Kevin Vaillancourt –––––––––– Z języka angielskiego Tłumaczył Mirosław Salawa
Artykuł powyższy ukazał się w
czasopiśmie "The Catholic Voice" z czerwca 2009 r., OLG Press, 3914 N. Lidgerwood St., Spokane,
Washington 99201-1731 USA.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIX, Kraków 2009
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: