KAZANIE XIV (1)
Krzyż udziałem Boga
KS. ANTONI LANGER SI
Treść: W s t ę p: Pochwała krzyża. – I. Ten Chrystus cierpiący, to Bóg! Majestat Boży Chrystusa nawet w Jego naturze ludzkiej. Cudu było potrzeba, aby Bóg-człowiek mógł cierpieć. – II. Dlaczego cierpi? Z miłości dla nędznego człowieka, aby go od zguby wiecznej ratować. – Odpłaćmy Mu się wzajemną miłością.
"Przepowiadamy Chrystusa ukrzyżowanego,
Żydom wprawdzie zgorszeniem a Grekom głupstwem,
lecz samym wezwanym... mocą Bożą i mądrością Bożą". 1 Kor. I, 23-24.
Pobożny zwyczaj Kościoła św. prowadzi nas w tym czasie pokuty do stóp Ukrzyżowanego. Wisząca na krzyżu Miłość ma serca nasze obudzić ze snu zimnej obojętności, w jaką świat je pogrąża czarem złudnych uciech – ma pracą i smutkiem zwątlone dusze nasze wywieść z zamętu doczesnych trosk i rozniecić w nich święty ogień Bożej miłości.
W istocie, najmilsi! czyż krzyż św. z męką i boleściami Zbawcy, z ranami Jego i Krwią przenajświętszą, nie jest księgą, Boskimi wytłoczoną czcionkami, która z dziwną mocą odsłania nam nieskończoną wszechmoc Bożą, obierającą ubóstwo krzyża i hańbę, by odnieść triumf nad pychą i zwodnym świata przepychem? Czyż krzyż ten wymownie nie objawia wszechmiłosnej dobroci Boga, który Syna własnego na męki i śmierć sromotną poświęca, byle upadłemu stworzeniu, jakim jest grzeszny człowiek, żywot wieczny w nieskończonym szczęściu przywrócić? Krzyż, najmilsi, opowiada nam onę niewysłowioną sprawiedliwość Bożą, która Świętemu Świętych wzniosła ołtarz na ofiarę całopalną za grzechy świata; krzyż okazuje nam nietykalną świętość Bożego Majestatu, jako przeciwstawienie do niesłychanej złości grzechowej; na krzyżu wreszcie czytamy nieskończoną wartość duszy naszej, za którą Syn Boży w nieogarnionej miłości nie wahał się Krwi przelać i życia oddać. Stąd to zapewnia Apostoł Pański, że nie zna innej szkoły nad Golgotę – innej mównicy, prócz mównicy krzyża – innego mistrza nad Ukrzyżowanego; nie zna innej książki, nad Jego Najsłodsze Serce – innej umiejętności nad dzieje cierpień i śmierci Chrystusa: Nie rozumiałem – mówi on – żebym miał co umieć... jedno Jezusa Chrystusa i tego ukrzyżowanego (2).
Tajemnica krzyża jest wprawdzie Żydom i niewiernym zgorszeniem i głupstwem, ale dla nas jest niewysłowioną głębokością Bożej mądrości i siły.
Krzyż święty! O jaki to wzniosły i rozrzewniający widok! Spójrzmy nań tylko. Wierzchołkiem sięga niedościgłych wyżyn niebieskich i tronu Najwyższego, służąc nam, jako drabina Jakubowa, do nowych, Krwią Zbawiciela wysłużonych siedzib; stopą zstępuje w otchłań piekielną, by zetrzeć głowę staremu wężowi i kres położyć Jego panowaniu; a ramiona wyciąga, by nimi świat objąć, zasłaniając nas przed zasadzkami piekła i otwierając przystęp do Serca Zbawicielowego, z którego płyną krople Krwi, obfite w pociechę, pomoc i pokój na troski i strapienia nasze. O zaprawdę, tajemnica krzyża świętego to tajemnica niepojętej godności i wzniosłości, tajemnica miłosierdzia i nieprzebranej dobroci, tajemnica sprawiedliwości i wielkiego majestatu! Z krzyża czerpie mądrość sprawiedliwy – męczennik siłę – ubogi bogactwo; w krzyżu życie umarli, a zbawienie ludzie dobrej woli znajdują; krzyż ukrywa w sobie moc dla pokusą trapionych, pociechę dla smutnych, dla wątpiących nadzieję, przebaczenie grzesznikom; w krzyżu wreszcie źródło gorliwości dla oziębłych, pokrzepienie dla znękanych – tam doskonałość Świętych i korona wiecznej chwały zgotowana wybranym. Cóż więc dziwnego, że tajemnica krzyża była zawsze rozkoszą dusz prawdziwie chrześcijańskich i Boga miłujących?
I my, najmilsi, zwróćmy się w czasie postu 40-dniowego do krzyża – towarzyszmy Zbawicielowi na Golgotę! Niech z tej skarbnicy i dla naszego rozumu tryśnie światło Boskiej mądrości: niech ogień niebieski serca nasze ogrzeje. Rozpoczynając zaś dróżki kalwaryjskie, spojrzmy przede wszystkim w dzisiejszej nauce: a) kto to brzemieniem krzyża obciążony po tej drodze wstępuje? b) czyje to serce tak się upaja gorzkim kielichem boleści? Uwaga ta zapali serca nasze; bo widząc Majestat, którego moc jest potęgą w Trójcy jedynego Boga, państwem niebo i ziemia – widząc Serce, którego szlachetności żaden język skreślić nie zdoła, zrozumiemy dopiero tajemnicę męki i cierpień Chrystusa.
Wpierw jednak zwróćmy się do Boskiego Jezusowego Serca, prosząc o promyk światła, któryby nam odsłonił majestat Ukrzyżowanego i pomógł zmierzyć wielkość Jego duszy. – Zwróćmy się doń przez przyczynę Panny Najświętszej, Królowej Męczenników, mówiąc: Zdrowaś Maryja.
I.
Gdy oczy nasze zwrócimy na osobę Jezusa, wielkiego Kapłana, który drogocenne swe życie w ofierze za grzechy świata składa na ołtarzu krzyżowym, to pierwszą myślą, co zdolna serce nasze poruszyć, nie inna jak ta: Ukrzyżowany jest Bogiem.
Najmilsi! to jedno słowo zawiera w sobie wszystko, co tylko pięknego, wzniosłego, doskonałego być może; owszem, ta jedna myśl zawiera w sobie całą pełnię wszelkiej doskonałości i majestatu, którego przez wieczność całą najbystrzejszy umysł wyczerpać nie zdoła, zawsze bowiem będzie ta Boska otchłań skrywać w sobie nowy przedmiot podziwu i coraz słodszego zachwytu.
Niestety, to słowo potężne i nam tak często z ust płynie – a jednak serce pozostaje zimne i obojętne. I cóż jest tego przyczyną? Czyż słowu temu brak siły na to, by serca nasze poruszyć i przejąć? O nie! To lekkomyślność tylko nasza, pełna roztargnień świata, nęcona jego ułudą ponętną, jego upojona rozkoszą, czasu nie ma ni sposobności do zastanowienia się nad Bogiem; to duch światowy, który w nas pokutuje, nie ma czasu na zbliżenie się do Tego, który, ukrywszy swe Bóstwo, idzie drogą poniżenia i hańby, nawołując nas do siebie: Chodźcie, weźcie każdy krzyż swój i idźcie za mną! A przecie, jeżeli tylko żywo się przekonamy, że tym mężem boleści jest sam Bóg, uwaga ta jedna będzie nam źródłem pociechy, słodkości – siłą i zbawieniem.
Jak to! więc Ten, który jako wyrzutek społeczeństwa kończy życie na drzewie hańby, to ukochany Syn Ojca Niebieskiego? to odblask Jego piękności i majestatu? to On, którego wszechmoc, dobroć, mądrość jest Bożą dobrocią, mądrością, potęgą? to On, który wszechświat słowem mocy swej utrzymuje? który jest rozkoszą i szczęściem nieba samego?! Wszystko, co na ziemi napełnić nas może podziwem, co swą pięknością, szlachetnością, dobrocią w rozkoszny porywa nas zachwyt – to słaby, o! słaby tylko odblask Jego, to niby szary promyk przy słońca piękności, to niby malutka kropelka wobec nieprzejrzanego morza doskonałości. A On, będąc w postaci Bożej, będąc we wszystkim równym Bogu, wyniszczył samego siebie – jak mówi Apostoł – przyjąwszy postać sługi, stawszy się na podobieństwo ludzi i postawą znaleziony jako człowiek; sam się poniżył, stawszy się posłusznym aż do śmierci, a śmierci krzyżowej (3). Prawda, nie poniósł Jezus śmierci i cierpień w swej Boskiej naturze. Boska bowiem natura śmierci jest niedostępna; ale jakież boleści, ba, śmierć nawet sama, udziałem Jego ludzkiej natury!
A przecie, czyż sama ta ludzka natura Jezusa Chrystusa nie cudem wszechmocy jest Bożej? nie cudem cudów między dziełami Jego mądrości? Wszak natura ludzka w Jezusie Chrystusie to ta, która miała być własną naturą Syna Bożego, świątynią Jego Bóstwa! Jakże więc wspaniałą być ona musi – jak zdobną w skarby doskonałości i piękności – jaką chwałą i majestatem ukoronowana! Bóg miłuje swe Bóstwo nieskończoną miłością, toteż i świątynię godną przygotować mu winien. Natura ludzka ma być dla Syna Bożego nowym niejako niebem, musi być więc piękna jak niebo, bogata w skarby jak niebo, zachwytu pełna jak niebo! Jakoż i Ojcowie święci, nie znajdując innych słów do opisania jej godności, nazywają ją "ubóstwioną". Jak ogień żelazu udziela niejako swych własności, tak, że żelazo zdaje się być ogniem; jak zwierciadło, przyjmując światło słoneczne, świeci jakby samo było słońcem: tak Syn Boży rozlewa Boską swą piękność na swą ludzką naturę, oświeca ją Bożym światłem, umacnia Bożą potęgą, czyni zdolną do dźwigania ogromnego, choć słodkiego ciężaru Bożej chwały i szczęśliwości. Natura ludzka wprawdzie nie przestaje być ludzką, ale cała przejęta jest Bożą chwałą i majestatem. Przypatrzmy się jej bliżej.
Dusza Chrystusa, mająca całe morze boleści do ostatniej kropelki wychylić, czyż to nie prawdziwy raj piękności? Jakimiż ona nie ubogacona skarbami mądrości! To, co my niby w pomroku wiarą widzimy, przed nią świeci niebieską jasnością; ona nawet zgłębia tajniki Boskości, by czerpać z nich coraz słodszą radość i szczęście. Ta dusza z naturalną pięknością łączy piękność nadprzyrodzoną, sam odblask piękności Bożej. O moi najmilsi! słowa nasze, jakiekolwiek by były, za słabe są, by wyrazić wielkość, pełność i piękność niebieskiej krasy, jaką łaska ukoronowała duszę Chrystusa Pana. Sam Paweł św., on wielki miłośnik Jezusa, nie czując się na siłach, by oddać niewysłowioną świętość Boskiego Mistrza, gromadzi wiele pięknych słów, nazywa Go świętym, niewinnym, niepokalanym, odłączonym od grzeszników, wyższym nad niebiosa (4); ale gdy właśnie określić ma tę wyższość, milknie – i słusznie, bo tu każdy umysł ludzki, choćby nawet tak wielki jak Pawła, zachwieje się i jak łódź na wzburzonym morzu zatonie.
Dusza Chrystusa, prócz tych dóbr, ubogacona jest stokroć jeszcze większym: miłością Boga najwyższą, najgorętszą, do której tylko ta miłość da się porównać, którą Bóg samego siebie miłuje. O! jakże szczęśliwą jest dusza Chrystusa Pana! Szczęście polega na umiłowaniu posiadanego przedmiotu – a im przedmiot ten większym jest dobrem: im goręcej się go miłuje, tym pełniejsze jest szczęście. I oto, czyż dobro większe być może nad Boga? Cała Jego piękność, wdzięk i nieskończona doskonałość odsłonione stoją dla duszy Chrystusa. Ona się w nich zatapia – ona o nich wszystkich powiedzieć może: to moje... to moje... wszystko... na wieki. Jakaż więc miłość, a z nią i radość rozlewa się po tej świętej duszy! Wzbierają w niej fale szczęścia tak, że to usposobienie wewnętrzne na ciele się nawet odbija. Przypomnijcie sobie tylko chwałę Jezusa na górze Tabor, to ciało rozpromienione pełnią jasności. Światłość ta, najmilsi, byłaby codzienną szatą Chrystusa, gdyby jej sam dobrowolnie nie położył zapory. A zatem, gdy Boski Zbawca, cierpieniem chciał nas odkupić, musiał nowym cudem utworzyć sobie możność cierpienia, cudem zamknąć w sobie całą radość Boskiej swej duszy, rozlewającą się na całą Jego istotę.
Osoba więc Ukrzyżowanego to osoba godna uwielbienia, czci i najgorętszej miłości – to Król nad królami, Pan nad pany, któremu winni pokłon ziemscy mocarze, przed którym ugiąć się winno wszelkie kolano niebieskich, ziemskich i podziemnych. I oto Ten wisi na krzyżu wzgardzony, w smutku, w boleści!
Jakaż to dla nas nauka! My tak mali, godni wzgardy, owszem potępienia wiecznego, narzekamy na lada krzyżyk zesłany z ręki miłościwej Ojca światłości, od którego wszelki datek dobry i wszelki dar doskonały zstępuje!
Lecz o tym mówić nie będę. Sami bez wątpienia czujecie niedorzeczność podobnego postępowania. Zapytajmy się raczej, czemu to tak uniżył się Pan nasz Jezus Chrystus?
II.
Na to pytanie daje nam odpowiedź Jego Serce, Serce dziwne całą swoją istotą, dziwne swoją historią, dziwne całym swym życiem!
Ziemia oglądała stworzenie, od początku swego istnienia do tronów przeznaczone niebieskich. Boski Stwórca uczynił je mało co mniejszym od Aniołów, chwałą i czcią ukoronował je i postanowił nad dziełami rąk swoich (5); zbogacił je niebieskimi skarbami łaski i przyjaźni – a nawet wyniósł do godności synostwa. Tymczasem cóż czyni owo stworzenie, którym nie kto inny jak tylko człowiek? Niewdzięczny – porywa się na Pana i Boga swojego. Złość grzechu rzuca go na powrót w przepaść nicości, i piekło mu pod nogami otwiera. Miał być ukoronowany koroną wiecznej chwały i szczęścia – teraz przyoblekł czoło hańbą wieczystą; miał być upojony strumieniami Boskiej rozkoszy – zatopił się we falach sromotnych boleści. Jezus, przychodząc na ten świat, oświecony Bożym światłem, widzi opłakany stan grzesznika, widzi zarazem krzyż wśród morza boleści, jako pożądane narzędzie odkupienia, które miłosierdzie Boże nad inne środki zbawienia wybrało. I natychmiast ofiaruje się, wołając: Otóż idę, abym czynił, o Boże, wolę Twoją (6). Ach uważcie, najmilsi, wraz z św. Tomaszem z Akwinu, czy Serce Jezusowe mogłoby było większą ponieść ofiarę, gdyby już nie człowiek, ale Bóg miał być odkupiony? O nie, zaiste! Ubóstwo Jego to nadmiar ubóstwa; pogarda i hańba Jego to źródło – mało – to morze boleści! Wszystko zaś to cierpi za człowieka grzesznego, za niskie i nikczemne stworzenie, za ten proch ziemi, który tylekroć zasłużył na wieczne potępienie – cierpi Bóg-człowiek, pełen wszelkiego majestatu i chwały!
Wszelako na tym jeszcze nie koniec; zagłębmy się dalej w dziwną tajemnicę miłości Serca Jezusowego. Może te cierpienia były dla Niego koniecznością? O nie, najmilsi! one są ofiarą dobrowolną, do której nikt Go nie zmuszał. Ofiarowan jest, iż sam chciał (7) – mówi o Nim prorok Izajasz. Toż samo Chrystus Pan, bliskim będąc śmierci, potwierdził, gdy tamę kładąc gorliwości Piotra, chcącego mieczem bronić swojego Mistrza, rzekł: Czyli mniemasz, abym nie mógł prosić Ojca mego, a stawiłby mi teraz więcej niż dwanaście hufców Aniołów? (8). I w istocie, cóż mogliby Mu zaszkodzić nieprzyjaciele, choćby piekło nawet z nimi się złączyło, gdy ramię Jego jest prawicą wszechmocności Bożej? – Może więc wola Ojca Niebieskiego zobowiązała Go do przyjęcia tych męczarni? I to nie – bo chociaż krzyż był przedmiotem szczególnego upodobania Bożej Mądrości, jednakże Ojciec Niebieski byłby zezwolił na wszystko inne, co by Serce Jezusowe dla zbawienia ludzkości wybrało.
Cóż więc było przyczyną cierpień Jezusa? Miłość – miłość ku nam! Przeliczcie Jego tortury i męczarnie, a na dnie każdej wyczytacie: miłość, Umiłował mię i wydał samego siebie za mnie (9) – mówi św. Paweł. A Jan św. dodaje: W temeśmy poznali miłość Bożą, iż On duszę swą za nas położył (10). Przyjmuje z miłości ku nam cierpienia, bo to Serce Zbawiciela w nich się raduje – ono ich pragnie, pała ku nim takim żarem miłości, że płomienie jej na zewnątrz się przedostają! Spytajcie się tylko siebie samych, co to znaczy pragnąć cierpień, a przekonacie się, jak wielka miłość gościła w Sercu Jezusowym. Zaiste, żaden książę nie pragnie tyle wyniesienia swego na tron, ile Chrystus Pan wyniesienia na krzyż: Mam być chrztem ochrzczon, chrztem krwawej męki, a jakom jest ściśnion, aż się wykona? (11). Stąd krzyż był dlań przedmiotem najulubieńszych myśli, sromotna godzina śmierci nieustannym pragnieniem. Biada temu, kto by się poważył oderwać Serce Jego od raz powziętego postanowienia. Raz tylko Piotr św., uniesiony gorącą miłością ku swemu Mistrzowi, próbował Mu tego odradzać, a Chrystus zgromił go mówiąc: Pójdź za mną, szatanie, jesteś mi zgorszeniem, iż nie rozumiesz co jest Bożego, ale co jest ludzkiego (12). Przeciwnie zaś Judasza jakoby zachęcał do zbrodni, którą w sercu zamierzył, gdyż powiada: Co czynisz, czyń rychlej (13).
Zapuśćmy się jednak głębiej w rozpamiętywaniu okoliczności, towarzyszących męce Chrystusowej. Serce ludzkie małe i pełne próżności, najmniejszą nawet ofiarę, którą na rzecz bliźniego czyni, poczytuje sobie za coś wielkiego – nią się wywyższa, podnosi, wychwala przed światem. Trzeba serca prawdziwie heroicznego, by za nic uważało największe ofiary, jakich się zbawienie lub dobro bliźniego domaga. I oto takim było Serce Jezusa. Męka, którą poniósł Zbawiciel, była niezmierzona jak morze, a ona Mu kielichem się tylko być zdaje, w którym ledwie widzi kilka kropel goryczy. On woła: Pragnę – a Ojcowie tłumaczą pragnieniem większych jeszcze męczarni. O dziwna głębino miłości! a jednak jeszcze ledwie u jej brzegu stoimy.
Zważmy, najmilsi, na szali Bożej sprawiedliwości najmniejszy uczynek Chrystusa Pana – połóżmy po jednej stronie tej wagi grzechy i zbrodnie świata, po drugiej jedną tylko kropelkę Krwi Jezusa za nas przelanej, lub łezkę Bożego Dzieciątka, wylaną w Betleemskiej stajence; co przeważy? Patrzcie, jak wielka, niezmierna jest wartość Krwi przenajświętszej! Można by dołożyć jeszcze grzechy tysiąca światów i wszystkich odpadłych aniołów – a jeszcze by nieskończona wartość jednego Chrystusowego uczynku, jednej ofiary przewyższyła ciężar największych zbrodni. Tymczasem miłość Chrystusa Pana nie zadawalnia się tym tylko, czego wymaga dług sprawiedliwości; jej miara jest inna. Ona zwycięstwo chce odnieść nad ludzką obojętnością, chce drogę zamknąć wszystkim wymówkom i dlatego cierpienie jako znak swój do ostatnich granic posuwa. Chrystus cierpieć nie mógł; natura Jego przepełniona szczęśliwością Boga, który w ciele człowieczym ukształcił siedzibę Majestatu swego, niedostępna była wszelkiej boleści. Ale niemoc tę cudem przełamał i dla nas całą gorycz pełnego kielicha wychylił.
Najmilsi! jakże serce nasze inne od Zbawicielowego. On w dziedzictwie swojej wszechmocy wszelkich środków szuka, by Go żadna boleść nie uszła; – my, niech tylko w oddali krzyż się ukaże, wszystko czynimy, by go uniknąć. I czyż przynajmniej nadzieja wzajemności w uczuciach tych towarzyszy Sercu Jezusa? O nie! przewiduje On czarną niewdzięczność, bluźnierstwa i zbrodnie, którymi Mu za miłość płacimy; widzi, jak miliony i miliony depcą najświętszą Krew Jego i niebo, taką ceną kupione, odrzucają za lada zwierzęcą uciechę; patrzy, jak setki tysięcy odrzucają oną tajemnicę miłości jako kłamstwo, bajkę i głupi wymysł intrygantów. A przecie mimo niewdzięczności naszej miłość Jego nie słabnie.
O zaiste, dziwne to Boskie Serce! dziwne dzieje Jego miłości! Brak nam słów do opisania tego Serca, bo brak i pojęcia do zrozumienia. Miłość Jego przewyższa wszelki wyraz i wszelkie poznanie.
Chociaż atoli Jezus nie zraża się naszą niewdzięcznością, wzajemności jednak za swą heroiczną miłość żąda od nas i pragnie. Miłujcie mię – woła do nas – bom ja was pierwej umiłował; miłujcie mię nade wszystko, bom i ja was nade wszystko umiłował, czyniąc ofiarę z chwały i majestatu, z całej szczęśliwości i skarbów nieba; miłujcie mię nad wszelką miarę, bom i ja was nad miarę ukochał. Wyrzućcie z serc waszych miłość własną, wyrzućcie miłość świata, która, do serca grzech wnosząc, niszczy owoce krzyża i udaremnia błogosławieństwo mych cierpień.
Tego, najmilsi, domaga się Serce Jezusowe od wszystkich – od was żąda więcej. Apostolstwo Serca Jezusowego – to wasza chwała. Do was się więc zwraca słowy: Przyszedłem puścić ogień na ziemię, a czegóż chcę, jedno aby był zapalon (14). Idźcie tedy i zapalajcie ziemię żarem mej miłości! Oto świat gore w płomieniach nieszczęsnych namiętności; szatan, z nieprzeliczonym orszakiem powierników, roznieca pożar, który zlać się ma z ogniem piekielnym. Zgubny ten ogień może tylko miłość moja zagasić. Idźcież więc – idźcie! bądźcie apostołami Serca mojego; rozpalajcie wszędzie ogień miłości, która trawi me Serce. Przykładnością, świętością obyczajów, prawdziwą pokorą i łagodnością niezwyciężoną dowiedźcie światu, że nic nie ma wyższego, nic słodszego, nic potężniejszego i bardziej uszczęśliwiającego człowieka, nad miłość mojego Serca. Przeciw zabiegom szatana i jego służalców walczcie bronią zawsze zwycięską: modlitwą. W imię moje wypraszajcie u Ojca mego łaskę wiary błądzącym, gorliwość obojętnym, doskonałość świętym, wytrwałość tym, którzy idą drogą sprawiedliwości; aby tak wszyscy odkupieni, dostąpili zbawienia, a Miłość ukrzyżowana ukoronowaną była wieczną miłością zbawionych. Amen.
O Męce Pana Jezusa. Kazania i szkice księży Towarzystwa Jezusowego. Zebrał X. J. M. Zatłokiewicz T. J., Wydanie drugie. Kraków 1923. Wydawnictwo Księży Jezuitów, ss. 147-156.
(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozwolenie Władzy Duchownej:
J. Andrasz S. J.
censor
L. 10613/23.
Z Książęco-Biskupiej Kurii
† Adam Stefan
L. S.
X. Wł. Miś
kanclerz
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przypisy:
(1) To kazanie mówione było w Krakowie w kościółku OO. Jezuitów na Wesołej 1876 r.
(2) 1 Kor. II, 2.
(3) Filip. II, 6-8.
(4) Żyd. VII, 26.
(5) Ps. VIII, 6.
(6) Ps. XXXIX, 8; Żyd. X, 7-9.
(7) Izaj. LIII, 7.
(8) Mt. XXVI, 53.
(9) Galat. II, 20.
(10) 1 Jan. III, 16.
(11) Łk. XII, 50.
(12) Mt. XVI, 23.
(13) Jan. XIII, 27.
(14) Łk. XII, 49.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: