TYPY I FIGURY

 

z komedii życia codziennego

 

"PRZEGLĄD LWOWSKI"

 

–––––

 

III.

 

KARIEROWICZ POLITYCZNY

 

"Zostać kimś a zostać czymś", czyli jak to mówią Francuzi: devenir quelqu’un et devenir quelque chose – jakaż to wielka różnica!... Słowa te wyrażają pojęcia dwóch karier odmiennych, czyli raczej dwóch prawdziwych sprzeczności: kariery prawdziwej i kariery fałszywej, kariery opartej na wewnętrznym rozwoju wartości i godności męskiej; na istotnym rzetelnym stopniu charakteru i cnoty obywatelskiej; na zasłudze i prawach które ona nadaje; i znowu kariery fałszywej, posługującej się drobnostkowym sprytem i zręcznością pospolitą, ambicyjką tuzinkową i próżnią duszy, pretensją i pozorami...

 

Można być znakomitym człowiekiem, dzielnym obywatelem, nie będąc "niczym", tj. nie posiadając żadnego z owych stu kilkunastu rozmaitych tytułów, które stanowią szczeble drabiny hierarchiczno-politycznej. Można być "czymś", a nie być "niczym i nikim", tj. można się nazywać marszałkiem, posłem, radcą, wydziałowym, prezesem etc., a pozostać zerem pod względem obywatelskiego charakteru, zasług i rzetelnego znaczenia.

 

Z tych dwóch karier ludzie mierni a próżni wybierają sobie oczywiście drugą, bo pierwsza jest dla nich nieprzystępną, albo zanadto trudną i mozolną. Toteż jak czeskie szkło kunsztownie polerowane do prawdziwego diamentu, jak łupina do orzecha, jak pozór do prawdy, tak się ma karierowicz do zasłużonego człowieka. Mirza Schaffy w orientalnych sentencjach Bodenstedta daje następującą arcywyborną regułę:

 

Stern lieber ohne Strahlen

Als Strahlen ohne Stern,

Kern lieber ohne Schalen

Als Schalen ohne Kern,

Geld lieber ohne Taschen,

Als Taschen ohne Geld,

Wein lieber ohne Flaschen,

Als umgekehrt bestellt!

 

Trzymam się mądrego Mirza Schaffy i wolę gwiazdę bez promieni niż błysk bez gwiazdy; ziarnko bez łupiny niż łupinę bez ziarnka; pieniądze bez kieszeni, niż kieszeń bez pieniędzy; wino bez flaszki niż flaszkę bez wina – czyli stosując się do naszego specjalnego przykładu, stokroć wolę zasługę w najrubaszniejszej choćby formie, niż karierę w najświetniejszym szychu!...

 

Recipe: spory zasób sprytu, niemniejszą dozę przebiegłości, dostateczną quantitatem tak zwanej "czelności", grzbiet elastyczny, zupełną bezbarwność zasad, dużo próżności, jedną uncję mózgu (w najgorszym razie obejść się można bez tej kosztownej ingrediencji), oblecz to wszystko w zimną, gładką i bardzo śliską skórę węgorza, a będzie z tego karierowicz polityczny, który prześliźnie się wszędzie. Probatum est!

 

Patronem tego rodzaju indywiduów jest nie kto inny, tylko nieboszczyk Mahomet. Kiedy bowiem, jak wiadomo, góra nie chciała przyjść do Mahometa, Mahomet nie myśląc wiele poszedł do góry... Każdy karierowicz kubek w kubek tak rozumuje. Gdyby czekał, ażby zaufanie współobywateli, urząd, zaszczyt lub jaka inna powaga obywatelska przyszły same do niego, umarłby biedak bez diet i bez tytułu. Nie czeka więc na górę, ale sam idzie do niej i drapie się na jej wierzchołek, a gdy stanie na tej wysokości, mniema iż sam jest wielkim; zapominając, że Pigmejczyk choćby wylazł na szczyt Chimborassa, pozostanie zawsze Pigmejczykiem...!

 

Ludzie ambitni miewali dawniej rozmaite hasła, a najsłynniejszym z nich jest owo rzymskie: Aut Caesar aut nihil! Karierowicz naszych czasów ma także godło swoje osobne, a godłem tym są słowa:

 

Aut nihil aut... NIHIL.

 

I przed karierą nihil i po karierze nihil, ale drugie nihil przecie pokaźniejsze, bo tytułowe!...

 

Nic też dziwnego, że jakie pobudki, takie i czyny. Gdyby karierowicz osiągnąwszy raz cel marzeń, przejął się swym nowym stanowiskiem, i uważał nabycie jakiegoś zaszczytu za antycypację, którą odpracować, za kredyt, z którego się wypłacić należy, nie byłby ani tak śmiesznym ani tak szkodliwym; ale niestety rzadko to się zdarza. O takim karierowiczu mówić tu nie będziemy, raz że jest białym krukiem, jednym z cudów i dziwów, godnym zapisania w Nowych Atenach Chmielewskiego, po wtóre że wychodzi on już poza obręb komedii.

 

Co do karierowiczów niepoprawnych, którzy zadają kłam przysłowiu ruskiemu: "Prybud’ szczastie, rozum bude" lub niemieckiemu: Kommt Amt, kommt Verstand – to można by ich podzielić na trzy rodzaje: na karierowiczów z samej próżności, na karierowiczów z egoistycznych materialnych widoków, i na karierowiczów łączących oba te cele. Ci ostatni są to pessimum genus karierowiczów.

 

* * *

 

Najwybitniejszą cechą karierowicza jest to, że zasady, które u ludzi prawdziwego charakteru są podstawą główną i celem działania, są dla niego tylko wygodnym środkiem. Non propter Jesum sed propter esum – oto hasło moralne karierowiczów. Nie praca, nie poświęcenie, nie żarliwa miłość publicznego dobra, ale próżność i egoizm są sprężynami ich działania. Z tego też powodu karierowicz zmienia zasady jak rękawiczki, choć w swoim czasie do każdej z osobna uroczyście się przyznawał.

 

Jeden z najcelniejszych humorystów niemieckich, Lichtenberg, powiedział, że człowieka nie należy oceniać według jego zasad, ale według tego, czym go te zasady uczyniły. Gdyby uwagę tę zastosować do każdego karierowicza, do jakichże ciekawych doszlibyśmy rezultatów! Był demagogiem a stał się wkrótce konserwatystą; z konserwatysty przeskoczył na powrót do obozu radykałów, skąd zapewne znajdzie się choćby w przedpokoju magnata, jeżeli się na tym da co zyskać.

 

Karierowicz zaczyna swój zawód od tego, że kocha się w ludzie, unosi nad demokracją i gardłuje przeciw szlachcie i arystokracji. Słusznie bowiem zauważał nie pomnę już jaki pisarz, że młodzi pisarze i politycy rozpoczynając karierę zaprawiają się na rzekomych zasługach dla ludu, nim zaczną sięgać wyżej w swej próżności, "podobni w tym do nowych kamieni młyńskich, które najpierw z gruba mielą dla bydła, nim się wygładzą tak dalece, aby mełły mąkę dla ludzi". Przede wszystkim zaś chodzi młodym karierowiczom o to, aby najwięcej o nich mówiono, aby najgłośniej rozbrzmiewały się ich imiona. Każdy środek dobry, skoro wiedzie do tego celu. Nie obejdzie się wtedy bez żadnej ekscentryczności, bez żadnego jaskrawego głupstwa, bez żadnego szarlatańskiego fajerwerku, nad którym w prostocie ducha dziwują się dobroduszni admiratorowie takiego wielkiego człowieka en herbe.

 

Takich admiratorów znachodzi karierowicz najpierw na ławach akademickich. Sprytny i przedsiębiorczy, bo tych dwóch zalet odmówić mu nie można, młody karierowicz zaczyna się już jako akademik puszczać na morze wysokiej polityki, i w tym celu "wytwarza sobie stronnictwo" między kolegami. Na barkach tego stronnictwa wznosi się młodziutki karierowicz na zaszczyty studenckie, dobija się tytułu prezesa w jakim wielce ważnym i wiele pożytecznym stowarzyszeniu młokosów, i oto jest już na pierwszym szczeblu swej kariery.

 

Odtąd już zaczyna imię Karierowicza figurować po wszystkich dziennikach. Co chwila spotykamy się z jakim zaproszeniem, sprawozdaniem, podziękowaniem itd., a pod każdym figuruje imię i nazwisko naszego bohatera z dodatkiem: prezes, wiceprezes, sekretarz lub podobnie. W kółkach tych studenckich uczy się nasz karierowicz mów, interpelacji i tym podobnych szczegółów parlamentarnej zabawki – a gdy już tak przećwiczył się nieco w swoim politycznym kunszcie, wychodzi na szersze pole "politycznego działania". Zawiązuje stosunki z czeladzią rzemieślniczą, agituje między przedmieszczanami podczas wyborów, awansuje na trybuna ludu, a żadna komedia wyborcza, żadna kocia muzyka i żaden "fackelzug" nie obejdzie się bez jego pośrednictwa. Doszedłszy do tego stadium, słyszy karierowicz z dumą, jak o nim mówią, "że jest naczelnikiem partii, z którym się liczyć potrzeba".

 

Zająwszy tym sposobem pozycję polityczną, karierowicz wpisuje się do najrozmaitszych stowarzyszeń politycznych, choćby z zasadami ich nie zgadzał się zupełnie. Odtąd już wszędzie go pełno; wszędzie się dociśnie, wszędzie się narzuci – byle tylko dopiąć swego celu, dobić się posady obywatelskiej, doczekać się jakiejś wygodnej synekury. Nie wszędzie jest pożądanym, tu i ówdzie nawet stanowczo źle go widzą, ale karierowicz jest intruzem nieustraszonym, – kwaśną minę, żarcik uszczypliwy lub otwarte szyderstwo połyka z łatwością.

 

Gdy chodzi o interes próżności lub materialnego egoizmu, natenczas rozwija całą swą zręczność. Kokietuje z wszystkimi stronnictwami, zdradza najspokojniej partię, do której przedtem należał, zmienia przekonania bez zarumienienia, pochlebia do obrzydzenia opinii dziennikarskiej, chwyta się reklamy; słowem, czyni co może, byleby dopiął tego, co sobie za cel swej nędznej kariery uważa. Osiągnąwszy go raz, pozostaje takim samym zerem obywatelskim i osobistym, jakim był przedtem; i staje się podobien do wyszarzanej drobnej monety, co przebiegła przez tysiące rąk, a wytarta i wyszarzana straciła wartość swoją...

 

Ludzi takich nikt nie szanuje a każdy lekceważy; nikt nie nienawidzi ale i nikt nie lubi, nikt nikt, nie potrzebuje ale każdy toleruje. Dziwnego to rodzaju amfibium, istota neutralna, połowiczna, niezdecydowana, lśniąca wszystkimi możliwymi kolorami, a tym samym bez żadnej własnej barwy. Dużo jest karierowiczów między nami, i mnóstwo małych fotografii dodać by można do tych kilku uwag ogólnych – nie zasługują jednak na to ani pod moralnym ani nawet pod czysto humorystycznym względem. Guarda e passa!

 

–––––––––

 

 

Artykuł z "Przeglądu Lwowskiego", Rok pierwszy (1871). Tom I. (Wydawca i Redaktor X. Edward Podolski). Lwów 1872, ss. 384-386; 432-434.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMIV, Kraków 2004

Powrót do spisu treści artykułu pt.

TYPY I FIGURY Z KOMEDII CODZIENNEJ

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: