Modernizm i moderniści

 

KS. DR ANDRZEJ DOBRONIEWSKI

 

 

IV.

 

Ocena modernizmu

 

Modernizm mimo pięknie brzmiącej nazwy spotkał się z potępieniem Piusa X i to z potę­pieniem surowym i stanowczym. Oczywiście chodzi tu o modernizm religijny w znaczeniu przez encyklikę podanym. O słuszności wyroku papieskiego przekonać może już sam wykład nauk modernistycznych, przekonać może to, cośmy powiedzieli o źródłach moderni­zmu, zwłaszcza zewnętrznych. Nie mógł prze­cież Papież, świadom przykazania apostol­skiego: strzeż depozytu wiary, patrzeć oboję­tnym wzrokiem na szerzenie się protestantyzmu w łonie Kościoła katolickiego i to protestanty­zmu liberalnego, który sami protestanci, lepiej myślący i rozumiejący znaczenie wiary i religii, odrzucają i potępiają. "I my ewangelicy – pisała np. "Ewang. Kirchenzeitung" – na wiele punktów encykliki zgodzić się możemy, gdyż skierowana jest głównie przeciw nowszym poglądom na świat mniej lub więcej niechrze­ścijańskim, które tutaj objęte są nazwą moder­nizmu, a które i my zwalczać musimy". Lecz pomijając nawet kwestię źródeł, a biorąc na uwagę rzecz samą czyli treść systemu moder­nistycznego, musimy uznać wyrok papieski za najsłuszniejszy ze stanowiska zarówno wiary jak i wiedzy.

 

 

1. Modernizm w świetle wiary

 

"Obejmując jednym rzutem oka system modernistyczny, możemy go określić jako stek wszystkich herezji". Takie słowa wypisał sam Papież o modernizmie w swej encyklice. I nie tylko osądził modernizm jako herezję nad herezje, ale nadto podał racje swego wyroku, które dadzą się w krótkości tak przedstawić. Modernizm jest herezją, gdyż zarówno jego główne zasady (agnostycyzm, immanentyzm i ewolucjonizm religijny) jak i główne punkty nauki, na wspomnianych zasadach oparte, stoją w sprzeczności z nauką Kościoła i zostały już przezeń potępione. Modernizm jest herezją nad herezje, gdyż występuje nie tylko przeciw temu lub innemu dogmatowi, lecz przeciw wszystkim, nie tylko przeciw prawdom religii objawionej, ale i naturalnej, nie tylko przeciw Kościołowi i Papieżowi, ale i przeciw Chrystu­sowi i Bogu samemu. Los von Rom, los von Christus, los von Gott – oto modernizm uważany w swej całej treści i następstwach. "Zaiste – pisze Papież w swej encyklice – gdyby ktoś postanowił był sobie zestawić treść i zebrać niejako esencję wszystkich błędów przeciwko wierze, ile ich było, nie mógłby dokonać tego lepiej, jak zrobili moderniści. Co więcej, ci o tyle poszli dalej, że usiłują zniszczyć nie tylko religię katolicką, ale wszelką w ogóle religię".

 

O zasadniczej różnicy istniejącej między nauką modernistyczną a katolicką możemy się łatwo przekonać z prostego zestawienia jednej z drugą. Weźmy przede wszystkim na uwagę naukę o wierze w ogóle. Co znaczy wierzyć? Według katechizmu katolickiego wie­rzyć znaczy uznawać za prawdę co Bóg obja­wił i dlatego, że objawił. Według katechizmu modernistów wierzyć: to odczuwać w duszy coś tajemniczego, lgnąć sercem i uczuciem do tego, co Boskie, co niepoznawalne, doznawać poruszeń i dotknięć Bożych. Gdy więc kate­chizm katolicki uważa wiarę za akt rozumu, nie wykluczając woli, modernizm wyznacza jej siedzibę w sercu i uważa za uczucie szczególniejszego rodzaju. Gdy katechizm ka­tolicki jako przedmiot wiary podaje to, co Bóg objawił, a rozumie przez to pewne prawdy szczegółowe, które krótko zebrane są w Składzie Apostolskim, według modernizmu przedmiotem wiary są wewnętrzne po­ruszenia uczucia religijnego, które początkowo bywają bardzo nieokreślone i dopiero powoli pod wpływem pracy "żywotnej" stają się coraz więcej doskonałe, tak iż dadzą się ująć w formuły religijne zwane dogmatami. Gdy katechizm katolicki jako motyw i pobudkę wiary podaje powagę Boga objawiającego, który jako wszystkowiedzący, nieomylny i najświętszy ani zbłądzić ani w błąd wprowadzić nie może, katechizm modernistyczny podaje za pobudkę wiary doświadczenie osobiste czyli powagę własnego "ja", własnych aspiracji, własnych potrzeb i korzyści.

 

Te same różnice istnieją przy nauce poszczególnych artykułów wiary i prawd pokrewnych, a uwydatnione zostały dosadnie w potępionych 65 tezach syllabusa, jako nie­zgodnych z nauką katolicką, o powadze urzędu nauczycielskiego, o Piśmie św., o objawieniu, o Chrystusie, o Sakramentach, o Kościele. Gdy np. według nauki katolickiej do Kościoła należy wykład Ksiąg św., którego się mają trzymać i uczeni, według modernistów "wy­kładu kościelnego Ksiąg św. nie ma się wpra­wdzie lekceważyć, wszakże powinien on podle­gać dokładniejszemu ocenianiu i sprostowaniu przez egzegetów" (teza 2). Gdy według nauki Kościoła Bóg jest autorem Pisma św., według modernistów "ci, co tak wierzą, zdradzają zbyt wielką łatwowierność i nieuctwo" (teza 9). Gdy według nauki Kościoła objawienie jest faktem historycznym i zewnętrznym w myśl słów św. Pawła, "że Bóg wielu sposobami mówiwszy przez patriarchów i proroków, na koniec mówił przez Syna swego", według modernistów "objawienie nie mogło być czym innym, jak tylko nabytą przez człowieka świadomością o swoim do Boga stosunku" (teza 20). Gdy dogmaty w pojmowaniu katolickim są prawdami przez Boga objawionymi, o czym Kościół poręcza swą powagą, według moder­nistów "dogmaty, które Kościół podaje, nie są prawdami z nieba zesłanymi, lecz są wynikiem pewnego tłumaczenia faktów religijnych, które duch ludzki zdobył żmudną pracą" (teza 22). Gdy według nauki katolickiej opartej przede wszystkim na Ewangeliach, Jezus Chrystus to Bóg prawdziwy i człowiek prawdziwy, jednorodzony Syn Ojca niebieskiego, który dla nas i dla naszego zbawienia przyjął za sprawą Ducha Świętego naturę ludzką, narodził się z Maryi Panny, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, trze­ciego dnia zmartwychwstał, wstąpił na nie­biosa i siedzi na prawicy Ojca; według moder­nistów Bóstwo Jezusa Chrystusa nie da się udowodnić z Ewangelii; miano "Syn Boży" oznacza tylko tyle, co Mesjasz; Chrystus nie zawsze posiadał świadomość swej godności mesjanicznej; Jego zmartwychwstanie nie jest właściwie faktem historycznym, lecz fak­tem należącym wyłącznie do dziedziny nad­przyrodzonej, który ani nie został udowodnio­ny ani udowodnić się nie da; nauka o śmierci przebłagalnej Chrystusa nie jest nauką Ewan­gelii, lecz św. Pawła itp. (tezy 27-38). Gdy według nauki katolickiej Sakramenty są zna­kami widzialnymi, sprawującymi z ustanowienia Chrystusa łaskę niewidzialną; według moder­nistów "sakramenty stąd wzięły początek, że Apostołowie i ich następcy tłumaczyli myśl jakąś i zamiar Chrystusa pod wpływem pewnych okoliczności i wypadków" (teza 40); a co się tyczy działalności Sakramentów, to według modernistów "zmierzają one jedynie do tego, aby przypominały człowiekowi obecność Stwo­rzyciela zawsze dobroczynną" (teza 41). Gdy według nauki katolickiej Kościół zostający pod naczelnym zwierzchnictwem Papieża jako na­stępcy św. Piotra, jest pochodzenia Chrystu­sowego – według modernistów "obcą była Chrystusowi myśl ustanowienia Kościoła jako społeczności, mającej trwać na ziemi przez długi szereg wieków; raczej według mniema­nia Chrystusa miało przyjść już w najbliższym czasie królestwo niebieskie wraz z końcem świata" (teza 52), a "Szymon Piotr nie domyślał się nawet nigdy, że Chrystus zlecił mu prymat w Kościele" (teza 55). Gdy według nauki Ko­ścioła prawdy wiary zawsze tak rozumiano jak dzisiaj – według modernistów "główne arty­kuły Składu Apostolskiego nie miały dla pierw­szych chrześcijan tego samego znaczenia, jakie mają dla chrześcijan nowych czasów" (teza 62).

 

Z uwag dotychczasowych wynika aż nadto widocznie, że modernizm jest systemem nie­zgodnym z nauką Kościoła katolickiego – nie­stety wynika jeszcze coś gorszego, a miano­wicie, że jest systemem antykościelnym, antychrześcijańskim i antyreligijnym. Bo i cóż z tego, że mówi o wierze, kiedy dawnemu jej określeniu zupełnie inne podsuwa znaczenie; cóż z tego, że mówi o Kościele, kiedy pojmuje go inaczej niż katolicy; cóż z tego, że mówi o Chrystusie, kiedy dodaje, że nauka Kościoła i historia każą w Nim uznawać tylko zwykłego człowieka; cóż z tego, że mówi o Bogu, kiedy ten Bóg to nie Stwórca i Pan nieba i ziemi, ale "Niepoznawalne", co jest raczej naszą kreacją, w nas i zależnie od nas istniejącą.

 

Któż nie przyzna, że taka metoda, przypo­minająca Nietzschego "Umwertung aller Werte" (odwracanie wszelkiej wartości), przypo­mina też głoszony przezeń powszechny anar­chizm i nihilizm, który w dziedzinie religijnej nosi nazwę panteizmu i egoteizmu (tj. ubóstwiania wszystkiego a przede wszystkim siebie) lub ateizmu i antyteizmu (tj. nieuznawania Boga osobowego, które czę­stokroć przechodzi w bluźnierczą nienawiść i walkę z Bogiem). Zwrócił też uwagę na te smutne konsekwencje sam Ojciec Święty i w swej encyklice Pascendi, gdzie wykazuje, że moder­nizm prostą drogą wiedzie do panteizmu i ate­izmu, a także w swej encyklice Boromeuszowej, gdzie tak charakteryzuje drogi i cele moder­nistów: "Chcą oni spowodować powszechną apostazję od wiary i karności Kościoła, apostazję o tyle gorszą od owej, która zagrażała w czasach Karola (Boromeusza), o ile podstępniej ukrywa się i rozszerza w samych prawie żyłach Kościoła, im subtelniej także wysnuwa się z założeń niedorzecznych osta­teczne konsekwencje". Do takich moderni­stów, którzy nie cofają się przed ostatecznymi konsekwencjami swych teorii, należą przede wszystkim ci, którzy już to dobrowolnie już to wyrokiem władzy znalazłszy się poza Ko­ściołem, stanęli w szeregach niedowiarków i bezwyznaniowców, aby razem z nimi napadać na wszystko, co ma jakikolwiek związek z wiarą, zwłaszcza katolicką; należą dalej ci, co za apostatów lub ateuszów uchodzić nie chcą, ale mają więcej sympatii dla niewierzą­cych niż wierzących i otwarcie się z nimi bra­tają; religijne narady odbywają z niedowiarkami protestanckimi, żydowskimi i masoń­skimi, jak np. na ostatnim kongresie wolnych chrześcijan w Berlinie (w sierpniu 1910); należą w końcu ci, którzy skrzętnie unikają w pracach naukowych i historycznych wzmianki o Bogu, a problemy dotyczące istnienia czy istoty tego Boga, usiłują rozwiązać w sposób zupełnie nie­zgodny z pojmowaniem teistycznym. Podsta­wową prawdą teizmu była, jest i będzie prawda o istnieniu osobowego Boga, różnego od świata; tymczasem niektórzy moderniści wprost zwal­czają tę prawdę, a bronią panteizmu. Jeden np. z modernistów francuskich, Hebert, dał wyraz niedwuznaczny swemu zapatrywaniu panteistycznemu, występując z propozycją, żeby zamiast słowa Dieu (Bóg), używać raczej il Divin (pierwiastek Boży). Podobnego zapa­trywania jest Loisy, który w ostatnich zwłasz­cza dziełach rozwiązuje problem osobowości Boga w ten sposób: że wiara poleca wprawdzie teizm, ale rozum skłania się do panteizmu. Także teoria Ed. Le Roy'a – choć on sam ma się za wierzącego – jest ateistyczna, względnie panteistyczna, bo odrzuca odrębność Boga od świata, co równa się zaprzeczeniu oso­bowości Bożej czyli zaprzeczeniu podstawo­wej prawdy teizmu. I dziwić się tylko trzeba pewnej naiwności, z jaką tenże autor zaprzeczywszy osobowości Bożej, każe mimo to od­nosić się do Boga jako do osoby. Jakiż bowiem cel a nawet sens może mieć spełnienie tego rozkazu, gdy rzeczywistość jest inna, gdy naprawdę Bóg nie jest osobą?

 

Co się tyczy innych modernistów, to prze­ważnie zwykli oni z pewnym oburzeniem pro­testować przeciw podsuwaniu im dążności ateistycznych; atoli nie bardzo można na tych protestach polegać, gdy się zważy, że nieraz w tych samych dziełach głoszą teorie, które protestom kłam zadają. Tak np. autorzy Programu zżymają się na zarzut ateizmu, ale cóż z tego, gdy w tej samej pracy stają otwar­cie po stronie Kanta i wraz z nim odmawiają wartości dowodom na istnienie Boga, a tym samym podają tę prawdę w powątpiewanie; od tego krok tylko jeden do zupełnego zaprze­czenia Boga.

 

Innym, prawdziwie klasycznym przy­kładem w tym względzie pozostanie praca Tyrrella pod tytułem Medievalism (Średniowieczczyzna), będąca obszerniejszą odpowiedzią na encyklikę Pascendi i na list wielkopostny (1908 – o modernizmie) kard. Merciera, prymasa belgijskiego. Podczas gdy rezultat wywodów Papieża a za nim kardynała streszcza się w tym, że modernizm nie da się pogodzić z ka­tolicyzmem i chrześcijaństwem, a nawet z re­ligią w ogóle, Tyrrell usiłuje dowieść w swej replice, że jest i bardzo gorliwym modernistą i zarazem bardzo gorliwym katolikiem rzymskim. I jakże wypadło to dowodzenie? Po­wiodło się ono w zupełności Tyrrellowi, ale tylko co do I części, w której twierdzi, że jest gorliwym modernistą; co do II bowiem, to chyba nazwał się Tyrrell katolikiem przez iro­nię, z jaką wyraża się o Kościele rzymskim i wyśmiewa jego hierarchię i naukę. Co więcej, z wywodów Tyrrella odnosi się to wrażenie, że go nawet za protestanta wierzącego uważać nie można, gdyż na wszystkie pytania w spra­wie wiary i jej dogmatów ma tylko jedną od­powiedź: Ja nic nie wiem i nic powiedzieć nie mogę, co by miało trwałą wartość, bo prawda jest w ustawicznej fazie kształtowania się i nie da się nigdy określić. Tego rodzaju szcze­góły wzięte z dzieł, mów i zachowania się (1) modernistów upoważniają aż nadto do wniosku, że potępienie modernizmu wskazane było nie tylko obroną interesów katolicyzmu i chrześci­jaństwa, ale i samej religii. "Jako katolicy – mówił w jednym ze swych wykładów o modernizmie (1908) X. Gaudeau – wierzycie w Bo­skie pochodzenie Kościoła, jako chrześcijanie wierzycie w Bóstwo Jezusa Chrystusa, jako ludzie religijni wierzycie w Boga Stworzyciela i dobro nasze ostateczne. Modernizm jest zaprzeczeniem tego wszystkiego. Jako prote­stantyzm przeczy powagi Boskiej w Kościele: Kościół jest dlań dziełem czysto ludzkim; jako racjonalizm przeczy Bóstwu Jezusa Chrystusa: Jezus Chrystus jest dlań zwykłym człowie­kiem; jako panteizm i ateizm przeczy istnieniu Boga, Stworzyciela, różnego od świata". Lecz powiadają moderniści, że "postęp wiedzy wy­maga zreformowania pojęć nauki chrześcijańskiej o Bogu, o stworzeniu, o objawieniu, o oso­bie Słowa Wcielonego, o odkupieniu" (teza 64). Co o tym sądzić, zaraz zobaczymy.

 

~~~~~~~~~~~

 

 

Ks. Dr. Andrzej Dobroniewski, Modernizm i moderniści. Poznań 1911, ss. 92-103.

 

Przypisy:

(1) Za przykład pozwalający poznać równocześnie modernistów więcej lub mniej ateistycznie usposobio­nych – posłużyć może różnica zapatrywań, jaka się wyłoniła między przedstawicielami modernizmu, którzy brali udział w kongresie wolnych chrześcijan w Berlinie i z tej okazji odbyli także osobne posiedzenie dla omó­wienia wspólnego programu modernistycznego. Pod­czas gdy moderniści francuscy a przede wszystkim młodszy Loyson radzili zerwać – o ile się tylko da – z tradycyjnymi formami religii, za czym oświadczył się i Dr. A. de Stephano, docent uniwersytetu gene­wskiego, redaktor międzynarodowego modernistycznego Prze­glądu ("Revue moderniste internationale" od r. 1910); moderniści włoscy i niemieccy z Murrim na czele i Dr. Ph. Funkiem, redaktorem "Das neue Jahrhundert" (od r. 1910 po Engercie, który otwarcie przeszedł do obozu protestanckiego) przemawiali w tym duchu, żeby zachować uświęcone formy tradycji, dogmatów i sakramentów, a tylko starać się więcej o wyzyskanie dla życia reli­gijnego ich znaczenia prawdziwego tj. oczyszczonego z naleciałości kościelnych. Że żądanie radykalne pier­wszych schodzi się prawie z ateizmem – to rzecz wido­czna; ale i drugie do tego samego zdaje się zmierzać – tylko nieco dłuższą drogą. Jak zaś je bliżej rozumieć, to możemy poznać z przemówienia Murri'ego już to na samym kongresie berlińskim, gdzie wśród ataków na Rzym rozwodził się dużo nad tym, jak to naród Włoski zwraca się do humanizmu a zrywa z Kościołem, już to na zgromadzeniu swej partii w Imola, gdzie tak między innymi mówił: "Jesteśmy katolikami, ale prze­ciw Watykanowi. Jesteśmy demokratami, ale przeciw niejednej partii demokratycznej. Ta dwuznaczność jest naszym programem". Liczne próbki podobnej dwu­znaczności można także spotkać w niemieckim organie modernistycznym, a nawet niektórzy z współpracowników Funka i to jeszcze nie najradykalniejsi jak Schnitzer lub Hugo Koch otwartymi napaściami na Papieża i na całą instytucję papiestwa, która jest dla nich dziełem czysto ludzkim, dali niedwuznacznie do zrozumienia, że celem ich dążności jest ...... apostazja.

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2007

Powrót do spisu treści tekstu ks.  A. Dobroniewskiego pt.
Modernizm i moderniści

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: