do mieszkańców rzymskiej dzielnicy Trastevere
(1872 r.)
––––––––
(C. G.) Rzym 12 października.
Wracam właśnie z Watykanu; byłem tam obecnym jednej z tych scen, które nigdy wygasnąć nie mogą z pamięci, a które błyszczą niby jasne gwiazdy na ciemnym widnokręgu naszych burzą miotanych czasów. Mieszkańcy Rione Trastevere chcieli przed swym Panem jako i przed całym światem katolickim złożyć uroczystą protestację przeciwko nadużyciom, których kilku wyrodnych synów wiecznego miasta dopuściło się w ich imieniu, biorąc udział w uroczystości 20 września, urządzonej przez obcych najezdników. Około czterech tysięcy mieszkańców Trastevere zgromadziło się w sali książęcej i w przyległej tejże Sala regia, a Cavaliere Colacicchi w pięknym adresie wyraził uczucia wierności i posłuszeństwa dla świątobliwej osoby Papieża króla. Niepodobna byłoby wypowiedzieć, z jakim zapałem powitano Piusa IX. Oznaki wiadomości wiernych poddanych tak były gorące, że Ojca Świętego do łez wzruszyły. Gdy wszystko ucichło, przeczytano rzeczony adres, na który Ojciec Święty odpowiedział w następujących słowach:
"Jest więc nieprawdą, jakoby Rzymianie z Trastevere brać mieli udział w występnych oznakach radości, tymi dniami? Przekonaliście mnie o tym dostatecznie, tak przez obecność waszą, jak i przez wasze wyraźne zapewnienie wyrażone przez tego, który w imieniu waszym przemówił. To dobrze; atoli nie rozszerzając się więcej nad tym przedmiotem, co by mnie na niebezpieczne drogi zawieść mogło, wolę zapewnić was o moim szczerym przywiązaniu i powiedzieć wam słów kilka, które niechaj wam jako i wszystkim ku pouczeniu posłużą.
Słowa, które dziś powiedzieć zamierzam, czerpię z dnia dzisiejszego, w którym Kościół św. i Jezus Chrystus dwóch nam królów przed oczy stawiają; jednego widzimy w przypowieści naszego Pana Jezusa Chrystusa, drugim jest św. król, którego pamiątkę Kościół św. dzisiaj obchodzi.
Jezus Chrystus przedstawia nam króla, a pod paraboliczną postacią tegoż ukrywa się Zbawiciel sam. Jezus Chrystus przedstawia więc nam króla, który wzywa do obrachunku wszystkich urzędników swego państwa, każdego z urzędu, jaki piastuje. Mając przed oczyma to wezwanie króla z przypowieści, pomyślałem sobie o obrachunku, jaki wszyscy ministrowie i zarządcy rozmaitych spraw, należących do finansów, przed Bogiem zdawać by powinni.
To co wiem, są to fakty, które mam z pism publicznych, donoszących nam codziennie: to o kasjerze, który uciekł z powierzoną mu kasą, to o sfałszowaniu podpisów, to o urzędniku pocztowym, który się odważył otworzyć listy i zabrać znajdujące się w nich pieniądze; słowem nie minie ani jeden tydzień, gdzie by nam gazety o podobnych przypadkach nie donosiły. Komuż oni będą zdawali rachunek? Niektórzy będą wtrąceni do więzienia, wielu zdoła ratować się ucieczką, a kiedyż nadejdzie ono redde rationem. Ach! ono nadejdzie w tym dniu dla nich straszliwym, gdy Jezus Chrystus do każdego z nich powie: redde rationem. – Lecz dodaję tu pytanie: Skądże pochodzi takie zepsucie? Czemu takie uganianie się za materią, takie zapominanie o Bogu, wierze i religii? Pochodzi to z braku wiary i religii.
Wiem, że po wszystkie czasy bywali niewierni słudzy, lecz nigdy nie było ich tyle co w naszych czasach. Niedostawa bowiem wiary, zbywa na bojaźni przed sprawiedliwością Boską, a gdy ludzkiej sprawiedliwości urągać można, wtenczas łatwo kraść, ile się da.
Przypominam sobie o pewnej znakomitej osobistości będącej przed kilka laty w Rzymie, która już nie żyje, lecz którą znaliście wszyscy. Ten człowiek nie był niewiernym, należał on do tych, których nazywają liberalnymi katolikami; mówił mi, że chodzi co niedzielę do kościoła i obchodzi święta wielkanocne. Nie wiem skąd mu przyszło na myśl widzieć Papieża i mówić z nim o wieczności, o piekle, o ogniu i mękach piekielnych; i powiedział mi: Jestem przekonany, że mąk nie masz wcale, że one zasadzają się tylko na wiecznym smutku i tęsknocie. (Przyznawał że jest piekło i wieczne potępienie). Odpowiedziałem mu, że słowa Jezusa Chrystusa nie wspominają o smutku i tęsknocie, tylko o ogniu. Gdyż on nie powiedział in moestitiam aeternam, tylko powiedział i powie: discedite a me maledicti, in ignem aeternum. Kiedy już ten, który należał do tak nazwanych umiarkowanych, wierzył w nie tak straszliwe piekło, cóż mamy myśleć o tych, co w nic nie wierzą, i w Rzymie swą niewiarę głoszą?
Tu w Rzymie jeden z takich nauczycieli zapytał chłopca: Gdzie jest Bóg? Chłopiec odpowiedział, że jest w niebie, i na ziemi, i na każdym miejscu. Na to odrzekł nauczyciel: Więc musiałby też być pod moim biurkiem, ale go nie widzę, więc pod moim biurkiem nie masz go. Otóż tak to wyszydzają religię. Bóg podał tych ludzi ich haniebnym chuciom. Zachowajmy wiarę w sercach naszych: jest wieczność, szczęśliwa dla dobrych, okropna i nieszczęśliwa dla złych sług, dla grzeszników.
Ale cóż czynić mamy, by ujść tej okropnej wieczności, tych kar? Naśladujcie cnoty drugiego króla, którego uroczystość obchodzim dzisiaj. Posłuchajcie krótkiego rysu dziejów jego życia.
Św. Edward był królem angielskim. On to założył Opactwo Westminsterskie, uposażył kościół, zbudował obok niego klasztor, a wykonawszy to wszystko, napisał do Papieża Mikołaja II w ten sposób: Mikołajowi Papieżowi i panu całego Kościoła, Edward z Bożej łaski król angielski, posłuszeństwo i podległość wyraża. Otóż tak pisał król do Mikołaja II w jedenastym stuleciu. Potem donosił o tym, co założył, i upraszał Ojca Świętego o osobne przywileje dla Opactwa Westminsterskiego, które dzisiaj tworzy tytuł katolickiego arcybiskupa w Anglii. Ale nie poprzestał na tym: król ten usiłował nie tylko przez dobre uczynki w Kościele św. przykładem świecić, ale także łagodził ciężki los swych poddanych. Zniósł wiele podatków i ceł, a przez to jednał sobie coraz większe przywiązanie i szacunek u nich. Był on wzorem dla królów przez wszystkie cnoty a mianowicie cnotę czystości. Był on jako król na tronie takim zamiłowaniem dla tej cnoty przejęty, że za zgodzeniem się na to królowej żył z nią jak brat ze siostrą.
Ale nie myślcie, że król ten był jedynym świętym, który w Europie zasiadał na tronie. Było wiele świętych książąt; święci zasiadali na tronie Lizbony, na tronie w Madrycie, na tronie węgierskim, na tronie duńskim, nim tenże odpadł od wiary, święci zasiadali na tronie polskim. A we Włoszech? I tu było wielu świętych książąt. Tak zaiste! byli święci książęta w rodzie tego, który panuje obecnie i (by się nie cofać w zadawnione czasy) mam właśnie pod ręką proces kanonizacji Marii Krystyny księżniczki sabaudzkiej, królowej Neapolu, matki Franciszka II króla neapolitańskiego, chodzi tutaj o uznanie za świętą tej świętobliwej królowej, która jest córką Wiktora Emanuela I, który miał trzy córki; z tych jedna umarła, dwie żyją jeszcze i swymi cnoty budują. Nie dość na tym jeszcze. Byłem młodzieńcem gdy Pius VII powracał do Rzymu, Trasteverczykowie unosili się radością i widziałem, gdy wjeżdżał Pius VII z Piazza del Popolo tu do św. Piotra. Wiecież kto pomiędzy wielu innymi przyjmował Piusa VII? Na progu bramy stał król sardyński, który umarł tu w Rzymie z sławą świętego jako świetny wzór cnót wszelakich. W owej chwili rzucił się król do nóg Papieża i ze łzami w oczach dziękował Bogu, że mógł ujrzeć znowu Papieża w posiadłości państw jego. A Papież przycisnął z miłością do serca onego króla, który tak dobre, tak świątobliwe miał usposobienie.
A gdy mnie zapytacie: Ojcze Święty, jacyż są teraz książęta? to muszę wam odpowiedzieć: Wasze zapytanie jest «nie na czasie», i przywołam wam zaraz na pamięć króla z przypowieści, który ze wszystkich czynności żądać będzie obrachunku swym: redde rationem. To słowo obróci Jezus Chrystus do mnie; On powie je do wszystkich należących do hierarchii kościelnej, On rzecze je do wszystkich dusz Bogu poświęconych, On powie je do was, On powie je do wszystkich Chrześcijan rozproszonych po całej ziemi, On powie je do wszystkich ludzi. On rzecze ono słowo do cesarzy, do króli, do książąt, On rzecze je do pewnych ministrów, do deputowanych, do senatorów, do jenerałów, do pułkowników, do żołnierzy; lecz wiecież do kogo przede wszystkim rzecze On to słowo straszliwe? On rzecze je do autorów piszących bezbożne rzeczy, do tych, co się chełpią z swej niegodziwości, którzy bożkom, oszczerstwom, kłamstwu, podłości i niegodnych chuci sypią kadzidło, a przede wszystkim tym, którzy ubóstwiają materię, co zapomnieli o duchu, do tych na koniec, których jedynym staraniem jest, aby sobie najhaniebniejszymi środkami zgromadzać bogactwa.
Ach, dziatki moje, wszyscy musim kiedyś stanąć przed trybunałem sprawiedliwości tego Boga, przed którym drżą nawet dusze sprawiedliwe. Powiemy także: Quid sum miser tunc dicturus? Quem patronum rogaturus? Cum vix justus sit securus?
Cóż powiemy przed Bogiem, znawcą dusz naszych, który w jasnym świetle najskrytsze tajniki dusz naszych przenika? Ach, quid sum miser tunc dicturus? Więc, aby być gotowymi do odpowiedzenia, błagajmy teraz tego Króla i mówmy Mu: Ty jesteś straszliwym Królem, Rex tremendae majestatis, Qui salvandos salvas gratis, salva me fons pietatis. Recordare, Jesu pie, quod sum causa tuae viae, Ne me perdas illa die.
Pomnij, o mój Jezu, że dla mnie narodziłeś się w stajence, dla mnie zrósłeś przy warsztacie rzemieślnika, dla mnie po drogach Galilei chodziłeś szukając grzeszników, dla mnie na górze Golgotha na krzyż przybity zostałeś.
Recordare Jesu pie, quod sum causa Tuae viae, ne me perdas illa die. O Boże, postaw mnie w onym dniu straszliwym po prawicy Twojej, niechaj będę policzony do tych, którzy są przeznaczeni by Cię w niebie chwalili na wieki. I ażeby to życzenie spełnić się mogło, daj nam osobne błogosławieństwo, które nas wzmocni i użyczy nam najkosztowniejszego z dóbr, łaski wytrwania aż do końca.
Niechaj Bóg pobłogosławi was, wasze rodziny, wasze dzieła, i niechaj ten Bóg pokoju i miłosierdzia wspomni sobie na nas. Módlmy się za tych, co nas krzyżują; za tych, którzy Go, Jego Kościół, Jego sług obrażają, i błagajmy Boga: Ignosce illis, quia nesciunt quid faciunt. Otwórz oczy ich, przywiedź ich do skruchy.
O miłosierny Boże, pobłogosław także Twego niegodnego Namiestnika, pobłogosław wszystkie pobożne dusze, pobłogosław całe miasto, pobłogosław ten lud, i zachowaj go od zepsucia i grzechów, zalewających ziemię.
Benedictio Dei, etc.".
Cóż wam mam powiedzieć o wrażeniu, jakie te słowa sprawiły? Nie masz pióra, które by zdołało opisać je godnie. Nigdy nie brzmiały te sale tak entuzjastycznym wołaniem, szczerszym błogosławieniem. Ojciec Święty już się był oddalił, a jeszcze okrzyki dzielnych Trasteverczyków nie ustawały. Z niechęcią opuszczali te miejsca, gdzie mieli szczęście złożyć hołd najukochańszemu swemu Monarsze; ucieszeni jednakże tym, iż im dozwolono złożyć przed całym światem katolickim świadectwo ich niezmiennej wierności.
–––––––––––
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono; tytuł od red. Ultra montes).
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIX, Kraków 2009
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: