Modernizm i moderniści

 

KS. DR ANDRZEJ DOBRONIEWSKI

 

 

I.

 

Z dziejów ruchu modernistycznego

 

 

2. Po encyklice

 

Istnieje w Rzymie zwyczaj wybijania przy końcu roku medali na pamiątkę najważniej­szego zdarzenia wśród pontyfikatu panującego Papieża. W r. 1907 wybito medal z napisem: Modernismi errore deleto. I zaprawdę wydanie encykliki, wykazującej zgubne zasady moder­nizmu zasługiwało na upamiętnienie. Moder­nizm został przez Piusa X zwycięsko odparty nie w tym oczywiście znaczeniu, by zupełnie zniknął z powierzchni ziemi, ale miał zniknąć z Kościoła, o ile odtąd nie można już było być modernistą-katolikiem. Albo – albo: brzmiał głos Piusa X i wielu się doń od razu zastoso­wało: jedni oświadczając wierność Kościołowi, drudzy przechodząc otwarcie do obozu wrogiego. Trzecia grupa była takich, którzy po­stanowili się bronić i wytrwać na obranym stanowisku; zamiast jednak poprawić, raczej pogorszyli swą sprawę, bo cała ich obrona i upór pokazały tylko lepiej, jak potrzebną i ko­nieczną była encyklika. Pierwsi, którzy dali wyraz swemu niezadowoleniu z powodu encykliki, byli moderniści włoscy. Na wzmiankę zasługują przede wszystkim dwie jakby anty-encykliki: jedna, która się ukazała w samym Rzymie pod tytułem "Il Programma dei modernisti" (Program modernistów); druga – to paździer­nikowy (1907) zeszyt Rinnovamento, poświę­cony cały krytyce dokumentu papieskiego. Autorzy programu starają się przekonać Ojca Świętego i w ogóle czytelników o słuszności swych praw, prawości swych zamiarów i prawowierności swych przekonań. Niestety tru­dno tym zapewnieniom dać wiarę, gdy na tych samych stronach dają piszący jasno do pozna­nia, że odrzucają istotne dogmaty katolicyzmu, gdy postępowanie Papieża przyrównują do postępowania Juliana Apostaty, gdy w pierw­szej części zręcznie rozpisują się w tym sensie, że Papież potępia wszelką krytykę, a w drugiej części zaraz czynią wyznania, które usprawiedliwiają dokument papieski. Toteż niedługo trzeba było czekać, a na autorów spadła klątwa motywowana tym, że zawzięcie bronią potę­pionego już modernizmu. Z drukarni, z której wyszła odpowiedź modernistów włoskich, zaczęło od r. 1908 wychodzić czasopismo: "Nova et Vetera", które jako modernistyczne spotkało się również z potępieniem i po roku przestało wychodzić, a jego główni redaktorzy przeszli do obozu socjalistycznego.

 

Podczas gdy autorowie Programu nazwisk swoich nie wymienili, redaktorzy "Rinnovamento" więcej mieli odwagi i wystąpili prze­ciw encyklice i Papieżowi z otwartą przył­bicą, a chociaż już przedtem arcybiskup mediolański potępił to czasopismo, chociaż za kry­tykę encykliki i inne artykuły przyszedł dekret z ekskomuniką, postanowili wydawnictwo dalej prowadzić i prowadzili do końca 1909 r. Wśród autorów, którzy w "Rinnovamento" krytyko­wali encyklikę był i Don Murri. Osobno wydał jeszcze w tej kwestii dwie broszury, które poszły na indeks, a sam brnąc coraz bardziej w buncie doprowadził do tego, że w marcu 1909 spotkała go ekskomunika większa. Bezpośre­dnim powodem tej wielkiej kary kościelnej był gorszący sojusz ze socjalistami w czasie wy­borów do parlamentu i przyjęcie mandatu wbrew wyraźnemu zakazowi i normom obo­wiązującym katolików włoskich. W parla­mencie zasiadł Murri na krańcowej lewicy, a jak daleko stoczył się po pochyłości, stwierdza już naocznie jego manifest do wyborców, w którym wzywa wprost do zajęcia Watykanu przez wojska włoskie. Te ostatnie, jak wiadomo, zatrzymały się przed bramą mie­szkania Papieża. Dziś – pisze renegat Murri – należy zrównać mieszkańców Watykanu z resztą obywateli włoskich, skonfiskować dobra kościelne i majątki biskupie, znieść kongregacje religijne itd. Podobnie przemawiał i w parlamencie. Dusze renegatów są wstrętne. Tak twierdzą o Murrim i jego zwo­lennicy, a krótka kariera Murri'ego dowodzi, jak łatwo znaleźć się może na pochyłości czło­wiek zdolny, ale pyszny i małego ducha. Mniej brutalnie, ale równie otwarcie zerwał z Kościo­łem Don Minocchi. Wprawdzie niedługo po ukazaniu się encykliki zaprzestał wydawać Studi religiosi, ale na ich miejsce powstała przy jego współudziale Vita religiosa, potem Bolletino dei Studi religiosi, a kiedy z powodu konferencji, w której odmówił charakteru histo­rycznego pierwszej księdze Pisma św., spot­kało go upomnienie, a potem suspensa, odpo­wiedział trzema listami, drukowanymi w libe­ralnym dzienniku "Giornale d'Italia", że od swych zapatrywań odstąpić w imię prawdy nie myśli i nie może. Najdłużej umiał lawirować między katolicyzmem a modernizmem w swych rozprawach historyczno-krytycznych ks. E. Buonaiuti, bo dopiero we wrześniu 1910 dekre­tem św. Officium poszła na indeks jego "Rivista", która w ostatnim czasie stała się ogniskiem duchowym dla księży włoskich, zarażo­nych mniej lub więcej modernizmem. Jak przed wydaniem encykliki, tak i po wydaniu był dla modernistów włoskich pomocą i siłą Tyrrell, dopóki śmierć nie zabrała go z tego świata († 15 lipca 1909). Niemal wszystkie modernistyczne i liberalne pisma w Anglii i Włoszech ogłaszały napaści Tyrrella na ency­klikę, mające głównie na celu osłabić jej znaczenie i powagę, a kiedy za to spotkała go ekskomunika, nazwał ją zbawienną i po­witał jako chrzest krwi, jako środek uświę­cenia dla współczesnych ludzi prawdziwie pobożnych. Jeżeli śmiałość wodza dodawała otuchy innym mniej śmiałym, to na odwrót on sam miał zachętę do wytrwania od innych: we Włoszech przede wszystkim od redakto­rów "Rinnovamento", w Anglii od dwóch również modernistów: Williams'a i barona v. Hügel. Pierwszy np. ujął się bardzo gorąco za ekskomunikowanym w "Timesie", drugi opiekował się nim do ostatnich chwil życia, a opiekował "skutecznie", bo Tyrrel zmarł, nie pojednawszy się z Kościołem.

 

Z najostrzejszą krytyką, skierowaną prze­ciw Papieżowi i jego wyrokowi w sprawie modernizmu, wystąpił przywódca moderni­stów francuskich Loisy w dziełku: Rozważa­nia nad dekretem św. Officjum Lamentabili i nad encykliką Pascendi. Broniąc zaciekle swego stanowiska omawia w pierwszej części wszystkie propozycje syllabusa (przeważnie z jego dzieł wyjęte), a w drugiej części wy­wody encykliki i sili się wprost na rozmaite zarzuty to przeciw treści, to przeciw formie obu dokumentów, to przeciw osobie Papieża, posuwając się do ironicznego upomnienia, że wolno Papieżowi modernistów ekskomunikować, ale nie wolno ich obrażać. Równocześnie z tym pamfletem wydał Loisy olbrzymie dwu­tomowe dzieło o Ewangeliach synoptycznych, w którym prześcignął nawet Renana i przy­pieczętował swoją od lat trwającą apostazję w sposób tak widoczny, że nawet największych swych przyjaciół wprawił w osłupienie. Na­stępstwem była ekskomunika większa, którą 7/3 1908 Kongregacja Inkwizycji na Loisy'ego rzuciła. Niebawem ogłosił drukiem szereg listów, jakie już to sam pisał, już to otrzymał od innych od r. 1903 do 1908, tj. od czasu potępienia przez Rzym jego dzieł aż do potę­pienia jego osoby; z tych to listów jeszcze dobi­tniej się pokazuje, komu służył od lat Loisy – Kościołowi, czy jego wrogom. Za wierną i długoletnią służbę dla tych ostatnich otrzymał dnia 2 marca 1909 z łaski ministra oświaty, protestanta Doumergue'a, katedrę historii religii w "Collége de France", aby mógł dalej i lepiej służyć rządowi masońskiemu. Inni moderniści francuscy nie posunęli się tak daleko jak Loisy w krytyce dokumentów papieskich, ale i nie wstrzymali się od niej zupełnie.

 

Przeważnie chwycili się jansenistowskiego sposobu obrony, jakoby Ojciec Święty nie był dostatecznie poinformowany o sprawie moder­nizmu i potępiał błędy, które się nie znajdują w ich dziełach. Nie mówiąc o anonimowych odpowiedziach, wśród których w najostrzej­szym tonie sformułowana była broszura pt. "Les Lendemains d'Encyclique par Catholici", z przykrością wspomnieć musimy o dwulicowym postępowaniu redaktorów czasopism: La justice sociale, La vie catholique, Le Bulletin de la Semaine. Kiedy dnia 13 lutego 1908 wy­szedł wyrok Kongregacji Inkwizycji, potępia­jący dwa pierwsze czasopisma, redaktorzy ks. Naudet i ks. Dabry poddali się i zaprzestali wydawnictwa, ale uczynili to nieszczerze i nie­chętnie, jak świadczą późniejsze ich słowa i czyny. Jeszcze przed ukazaniem się encykliki zawiesił Fonsegrive czasopismo "Quinzaine", redagowane w duchu jak najbardziej "postępo­wym", ale niebawem dał znowu wyraz swym dążnościom modernistycznym to w liście kry­tykującym encyklikę do redaktora "Tempsa", to jako współpracownik nowego czasopisma modernistycznego: "Bulletin de la Semaine" wraz z innymi pokrewnymi mu duchem, jak Imbart de la Tour, Blondel, P. Bureau, księżmi Klein, Hemmer, Laberthonnière, Lemire itd. Jeżeli się zważy, że ci wymienieni i w inny jeszcze sposób zaznaczyli swe sympatie do modernizmu, to musimy powiedzieć, że we Francji wieje jeszcze silnie duch modernistyczny. Niestety zbyt już daleko dało się unieść wielu prądom nowym, by mogli szybko i łatwo zawrócić z błędnej drogi. Osobna wzmianka należy się ks. Turmelowi, który w dwulico­wości przewyższył wszystkich innych i nie­jako od razu skompromitował ogromnie ich i siebie w świecie uczonych. Oto chwycił się niesłychanej dotąd w dziejach metody, że równocześnie pod właściwym nazwiskiem pisał w duchu katolickim i udawał wierzącego i najlepszego kapłana, a pod różnymi pseudoni­mami (Herzoga – Dupina) w duchu modernistycznym, napadając na dogmat Trójcy Świętej, na dziewictwo Najświętszej Maryi Panny, na boski początek papiestwa. Stąd pozostanie wielką zasługą ks. Salteta, profesora z Tuluzy, że to niecne postępowanie Turmela odkrył i w należytym przedstawił świetle. Sprawiedliwość każe dodać, że kiedy w r. 1909 Kongregacja Indeksu potępiła trzy dzieła Turmela, przyjął wyrok potępienia z uległością.

 

Przejdźmy teraz do krajów, zarażonych modernizmem w stopniu znacznie mniejszym niż Francja, Włochy i Anglia.

 

W Ameryce idee amerykanizmu nigdy nie zniknęły zupełnie; nadto znalazły w osta­tnich czasach gorliwych obrońców wśród współpracowników przeglądu katolickiego The New-York Review. To było powodem, że z Rzymu wyszedł zakaz dalszego wydawania i redakcja doń się zastosowała (1908).

 

W Niemczech prowadziło jakiś czas za­ciętą walkę z encykliką papieską czasopismo monachijskie Das XX. Jahrhundert i to prawie w każdym numerze, a chociaż z końcem 1908 r. istnieć przestało, to na jego miejsce w Wei­marze zaczęło wychodzić Das neue Jahrhundert, aby tę walkę dalej prowadzić. Z ostrą krytyką wystąpili także znany nam już Ehrhard i profesor monachijski ks. Schnitzer; pierwszy jednak odwołał wnet co napisał. Inni wyrazili swe niezadowolenie z encykliki w ten sposób, że stali się jeszcze gorliwszymi obrońcami Schella († 1906), jego osoby i prac naukowych.

 

W Austrii spowodował Wahrmund na początku 1908 r. swym wystąpieniem przeciw encyklice i w ogóle przeciw Kościołowi tak wielką wrzawę, że odbiła się echem nawet w parlamencie. Ostatecznie skończyła się cała sprawa najfatalniej dla samego Wahrmunda. Z Innsbruka przeniesiono go do Pragi, gdzie znowu okazano mu wyraźną niechęć, bo powoli zaczęły wychodzić na jaw zakulisowe targi, świadczące bardzo ujemnie o bohaterze... ale nie-wolności nauki. Nie obeszło się też bez ofiar wśród modernistów czeskich, bo kilku dosięgła klątwa.

 

W Polsce skorzystał z ukazania się ency­kliki Pascendi A. Szech (O. Wysłouch, Kapu­cyn), aby upozorować swoje wystąpienie z Ko­ścioła. Mówię upozorować, bo znających bliżej i postępowanie Szecha i dawne jego broszurki, ten krok ani zaskoczył, ani zdziwił. Więcej dziwić może spostrzeżenie, że dość wyraźne objawy modernizmu u nas zamiast znikać, zdają się raczej mnożyć po ukazaniu się encykliki, że wspomnę głosy niektórych pedagogów i filozofów, którzy podnoszą i zalecają religię uczucia, religię bez dogmatów, religię jakąś mistyczną, a wyrażają się z lekceważeniem o dogmatycznej, "scholastycznej", "rozu­mowej", głosy niektórych demokratów chrze­ścijańskich, którzy przypominają dużo sillonistów francuskich, głosy niektórych histo­ryków, którzy z pewnym zadowoleniem pod­noszą ciemne strony z historii Kościoła i papiestwa, aby budzić nieufność do Rzymu. Jeżeli dodamy, że znaleźli się u nas tacy, którzy uważali za stosowne przyswoić naszej litera­turze pełną bluźnierstw, trywialnych dowcipów i niesmacznych anegdot broszurę Wahrmunda, niezgodne z prawdą poglądy protestanta Pawła Sabatiera na osobę św. Franciszka i jego sto­sunek do Kościoła, wreszcie dzieło Harnacka: O istocie chrześcijaństwa, które raczej nale­żałoby zatytułować: O istocie nowego nie-chrześcijaństwa, to nie możemy powiedzieć, iżby powietrze u nas było zupełnie wolne od zarazków modernizmu.

 

Ostatecznie ten rys historyczny możemy zamknąć trafnymi słowy czasopisma "Corrispondenza romana": "Modernizm został naprawdę przez Piusa X zwycięsko odparty, ale to rozumieć należy o modernizmie teoretycznym, doktrynalnym, radykalnym. Został bowiem jeszcze i trwa dalej stan duszy moder­nistycznej, a nad jego usunięciem ma pracować teologia, przypominająca bezustannie zasadnicze prawdy Kościoła świętego". I dalsze nasze wywody mają służyć temu celowi.

 

~~~~~~~~~~~

 

 

Ks. Dr. Andrzej Dobroniewski, Modernizm i moderniści. Poznań 1911, ss. 20-30.
 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2007

Powrót do spisu treści tekstu ks.  A. Dobroniewskiego pt.
Modernizm i moderniści

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: