KS. DR ANDRZEJ DOBRONIEWSKI
III.
2. Źródła wewnętrzne
Nie ulega wątpliwości, że wielu uczonych katolickich zwracało się do autorów i dzieł protestanckich ze szlachetnych pobudek, żeby korzystać z wyników ich badań, żeby skuteczniej bronić wiary i Kościoła przed nieuzasadnionymi zarzutami, żeby torować drogę do wzajemnego porozumienia. Niestety nie wszyscy umieli zachować właściwą miarę, bo zamiast niekatolików pociągnąć do obozu katolickiego, oni sami poszli do obozu wrogiego. Zdaniem Ojca Świętego odegrały tu główną rolę: niewczesna ciekawość, pycha i nieznajomość zdrowej filozofii.
Pierwszy zaraz bunt przeciw Bogu wyrósł na gruncie pychy i niewczesnej ciekawości, jaką rozniecił szatan w pierwszych rodzicach słowy: Będziecie jako bogowie, znający dobre i złe. Odtąd wszyscy buntownicy mieli z tych źródeł czerpać swój opór i upór. I moderniści nie stanowią wyjątku; owszem, jak widać z ich słów i postępowania, oni najlepiej rzekomo wiedzą, co dla dobra Kościoła jest potrzebne, oni też jedynie zasługują na to, by ich słuchano. "Ciekawość – czytamy w encyklice – jeżeli się jej roztropnie nie powściąga, sama jedna wystarcza do wyjaśnienia wszelkich błędów. Dlatego pisał słusznie Grzegorz XVI: Ubolewać należy bardzo nad tymi zboczeniami, do jakich dojść może rozum ludzki, gdy ktoś pożąda nowych rzeczy i wbrew przestrodze Apostoła, chciałby więcej rozumieć niż potrzeba rozumieć, a zbytnio ufając sobie, mniema, że prawdy powinien szukać poza Kościołem katolickim. Jeszcze więcej do zaślepienia rozumu i wprowadzenia go w błąd przyczynia się pycha, która w teorii modernizmu jest jakby u siebie, bo znajduje tam, w którąkolwiek stronę się zwróci, pokarm dla siebie i wszelkie możliwe przybiera w niej postacie. Pycha to sprawia, że nazbyt śmiało uważają się za normę dla wszystkiego i za taką chcą uchodzić. Pycha to sprawia, że chełpią się i przechwalają, jakoby oni tylko posiadali mądrość i nadęci mówią: nie jesteśmy jako inni ludzie, a pożądając, żeby ich z drugimi nie porównywano, przyjmują każdą nowość choćby najniedorzeczniejszą, albo ją sami wymyślają. Pycha to sprawia, że nie chcą nikomu podlegać i żądają, aby władza pogodziła się z wolnością. Pycha to sprawia, że zapominając o sobie samych, myślą jedynie o poprawie drugich, a nie mają przy tym żadnego szacunku dla władzy, choćby to była władza najwyższa. Nie ma zaiste krótszej i łatwiejszej drogi do modernizmu jak pycha".
Jakkolwiek twardą wydawać się może ta mowa Ojca chrześcijaństwa i taką wydała się niejednym, to jednak trudno coś powiedzieć na obronę modernistów, gdy się zważy ich naukę, ich postępowanie przed i po encyklice, ich krytyki, ich upór i zaciętość iście sekciarską (1).
Trzecią, może najważniejszą przyczyną modernizmu, jest nieznajomość filozofii zdrowej – mówiąc dokładniej – filozofii scholastycznej. Tej nieznajomości trzeba już w znacznej mierze przypisać powstanie pierwszej wielkiej "reformacji" XVI wieku. Jak bowiem wykazują nowsze studia nad Lutrem, zwłaszcza Deniflego, nie posiadał on znajomości filozofii scholastycznej z jej okresu złotego, przeciwnie wychowany był i przepojony tzw. nominalizmem. Pogląd ten odmawiał wartości przedmiotowej naszym pojęciom (przyjmował tylko wyrazy wspólne – nomina – na oznaczenie różnych jednostek) i dlatego nadawał się bardzo do postawienia systemu religijnego o charakterze podmiotowym. Nad udoskonaleniem i uzasadnieniem tego systemu pracowali dalej filozofowie i teologowie protestanccy; zdołali tak zaimponować nie tylko innym protestantom, ale i niektórym katolikom, że ci ostatni odwrócili się z czasem zupełnie od filozofii Ojców i Scholastyków, a zabrali się na serio do godzenia wiary katolickiej z filozofią nowszą – nie bacząc, że to w wielu i zasadniczych punktach godzenie ognia z wodą. "Wszyscy bowiem moderniści – słowa encykliki – którzy chcą jako mistrzowie występować i za mistrzów w Kościele uchodzić, wysławiają pod niebiosa filozofię nowszą a gardzą scholastyczną; przyznają się zaś do nowszej, uwiedzeni jej zwodniczym pozorem dlatego, że drugiej zupełnie nie znając, nie mieli żadnego sposobu do usunięcia zamieszania pojęć i do odparcia sofizmatów. Z zaślubin zaś fałszywej filozofii z wiarą wyłonił się ich system, który roi się od licznych i wielkich błędów". O prawdzie pierwszej części ostatniego zdania mieliśmy się sposobność przekonać w ciągu wykładu nauk modernistycznych; o prawdzie drugiej części przekonamy się z następnych uwag, wykazujących, że modernizm uzasadnić i obronić się nie da.
~~~~~~~~~~~
Ks. Dr. Andrzej Dobroniewski, Modernizm i moderniści. Poznań 1911, ss. 88-92.
Przypisy:
(1) Por. jeszcze encyklikę Boromeuszową, zwłaszcza część jej drugą, gdzie Ojciec Święty prawdziwego reformatora, jakim był św. Karol Boromeusz przeciwstawia pysze i lekkomyślności fałszywych reformatorów, jakimi byli niegdyś protestanci, a dziś są moderniści.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Powrót do spisu treści tekstu ks. A. Dobroniewskiego pt.
Modernizm i moderniści
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: