O MĘCE PANA JEZUSA

 

KAZANIA I SZKICE

 

KSIĘŻY TOWARZYSTWA JEZUSOWEGO

 

 

KAZANIE XXIII

 

NA WIELKI PIĄTEK (1)

 

KS. MARIAN MORAWSKI SI

 

Treść: Widok Pana Jezusa podniesionego na krzyżu leczy w nas – a) pożądliwość ciała, b) pożądliwość oczu, – c) pychę żywota.

 

––––––––––––

 

"Ja zaś, gdy będę podwyższon od ziemi, wszystko pociągnę do siebie". Jan XII, 32.

 

Gdy Zbawiciel nasz Jezus wstępował na górę Kalwarii pod brzemieniem krzyża, szło za Nim wielkie mnóstwo ludzi. Ale bardzo różne były ich uczucia i zamiary. Szli za Jezusem oprawcy, niosąc okrutne narzędzia, aby Go ukrzyżować. Szli faryzeusze i starszyzna żydowska, aby nasycić swą nienawiść widokiem śmierci Jezusa i konającemu urągać. Szły tłumy obojętnych, ciekawością wiedzione. Szła i nieliczna garstka przyjaciół Jezusa: niewiasty pobożne, Jan święty i Matka Jezusa, siedmioma boleści mieczami przeszyta; wszyscy zanurzeni w morzu boleści, ale miłością Zbawiciela ciągnieni.

 

I my, najmilsi w Panu, przyłączmy się w duchu do tego żałosnego orszaku i zdążajmy za Jezusem na Golgotę. Ufam w Panu, że przynajmniej w tym dniu, najświętszym w roku, nie masz między nami ludzi krzyżujących Jezusa, tj. chrześcijan, którzy, trwając w grzechu, nie przestają – jak mówi Pismo św. – krzyżować w sercu swoim Syna Bożego (2). Niechaj też nie będzie obojętnych i oziębłych. Że takimi byli Żydzi i poganie – nic dziwnego; ale czyż może chrześcijanin, który wierzy, iż to Bóg z miłości ku niemu wcielony, dźwiga drzewo krzyża grzechami jego obciążone, i ma na tej górze umrzeć ofiarą dla jego zbawienia – czyż może suchym okiem na to patrzyć i z zimnym sercem wstępować po krwawych śladach swego Zbawiciela?

 

Na szczycie góry staniemy z Maryją i Janem u stóp krzyża i, patrząc na Pana umierającego, oglądając Jego rany, słuchając obelg, które na Niego miotają, nie tylko współboleć z Nim będziemy, ale zastanowimy się, dla jakiej przyczyny tyle cierpień i obelg znosić raczy. Czyż nie dosyć było Synowi Bożemu jedną kroplę Krwi, jedną łzę ofiarować dla zgładzenia wszystkich grzechów świata? Czemuż tyle rozmaitych mąk podejmuje, czemuż na krzyżu umiera? Zaiste jedna łza Boga wcielonego mogła świat odkupić, bo była wartości nieskończonej. Ale inną nam podał Pan Jezus przyczynę, dla której tak bolesny obrał sposób odkupienia: Ja zaś – rzekł – gdy będę podwyższon od ziemi, wszystko pociągnę do siebie. – "A mówił to – dokłada Ewangelista – oznajmując, jaką śmiercią miał umrzeć". Taką więc śmiercią, na krzyżu podwyższony, umrzeć chciał Jezus w tym celu, aby wszystko do siebie pociągnąć.

 

Te Boskie słowa rozważymy, najmilsi w Panu, lecz wprzódy prośmy o łaskę zrozumienia ich, rzućmy się do nóg Ukrzyżowanego, jako nas Prorok wzywa: Pójdźcie, pokłońmy się i upadajmy i płaczmy przed Panem, który nas stworzył; albowiem On jest Panem Bogiem naszym, a my ludem pastwiska Jego i owcami ręki Jego (3). Jezu, Boże nasz ukrzyżowany, otośmy u stóp Twego krzyża, Twoje stworzenia, dla których stałeś się człowiekiem i przyszedłeś do tej gorzkiej śmierci! Ojcze dusz naszych, oto Twe dziatki, któreś synaczkami swymi zwać raczył, którym Krwią swoją okupiłeś dziedzictwo niebieskie! Pasterzu dobry, oto owieczki ręki Twojej, któreś szukał po manowcach tego świata i cierniami poranione dopiero na tej górze je znalazłeś i chcesz je na ramionach swych do owczarni zanieść. Boski Oblubieńcze dusz naszych, oto te dusze, w których się tak rozmiłowałeś, że dla nich ostatnią kroplę Krwi wylewasz, aby je tą Krwią obmyć i ozdobić. Otośmy wszyscy u nóg Twoich zranionych, Jezu! Przyszliśmy płakać za grzechy nasze i rozpamiętywać cuda Twej nieogarnionej miłości. Spuść na nas łaskawie Twe gasnące oczy; daj nam zrozumieć, czego żądają od nas Twoja miłość i Twe cierpienia i daj nam uczynić u stóp Twego krzyża niezłomne postanowienie wypełnienia tych obowiązków miłości.

 

Matko bolesna, wstaw się za nami! Zdrowaś Maryjo, boleści pełna...

 

 

Ja zaś, gdy będę podwyższon od ziemi, wszystko pociągnę do siebie – mówi Pan Jezus. – Czym jest ta ziemia, od której Pan jest podwyższon? Czym jest ten świat, od którego krzyż Go odłącza? Wszystko, co jest na świecie – mówi Apostoł – jest pożądliwość ciała, i pożądliwość oczu, i pycha żywota (4). Te trzy namiętności, tj. żądza dogadzania ciału, żądza marnych dóbr ziemskich, pycha – oto cała istota tego świata. Tymi trzema łańcuchami serce ludzkie było do ziemi przykute i nie mogło ich skruszyć, albowiem, jak mówi Pismo, troisty sznurek trudno się zrywa (5).

 

Cóż więc uczynił Zbawiciel? Podwyższony na krzyżu, oddzielił się od świata i przyciągając nas do siebie, zerwał, skruszył te trojakie pęta. Rozważmy to szczegółowo. Najpierw jakim sposobem Chrystus ukrzyżowany pokonał pożądliwość ciała?

 

 

I. Podnieśmy tylko oczy duszy, a patrzmy, oglądajmy Jezusa od stóp do głowy. Od stopy nogi aż do wierzchu głowy nie masz w Nim zdrowia – woła zdziwiony Prorok – rana i siność i spuchły raz, nie jest zawiązany ani lekarstwem opatrzony ani oliwą namaszczony (6). Głowa znękana, cierniem pokłuta, to się na krzyż, to na ramiona skłania, a nie znajduje spoczynku. Oczy Krwią zaszłe; twarz od razów sina, oplwana i smutna aż do śmierci; po brodzie i włosach starganych Krew najświętsza się sączy. Ramiona okrutnie naciągnięte, stawy kości rozerwane; ręce i nogi wielkimi gwoździami przebite, coraz bardziej, coraz okrutniej się rozdzierają. Całe to panieńskie ciało, razy krwawymi, głębokimi posiekane i poorane, jako ta księga u Proroka z obu stron zapisana, na której tylko biady i lamenty czytać (7). Przebodli ręce moje i nogi moje, policzyli wszystkie kości moje (8). Opuszczony od Ojca, odepchnięty od ludzi, których się stał bratem, wisi na trzech gwoździach, wobec niewdzięcznej Jerozolimy, pomiędzy niebem zaćmionym a ziemią nienawistną – wisi Bóg-człowiek, obnażony, zbolały, milczący; niczym się ziemi, jak tylko krzyżem, nie dotyka.

 

Cóż znaczy ta krwawa postać? na cóż postawiony jest przed nami – według proroctwa Symeona – ten znak, któremu się tak okrutnie przeciwią? (9) Myśmy Go poczytali – mówi Prorok – jako trędowatego a od Boga ubitego i uniżonego; lecz On zranion jest za nieprawości nasze, starty jest za złości nasze; karność pokoju naszego na Nim, a sinością Jego jesteśmy uzdrowieni (10). Rany więc i siności Zbawiciela są – według słów Proroka – Boskim lekarstwem na rany duszy naszej, osobliwie na pożądliwość ciała; gdyż na to został ukrzyżowany Jezus – mówi Apostoł – aby było zepsowane ciało grzechu (11).

 

Uważmy, jakim to sposobem? Pożądliwość ta, najmilsi, nie jest jak rana ciału zadana, bo taką i ludzkie leki uzdrowią; takie rany i słabości Chrystus jednym słowem, dotknięciem zwykł był leczyć; ale jest to rana w najgłębszych tajnikach duszy naszej ukryta, jest to jad w samą wolną wolę wpojony, który ją w tak opłakany stan wprawia, iż zdaje się, że już nie może iść za rozumem i za prawem Bożym, i jakby gwałtem związana poddaje się jarzmu namiętności. Jakżeż więc Zbawiciel mógł wolną wolę uleczyć? jakże miał jej wydrzeć to dążenie do zmysłowości, a gwałtu jej nie zadać i wolności jej nie naruszyć? Otóż najmilsi, jeden środek wynalazła odwieczna Mądrość, a miłość nieskończona do skutku go przywiodła. Zstąpię z mego majestatu, rzekł Bóg-Zbawiciel, stanę się ich bratem, wezmę serce jak oni, ukażę im przez lat 33 w różnych tajemnicach moją słodycz, łaskawość, poświęcenie, miłość; a tak – pociągnąwszy wszystkie serca do siebie – aby obrzydła tym sercom pożądliwość ciała, aby im obmierzły te grzechy ohydne, dam się za nie biczować, aż policzą wszystkie kości moje; dam się cierniem ukoronować, na krzyżu przybić. I wtedy przecież ich zwyciężę, albowiem mocna jako śmierć miłość. I wtedy oderwę ich od ziemi, od pożądliwości ciała i pociągnę wszystko do siebie. Ja zaś, gdy będę podwyższon od ziemi, wszystko pociągnę do siebie.

 

Panie mój najwyższy, czyż Twa mądrość nie zawiodła się w swych zamiarach? Czy nie darmo takie męki zniosłeś? czyś oderwał serca ludzkie od pożądliwości ciała? A jakżebyś mógł zbłądzić. Ty Wszechwiedzący? Oto za Tobą dwa miliony Męczenników z radością na katusze najokropniejsze biegną; tysiące świętych pokutników, począwszy od Magdaleny, która Cię jeszcze na krzyżu widziała, zaludniają pustynie i tam tak krwawo z pożądliwością walczą, że ich długie żywoty są tylko długim męczeństwem; tysiące świętych dziewic świata i jego uciech wyrzekają się ślubem i przez posty, niespania, włosienice Tobie niewinne swe ciało jako całopalenia poświęcają. We wszystkich stanach, we wszystkich wiekach niezliczone mnóstwo wybranych, nie tylko od grzechu bardziej jak od śmierci stronią, ale nawet, jak naucza Apostoł, członki swoje umartwieniem Chrystusowym krzyżują. I cóż tym wszystkim takiej odwagi i takiej miłości dodaje? cóż do takiej walki, powiem do takiego męczeństwa zachęca, jeśli nie ta miłość jak śmierć mocna, która z krzyża promienieje. O, nie zawiodły Cię Panie, zamiary Twej miłości; nie darmoś tak cierpiał na krzyżu; prawdziwieś wyrzekł, że gdy będziesz podwyższon od ziemi, pociągniesz serca do siebie.

 

Ale jakimże sposobem nie wszystkieś serca pociągnął? Czyś o nas zapomniał, lub czyś nas do swoich nie liczył, gdyś mówił, że wszystko ku sobie pociągniesz? Bracia najmilsi! skąd ta różnica pomiędzy nami a miłośnikami krzyża? Wszak i przed nami, jako przed onymi Świętymi, stoi ten krzyż krwawy – zachęta i pobudka i osłoda dla wszystkich, którzy wierzą w Chrystusa. Wszak i my co rok w tym świętym czasie oglądamy oczami wiary Mistrza naszego na krzyżu, jak okazuje nam swe rany, które Mu grzechy nasze zadały i czeka rozkrzyżowany w najsroższych katuszach. A na cóż czeka? Aż usłyszy z ust naszych to, czego żąda – to, dlaczego się narodził i dlaczego umiera. A czegóż to żąda? – Abyśmy się wyrzekli przed konającym Zbawicielem, wyrzekli na zawsze pożądliwości ciała, znienawidzili ją, obrzydzili ją sobie i odtąd, za przykładem Świętych, w samym tylko Ukrzyżowanym się kochali.

 

Bracia, czy ludzkie serca mamy? albo trzebaż jak onego dziecka Proroka nazwać imię nasze bez serca (12). Cóż więcej mógł uczynić Bóg ukrzyżowany, aby nas oderwać od ziemi, od ciała, od grzechu – i do siebie pociągnąć? Czy coś więcej jeszcze ma czynić? czyż więcej jeszcze cierpieć dla nas? On i na to gotów; nieraz objawił, że gdyby to możliwym i pożytecznym było, z radością by drugi raz całą swą mękę ponowił, aby jedną duszę wyratować i do siebie pociągnąć.

 

Najmilsi! naprawdę mówię, i w imieniu Pana Jezusa proszę: pomyślmy i powiedzmy szczerze, co więcej miał czynić Pan Jezus, aby nam obrzydzić pożądliwość ciała i skruszyć jej pęta i zagrodzić nam drogę do grzechu? Czyście wspomnieli kiedy o tym, gdy was zwodnicze ponęty ciała ciągnęły, że krzyż, Krwią Boską skropiony, zagradza wam drogę? Nie możecie się tam dostać, jak tylko depcąc po krzyżu; nie możecie tego grzechu się dopuścić, jak tylko zelżywszy i podeptawszy Jezusa ukrzyżowanego. Wybierajcie! Ach, drodzy moi, to nie są marne wymysły; to nie moje słowa, ale Ducha Świętego, który mówi u św. Pawła, że chrześcijanin, który grzeszy, Syna Bożego depta i krew testamentu, którą poświęcony jest, za pokalaną uważa i lży Ducha łaski (13). Ha! już nigdy, o Panie ukrzyżowany, już nigdy więcej, nigdy Cię tak nie obrazimy, nigdy nie zapomnimy o Twej miłości. Zwyciężyłeś pożądliwość ciała! A jeśli w kim jeszcze jej nie zwyciężyłeś, jeśli się jeszcze kto waha, czy ma podeptać Ciebie, czy podeptać szkaradną namiętność, ten nie ma serca ludzkiego, na tym niech się spełni wyrok straszny Pisma św.: Jeśli kto nie miłuje Pana naszego Jezusa Chrystusa, niech będzie przeklęctwem (14).

 

 

II. Ale tu nie koniec miłości, walki i zwycięstwa Chrystusowego. Pokonawszy pożądliwość ciała, stacza On jeszcze bój krwawy z pożądliwością oczu, czyli żądzą dóbr ziemskich. Stójmy wciąż u stóp krzyża! Kto to wisi na tej sromotnej szubienicy? Wisi Bóg-Zbawiciel, Król chwały, Stwórca wszechświata, źródło wszelakiego dobra. Dziwujesz się, ludzki rozumie, aż ci wierzyć trudno; sądziłbyś, że Bóg, stając się człowiekiem, powinien był inaczej się urodzić, inaczej żyć, nie umrzeć, a przynajmniej nie w ten sposób umrzeć. I zaprawdę, gdyby nie grzech, może by też inaczej Pan Jezus był uczynił, może by w chwale i majestacie był się objawił. Ale wiedząc, jak namiętność posiadania, żądza tych dóbr stworzonych opanowała serca ludzkie i od Boga je odrywa, postanowił i ten łańcuch potęgą miłości skruszyć i tę ranę duszy naszej balsamem miłości uleczyć. Patrzmy, jak tego zamiaru dokonał.

 

Już, gdy na świat przychodził, taka Go otaczała nędza, że od wszystkich drzwi Go odpychano, i swoi Go nie przyjęli (15). Narodził się tak ubogi, że nie miał innego przytułku, jak opuszczoną stajenkę – innej kolebki, jak żłób i siano – innego towarzystwa, jak dwoje bydląt. Czyż jest na świecie żebrak, któryby tak ubogo się narodził? Żył przez lat trzydzieści tak ubogi, że własnymi rękami na chleb zarabiał. Potem przez trzy lata nie miał ani domu, ani kawałka ziemi Ten, który ziemię stworzył; z jałmużny swych stworzeń się żywił; głód, zimno, zmęczenie, rozmaite nędze i biedy znosił. Liszki mają jamy i ptaki powietrzne gniazda, a Syn człowieczy nie miał, gdzie by głowę skłonił (16). A wreszcie, jakby tym wszystkim nie dosyć wymownie nas był uczył wzgardy i wyrzeczenia się dóbr doczesnych, oto w ostatniej chwili swego życia ostatnią, najszczytniejszą naukę ducha ubóstwa nam daje. Wisi na trzech gwoździach obnażony, ze wszystkiego odarty – bo nie chce, żeby i jeden człowiek pod słońcem był od Niego uboższy; nie chce, żeby kto mógł się na Niego żalić, że go zanadto ubóstwo doświadcza. – O mój Jezu, jakżeś ubogi! Cóż jeszcze posiadasz na świecie? Szaty Twoje od Matki uszyte? oto je przed chwilą oprawcy między sobą podzielili; Matkę Twoją? jużeś ją Janowi i nam odstąpił i dlatego nie zowiesz Jej więcej matką Twoją, ale niewiastą; uczniów, krewnych, przyjaciół? ale Cię zaprzedali, wyrzekli się Ciebie, opuścili Cię; cześć Twoją, honor Twój? aleś go na największą sromotę, na szyderstwa bezbożne wydał; Ojca Twego wszechmogącego? ale i Ten Ci się zdaje ukrywać i wołasz, że Cię opuścił; Krew Twoją? oto jużeś ją za nas przelał i za chwilę, gdy Ci bok otworzą, ostatnia kropla wypłynie; duszę Twoją? oto ją Ojcu za nas oddajesz; ciało Twoje na krzyżu nam zostawisz, abyśmy je wzięli i pochowali. O Jezu, cóż jeszcze posiadasz na ziemi? Nic nie masz, sameś się podzielił, darował, na okup nasz wydał; nic nie masz, o Boże dla nas ubogi, i sam nawet nie swój, ale nasz jesteś!

 

Najmilsi! czy się nie rumienimy za naszą chciwość, za nasze łakomstwo marnych dóbr ziemskich, podłą i głupią namiętność, która nas może nieraz do grzechu i niegodziwości przywiodła i o utratę zbawienia przyprawiła? czy się jej choć teraz nie wyrzekniemy? Komu jaka krzywda bliźniego jeszcze na sumieniu cięży, niechaj czym prędzej u nóg Ukrzyżowanego złoży jej wynagrodzenie. Kto zaś nic takiego sobie nie wyrzuca, niech daje dowody, że za przykładem Jezusa ubogiego gardzi dobrami tego świata, niech przynosi wedle możności swojej ofiary z tych dóbr do nóg Ukrzyżowanego; Jezus je przeznacza dla biednych, dla braci swoich, którzy mają szczęście być do Niego podobnymi w ubóstwie. Żal ci Jezusa na krzyżu nagiego – okryj bliźniego; żal ci Jezusa na krzyżu wynędzniałego i pragnącego – posil bliźniego; żal ci Jezusa od wszystkich opuszczonego – przytul, pociesz i pielęgnuj bliźniego. Jezus to wszystko przyjmie, jakbyś to Jemu samemu uczynił: Cokolwiek byście jednemu z tych uczynili, mnieście uczynili (17).

 

Lecz niektórzy z was, bracia najmilsi, nie tylko nie mają co dawać, ale nawet życie ciężkie wiodą. Wielu cierpi ubóstwo, gorzkie ubóstwo. Wiem, że to bolesna rana i nie chcę jej niemiłymi pocieszeniami rozjątrzać; lecz jedno tylko wam powiem: jeśliście ubodzy, Chrystus był jeszcze uboższym; jeśli już nic nie macie, jeszcze Chrystusa macie. Ale na miłość Bożą, na rany, na ubóstwo Jezusa zaklinam was, nie narzekajcie na Boga, nie skarżcie się na Niego przed światem; trwajcie we wierze, w nadziei, w miłości. Jeśli wam nędza łzy wyciska, płaczcie, najmilsi, płaczcie u nóg Ukrzyżowanego, płaczcie w objęciach, na Sercu Ukrzyżowanego. Ten jest Bóg wszelkiej pociechy. Ten jest, który ociera łzy Świętych swoich (18). Ten jest, który i czasem i wiecznością rządzi i nic nie ma w nienawiści z tego, co uczynił (19), ale wszystkich tajemniczymi drogami do szczęścia i do miłości swojej prowadzi.

 

 

III. Jeszcze słówko o ostatnim wrogu, z którym Chrystus na krzyżu walczy – o ostatniej ranie serca naszego, którą Chrystus ranami swymi leczy – o pysze żywota. Pycha jest wielkim i niebezpiecznym złem, bo się tak głęboko w sercu zakorzenia, że nie tylko wyrwać ją, ale nawet poznać trudno. Objawia się ona wprawdzie na zewnątrz pogardliwym traktowaniem bliźnich, obraźliwością, mściwością za najmniejsze urazy. Ale tłumaczy sobie pyszny te wszystkie złości pięknymi pozorami, obowiązkiem bronienia swej godności, swej sławy, prawem karcenia drugich itd. Chcemy wiedzieć, co znaczą w świetle prawdy te racje i wykręty? stańmy z nimi u stóp krzyża. Patrzmy na tę twarz zsiniałą od policzków, na tę głowę szyderczym cierniem ukoronowaną. Patrzmy, jak z obu stron dwaj łotry wiszą, a pod krzyżem nie tylko zgraja zbirów, ale i lud niezliczony, i kapłani i piśmienni i starszyzna Izraela, a wszyscy drwią, wszyscy głową potrząsają i miotają obelgi: Hej, co rozwalasz kościół Boży, a za trzy dni go znowu budujesz, zachowaj sam siebie! Jeśliś Syn Boży, zstąp z krzyża. Innych zachował, sam siebie zachować nie może. Dufał Bogu, niech go teraz wybawi, jeśli chce (20). Patrzmy a uczmy się, jak cenić należy mniemanie ludzkie, jak chrześcijanin ma się mścić za obelgę i co w takim razie miłość Ukrzyżowanego od niego wymaga.

 

Ach, najmilsi, złóżmy u stóp Pana konającego na krzyżu i porzućmy wszelką pychę! Wszelką pychę – mówię – i tę wielką niebezpieczną pychę, która przed nikim, ani przed władzą, karku ugiąć nie chce, która, o sobie wysoko trzymając, swoich największych błędów nie widząc, twardo sądzi bliźniego i z góry go traktuje. I tę małą, podłą i śmieszną próżność, która pochwał tylko ludzkich szuka i brak wewnętrznej wartości zastępuje blichtrem, chwaleniem się, strojeniem się. Czy to nie wstyd, żeby chrześcijanin gonił za tymi marnostkami, kiedy Chrystus wisi przed nim na krzyżu między dwoma łotrami? Czy może być człowiek pyszny, pyta św. Hieronim, pod głową cierniem ukoronowaną? Zrzućmy, najmilsi, z obrzydzeniem wszelką pychę, złóżmy ją u stóp Pana Ukrzyżowanego! A żeby to nie było tylko łudzenie się, bezskuteczne tęsknienie do pokory, powiedzmy sobie, przyrzeknijmy Panu umierającemu za nas, że odtąd upokorzenia, jakie zsyła i zsyłać będzie na nas dla zwalczania naszej pychy, znosić będziemy cierpliwie i pokornie; że urazy wielkie i małe, o których nam się zdaje, że krzywdzą nasz honor, a one właściwie tylko naszą pychę ranią, nie mścić – uchowaj Boże! – ale darowywać będziemy dla miłości Ukrzyżowanego. Tak jest, Panie! dla miłości Twojej darujemy, składamy u stóp krzyża Twego te wszystkie urazy, przyjmujemy z miłościwych rąk Twoich upokorzenia, jakie na nas dopuścisz; a Ty, Panie, zwyciężysz w nas pychę, ustrzeżesz nas aż do śmierci od niebezpieczeństwa tego węża, tającego się w sercu!

 

 

Pan już nie żyje – Ojciec nam umarł – opuścił nas Pasterz nasz, wszelkie dobro i kochanie nasze! Skłonił głowę, jakby nam chciał dać pocałunek pokoju; – ramiona jeszcze wyciągnięte ku nam – bok otwarty szeroką raną, aby dać przystęp do Boskiego Serca, gdzie powinno być nasze wieczne mieszkanie. Usta Jego już martwe, ale ranami swymi jeszcze do duszy przemawia: Synu, moje ciało poranione, a ty byś swemu ciału dogadzał? Ja wiszę obnażony na twardym krzyżu, a ty byś szukał wygód i zbytków w odzieży, mieszkaniu, dostatkach? Jam od wszystkich opuszczony, a ty byś chciał, aby cię ludzie miłowali? Ja wzgardzony, jako robak a nie człowiek, między łotrami wiszę, a ty byś się ubiegał za czcią świata? Synu, synu, jam sobie Serce dał włócznią otworzyć dla ciebie, a ty mógłbyś zamykać mi twe serce, być oziębłym dla mnie, leniwym w mej służbie?

 

Ach, Panie! Tyś dla mnie umarł – ja dla Ciebie odtąd żyć będę, a sobie i światu codziennie umierać. W Twe Boskie ręce na życie i na śmierć się oddaję. Lecz i Ty, o Jezu, racz mi się dać: pozwól, że Cię z krzyża zdejmę i w sercu mym złożę, i pomny na Twą przytomność, dzień i noc w sercu cześć Ci oddawać będę. A krzyż mi zostaw, jako najdroższy od Ciebie upominek. Nigdy się nie chcę od niego odłączyć; z nim chcę żyć i na nim umierać. Amen.

 

 

INNY WSTĘP DO TEGO SAMEGO KAZANIA

 

"Ja zaś, gdy będę podwyższon od ziemi, wszystko pociągnę do siebie". Jan XII, 32.

 

Gdy Izrael, pielgrzymując na puszczy, począł narzekać na Boga i sługę Jego Mojżesza, i brzydzić się cudownym chlebem, którym go Opatrzność karmiła, Bóg, zagniewany ich niewdzięcznością, zesłał na nich węże ogniste, od których ukąszenia wielu ginęło. I przyszli do Mojżesza i rzekli: Zgrzeszyliśmy, żeśmy mówili przeciw Panu i tobie; proś, aby oddalił od nas węże. I modlił się Mojżesz za lud, i rzekł Pan do niego: Uczyń węża miedzianego, a wystaw go na znak; który ukąszony wejrzy nań, żyć będzie. Uczynił tedy Mojżesz węża miedzianego, i wystawił go na znak: na którego gdy ukąszeni patrzyli, byli uzdrowieni (21).

 

To zdarzenie, najmilsi w Panu, było figurą, której dopełnienie wykonało się na górze Kalwarii. Nie naród Izraelski, ale cały rodzaj ludzki, poraniony przez węża piekielnego, umierał z tych ran. My też wszyscy jesteśmy zranieni, nie tylko grzechem pierworodnym, ale i własnymi bez liczby; od stopy nożnej aż do wierzchu głowy nie masz w nas zdrowia (22). Osobliwie trzy jadowite rany zostawiło w nas ukąszenie węża piekielnego w Raju. Jest to potrójna skłonność grzeszna, którą Pismo i Ojcowie zowią pożądliwością ciała, pożądliwością oczu i pychą żywota – skłonność do pożądania nie Boga, który jest przecież właściwym człowieka szczęściem, ale rzeczy niższych, które człowieka upadlają, przywodzą do grzechu, odciągają od Boga, wreszcie gubią na wieki. Otóż, aby nas od tych ran uleczyć, wziął Syn Boży postać węża, tj. ciało na podobieństwo ciała grzechu (23), stał się robakiem ziemskim, dozwolił się zawiesić na drzewie krzyża, aby każdy, który z wiary nań spojrzy, ozdrowiał z tych ran i nie umarł śmiercią wieczną. A jako Mojżesz podwyższył węża na puszczy, tak potrzeba, aby podwyższon był Syn człowieczy (24), powiedział Pan Jezus do Nikodema. A innym razem rzekł do Apostołów: Ja zaś, gdy będę podwyższon od ziemi, wszystko pociągnę do siebie. Jest w tych słowach głęboka tajemnica, którą teraz rozważać będziemy.

 

Patrzmy więc na Jezusa rozpiętego na drzewie krzyża, na ten Boski znak, wywieszony na uzdrowienie nasze; patrzmy, nie tak, jak Żydzi z fałszywym sercem, jak żołdactwo z obojętnością, ale jak Jan z wiarą, jak Magdalena ze skruchą, jak Maryja z miłością. Patrzmy tak, aby ten widok nas uzdrowił od owej potrójnej rany, zadanej nam ukąszeniem węża piekielnego, tj. od pożądliwości ciała, pożądliwości oczu i pychy żywota.

 

Użycz nam, Matko bolesna, swego błogosławieństwa do tego rozważania. Zdrowaś Maryjo.

 

 

I. Podnieśmy tylko oczy duszy... itd. (jak na str. 243).

 

–––––––––––

 

 

O Męce Pana Jezusa. Kazania i szkice księży Towarzystwa Jezusowego. Zebrał X. J. M. Zatłokiewicz T. J., Wydanie drugie. Kraków 1923. Wydawnictwo Księży Jezuitów, ss. 241-251.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Pozwolenie Władzy Duchownej:

 

NIHIL OBSTAT

J. Andrasz S. J.

censor

 

L. 10613/23.

 

POZWALAMY DRUKOWAĆ

 

Z Książęco-Biskupiej Kurii

 

Kraków, dnia 13. XI. 1923

 

† Adam Stefan

L. S.

X. Wł. Miś

kanclerz

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Przypisy:

(1) Miane w Krakowie d. 29 marca 1872 r..

 

(2) Żyd. VI, 6.

 

(3) Ps. XCIV, 6-7.

 

(4) 1 Jan II, 16.

 

(5) Ekl. IV, 12.

 

(6) Izaj. I, 6.

 

(7) Ezech. II, 9.

 

(8) Ps. XXI, 17.

 

(9) Łk. II, 34.

 

(10) Izaj. LIII, 4-5.

 

(11) Rzym. VI, 6.

 

(12) Oze. I, 6.

 

(13) Żyd. VI, 6.

 

(14) 1 Korynt. XVI, 22.

 

(15) Jan I, 11.

 

(16) Mt. VIII, 20.

 

(17) Mt. XXV, 40.

 

(18) Apok. VII, 17; XXI, 4.

 

(19) Mądr. XI, 26.

 

(20) Mt. XXVII, 40-43.

 

(21) Liczb. XXI, 7-9.

 

(22) Izaj. I, 6.

 

(23) Rzym. VIII, 3.

 

(24) Jan III, 14.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMX, Kraków 2010

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: