Wizyta Benedykta XVI w Ameryce i
Organizacji Narodów Zjednoczonych
KS. KEVIN VAILLANCOURT
Redaktor The Catholic Voice
W marcowym numerze The Catholic Voice wyraziłem swój niepokój związany z planowaną podróżą Benedykta XVI do Stanów Zjednoczonych oraz wizytą w (jak to określono na różnych witrynach internetowych) stolicy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Wizyta już dawno się odbyła a dotyczące jej komentarze, pochwały i religijne "interpretacje" różnych zdarzeń już niemal zupełnie przebrzmiały. W związku z tym pojawiła się teraz dobra okazja by z innej perspektywy przyjrzeć się wysuniętym przed wizytą obawom i przekonać się czy miały uzasadnienie, czy też – posługując się słowami pewnej osoby, która napisała do mnie przed wizytą – były to "tyrady paranoidalnego tradycjonalisty". Niech mój czytelnik sam to osądzi, jednakże ja ze swej strony jestem gotów stwierdzić, że moje obawy się potwierdziły i to w niemałym stopniu.
Pozwolę sobie przypomnieć kilka z nich:
• Od czasu wizyty Pawła VI w ONZ w 1965 roku oficjalne nauczanie współczesnego modernistycznego kościoła odnośnie tej organizacji mówi, że katolicki Kościół chyli czoło przed tą zdegenerowaną instytucją w duchu oddania z "bezinteresownością, pokorą i miłością". Użyłem określenia "oficjalne", ponieważ Paweł VI nakazał by treść jego przemówienia na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ stała się częścią nauczania Vaticanum II... i tak się też stało. Jest to częścią składową modernistycznej nauki społecznej, jaką mają wyznawać katolicy.
• Wizyty Pawła VI, Jana Pawła II (a obecnie Benedykta XVI) w ONZ były traktowane jako "pielgrzymki" do tego panteistycznego ciała w celu "uhonorowania" rozlicznych religii reprezentowanych przez przedstawicieli spotykających się tam narodów, jako okazja do wygłaszania tam przemówień opartych na zasadach prawa czysto naturalnego oraz w celu "złożenia wizyty" w sali medytacji o wyraźnie pogańskim charakterze – traktując to być może jako obowiązek każdego "pielgrzyma", a wszystko to w duchu ekumenizmu.
• We wszystkich przemowach wygłaszanych w ONZ od 1965 roku (wcześniej żaden papież, kardynał czy biskup nie wziąłby pod uwagę dokonania takiego kroku) nie ma mowy o potępieniu UNESCO i jej wysiłków służących promowaniu przerywania ciąży oraz innych zbrodni przeciwko ludzkiemu życiu. A w rzeczywistości, o czym wspominałem w ostatnim numerze, Benedykt XVI pośpiesznie sprostował doniesienia świeckiej prasy jakoby miał w jakiś sposób krytykować politykę prowadzoną przez Organizację Narodów Zjednoczonych. Upewnił się by było zupełnie oczywiste, że jest całkiem odwrotnie.
• Oprócz wizyty w ONZ równie niepokojący jest skandal wywołany różnymi ekumenicznymi spotkaniami, jakie miały miejsce w Waszyngtonie i Nowym Jorku. Przed Vaticanum II nic podobnego nie mogłoby mieć miejsca, ponieważ Kościół absolutnie zakazuje katolikom uczestniczenia w tego typu spotkaniach modlitwy i wzajemnego szacunku z wrogami Krzyża Chrystusowego. Jednakowoż, w duchu "nowej ewangelizacji" takie spotkania są nie tylko dopuszczane, ale wręcz niezwykle popierane.
Ale czegoś nie zauważasz
Zanim zajmę się kwestią czy wizyta Benedykta XVI potwierdziła słuszność tych obaw, muszę poczynić pewną dygresję by odpowiedzieć na zarzut, który został mi postawiony. Reasumując, zarzut jest taki: "Zawsze doszukujesz się dziury w całym w jakichś niewygodnych kwestiach. Dlaczego nie powiesz czegoś o pozytywnych aspektach wizyty, kiedy to Benedykt XVI zabrał głos potępiając skandal nadużyć seksualnych wśród duchownych, albo mówił o pilnym wyzwaniu jakim staje się «przekazywanie współczesnym katolikom radości zrodzonej z wiary i doświadczenia Bożej miłości». Przekaz Benedykta był pełen nadziei, a twój jest zawsze tak negatywny". Chociaż cenię sobie konstruktywną krytykę, to chciałbym przypomnieć jej autorom, że pojawiła się zbyt wielka euforia, co do "dobroci" przesłania, z jakim Benedykt XVI przybył do Ameryki (tematu na który mogliby się wypowiedzieć i w dużej części wypowiadali się niekatoliccy przywódcy religijni, nie wyłączając telewizyjnych ewangelistów, islamskich mułłów a nawet Dalajlamy) i jednocześnie wielkie zaniedbanie dokonania obiektywnej analizy jego publicznych czynów – które nie były działaniami zwykłego świeckiego lecz kogoś kto w oczach milionów współczesnych katolików na całym świecie reprezentuje zarówno przywódcę jak i praktyczny przykład. Obiektywne podejście do zaistniałych wydarzeń nie oznacza "negatywnego" nastawienia nawet, jeśli komuś może się wydawać, że jest zbyt krytyczne w odniesieniu do "małych i znikomych kwestii", gdy się na nie patrzy w kontekście "wielkiego obrazu" światowego pokoju osiągniętego rozprzestrzenianiem się Ewangelii. Kolejny raz modernistyczna, posoborowa dobra nowina nie nosi na sobie żadnych cech podobieństwa do Ewangelii Jezusa Chrystusa głoszonej przez Kościół rzymskokatolicki od czasów apostolskich. Jeśli może z niej wyniknąć jakikolwiek "pokój", to będzie on oparty na naturalnej ludzkiej moralności, a Bóg wysyłał Swych misjonarzy w świat po to by nawracali ludzkość, a nie układali się z napotykanymi na swej drodze fałszywymi religiami. Zadaniem niniejszego artykułu jest wydobycie na światło dzienne niezbyt często słyszanego głosu przypominającego katolikom tradycyjną naukę Kościoła dotyczącą fałszywego ekumenizmu i fałszywego kultu religijnego. Zgorszenie wywołane ekumeniczną działalnością Benedykta XVI ośmiela słabych do angażowania się w communicatio in sacris – termin, jaki nie często słyszy się we współczesnych kręgach religijnych. Najbardziej niepokojącym w tym wszystkim jest, że tego typu niekatolickie czyny stały się coraz częstsze i powszechniejsze na całym świecie i dopuszcza się ich wielu duchownych, w tym Benedykt XVI. U współczesnych katolików i to nawet u tych najbardziej "konserwatywnych" proceder ten nie wywołuje żadnego oburzenia, że taka działalność stanowi zagrożenie dla Wiary.
Ekumenizm w zarysie
Jednym z pierwszych punktów programu wizyty Benedykta XVI w Ameryce było spotkanie 17 kwietnia 2008 w waszyngtońskim Centrum Kulturalnym Jana Pawła II. Biskup Richard J. Sklba, przewodniczący amerykańskiego episkopatu ds. relacji ekumenicznych i międzyreligijnych powitał Benedykta XVI i około 220 osób reprezentujących pięć religii: buddyzm, hinduizm, islam, dżinizm i judaizm. Benedykt XVI wygłosił do zebranych przemówienie czyniąc życzliwe uwagi na temat ducha pluralizmu panującego w Ameryce, który jak się wyraził wzbogaca "wzajemne zrozumienie" i promuje "wspólne dobro". Dodał przy tym:
"Przekazywanie tradycji religijnych nowym generacjom nie tylko pomaga zachować dziedzictwo; podtrzymuje także i odżywia w dzisiejszej dobie otaczającą nas kulturę. To samo dotyczy dialogu między religiami, który ubogaca zarówno jego uczestników jak i całe społeczeństwo. Wzrastając we wzajemnym zrozumieniu dostrzegamy, że łączy nas szacunek dla wartości etycznych dostępnych ludzkiemu rozumowi, szanowanych przez wszystkich ludzi dobrej woli. Świat domaga się wspólnego świadectwa o tych wartościach. Dlatego zachęcam wyznawców wszystkich religii, by traktowali dialog nie tylko jako pomoc w większym wzajemnym zrozumieniu, ale też jako dalej idącą służbę społeczeństwu".
Mimo że zakończył przemowę uwagą, że "w dialogu tym trzeba spokojnie, ale wyraźnie mówić o istniejących różnicach" to szkoda już się dokonała. Większa część tego wystąpienia została oparta na fałszywej przesłance, że "dialog" międzyreligijny – równorzędne traktowanie wszystkich religii – przyczyni się do "wspólnego dobra" ludzkości. W takim podejściu odsłania się pogarda jaką Benedykt XVI żywi dla tradycyjnej scholastycznej nauki o zasadach "dobra wspólnego" głoszonej przez św. Tomasza z Akwinu i wielu innych teologów katolickich. Podczas gdy wielu mówiąc teraz o "wspólnym dobru" społeczeństwa ma na myśli ogólny dobrobyt wszystkich jego członków, to ostatecznym dobrem, na którym się ono opiera jest Prawdziwe Dobro: zbawienie duszy każdego członka społeczności w Kościele założonym przez Chrystusa. "Dialog" między członkami różnych religii, których pogląd na zbawienie (i tak samo na wieczność) różni się tak znacznie, nigdy nie zdoła osiągnąć prawdziwego Dobra, którego społeczeństwo tak potrzebuje. Cały ten czas trawiony na próby "odkrycia" poprzez "dialog" "dobra" w każdej religii jest marnowany, gdyż zamiast pomóc ludziom rzeczywiście zbawić dusze, pozwala im się jeszcze głębiej pogrążać w brudzie i błocie własnych błędów. Papież Leon XIII nauczał: "Która zaś jest prawdziwa religia, nie trudno poznać człowiekowi, co się zdrowym i bezstronnym kieruje sądem. Mnogie a w oczy bijące dowody... przekonują, że jedynie prawdziwą jest religia, którą sam Jezus Chrystus ustanowił, a której straż i szerzenie Kościołowi swemu poruczył" (Immortale Dei, 1 listopada 1885). Tak więc, te nieustannie mnożące się spotkania ekumeniczne organizowane "dla odkrycia punktów wspólnych", w świetle właściwego rozumienia Prawdziwego i Ostatecznego Dobra człowieka nie służą żadnemu celowi.
Benedykt XVI cytuje sławny soborowy dokument Dignitatis Humanae jako swe źródło odniesienia, że "to prawo osoby ludzkiej do wolności religijnej powinno być w taki sposób uznane w prawnym ustroju społeczeństwa, aby stanowiło prawo cywilne" (n. 2). Ta "wolność" to swoboda wyboru religii według własnych upodobań, wbrew wiedzy o Religii Prawdziwej uzyskanej za pomocą rozumu a nawet z Objawienia i misyjnych wysiłków katolickiego Kościoła. Jest ona jedną z fundamentalnych zasad ruchu ekumenicznego i jest sprzeczna (między innymi) z nieomylnym nauczaniem papieża Leona XIII (również w Immortale Dei):
"We wszystkich zatem kwestiach religijnych wypada sąd pozostawić każdemu, i wolno każdemu wyznawać religię jaką chce, albo i żadnej, jeśli żadna mu się nie podoba. Skąd jako następstwa wypływają: niezawisłość sumienia nie znająca żadnego prawa, najdowolniejsze o tym zdania czy czcić, czy nie czcić Boga, nieograniczona niczym swawola myślenia i wygłaszania myśli".
Ojciec Święty wyraźnie tutaj uczy, że "wolność religijna" propagowana przez modernistów nie dąży do "dobra wspólnego". To jeszcze nie wszystko. Jest jeszcze więcej konsekwencji pochodzących z takiego zwyrodniałego myślenia:
"Na podstawie takich zasad o państwie, jakie dziś największą znajdują wziętość, widać, na jak upośledzone stanowisko zepchnięty zostaje Kościół. Gdziekolwiek bowiem tym doktrynom odpowiadają czyny, katolicyzm stawiany bywa na równi z przeciwnymi sektami lub nawet gorzej od nich w państwie traktowany, na prawa kościelne żadnego nie ma względu, Kościołowi, który z rozkazu i posłannictwa Jezusa Chrystusa wszystkie ludy nauczać powinien, odmawia się wszelkiego w publicznym nauczaniu udziału. O rzeczach do zakresu obu władz należących, rządcy państw na własną rękę stanowią, i w tej mierze zarozumiale pomiatają najświętszymi prawami Kościoła. Zatem małżeństwo chrześcijan pod swoją jurysdykcję podciągają, wyrokując nawet o samym związku, o jedności i trwałości małżeństwa; własnością kleru rozporządzają, przecząc Kościołowi prawa posiadania. Słowem, tak z Kościołem postępują, że wyzuwszy go z praw i charakteru społeczności doskonałej, porównują go z innymi, w obrębie państwa zostającymi towarzystwami, i cokolwiek Kościół posiada prawa i swobody w działaniu, to za łaskę i ustępstwo zwierzchności państwowej poczytują".
A zatem, "wspólnym dobrem" osiągniętym przy pomocy fałszywej doktryny o wolności religijnej jest zniszczenie publicznego autorytetu władzy katolickiego Kościoła. A dzisiejszym katolikom wmówiono, że zasada "wolności religijnej" jest rzeczą dobrą...
Paschalne życzenia w synagodze
Nie ulega wątpliwości, że kiedy Benedykt XVI "podkręcił" modlitwy Wielkiego Piątku w Mszale z 1962 roku (by lepiej dopasować je do ducha współczesnego modernistycznego kościoła po Nostra Aetate) to spowodował tym wielkie oburzenie Żydów. Zaczęli się uskarżać, że modlitwy ułożone osobiście przez Benedykta stanowiły wielki krok wstecz na drodze żydowsko-katolickich "relacji" zapoczątkowanych przez Vaticanum II. Wydaje się, że właśnie dlatego jednym z przystanków podczas nowojorskiej części jego "pielgrzymki" musiała być wizyta w synagodze. Wybrano w tym celu Park East Synagogue w dzielnicy Manhattanu Upper East Side – znajdującą się najbliżej watykańskiej rezydencji w Nowym Jorku. Jest to największa synagoga w mieście, której przewodniczy ocalały z okupowanej przez nazistów Europy Wschodniej rabin Artur Schneier. Kiedy Benedykt XVI wszedł do synagogi obaj przywódcy religijni wymienili między sobą prezenty i uprzejmości. Na początku przemowy Benedykt poczynił następującą uwagę: "Uważam za poruszającą myśl, że Jezus, jako chłopiec usłyszał słowa Pisma Świętego i modlił się w miejscu takim, jak to". Benedykt wygłosił krótkie przemówienie do społeczności żydowskiej z okazji ich zbliżającego się Święta Paschy. Ton jego mowy był zdecydowanie "starotestamentalny" i naśladował przykład wskazany przez Nostra Aetate:
"Z okazji waszych najuroczystszych obchodów czuję szczególną bliskość z wami, właśnie dlatego, że dokument Nostra Aetate wzywa chrześcijan do nieustannego pamiętania, że mianowicie Kościół «poprzez ten lud, z którym Bóg w swoim niewysłowionym miłosierdziu zechciał zawrzeć dawne przymierze, otrzymał Objawienie Starego Testamentu i czerpie pokarm z korzenia szlachetnej oliwki, w którą wszczepione są gałązki oliwnej dziczki pogan» (Nostra Aetate, n. 4). Zwracając się do was pragnę potwierdzić nauczanie Soboru Watykańskiego II na temat stosunków katolicko-żydowskich i powtórzyć zobowiązanie się Kościoła do dialogu, który w ciągu minionych czterdziestu lat zmienił w gruntowny sposób i poprawił nasze relacje.
Dzięki temu wzrostowi zaufania i przyjaźni Chrześcijanie i Żydzi mogą wspólnie doświadczać w radości głęboko duchowego charakteru Paschy, wspomnienia (zikkarôn) o wolności i odkupieniu. Co roku, gdy słuchamy historii Paschy, powracamy do błogosławionej nocy wyzwolenia. Ten święty okres roku powinien być wezwaniem dla obu wspólnot do dążenia do sprawiedliwości, miłosierdzia i solidarności wobec cudzoziemca, wdowy i sieroty, jak polecił Mojżesz: «Pamiętaj, żeś był niewolnikiem w Egipcie i wybawił cię stamtąd Pan, Bóg twój; dlatego to ja ci nakazuję zachować to prawo» (Pwt 24,18)".
Komentując "ton" przemowy Benedykta, Abraham Foxman, szef Ligi Przeciw Zniesławianiu powiedział, że jest to ważny gest, ponieważ "pozdrowił nas z okazji żydowskiego święta, co zasadniczo stanowiło uznanie żydowskiego życia religijnego, wyznania mojżeszowego i żydowskich rytuałów i miało tę wymowę". Ale nie było tam żadnego prawdziwego dialogu. "Przybył, pozdrowił ludzi i ponowił swe poparcie dla Nostra Aetate". Powiedział także, że ta wizyta jest kontynuacją dziedzictwa Jana Pawła II: "Kiedy papież Jan Paweł przybył do tej synagogi, zmienił naukę katolicyzmu, według której chrześcijaństwo zastąpiło judaizm i stało się nowym judaizmem. Było to publiczne oświadczenie, że judaizm istnieje, żyje i jest żywotny". Według Foxmana, w Park East Synagogue, Benedykt stanął przed arką "dając świadectwo dzisiejszej religii żydowskiej…"
Czy to jest właściwe przesłanie? Na pewno nie. Tradycyjna katolicka doktryna mówiąca, że Kościół zastąpił Izrael jako ścieżkę wybraną przez Boga dla zbawienia ludzi nosi w dzisiejszych czasach miano supersessionismu. Zgodnie z wynikami ostatnich studiów opublikowanych przez Center for Christian-Jewish Learning na bostońskiej uczelni, supersessionism został "zdezawuowany" w 1965 roku przez deklarację Nostra Aetate Drugiego Soboru Watykańskiego. Innymi słowy, odkryto, że był błędny i został odrzucony przez współczesny kościół jako wyraz doktryny katolickiej. W sprawozdaniu wydanym przez Centrum, stwierdzono, że nie trzymając się już poglądu o kolektywnej odpowiedzialności Żydów za ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa, wiekowe "wąsy antysemickiego teologicznego systemu" zostały odstawione na bok:
"Ani wówczas wszyscy Żydzi zbiorowo, ani dzisiejsi Żydzi, nie mogą być obciążani zbrodniami popełnionymi podczas Jego Męki... Nie powinno się o Żydach mówić jako o «odrzuconych» albo «przeklętych», jak gdyby miało to wynikać z Pisma Świętego. W konsekwencji, wszyscy muszą zwracać uwagę, ażeby katechizując lub głosząc Słowo Boże, nie uczyli czegoś, co nie jest zgodne z prawdą ewangelicznego przesłania, albo duchem Chrystusa".
Mimo że tłum ludzi stojących przed Piłatem, (o którym przyjmuje się, że był złożony w dużej części, o ile nie całkowicie z Żydów) odpowiedział rzymskiemu przywódcy: "Krew Jego na nas i na dzieci nasze" (Mt. 27, 25), to tego niezmiennego nauczania Ojców i Doktorów Kościoła nie powinno się już dłużej uważać za "zgodne z prawdą ewangelicznego przesłania".
Współcześni Żydzi często odwołują się do Jana Pawła II i jego interpretacji Nostra Aetate. Spodziewają się po Benedykcie XVI kontynuowania tego dziedzictwa. Na przykład, 17 listopada 1980 przebywając w Moguncji, Jan Paweł II nauczał, że Stare Przymierze jest nadal aktualne i legalnie obowiązujące, przynajmniej dla narodu żydowskiego:
"[Żydzi są] ludem Bożym Starego Przymierza nigdy przez Boga nie cofniętego... są współczesnym ludem Przymierza zawartego z Mojżeszem".
A podczas wizyty w Miami, na Florydzie 11 września 1987 roku, Jan Paweł II przypominał tłumom, że naród żydowski jest "[partnerem] przymierza wiecznej miłości, które nigdy nie zostało odwołane".
Św. Paweł przypominał Izraelitom (alias, Żydom) że Jezus Chrystus jest odwiecznym Arcykapłanem i jako taki, stał się "dla wszystkich, którzy Mu są posłuszni, przyczyną zbawienia wiecznego" (Hebr. 5, 9). Mówienie czegoś innego, (że Stare Przymierze jako droga do zbawienia nigdy nie zostało przez Boga wypowiedziane) jest pogwałceniem świętych nauk Pisma i bezpośrednim zanegowaniem katolickiej doktryny.
Była to druga wizyta Benedykta XVI w żydowskiej synagodze od początku urzędowania (do pierwszej doszło w Kolonii, w Niemczech). Relacje "żydowsko-katolickie" pod rządami Benedykta XVI mogą pójść tylko w jednym kierunku: pełnego uznania roszczeń judaizmu do bycia prawdziwą religią z obawy przed urażeniem Żydów.
Ekumeniczne pozdrowienie w Organizacji Narodów Zjednoczonych
Wizyta Benedykta XVI w ONZ i jego przemowa na forum Zgromadzenia Ogólnego była dla świeckich mediów najważniejszym wydarzeniem jego podróży, o przepraszam! – pielgrzymki. Witryny internetowe zarówno amerykańskiego episkopatu jak i Watykanu nie omieszkały zapowiedzieć, że będzie to wizyta w stolicy Organizacji Narodów Zjednoczonych, "siedzibie władzy", zależnie od tego czy potraktuje się ją jak świecką albo być może nawet pan-religijną. Pozdrowienia i przemówienia tego dnia zdawały się świadczyć o obu tych konceptach.
Zanim Benedykt XVI zwrócił się do Zgromadzenia Ogólnego, Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki-moon witając Benedykta w Organizacji Narodów Zjednoczonych wygłosił krótkie wprowadzenie, w którym naszkicował punkty "wspólnej orientacji i misji" podzielane zarówno przez ONZ jak i samego Benedykta XVI. Jego słowa były szczytowym wyrazem ekumenizmu, informując nas, że ten panteistyczny organizm pragnie dać się poznać światu jako ucieleśnienie udanej fuzji różnych wiar lub nie-wiar, które wszystkie działają na rzecz wspólnego celu: pokoju. Oto fragment jego wypowiedzi:
"Organizacja Narodów Zjednoczonych jest świecką instytucją złożoną ze 192 państw. Posiada ona sześć oficjalnych języków, nie ma natomiast oficjalnej religii. Nie ma też kaplicy, jest za to sala medytacji.
Ale jeśli zapytasz nas, którzy pracujemy dla Organizacji Narodów Zjednoczonych, co nas motywuje, wielu odpowie językiem wiary. Traktujemy to, co robimy nie tylko jako pracę, ale i misję. I rzeczywiście, misja to słowo, którego używamy najczęściej na określenie naszej pracy na całym świecie – poczynając od pokoju i bezpieczeństwa po rozwój i prawa człowieka. Wasza Świątobliwość, nasza misja na wiele sposobów łączy nas z twoją. Wypowiadałeś się na temat straszliwego wyzwania, jakim jest ubóstwo dotykające światowej populacji oraz że nie możemy sobie pozwolić na obojętność i egocentryczną izolację. Zachęcałeś do nierozprzestrzeniania broni nuklearnej i wzywałeś do postępu i uzgodnień na drodze rozbrojenia jądrowego. Z mozołem przypominałeś, że ci, którzy dysponują większą potęgą nie mogą jej używać do naruszania praw innych i stwierdziłeś, że pokój opiera się na poszanowaniu praw wszystkich stron. Mówiłeś o zasobach wodnych i zmianie klimatu jako sprawach o ważnym znaczeniu dla całej rodziny ludzkiej. Wzywałeś do otwartego i szczerego dialogu, zarówno w obrębie swojego Kościoła jak i między religiami i kulturami, zmierzającego do poszukiwania dobra ludzkości. I wreszcie, wzywałeś do zaufania i zaangażowania na rzecz Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jak powiedziałeś, ONZ jest «w stanie przyczyniać się do rozwoju prawdziwego dialogu i porozumienia, godząc rozbieżne opinie i rozwijać wielostronną politykę oraz strategie zdolne do stawienia czoła wielorakim wyzwaniom naszego złożonego i szybko zmieniającego się świata». Wasza Świątobliwość, są to fundamentalne cele, które wzajemnie podzielamy. Jesteśmy ci wdzięczni za modlitwy w miarę jak podążamy szlakiem wiodącym do realizacji tych zadań. Przed opuszczeniem ONZ, odwiedzisz salę medytacji. Mój wielki poprzednik, który ją stworzył – Dag Hammarskjöld dobrze to ujął. O kamieniu, który znajduje się w jej centralnej części tak powiedział: «Może on przypominać pusty ołtarz. Jest on pusty nie dlatego, że jest ołtarzem nieznanego boga, ale dlatego, że jest poświęcony bogu, którego człowiek czci pod wieloma imionami i na wiele różnych sposobów». Bez względu na to czy czcimy jednego Boga, wielu albo żadnego – my w Organizacji Narodów Zjednoczonych musimy każdego dnia podtrzymywać i wzmacniać naszą wiarę".
Pomimo wyjaśnienia, że Organizacja Narodów Zjednoczonych jest świecką instytucją Sekretarz Generalny użył słowa "wiara" w powiązaniu ze słowem "misja" dla opisania działalności prowadzonej przez ten międzynarodowy organ. Z dużą pieczołowitością wyjaśnił przeznaczenie sali medytacji z jej ołtarzem "poświęconym bogu, którego człowiek czci pod wieloma imionami i na wiele różnych sposobów". Wymienił także różne problemy społeczne, które Benedykt i ONZ wspólnie dostrzegają i starają się wyeliminować. Przypomniana tu została niestety nowa lista "grzechów społecznych", którą niedawno ogłosił Watykan zwracając większą uwagę na "zbrodnie" globalnego ocieplenia i innych środowiskowych problemów między ludźmi aniżeli na znane nam prawdziwe moralne zło, nazywając je grzechami przeciw Boskim Przykazaniom i Jego Kościołowi.
Zwracając się do Zgromadzenia Ogólnego, Benedykt rozpoczął od przytoczenia fragmentu podobnego przemówienia wygłoszonego przez Jana Pawła II na forum Zgromadzenia Ogólnego w 1995 roku. Przypomniał on wtedy tej organizacji, że powinna być "ośrodkiem moralnym, w którym wszystkie narody świata czułyby się jak u siebie w domu, rozwijając wspólną świadomość, że są, by tak rzec, «rodziną narodów»". Ten "moralny ośrodek", powiedział Benedykt, bazuje na cnotach naturalnych – "zasadach założycielskich Organizacji: pragnieniu pokoju, poszukiwaniu sprawiedliwości, poszanowaniu godności osoby, współpracy i pomocy humanitarnej". Jednakże tym, co wyrzuca Organizację Narodów Zjednoczonych poza ten "moralny ośrodek" jest wspomaganie zwyrodniałych działań skierowanych przeciw ludzkości poprzez promowanie przerywania ciąży i używania środków antykoncepcyjnych w wielu krajach świata. Benedykt w ogóle o tym nie wspomniał. Jakże często słyszeliśmy z dzisiejszego Rzymu głośne protesty przeciw grzechom "kultury śmierci"? I oto, gdy staje on przed organizacją odpowiedzialną za te grzechy przeciw rodzajowi ludzkiemu, nic na ten temat nie mówi. Co gorsza, mówi członkom Zgromadzenia Ogólnego, że pochwala tę organizację i w duchu radości oddaje swój kościół na jej usługi:
"Moja obecność na tym Zgromadzeniu jest oznaką szacunku dla Narodów Zjednoczonych i ma na celu wyrażenie nadziei, że Organizacja może coraz bardziej stanowić znak jedności między państwami i narzędzie służące całej rodzinie ludzkiej. Dowodzi również woli Kościoła katolickiego wniesienia właściwego sobie wkładu w budowę relacji międzynarodowych w taki sposób, by pozwoliły każdej osobie i każdemu narodowi odczuć, że może coś zmienić. Kościół zabiega również o realizację tych celów poprzez międzynarodową działalność Stolicy Apostolskiej, w sposób zgodny z własnym wkładem w sferę etyczną i moralną oraz poprzez swobodną działalność swoich wiernych. Stolica Apostolska zawsze miała własne miejsce w zgromadzeniach narodów, wyrażając w ten sposób swój specyficzny charakter jako podmiot na arenie międzynarodowej. Jak to niedawno potwierdziły Narody Zjednoczone, Stolica Apostolska wnosi w ten sposób swój wkład zgodnie z nakazami prawa międzynarodowego, pomaga w jego zdefiniowaniu i odwołuje się do niego.
Organizacja Narodów Zjednoczonych pozostaje uprzywilejowanym miejscem, w którym Kościół zaangażowany jest, by wnosić swe doświadczenie «w człowieczeństwie», zdobyte w ciągu wieków pośród ludów wszystkich ras i kultur, i udostępnić je wszystkim członkom wspólnoty międzynarodowej. Doświadczenie to oraz działalność, mające na celu osiągnięcie wolności dla każdego wierzącego, zmierza również do wzrostu ochrony praw osoby. Prawa te oparte są i wzorowane na transcendentnej naturze osoby, która pozwala mężczyznom i kobietom kontynuować własną drogę wiary i poszukiwania Boga na tym świecie. Należy wzmocnić uznanie tego wymiaru, jeżeli chcemy wspierać nadzieję ludzkości na lepszy świat i jeżeli chcemy stworzyć warunki dla pokoju, rozwoju, współpracy i gwarancji praw dla przyszłych pokoleń.
W mojej niedawnej encyklice Spe salvi podkreśliłem, «że wciąż nowe, żmudne poszukiwanie słusznego ładu rzeczy ludzkich jest zadaniem każdego pokolenia» (n. 25). Dla chrześcijan zadanie to jest uzasadnione nadzieją, jaka wypływa ze zbawczego dzieła Jezusa Chrystusa. Oto dlaczego Kościół rad jest, że bierze udział w działalności tej znamienitej Organizacji, której powierzona jest odpowiedzialność za krzewienie pokoju i dobrej woli na całym świecie. Drodzy Przyjaciele, dziękuję wam za dzisiejszą możliwość zwrócenia się do was i obiecuję wsparcie swoimi modlitwami w intencji kontynuacji waszego szlachetnego zadania".
Zwróćcie szczególną uwagę na słowa, jakie przemawiając [w oczach świata] w imieniu katolickiego Kościoła użył Benedykt XVI:
• "... Moja obecność na tym Zgromadzeniu jest oznaką szacunku...",
• "...nadziei, że Organizacja może coraz bardziej stanowić znak jedności...",
• "Dowodzi również woli Kościoła katolickiego wniesienia właściwego sobie wkładu...",
• "...Stolica Apostolska zawsze miała własne miejsce w zgromadzeniach narodów, wyrażając w ten sposób swój specyficzny charakter jako podmiot...",
• "...obiecuję wsparcie swoimi modlitwami w intencji kontynuacji waszego szlachetnego zadania".
Jakiż to rodzaj szacunku powinni katolicy mieć dla panteistycznej organizacji propagującej taką przeciwną naturze działalność jak przerywanie ciąży z różnych przyczyn oraz stosowanie wszelkiego rodzaju środków antykoncepcyjnych? Jakiej to jedności albo pokoju możemy się spodziewać po organizacji odrzucającej Królowanie Chrystusa Króla, pod którego łagodnym panowaniem jest prawdziwa nadzieja na pokój i jedność między ludźmi? Jakże Stolica Apostolska może działać jako podmiot w organizacji, której przywódcy i niemal wszyscy członkowie promują doktrynę diametralnie przeciwstawną Ewangelii Jezusa Chrystusa? Zadanie – "misja" – Organizacji Narodów Zjednoczonych nie jest szlachetne, dlatego też nikt uczciwie nie może modlić się z intencją wspierania takich działań, a jedynie o zaprzestanie szkodliwej działalności tej organizacji i nawrócenie wszystkich jej członków-narodów i ich obywateli.
Powracając do rozważań przedstawionych na początku tego artykułu, to jestem pewny, że zrealizowałem postawiony sobie cel: wykazanie, że obawy wysunięte w marcowym numerze pisma rzeczywiście okazały się uzasadnione. Co więcej, nie tylko wykazałem moją tezę, ale przedstawiłem nawet dowody, że kwietniowa "pielgrzymka" do Stanów Zjednoczonych wywołała dużo większe powody do niepokoju wśród katolików wiernych swej Wierze niż na początku można było tego oczekiwać. W swych relacjach ze świeckim społeczeństwem współczesny modernistyczny neokościół dopuszcza się zdrady nauki apostolskiej. Nowa doktryna społeczna, tak samo jak "nowa ewangelizacja" jest przepełniona błędami.
Ks. Kevin Vaillancourt
––––––––––
Artykuł powyższy ukazał się w czasopiśmie "The Catholic Voice" z czerwca 2008 r., OLG Press, 3914 N. Lidgerwood St., Spokane, Washington 99201-1731 USA. ( www.thecatholicvoice.org )
Tłumaczył Mirosław Salawa
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMVIII, Kraków 2008
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: