O MĘCE PANA JEZUSA

 

KAZANIA I SZKICE

 

KSIĘŻY TOWARZYSTWA JEZUSOWEGO

 

 

KAZANIE XVII (1)

 

Chrystus przed sędziami

 

KS. ANTONI LANGER SI

 

Treść: I. Chrystus sądzony przed potrójnym trybunałem: Kajfasza, Heroda, Piłata. – II. Podobnie i Kościół ma swoich Kajfaszów, Herodów, Piłatów, co go sądzą i potępiają. Którzy to są?

 

––––––––––––

 

"Przepowiadamy Chrystusa ukrzyżowanego,

Żydom wprawdzie zgorszeniem, a Grekom

głupstwem, lecz samym wezwanym... mocą

Bożą i mądrością Bożą". I Kor. 1, 23-24.

 

Słowo to wielkiego Apostoła jest zarazem treścią dziejów świata po Chrystusie Panu. Od chwili spełnienia się wielkiej ta­jemnicy na górze Golgocie, świat dzielił się zawsze na dwa różne obozy. Jednemu Ukrzyżowany był głupstwem i zgorszeniem, drugiemu mocą i mądrością Bożą: w jednym naśmiewano się z Jego mowy i prawem gardzono, widząc tylko w krzyżu znak hańby, miasto źródła łaski – w drugim ta sama nauka była źródłem życia, pociechy i szczęścia, toż samo prawo zarodem cnoty i nieznanej dotychczas wśród ludzi świętości.

 

I dziś, najmilsi, świat w ten sam sposób jest podzielony. Nieprzyjazny obóz wrogów walczy przeciw ukrzyżowanemu Bogu-człowiekowi, a nie mogąc już pastwić się nad Boską Jego osobą, zwraca piekielny jad przeciw osobie mistycznej Jezusa – Jego Kościołowi. Jakoż Kościół św., pod brzemieniem zawiści wrogów, kroczy tą samą drogą, na której mu Boski Mistrz i Zba­wiciel przoduje! krzyż mu godłem, wyciskającym nań ciągle pię­tno cierpień Chrystusowych – że krótko zbiorę wszystko: wie­kowe życie Kościoła św. niczym innym nie jest, jeno powtórze­niem bolesnej drogi Jezusa od stajenki Betlejemskiej aż na Gol­gotę.

 

Jest to jedno z dzieł Bożej Opatrzności Ukrzyżowanego, dzieło mocy i mądrości Jego.

 

Patrzcie na krzyż! Żydom miał posłużyć, by zniszczyć Chrystusa i hańbą okryte imię Jego zatrzeć w ludzkiej pamięci; tym­czasem narzędzia mądrości ludzkiej Wszechmoc Boża do osią­gnięcia przedziwnego skutku użyła. Podobnie nieprzyjaciele imie­nia Jezusowego do tego jedynie dążą, by Kościół św. zniszczyć; Chrystus Pan zaś wysiłków ich używa, by tym wyraźniej Boskie piętno na swej Oblubienicy wyryć.

 

Dziś stoimy przed nowym obrazem pasyjnym: Chrystus Pan wobec swych sędziów. Będę wam więc opowiadał Zbawcę w tych chwilach, lecz tak, by zarazem przedstawić Kościół przed trybunałem ludzkich o nim sądów.

 

Jezus kolejno staje przed Kajfaszem, Herodem, Piłatem – potrójny sąd, w postępowaniu na pozór różny, w rzeczy zaś samej jednakowo przewrotny. Najsamprzód sądzi Go Sanhedryn, rada kapłanów, doktorów, zakonu i starszych ludu – wierny zaiste obraz pychy serca ludzkiego, poniżonego blaskiem Bożej prawdy. Następnie sądzi Chrystusa Pana Herod! nieczysty, do gruntu zepsuty, wciela w siebie mądrość cielesną i zepsucie serca, które pod maską oświaty kryje swą obrzydłość. Wreszcie staje Pan nasz przed pretorium Piłata, męża przenikliwego umysłu, pewnej nawet dobroci serca, ale słabej, niedołężnej woli, nie umiejącej się zdobyć na mocne postanowienie, przenieść prawdę nad politykę, sprawiedliwość nad niski wzgląd ludzki, bojącej się spełnienia swego obowiązku. Oto obraz słabej ludzkiej woli, która by rada pójść za dobrem, ale spostrzegłszy trud albo nawet ofiarę, cofa się przed nim wbrew własnemu sumieniu. Wobec ta­kich sędziów jakiegoż Chrystus Pan mógł się spodziewać wyroku, jeśli nie potępienia?

 

Podobnie ma się rzecz, najmilsi, z Kościołem św. I Ko­ściół ma swych Kajfaszów, Herodów, Piłatów – oni nigdy nie wyginą – sądzą go, potępiają. Wszelako chwalebny to wyrok, bo Kościołowi podobieństwo daje z Boskim Oblubieńcem i speł­nia Jego obietnice prorocze. Tak w tych sądach mamy dowód Bożej Kościoła godności, pobudkę naszej ku niemu wiary, ufno­ści i miłości.

 

Przypatrzmy się więc, najmilsi, podwójnemu temu obra­zowi, z pragnieniem, by w nas rosła miłość ku Boskiemu Zbawcy i Jego Kościołowi; co niech nam Maryja Matka i Królowa Chry­stusowego Kościoła wyprosi, którą pozdrówmy, mówiąc: Zdro­waś Maryjo.

 

I.

 

Chrystus Pan wobec Kajfasza! Jakaż to tajemnica Bożego uniżenia! Chrystus przed najwyższym, najświętszym, przez Boga ustanowionym trybunałem, ale złożonym na teraz z ludzi peł­nych niesprawiedliwości, do których można zastosować słowa Zbawcy: Biada wam... obłudnicy, iż jesteście podobni grobom pobielanym, które z wierzchu zdadzą się piękne ludziom, ale wewnątrz pełne są zgnilizny i wszelakiego plugastwa (2).

 

Najwyższy Kapłan, Kajfasz! Przypatrzmy się mu dobrze. Ach! to ten sam, który niedawno jeszcze uspakajał sumienia towarzyszów złości, mówiąc: Wy nic nie wiecie, ani myślicie, iż wam jest pożyteczno, żeby jeden człowiek umarł za lud, a nie wszystek naród zginął (3). Cóż czynimy, albowiem ten człowiek wiele cudów czyni? Jeśli go tak zaniechamy, wszyscy weń uwie­rzą; i przyjdą Rzymianie, i wezmą nasze miejsce i naród (4). W tych słowach maluje się też powód cały niezmiernej nienawiści ku Chrystusowi Panu. Kapłani spodziewali się ujrzeć Mesjasza królem potężnym, a samych siebie wyniesionych na pierwsze miejsca w nowym państwie żydowskim. Tymczasem staje pośród nich Jezus Nazareński, głosi się Mesjaszem, ale jakże daleki od tego, którego sobie ambicja ludzka wymarzyła – bez skarbów, hono­rów, potęgi. Gdyby przynajmniej szukał był ich przyjaźni, otaczał ich szacunkiem i uwielbieniem, swe cuda na ich korzyść działał; ale On ich pomija, maskę obłudy z nich zdziera i oka­zuje, czym są właściwie. Tego już żydowskiemu kapłaństwu za wiele. On – mówią – nie może być Mesjaszem!

 

Macie, najmilsi, obraz sędziów Chrystusa. Ciemna noc ponad Jerozolimą, a oni, ufni w zdradę Judasza, oczekują zgro­madzeni, by dokonać dzieła ciemności i zgubić Jezusa. Wybiła północ. Wtem wiodą Zbawcę, w domu Annasza już szyderstwem, zniewagą i obelgami obrzuconego i rozpoczyna się straszne posiedzenie. Kłamliwi świadkowie występują z fałszywymi, przekupionymi zeznaniami. Kajfasz płonie od wstydu, bo widzi, że w nich nie tylko nie ma nic zasługującego na śmierć, lecz nadto sami wzajemnie się zbijają, a na domiar wszystkiego ten Jezus, po bożemu milczący cierpliwie, słuchający głupich oskarżeń, stwierdza jawnie swą świętość i wyrzutem cięży na sumieniach kapłańskich. Złość musi się ratować. Więc wstaje arcykapłan i gniewem rozpalony woła: Nic nie odpowiadasz na to, co ci prze­ciwko tobie świadczą? Poprzysięgam cię przez Boga żywego, abyś nam powiedział, jeśliś ty jest Chrystus, Syn Boży (5). W chwili, gdy z ust kłamcy wyszło słowo prawdy, Jezus od­rzekł: Tyś powiedział – jam jest. Jednak powiadam wam, od­tąd ujrzycie Syna człowieczego, siedzącego na prawicy mocy Bożej i przychodzącego w obłokach niebieskich (6). W duszach sędziów następuje chwila nieszczęsnego przełomu. Kajfasz, spokojem Zbawcy do szału przywiedziony, o nic więcej nie pyta; przejęty tylko duchem piekielnym, rozdziera szatę, wołając: Zbluźnił, cóż dalej potrzebujemy świadków? otoście teraz słyszeli bluźnierstwo – co się wam zda? – Winien jest śmierci (7) – za­wołali wszyscy – winien jest śmierci! – i poczęli plwać w obli­cze Jego i bili Go pięściami, a służebnicy policzkowali Go.

 

Najmilsi! oto pierwszy akt sądu ludzkiego nad Zbawcą: Winien jest śmierci! Chrystus Pan dowiódł, że jest Bogiem, sprawdziły się na Nim przepowiednie mesjańskie starego Przy­mierza i właśnie dlatego winien jest śmierci. Tak, bo Bóg tylko swą śmiercią mógł nam wysłużyć zbawienie i łaskę. Uwielbiajmy w świętokradzkim tym sądzie Opatrzność Bożą, która samą przewrotność ludzką w dzieło miłosierdzia obraca. O jakże pełna po­ciechy tajemnica, w której ścieżki nikczemności ludzkiej pod ręką Opatrzności Bożej zmieniają się w szczęśliwe drogi dobroci i mi­łosierdzia Bożego. Lecz jeśli obrażona duma na taki sąd się od­waża, jakiż dopiero wyrok wyda zmysłowością skażone serce człowieka?

 

 

Przypatrzmy się na Zbawcę przed trybunałem Heroda. Ciało tu sądzi o Bożej prawdzie, bo Piłat przeświadczony z jednej strony o niewinności Jezusa, z drugiej zaś zbyt słabej będąc woli, by Go ze szponów żydowskich wybawić, odsyła, jako Ga­lilejczyka, Herodowi, nie troszcząc się bynajmniej, co się dalej stanie

 

Ach, najmilsi, jak bolesna ta scena! Jezus, świętość sama, na dworze rozpustnym, gdzie głowa Jana Chrzciciela nagrodą była nieczystego tańca córki nierządnicy. Ale też dwór ten He­roda, to obraz wierny ludzi dzisiejszego świata, którzy pod ma­ską oświaty, cywilizacji i wolności własne kryją występki.

 

Herod nie wierzy w Bóstwo Chrystusowe; patrzy na Zbawcę, jak na zręcznego kuglarza. Stosownie więc do tego, wita Go słowem gorzkiej polityki, że bardzo się raduje, widząc Mistrza, o którym tyle dziwów słyszał. Potok słodkich pochlebstw pły­nie z kłamliwych ust króla; spodziewa się tym próżność Jezusa pobudzić do uczynienia wielkiego jakiego cudu. Tymczasem da­remno! Chrystus Pan karcącym milczeniem zawodzi grzeszną ciekawość i niecną potępia sromotę. Herod takiej mowy nie ro­zumie, bo jakżeby cielesny człowiek pojął to, co jest ducha Bo­żego? Sądzi, że Chrystus Pan lęka się wobec jego dworu poka­zać lichych sztuk, obrachowanych na głupotę ludu: wzgardziwszy Nim zatem, oblókł Pana w białą szatę, zwyczajną odzież szaleń­ców, i do Piłata odesłał. Pójdźmy za Jezusem. Pomijam już wszystko, co wycierpiał w drodze od szaleństwa kapłanów, które jak płomień złowrogi ogarnęło serca bezrozumnej tłuszczy. Stań­my przed samym trybunałem wielkorządcy rzymskiego.

 

 

Podrażniony krwiożerczą zawiścią Żydów, po raz wtóry ogłasza Jezusa niewinnym. Cóż wżdy złego ten uczynił? Żadnejem przyczyny śmierci w nim nie znalazł, skarcę go tedy i wy­puszczę (8). Och! jakże niegodziwy wyrok, jakaż myśl szalona! Jezus niewinny – skarcę go i wypuszczę! Czemuż więc karać tego, którego niewinność się publicznie uznaje? Ach! bo Piłat lęka się Żydów i szuka półśrodków, by ich zadowolić i poczucia sprawiedliwości zupełnie nie zgwałcić.

 

Wtem przypomina sobie, że w więzieniach swych trzyma Barabasza, znienawidzonego Żydom zbrodniarza. Próbuje więc ostatniego środka – porównuje razem Jezusa z mordercą i daje Żydom do wyboru uwolnienie jednego albo drugiego. Jak wiel­kie upokorzenie! Jezus, świętość sama, postawiony na równi ze zbójcą, tylu splugawionym zbrodniami! Jednakże większa Go jeszcze czeka zniewaga. Pospólstwo, pod iście szatańskim natchnieniem, przenosi Barabasza: Wypuść Barabasza, a strać Je­zusa – ukrzyżuj! ukrzyżuj!

 

Piłat nowego próbuje środka, by zmiękczyć nareszcie krwio­żercze serca Żydów. Wziął tedy Piłat Jezusa i ubiczował. Krótki to był rozkaz, lecz z jakim zawstydzeniem Jezusa złączony! Drogie ciało Jezusa, cud dziewictwa i wstydliwości, wystawione na widowisko niecnego pospólstwa. Piekło przez ręce siepaczy znęca się nad Bogiem. Już brak miejsca do smagania, a mimo to biją dalej – rany nowe na dopiero otworzonych zadają, szar­pią ciało coraz głębiej i szerzej – tak, że stoi już prawdziwy mąż boleści, zniszczony, ubity i starty, jak Go widział Izajasz w proroczym widzeniu. Ach, najmilsi! ale to morze boleści jest niemniej przepaścią miłości. Jezus zraniony za nieprawości na­sze, starty za złości nasze, a sinością Jego jesteśmy uzdrowieni (9). Tak! Jezus najdroższe ciało poświęcił dla zbawienia grzesznych serc naszych.

 

Wszelako nowy wymysł szatana nowy nam przedmiot uwagi nasuwa. Jezusa koronują – nie koroną chwały, lecz koroną cier­niową, okrutną i krwawą, pełną katuszy dotąd niewidzianych – i by przepełnić miarę szyderstwa, na zranione plecy kładą plu­gawą szmatę szkarłatną i w rękę wciskają Mu berło z wiotkiej trzciny, przedstawiające naszą obłudną, udaną cnotę. Rzesza wielka żołdactwa, niby dworacy, wśród śmiechu i urągań składa hołd szyderczy Panu swojemu, wołając: Bądź pozdrowion królu żydowski! – podczas gdy inni nań plwali i policzki Mu dawali i bili pięściami. Prawdziwie, obraz to pełen zgrozy. Ecce homo! Piłat to widzi, ale patrzy na wszystko przez palce, wreszcie są­dzi, że zemsta Izraela dość się nasyciła, i przerwać można żoł­nierzom niecną zabawę. Wyprowadza tedy Jezusa poprzed oczy tłumu i mówi: Oto go wam wiodę przed ratusz, abyście poznali, że w nim żadnej winy nie znajduję (10). Scena to rozdzierająca serca. Chrystus Pan przed ludem, któremu tyle łask świadczył, a który Mu teraz odpłaca biczami i wieńczy cierniową koroną. Ludu mój ludu, cóżem ci uczynił? – mówi Pan w cichym roz­rzewnieniu, raz jeszcze podając mu kotwicę zbawienia. Lecz pie­kło łaskę zwycięża. Strać, strać! ukrzyżuj Go! – woła rozbe­stwiona tłuszcza.

 

Zadrżał wielkorządca rzymski. Jednak siły mu brakło, by stanowczo się oprzeć. Króla waszego ukrzyżuję? Weźmijcie go wy, a ukrzyżujcie, bo ja w nim winy nie znajduję. To Żydom nie wystarcza; krok jeden ustępstwa potrafią dalej wyzyskać. Jeśli tego wypuścisz, nie jesteś przyjaciel cesarski; każdy bowiem, co się czyni królem, sprzeciwia się cesarzowi. Łaskę ce­sarza utracić, to byłby cios dla Piłata, nad który nie pojąłby większego. Kapłani to wiedzieli; już mają go w swym ręku. Piłat o niczym innym już myśleć nie może, innego uczucia nad trwogę przed utratą łaski cesarskiej do serca nie dopuści; siada i raz jeszcze szyderczo się odzywa: Oto król wasz! – by zaraz wy­dać żądany wyrok śmierci. Piłat wyrzut sumienia zagłuszyć spró­buje zrzuceniem winy na Żydów. Umywa ręce i oddając ostatnie świadectwo sprawiedliwości Jezusa, mówi: Nie winienem ja krwi tego sprawiedliwego, wy się patrzcie (11). Zaślepiony lud przyj­muje klątwę bogobójstwa na siebie: Krew jego na nas i na syny nasze (12). Tymczasem Ojciec Niebieski grzeszny wyrok, na Syna swego wydany, zatwierdza w niebie, zmieniając złość ludzką w dzieło miłosierdzia Bożego. Krew Chrystusowa popłynie na świat cały, nie ku potępieniu, lecz ku zbawieniu, napełniając lu­dzi łaską i szczęściem – a tak znów Jezus stanie się dla niewiernych głupstwem i zgorszeniem, a dla nas mądrością i mocą Bożą.

 

II.

 

My przypatrzmy się drugiemu obrazowi. Kościół wobec potrójnego trybunału, który go sądzi, wiernie odbija na sobie potrójny sąd Założyciela swego.

 

A najprzód stoi wzgardzony i potępiony przed swoim Kaj­faszem. Któż on? Ach, najmilsi, kto go nie pozna w dumie ludzkiego umysłu, kryjącej się pod płaszczem filozofii, postępu, oświaty? Wszak widzicie, jak w bezbożnych dziennikach rozbiera fałszywą krytyką naukę, dogmaty i podstawy moralności Ko­ścioła. Woła, że czyni to w imię prawdy – ale gdzie mu o nią chodzi. Jemu idzie tylko o to, by własną korzyść wynaleźć, i po­ważania u ludzi się dobić. Spójrzcie tylko na onych sędziów Ko­ścioła, a zobaczycie, jaka nienawiść pożera ich dusze. Kościół bez namiętności, lecz i bez względu zarazem odsłania i potępia ich błędy – stąd gniewy. Przekupują i oni fałszywych świadków, przekręcają historię i dzieje świata, by oczernić Kościół; kłamliwymi wynalazkami wiedzy kuszą się okazać niedorzeczność Wiary – słowem, co tylko jest świętym i uwielbienia godnym, obrzucają oszczerstwem. Atoli i tu non est conveniens testimonium illorum – nie zgadzają się ich świadectwa.

 

Zarzuty, wierze świętej uczynione, są tak niedorzeczne i nierozumne, że tylko zaślepiona nienawiść nimi posługiwać się może i głupota w nie wierzyć. Kajfasz też czuje niedołężność swych usiłowań i odważa się na otwarte pytanie: Czyś ty jest Kościołem prawdziwym, przez Boga postanowionym, nieomyl­nym stróżem Bożej prawdy? Odpowiedź Mistrza w zamian otrzy­ma: Tu dixisti = tyś powiedział; Bóg nie tylko mym twórcą, lecz życiem mym, prawdą i łaską. Jednakże, jak stary Kajfasz, mia­sto ukorzyć się przed takim wyznaniem, zbluźnił – zawoła – zbluźnił przeciw godności człowieka, wolności i postępowi i wi­nien jest śmierci!

 

Otóż, najmilsi, pierwszy wyrok potępienia, wydany dla­tego jedynie, że Kościół ma Jezusa założycielem. Otóż pierwsza pieczęć jego boskości i fundament naszej wiary.

 

 

Kościół prócz Kajfasza ma też swego Heroda. Jest nim owa brudna, nieczysta oświata, która mądrość swą czerpie w przy­bytkach rozpusty, gdzie Herodiada haniebny wiedzie taniec, i szkołą zepsucia kieruje. Czyż bowiem oświata dzisiejsza, z szpetnością swego cywilnego, rzekomego małżeństwa, z miękkością zbytków, bezwstydem mód, zabaw, teatrów i uciech, z rozwiązłością obyczajów – czyż to, mówię, nie wierny obraz Heroda? O! jakże on chętnie sądzi i potępia Kościół! Kościół bowiem przeraża go swą wiarą czystą i wzniosłą, ustawami wymagającymi nieskazitelności obyczajów – i dlatego, jak stary Herod, chwyta się broni szyderstwa. Środek to najłatwiejszy. Śmiać się z tego, czego się nie rozumie, naigrawać z tego, co najbystrzejsze podziwiają umysły, szydzić z tego, za co najpiękniejsze serca życie kładą w ofierze – na to niewielkiej potrzeba mądrości, tym bardziej, że ona zawsze znajdzie takich, którym płytki dowcip wystarczy za najsilniejsze dowody, Kościół więc znowu wy­śmiany, wzgardzony, obrzucony szyderstwem, znajduje liczny za­stęp sędziów, Heroda śladem idących. Sąd ten jest nowym dowodem Boskiej jego godności, gdyby bowiem był Kościół ze świata, świat by go miłował.

 

 

My jednak spieszmy do trzeciego sędziego – do Piłata, który wyrok na oblubienicę Chrystusa wydaje. Są nim owe no­woczesne państwa nie na opoce prawa Bożego wzniesione, lecz zbudowane na piasku zmiennej opinii publicznej.

 

Kościół staje przed nimi z mianem buntownika. O, nie do uwierzenia! Kościół, który królewską godność ceni jako odblask Bożego Majestatu, Kościół, który zawsze głosi słowo Zbawicielowe: Oddajcie co jest cesarskiego cesarzowi, a co jest Bożego Bogu (13) – ten Kościół ma być buntownikiem, burzycielem po­rządku i to dlatego, że potępia błędy, które są świata dzisiej­szego mądrością? A jednak tak się dzieje. Podczas zaś, gdy świat Kościół potępia, Barabasz dzisiejszy, któremu godność królewska lalką jest tylko, który gotów zawsze prawo wszelkie zdeptać, cieszy się swobodą i szacunkiem.

 

Najmilsi! dzieje dni naszych jawnie to wskazują. Dzisiej­szy Piłat widzi wprawdzie również, że Kościół niewinny, ale i on za słaby, boi się kapłanów opinii publicznej, faryzeuszów nowej mądrości, rewolucji, i stąd woli krępować Kościół, wydzierać mu wolność i najświętsze prawa, wydać go samowoli wrogów, niż sąd sprawiedliwy publicznie ogłosić.

 

Iluż to dzisiaj sług ołtarza, ogołoconych ze wszystkiego, ostatniemu podlega ubóstwu; iluż więźniów tuła się daleko od własnej owczarni po świecie? Owszem, czyż nawet sama Głowa świętego Kościoła, pozbawiona królewskiej potrójnej korony, nie nosi miasto tiary bolesnego wieńca? Spójrzcie tylko na Więźnia watykańskiego, a przekonacie się, jak Chrystus Pan cierpi w swo­im namiestniku.

 

Nie koniec na tym. Co przyjdzie nie wiemy. Ale bądźmy pewni, że i nowy Piłat, jak stary Chrystusa, potępi Kościół Jego i wyda na ukrzyżowanie. Cieszmy się wszakże samą tą myślą, albowiem w jej ziszczeniu właśnie chwała tajemnicy Ukrzyżowa­nia, Zmartwychwstania radość. Już nieraz Kościół krwawe czasy przechodził, już nieraz zdawał się wróg triumfować nad jego zagładą – a zawsze zwycięsko, owszem w pełniejszej chwale i blasku powstawał. Tak i teraz będzie. Cierpienie jego jest tylko nieustannym odbiciem podobieństwa do Boskiego Mistrza, a za­razem dla nas fundamentem wiary, źródłem nadziei i pobudką czułej, gorącej, heroicznej miłości.

 

 

Miłujmy więc Boski nasz Kościół miłością pełną odwagi, nie tą, która się wypiera przed światem – taką bowiem miał ku Chrystusowi i Piłat, i ona go zgubiła. Miłujmy wszystko, co się łączy z Kościołem: jego wiarę, ustawy i przykazania. Nie chciejmy należeć do tych nieszczęsnych, którzy się go wyrzekają, przeciw niemu walczą i poza jego obrębem szukają chwały, powodzenia, wolności, oświaty i szczęścia. Najmilsi! wszystko to jedynie pod krzyżem znajdziemy – u stóp Ukrzyżowanego, a On działa jedynie, panuje i żyje w Kościele ukrzyżowanym, w Kościele katolickim. Dzieci ukrzyżowanego Boga, bądźmy wiernymi dziećmi ukrzyżowanego Kościoła, a staniemy się też dzie­ćmi Kościoła triumfującego na wieki w niebie. Amen.

 

Ks. Antoni Langer SI

 

–––––––––––

 

 

O Męce Pana Jezusa. Kazania i szkice księży Towarzystwa Jezusowego. Zebrał X. J. M. Zatłokiewicz T. J., Wydanie drugie. Kraków 1923. Wydawnictwo Księży Jezuitów, ss. 176-185.

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Pozwolenie Władzy Duchownej:

NIHIL OBSTAT

J. Andrasz S. J.

censor

 

L. 10613/23.

POZWALAMY DRUKOWAĆ

Z Książęco-Biskupiej Kurii

 

Kraków, dnia 13. XI. 1923

 

† Adam Stefan

L. S.

X. Wł. Miś

kanclerz

 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Przypisy:

(1) To kazanie mówione było w Krakowie w kościółku OO. Jezuitów na Wesołej 1876 r.

 

(2) Mt. XXIII, 27.

 

(3) Jan XI, 49-50.

 

(4) Tamże, w. 47-48.

 

(5) Mt. XXVI, 62-63.

 

(6) Tamże, w. 64.

 

(7) Tamże, w. 65-66.

 

(8) Łk. XXIII, 22.

 

(9) Izaj. LIII, 5.

 

(10) Jan XIX, 4.

 

(11) Mt. XXVII, 24.

 

(12) Tamże, w. 25.

 

(13) Mt. XXII, 21.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMVIII, Kraków 2008

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: