RUSIN

 

MOSKAL I POLAK

 

CZYLI

 

KOŚCIÓŁ UNICKI

 

A

 

SCHIZMA

 

––––––––

 

VII.

 

Dzieje Kościoła unickiego od Synodu Zamojskiego aż do czasów naszych

 

Moskal. Mówcie, co chcecie, zawsze łacinnicy dopuszczali się gwałtów na Rusinach, i nie byłby Chmielnicki tak łacno ludu ruskiego poruszyć zdołał, gdyby w sercu tego ludu nie wrzała uraza za wieloletnie krzywdy. A i później, przypomnijcie sobie, jakie to oskarżenia Władyka Koniski za Poniatowskiego w swojej historii Rusów pomieścił. Przecież temu Władyce sami Polacy sądzić i rządzić na Rusi pozwolili.

 

Rusin. Ja też słyszałem niejedno od moich o krzywych postępkach Lachów łacinników na Ukrainie.

 

Polak. Bardzo łatwo, bracie Rusinie, przyjdzie mi wytłumaczyć ci wszystko, co zajść mogło. Bodajbyś zdołał całą prawdę zrozumieć, bo my się prawdy nie boimy; i dobra sprawa, a nasza jest doskonała, tylko prawdą zwycięża.

 

Że były nadużycia ze strony jednego, lub drugiego Polaka na Podolu, lub Ukrainie, tego nie przeczę. Nadużycia, to rzecz ludzka; ale gdyby Chmielnicki był dbał o dobro ludu, i nie wchodził w zmowy z moskiewskim rządem i moskiewskimi popami, a wszystko, aby się wynieść, to by była uczciwa zgoda prędko nastąpiła. Ale Chmielnicki szukał własnych zysków; on, szlachcic polski, z rodziny koronnej, zdradzał ojczyznę własną i zgotował niewolę kozakom. Przecież jeszcze długo potem kozacy nie mogli zapomnieć węzłów, co ich z matką Polską łączyły i pocieszyć się nie mogli po utraconej polskiej swobodzie; przecież znaczna ich część pomagała Karolowi XII szwedzkiemu, a ci co już żadną miarą wytrzymać nie mogli ucisku moskiewskiego, schronili się do Turka. Dziś stawiają w Kijowie pomnik Chmielnickiemu. Kto go stawia, czy Rusini? Stawiają Moskale z wdzięczności za to, że im przed dwustu przeszło laty drogę utorował i wrota otworzył.

 

Co się tyczy Koniskiego, był to człowiek przewrotny i przedajny. Zmiarkował, że od carowej Katarzyny dostanie więcej, niż od Polaków, i choć mieszkał w Polsce, która pozwoliła na to, aby sprawował w jej granicach urząd Władyki, tj. biskupa, jeszcze ciągle knował zdrady i ciągle się przeniewierzał. Kazano mu napisać fałszywe dzieje Rusi, nie wzdrygnął się przed fałszem i ułożył opowiadanie pełne zmyślonych szczegółów z powymyślanymi nazwiskami, z takimi, jakie nigdy nie istniały. Słabość rządu polskiego i uległość króla i ministrów dla carycy, sprawiły, że Koniski przyszedł do znaczenia.

 

Otóż gospodarstwo jego na Ukrainie tak było niegodziwe, że zażalenia jak grad posypały się do Sejmu polskiego, i wtedy uznali wszyscy, że wiele złego na kraj ruski, Polsce podległy, przez tego przewrotnego człowieka przyszło.

 

Nie Polacy to, bracie Rusinie, tylko Moskale mordy i pożogi roznosić umieli. Polacy wojowali z Moskalami uczciwie; spisków u nich nie podsycali, buntów nie wywoływali, a Moskale ciągle szerzyli nieukontentowanie fałszywymi pogłoskami, przekupywali ludzi, i gorsi od dzisiejszych komunistów, sączyli w serca uboższych jawne niechęci i zazdrości przeciw możniejszym.

 

Sam car Piotr Wielki dał przykład krwawych mordów, kiedy w mieście Połocku w r. 1705, nie pomny, że się znajduje w obcym kraju, sam własną ręką, w cerkwi Św. Zofii na zamku zabił ks. Teofana Kobiczyńskiego z zakonu OO. Bazylianów. I na tym nie dosyć: kazał jeszcze powiesić ks. Jakuba Kizikowskiego, przełożonego bazyliańskiego klasztoru, i zamorzyć na śmierć księży Konstantego Zajączkowskiego i Jakuba Krzyszewicza, a wszystkie cztery ciała spalić, żeby lud wierny nie mógł czci przynależnej męczennikom oddawać. Tak to postąpił sobie monarcha, który wszedł do Polski jako sprzymierzeniec króla Augusta, i prowadząc wojsko, aby mu przeciw Szwedom pomagać.

 

Polska opiekowała się troskliwie Rusią, i skoro tylko pokój się ustalił, zajęła się po macierzyńsku dobrem Ukrainy. Zaludniały się sioła, mnożyły się kolonie, staranniejsza uprawa zdwajała plony tej ziemi, płynącej mlekiem i miodem. Któż przeszkadzał tej zbawiennej robocie? kto zrażał do pracy? kto ciągłą nienawiść rozdmuchiwał? Moskwa i tylko Moskwa. Polska była dobrym aniołem Rusi i wysyłała do niej apostołów, jak ks. Kostecki, Bazylianin, jak ks. Ryłło, Biskup chełmski, a Moskwa po szatańsku psuła dobry zasiew i wyszukiwała sobie niegodziwe narzędzia, jak Władyka Koniski i Władyka Sadkowski.

 

Carowa Katarzyna udawała przed światem, że jest zwolenniczką tolerancji, a w Polsce brała w opiekę protestantów i schizmatyków nie dlatego, żeby im dobrze życzyła, lecz żeby dokuczyć i zaszkodzić Rzeczypospolitej Polskiej.

 

Moskwa na Ukrainie podtrzymywała hajdamaków, i kiedy nasza ojczyzna chciała się ratować, a zawiązała się w niej Konfederacja Barska, to Moskwa, korzystając ze sposobności, poduszczyła stronników swoich do rzezi. I przyszedł sądny dzień na piękną Ukrainę; i zalały się krwią miasta i wioski; tępiono zapamiętale księży, Lachów i żydów.

 

Rzeź dokonana w Humaniu i w całej tamtejszej okolicy, dotąd w pamięci ludu przerażająco świeci.

 

Po pierwszym rozbiorze Polski znaczna część Rusinów, Unitów i schizmatyków dostała się pod panowanie Katarzyny. Dwie diecezje unickie, połocka i smoleńska, przypadły do Moskwy, która zaraz po swojemu gospodarować tam zaczęła. Ucisk był tak wielki, że aż rząd polski, jakkolwiek słaby, czuł się znaglonym do wstawienia się za uciśnionymi do Petersburga.

 

Sejm Czteroletni starał się niejedno dla unitów uczynić. Zasiadł w senacie Metropolita unicki, Teodor Kostocki, który tak jak jego poprzednik, Smogorzewski, bronił, co siły, zagrożonego stanowiska. Ale przyszła Targowica i wszystkie nadzieje upadły. Po ostatnim podziale cały prawie Kościół unicki, z wyjątkiem tylko diecezji lwowskiej i przemyskiej, stał się, można powiedzieć, łupem Moskwy. Upadły wtedy jedno po drugim biskupstwa, sławne opactwo dermańskie, klasztory w Supraślu i Żyrowicach, i dzieło zniszczenia poszło bez przeszkody naprzód, tylko raz powolniej, a drugi raz spieszniej nieco.

 

A okrucieństwa nie ustały; boć nie brakło ich za cara Mikołaja, przy gwałtownym zmuszaniu unitów na schizmę; nie brakło i za ówczesnego cara Aleksandra, kiedy to złudzeni łagodniejszymi niby rządami mieszkańcy Dzierznowic oświadczyli, że chcą powrócić do dawnej wiary. A czy nie słyszeliście, jak w tej biednej diecezji chełmskiej, gdzie Unia ostatnie pod rządem moskiewskim znalazła schronienie, zmuszali lud egzekucjami wojskowymi, aby porzucił obrządki, do których nawykł, obrządki miłe sobie i wiążące go bliżej ze środkiem jedności, z Rzymem?

 

Nie, bracie Rusinie, Polska była niekiedy niedbała, często ślepa, zwłaszcza gdy czyniła ustępstwa schizmatykom, ale nigdy nie dopuściła się krwawych czynów, i nigdy wnętrzności macierzyńskich względem Rusi i względem Unii nie pozbyła.

 

Moskal. Kiedy tak, to czemuż przeciągała koniecznie unitów na łacinników, i czemuż rząd polski i Kościół katolicki uważali ich zawsze za niedoskonałych katolików, których jeszcze nawracać trzeba?

 

Rusin. To prawda, bo jeszcze do dziś dnia łacinnicy nami pomiatają i mają nasz obrządek za niższy od łacińskiego.

 

Polak. Bracie Rusinie, bądź sprawiedliwy. Jeżeli byli, albo są jeszcze tacy, którzy was za nic mają, toć pamiętaj, że na świecie nigdy nie brakowało ludzi lekkomyślnych i nieumiejących szanować tego, co szanować powinni. Czyż to wszyscy łacinnicy kochają swój własny Kościół i czcią go otaczają? Nie słyszałżeś o tylu niegodziwych rzeczach pisanych przez katolików przeciw wierze katolickiej i przeciw Papieżowi i przeciw Kościołowi i przeciw księżom? nie widziałżeś, jak młodzi poniewierają starszymi, za nic mają zasługi i nie pytają się o dobro kraju, byle na swoim postawić? Więc się nie dziwuj, że niedowarzeni, albo nie dość oświeceni łacinnicy unitów sobie mają za nic. Były przesądy przeciw Rusinom w dawnej Polsce i ciężko za nie pokutujemy. Wszakże przed nie tak dawnymi laty w Galicji skorzystał z wzajemnych niechęci rząd austriacki, aby braci na bracią podrażnić. Teraz już to wszystko znikło, lub znika, i nie ma roztropnego i uczciwego człowieka między łacinnikami, któryby nie kochał unitów i nie pragnął z całego serca ratować ich zagrożonego wyznania.

 

Co się tyczy Kościoła katolickiego, to zupełnie zaprzeczam, żeby on kiedykolwiek zgrzeszył złą wolą względem Unii i unitów. Zaczynając od Stolicy Apostolskiej, mogę udowodnić, że wszyscy Papieże szczególniejszą pieczołowitością Kościół unicki otaczali. Grzegorz XIII założył w Rzymie Kolegium ruskie, które do dziś dnia przetrwało. A kiedy biskupi Hipacy Pociej i Cyryl Terlecki pojechali do Klemensa VIII, Papież ten dał unitom zupełne uczestnictwo we wszystkich łaskach Kościoła. Świątobliwego metropolitę Józefa Welamina Rutskiego Urban VIII uczcił mianem kolumny Kościoła, Atanazego ruskiego. Ten Urban VIII był szczególnym przyjacielem unitów. On to osadził w Rzymie Bazylianów, on do biskupów unickich te pamiętne wyrzekł słowa: "o moi Rusini, ja mam nadzieję, że przez was cały Wschód nawrócę".

 

Aleksander VII wewnętrzne sprawy unitów w Polsce przez Nuncjusza swego porządkował. Klemens XI napominał Augusta II, króla polskiego, aby zasłaniał unitów od gwałtów cara Piotra. Innocenty XIII i Benedykt XIII zatwierdzili uchwały Zamojskiego Synodu. Ten ostatni Papież, piękną koronę złocistą do obrazu cudownej Matki Boskiej w Żyrowicach przysłał.

 

Z osłabieniem wiary sama z siebie wyrodziła się u unitów z klas wyższych gotowość do przechodzenia na obrządek łaciński; i wielu łacinników, ale nie pierwej, jak w połowie wieku XVIII-go, poczęło nieprzezornie sprzyjać temu usposobieniu. Otóż Papieże nigdy na przechodzenie z jednego obrządku

na drugi nie zezwalali i nawet stawiali bardzo silne zakazy. Szczególniej Benedykt XIV w bulli z r. 1755 jak najmocniej zabronił, aby unitów do łacińskiego obrządku nie przyciągać. I trzeba wiedzieć, że odtąd tej samej trzymali się drogi i Klemens XIII i Klemens XIV i Pius VI i Grzegorz XVI i Pius IX. To wiedz i trzymaj, bracie Rusinie, że Namiestnicy Chrystusowi zawsze po ojcowsku z unitami postępowali.

 

Wielu mówi, że Jezuici przeciągali unitów na obrządek łaciński.

 

Jest to zarzut bardzo przesadzony. Jezuici z początku całym sercem Unii pomagali i ojciec Piotr Skarga był przyjacielem wielkiego promotora Unii, Hipacego Pocieja. Dopiero w ostatnich czasach mógł jeden i drugi Jezuita, bo cały zakon nigdy tej dążności nie miał, wychodząc z zasady, że trzeba ratować co się da, aby schizma reszty nie pochłonęła, chwytać się środków namowy, jakich nigdy nie pochwalała Stolica Apostolska.

 

Czytaj książki unickie, bracie Rusinie, czytaj szczególniej serdecznie napisany przez ks. Stebelskiego Żywot św. Eufrozyny i św. Parascewii, a przekonasz się, że Polacy kochali i szanowali Unię od jej zaprowadzenia, aż do panowania Augusta III, a więc przez półtrzecia wieku; że wiele znacznych rodzin trzymało się Unii aż do tej pory; że panny z książęcych domów wstępowały do klasztorów Bazylianek, że duchowieństwo unickie znajdowało wszędzie cześć i uszanowanie; że do szkół bazyliańskich łacinnicy chętnie dzieci oddawali itd. To wszystko jest niezawodną prawdą i dopiero kiedy się rzeczy w kraju psuć zaczęły, kiedy wiara osłabła, kiedy zachwiały się prawa, wtedy zmalał duch publiczny i rozprzężenie wkradło się w stosunki; wyższe klasy, którym za jedno było, żyć w takim lub w innym obrządku, przeszły na obrządek więcej europejski. Gniewali się o to Papieże, ale wówczas już na Papieży niewiele zważano. I tak Kościół unicki, wielki niegdyś i powszechnie szanowany, poszedł jeśli nie w poniewierkę, to w zapomnienie. Tylko ojcowie narodu nie stracili z oczu obowiązku względem unitów, i równie za Sejmu Czteroletniego, jak za Księstwa Warszawskiego, radzili przychylnie o ich losach. Za Księstwa Warszawskiego ks. Ferdynand Ciechanowski, biskup diecezji chełmskiej, która jedna pozostała w tym obciętym terytorium, zasiadł w Senacie polskim.

 

Widzisz więc, bracie Rusinie, że to nie tak było z unitami w Polsce, jak to dzisiaj głoszą Moskale i świętojurcy galicyjscy, podobnie przez Moskwę podbechtywani, jak niegdyś Kozacy i Ukraińcy.

 

Na szczęście, pozostało dużo ksiąg, z których się o tym wszystkim przekonać można. Prawda, Moskale wykupują je i niszczą, tak że dzisiaj każda stara książka unicka jest rzadkością, i za drogie się sprzedaje pieniądze, ale są dobrzy ludzie, którzy je posiadają, a też raz po raz coś przedrukować dadzą. Tak ojciec Martinow, jezuita, dał na nowo odbić za granicą ważne łacińskie prace Jakuba Suszy i Ignacego Kulczyńskiego; także we Lwowie przedrukowano ową wyborną książkę ks. Stebelskiego, z której się tyle pouczyć można.

 

Rusin. Ja, bo jak to wiecie, jestem uparty i już taka moja natura, ale przyznać muszę, że to com tu usłyszał, zastanawia mnie i że będę się starał w unickich pisarzach sprawdzić, czy tak było istotnie, jak powiadacie.

 

Moskal. Wszyscy oni nie zasługują na najmniejszą wiarę. Czytaj Koniskiego, czytaj Bantysza Kamieńskiego, naszych małoruskich historyków nowszego czasu, czytaj pisma świętojurców, a dowiesz się całej prawdy.

 

Rusin. Co to, to nie; już ja starym lepiej wierzę, niźli dzisiejszym, bo oni nie mieli interesu, żeby kłamać i fałszować dzieje, jak się to obecnie zdarzyć może. A że Koniski był łotr wierutny, tom też coś zasłyszał, i mnie się widzi, że nigdy unici do tego schizmatyka zaufania nie mieli.

 

Polak. Słusznie mówisz: i Koniski i Bantysz Kamieński, to schizmatycy, a świętojurcy galicyjscy są zaślepieni namiętnością, i chodzi im więcej o poniżenie Polaków, niż o prawdę. Umizgają się do Moskwy, a niechno by tylko Moskwa zabrała Galicję, zobaczyliby zaraz, jakby się ich dola pogorszyła.

 

Rusin. Muszę ci przyznać, bracie Polaku, że nie mam ja jasnego pojęcia o prześladowaniach, jakie oderwały dawnych unitów od jedności z Rzymem i w schizmę ich wepchnęły?

 

Moskal. Co tu gadać o prześladowaniach. Prześladowań nie było. Unici sami z siebie, jak niegdyś łączyli się z łacinnikami i z Polską, bo im to było korzystne, tak teraz łączą się z prawosławiem i z Rosją, bo na tym dobrze wychodzą. A co do wiary, toć ja zawsze utrzymuję, że prawosławie nie gorsze od wiary łacińskiej.

 

Polak. Niestety! było prześladowanie i bardzo ciężkie. Jużem o nim nieco wspomniał, a teraz jaśniej rzecz całą wyłożę. Gwałt moskiewski odniósł zwycięstwo. Niebo napełniło się męczennikami i wyznawcami, a na ziemi zostały tylko gruzy po sławnym unickim Kościele.

 

Już wiecie, że Piotr, zwany Wielkim, pierwszy to straszne dzieło rozpoczął. Nie tylko mordował on Bazylianów, ale kazał porwać nawróconego na Unię biskupa Łuckiego, Zabokrzyckiego i trzymał go sześć lat w więzieniu, a potem głodem go zamorzył.

 

Za Katarzyny, ilekroć wojska rosyjskie przechodziły przez prowincje, gdzie mieszkali unici, zawsze dokuczali im i znęcali się nad nimi. Skoro nastąpił podział Polski, carowa Katarzyna poznosiła biskupstwa i pozbawiła Kościół unicki wszelkiej samodzielności. Za niej pozamykano klasztory bazyliańskie, z wyjątkiem małej liczby. Bazylianów rozproszono, przymuszając wielu z nich wynieść się za granicę. Na Wołyniu, Ukrainie i Podolu 5000 parafii zamieniono na schizmatyckie i stanęły dla schizmy nowe arcybiskupstwa i biskupstwa. Mnóstwo dokumentów, szkoda że dotąd nie zebranych w jedno, świadczy o prawdziwych i licznych między unitami męczeństwach.

 

Car Paweł pozbawił unitów kalendarza rzymskiego.

 

Za cara Aleksandra przecięty został związek między Rzymem a Unią. I mimo łagodniejszych rządów, nie przestawano nawracać unitów, zabierać cerkwi unickich i zamieniać ich na schizmatyckie nawet tam, gdzie schizmy nie było; zniesiono też godność generała Bazylianów. A trzeba wiedzieć, że i za Katarzyny i za Aleksandra w tym strasznym dziele zniszczenia brał udział niecny metropolita mohylewski, obrządku łacińskiego, Bohusz Siestrzeńcewicz.

 

Ale najsilniejsze i najzgubniejsze ciosy uderzyły w Kościół unicki za cara Mikołaja. Niedługo po wstąpieniu swoim na tron car Mikołaj zabronił sprzedaży unickich książek do nabożeństwa, a w roku 1828 wydał ukaz przewracający cały porządek istniejący w unickim Kościele. Wtedy to ustanowiono osobne Kolegium grecko-unickie w Petersburgu, które stało nad biskupami; odjęto moc prawną uchwałom Synodu Zamojskiego, a w miejsce już i tak przez carową Katarzynę zmniejszonych w swej liczbie biskupstw ustanowiono dwie eparchie: białoruską w Połocku i litewską w Żyrowicach. Bazylianów poddano naczelnikom eparchii. Unitami diecezji chełmskiej w Królestwie Polskim nie zajęto się jeszcze naówczas.

 

W r. 1832 zniesiono godność prowincjała Bazylianów, a w kilka miesięcy potem skasowano całkiem ten zakon w prowincjach zabranych i zagarnięto jego majątki. Wtedy to zagrabiono sławny klasztor poczajowski i osadzono tam biskupa schizmatyckiego nowoutworzonej diecezji wołyńskiej. W Połocku także powstało schizmatyckie biskupstwo. Głoszono wówczas, że na unitów spada kara za udział w powstaniu polskim z r. 1831.

 

Odtąd szły ukazy jedne za drugimi i stało się jawną rzeczą dla wszystkich, że Moskwa chce Unię zgnieść do szczętu. Zabroniono małżeństw między unitami i łacinnikami; zakazano księżom łacińskim udzielać Sakramentów unitom; tak samo wzbroniono wszelkiej wspólności nabożeństw unitom z łacinnikami i łacinnikom z unitami. Skończyło się nawet na tym, że kolegium unickie, utworzone w r. 1828, przydzielono do Synodu schizmatyckiego, jako osobny wydział.

 

Na czele tego wydziału stanął zaprzedany Moskwie ks. Józef Siemaszko, sufragan ostatniego metropolity, księdza Bułhaka. Sprzysięgli się na Unię ujęci przez rząd i dobrze zapłaceni księża Żarski, były prowincjał Bazylianów, sufragan Antoni i ks. Zubko, późniejszy biskup schizmatycki, a duszą całej roboty był ks. Siemaszko.

 

Na jego rozkaz odebrano księżom unickim dawne księgi kościelne, mszały, brewiarz, a w miejsce ich przysłano książki drukowane w Moskwie; zniesiono po cerkwiach unickich ołtarze boczne, wstawiono wszędzie carskie wrota, wyrzucono organy, wzbroniono dzwonić podczas Mszy św., zakazano Mszy cichych, litanii, śpiewów, różańców, procesji na Boże Ciało, wszelkich kazań i nauk. Nie dość na tym: rozesłano po cerkwiach unickich kielichy, puszki i aparaty takie same, jakich się używa po cerkwiach schizmatyckich. I tego nie dość: rząd odjął nominację proboszczów biskupom, aby ją powierzyć gubernatorom.

 

Car spodziewał się, że to wszystko od razu Unię złamie; inaczej się przecież pokazało. Unici prawie wszędzie dochowali wierności Kościołowi i stawili silny opór; więc zaczęły się wywożenia księży i wiernych, katowanie ludzi i gwałty wszelkiego rodzaju. W wielu miejscach odebrano unitom kościoły pod pozorem, że cerkwie te były schizmatyckimi przed Unią Brzeską.

 

Tych kilka lat należy do najsmutniejszych w dziejach Unii. Łacinnicy ze skrwawionym sercem patrzeli na rozpacz unitów i na ich łzy gorzkie; podziwiali ich wzniosłe poświęcenie, a pomóc im nie mogli. Ileż to znowu cierpień pozostało w ukryciu! i chyba je Pan Bóg nagrodził lub nagrodzi.

 

Lat kilka rozwożono i katowano zakonników i zakonnice. Mało byśmy o tym wiedzieli, gdyby nie opowiadanie ksieni Bazylianek mińskich, matki Makryny Mieczysławskiej, które zostanie jako pomnik dzikości Siemaszki i jego oprawców. Biedne zakonnice musiały wycierpieć chłostę i najokrutniejsze męczarnie. Owóż Pan Bóg pozwolił, że ich matka wydostała się za granicę, że zaświadczyła o tym wszystkim przed Namiestnikiem Chrystusowym i przed światem, że potem blisko ćwierć wieku w Rzymie bawiąc, cnotami swymi i pobożnością opowieść swoją stwierdziła. Miała ona w Rzymie swój własny klasztor i umarła w nim przed kilkudziesięciu laty. Następnie rewolucjoniści włoscy klasztor zabrali, a nowe jej, na wygnaniu zebrane córki wypędzili; dopiero Ojciec Święty w pałacu swoim letnim gościnności im użyczył.

 

Wielu Bazylianów i księży świeckich rozesłano po dalekich guberniach; kazano im po klasztorach czerńców, tj. mnichów schizmatyckich, pełnić najpodlejsze usługi; i co za okrucieństwo! Synod petersburski uznał ich wbrew wszelkim prawom kościelnym za odpadłych od godności kapłańskiej. Znaczniejsza liczba tych męczenników zmarniała bez żadnej osłody, nawet bez religijnych pociech.

 

W r. 1837, wedle sprawozdania ministra spraw wewnętrznych, na 1369 cerkwi unickich, 880 było już oddanych schizmatykom.

 

W r. 1838 ks. Siemaszko, dwaj biskupi sufragani, Bazyli i Antoni, i dwudziestu jeden innych prałatów i wyższych duchownych zebrało się w Połocku i akt połączenia z cerkwią schizmatycką podpisało. Nie ogłoszono jeszcze tego aktu, bo sędziwy metropolita, ks. Bułhak, odrzucił wszelkie namowy, aby pójść za przykładem tamtych; lecz gdy znękany strapieniami staruszek wkrótce potem umarł i gdy go po schizmatycku pochowano, ogłoszono w lutym 1839 roku akt synodalny odłączenia się od Kościoła rzymskiego, a połączenia się z Kościołem narodowym, czyli moskiewskim.

 

W akcie tym, podpisanym przez trzech biskupów i przez innych obecnych prałatów i księży, jest oświadczenie, że tylko w cerkwi prawosławnej i w ogóle w cerkwi wschodniej, przechowały się nienaruszone dogmaty i że Unia narzucona została gwałtem przez Polaków, którzy prowincje ruskie przemocą od wspólnej ojczyzny oderwali. Wtedy car osobnym ukazem sprawę tę do Synodu petersburskiego odesłał, a ten Synod, tak fałszywie nazwany świętym, bo w nim generałowie przewodniczą, wydał dekret i złożył sprawozdanie, na którym car zapisał świętokradzkie słowa: "Składam dzięki Bogu i zatwierdzam".

 

W taki to sposób przewrotność i gwałt tryumf odniosły i naraz przeszło dwa miliony wiernych oderwano od jedności z Rzymem. Łacinnicy struchleli; wśród obałamuconej Europy wychwalano zuchwale spokojne zwycięstwo schizmy, gorliwość cara i patriotyzm Siemaszki.

 

Wszelako Rzym czuwał i zaraz dnia 22-go listopada odezwał się Grzegorz XVI i użalił się przed światem na apostazję, tj. odstępstwo biskupów i na smutną dolę owieczek zdradzonych przez własnych duchownych naczelników.

 

W roku 1842 przemówił znowu Ojciec Święty, skarżąc się na ogólny ucisk Kościoła pod Moskwą. Naówczas to wspomniał o dziedzicznym szalbierstwie carów moskiewskich.

 

Ze swojej strony ks. Michał Lewicki, arcybiskup metropolita halickiej Rusi, wydał śliczny list pasterski, w którym gorąco za jednością z Rzymem przemówił. Księdza Lewickiego, dobrze zasłużonego Kościołowi, mianował później Pius IX kardynałem.

 

Już matka Makryna Mieczysławska była w Rzymie, kiedy przybył tam cesarz Mikołaj i odwiedził stojącego już nad grobem Papieża. Otóż Grzegorz XVI do władcy, przed którym wszystko drżało, przemówił słowami poważnej prawdy, które tak zmieszały cara, że prawie bez zmysłów Watykan opuścił.

 

Ale ruiny ostatecznej nic nie powstrzymało i Unia upadła we wszystkich przez Moskwę zabranych prowincjach. Przekupionych księży unickich zapłacono sowicie i obdarzono dostojeństwy schizmatyckiej cerkwi. Siemaszko został arcybiskupem wileńskim i do końca życia swego szczególniejszych łask carskich doznawał. Zubkę zrobiono biskupem, który wciąż podszczuwał gubernatorów w Wilnie przeciwko łacińskiemu Kościołowi. Na uwiecznienie zaś tej całej niegodziwości, wybito medal z kłamliwym i zuchwałym napisem: "Połączeni miłością".

 

Wspomniałem, jak próby powrotu do Unii, do której lud dawniej unicki zawsze jest przywiązany, zgniecione zostały już za cara Aleksandra w Dzierznowicach. Dziś na tej całej przestrzeni, na której żył pobożny lud unicki, gdzie było tyle biskupstw, tyle klasztorów i cerkwi tyle, panuje głucha cisza i schizma zapuszcza swoje szpony w serca i sumienia, aby zagładzić wszelką pamięć przeszłości.

 

Rusin. Wszystko to smutne niezmiernie i pokazuje, że na tym świecie Pan Bóg pozwala nieraz brać górę złości ludzkiej nad sprawiedliwością. W tym tylko pociecha, że wszyscy kiedyś, i prześladowcy i prześladowani, na sąd Boży pójdziemy. Ale pomówmy jeszcze o tej naszej diecezji chełmskiej, w której dzisiaj to wszystko czynią, co czynili w prowincjach zabranych, kiedy powzięli zamiar, żeby tamtejszych unitów gwałtem do schizmy przymusić.

 

Polak. Bardzo chętnie, bracie Rusinie, i słuchajcie obaj.

 

W Chełmie, który leży na zachodnich krańcach Rusi, bardzo wcześnie, bo zaraz po Włodzimierzu Wielkim, powstało biskupstwo przy kościele, w którym czczono cudowny obraz Matki Najświętszej. W czternastym wieku Kazimierz Wielki, król polski, przyłączył ziemię chełmską do kraju swego. Za króla Aleksandra, biskup chełmski, książę Zbarazki, wyrobił sobie potwierdzenie dawnych praw i przywilejów. Na Synodzie Brzeskim zasiadał biskup chełmski, Dionizy Zbirujski, który jest podpisany na liście do Klemensa VIII. Biskup Metody Terlecki, rządził diecezją za Władysława IV. Za Jana Kazimierza rozsiedli się w Chełmie schizmatycy, a to dla wielkiej słabości ówczesnego rządu polskiego, i dopiero po niejakim czasie, król obraz cudowny z Chełma zabrał, i miał go z sobą w bitwach pod Beresteczkiem, pod Kamieńcem i pod Żwańcem. Zasiadł wtedy na stolicy chełmskiej znakomity biskup, ks. Jakub Susza, który też historię cudownego obrazu napisał.

 

Na Synodzie Zamojskim znajdował się biskup ks. Lewicki. Pierwszy rozbiór Polski nastąpił za świątobliwego biskupa, ks. Maksymiliana Ryłły, który własnym kosztem założył seminarium diecezjalne, podczas kiedy jego krewna, Pani Wilżyna, fundowała w bliskości miasta klasztor Bazylianów. Pierwszy podział Polski oderwał część diecezji chełmskiej do Austrii. Po trzecim podziale diecezję rozszarpano na trzy części, a miasto Chełm, gdzie biskupem był ks. Porfiry Ważyński, Austria dostała. Po r. 1809 diecezja chełmska przypadła do Księstwa Warszawskiego, i ks. Ciechanowski, biskup, zasiadł w senacie polskim. Gdy w r. 1813 weszli Moskale, uwięziono biskupa i pałac jego zniszczono. Wypuszczono go potem, i kiedy traktatem wiedeńskim diecezja weszła w skład Królestwa Kongresowego, liczono w niej około 250000 wiernych.

 

Diecezja ta, mająca stolicę w województwie lubelskim, rozciągała się cienkim pasem w województwach podlaskim i augustowskim i posiadała pięć klasztorów bazyliańskich. Kiedy zaczęło się prześladowanie unitów za Bugiem, ks. biskup Ciechanowski powagą, zacnością i głośną wiernością dla Rzymu zasłonił w wielkiej mierze diecezję swoją. Miał też przy sobie ludzi bardzo zacnych i bardzo wykształconych: ks. Felicjana Szumborskiego i ks. Pawła Szymańskiego, którzy mu pomagali z całą gorliwością. Po śmierci ks. Ciechanowskiego został biskupem ks. Szumborski, co wielką otuchą unitów chełmskich napełniło. Ginęła wtenczas Unia w zabranych prowincjach, a w Królestwie mnożono cerkwie schizmatyckie, zachęcano przekupstwem do przechodzenia na schizmę, i przerwawszy wszelkie stosunki z Rzymem, ukaz o małżeństwach mieszanych wprowadzono.

 

Strapienia i próby następowały jedne po drugich. Zażądano zmiany mszałów, biskup odmówił; zażądano zmiany oficjała, w tym ustąpił. W r. 1839 rząd nakazał przywrócić carskie wrota po cerkwiach, a konsystorz chełmski wraz z biskupem ustąpili; zaraz jednak potem biskup odmówił wydania schizmie klasztoru Bazylianów w Zamościu, wraz z kościołem, w którym się odbył niegdyś Synod Zamojski. Biskup, zrazu chwiejący się, coraz więcej pokazywał potem odwagi, a listy Grzegorza XVI zagrzewały go do wytrwałości.

 

W r. 1840 kazano biskupowi jechać do Petersburga. Wziął z sobą ks. Pawła Szymańskiego. W Petersburgu użyto namów i ponęt. Wsparty dzielną radą ks. Szymańskiego, mężnie się stawił i powiedział w oburzeniu prokuratorowi Synodu, generałowi Protassów: "znajdziecie we mnie Józafata (tj. Koncewicza), Józefa (tj. Siemaszki) nigdy!".

 

Odtąd biskup narażony był na wszystkie nieprzyjemności, a zarazem otoczony sidłami wszelkiego rodzaju. Ponieważ w takich czasach trudno zachować zdanie spokojne i jedność w postępowaniu, więc i on też zachwiał się na chwilę i nakazał niektóre zmiany we Mszy św. Jęli się głośno cieszyć schizmatycy, a żałość i przestrach ogarnęły unitów i łacinników. Tymczasem Papież czuwał i listownie księdza Szumborskiego napomniał; ten zaś nie ociągając się, jawnie się przyznał do winy w liście pasterskim, w którym odwołał poczynione ustępstwa. Odtąd aż do śmierci swojej, która nastąpiła w r. 1851, dzielnie odpierał wszystkie napaści i pozostawił po sobie pamięć chwalebną. Następca jego, ks. Taraszkiewicz, miał do walczenia z niesłychanymi trudnościami, i choć nie był z natury odważny, dotrwał uczciwie na stanowisku. Ksiądz Kaliński, który po nim jako administrator rządy diecezji objął, trzymał się wiernie podań swoich poprzedników, toteż wywieziony został w r. 1864 w głąb Rosji i umarł jak prawdziwy wyznawca wiary. Poczęło się zaraz w Chełmie niegodziwe gospodarstwo przyjaciół Moskwy; gdy zaś nastał nowy biskup z pomiędzy świętojurców galicyjskich, ks. Michał Kuziemski, nie tylko nic się nie poprawiło, ale jeszcze rzeczy pogorszyły się znacznie. Ks. Kuziemski przejrzał na koniec, że od niego chcą jedynie, aby przejście do schizmy przygotował, więc choć bez pozwolenia Rzymu, złożył urząd i wrócił do Galicji.

 

Teraz tam rządy objął nieprawnie ks. Popiel, i już jawnie dla schizmy pracował. Jak dobrze powiedziałeś, bracie Rusinie, zupełnie tak samo postępowali sobie w diecezji chełmskiej, jak to niegdyś czynili na Litwie i na Rusi z unitami. Tą samą koleją, co dawniej, wypierali rozporządzenia Synodu Zamojskiego, a zaprowadzali zwyczaje schizmatyckie. Tylko że wśród chełmskich unitów nie mogli sobie znaleźć drugiego Siemaszki i musieli sobie sprowadzić z obcej diecezji człowieka, który im się za narzędzie w ręce oddał. I znowu pobożna i uczciwa ludność broni się po bohatersku, i znowu te proste a czyste dusze sieją w cichości i bez świadków perły zasług po drodze żywota, i znowu sroży się przemoc, mnożą się egzekucje wojskowe i gwałt przeobraża cerkwie unickie, aby się do cerkwi schizmatyckich podobnymi stały.

 

Widząc to wszystko, chciałoby się nieraz zawołać: Panie! dopókiż cierpieć będziesz tę obrzydliwość spustoszenia?

 

Rusin. Po ludzku rzeczy biorąc, diecezja chełmska już się zachwiała i ku upadkowi pochyliła; nie traćmy przecież nadziei. Pan Bóg sprawiedliwy, a cierpienia unitów wielkie i wierność ich przedziwna; więc może zabłysnąć dzień zmiłowania, i da Zbawiciel, iż odsiecz na czas jeszcze przybędzie.

 

W każdym razie czuję, że na unitów galicyjskich wielkie spływają obowiązki. Oni teraz bronić muszą tak ciężko zagrożonej spuścizny: Synodów Brzeskiego i Zamojskiego; oni przechowywać ogień święty do lepszych czasów, pamiętając, że plan wielkiego Papieża nawrócenie Wschodu Unii za cel sobie wytknął. Bodajby tylko zrzekli się nienawiści i zazdrości do łacinników, pamiętając, że mają wspólną matkę, Kościół rzymski, i wspólną przeszłość dziejową z Polakami; byleby nie marnowali czasu na próżnych zapasach, ale wzięli się szczerze do wewnętrznej pracy, za którą odrodzenie przyjdzie.

 

Moskal. Szczęściem, że nie znajdziesz wielu unitów, co by tak jak ty dało się ułowić w sidła kłamstw polskich i fałszywej polskiej czułości. Kwil sobie spokojnie; twoi bracia z nami trzymają i nie spoczną, póki za naszą pomocą nie pomszczą się na Lachach. Słuchałem spokojnie matactw i wykrętów z ust Polaka, ale mnie one nie przekonały. Zbijać ich nie będę; żałuję, żem i tak zarzuty czynił. Na co się przyda spór na słowa? My mamy za sobą siłę, a kto silny, po tego stronie prawda stoi.

 

Polak. Macie siłę, bo ją wam Pan Bóg do czasu daje; jednakże w końcu każda siła upada, a prawda Boża trwa na wieki. Bracie Rusinie, myśmy oba nieszczęśliwi; jednakże mamy tę pociechę, iż wiemy, że służymy dobrej sprawie i że ufamy, iż w końcu sprawiedliwość zwycięży. Z nami są zresztą wszystkie serca szlachetne. Oto w chwili upadku Unii za cesarza Mikołaja powiedział czcigodny kardynał Pacca w publicznej mowie: "aby wystawić stan Kościoła w nieszczęśliwej Polsce pod rządem rosyjskim, nie znajduję innych wyrazów, krom wyrazów używanych przez Papieży, gdy wyznaczają biskupów do krajów niewiernych: stan to, nad którym płakać trzeba, a którego opisać niepodobna. Nie śmiem wyrzekać o tym co ludy owe czeka w przyszłości. Wiem tylko z Pisma św. i z dziejów świata, iż kiedy Kościół wyczerpał wszystkie środki, to Pan wstaje sam, aby sądzić w swojej sprawie; i słychać wtedy pogrzmiewającą zapowiedź owych strasznych kar, które spadają z nieba na narody, a nie oszczędzają głów koronowanych".

 

–––––––––––

 

 

Rusin, Moskal i Polak, czyli Kościół unicki a Schizma. W Poznaniu. 1873, ss. 53-72.

 

Rusin, Moskal i Polak, czyli Kościół unicki a Schizma. Poznań 1907, ss. 63-87.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMXIV, Kraków 2014

Powrót do spisu treści dzieła pt.

RUSIN, MOSKAL I POLAK, CZYLI KOŚCIÓŁ UNICKI A SCHIZMA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: