KS. FRANCISZEK KWIATKOWSKI SI
"Cała Polska – pisze Książę Metropolita Krakowski, Adam Stefan Sapieha, – obchodzi w tym roku 250 rocznicę odsieczy Wiednia, rocznicę zwycięstwa Krzyża nad Półksiężycem. Zwycięstwo to nad Turkami pod Wiedniem, w którym nasz król Jan Sobieski tak wybitną odegrał rolę, położyło kres wiekowemu niebezpieczeństwu zalania świata chrześcijańskiego przez Muzułmanów i stało się jakby zakończeniem wojen krzyżowych. Król Jan opromienił swym zwycięstwem imię Polski sławą nieśmiertelną. Stanęła ona przez nie w szeregu narodów Zachodu chrześcijańskiego, jako ich obrońca. Król i naród nasz dał dowód swej żywej i ofiarnej wiary, solidarności i kultury chrześcijańskiej. Toteż imię króla Jana jest jednym z niewielu imion polskich znanych i czczonych w społeczeństwach Zachodu europejskiego" (2).
Jan Henryk Rosen, odnawiając świeżo kaplicę Sobieskiego na Kahlenbergu pod Wiedniem, umieścił w górnej części jednego z obrazów pochód rycerzy krzyżowych ze św. Ludwikiem na czele, – w dolnej zaś legata papieskiego, kapucyna Marka z Aviano, któremu służy do Mszy św. sam król Jan III Sobieski. Odwracając się na Ite Missa est, Ojciec Marek wymawia z natchnienia Bożego słowa: Ioannes vinces – "Janie zwyciężysz", a Sobieski odpowiada: Deo gratias – "Bogu dzięki".
Bo też rzeczywiście odsiecz wiedeńska z 1683 r., której 250-tą obchodzimy rocznicę, była ukoronowaniem i zakończeniem wojen krzyżowych, triumfem Krzyża, skutecznym załamaniem się potęgi Półksiężyca. Nie stało się to bez szczególniejszej Bożej pomocy, czemu dał wyraz Sobieski, pisząc do Papieża po zwycięstwie nie jak poganin Juliusz Cezar: Veni, vidi, vici – "Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem", – lecz jak żołnierz Chrystusowy: Veni, vidi, Deus vicit – "Przybyłem, zobaczyłem, a Bóg zwyciężył".
Na to religijno-kulturalne znaczenie wiedeńskiej rocznicy zwraca uwagę narodu naszego także Prymas Polski, ks. Kard. Hlond, gdy pisze w swym orędziu: "Zwycięstwo pod Wiedniem nie było przygodnym triumfem, lecz wyrosło z dziejową koniecznością z wyższości ducha polskiego, spotęgowanego pięciowiekowym bojowaniem o wiarę i cywilizację. Szło ku nam od pól lignickich, poprzez Warnę, Cecorę i Chocim. Dojrzało w bojach i wyprawach bez liku. Było potężnym finałem wielkiego zmagania się z naporem zbrojnego Półksiężyca. A zrządzeniem Opatrzności Bożej było, że tej wiekopomnej rozprawie przewodziły królewskie znaki Jana III i że areną jej stały się słoneczne przedpola naddunajskiej stolicy. Pod okiem świata cywilizowanego prowadził geniusz królewskiego wodza żelazne rycerstwo polskie i barwne armie sprzymierzone do zwycięstwa, które z istoty swej było triumfem Krzyża i kultury europejskiej" (3).
W perspektywie historii widzimy dziś jasno, że całkiem inaczej wyglądałaby Europa, gdyby pod Wiedniem w 1683 r. zwyciężyły były wojska wielkiego wezyra Kara Mustafy. A byłyby zwyciężyły na pewno, gdyby nie był pośpieszył z odsieczą Jan III Sobieski. Nie zmienią tego faktu wszelkie usiłowania historyków niemieckich, zmierzające do pomniejszenia zasług króla Jana i Polski w oswobodzeniu Wiednia.
Niebezpieczeństwo, grożące Europie ze strony tureckiej, rozumieli najlepiej Papieże. Dlatego zmierzali ustawicznie do połączenia chrześcijańskich władców przeciw niebezpieczeństwu, wiszącemu ciągle nad Europą ze strony Wielkiej Porty. Papież Innocenty XI, który za młodu walczył osobiście z Turkami, pracował przez swych legatów tak na dworze cesarskim w Wiedniu, jak i na dworze królewskim w Warszawie nad zawarciem "świętej Ligi" przeciw Turkom. I dopiął swego. Dnia 31 marca 1683 r. zawarto w Warszawie zaczepno-odporne przymierze Austrii z Polską, skierowane przeciw Turkom. W razie wojny cesarz zobowiązał się wystawić 60 tysięcy żołnierza, Polska zaś miała dostarczyć 40 tysięcy. Na wypadek oblężenia Krakowa przez Turków, pośpieszyć miał z odsieczą cesarz, a na wypadek oblężenia Wiednia, król polski. Naczelne dowództwo miał sprawować ten z władców, który się znajdzie osobiście w obozie. Traktat ten przypadał do smaku więcej niż dotychczasowa przyjaźń francuska nie tylko królowi, wielokrotnemu pogromcy Turków na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, ale i całemu rycerstwu polskiemu, pragnącemu złamania ruchliwej wówczas potęgi otomańskiej. Tym się tłumaczy, że Sejm zatwierdził ten traktat już 17 kwietnia, a Senat uwiadomił o tym natychmiast Papieża.
Nikt jednak nie sądził, że tak prędko przyjdzie do wykonania zawartego traktatu. Tymczasem w dniu podpisania tego przymierza ruszył Kara Mustafa z Adrianopola na "świętą wojnę", na podbój Austrii. Już 12 lipca ukazały się oddziały janczarów pod murami Wiednia, a 14 lipca armia turecka opasała miasto silnym pierścieniem oblężniczym. Sobieski poczuwał się do wykonania warunków traktatu. Jeszcze przed alarmującymi listami i poselstwami z Austrii i Rzymu gromadził wojsko, wiedział bowiem, że na wypadek zdobycia Wiednia nie utrzyma się i Kraków. Na uzbrojenie wojska przysłał mu Papież 500000 guldenów w złocie, tyle samo posłał Papież na Węgry, a do lata 1683 r. pobrał cesarz od Papieża przeszło milion guldenów w złocie na zbrojenia przeciw-tureckie. Sejm polski uchwalił wystawić 35540 wojska koronnego, Litwa miała dostarczyć 15 tysięcy. Gdy jednak niebezpieczeństwo było coraz groźniejsze, król ruszył 15-go sierpnia z Krakowa pod Wiedeń z samym wojskiem koronnym, którego było z 30 tysięcy. Z początkiem września złączył się ze sprzymierzonymi wojskami austriackimi i niemieckimi, objął naczelne dowództwo, na oczach zaślepionych Turków przeprawił się przez Dunaj, a w dniu 12 września stoczył walną bitwę z nimi. Zaznaczają historycy, że wszystkie wojska sprzymierzone spełniły chlubnie powierzoną sobie rolę, zadecydował jednak o zwycięstwie atak polskiej husarii. W ręce polskie dostał się przebogaty obóz turecki. Zieloną chorągiew proroka posłał król Papieżowi z wiadomością o zwycięstwie, a strzemię złote siodła wezyra, wiszące po dziś dzień u krucyfiksu Jadwigi w wawelskiej katedrze, żonie swej Marysieńce. W pierwszym dniu po zwycięstwie nie mieli słów uznania dla Sobieskiego tak wodzowie niemieccy, jak i mieszkańcy Wiednia, po przybyciu jednak cesarza ustał zapał i dokuczano nawet polskiemu wojsku. Nie zniechęciło to naszego króla. Nie zawrócił do domu, lecz ścigał Turków aż na Węgry, pobił ich pod Parkanami, zdobył Ostrzyhom, a część wojsk zostawił na Węgrzech na leże zimowe. Chodziło mu bowiem o zabezpieczenie wyników zwycięstwa; chodziło mu o zabezpieczenie chrześcijaństwa.
Papież Innocenty XI, jak przedtem zdawał sobie dobrze sprawę z niebezpieczeństwa, zagrażającego Krzyżowi Chrystusowemu, tak po zwycięstwie umiał oddać hołd Sobieskiemu. Dał temu wyraz w swej przemowie do kardynałów na tajnym konsystorzu w dniu 27 września: "Poznajmy i chciejmy uznać dzieło prawicy Najwyższego, który dokonał wielkiego czynu w Izraelu i wysłuchał próśb, zanoszonych do Niego. Albowiem najdroższego syna w Chrystusie, cesarza Leopolda, całe rzymskie imperium i miasto Wiedeń ginące, uratował najdroższy również syn nasz w Chrystusie Jan król Polski, którego słynnego z dzielności w wojnach oraz innych przesławnych książąt, uczestników w tak wielkim zwycięstwie, nie przestaniemy nigdy obsypywać najzupełniej zasłużonymi pochwałami. Jeden bowiem tylko Jan król Polski, odznaczający się podziwienia godną pobożnością i troskliwością o dobro religii katolickiej i całego świata chrześcijańskiego, przybył z odsieczą, i z chwałą imienia swego, główną chorągiew, którą zerwał ze szczytu namiotu wielkiego wezyra, nam przysłał".
Na podziękowanie Bogu za to zwycięstwo śpiewano w Rzymie przez długie lata na procesji w każdą rocznicę odsieczy wiedeńskiej hymn, ułożony na wzór Te Deum: Te Ioannem laudamus – Ciebie Jana chwalimy – Ciebie mężnym wyznawamy. – Tobie, walecznemu rycerzowi – Cały Kościół cześć oddawa. – Tobie wszyscy wierni Chrystusowi – Tobie Wenecjanie i Italskie mocarstwa – Tobie Papież i Cesarz – Nieustającym głosem śpiewają: – "Dzielny, dzielny, dzielny – Król Polski! – Pełne są niebiosa i ziemia – Wielkości męstwa twojego".
Poza tym papież Innocenty XI fundował jako ex-voto za zwycięstwo wiedeńskie kościółek Imienia Maryi na forum Trajana w Rzymie i ustanowił osobne święto imienia Maryi, umieszczone w brewiarzu i w mszale na dzień 12 września.
W przemowie swej do kardynałów mówił Papież: "Chciejmy uznać dzieło prawicy Najwyższego, który wysłuchał próśb, zanoszonych do Niego". Bo też modlił się za Wiedniem cały świat chrześcijański, modliła się za Sobieskim Polska cała. W Rzymie, jak za czasów bitwy pod Lepanto (1571), odmawiano z polecenia Papieża modlitwę różańcową. Sam król Jan III więcej ufał Bogu, niż wojskom sprzymierzonym. Modlił się więc o zwycięstwo na Jasnej Górze, w Piekarach na Górnym Śląsku, w Krakowie u Panny Maryi i na Piasku; Matce Najświętszej powierzył całą wyprawę, w dzień Jej Wniebowzięcia, 15 sierpnia, wyruszył z Krakowa, w czasie marszu słuchał przy każdej sposobności Mszy św., odprawianej dlań przez jezuitę Przeborowskiego, przed bitwą służył sam do Mszy św. i przyjął Komunię św., odpowiadając na pytanie O. Marka z Aviano: "Czy macie ufność w Panu Bogu?" – "Mamy".
Na obrazie Marcina Altomontego, zdobiącym ścianę kościoła farnego w Żółkwi, unosi się nad Sobieskim i wojskami walczącymi Anioł ze wstęgą, na której czytamy łaciński napis: "Aby nie rzekli poganie: «Gdzie jest Bóg ich?» – Nie nam Panie, nie nam, ale imieniowi twemu daj chwałę" (Psalm 113, 3). Z tymi bowiem słowy stanął Sobieski przed frontem wojska i rzucił się na Turków. Oddał Bogu chwałę Sobieski już w początkowych słowach listu do Papieża, o których tak wspomina poeta włoski, Vincenzo da Filicaia (zm. 1707 r.) w swej odzie do polskiego bohatera: "Przybyłeś, spojrzałeś, zwyciężyłeś. Tak! zwyciężyłeś, pobożny szermierzu, przez Boga, a Bóg przez ciebie". W liście do żony, pisanym ze zdobytego namiotu wezyra, donosi: "Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały... Wezyr tak uciekał od wszystkiego, że ledwie na jednym koniu i w jednej sukni. Jam został jego sukcesorem... Wojska wszystkie, które dobrze bardzo czyniły swoją powinność, przyznały Panu Bogu i nam tę wygraną potrzebę". Na drugi dzień po zwycięstwie, przy wjeździe do Wiednia, w dwóch kościołach dziękował Panu Bogu za doznaną pomoc, a czynił to niejednokrotnie w całym swoim życiu.
Modliła się za Sobieskiego pod Wiedniem i Polska cała. W diecezji krakowskiej nakazano 40-godzinne nabożeństwo, które kończyło się właśnie 12 września, w dniu rozstrzygającej walki. Po południu szła procesja z Najświętszym Sakramentem z katedry wawelskiej na Rynek do kościoła Panny Maryi. Wzięli w niej udział nuncjusz papieski, królowa, biskupi, senatorowie, niezliczone rzesze wiernych. Koniec procesji wypadł na godzinę 7 wieczorem. A oto, co pisze król w liście do królowej: "Około szóstej wpadli nasi w obóz, który był niezmiernej wielkości, kędy działa, prochy i insze amunicje, także i prowianty porzuciwszy pod faworem nocy uchodzili wciąż. Wezyr sam i Han sromotnie uciekli". Więc na czas tych modłów w Krakowie przypadł główny atak polskiej husarii pod Wiedniem.
Upamiętniono ten zbieg zdarzeń na tablicach, wyrytych w czarnym marmurze schodów, wiodących do Najświętszego Sakramentu w kościele Panny Maryi w Krakowie. Czytamy tam po dziś dzień po łacinie: "Tu przed tronem niezmierzonego Majestatu i Chwały Boga, ukrytego pod osłoną eucharystyczną, niech upada wszelkie kolano i cześć oddaje z dziękczynieniem Żyjącemu na wieki wieków za to, że za przyczyną Matki swej za nami uczynił nam swoje słodkie miłosierdzie i przez najświetniejszy pod Wiedniem nad Turkami triumf okazał, jak jest ta najświętsza nieba i ziemi Królowa ludowi chrześcijańskiemu wieżą utwierdzenia, nieprzyjaciołom zaś Krzyża Chrystusowego groźną jako w szyku obóz silny". – Na drugiej zaś tablicy wyryto te słowa: "W największym świata chrześcijańskiego niebezpieczeństwie, gdy do tej przesławnej bazyliki wielkiej Matki Bożej, w czasie urządzonego 40-godzinnego nabożeństwa, z kościoła katedralnego udawała się z prośbą uroczysta procesja z Przenajświętszym Sakramentem, tego samego dnia, tj. 12 września R. P. 1683, najjaśniejszy Jan III, król Polski, ogromne wojsko tureckie zwyciężył w Austrii, a oblężony Wiedeń za przyczyną Najświętszej Panny oswobodził".
Tablice te są najlepszym dowodem, komu król i naród polski w pierwszym rzędzie przypisywali zwycięstwo wiedeńskie. Nie darmo wyruszył król z Krakowa w święto Wniebowzięcia. Przecież obraz Stwoszowy w kościele Najświętszej Panny Maryi tę właśnie przedstawia tajemnicę.
Mimo woli narzuca się analogia zwycięstwa wiedeńskiego z cudem nad Wisłą. Gdy wojska bolszewickie zbliżały się w 1920 do Warszawy, by po jej upadku zalać całą Europę, wzywał do modlitwy za Polskę cały świat chrześcijański papież Benedykt XV, osobne modły za Polskę nakazał w Belgii kard. Mercier. Episkopat Polski zgromadził się na Jasnej Górze, prosząc Maryję o ratunek, kościoły nasze pełne były wiernych spowiadających się i komunikujących na intencję zagrożonej Ojczyzny, odbyto post, urządzano procesje błagalne o miłosierdzie Boże i pomoc dla polskiego oręża. Stolica pamięta procesję z dnia 8 sierpnia z relikwiami bł. Władysława z Gielniowa i bł. Andrzeja Boboli. I przyszedł przełom w walce w święto Wniebowziętej, dnia 15 sierpnia. A nie było sojuszników, a byliśmy sami nowym "przedmurzem chrześcijaństwa" tym razem nie przed uznającym Boga półksiężycem, ale przed zaprzeczającym Boga neo-pogaństwem.
Na wieczną rzeczy pamiątkę zestawił ze sobą te dwa zwycięstwa ówczesny nuncjusz papieski w Polsce, a dzisiejszy papież Pius XI, kiedy w salach watykańskich polecił zawiesić naprzeciw obrazu Matejki: "Sobieski pod Wiedniem" obraz, przedstawiający "Cud nad Wisłą". Zestawia ze sobą te dwa zwycięstwa i orędzie naszego ks. kard. Prymasa A. Hlonda: "Po leniwej przewłoce czasu stał się cud nad Wisłą. Zbrojne hufce bezbożnego materializmu stanęły pod murami stolicy i zażądały wolnej drogi do Europy, opasując młodą Polskę pierścieniem skoncentrowanego ataku. Do walki stanęliśmy wtedy sami. Stawka większa była niż pod Wiedniem. Trud wojenny niezrównany. Tylko Polska, świadoma tajemnicy swego wskrzeszenia, Polska, porwana swym instynktem dziejowym a mocarna wiarą Chrystusową, mogła na pierwszej karcie swych nowych dziejów zapisać pamiętny rozgrom orężnej potęgi Wschodu. Ratując raz jeszcze wiarę i kulturę europejską, Polska przysądziła sobie dawne tytuły chwały a zwycięską krwią przypieczętowała swoje niezstarzałe prawa do bytu i posłannictwa". Książę Metropolita krakowski, Adam Stefan Sapieha, uderza w tę samą nutę, gdy pisze: "Wobec niebezpieczeństwa teraźniejszego zalewu świata przez wschodnie barbarzyństwo i szerzącego się nowoczesnego pogaństwa czyn ten (Sobieskiego) nie tylko jest wspomnieniem bohaterskiej przeszłości, ale zarazem ma aktualne, poważne znaczenie. Słusznym jest, byśmy rocznicę tę uroczyście obchodzili i starali się, by zamknięte w niej wielkie myśli odżyły w sercach całego narodu, by Polska nie zapominała swego posłannictwa jako przedmurze chrześcijaństwa".
Nic więc dziwnego, że Episkopat Polski, nawiązując do 250-ej rocznicy wiedeńskiej podaje Akcji katolickiej w Polsce za hasło tegorocznej pracy na święto Chrystusa Króla zawołanie: "Bóg sam Panem naszym". – Nie pogaństwo nowoczesne ma panować w domu, w szkole, w Państwie, lecz jedynie Chrystus ze swym "królestwem prawdy i życia, – świętości i łaski, – miłości i pokoju".
–––––––––––
Ks. Franciszek Kwiatkowski T. J., Z pogranicza filozofii i teologii. Wykłady dla katolickiej inteligencji. Kraków 1938, ss. 491-500.
(Pisownię nieznacznie uwspółcześniono).
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozwolenie Władzy Duchownej:
Kraków, 20 XII 1937
Ks. Władysław Lohn T. J.
Prowincjał Małopolski
L. 9074/37.
Z Książęco-Metropolitalnej Kurii
Kraków, 23 XII 1937
L. S.
† Adam Stefan
Ks. Stefan Mazanek
kanclerz
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przypisy:
(1) Wykład sodalicyjny w 250 rocznicę odsieczy Wiedeńskiej. Drukowany w "Wiara i życie" 1933, str. 300-305.
(2) Notificationes A. D. 1933, Nr VIII-IX.
(3) "Ruch Katolicki". Poznań, wrzesień 1933, str. 385.
© Ultra
montes (www.ultramontes.pl)
Kraków 2007
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: