GŁOS PANA

kruszącego cedry libańskie

 

czyli

 

REKOLEKCJE

dla osób zakonnych

 

O. MARCIN RUBCZYŃSKI S. T. D.

Z ZAKONU KARMELITAŃSKIEGO D. O.

 

––––––––––

 

TRZYDNIOWE REKOLEKCJE

DLA OSÓB ŚWIECKICH

(dla nawracających się)

 

–––––––––

 

DZIEŃ III

 

Czytanie II

 

O WYTRWAŁOŚCI W POSTANOWIENIACH

 

Między cnotami, które wielce zdobić zwykły dusze wiernie Bogu służące, znajduje się cnota wytrwałości w dobrych postanowieniach, bo ona i miłą czyni duszę Bogu i domaga się sprawiedliwie należącej się jej zapłaty. Albowiem i sługa najęty nie wtedy podoba się gospodarzowi, kiedy rozpoczyna naznaczoną pracę, ale wtenczas dopiero, gdy przez wytrwały wysiłek i sumienne przyłożenie się do pracy pokaże ją należycie wykonaną i wykończoną swojemu gospodarzowi. Taka wytrwałość tego najemnika zjednuje mu nie tylko szacunek w oczach pana, ale również domaga się według wszelkiej słuszności należnej mu nagrody.

 

Otóż Bóg wszechmogący wszystkich nas zawezwał i przeznaczył do pracy w Zakonie św., niby ów gospodarz ewangeliczny robotników do winnicy swojej (Mt. 20) i obiecał pilnie pracującym niezawodną zapłatę bez względu na to, czy kogo powołał do tej pracy o wcześniejszej godzinie młodszego wieku, czy w późniejszej godzinie podeszłego. Powinnością tedy naszą jest trwać mocno i statecznie w naszych dobrych przedsięwzięciach, z którymi rozpoczęliśmy pracę nad zbawieniem naszym, nie odstępować od niej nigdy, nie oddalać się od niej ani nie przerywać jej dla niekoniecznie potrzebnych zajęć, ale wytrwale i niezmordowanie dążyć do wprowadzenia w życie swoich dobrych postanowień, szczególnie podczas tych rekolekcyj poczynionych. W czym obiecaliśmy poprawę i co, przy łasce Bożej, zaczęliśmy już wykonywać, to wiernie dalej prowadźmy, bo inaczej postanowienia nasze rozpoczęte a niedokończone nie mogłyby się Bogu podobać, ani my, rozumnie rzecz biorąc, nie moglibyśmy mieć żadnej nadziei na nagrodę. Dlatego, abyśmy w rozpoczętej przez teraźniejsze rekolekcje zbawiennej pracy nie ustawali, starajmy się serca nasze uzbroić w cnotę wytrwałości, bez której trudno by było dotrzymać nam słowa danego Bogu i szczęśliwie ukończyć sprawę poprawy naszego życia.

 

Wielu już było takich, co dobrze rozpoczęli, przez niejaki czas chwalebnie podjęte dzieło prowadzili, lecz źle skończyli, dając się z tak dobrej drogi sprowadzić chytremu czartu lub rozpieszczonemu ciału. O takich to wygłasza Duch Święty straszliwe biada: Vae his, qui perdiderunt sustinentiam, et qui dereliquerunt vias rectas, et diverterunt ad vias pravas. Biada tym, którzy utracili cierpliwość, i którzy opuścili drogi proste i udali się krzywymi drogami (Ekli. 2, 16). Nagroda przeznaczona jest i oddaną będzie nie żołnierzowi zaczynającemu wojnę z nieprzyjacielem, ale mężnie walczącemu w niej aż do skończenia. Nie ten kupiec wzbogaca się kosztownymi towarami, który puszcza się w daleką po nie drogę, ale ten, który nabywszy je w odległych krajach, po przezwyciężeniu wszystkich trudności, wraca szczęśliwie i kończy statecznie przedsięwziętą podróż. W duchownej drodze ludzi, dążących do nieba, nie początki są chwalebne ale koniec. Paweł Apostoł prześladując wiernych, źle rozpoczął, ale dobrze skończył. Przeciwnie Judasz rozpoczął dobrze, bo przyłączył się do towarzystwa Apostołów i chwycił się nauki Zbawicielowej, ale nieszczęsną zdradą i wiecznym potępieniem zakończył dobre początki. Jeden z siedmiu pierwszych diakonów, imieniem Mikołaj, o którym mówią Dzieje Apostolskie, pięknie rozpoczął w poczynającym się Kościele, bo nawet razem z innymi Apostołami odebrał Ducha Najświętszego, a przecież szpetnie skończył na rozsiewaniu błędów heretyckich. Co więcej jeszcze, oto św. Jan Klimak świadczy, iż z owych 120 osób, na których Duch Najświętszy w dzień Zielonych Świąt zstąpił, szesnaście odstąpiło od prawdziwej wiary i w herezji pomarło.

 

Na cóż przydało się Judaszowi dobrze zaczynać w szkole Chrystusowej, przyjmować urząd apostolski, nauczać ludzi, cuda czynić, czartów z opętanych wypędzać, kiedy wtenczas, gdy powinien popisać się pięknymi owocami ze słuchania dobrej nauki, on zwyciężony łakomstwem, nie tylko zdradza i sprzedaje swego Najświętszego Nauczyciela, ale co gorsza, staje się przywódcą tych, którzy zguby Zbawiciela pragnęli, jako mówią Dzieje Apostolskie: Który był wodzem tych co pojmali Jezusa (1, 16). Na co przydały się mądremu Salomonowi tak chwalebne i świątobliwe panowania początki, które wsławił tylu dziełami ku pomnożeniu chwały Bożej, jak zbudowaniem wspaniałej i niezmiernymi bogactwami ozdobionej świątyni jerozolimskiej, złożeniem Bogu na ofiarę tysięcy ofiar, kiedy na starość zwyciężony od ślepej miłości odstąpił od Stwórcy i Boga prawdziwego, a składał bałwanom, aby przypodobać się pogańskim niewiastom, z którymi łączył się i żył wbrew wyraźnemu prawu Bożemu i, jak niektórzy święci Ojcowie utrzymują, bez pokuty umarł, nurzając się w tym błocie sprośności. Co pomogło innym, którzy zaczynali anielskie prawie życie na ziemi, nie chcieli ani gadać ani myśleć o innych rzeczach, jak tylko o Bogu, o niebie, o tym co do zbawienia prowadzi, nie zajmowali się czym innym jak samym tylko nabożeństwem i bogomyślnością tak, że wydawali się już nieraz zachwyceni z Pawłem do trzeciego nieba, cóż to wszystko pomogło, kiedy za podmuchem wiatru silniejszej pokusy, pociągnięci odżyłą lubieżnością, z wysokiego już stopnia cnoty, niby Lucyper z nieba, spadli w głęboką przepaść grzechu, a tak pięknie bardzo zacząwszy, bardzo źle i nieszczęśnie skończyli. Takie to są opłakane skutki braku wytrwałości w postanowieniach, że gdy niektórzy w pierwszych dniach poprawy zaczynają na drodze do nieba i Boga czynić wielkie kroki, to potem osłabiawszy na swojej dobrej początkowo woli, zaczynają powoli ustawać na tej drodze, oglądać się poza siebie na to, co dawno już opuścili, zaczynają folgować swej zmysłowości, a w końcu porzucają tę prostą drogę i zbaczają na bezdrożne manowce ostatecznego zepsucia.

 

Takie osoby zakonne, które skutkiem dobrych postanowień, uczynionych na rekolekcjach, zaczynają lepsze życie prowadzić stosownie do danego Bogu słowa, lecz potem, zwyciężeni miłością własną, odstępują od tak pięknie rozpoczętej pracy, podobne są do człowieka, który krwawo i ciężko zapracowany grosz sypie do dziurawego woreczka, jako mówi Prorok: Qui mercedes congregavit, misit eas in sacculum pertusum. Kto zyski zbierał, kładł je w dziurawy mieszek (Agg. 1, 6). O takich to Ezechiel Prorok wypowiada w imieniu Boga te straszne słowa: Si autem averterit se justus a justitia sua, et fecerit iniquitatem, numquid vivet? Omnes justitiae ejus, quas fecerat, non recordabuntur in praevaricatione, qua praevaricatus est, et in peccato suo quod peccavit, in ipso morietur. Jeśli się odwróci sprawiedliwy od sprawiedliwości swej, a czynić będzie nieprawość, według wszystkich obrzydłości, które niezbożny zwykł czynić, izali żyć bodzie? wszystkie sprawiedliwości jego które czynił nie będą wspomnione: w przestępstwie którym przestępował i w grzechu swym, który zgrzeszył, w nich umrze (Ezech. 18, 24). Gdyby kupiec jaki, po przezwyciężeniu niezliczonych przeszkód, na naładowanym bogatymi towarami okręcie wracał już do swojej ojczyzny, ale przez opuszczenie się i zaniedbanie należytego dozoru razem z okrętem rozbił się i zatonął przy brzegu, cóżby trzeba było powiedzieć o nim? oto, że sam sobie winien, że sam na siebie lekkomyślnie ściągnął tak wielkie nieszczęście i dlatego niegodny nawet jest politowania i współczucia innych. Ach jak wielu jest podobnych nieszczęśliwców, którzy zacząwszy od pilnego starania się o zabezpieczenie swojej duszy, później przez lenistwo lub sprzykrzenie sobie opuszczają się całkowicie i w końcu mizernie i nieszczęśliwie giną. Nic im nie pomoże dobry początek przy tak smutnym i fatalnym końcu.

 

Nie bez przyczyny Zbawiciel nasz, Przedwieczna Prawda, opowiadając o przyjściu swoim na Sąd ostateczny, aby nas przestrzec przed nieszczęśliwym końcem, wskazał nam na nieszczęśliwą żonę Lotową, mówiąc: Memores estote uxoris Lot. Pamiętajcie na żonę Lotową (Łk. 17, 32). Pismo św. dosyć piękne pochwały daje żonie Lotowej, że dobrze i w bojaźni Bożej żyjąc wśród zepsutego ludu Sodomskiego, zachowała się od jego zepsucia i dlatego policzoną była między sprawiedliwe osoby, które w domu Lotowym znajdowały się. Ona to przychodzących Aniołów z przykładną uprzejmością przyjęła w swoim domu, oddała im należyte usługi i dlatego od tych niebieskich obywateli przestrzeżoną została przed zgubą w nieszczęsnym mieście. Nadto uczyniła wszystko, cokolwiek Aniołowie jej rozkazali, aby mogła uchronić się gniewu Boskiego. Kazali Aniołowie opuścić jej dom, ojczyznę, przyjaciół, znajomych, uczyniła to; kazali wyjść w nocy z miasta, – wyszła; kazali puścić się w drogę w towarzystwie innych, – poszła. Wszystko to dobre i bezpieczne były kroki tej niewiasty, bo posłuszną była na głos anielski i dlatego Pismo św. to jej chwali. Jedna tylko rzecz zepsuła tak dobrze zaczętą podróż, potargała tak piękną osnowę znacznych pochwał, a nawet w końcu życie jej mizernie wydarła, a było to mianowicie to, że w czasie swojej z Aniołami podróży wbrew zakazowi oglądnęła się na swoją ojczyznę. Dobra niewiasto, co robisz, że ważysz się oglądać poza siebie i przerywać tak dobrze zaczętą podróż? już zostałaś ubezpieczoną w swoim życiu, a czemu oglądasz się na to, o czym ani myśleć już nie powinnaś? bo wyraźny słyszałaś rozkaz od Aniołów: Salva animam tuam, et noli respicere post tergum. Zachowaj duszę twoją, a nie oglądaj się nazad (Rodz. 19, 17). Wyszłaś z miasta płonącego, ale tak postępując podobno nie dojdziesz do przeznaczonego miejsca! Uszłaś śmierci w twoim pomieszkaniu, ale nie obronisz się przed nią w drodze! Ta sama podróż, która teraz zabezpiecza ci życie, stanie się dla innych przez twój smutny koniec zbawienną nauką, że nie należy oglądać się na dawne miejsce swojego życia. Jakoż tak się stało, gdyż obejrzawszy się nazad, obrócona jest w słup soli, powiada Pismo św. W czym tu wykroczyła tak bardzo nieszczęśliwa niewiasta, że tak wielka spadła na nią kara? Czy w tym, że przeciw rozkazowi Aniołów oczy swoje obróciła na swoją nieszczęsną ojczyznę? Ale może słabość wrodzona i właściwa płci niewieściej lękliwość, mogły ją były do pewnego stopnia usprawiedliwić, a przerażenie, jakiego doznała na widok nieba i ziemi siarczystym ogniem płonących, i na głosy przeraźliwie wołających ludzi, pomieszanych z przeraźliwym hukiem piorunów i błyskawic na kształt rzęsistego gradu spadających i grzmotem straszliwym upadającego miasta, walących się murów, – mogły poniekąd zmniejszyć jej winę i odpowiedzialność. Z tych powodów wydaje mi się, że nie na tym polegała wina tej niewiasty, że się oglądnęła na ginące miasto, lecz na tym, że zamiast dziękować Bogu gorąco za to, że Jego nieskończona dobroć wyrwała ją z pośrodka występnych ludzi, ubezpieczyła od tak straszliwej kary ognia, umieściła w towarzystwie Aniołów, i nie ustawać w zaczętej wraz z Duchami niebieskimi podróży, – ona przystanęła w rozpoczętej drodze i obejrzała się na dawne miejsce swojego życia. Dlatego dla naszej nauki została od Boga sprawiedliwie i przykładnie ukarana, abyśmy wiedzieli o tym, że kto raz odwrócił się od złego przez zbawienne postanowienia i z grzechów, niby z siarczystego ognia, za Boską wyszedł pomocą, oraz zaczął iść do Boga drogą poprawy życia i świętych cnót, – nie powinien w żaden sposób przerywać tak zbawiennej drogi, rozpoczętej za szczególniejszą łaską nieskończonej dobroci Bożej, ani oglądać się z żoną Lotową na dawne swoje swobodne życie, ani też żałować tego, że się tym wszystkim dla Boga wzgardziło.

 

Nie chciejmyż tedy z Lotową żoną ustawać w rozpoczętej drodze zbawiennej wykonywania uczynionych przez nas postanowień, ani oglądać się nie tyle twarzą, ile umysłem i sercem na pozostawione na świecie złe nawyczki i upodobania zmysłowe, iżby to nie przywiodło nas do przerwania tak dobrze zaczętych kroków. Kiedy nas Bóg tak miłościwie w czasie tych dziesięciu dni wyrwał niby z pożaru dawniejszych niedoskonałości i wyprowadził na bezpieczny i niezawodny do krainy niebieskiej gościniec, idźmy śmiało i ciągle naprzód po tej zbawiennej drodze, którą wytrwale postępując, coraz więcej zbliżać się będziemy do naszej ojczyzny, do krainy świętych Duchów wiecznie z Bogiem żyjących. Nie przykrzyjmy sobie w tej podróży, bo wszakże wiemy, że wytrwałość w dobrych postanowieniach przyczynia nam zasług, powiększa przyszłą zapłatę, upewni o nagrodzie i przyprowadza ostatecznie do pożądanego końca. Niech nas żadna bojaźń słabości naszej zepsutej natury nie odstrasza od wykonania tego, cośmy Bogu przyrzekli, bo ten Pan, dla którego miłości postanowiliśmy lepsze prowadzić życie, wzmocni naszą słabość i użyczy potrzebnych nam łask posiłkujących. Nie dajmy zwodzić się czartu lubieżnymi podnietami skażonego ciała, abyśmy mieli się oglądać na porzucone zmysłowe przyjemności, bo sama myśl ta, żeśmy Bogu przyrzekli poprawę, powinna nam dodać ochoty i serca do wierności w dotrzymaniu danego słowa. Słuchajmy, co mówi nam Zbawiciel nasz: Nemo mittens manum suam ad aratrum, et respiciens retro, aptus est regno Dei. Żaden, który rękę swą przyłożył do pługa, a ogląda się nazad, nie jest sposobny do królestwa Bożego (Łk. 9, 62). Przeto dla wykonania tego wszystkiego, co przyobiecaliśmy Bogu w teraźniejszych rekolekcjach przez zbawienne postanowienia, powinniśmy serca nasze uzbroić cnotą wytrwałości w dobrem, ta bowiem tylko cnota jest potężną bronią, którą zwyciężamy stojących nam na drodze do nieba nieprzyjaciół i ścieramy głowę wężowi piekielnemu, czyhającemu na naszą zgubę; ona dopiero koronuje wszystkie nasze dobre dzieła i czyny, ona zniewala Boga do oddania należnej nam zapłaty. Ta cnota wręcza dopiero Męczennikom palmy zwycięstwa; wyznawców przyprowadza przed tron Boży, Kapłanów wywyższa, Panny aureolą dziewictwa ozdabia. Bez wytrwałości ani bitny żołnierz nie odniesie zwycięstwa, ani zwycięzca nie zdobędzie palmy tryumfu, ani robotnik nie zasłuży na zapłatę, ani rolnik nie ucieszy się zebraniem pożądanego i przygotowanego żniwa. Wytrwałość w dobrem, powiada św. Cyprian, jest siostrą cierpliwości, córką stateczności, przyjaciółką pokoju, węzłem przyjaźni, pierścieniem jedności, zamkiem świątobliwości, strażniczką cnót i przewodnikiem do chwały wiecznej. Uzbrojeni tedy w tę świętą cnotę, postępujmy śmiało na drodze zbawienia naszego przez wprowadzenie w życie tego wszystkiego, co postanowiliśmy w dopiero co odprawionych rekolekcjach, a chociaż byśmy przedtem przez tak wielką ułomność naszej zepsutej natury zeszli z tej prostej do nieba drogi, teraz przez te święte Ćwiczenia odnowiwszy się na duchu, powróćmy z zapałem na ten bezpieczny gościniec i za żadną cenę nie pozwalajmy się znowu pokonać wrodzonej nam niestałości, bo tylko ten zbawion będzie, kto wytrwa aż do końca (Mt. 10, 22).

 

–––––––––––

 

 

X. Marcin Rubczyński S. T. D. z Zakonu Karmelitańskiego D. O., Głos Pana kruszącego cedry libańskie, czyli Rekolekcje dla osób zakonnych. Wydanie trzecie. Na większą chwałę Bożą i pożytek nieśmiertelnych dusz na nowo opracował Br. Alfons-Maria od Ducha Św. O. C. D., Kraków 1940. WYDAWNICTWO "GŁOSU KARMELU", ss. 441-449.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMX, Kraków 2010

Powrót do spisu treści 
Trzydniowych rekolekcji
"Głos Pana kruszącego cedry libańskie"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: