KS. KAZIMIERZA BUCZKOWSKIEGO
PROBOSZCZA W GÓRZE ROPCZYCKIEJ
––––––––
(u Żydów 55).
Boże, wysłuchaj błaganie moje,
Spuść na mnie oczy łaskawe Twoje;
I nie odrzucaj wołania mego,
Przyjmij me prośby do ucha Twego;
Patrz, ja modlitwę łzami oblewam,
Nieraz się trwogą przejęty zrywam
Słysząc pogróżki mych przeciwników,
Doznając zniewag od bezbożników.
Widząc zawziętość ku mnie ich srogą,
I ich nienawiść przeciw mnie wrogą,
Serce się moje we mnie strwożyło,
W strachu śmiertelnym z dnia na dzień żyło;
Bojaźń i drżenie wciąż mną wstrząsały,
Klęsk nawałności na mnie się zlały.
Wtedy wzdychałem w tej nawałnicy:
Któż mi da skrzydła jak gołębicy?
Leciałbym szukać gdzie odpocznienia,
Uciekłbym z tego miejsca cierpienia;
Poszedłbym mieszkać gdzie na pustyni,
Czekałbym, rychło Pan mnie uczyni
Wolnym od wszystkich obaw mych srogich,
I od napaści grzeszników wrogich.
Obal ich Panie, zepsuj im szyki,
Spuść rozdwojenie na ich języki;
Bo oto widzę już ich złe rady,
Słyszę po mieście głośne ich zwady;
Widzę nieprawość ich panującą,
Ucisk ubogich, lichwę wznoszącą
Do góry głowę, zmowy i zdrady.
Gdyby to jeszcze owe napady
I złorzeczenia z ust pochodziły,
Które mi przedtem zawistne były;
Gdyby to, Panie, wróg mój uczynił,
Nie byłbym go tak dla tego winił;
Byłbym się starał znieść to cierpliwie,
Byłbym go wreszcie strzegł się troskliwie.
Ale ty, coś był jedna myśl ze mną,
Którego rada była mi cenną,
Któryś wraz ze mną przy stole jadał,
W Świątyni Pańskiej obok mnie siadał!
Bodajże nagła śmierć ich spotkała,
A ziemia żywcem ich pogrzebała.
W domach ich bowiem grzech tylko gości,
Pomiędzy nimi pełno jest złości.
Ja zaś wołałem do mego Boga;
On mnie wybawi z rąk mego wroga.
W południe, wieczór, jako też z rana
Będę wysławiał mojego Pana;
A On wysłucha modlitwę moją,
Odkupi duszę moją w pokoju
Od tych, którzy się na mnie zmówili,
Choć pierwej mojej sprawy bronili.
A Pan przedwieczny przyjmie me prośby,
Wniwecz obróci wrogów mych groźby,
Którzy bojaźni Bożej nie znają,
Ni się poprawić z grzechu starają.
Już podniósł rękę Pan w swoim gniewie
Przeciw tym, którzy łamią zelżywie
Testament Jego, którzy sądzili,
Iż się przed gniewem Pańskim ukryli,
Widząc, jak był im dotąd życzliwy.
Gładsze ich mowy są od oliwy,
A przecież krwawe zadają rany.
Śmiało złóż w ręce Pana nad Pany
Starania twoje, spuść się na Niego;
On nie opuści sprawiedliwego.
On cię wychowa pod skrzydły swymi;
A nad mężami zasię krwawymi
Uczyni Pan sąd wielce surowy:
Wtrąci ich w piekło; niechaj połowy
Dni swych nie żyją. Ja zaś, o Boże,
Nadzieję moją w Tobie położę.
Wyjaśnienie. W psalmie tym Dawid uciekając przed Absalonem, który bunt podniósł przeciw ojcu własnemu, prosi Boga o pomoc i wsparcie, opisując trwogę i boleść, jakimi serce jego przejęte było na widok niebezpieczeństw które mu grożą; prosi potem Boga o ukaranie swych przeciwników, którzy miasto Jerozolimę opanowali i swoją złością do zguby przyprowadzają. W szczególności narzeka na wodza i doradcę swego Achitofela, który go także opuścił, a oburzony do żywego jego niewdzięcznością i zdradą, wzywa Boga, żeby takich ludzi jak najsrożej karał. Potem wyraża swoją ufność ku Panu, że go nie opuści i jeszcze raz powtarza, iż przeciwnicy jego ukarani zostaną.
–––––––––––
Psalmy Dawida na język polski wierszem przełożone przez Ks. Kazimirza Buczkowskiego PROBOSZCZA W GÓRZE ROPCZYCKIEJ. W Krakowie 1884, ss. 107-110.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2009
Powrót do spisu treści dzieła ks. Kazimierza Buczkowskiego pt.
Psalmy Dawida
na język polski wierszem przełożone
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: