TYPY I FIGURY

 

z komedii codziennej

 

"PRZEGLĄD LWOWSKI"

 

–––––

 

Wie reizt doch das die Leute so sehr?

Was laufen sie wieder ins Schauspielhaus?

Est ist doch etwas wenige mehr,

Als seh man grade zum Fenster hinaus!

Goethe.

 

I.

 

POLITYK Z PROFESJI

 

Lubiłem niegdyś teatr namiętnie, a przede wszystkim komedie. Było to dla mnie prawdziwą przyjemnością, widzieć humorystyczny obraz śmieszności ludzkich, pochwyconych na gorącym uczynku czyli jak to mawiali starzy juryści, in flagranti. Nie brakło mnie też nigdy w teatrze, ilekroć pod dewizą ridendo castigare mores autor żywcem chwytał typy i figurki, i stawił je pod pręgierz śmiechu. Od kilku lat jednak, gdy sprowadziłem się do pewnej wielkiej stolicy, w której odgrywają się bardzo liche komedie na scenie, a bardzo zabawne w życiu publicznym, nabyłem tego samego zdania, które wyraził Goethe w zacytowanych u góry słowach...

 

Nie powiem, gdzie leży owa wielka stolica, której życie publiczne zastąpiło mi zupełnie komedię. Tyle tylko nadmienię, że jest to gród wielce sławny i wielce znakomity, że znaleźć go można na karcie geograficznej śp. Stańczyka, że posiada 7,389 rozmaitych politycznych i niepolitycznych stowarzyszeń, dziewięćdziesiąt i dziewięć stronnictw, kilkanaście tysięcy wielkich politycznych mężów i leży nad rzeką w swoim rodzaju bardzo spławną, która odgrywa wielką rolę w Annales catarrhales.

 

Odkąd osiadłem w tej stolicy, o której śmiało powiedzieć można, qu'elle marche a la tête de la civilisation, i to tak dalece, że od tego marszu aż głowa boli cywilizację, przestałem zupełnie chodzić na parter teatru, a chodzę na galerię do sal, służących za miejsce zgromadzeń politycznych, scjentyficznych, ekonomicznych, demokratycznych i tak dalej in dulce infinitum... Na scenie tego małego theatrum mundi spotkałem tyle komedii, ile ich nawet Aristofanes nie był wymarzył, choćby był wieki całe patrzył na szewców-polityków i na tromtadrację klasyczną kwitnącą owego czasu w Atenach. A w tych komediach improwizowanych ileż histrionów wyśmienitych, ileż masek przedziwnych, ile arlekinów, ile typów i figur najrozmaitszych, o których przepomnieli wszyscy komediopisarze, począwszy od Terencjusza i Plauta a skończywszy na komedifaxach najnowszej doby... Wprawdzie nie mogłem się w tej krotochwili polityczno-społecznej nigdy dopatrzeć nikogo, którego bym mógł uważać pour le sage de la comoedie, ale za to prawie zawsze z wielkim efektem i w bengalskim oświetleniu wychodził na jaw le secret du Polichinelle.

 

Ileż to razy żałowałem, że nie jestem literatem z profesji, aby móc piórem swoim uwiecznić główniejszych aktorów tych komedii i przekazać ich tak potomności, jak Cicero przekazał śp. Rosciusza! Żałowałem i byłoby dotąd skończyło się na samym żalu, gdyby nie wzięło było wreszcie górę przekonanie, że lepiej dyletanckim piórem, i jak powiadali nasi dziadowie, "zębatem pisaniem" naszkicować niektóre sceny i typy z tej nie-Balzacowskiej Comoedie humaine, niż aby miały utonąć w letejskiej wodzie zapomnienia ku nieocenionej szkodzie Europy, królestw Lodomerii i Galicji, wolnego miasta Kulikowa i Rzeczypospolitej Babińskiej.

 

Quod felix faustumque sit... rozpoczynam tedy moją galerię bohaterów i typów tej drugiej nieustającej wojny kokoszej, nie czekając, aż kto godniejszy podejmie to zadanie, albowiem nie każda batrachomiomachja znaleźć może Homera; nie każdy Don Kiszot Cervantesa, nie każdy vir obscurus Rotterdamczyka, nie każdy Snobb Thackeraya i nie każdy Sarafynowicz p. Jana Lama.

 

Zaczynam od "polityka z profesji". Dlaczego taki a nie inny robię wybór z tego tłumaczyć się nie chcę i nie będę choćby dlatego, aby nie stanowić precedendcji, ale przeciwnie aby zastrzec sobie w mojej galerii najzupełniejszą niezawisłość od wszelkiego pedantycznego porządku i od wszelkiej systematyczności.

 

"Polityk z profesji (Politicus stabilis proffesionalis; – der fixe Krakehler) należy do istot zoologicznych, nieopisanych jeszcze ani przez Buffona ani przez fotografa Kraju. Jest to zwierzę ogromne i żyje tylko w "stowarzyszeniach", posiada język z kauczuku, płuca juchtowe, mózg z gazeciarskiej makulatury; żyje w wodzie programowej i oratorskiej, ginie po pięciu minutach milczenia; pojawia się gromadnie przy wyborach, żywi się kwestiami austriackimi, pożera ministrów, trawi bardzo łatwo, lecz strawić się nie da. W czasach politycznego głodu i agitacyjnej posuchy grasuje po kawiarniach, kasynach, redakcjach itd., i nie pomoże przeciw niemu nawet perski proszek".

 

Takie określenie polityka z profesji znajduje się w politycznej zoologii, którą jeden z moich uczonych przyjaciół układa, i którą kiedyś wyda ku chwale galicyjskiej umiejętności. Z manuskryptu tej pracy pozwoliłem sobie wypisać tę definicję, jednakże poprzestać na niej nie mogę. Wybaczą mi tedy czytelnicy, że co zoolog z węzłowatą precyzją opowiedział w kilku wierszach, posłuży mi za temat do osobnej obyczajowej monografijki.

 

* * *

 

Nieodgadniona to a fatalna ironia czasu, że odkąd posiadamy mnóstwo ekonomów politycznych, coraz gorzej gospodarujemy, odkąd w samym Tygrysowie założono kilkadziesiąt nadobnych filij przeróżnych banków, coraz mniej jakoś mamy pieniędzy – a odkąd pojawili się między nami politycy z profesji, to jest ludzie trudniący się polityką, jak sztuką dla sztuki, coraz nędzniejszą mamy politykę...

 

Niemcy mają o swoim szewcu-poecie dwuwierszyk, który mówi:

 

Hans Sachs war ein Schuh-

Macher und Poet dazu;

 

i bardzo to pięknie było ze strony pana Sachsa, że najpierw szewcem był, a potem dopiero poetą. Ta cnota jego, jeżeli często mogłaby być zbawiennym wzorem dla wielu poetyzujących proletariuszów, błąkających się bez paszportu po Parnasie, służyć by powinna bardziej jeszcze za przykład w polityce, i dlatego też w zastosowaniu do niej, przełożylibyśmy ów wierszyk w następujący sposób in usum Delphini:

 

Pan majster pracował kopytem

I był politykiem – przytem...

 

Ach! gdyby to przykład ten znalazł naśladowanie! Gdyby każdy był pierwej czymś: szewcem, krawcem, parasolnikiem lub innego jakiego kunsztu mistrzem, a dopiero w drugim rzędzie, dodatkowo, w "wolnych od tej umysłowej pracy" chwilach także i politykiem, ręczę że biedaczka rezolucja doznałaby lepszego losu w Wiedniu, a p. Fux nie poniewierałby tak królestwem Galicji i Lodomerii!

 

Żart na bok, ale polityk z profesji największą plagą jest prawdziwej obywatelskiej pracy. Jest on też figurą i płodem naszych czasów, gdyż dawniej zaledwie śladu jego dopatrzeć było można. Nie ma nic niedorzeczniejszego i nic zarazem komiczniejszego, jak polityka uważana za osobne, wyłączne zajęcie, za formalną profesję... Najkrótsza to droga, aby z tego, co jest jednym z najpoważniejszych obowiązków i czynności obywatelskiego życia, zrobić rodzaj błędnej manii i szarlatańskiego pseudospecjalizmu.

 

Toteż nie ma nędzniejszej, jałowszej i chaotyczniejszej polityki nad tę, którą się bawią politycy z profesji. Szlachcic, ziemianin, kapłan, żołnierz, rzemieślnik, chłop nawet, występując na pole publicznej, obywatelskiej pracy, przynoszą z sobą pojęcia czerpane z faktycznego stanu rzeczy, z istotnego doświadczenia, z potrzeb i warunków swego zawodu – polityk z profesji, który nie jest ani chłopem ani szewcem ani czym innym, ale tylko i tylko wyłącznie politykiem, przychodzi z śmieszną arogancją swego wirtuozostwa, z kilku tuzinami teoryjek, nie opartych na żadnej realnej podstawie społecznej, z doktrynerstwem jałowym.

 

Niestety mamy takich polityków z profesji in abundantia. Skąd to pochodzi, że właśnie w czasach obecnych mamy ich najwięcej, i że z najmłodszej tylko rekrutują się generacji? Odpowiedzi na to pytanie szukać nam należy najpierw w wyjątkowych stosunkach naszej chwili, po wtóre w kierunku, w jakim się rozwija tak pod względem wychowania jak i samego życia młodzież nasza.

 

Lichy poeta, niedowarzony literat i polityk z profesji jest to zazwyczaj motyl, któremu służy za poczwarkę – niedoszły student, lub niefortunny kandydat, lub jedna z tych problematycznych figur społecznych, na których zaciążyła owa tak pospolita niestety klątwa współczesna, zwana po francusku: carrierè manquée.

 

Trudno to jednak i zbytecznie zarazem charakteryzować to ogólnikami, co się najlepiej da oddać w małym obrazku, zdjętym z życia. Poprzestaniemy tedy na tych uwagach wstępnych i przechodzimy ad specialia; tj. wysuwam żywą figurkę do naszej galerii i podajemy ci kochany czytelniku jej curriculum vitae.

 

* * *

 

Pafcio Krzykalski (przypuśćmy, że się tak nazywa nasz bohater) może mieć teraz zaledwie lat 20 lub 21, ale ta wiosenność wieku nie przeszkadza mu bynajmniej, zaliczać się do wpływowych polityków, od których zależą losy kraju. Słaby mech zaledwie wysypał mu się pod nosem, ale za to rezon i animusz nie opuszczają go nigdy. Jeżeli cię czytelniku kiedy przypadek zapędzi do której z kawiarń tutejszych, a ujrzysz tam młodzieńca z czupurną miną, z cwikerem lub okularami na nosie (bo to dodaje powagi), rozprawiającego głośno o polityce krajowej i zagranicznej, piorunującego na szlachtę i na duchowieństwo, krytykującego zawzięcie najpoważniejszych i najzasłużeńszych w kraju mężów, ukłońże mu się z uszanowaniem, przypatrz się dobrze jego rysom, słuchaj pobożnie jego politycznych i społecznych aforyzmów, albowiem wielkość en herbe, to jedna z ilustracji komedii współczesnej, to – Pafcio Krzykalski!...

 

A tout Seigneur tout honneur! Taki Pafcio Krzykalski wymaga respektu i srodze by się pomścił, gdybyś go uraził ignorowaniem! Pafcio ma swe stosunki i stosuneczki; gotów cię zasykać kiedyś z galerii podczas jakiegoś zgromadzenia, lub wychłostać cię nielitościwie jako zaufanego arystokratę w jakiejś pokątnej korespondencyjce jakiegoś pokątnego pisemka.... I jakżeż nie uznać zresztą i nie uszanować młodzieńca, co tak niezmordowanie i tak gorliwie pracuje dla dobra publicznego!

 

Gdziekolwiek się bowiem obrócisz na politycznej arenie, znajdziesz Pafcia wszędzie. Począwszy od fakelzugu, a skończywszy na ludowym zgromadzeniu, Pafcio Krzykalski jest wszędzie, zawsze ruchliwy jak perpetuum mobile, zawsze głośny, zawsze agitujący. Gdy przyjdą wybory, Pafcio Krzykalski, choć nie jest wyborcą, biega jak szalony po całym mieście, zapuszcza się w najdalsze zakątki przedmieść, a niedopuszczony do głosu w poważniejszych zgromadzeniach, haranguje każdego, kogo tylko przydybie.

 

Nie minie lat kilka, a z Pafcia będzie wirtuoz warcholski, czyli polityk z profesji. Gdy mu tylko cokolwiek wąs podrośnie, będzie plagą politycznego życia, jeżeli ją już nie jest obecnie. Zapisze się do wszystkich towarzystw politycznych i niepolitycznych, będzie wydziałowym lub sekretarzem w czternastu rozmaitych klubach, będzie jako jeden z najgłośniejszych, najruchliwszych członków należał do wszystkich możliwych, istniejących już lub zaprojektowanych dopiero komitetów, komisji i asocjacji, a w każdej przewodzić będzie swym kauczukowym językiem i stereotypowym głosem.

 

Ale bo też Pafcio ma talent oratorski, niech go nie znam! Co za ferwor, co za ognistość, co za swada! Będzie mówił o wszystkim cokolwiek istnieje pod słońcem z równą obfitością myśli i z równym zapałem dykcji. Wszystko mu jedno, o czym mówi, z tą chyba jedną różnicą, że czego najradykalniej nie rozumie, o tym będzie mówił z największym aplombem. Biada mężowi stanu, przeciw któremu głos swój podniesie. Wykaże jak na dłoni, że ten, którego niektórzy naiwni ludzie mają za luminarza i zasłużonego człowieka, jest tylko ignorantem, nieukiem, niedołęgą lub nawet winowajcą politycznym; wykaże dalej, jak nie można jaśniej, że on (tj. Pafcio Krzykalski) wszystko wie lepiej i wszystko zrobi lepiej!

 

Zapytaj się, czego chcą tacy Pafcie Krzykalscy, a ani oni sami, ani ich adherenci i wielbiciele nie będą w stanie, objaśnić cię o tym dokładnie. Każde ozwanie się bowiem takiego warchoła politycznego składa się z kilkunastu tuzinów frazesów nadzwyczaj szumnie brzmiących, w których nie można się domacać pospolitego sensu. Nie zawsze go też można zrozumieć, i to go stawi w rzędzie wszystkich geniuszów, którzy także zeszli do grobu, niepojęci przez swe społeczeństwo.

 

Nie potrzebujemy prawie dodawać, że Pafcio bywa zawsze, i to bez wyjątku, zwolennikiem opozycji. Oponuje wszystkiemu, cokolwiek tylko nie wyszło z jego własnej inicjatywy, niepomny na przysłowie: plus negare potest asinus, quam probare philosophus. Wypływa to dalej prawie samo z siebie, że taki Pafcio nie cierpi szlachty, a już wstręt radykalny czuje do kapłańskiej sukienki – i że jest tego najsilniejszego przekonania, że te dwa stany stały się winą wszelkich klęsk, plag, nieszczęść i katastrof na obu półkulach świata.

 

Historia go nic nie obchodzi pod tym względem. Historia datuje swój ród z bardzo a bardzo dawnych czasów, jest tedy arystokratką, a Pafcio od kolebki tak głęboki czuł wstręt do arystokracji, że nie zabierał wcale znajomości historii, a na nieznaną z pogardą patrzy. I nic w tym dziwnego, choć wzruszają na to ramionami ludzie, którzy hołdują jeszcze w XIX wieku tej wstecznej zasadzie, że aby drugich uczyć, trzeba się pierwej nauczyć czegoś samemu.

 

Pafcio nie potrzebuje się uczyć historii – bo on historię sam robi. Od niego datuje się nowa era ludzkości. Ten mesjanizm swój polityczno-społeczny wykonywa on przede wszystkim językiem. Mów, wniosków, interpelacji jego nikt nie policzy – a gdyby zależało na tym, aby one przeszły do potomności, musiałby Pafcio wychodząc z domu brać z sobą obok parasola także całe biuro stenograficzne.

 

Takie figurki, jak Pafcio, są skończonymi reprezentantami owego krzykalstwa i szarlatanizmu politycznego, na które pozostawili nam przodkowie nasi tak wyborną nazwę w słowie: "warcholstwo". Nigdy i nigdzie nie brak politycznych warchołów, i dlatego też nie ich istnienie, ale stopień ich wpływu bywa miarą niedołężności politycznej. Niestety warcholstwo ma u nas wpływ jeszcze niemały, i dlatego też chodzi jeszcze ciągle w masce gorliwości obywatelskiej. Co się stanie z figurami jak Pafcio, gdy adherenci ich przyjdą do tego samego rozumu, które przypisuje przysłowie starym wróblom, mówiąc, że nie dadzą się złapać na plewę?...

 

–––––––––

 

 

Artykuł z "Przeglądu Lwowskiego", Rok pierwszy (1871). Tom I. (Wydawca i Redaktor X. Edward Podolski). Lwów 1872, ss. 51-55; 104-106.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMIV, Kraków 2004

Powrót do spisu treści artykułu pt.

TYPY I FIGURY Z KOMEDII ŻYCIA CODZIENNEGO

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: