POBUDKI

 

DO UNIKANIA GRZECHU ŚMIERTELNEGO

 

I KILKA INNYCH ROZWAŻAŃ POBOŻNYCH

 

O. MIKOŁAJ ŁĘCZYCKI SI

 

––––––––

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

 

O pobudkach do unikania grzechu śmiertelnego

 

––––––

 

Pobudka dziewiąta

 

Grzech śmiertelny czyni człowieka podlejszym od stworzeń nierozumnych

 

Kto grzeszy ciężko, czyni się podobnym do zwierząt nierozumnych, a nawet niżej się od nich sam dobrowolnie stawia. Św. Jan Chryzostom powiada: "Nie mogę cię uznawać za człowieka, gdy jako osioł jesteś uparty, jako wół zuchwały, jako koń spoglądasz za niewiastami; brzuchowi służysz jako wieprz żarłoczny, krzywdy jako wielbłąd nie możesz darować, a jako wilk porywasz cudzą własność, gniewasz się jak wąż, kłujesz jak niedźwiadek, posługujesz się jak lis podstępem, jad chowasz w sercu jak żmija, jak szatan bliźnich niepokoisz". Tak samo Klemens aleksandryjski nazywa zwierzętami tych, którzy się tylko o swoje ciało troszczą. Laktancjusz powiada, że tacy ludzie tylko postacią zewnętrzną różnią się od zwierząt, a pisarz pogański Arystyp mówi, że tylko po głosie poznać ich można, że są ludźmi, podobne zdania wypowiadają i inni pisarze pogańscy.

 

Owszem, grzesznik okazuje się gorszym od zwierząt nierozumnych, a to dla trzech powodów.

 

Pierwsze jak mówi św. Jan Chryzostom do grzesznika: Zwierzęta zwykle mają tylko jedną wadę, a ty rozmaite złości popełniasz i to w wyższym stopniu aniżeli zwierzęta.

 

Po wtóre. Zwierzę zostaje zawsze tym samym zwierzęciem, a człowiek, powiada ten sam Jan Chryzostom na innym miejscu, przyrównuje się do tylu rodzajów zwierząt, ile rodzajów grzechów popełnia.

 

Po trzecie. Zwierzęta za drobne usługi okazują człowiekowi wdzięczność, a człowiek mimo niezliczonych dobrodziejstw, jakich doznaje od Boga, tego Boga grzechami znieważa.

 

Wiele opowieści przytaczają pisarze o wdzięczności zwierząt. Wilhelm paryski opowiada o lwie, którego rycerz pewien od śmierci wyratował. Ów lew został ze swoim wybawcą w pośród innych wojowników. Wszelką zdobycz do niego przynosił. Kiedy jego dobrodziej wsiadł na okręt i odpłynął od brzegu, lew rzucił się w morze chcąc się dostać do swego pana; ale nie mógł pokonać fal morskich i utonął.

 

Zastanawia się nad tą wdzięcznością zwierzęcą św. Bazyli i tak dalej pisze: "Nie chciałbym, aby o nas powiedziano, co powiedział Izajasz prorok o Izraelitach: «Poznał wół pana swego i osioł żłób pana swego, a Izrael mnie nie poznał, a lud mój mnie nie zrozumiał». Widzimy jak to pies i inne zwierzęta okazują wdzięczność tym, którzy ich żywią, i my wrodzoną mamy skłonność, aby okazywać wdzięczność i miłość tym, którzy nam dobrodziejstwa świadczą, cieszymy się i ochotnie nawet trud niejeden sobie zadajemy, aby im tę wdzięczność i miłość okazać, a czyż starczy nam rozumu, abyśmy pojąć mogli, ile i jak wielkich dobrodziejstw dostaliśmy od Boga, ilość ich bowiem jest tak wielka, że jej policzyć nie możemy, a wielkość każdego z nich jest taka, że jedno z nich powinno nam wystarczyć, żebyśmy powinni być gotowi dla Boga wszystko uczynić i we wszystkim Jego wolę spełnić. Jakżeż to się więc dzieje, że ludzie śmiertelnymi grzechami Boga obrażają, przykazaniami Jego gardzą gdy zwierzęta dla mniejszych dobrodziejstw, swych dobrodziejów szanują, i swą wdzięczność im okazują".

 

Różne przykłady przytaczają nam pisarze kościelni i świeccy. Dziwny jest przykład owego lwa, któremu św. Gerazym, opat, cierń z nogi wyciągnął. Lew ten z klasztoru oddalić się nie chciał, a kiedy opat umarł, lew żałośnie ryczał, na grobie się położył i tam życie swoje zakończył. Opowiadanie to jest zapisane w księdze, która była wielce pomocna na Soborze Nicejskim II do potępienia obrazoburców. Opat Gerazym wyciągnął lwu cierń z nogi, wycisnął ropę, która się w ranie zebrała i owinął łapę jego starannie płótnem. Skoro po kilku dniach lew spostrzegł, że mu się rana zagoiła, już swego dobrodzieja nie chciał opuścić, lecz wszędzie za nim chodził, jak uczeń za swym nauczycielem; opat dziwić się musiał tej wdzięczności u nierozumnego zwierza i żywił go samym chlebem. Był w owym klasztorze osioł, którego używano do wożenia wody dla wszystkich zakonników potrzebnej. Opat przyzwyczaił lwa do tego, że tenże pilnował osła, gdy był na pastwisku; lew odprowadzał osła nad brzeg Jordanu na łąkę, i tam go pilnował. Pewnego dnia osioł pasł się spokojnie, a lew się oddalił od niego. Tymczasem nadszedł kupiec arabski ze swoją karawaną a widząc samopas chodzącego osła, zabrał go ze sobą. Lew nie zastawszy osła, wrócił smutny do opata św. Gerazyma i stanął przed nim ze spuszczoną głową. Opat myślał, że lew pożarł osła i rzekł do niego: Gdzie jest nasz osioł? Lew w milczeniu spuścił oczy ku ziemi. Opat znowu mówi do niego, zjadłeś osła, teraz musisz ty robić to, co robił osioł; niech będzie Bóg pochwalony. Odtąd rzeczywiście lew woził zakonnikom wodę. Dnia pewnego przyszedł do klasztoru żołnierz z prośbą do opata o błogosławieństwo, a ujrzawszy lwa wożącego wodę, użalał się nad nim bardzo. Gdy mu opat historię z osłem opowiedział, prosił opata, aby przyjął od niego potrzebną sumę pieniężną i kupił innego osła, a lwa od tej posługi uwolnił. Po kilku dniach ów kupiec, który zabrał osła, przybył do miasta i przywiózł nim pszenicę na sprzedaż. Tu spotkał się z lwem opata Gerazyma. Lew poznał swego osła, popatrzył groźnie na kupca, który ze strachu całą karawanę zostawił i między ludźmi się schronił. Wtedy lew osła z trzema innymi przyprowadził do klasztoru, rykiem radosnym dawał znać o swej zdobyczy. Lew pozostawał nadal na służbie w klasztorze. Po pięciu latach umarł opat Gerazym; lwa wtedy nie było w klasztorze, wrócił już po pogrzebie swego dobrodzieja, i szukał go wszędzie. Następca Gerazyma rzekł do niego: Bracie miły, opat nas pożegnał, ale bądź spokojny i weźmij swój posiłek, ale lew nie chciał jeść, chodził wszędzie, szukał swego pana i ryczał żałośnie. Głaskał go opat chcąc go uspokoić i powtarzał: Ojciec nasz umarł i poszedł do Boga. Ale lew jeszcze żałośniej ryczał. Poprowadził go tedy opat na grób zmarłego, pokazał zwierzęciu usypaną świeżo mogiłę mówiąc: tu nasz drogi ojciec pogrzebany; potem ukląkł na grobie i ze łzami w oczach począł się modlić. Zrozumiał wtedy lew, co się z jego panem stało, położył swą głowę na mogile i rycząc żałośnie życie zakończył.

 

Zdarzenie to pokazuje, że chociaż zwierzę nie miało rozumu, Bóg przez nie chciał wsławić tych, którzy Go chwalą, rozkazał nierozumnemu stworzeniu aby ludziom tym służyło. I to chciał Bóg pokazać, jakby nierozumne zwierzęta były poddane ludziom, gdyby byli zachowali swą pierwszą niewinność i przestrzegali przykazań, które On im dał w raju.

 

Sławny jest także inny przykład lwa, o którym opowiadają pisarze pogańscy.

 

Niejaki Androklus został przez swego nielitościwego pana wywieziony do Afryki. Przybywszy tam, szukał dla siebie schronienia, znalazł jedną jaskinię nie wiedząc, że ona służy lwu za mieszkanie; kiedy się już w niej usadowił, nadszedł lew, ale miał nogę zranioną, a w ranie tkwił ogromny kolec. Androklus wyciągnął kolec, ranę rozognioną oczyścił. Wnet rana się zgoiła, z wdzięczności za to lew przyjaźnie z Androklusem się obchodził, a co większa przez trzy lata go żywił, przynosząc mu najlepsze cząstki mięsa ze zwierząt, które dla siebie upolował. Sprzykrzyło się jednak Androklusowi życie w towarzystwie dzikiego zwierza, opuścił jaskinię, aby szukać innego sposobu do życia. Po trzech dniach podróży spotkał się z żołnierzami rzymskimi, ci jednak, dowiedziawszy się czyim był dawniej niewolnikiem, odstawili go jego panu do Rzymu. Po pewnym czasie rozgniewał się znowu Pan na niego i oddał go na śmierć okrutną, na rozszarpanie przez dzikie zwierzęta. Często w Rzymie za czasów cesarzy odbywały się podobne widowiska. Chwytano lwy w Afryce, sprowadzano je do Rzymu, aby lud mógł się przypatrywać, jak niewolnicy rzucani dzikim zwierzętom będą z nimi walczyć.

 

Kiedy wypuszczono lwa na Androklusa, ten przypatrzywszy mu się bliżej, zamiast się rzucić na niego, podszedł spokojnie do niego, począł się około niego łasić i lizać mu ręce. Był to bowiem ten sam lew, którego on z rany wyleczył. Lud widząc to niezwykłe obejście się lwa z Androklusem począł wołać z podziwu, a cesarz obecny na tym widowisku, kazał przywołać do siebie Androklusa i pytał go, co to ma znaczyć, dlaczego ten lew nic mu złego nie zrobił. Androklus opowiedział rzecz całą, a cesarz darował mu życie i na wolność wypuścił; na prośbę ludu i lwa Androklus otrzymał na własność. Widywano go często chodzącego ze swoim lwem po mieście, a lud dawał mu pieniądze, lwa obrzucał kwiatami i wznoszono okrzyki; oto lew, który gościł człowieka, oto człowiek który uleczył lwa.

 

Jeżeli lew uleczony, przez trzy lata dawał gościnę w swej jaskini swemu dobrodziejowi, który mu ranę uleczył, czemuż ty nie przyjmujesz w gościnę do serca swego Chrystusa Pana, który cię Krwią swoją uleczył? Ty wyrzucasz nawet ze serca swego Jezusa Chrystusa, który z miłości ku tobie przyszedł na świat, miejsca dla siebie nie znalazł w gospodzie. Jeżeli lew umiłował Androkla za to, że mu krew zepsutą z rany wycisnął, czemuż ty nie miłujesz Pana Jezusa, który swą krew najświętszą do ostatniej kropli przelał, aby cię z grzechów oczyścić, a ty się nawet do tego posuwasz, że Go grzechami śmiertelnymi, jak powiada św. Paweł, na nowo krzyżujesz.

 

Cóż odpowiesz na sądzie Panu, gdy dzikie zwierzę więcej okazało wdzięczności człowiekowi, aniżeli ty Odkupicielowi i Bogu swojemu; co odpowiesz temu cichemu Pasterzowi, co nie bije swych owiec, nie zabija, ale z utrudzeniem ich szuka?

 

Ja ci jeszcze coś opowiem: Pamiętam, gdym jeszcze był małym chłopięciem, widziałem w Wilnie psa przy katafalku, na którym złożone były w trumnie zwłoki kasztelana Mińskiego, Ościka. Był otwór szklany w wieku trumny, a ów pies zaglądając przez ten otwór na zmarłego pana swego, oczywiste łzy ronił; a potem, gdy pana jego złożono do grobu, pies na grobie się położył i tam życie zakończył.

 

Św. Bazyli powiada: "Kto za dobrodziejstwa wdzięczności nie okazuje, tego pies zawstydza. Opowiada bowiem historia, że gdy rozbójnicy pozabijali podróżnych w pustyni, psy jedne przy zabitych panach się pokładły i tam życie zakończyły, a inne pomagały zbrodniarzy odszukać aby zasłużoną karę ponieśli".

 

Św. Ambroży znowu tak pisze: "Któż nie będzie się wstydził, jeżeli za dobrodziejstwa wdzięczności nie okazuje, kiedy widzi, że zwierzęta boją się, aby im niewdzięczności kto nie zarzucił".

 

Kto grzeszy śmiertelnie, samemu Bogu staje się niewdzięcznym, tego zwierzęta nie dopuszczają się względem ludzi. Dlatego św. Jan Chryzostom powiada, że grzeszni ludzie są gorsi od bydląt, gorsi od szatana, gorsi od zwierząt, bo wiedzą, że tylko przez cnotliwe życie są prawdziwie ludźmi a nawet aniołami, a przecież nie żyją cnotliwie, ale ciężkie popełniają grzechy. Autor dzieła niedokończonego powiada:

 

"Jeżeli porównasz człowieka grzeszącego ze zwierzęciem, to on jest gorszy od zwierzęcia".

 

–––––––––––

 

 

Ks. Mikołaj Łęczycki T. J., Pobudki do unikania grzechu śmiertelnego i kilka innych rozważań pobożnych. Z łacińskiego oryginału przełożył na nowo X. J. P. Kraków 1930. WYDAWNICTWO KSIĘŻY JEZUITÓW, ss. 37-51.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMX, Kraków 2010

Powrót do spisu treści dzieła
ks. Mikołaja Łęczyckiego pt.

Pobudki do unikania grzechu śmiertelnego
i kilka innych rozważań pobożnych

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: