GŁOS PANA

kruszącego cedry libańskie

 

czyli

 

REKOLEKCJE

dla osób zakonnych

 

O. MARCIN RUBCZYŃSKI S. T. D.

Z ZAKONU KARMELITAŃSKIEGO D. O.

 

––––––––––

 

TRZYDNIOWE REKOLEKCJE

DLA OSÓB ŚWIECKICH

(dla nawracających się)

 

–––––––––

 

DZIEŃ I

 

Czytanie II

 

O UNIKANIU TOWARZYSTWA NIEODPOWIEDNICH OSÓB

 

Kiedy pielgrzymowi, znajdującemu się w podróży, przyjdzie po drodze przechodzić przez krainę złym i niedobrym powietrzem zarażoną, tak wielką ma około siebie ostrożność, że albo szuka wszelkich możliwych sposobów, aby ją okrążyć, albo, nie mogąc tego uczynić, stara się jak najprędzej przejść zapowietrzoną okolicę i dlatego nigdzie się długo nie zatrzymuje, albo też, zaopatrzony w doświadczone i wypróbowane lekarstwa i środki zaradcze, odważywszy się tamże wejść, chroni się jak najusilniej wszelkiego z zarażonymi towarzystwa, bojąc się utraty własnego zdrowia, zguby swoich domowników i całej ojczyzny, gdyby za swoim powrotem przywlókł ze sobą tę zarazę. Wielki byłby to jego nierozum, gdyby się lekkomyślnie wdawał i przestawał z zapowietrzonymi, bo najpierw i sam mógłby paść ofiarą zarazy, a po wtóre, gdyby nawet do ojczyzny cało powrócił, wszyscy, nawet właśni jego domownicy, krewni, znajomi i przyjaciele nie przyjęliby go między siebie, obawiając się zarazy, i z daleka by go omijali, a tak ten, co niedawno wpośród swoich cieszył się miłym towarzystwem, teraz jako roznośnik zarazy byłby z ich towarzystwa wyrzucony i wzgardzony, jakby chodzący trup. Kiedy zakonnik, wychodząc za furtę klasztorną, wdaje się w niepotrzebne towarzystwo, zawiera poufałą przyjaźń z światowymi osobami, których obyczaje i zasady przepojone są trucizną złych i szkodliwych narowów, to tak właśnie czyni, jakby dobrowolnie wchodził do kraju, szkodliwym powietrzem zarażonego: sam siebie najpierw naraża na niebezpieczeństwo zaciągnięcia podobnej zarazy i po wtóre, przeniesienie jej na innych współbraci, z którymi on obcuje, a tak nie tylko on sam nieszczęśliwie ginąć musi, ale i dla drugich niewinnych staje się przyczyną podobnej zguby, wprowadzając za sobą chorobę do zdrowego domu, którą ciężko potem stamtąd usunąć. Z tego wynika, że od takiego stronić powinien każdy z dobrych zakonników, każdy powinien się go lękać i nim się brzydzić, jako chodzącym trupem.

 

Św. Paweł, pisząc do Koryntian, surowo zabrania im wdawania się z tymi, którzy nie uznawali artykułu wiary o zmartwychwstaniu ciał ludzkich, a wszystką szczęśliwość swoją zasadzali na używaniu tego świata i doczesnego życia: na jadle, napoju, wygodach, rozrywkach, przestrzegając ich usilnie, aby nie dawali się zwodzić, gdyż sama rozmowa z takimi jest zepsuciem dobrych obyczajów: Nolite seduci. Corrumpunt mores bonos colloquia mala. Nie dajcie się zwodzić: Złe rozmowy psują dobre obyczaje (l Kor. 15, 33). Nigdy by Ewa nie wyrządziła tak wielkiej szkody sobie i całemu rodzajowi ludzkiemu, gdyby nie wdawała się w nienależyte towarzystwo z podłym wężem, a z towarzystwa w rozmowy o rzeczach przez Boga zakazanych, z czego tak ciężki nastąpił upadek tak wspaniałego dzieła Boskiego. Jakoż i ta jest między innymi przyczyna, dla której św. Patriarchowie, zakładając Zakony swoje w Kościele Bożym, obwarowali wszystkie jego domy surowym prawem ścisłej klauzury, aby przez to zagrodzić drogę niepotrzebnemu a bardzo szkodliwemu przestawaniu, poufałości i rozmowom z nienależytymi osobami, przez które, z krzywdą Boskiego honoru i zakonnej sławy, zwykły się wkradać do domów zakonnych złość i trucizna, zarażająca dobre obyczaje niewinnych dusz, poświęconych Bogu, stygnąć pierwsza gorącość ducha i pomnażać się liczba coraz większych pokus. Potwierdza to w jednym ze swoich listów do podległych sobie Prowincjałów Generał Zakonu, wielki w Kościele Bożym Doktor i Kardynał św. Bonawentura: Inter causas, cur splendor Ordinis obscuratur, Ordo exterius inficitur, et nitor conscientiarum infernis defedatur, occurrit multiplicatio familiaritatum quam Regula prohibet, ex quo, suspiciones, et scandala plurima oriuntur. Między przyczynami, dlaczego blask Zakonu przyciemnia się, Zakon na zewnątrz się kazi, a czystość sumień złością piekielną się plugawi, wymienić należy zagnieżdżenie się poufałości przez Regułę zakazanych, z której rodzi się wiele podejrzeń i mnóstwo zgorszeń. Nie można bowiem uniknąć, aby w częstym towarzystwie świeckich osób i w poufałych z nimi rozmowach nie wyszły na jaw wady osoby zakonnej, jak niedoskonałość jaka, lekkomyślność, skłonność nieumartwiona do czego, odkryte zostały niektóre wewnętrzne sprawy klasztorne, o których prawo zakazuje mówić wobec ludzi świeckich.

 

Chrystus Pan, podając św. Teresie pewne punkty, których zachowanie miało zapewnić zreformowanemu przez nią Zakonowi coraz większy wzrost i rozwój, między innymi i to upomnienie podał na trzecim miejscu: Parce admodum cum saecularibus conversentur, idque pro suarum animarum spirituali salute. Niech tylko bardzo rzadko obcują z osobami świeckimi, i to tylko dla duchownego pożytku ich dusz. Jakiż bowiem pożytek dla zakonnika szukać z powrotem towarzystwa tych osób, od których przyjaźni uciekł i zamknął się w klasztorze? wychodzić na świat, którym już raz wzgardził? szukać rozrywki u ludzi, gdy dla swojego wesela ma w domu własnym Boga, Aniołów i Świętych? Ubolewa wielce nad taką nierozwagą zakonników św. Bernard, że tego nie pojmują, co by otwartymi oczyma widzieć powinni, a na niektórych zawstydzenie i pogardę wyrzuca im w oczy ich poprzednią nędzę i podłość, mówiąc, że gdy niektórych rzadko kto na świecie znał, teraz tacy w Zakonie usilnie zabiegają o znajomości i przyjaźnie u dworów, panów, książąt i monarchów: Itane mundum sibi, et se mundo crucifixerunt, ut qui antea vix in suo vico, vel oppido cogniti fuerant, modo circumeuntes Provincias et curias frequentantes, regum notitias, principumque familiaritates assecuti sunt. Tak ci to, świat sobie, a siebie światu ukrzyżowali, że którzy wpierw zaledwie w swej wiosce lub miasteczku byli znani, teraz krążąc po prowincjach i częstymi będąc gośćmi po dworach, przyszli do znajomości z królami i poufałości z książętami (Hom. 4. sup. Missus est).

 

Odpowie kto: Znajomość zakonnika ze znacznymi dworami i wpływowymi osobami może przecież wyjść na pożytek i sławę Zakonu. Prawda, ale prędzej nie przyniesie to spodziewanego pożytku i sławy, pewniej przyczyni się to do oziębienia gorącości życia zakonnego, a najpewniej, dla zbyt częstej bytności, zakończy się to nieuszanowaniem i wzgardą dla takiego zakonnika. Pan przyjmie wprawdzie poufałą znajomość z zakonnikiem, ale dla swego jedynie dobra i własnej uciechy; uweseli się nim, ale zakonnik straci wkrótce u niego dobre o sobie mniemanie, tak właśnie jak rybak cieszy się, złapawszy rybę do swojej sieci, a biedna i nieszczęśliwa ryba nie zdaje sobie sprawy, że ma się gotować na śmierć, a potem na stół dla niego; – albo jak łowczy, gdy w sidła złapie zwierza, cieszy się niemało, ale nieszczęsny zwierz musi żegnać się ze swoją skórą, z której ma się dla jego uciechy wyzuć. Pięknie w tej materii mówi świątobliwy kardynał Piotr Damiani: Amant homines et nos, sed non nobis: sibimet diligunt, in suas nos vertere delicias concupiscunt. Quos nimirum dum prosequimur, quid aliud quam monacho nostro, qui latebat intrinsecus repudium damus. Mox enim ad summa tendentis vitae status evertitur, rigor enervatur disciplinae, atque silentii censura dissolvitur, et ad effluendum, quidquid libido suggesserit, ora laxantur. Ludzie i nas kochają, ale nie dla nas: kochają nas dla samych siebie i chcą nas obrócić na swoje rozkosze. Z tymi gdy przestajemy, dajemy odprawę zakonności, która w nas była. Natychmiast bowiem wywraca się stan życia, dążącego do wyżyn doskonałości, ostrość karności słabnie i ścisłość milczenia rozwalnia się, a usta otwierają się na mówienie tego, cokolwiek lubieżność podszepnie (H, 2. Ep. 17).  – Nie przeczę temu, że poufałość zakonnika z wpływowymi osobami może wyjść na sławę Zakonu, ale nie wtenczas, gdy sam zakonnik tego szuka. Przyznaję, że będzie to z pożytkiem wtedy, gdy Zakon tak rozkaże, będzie tego potrzeba wymagać, lub jaka inna sprawiedliwa przyczyna i okoliczność; ale szukać tego dla zadośćuczynienia własnym chęciom, dla niegodziwego zysku lub dla innego niskiego celu, jest rzeczą niebezpieczną. Takim zakonnikom straszliwym grozi przekleństwem Trithemius Opat, mówiąc: Maledictus homo claustralis, qui ponit in hominibus confidentiam suam, et recessit a Domino cor eius. Przeklęty zakonnik, który w ludziach położył nadzieję swoją, a serce jego odstąpiło od Pana.

 

Ojcowie święci zwykli osoby zakonne przyrównywać do umarłych. Jako bowiem umarli, raz pożegnawszy się z ludźmi, już z tamtego świata do dawnego towarzystwa nie wracają, tak i zakonnicy, raz wszedłszy za klauzurę, przysięgą ślubów zakonnych, niby umarli kamieniem grobowym, zamykają się dla świata na zawsze. Gdyby tedy nieboszczyk jaki pojawił się między żyjącymi, wzbudziłby między nimi postrach i obudził wstręt ku sobie, tak samo zakonnik podobne uczucia wywołuje, kiedy, przez śluby umarłszy dla świata, niepotrzebnie znowu wraca do niego. Do tego jakaż byłaby to śmierć, gdyby umarły nie ze spoczywającymi w grobach, ale z żyjącymi się łączył? Podobnie o zakonniku, szukającym towarzystwa ludzi światowych, każdy będzie sądził, że on nie umarł prawdziwie dla świata. Z tego wynika, że zakonnik taki przynosi sobie wielki wstyd, bo, gdy łzy rodziców i krewnych, uwagi i namowy przyjaciół nie mogły go zmiękczyć i zatorować mu drogi, kiedy szedł do Zakonu, – to teraz rzecz marna i podła, zaznajomienie się i spoufalenie z nienależytymi i płochymi osobami, już prawie pogrzebanego, niby z grobowca wyciąga go za furtę. Słuszną i pożyteczną byłoby rzeczą, żeby zakonnik taki wziął pod rozwagę słowa św. Bazylego, napisane do Chizona zakonnika, w których Święty ten zabrania mu towarzystwa nawet z własnymi krewnymi: Si mortuus es cum Christo a cognatis tuis secundum carnem, quid rursus inter ipsos conversari cupis? Ne igitur ob cognatorum necessitatem recesseris a loco tuo, nam discedens e loco, fortassis ex aequo discedes a moribus. Jeżeli umarłeś z Chrystusem dla krewnych twoich według ciała, to czemu pragniesz obracać się znowu między nimi? Nie odchodź więc z miejsca swego dla potrzeb twoich krewnych, abyś, oddalając się od miejsca, nie oddalił się przypadkowo i od dobrych obyczajów (Epist. ad Chiz.).

 

Do Apoloniusza Opata przyszedł raz w nocy jego brat rodzony z prośbą, aby na chwilę wyszedł z celi i pomógł mu wyciągnąć z błota, o kilka kroków położonego, wołu razem z wozem ugrzęźnionego. Na to odpowiedział Apoloniusz, aby poszedł po młodszego swego brata, który niedaleko stąd mieszka. Proszący, mniemając, że Apoloniusz dla ustawicznej bogomyślności i zanurzenia w rzeczach niebieskich, zapomniał już o śmierci młodszego swego brata, który dawno już był umarł, odrzekł: Jakże mogę go wywołać z grobu, w którym już od piętnastu lat spoczywa. To zapewne ty nie wiesz, – rzecze Apoloniusz – że i ja od dwudziestu lat umarłem, bo życie moje w tej zakonnej celi jakby w grobie prowadzę. Tak postępując św. Opat chciał nauczyć swoich uczniów, że zakonnik umarły dla świata powinien wystrzegać się towarzystwa ludzi światowych, które by mu było przeszkodą do życia zakonnego.

 

Niemożliwą jest rzeczą nie ulec nieszczęściu, nie przyjść do upadku, kiedy się dobrowolnie na niebezpieczeństwo naraża, bo mówi Duch Święty: Kto miłuje niebezpieczeństwo w nim zginie (Ekli. 3, 27). Żydzi nigdy by nie odważyli się na odlanie złotego cielca i popełnienie brzydkiego bałwochwalstwa, gdyby przedtem nie przypatrywali się obrządkom pogańskim w Egipcie. Nigdy by oni ani na krok nie odstąpili od Boga, gdyby nie wdawali się z Amoreitami, ani Salomon nie ważyłby się stawiać bałwanów po górach, gdyby stronił od niewiast pogańskich. Ten to jest bowiem najpierwszy krok do zepsucia niewinnego dziecięcia: pozwolić mu na towarzystwo i obcowanie z niedobrą, rozpustną i niekarną młodzieżą, w której towarzystwie przejmie się zaraz jadem podobnych złych obyczajów, a tak zarażony na podobne odważy się występki. Póki woda znajduje się w granicach czystego swojego źródła, dopóty jest czysta, zdrowa i ludziom przyjemna do picia, jak tylko zaś odpłynąwszy od źródła, zmiesza się z błotem, nikt jej nie rozezna i nie odłączy od plugastwa, z którym się połączyła. Podobnie dzieje się z niewinnymi zakonnikami, którzy chętnie chwytają się znajomości i przyjaźni z płochymi osobami, wdają się z nimi w długie pogadanki, szukają ich towarzystwa, idą na biesiady do nich, z czego wynika to, że co widzą u nich, to im smakuje, tego się chwytają, to pochwalają, tym się niekiedy chlubią, że ich naśladują. Tak samo powiada świątobliwy Jan Klimak: Qui post abrenuntiationem cum saecularibus versatur, sive iuxta illos commanet: prorsus aut in eosdem laqueos incidet, aut cor in ejusmodi cogitatione inquinabit, aut certo, si non inquinatus fuerit, eos qui inquinantur judicans atque condemnans, et ipse inquinabitur. Kto po wyrzeczeniu się świata z ludźmi światowymi obcuje, czy też obok nich pozostaje: z niezawodną pewnością albo w te same wpadnie sidła, albo serce swoje podobnymi myślami skala, albo, jeżeli ustrzeże się zepsucia, to przecież sądząc i potępiając tych, którzy w nie popadają, i sam się poplami (Grad. 3).

 

Toż samo w krótkich słowach potwierdza i Dionizy Kartuz: Religiosis incitamentum multiplicis casus est cum saecularium confabulatio, societas et mixtura. Dla zakonników mnogich upadków podnietą jest gawędka, towarzystwo i mieszanie się ze świeckimi.

 

Przestrogi te, które św. Ojcowie dają osobom zakonnym, kiedy zabraniają im poufałości z osobami świeckimi tej samej płci, tym bardziej są potrzebne i tym są surowsze wtenczas, gdy rozchodzi się o obcowanie z osobami odmiennej płci, przez co niebezpieczeństwo pokusy wzrasta i co obfitym jest źródłem podejrzeń, zgorszenia, gniewów, oskarżeń, niesławy osoby i Zakonu, wzgardy itd.

 

Pismo św. opowiada w Księdze Sędziów, że do matki Samsonowej dwukrotnie przychodził Anioł z oznajmieniem, że miała wydać na świat syna, Bogu poświęconego. Gdy pierwszy raz przyszedł do niej Anioł, to tak opowiadała przed mężem o jego zjawieniu się: Vir Dei venit ad me, habens vultum Angelicum, terribilis nimis. Mąż Boży przyszedł do mnie, mając twarz anielską, straszny bardzo (Sędz. 13, 6). Gdy drugi raz przyszedł, inaczej o nim powiedziała: Ecce apparuit mihi vir quem ante videram. Oto mi się ukazał mąż, któregom pierwej widziała (ib. 10). Rzecz godna uwagi. Gdy Duch niebieski pierwszy raz wszedł w rozmowę z niewiastą, ona uznała go za Anioła i uczuła w sobie bojaźń z uszanowaniem; gdy zaś drugi raz się z nią widział, już nie przyznała mu nic Anielskiego ani Boskiego, uważając go za równego sobie człowieka: Oto ukazał mi się mąż, któregom pierwej widziała. A gdyby trzeci raz się jej ukazał, czym by go osądziła? nie wiem, czy nawet człowiekiem. Otóż tu zbawienna dla osób zakonnych nauka. Jeżeli bowiem Anioł niebieski najmniejszej niepodlegający skazie i podejrzeniu, za drugim z niewiastą widzeniem stracił już u niej szacunek i osądzony został za równego jej człowieka, to cóż o aniołach ziemskich, podległych pokusom, niedoskonałościom, upadkom, gdy ci częściej niż dwa razy wdają się w rozmowy z białogłowami i to nie z rozkazu Boga, który przez Przełożonego przemawia, ale z własnej tylko woli, a czasem bez słusznej nawet i uzasadnionej potrzeby? Obawiać się potrzeba, aby kto z światowych ludzi na takiego anioła nie zawołał z boku słowami Izajasza: Et tu vulneratus es sicut et nos, nostri similis factus es? Detracta est ad inferos superbia tua. I tyś zranion jest jako i my, stałeś się nam podobny? Stargniona jest do piekła pycha twoja (Iz. 14, 10-11).

 

Gdy umierał Jan Mycus, mąż z Zakonu Kaznodziejskiego, sławny świątobliwością życia, przyszedł do niego św. Ludwik Bertrand razem z nowicjuszami, których był natenczas Magistrem, aby chorego przed jego skonaniem prosić o błogosławieństwo. Na prośbę św. Ludwika chętnie przystał chory, ale zanim udzielił im swego błogosławieństwa, wpierw zachęcił klęczących nowicjuszów do należytego i gorliwego zachowania wszystkich, najdrobniejszych nawet praw Zakonu św., a ze szczególną usilnością przestrzegał ich i zalecał, aby unikali przede wszystkim towarzystwa i rozmów z niewiastami, przydając te godne zapamiętania słowa: Etsi sancta Catharina de Senis veniret de coelo ad vos visitandum, dicite ei ut in coelum revertatur et illic eam videbitis. A gdyby sama nawet św. Katarzyna Sieneńska z nieba przyszła do was w odwiedziny, powiedzcie jej, żeby wróciła do nieba, a tam ją zobaczycie. Świątobliwy mąż Tomasz a Kempis za tak niebezpieczne uważał znajomości, przyjaźnie i poufałe rozmowy z osobami innej płci, iż mówił: Facies mulieris sagitta est truculenta: infigit vulnus in animam et venenum. Twarz niewiasty okrutną jest strzałą: ranę i truciznę zadaje duszy. Wielebny nasz Piotr od Matki Bożej, z konwentu Pastrańskiego po skończonym nowicjacie wysłany do Manrezy, aby nie patrzeć na niewiasty, kazał się prowadzić z zamrużonymi oczyma. Św. Alojzy Gonzaga, jeszcze jako świecki młodzieniec, przebywając na dworze królowej hiszpańskiej, nie znał twarzy swojej pani, mimo tego, że przez kilka lat codziennie w jej oczach się znajdował, a tak był pod tym względem ostrożny, że nawet na twarz własnej matki nie ważył się spojrzeć. Św. Piotr z Alkantary, często o radę duchowną przez św. Teresę proszony, nigdy nie spojrzał na jej twarz w czasie rozmowy. Św. Maria Magdalena de Pazzis za najboleśniejszą sobie poczytywała mękę, gdy wzywano ją do furty dla rozmówienia się lub widzenia kogo z domowych. Jeżeli więc tak wielkiej świątobliwości ludzie tak starannie unikali narażania się na te okazje, prowadzące do znajomości, to cóż mówić o tych, którzy niewiele dopiero kroków uczynili w życiu doskonałym? Upadały mocne dęby, nieporuszone skały nie utrzymały się na swoim miejscu pod natarczywymi wichrami pokus, nieustraszeni olbrzymowie życia pustelniczego ci, których piekło nie mogło przedtem najgwałtowniejszymi wysiłkami pokonać, bywali nieraz mizernie zwyciężani przez jedno swobodne wejrzenie, przez poufałą znajomość, stając się nieszczęśliwymi swej chuci niewolnikami, szpetną z siebie czyniąc a piekłu pożądaną ofiarę, czego mnóstwo przytaczają przykładów rozmaici autorowie, – a jak mogą utrzymać się słabsi?

 

Raz przyszło do Wiel. naszego O. Anioła de Paulis dwóch młodzianów, aby go prosić o wytłumaczenie następującego tekstu Pisma św.: Melior est iniquitas viri, quam mulier benefaciens. Lepsza jest nieprawość męża, niż niewiasta dobrze czyniąca (Ekli. 42, 14). Sługa Boski zwrócił się najpierw do modlitwy, prosząc Boga o światło niebieskie do wytłumaczenia prawdy, podanej w Piśmie św., a po modlitwie zwróciwszy się do młodzianów, rzecze: Te słowa Pisma św. to w sobie zawierają, iż dla mężczyzny większym częstokroć jest niebezpieczeństwem obcować z najświątobliwszą niewiastą, niżeli z najzłośliwszym mężczyzną.

 

Niech więc zakonnik uważa za rzecz nieodpowiednią dla siebie zawieranie poufałych przyjaźni lub wdawanie się w rozmowy z osobami, których towarzystwo dla jego stanu nie jest stosowne. Niech wie o tym, że w tej sprawie tylu ma dla siebie sędziów, ile jest oczu ludzi na niego patrzących. Każdy bowiem z ludzi świeckich chce widzieć świątobliwość nie w samej tylko sukience zakonnej osoby, ale przede wszystkim w jej obyczajach. Najprostszy nawet człowiek świecki, gdy ujrzy zakonnika, nie zwraca uwagi na to, jakim on jest, ale jakim być powinien. Dałby Bóg, iżby te uwagi stłumiły w nas niepożądaną chęć do towarzystwa i przyjaźni, niestosownych dla osób zakonnych.

 

–––––––––––

 

 

X. Marcin Rubczyński S. T. D. z Zakonu Karmelitańskiego D. O., Głos Pana kruszącego cedry libańskie, czyli Rekolekcje dla osób zakonnych. Wydanie trzecie. Na większą chwałę Bożą i pożytek nieśmiertelnych dusz na nowo opracował Br. Alfons-Maria od Ducha Św. O. C. D., Kraków 1940. WYDAWNICTWO "GŁOSU KARMELU", ss. 286-297.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMVIII, Kraków 2008

Powrót do spisu treści 
Trzydniowych rekolekcji
"Głos Pana kruszącego cedry libańskie"

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: