DOKTOR UNIWERSYTETU W ALCALA
––––––––
VI.
O piekle
MODLITWA
Boże świętości, który nienawidzisz występku, daj mi łaskę, abym pojął całą okropność męczarni, jąka zań czeka grzesznika w piekle. Niech unikam tego największego nieszczęścia, jeżeli nie dla Twej miłości, to przynajmniej z bojaźni kary.
ZASADY
1. Piekło jest wiecznym więzieniem, przeznaczonym dla grzeszników, zmarłych w niepokucie, dla potępieńców wszystkich wieków i stanów, dla czartów i ludzi. Bogaci skąpcy, wielcy świata tego, pychą nadęci, oddający się zmysłowości do tej zgrai należą. Nieszczęśliwi ci zmuszeni żyć razem, czują ku sobie w każdej chwili śmiertelną nienawiść, niepowściągniony wstręt, który w nadmiarze męczarni jątrzy jednych przeciw drugim. Pozbawieni wszystkiego, przygnębieni wszelkiego rodzaju cierpieniami, jednym słowem przywiedzeni do ostatniego stopnia nieszczęścia, nie mają nikogo kto by ich pocieszył, nikogo, kto by miał współczucie dla ich niedoli. Utrata Boga i Jego chwały stanowi najgłówniejszą ich męczarnię. Jest to tak zwana w języku teologów kara potępienia, kara na którą skazani zostali za to, że się niesprawiedliwie oddalili od Boga, źródła wszelkiego dobra. Drugą ich karą jest tak zwana kara zmysłów, która wypływa z połączenia wszelkich boleści, jakie tylko można uczuć zmysłami.
2. Kara potępienia uważana sama w sobie jest pod pewnym względem największym nieszczęściem, ponieważ jest utratą największego szczęścia, utratą Pana Boga, który jest dobrem największym. Grzesznik w piekle na zawsze jest wygnany z niebieskiej ojczyzny, nie będzie się nigdy cieszył obecnością Boga, tą wieczną szczęśliwością, do której był stworzony; na zawsze jest odsunięty od obcowania z Jezusem Chrystusem i Jego przenajświętszą Matką, wyłączony od towarzystwa aniołów, błogosławionych, tych wszystkich których kochał na ziemi, lecz których cnót i szczerego żalu nie naśladował. Wszystkie te straty zawsze obecne umysłowi potępionego, sprawiać mu będą nigdy nie ustające męczarnie.
3. Kara zmysłów jest to męka wszystkich władz duszy. Zmysły cierpieć będą, każdy w szczególności, wszystkie na raz męczarnie, jakim podlegać mogą. Na tym świecie ciężką jest najlżejsza niemoc; drżymy na samą myśl cierpień, jakich drugi doświadcza; nie mamy odwagi patrzeć jak przykładają rozpalone żelazo na jego rany. Cóż dopiero samemu być wystawionym na wszelkiego rodzaju męczarnie, dochodzące do najwyższego stopnia, męczarnie, które nie zmniejszą się nigdy. W tym samym czasie władze duszy dręczone będą wszystkim, co może wzniecić w nich smutek, gniew, rozpacz itd. Dusza nie będzie mogła zapomnieć ani na chwilę niewypowiedzianych dóbr, których została na zawsze pozbawioną; szarpaną będzie bez przestanku tą okropną myślą, że straszliwe męczarnie, na jakie jest skazana, trwać będą zawsze, wiecznie, i końca im nie będzie nigdy, nigdy.
4. Wyrzut sumienia będzie jedną męczarnią więcej. Pan Jezus nazywa go robakiem, który nie umiera i mówi nam o nim jako o osobnej męce, wyrównywającej karze ognia. Lepiej jest tobie ułomnym wejść do żywota, niżeli dwie ręce mając, iść do piekła w ogień wieczny. Gdzie robak ich nie umiera a ogień nie gaśnie (1). Sumienie będzie czynić potępieńcowi dojmujące wyrzuty. Przypomni mu ono, jak łatwo mógł uniknąć tylu nieszczęść, jak go ono upominało wiernie, jak mu radziło, jak go nagliło, aby nie narażał wiecznego dobra dla uciech przemijających. Na te gorzkie wyrzuty potępieniec stawszy się własnym katem, uzbroi się przeciw sobie samemu, zgrzytać będzie zębami, szarpać siebie i rozpaczać, że jego usiłowanie odebrania sobie życia na zawsze zostanie bezowocne.
6. Jakkolwiek wszyscy potępieńcy cierpią straszne męczarnie, stopień ich jednak zwiększa się w stosunku do ciężkości i liczby grzechów.
Zeszliśmy z drogi prawej (2). – Oto, co sobie wiecznie wyrzucać będą. Ach! gdyby wolno było tym nieszczęśliwym działać zgodnie z tym szczerym, lecz bezużytecznym wyznaniem, jakże niewinne i surowe byłoby ich życie! Między tymi potępieńcami znajdują się może ludzie tego samego co ja stanu i wieku, a których życie było zupełnie podobne do mego życia. Lecz gdy los ich pozostanie na wieki niezmienionym, ja mogę jeszcze odpokutować za grzechy moje i stać się nowym człowiekiem. Niepodobna się wahać. Od dzisiaj chcę postępować za radą Apostoła: Czyńmy dobrze, gdy mamy czas po temu (3).
ROZMYŚLANIE
o piekle
1. Co bym myślał, gdybym się widział osaczonym przez wojsko szatanów, ciągnących mnie, jako swego wiecznego niewolnika do piekła, tryumfujących że od dawna oczekiwaną zdobycz dostali w swe szpony, mówiących mi z szyderstwem "zwyciężyliśmy na koniec. Praevaluimus. Udało nam się zwodzić cię, aż do ostatniej chwili, a oto jęczeć będziesz całe wieki pod brzemieniem najnieznośniejszej niewoli. Praevaluimus adversus te".
Jednakże są to nieprzyjaciele, z którymi teraz żyję w dobrej zgodzie i rad słucham ich podchlebstw, które mnie ciągną do piekła. Jakże mogę żyć w pokoju i radości, będąc otoczonym tymi wrogami, czyhającymi na mą zgubę, zawsze niecierpliwie wyczekującymi tego, abym umarł w niepokucie? Co by się stało ze mną, gdyby Bóg sprawiedliwie rozgniewany moim ociąganiem się, uczynił zadosyć ich życzeniom? Straciłbym wszystko dla drobnostki. Widziałbym się wepchniętym w jezioro ognia, skąd wznosi się dym siarki i gdzie nieskończona liczba duchów nieczystych stara się wszelkimi sposobami męczyć nieszczęśliwe ofiary występku.
Cierpienia czyśćcowe są bez wątpienia przerażające według opisu, jaki o nich dają Ojcowie święci; lecz jakżeby się potępieniec uważał za szczęśliwego, gdyby mu było wolno przejść z piekła do czyśćca. Jakże cieszyłby się, gdyby mógł przepędzić kilka wieków w tym miejscu, gdzie dusze chociaż także ponoszą straszne cierpienia ale są pewni ich końca, i zarazem są przekonani, że są w łasce u Boga. Ach! Zbawiciel dla oszczędzenia nam piekła, żąda dziś od nas nieskończenie mniej, niż od tych dusz co w czyśćcu cierpią. Czyż na wspomnienie ich cierpień możemy się jeszcze obawiać ostrości życia pokutniczego? Samotność, modlitwa, post, umartwienie zmysłów, pokora, czyż to wszystko może nas trwożyć? Czymże są te surowości w porównaniu z piekłem, gdzie zaledwie dostawszy się, grzesznik mówi do siebie z niewypowiedzianą wściekłością "I to ma być moim mieszkaniem na wieki"?.... Upadł ów wielki Babilon, upadł i stał się mieszkaniem szatanów (4). – Duma, ambicja, wielkość i chwała znikły natychmiast, jak tylko popadł w przepaść piekła. Odtąd żadnej oznaki stopnia, godności, stanowiska, wszystkie te mary pierzchły dla niego jak sen, – piekło mu zostało na wieki.
Czyż podobna, abym nie chciał zmienić mego postępowania teraz, gdy jeszcze mogę być przyjęty w liczbę dzieci Ojca niebieskiego, odzyskać me prawa do najwyższego szczęścia, i starać się o to życie uwielbione, w którym z aniołami i świętymi cieszyć się będę obecnością samego Boga. Cóż mnie wstrzymuje? czy trudność cnoty? Ach, gdy patrzę oczyma duszy na stan potępieńca, gdy myślę, że – jeżeli bym umarł tej godziny – taki sam los spotkałby i mnie, to nie mogę, nie powinienem, nie godzi mi się dłużej ociągać się z pokutą.
2. Szatani rzucają w ogień zostawioną w ich mocy duszę. Ogień ten bardziej piecze niż topiący się metal; ogień ziemski jest jakby malowany w porównaniu z tymi strasznymi płomieniami. Piekielny ogień obejmuje zewsząd potępieńca: przenika jego głowę, jego ramiona, jego nogi, całe jego ciało na wskroś; potępieniec staje się podobnym do rozpalonego żelaza, staje się sam ogniem. – Jakaż męczarnia! Nie możemy znieść iskry, gdy na rękę nam padnie; jakże zniesiemy te pożerające płomienie? Myśl o operacji bolesnej, której się mamy poddać, nie dozwala nam spać poprzedzającej nocy; truchlejemy z bojaźni na jej wspomnienie. A ogień piekielny nie maż nas przerażać? Bez wątpienia, gdyby ta męczarnia trwała tylko godzinę, nie ma człowieka, któryby zdołał przenieść ją dla czegokolwiek bądź na ziemi. Jednakże ja skazuję sam siebie na nią – nie dla koron i tronów, lecz dla drobnostek; nie na godzinę, lecz na całą wieczność. Czyż to być może? Czy pojmuję całą doniosłość tej kary, czy w nią wierzę? Och tak, wierzę! Ewangelia, która mi to oznajmia, nie pozostawia najmniejszej wątpliwości co do wiecznego trwania kar piekielnych. Mogęż żyć bez trwogi i bojaźni, gdy nie jestem pewny, że nie popadnę nigdy w niełaskę przed Panem?
Przejdźmy szczegółowo każdą mękę piekielną: oczy przerażone będą przejściem z ciemności do oglądania przerażających widziadeł. Wieczne ciemności, to właściwa kara dla grzeszników, którzy przełożyli ciemności nad światło (5); którzy zamykali swe oczy na wszystkie prawdy Ewangelii, ceniąc więcej zdania nierozsądnych ludzi, niż zbawienne rady Świętych. Uszy ich słyszeć będą złowrogie krzyki, żałosne wyrzekania i wycia, jako karę za bezbożność, obmowy i sprośne opowiadania, których z przyjemnością słuchali. Powonienie karane będzie nieznośnym fetorem za one wymyślne i roznamiętniające rozkosze w pachnidłach i woniach. Będą się nasycali łzami i żółcią na ukaranie za wybredność smaku. Doznawać będą najdotkliwszych boleści na ukaranie za bezwstydne przyjemności jakim się oddawali. A jak długo to potrwa? Tak długo jak wieczność, jak długo Bóg będzie Bogiem. Niestety! gdyby mi przyszło znosić piekielne męczarnie przez kilka chwil tylko, byłbym przywiedziony do rozpaczy. A jednak wszelka ulga, wszelka pociecha, wszelka nadzieja, wszelka pomoc, jakiej bym się mógł spodziewać w tym życiu, będzie mi, bez litości odjętą w piekle. Nikt w niebie ani w piekle nie osądzi mnie godnym litości; owszem każdy mnie przeklinać i brzydzić się mną będzie. Cóż mi pozostanie?... wieczne męczarnie!
Ból teraźniejszy można osłodzić albo przyjemnym wspomnieniem przeszłości, albo pocieszającą nadzieją na przyszłość. – Nic podobnego w piekle. Przeszłość przywodzić będzie na pamięć same gorzkie i bolesne wspomnienia, a przyszłość przedstawi tylko smutek i rozpacz. Oto męczarnia pamięci. – Męczarnia woli polegać będzie na niemożności zrobienia tego, czego by się pragnęło. Władza myślenia dręczoną będzie wiecznym zastanawianiem się nad złem nieskończonym, zagłębianiem się w tej rozdzierającej myśli bez sposobu otrząśnięcia się z niej kiedykolwiek.
Tak dręczeni wewnątrz i zewnątrz grzesznicy przeklinać będą dzień swego urodzenia, i pokarm jakiego im udzielano do podtrzymania i przedłużenia ich życia; nienawidzić wszystko, co czynili niegdyś, co powiedzieli lub pomyśleli. W jakąż wściekłość popadną przeciwko sobie samym; dla drugich będąc obrzydzeniem, we własnym przekonaniu jeszcze bardziej czuć będą, że są godni wstrętu i pogardy. Chcieliby się szarpać, rozdzierać, szczęśliwi, gdyby na koniec mogli odebrać sobie życie. Tak jest, śmierć przerażająca nas tak na ziemi, będzie w piekle przedmiotem najgorętszych acz nadaremnych życzeń; potępieniec przedstawia ją sobie jako najwyższą łaskę. I oto, na co się człowiek skazuje, popełniając jeden tylko grzech śmiertelny; jednakże popełnia go z taką łatwością, jakby to szło o bagatelkę. Ach obłąkanie! ach szaleństwo ludzi! Brakuje wyrazów na nazwanie tego postępowania.
3. Wszystko, cośmy dotąd powiedzieli o piekle, dalekie jest od dania nam o nim dostatecznego wyobrażenia; jednak zastanówmy się jeszcze nad nim, nie aby je zrozumieć, bo to niepodobna, lecz aby sobie o nim wytworzyć choć bardzo oddalone pojęcie. – Czyż prawda, że piekło, jakkolwiek okropne, nie skończy się nigdy; że grzesznik pozostanie w nim więcej lat niż morze zawiera kropel w swoich głębinach! Jednakże to nieprzeliczone mnóstwo kropel ma pewne granice. A piekło? piekło pozostanie na zawsze w tym samym stanie; potępieńcy po upływie takiej liczby lat równie mało postąpią, jak gdyby jeszcze nie zaczęli cierpieć. Lecz gdyby co milion lat czerpano jedną kroplę wody z morza, dopóki by zupełnie nie wyschło, ten przeciąg czasu, jakkolwiek zdaje się nieskończonym, przeszedłby na koniec. – A piekło czyżby się skończyło wtenczas? Nie. Jednym słowem wszystkie zestawienia przypuszczalne lat i wieków są mniej niż jedną sekundą w porównaniu z wiecznością. – Czymże jest niestety życie teraźniejsze? Jednym tchnieniem, błyskawicą. Ledwie człowiek się urodzi, a już znika z powierzchni ziemi. Czymże są dobra tego świata? Lekkim dymem rozpływającym się już w chwili powstania. – Czemuż, gdy to uznajemy za niewzruszoną prawdę, szukamy z zapałem tak krótkich przyjemności, dóbr tak przemijających? Czemu chcemy się nasycić honorami tego świata, i używamy wszelkich możliwych środków dla osiągnięcia ich? Czemu unosimy się pychą z naszego urodzenia, z naszych bogactw, naszych talentów, naszych wiadomości, skoro wiemy, że nadużycie tych przemijających korzyści prowadzi do piekła? Tak to świat płaci tym, którzy postępują według jego bezrozumnych prawideł. Oto owoc, jaki otrzymują z użycia jego wielkości. Radość trwała tylko chwilę, a męczarnia pozostała na wieki.
Strzeżmy się przyjemności tego rodzaju, tych dóbr urojonych, których nieuniknionym następstwem jest tak wielkie nieszczęście. – Cóż jest na tym świecie, co by zasługiwało na to, abym się o nie ubiegał z narażeniem się na utratę życia wiecznego? Przeciwnie, nie ma nic, na co bym się nie powinien odważyć, aby ujść potępienia. Moje życie zbyt jest krótkie, abym go używał na co innego jak na pracę nad swym zbawieniem. Szczególnie gdy myślę, że tysiąc razy zasłużyłem na piekło, na jakąż pokutę nie powinien bym się skazać dla uniknienia go! Cała surowość pokuty, jaką podejmowali Święci, nie zastanawia mnie już więcej, gdy ją zestawię z wiecznością piekła. Wszystko, co uczynili, niczym jest w porównaniu z nieszczęściem, jakiego uniknęli tym świętym i umartwionym życiem.
4. A jednak mógł grzesznik nie popaść w to nieszczęście. Czuje to, że wszystko, co cierpi, z własnej cierpi przyczyny. Upominano go, nie zważał na to. Nie zabrakło mu ani rad zbawiennych, ani świętych natchnień, ani wskazówek sumienia. Tyle łask wzywało go, nagliło, aby porzucił swe zbrodnicze nawyknienia, a nie chciał tego uczynić. Teraz zmuszony jest przyznać, że zgubił się z własnej przyczyny. Oto robak, który mu toczy serce, który go gryzie wyrzutami, robak, który nie umiera, według słów Jezusa Chrystusa: vermis eorum non moritur (6).
Oto także mój robak, który – jeżeli nie będę pokutował – dręczyć mnie nie przestanie. Bo muszę przyznać to przed Bogiem, że, jeżeli kiedyś znajdę się w przerażającym wiecznym ogniu piekła, to będzie to z mojej jedynie winy. Ja sam skazuję się na to, ponieważ Bóg wzywa mnie do siebie od tylu lat i tyloma sposobami, a ja nie chcę słuchać głosu Jego, albo gdy Mu odpowiem, to jedynie obietnicami, których nie dotrzymuję nigdy. Szalony! Jeżeli śmierć zaskoczy mnie niespodzianie, jakichże zgryzot, jakich wyrzutów doświadczę w piekle! Dostanę się tam z rozmysłem, moje sumienie stanie się mym katem. Powstanie ono przeciwko mnie, jak świadek dręczący nieunikniony a zagniewany. Czyż winienem słuchać łaski albo stać się głuchym na głos jej? Czyż powinienem pokutować natychmiast lub odkładać pokutę? Ach! nie dozwól, o wielki Boże, abym dłużej zwlekał z powrotem do Ciebie. Od dzisiaj, od tej chwili chcę zacząć dzieło, na którym mi jedynie na tym świecie zależy. Oto jestem Panie, oto jestem; mów, słucha sługa Twój. Oświeć mię, prowadź mię według Twej świętej woli; rozporządź mną, jak Ci się zdawać będzie. Chcę z pomocą łaski Twojej za jakąkolwiek bądź cenę wykupić się od piekła.
5. Pozostaje nam jeszcze rozważyć największe ze wszystkich nieszczęść, to jest wieczną utratę Boga. Lecz ponieważ tu na ziemi bardzo mało rozumiemy, co to jest Najwyższe dobro; bardzo też mało pojąć możemy, co to jest stracić je na zawsze. Jednakże z pomocą żywej wiary można wywnioskować, że ta strata musi być najboleśniejszą ze wszystkich męczarni piekła. Oto jakim sposobem. Człowiek stworzony do szczęścia niewypowiedzianego, do szczęścia bez końca, ma w sobie ustawiczne pragnienie dojścia do niego, pragnienie, którego nie jest w stanie przytłumić ani osłabić, i które niczym zadowolić się nie da. Na ziemi można się omylić w rozpoznaniu prawdziwego szczęścia, zresztą jest się roztargnionym tysiącem przedmiotów, lecz potępieniec zagłębia się jedynie w tej myśli, że Bóg tylko sam jest dla niego przedmiotem prawdziwego szczęścia, do którego wzdycha całą istotą swej duszy. Ustawicznie czuje się być porywanym ku Niemu i ustawicznie jest odpychany. Natura jego gwałtownie go ciągnie ku Bogu, lecz nigdy nie będzie się mógł z Nim połączyć. Stąd wieczne szamotanie się i rozpacz bez granic.
O mój Boże, czy ja pojmuję dostatecznie co tracę, tracąc Ciebie. Ach! daj, abym to pojął! Racz Panie, dać mi się poznać. Noverim te Domine. Nie dopuść abym dopiero wtenczas ocenił me straty, gdy ujrzę za późno, że wszystko straciłem.
6. Chociaż cierpienia piekła nigdy nie ustają, choć potępieńcy trwają upornie w grzechu, przypuśćmy jednak na chwilę tę rzecz nieprawdopodobną, że w tym miejscu mąk i rozpaczy wyrok miłosierdzia ma być ogłoszony na korzyść niektórych potępieńców. Oznajmią im, że mają powrócić na ziemię i na niej pozostać pięćdziesiąt lat dla odprawienia pokuty. Któżby nie pragnął być jednym z wybranych do tego szczęścia! Z jakimże pośpiechem, z jakim natchnieniem prosiłby o tę łaskę! Czegoż by nie obiecywali uczynić za to? Jakże chętnie przyjęliby w zamian wszystkie nieszczęścia teraźniejszego życia; choroby ciała, cierpienia duszy, zniewagi, obelgi, pogardę, prześladowania. Choćby mieli zostać wyrzutkami, pośmiewiskiem, obrzydzeniem całego świata, czyżby się nie uważali za bardzo szczęśliwych, gdyby mogli pod tymi warunkami wyjść z piekła?
A ja mogęż wątpić o tym, że zasłużyłem na piekło? Nie, może nawet zasłużyłem na nie miliony razy? Od dwudziestu, trzydziestu lat byłbym tam, gdyby Bóg obszedł się ze mną, jak się obszedł z nieskończoną liczbą innych mniej ode mnie zasługujących na tę karę, gdyby Jego pobłażające a niczym niezasłużone miłosierdzie nie wstrzymało sprawiedliwości; gdyby ze szczególnej łaski osobliwszego upodobania nie użyczył mi jeszcze czasu i sposobów do odpokutowania moich występków. Czemuż więc nie miałbym uczynić tego, co by uczynił grzesznik rzeczywiście uwolniony z piekła? Czyż miłosierdzie Pana, który mię znosi od tak dawna jest mniejsze względem mnie, niżby było względem tego potępieńca? Dlaczego nie miałbym żyć, jak on by żył, gdyby był na moim miejscu? Czemu bym nie miał być uważny na moje myśli, słowa i uczynki tak samo, jak on by to robił? Czemuż bym równie jak on nie podjął się surowości pokuty i wszystkich nieszczęść życia.
Obudźmy całą naszą wiarę i odwagę, aby się oderwać od rzeczy tego świata, a szukać odtąd jedynie rzeczy wiecznych. Nie odkładać, lecz zacząć trzeba od tej chwili.
Panie! Ty wiesz jak daleko sięga moja niewdzięczność. Nie mogę nawet zebrać się na przyłożenie odważnie ręki do dzieła. Nie tylko, że nie wypełniam nic z tego, co przedsiębiorę, nie tylko, że zapominam, co Ci winien jestem, lecz dorzucam obrazy i ściągam na siebie codziennie Twój gniew zasłużony. O! jakież to postępowanie! Żyję jak gdybyś nie miał nigdy wydać na mnie wyroku potępienia, jak gdyby piekło nie obchodziło mię wcale. A jednak, Ewangelia przekonywa mnie, że postępowanie moje zasłużyło na tę karę. Wierzę w tę prawdę, a grzeszę, jak gdyby tu nie o mnie chodziło. Wiara otwiera mi oczy na grożącą mi przepaść a nie zabezpieczam się od upadku w nią, jak gdybym był bez wiary. O Boże wszechmogący, wzrusz się stanem mojej duszy, stanem, którego nie umiem już nazwać, wiem tylko, że jest opłakany i że pomimo tego nieczuły nań jestem. Lecz wszystkie te uwagi, jakie w obecności Twej czynię, płonne są bez Ciebie Panie. O zmianę to, o zupełne przeobrażenie serca mego chodzi, a to tylko Ty jeden o Boże możesz uczynić; ten cud tak wielki. Racz to serce kamienne zamienić na cielesne, aby było przejęte, strawione, zniszczone boleścią. Jakżeby umarły zmartwychwstał, gdybyś go nie wskrzesił? Obudź mię Panie, z śmiertelnego letargu w jakim pozostaję. Zawołaj na mnie, jak niegdyś wołałeś na Łazarza: Veni foras. Wyjdź grzeszna duszo, wynijdź, wyjdź z błota i kału, w jakim się zanurzyłaś. Wskrzeszony do nowego życia, użyję za łaską Twoją wszelkich środków dla naprawienia mych zdrożności i dla przygotowania się do śmierci szczęśliwej, która wybawi mię od piekła.
7. Wiedząc, że piekło jest utratą wiecznego dobra i miejscem męczarni bez końca, jakże powinienem starać się go uniknąć, choćby los tak nieszczęśliwy miał spotkać jednego tylko człowieka z całego rodu ludzkiego. Cóż dopiero winienem przedsięwziąć, aby się od niego ochronić, wiedząc z ust Pana Jezusa, że ciasne są drzwi prowadzące do żywota wiecznego, że droga do niego jest wąska i że mało znajdzie się ludzi, którzy tam wejdą; wiedząc że szeroka brama i przestronna jest droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu ich jest, którzy przez nią wchodzą (7). Jakąż drogą idziemy? Jakimi drzwiami wchodzimy? Trzeba zatem koniecznie i bez zwłoki wstąpić na ciasną drogę, trzeba opuścić drogę uczęszczaną przez tłumy, a pójść tą, którą idzie mała liczba wybranych. Bo chcieć żyć tak, jak żyje większa część ludzi, jest to stosować się do reguły szaleńców, jak Duch Święty nas uczy. Nieskończona jest liczba bezrozumnych (8). Zbawiciel chce od nas rzeczy zupełnie przeciwnej. Mało ludzi znajdzie drogę, prowadzącą do życia. Niechże ci, co jeszcze mają swobodę obioru stanu, obiorą taki, któryby ich łatwo doprowadził do zbawienia. Niech ci, co już nie są wolnymi, starają się naśladować najdoskonalszych w swym stanie, to jest niech postępują za przykładem małej liczby prawdziwie, jedynie rozumnych na tym świecie.
8. Miłość to Jezusa Chrystusa wybawiła nas od piekła. Dla niej to Bóg-człowiek tyle cierpiał, przelał krew swoją i umarł na krzyżu. O mój Jezu, mój Odkupicielu! jakże Ci jestem obowiązany za miłość tak szczególną, za tak wielkie miłosierdzie. Jednakże, zamiast Ci być za nie wdzięcznym, nie przestałem obrażać Cię, a gdy to czyniłem, miłosierdzie Twoje znosiło moją niewdzięczność i moje bezprawia. Nie przestałeś wzywać mię, abym przyszedł do Ciebie. Ach! Twoja miłość, Twoja niepojęta miłość może jedynie tak cenić moje zbawienie. To zbawienie jest Ci droższe niż mnie samemu, ponieważ Tyś mu wszystko poświęcił, a ja wszystko uczyniłem, aby się zgubić.
Za wszystkie te łaski nabyte ceną Twego życia, czego żądasz ode mnie? Żądasz, abym się wyrzekł grzechu, źródła mej nędzy, przeszkody do osiągnięcia wiecznego szczęścia. Tak, brzydzę się grzechem, nienawidzę go w obecności Twojej, nienawidzę go bardziej, niż wszystkie nieszczęścia na świecie. Chciałbym go nienawidzieć, gdyby to było podobna, w takim stopniu, w jakiej nieoszacowanej wartości krew Twoja przenajświętsza, wylana dla odkupienia mej duszy. Czemuż nie mam życia tysiąców, abym mógł je poświęcić na służbę Twoją? Czemu nie mam serca serafina, abym Cię miłował najczystszą, najgorętszą miłością? Jednakże nie zaniedbam czynić wszystkiego, co będzie w mojej mocy, aby Ci się podobać – odtąd łaska Twoja nie będzie już dla mnie bezowocna, a gorącość pragnienia i stała wola podobania się Tobie coraz bardziej dopełni tego, co mi nie dostaje. Będę się starał jedynie zadowolić, chwalić i kochać mego Boga. Czymże jest życie człowieka bez tej świętej miłości? Lecz chociaż postanowiłem kochać Go odtąd wszystkimi władzami mej duszy, miłość ta aż nadto słaba jest dla Boga, nieskończonej miłości godnego. Aniołowie niebiescy, którzy oglądacie twarzą w twarz tę piękność niewypowiedzianą, dopełnijcie, co nie dostaje mej miłości. O mój Boże! Ty sam jej dopełnij.
9. Każdy grzesznik jest nieskończenie dłużny Bogu za uwolnienie go od piekła; lecz cóż winni Panu ci, których raczył powołać do stanu doskonałości. Grzesznicy wstępujący do klasztoru zasłużyli, jak i wszyscy inni ludzie, aby ich skazano na wieczną rozpacz w piekle, a Bóg jeszcze na ziemi życie ich przemieni w anielskie. Zasługiwali na wieczne nieszczęście, a On im dał niezliczoną liczbę zadatków przyszłego szczęścia. Zasługiwali na to, aby ciężar moralnej nędzy na zawsze ich przygniatał, a On ich napełnił najsłodszymi na tym świecie pociechami duchownymi. Zasługiwali na to, aby się stali wiecznymi niewolnikami szatana, a On ich uważa za książąt swego przyszłego królestwa i kocha jak najdroższe z dzieci! Zasługiwali, aby ich na wieki karmiono żółcią i łzami, a On ich przypuszcza do swego stołu, gdzie użycza im obficie chleba anielskiego, chleba żywota, chleba, którym jest Jego własne ciało. Po tym wszystkim mógłżeby im czegokolwiek odmówić? Ach Panie! Tyś mię umieścił w domu Twych sług najwierniejszych. Nie godzien jestem tego odznaczenia i nie pojmuję nawet dostatecznie jego ceny. Jakież dzięki winienem Ci złożyć! W braku wyrazów pożyczam ich sobie od Proroka wedle serca Twego: Błogosław duszo moja Panu, i wszystko, co we mnie jest, imieniowi świętemu Jego. Błogosław duszo moja Panu i nie zapominaj wszystkich dobrodziejstw Jego, który odkupuje żywot twój od zatracenia, który koronuje cię miłosierdziem i litością (9).
Boże nieskończenie dobry! Boże nieskończonej miłości godzien! Boże nieskończenie miłosierny! Tyś do swego serca przytulił marnotrawnego syna, i okryłeś go suknią Twych najprzywiązańszych, najczcigodniejszych dzieci. O Boski Pasterzu dusz! już wilki piekielne chcąc nasycić swą żarłoczność, krążą, aby Ci porwać zbłąkaną owieczkę, lecz Ty ją wziąłeś na Twe ramiona i pasłeś ją na pastwiskach Twych owiec najdroższych, póki jej nie zaprowadzisz do wiecznych pastwisk niebieskiego Syjonu. Święty i nieprzeliczony zastępie mieszkańców niebieskich, połącz głosy swoje ze mną, aby zaśpiewać Panu nową pieśń dziękczynienia: Śpiewajcie Panu pieśń nową: chwała Jego (niechaj zabrzmi) w zgromadzeniu świętych (10).
–––––––––––
Zasady mądrości. Przez X. Franciszka de Salazar, Doktora uniwersytetu w Alcala, kapłana Tow. Jez. Podług XV edycji francuskiego tłumaczenia, dokonanego z XIII edycji oryginału, na język polski przełożone. We Lwowie. 1876, ss. 101-123.
Przypisy:
(1) Marc. 9, 42. 43. Matth. 18, 8.
(2) Ergo erravimus a via veritatis (Sap. 5, 6).
(3) Dum tempus habemus operemur bonum (Gal. 6, 10).
(4) Cecidit, cecidit Babylon magna: et facta est habitatio daemoniorum (Apoc. 18, 2).
(5) Lux venit in mundum, et dilexerunt homines magis tenebras quam lucem (Joan. 3, 19).
(6) Marc. 9, 47.
(7) Quam angusta porta, et arcta via est, quae ducit ad vitam; et pauci sunt qui inveniunt eam! Intrate per angustam portam; quia lata porta et spatiosa via est, quae ducit ad perditionem; et multi sunt qui intrant per eam (Matth. 7, 14. 13).
(8) Stultorum infinitus est numerus (Eccles. 1, 15).
(9) Ps. 102, 1-2. 4.
(10) Ps. 149, 1.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Powrót do spisu treści dzieła ks. Franciszka Salazara SI pt.
ZASADY MĄDROŚCI
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: