TYGODNIK SOBOROWY

 

––––––––

 

KRONIKA SOBOROWA

 

Zamiary masonerii co do Soboru. – Matriarchinie Soboru.

 

Zamiary masonerii co do Soboru (a). Monde zamieszcza rozmowę jednego z swych przyjaciół z bardzo czynnym masońskiej wielkiej loży agentem. O autentyczności tej rozmowy "Monde" zapewnia.

 

"Oskarżają nas, mówił mason, że chcemy obalić chrześcijanizm. Nie, my chcemy chrześcijanizmu, ale wolnego od wszelkich przymieszek, od wszelkich form, które są więzami przez księży narzuconymi ludzkości – zabijającymi umysł i wolność człowieka. A zatem nie chcemy Kościoła, ani Papiestwa, które jest siłą Kościoła.

 

Rzecz oczywista, że Sobór ma na celu zatwierdzenie duchownej i doczesnej władzy Papieża. On więc przeciwny naszym zamiarom, i dlatego początkowo postanowiono nie dopuścić zebrania się Soboru. Atoli po głębszej rozwadze spostrzeżono, że to by wywołało narzekania na ucisk, na brak tolerancji i zamiast odstręczyć, przywiązałoby narody do Kościoła i Papieża (1). Również przewidywano, że w tym razie loże utraciłyby pomoc, jaką im dziś przynosi partia katolików liberalnych, która teraz wyborne oddaje im przysługi i większe, aniżeli może myślą jej członkowie rozsiani wszędzie, a znajdujący się nawet w otoczeniu Papieża.

 

A zatem zmieniono pierwotny plan i postanowiono przeciwnie wszystkich użyć sposobów do ułatwienia zebrania się Soboru, aby potem sam Sobór obrać za narzędzie przeciw Kościołowi albo mieliznę, na której by uwięzła i rozleciała się cała jego budowa. A ma się to stać w sposób następujący:

 

Papież myślał tylko o Soborze, który potrwa ze trzy miesiące – podobnie myślała większość biskupów. Skarb papieski, który musi na własne koszta przeszło 300 utrzymać biskupów, musi się wyczerpnąć – skutkiem zaś tego Sobór musi być odroczonym. Gdy zaś zostanie odroczonym nic nie sprawiwszy, (gdyż o to starać się będę, aby nic nie zrobiono, i rzeczywiście już 3 miesiące upłynęło, a nic jeszcze nie zawyrokowano), wtenczas samo to odroczenie Soboru będzie już zabiciem Soboru i Kościoła. Uniesienia katolików zawiedzione ostygną – wiara się osłabi, episkopat będzie rozdzielony – urok powagi Papieża się rozwieje, a końcem tego wszystkiego będzie zobojętnienie ludów względem Kościoła.

 

To wszystko przewidzianym, wszystko naprzód obmyślanym i przygotowanym zostało.

 

Przywiązanie niezmiernej większości duchowieństwa dla Rzymu wywołało uniesienie i zapał, skutkiem których wzniosło się pragnienie podniesienia nieomylności Papieża do rzędu dogmatów.

 

Przeciwko temu postanowiono rozbudzić stary gallikanizm. Złotem, broszurami, gazetami, usiłowano wzniecić wątpliwości, niepewność i obawy w samym duchowieństwie, tym zaś sposobem wykluczyć nieomylność z uchwał Soboru.

 

Nasi sprzymierzeńcy w Soborze z partii liberalnej, których hasłem jest «zyskać na czasie», będą wszelkimi siłami oponować aż do znużenia większości. Inne znakomite osobistości i rozgłośne imiona piórem i słowem niepokoić będą sumienia, i wyrabiać opinię publiczną. Oczywista, że nasze działanie nie może być dotykalnym, ale to jego skuteczności nic nie ujmie.

 

Gabinety także posłużą naszej sprawie notami dyplomatycznymi, coraz więcej natarczywszymi, a jeśli te nie wystarczą, natenczas poruszymy i parlamenty, w razie zaś potrzeby straszydło rewolucji. Powtarzam ci i zapewniam, że Sobór Watykański będzie płodem poronionym, skałą o którą się Kościół rozbije – a naówczas przyszłość jest naszą".

 

Oto treść objaśnień danych przez masona. Zastanowiwszy się nad tym, co się dotąd działo już i bez owych objaśnień mogliśmy się byli domyślać czegoś podobnego i dostrzec, że cała wyprawa antysoborowa stoi pod komendą. Rewelacje z ust służalca loży mogą tylko usprawiedliwić domysły.

 

Zaprzeczyć nie można, że plan dobrze obmyślany i tylko ten jeden błąd mu zarzucić można, że, jak mówią Niemcy, nie brał w rachubę gospodarza, to jest Ducha Świętego, który czuwa nad Soborem, kieruje nim i rządzi. Lecz właśnie ta gruba pomyłka sprawi, że się wypełnią słowa psalmisty: "A Pan naśmieje się z nich" (Ps. 2, 4).

 

Mimowolnie tutaj nasuwa się nam zapytanie: Czy jest u nas masoneria, gdzie i co robi? Dobrze by było odpowiedzieć jasno na to pytanie, może by się niejedna kwestia wyświeciła, a nasi poczciwcy liberalni prędzej by się obaczyli. Przy sposobności powrócimy do tego przedmiotu.

 

 

Matriarchinie Soboru. W przytoczonej dopiero rozmowie sekciarza nie powiedziano wprawdzie wyraźnie, do którego legionu posiłkującego zamiary masonerii wliczyć należy pewne damy w Rzymie bawiące; dość jednak wiedzieć o ich antysoborowych robótkach, aby zrozumieć, że i one są członkiniami liberalnego obozu. Wspomniane panie należą do wyższych sfer towarzyskich i w eleganckich salonach sejmy swoje odprawiają, dyskutując nader żwawo nad kwestiami Soboru, nieomylnością itp. Jedna z tych pań wygadała się przypadkiem, gdy uległszy pokusie próżności, rzekła z miną tajemniczą: "My jesteśmy tak trochę matkami Soboru". Ktoś dowcipny odpowiedział: "Powiedz pani raczej kumoszkami". I od tej chwili poważne sawantki i teologinie zaszczycone zostały w Rzymie imieniem "matriarchiń", a imię to obiega z ust do ust po całym mieście.

 

Matriarchinie tworzą rodzaj kółka, może kongregacji, a warunkiem przyjęcia do niej ma być nieubłagana nienawiść dla L'Universa, papisty i nieomylnika pierwszego rzędu, którego frater Kulczycki w stylu odpowiednim "Tygodniowi" drezdeńskiemu zowie "rozkiełznanym", "namiętnym", zawziętym" itd. "przywódcą rozpasanej ultramontańskiej prasy" (2).

 

Ciekawą jest także geneza czyli rekrutowanie się wielebnych matriarchiń. Oto co piszą o jednej z nich. Panna *** Niemka z Bawarii, bawiąc jeszcze w ojczyźnie dostała do rąk broszurkę pewnego francuskiego prałata, o głośnym imieniu. Niezmiernie tym pisemkiem zachwycona, w zapale uwielbienia napisała do onego prałata bilecik d'une félicitation. Na bilecik przyszła odpowiedź i w ten sposób zawiązała się korespondencja, pomiędzy duszami wybranymi. W rok potem czy później prałat naznaczył pannie *** rendez-vous w Einsiedeln. Tam jej polecił, aby za powrotem do Bawarii i Monachium obrała sobie za przewodnika i spowiednika X. Döllingera, jako koryfeusza liberalizmu religijnego i oto dzięki temu duchownemu kierownictwu, panna *** doszła do godności matriarchiń. Ma ona swe zdanie o Kościele, o Soborze, o Papieżu i wszystkich ważniejszych kwestiach teologicznych. Te jej zdolności spowodowały pomienionego prałata, z którym listowne stosunki wiernie były zachowywane, iż usilnie nalegał, aby panna *** na czas Soboru przybyła do Rzymu, celem niesienia pomocy pisaniem, tłumaczeniem i korespondencjami, które miały odchodzić do Niemiec. Nasuwały się pewne trudności, bo matka panny *** nie mogła uczonej córce towarzyszyć w jej misji, ale wreszcie znaleziono poważną i dostojną towarzyszkę, również z rodzaju matriarchiń, która wyjechała z panną *** do Rzymu. Dziś obie w pośród kongregacji kumoszek Soboru ważną odgrywają rolę, a wymową i bogactwem myśli mogłyby iść w zapasy z węgierskimi prałatami.

 

Program i dalsze widoki matriarchiń w obecnej chwili osłonięte tajemnicą – przyszłość ich zasługi oceni.

 

Oprócz centralnego kółka w Rzymie, istnieją inne jeszcze gorliwsze na prowincjach. Donoszą o jednej matriarchini francuskiej, iż nie przyjmuje żadnego księdza i zakonnika, któryby pierwej nie podeptał L'Univers'a, jak niegdyś w Japonie deptać musieli chrześcijanie krzyże, na znak wierności cesarzowi.

 

Może wykłuwające się w mieście naszym stowarzyszenie pań postępowych "Praca" zechce przyjąć obowiązki i nazwę "filii matriarchiń rzymskich" albo, jeśliby przymiotnik "rzymski" był dla nich zbyt mało dźwięcznym, matriarchiń Kościoła narodowego.

 

–––––––––––

 

 

Z czasopisma: "Tygodnik Soborowy", Nr 14 (Dnia 14 kwietnia 1870). Kraków 1870, ss. 14-18. (b)

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; przypisy literowe od red. Ultra montes).

 

Przypisy:

(1) Bądź co bądź, ten mason trochę rozumniej rzeczy widział, niż "Kraj" i książę Hohenloe, którzy wychodząc z swych zasad chcieli przed zebraniem się jeszcze Soboru przygotować mu przeszkody od zewnątrz. Teraz "Kraj" już tylko na pomoc od zewnątrz dzwoni. Wielebny frater Kulczycki spełnia ten urząd w zgromadzeniu obrońców papieskiej omylności i niezawisłości Kościoła od Rzymu, a spełnia go z taką gorliwością, że już wszystkie dzwony zaczynają pękać i rozlatywać się. Zdaje się, że szanowne zgromadzenie Dyń i Cebul, będzie musiało wypowiedzieć mu miejsce, bo je coraz okropniej listami swymi kompromituje. List do gazety "Narodowej" o potrzebie osłaniania się nieczytelnością, ze strachu przed Zmartwychwstańcami i prawie jednocześnie list do "Kraju" p. Kulczyckiego o mnogich stosunkach we wszystkich diecezjach polskich, dla których to stosunków żona jego, jako dama polska musi u drzwi biskupów tychże diecezyj składać swe wizytowe karty, są to pasztety nad wszelką strawność najliberalniejszych nawet żołądków redakcyjnych.

 

(2) Oto jest próbka "prześlicznego" stylu, w jakim żarliwy ten frater asocjowany w różnych habitach do zgromadzenia liberalnych naszych redakcyj wyraża się właśnie o Veuillocie. "Znanym i szeroko postrach rozsiewającym (ale już nie tak szeroko, jak Zmartwychwstańcy, przed którymi ze strachu frater Kulczycki przebrał się w habit nieczytelności), jest ten rubaszny zapaśnik francuskiego piśmiennictwa (tj. Veuillot), który dodał zaciśniętą pięść do wojennego rynsztunku od wieków używanego w obronie najświętszych prawd przez ślachetnych rycerzy pańskich; atoli kościstość, paradoxalność i zuchwalstwo tego okrzyczanego syna paryskiej ulicy, co (sic) mniszy kaptur przyszył do swojej bluzy i jął bronić żylastym kułakiem nie tiary lecz kurzawy, którą ją (sic) wieki przypruszyły, – nie zdołały go zasłonić przed węgierską pogonią, przed wojownikiem (niby X. Strossmayerem) w średniowiecznej trójnitszej zbroi, jak (sic) ludzie z przeszłości, ale należącym do przyszłości przez młodzieńczą wiarę i poezją (niby X. biskup), jakich zużyte plemiona zachodnie już dziś w sobie (sic) nie mają, (ta tak, jakby kopiowane z "Gołosu"), ale silny nierozjętnością (prześliczne!!) religii i wolności nabożeństwa i patriotyzmu, tym węgierskim i polskim sojuszem, na który zachód i południe patrzą dziś jak na raroga, (a który naturalnie dla Rosji jest najzrozumialszy), z progu swoich giełd i parlamentów, lub swoich pustych bazylik, gdzie (sic) klątwą przeciw liberalizmowi (jużci że nie zachodniemu, bo zachodni patrzy na to, jak na raroga z progu swych parlamentów, ani południowemu, tylko północno-wschodniemu) na próżno szuka ludzkiego ucha".

 

Ostrzegamy, że w nawiasach my wtrąciliśmy nasze uwagi, kto by więc chciał jasne mieć pojęcie stylu P. Kulczyckiego, zechce przeczytać ten ustęp drugi raz z opuszczeniem nawiasów. O tym stylu chcielibyśmy coś osobno napisać w komentarzu na prolog do obrazu "kochajmy się" p. J. I. Kraszewskiego. Tu tylko dodajemy, że frater Kulczycki ma pretensje salonu, a w salonie nieznośnie słodkie maniery, nie dziw więc, że mu się nie podoba zaciśnięta pieść i żylasty kułak, które Veuillot dodał wedle niego do wojennego rynsztunku, i które zdaje się, że niepomiernie dały mu się we znaki.

 

(a) Zob. Bp Władysław Krynicki, Sobór Watykański.

 

(b) Pismo to redagował ks. Zygmunt Golian, przy współpracy m.in. ks. Mariana Morawskiego SI. (c)

 

(c) Zob. Biskupi wobec Soboru i Papieża.

 
©
Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMIX, Kraków 2009

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: