ERRATA HISTORII

 

co do

 

PAPIESTWA

 

W KOLEI WSZYSTKICH WIEKÓW

 

STUDIUM KRYTYCZNE

 

KS. ANTONI KRECHOWIECKI

 

DOKTOR TEOLOGII

 

––––––––

 

CZĘŚĆ PIERWSZA.

 

Mniemana omylność Papieży w rzeczach wiary

 

––––––

 

I.

 

Papieże z Katakumb. – Kalikst I i Philosophumena, św. Marcelin i donatyści

 

Z męki i krwi Chrystusa zrodzony Kościół, w mękach i krwi wylewie począł się rozwijać i ustalać na ziemi. I komuż nie znana jest owa cudowna historia pierwszych trzech jego stuleci, owa straszna, krwawa walka, jaką mu wypowiedział świat stary pogański; walka w której grzech pierworodny potykał się z prawdą i łaską Odkupienia, w której wszystkie błędy, wszystkie ludzkie namiętności społem, odziane purpurą, uzbrojone mieczem a poduszczane powszechną degradacją ludów, w krwi zatopić chciały imię Jezusa Ukrzyżowanego i Jego wyznawców?

 

To epoka bohaterstwa Kościoła, świetna męczenników era, otoczona czcią i uwielbieniem nie tylko katolików, lecz herezji i niedowiarstwa, częstokroć nawet o tyle przesadnym i fałszywym ze strony tych ostatnich, o ile chcą tym uwłoczyć następnym wiekom chrześcijańskim, jakoby niegodnym już swej kolebki, pierwotnych swoich obyczajów, tradycyj.

 

Nie dziw, że w tym uznaniu powszechnym, oszczędzeni są też i pierwsi Papieże Kościoła, wolni od bezpośrednich przynajmniej pocisków i oszczerstw. Żywot ich – to pasmo bohaterskich trudów, poświęceń, ofiar; śmierć – to nieuchronne męczeństwo, do którego wyłącznym tytułem jest ich najwyższa apostolska godność. Oni na to tylko wychodzą z głębi katakumb, by krwią swoją podpisać własne wyroki i na arenę męczeńską wieść liczne szeregi świętych wyznawców, doktorów i dziewic, przewodnicząc im w śmierci, jak przewodniczyli przedtem w nauce, miłości, modlitwie.

 

Trzydziestu przeszło (1) liczy Kościół męczenników w szeregu pierwszych dziedziców Stolicy Piotrowej, – a wszyscy oni byli wzorami cnót wszelkich, wiernymi stróżami i obrońcami Chrystusowej nauki. W każdej trudności ku nim zwracano oczy, do nich się udawano ze wszech stron świata; wszystkie pojedyncze kościoły uznawały ich za biskupów powszechnych, najwyższych zwierzchników, zwąc Rzymski Kościół "stolicą Piotra, kościołem pierwszym, głównym (principalis), zawiasą (cardo) lub kluczem wszystkich kościołów, tronem apostolskim; głową Kościoła i świata", – a biskupa Rzymu Ojcem wszystkich wiernych, wikariuszem czyli namiestnikiem Chrystusa, dziedzicem Piotra, Wielkim Kapłanem, Najwyższym biskupem (summus pontifex), Ablem w pierwszeństwie, Aaronem w godności, Piotrem w powadze itd. (2)

 

Toteż świętość ich i zwierzchnicza godność takim blaskiem jaśnieje od dni pierwszych Chrześcijaństwa, iż najsrożsi i najbardziej namiętni nieprzyjaciele papiestwa, jak np. Luter lub Kalwin, mimowolny hołd im składają. Oto, co mówi pierwszy z nich: "Pewną rzeczą jest, iż Bóg uzacnił Kościół rzymski ponad inne wszystkie, gdyż w nim to św. Piotr i Paweł, 46 Papieży i miliony męczenników przelali krew swoją, odnosząc tryumf nad śmiercią i piekłem... Nie przeczę, iż biskup Rzymu jest, był i powinien być pierwszym" (3).

 

Moglibyśmy zatem, oparci na podobnych a licznych ze strony samychże nieprzyjaciół wyznaniach, na nieprzepartych orzeczeniach protestanckiej nawet krytyki, pominąć całkiem pierwsze te wieki Kościoła i Papieży pierwszych, opromienionych świetną aureolą męczeństwa, otoczonych powszechną czcią i uznaniem. Są tu wszakże pewne trudności, o których wspomnieć, pewne jakby cienie, które rozproszyć chcemy, abyśmy zadaniu naszemu w pełni odpowiedzieć mogli.

 

Tak pierwszym Papieżem, którego żywot w ostatnich już czasach zarzutem nieprawości omroczyć chciano, jest św. Kalikst lub Kallist I-szy, Papież, męczennik.

 

Rzymianin z urodzenia, następca św. Zefiryna na Stolicy Piotrowej, rządził on Kościołem od 217 do 222 roku, za panowania cesarzy Makryna i Heliogabala. Rzymska Księga Papieży (Liber Pontificalis) przypisuje mu uchwałę, mocą której, stosownie do tradycji apostolskiej, ustanowiony został post kwartałowy, Suchedniami zwany (4). Wzniósł on pyszną świątynię pod wezwaniem Matki Najświętszej za Tybrem, powiększył też znacznie i rozszerzył słynny cmentarz na drodze Appijskiej, który pomieścił święte szczątki 46 Papieży i około 170 tysięcy męczenników, a jego imieniem oznaczony został; pomnożył liczbę biskupów, kapłanów, którym wiernie przewodniczył w straży Chrystusowej owczarni. Prześladowanie nie ustawało za dni jego, a chociaż wierni nie byli mordowani tłumnie, cesarze nie szczędzili żadnych środków, aby w osobie Papieży, biskupów, kapłanów ścigać i uciskać religię, której zagłady pragnęli. Tak w ostatnich czasach panowania Kaliksta I-go, ścięty został w Rzymie św. kapłan imieniem Kalepodiusz. Ciało jego długo wleczone po ulicach miasta, wrzucone zostało do Tybru, skąd za staraniem św. Papieża, wyjęte, z wielką czcią pogrzebane zostało. Pobożny ten czyn, zarówno jak i chrzest udzielony wielu znakomitym, głośnego imienia osobom, jak Palmacjuszowi konsulowi, senatorowi Symplicjuszowi, św. Feliksowi i Blandzie, rychło zwrócił nań uwagę prześladowców i męczeńską mu chwałę pozyskał. Osadzony w więzieniu, w którym uzdrowił cudownie i nawrócił Prywata żołnierza, morzony głodem, ćwiczony rózgami, po niejakim czasie przez okno do studni rzucony został, i tam zabity d. 14 października 222 r. od nar. Chr. Zwłoki jego złożone naprzód na cmentarzu, pogrzebane następnie zostały pod wielkim ołtarzem zbudowanego przezeń kościoła Najświętszej Panny za Tybrem.

 

Tyle przekazała nam starożytność chrześcijańska o życiu i pięcioletnich rządach św. Kaliksta Papieża, i tyle tylko wiedziano i pisano o nim, gdy oto w 1851 roku ukazało się świeżo odkryte dzieło starożytne sięgające III wieku, zrazu przypisane Oryginesowi i ogłoszone pt. Origenis Philosophumena sive omnium haeresum refutatio e Cod. Parisino nunc primum edita cur. E. Miller, Oxonii 1851 (5). Wszyscy uczeni jednogłośnie niemal uznali, iż Orygenes nie mógł być autorem tego cennego z wielu względów zabytku. Większość ich przyznaje go Kajusowi, to Tertulianowi; niektórzy uważają za płód herezji z III stulecia (6); znany zaś historyk Döllinger, wespół z innymi uczonymi, jak Baur, Gieseler, Wordsworth a szczególniej Bunsen, przypisuje go jednemu z najobfitszych starych pisarzy Kościoła, św. Hipolitowi, biskupowi i męczennikowi.

 

W rozprawie naszej, trzymamy się tej ostatniej opinii, ile że znakomita książka uczonego profesora z Monachium, w której ją wyraża, łączy w sobie wszystkie zalety gruntownej krytyki i wiedzy (7).

 

Dzieło więc to, powszechnie dziś znane pod tytułem Philosophumena obudziło żywe spory co do prawowierności i prawowitości św. męczennika Papieża Kaliksta I, podnosząc przeciw niemu nieznane dotychczas zarzuty. Przytoczymy je poniżej, lecz wprzód nie od rzeczy będzie zapoznać bliżej czytelnika z samymże autorem starożytnego pomnika, św. Hipolitem, który także obecnie, na mocy tegoż samego odkrycia, w odmiennym nieco przedstawia się świetle.

 

Owoż wiadomo, iż Hipolit św. był jednym z najuczeńszych i najzdolniejszych uczniów wielkiego biskupa Lyonu św. Ireneusza, ucznia św. Polikarpa Smyrneńskiego, męża Apostolskiego zhodowanego w wierze i pobożności przez samegoż umiłowanego apostoła Chrystusa, św. Jana.

 

Długo nie znano dokładnie szczegółów jego prac i żywota. Uczony krytyk rzymski wykazał je w gruntownych dysertacjach, ogłoszonych w r. 1795 w kolegium Propagandy (8). Według nich urodził się św. Hipolit, najprawdopodobniej w Aleksandrii około r. 173, tam się też kształcił w naukach a szczególniej w matematyce. W r. 188 odbył pielgrzymkę do Rzymu, a następnie wiedziony pragnieniem poznania słynącego podówczas z nauki i świętości biskupa Ireneusza, udał się do Lyonu, gdzie czas jakiś przepędził. Wróciwszy do Rzymu, przyjęty w poczet duchowieństwa tego Kościoła, około r. 225 poświęcony został przez Korneliusza Papieża na pierwszego biskupa podmiejskiej diecezji zwanej Portus Romanus, i tam w lat kilkanaście, wraz z wielu innymi wiernymi, śmierć poniósł męczeńską (r. 236). Döllinger, oparty na owym świeżym odkryciu, inaczej tę część drugą żywota św. męczennika przedstawia. Nie ulega wątpliwości iż był on uczniem św. Ireneusza i kapłanem kościoła rzymskiego. Co do zajmowanej przezeń biskupiej stolicy istniały mnogie uczonych spory. Philosophumena rozstrzygnęły je stanowczo, okazując, iż był on biskupem w Rzymie, ale biskupem stronnictwa odszczepieńczego, które powstało było za panowania Kaliksta I Papieża, istniało za dwóch jeszcze następców jego i dopiero za staraniem św. Poncjana Papieża (230 – 235 r.) i samegoż Hipolita obalonym zostało. Według tego pisma, Hipolit wraz z Poncjanem św. miał być wygnanym do Sardynii i tam zginąć śmiercią męczeńską około 235 r. (9)

 

Był on, niewątpliwie, jak już wspomnieliśmy, jednym z najuczeńszych i najobfitszych pisarzy swojego czasu; toteż wielu drogocennymi dziełami zbogacił piśmiennictwo Kościoła i wielce był poważanym w pierwotnym Chrześcijaństwie. Od najdawniejszych też czasów mnóstwo krążyło o nim podań i legend, zebranych w rozlicznych pomnikach, w szczególności zaś w dziełach poety chrześcijańskiego Prudensa (10) które obok wymysłów czysto imaginacyjnych, mieszczą też i prawdziwe historyczne szczegóły o św. męczenniku. Między innymi, Prudens wspomina także o owej schizmie, do której należał Hipolit, a którą odszczepieństwem Nowata nazywa, opowiadając następnie o jego upamiętaniu i skrusze, powrocie na łono Kościoła i wezwaniu ludu, aby poszedł za jego przykładem. Nie możemy też pominąć tu świadectwa greckiego historyka Nicefora (11), który mówi o nim: "Zarzucają wiele rzeczy pismom Hipolita, lecz krwią męczeńską zmył on wszystkie plamy".

 

I taki też w gruncie był zawsze o nim sąd Kościoła. Co do dzieł jego, te rozlicznej są treści i wagi. Wielu z nich braknie; niektórych zaledwie znane są tytuły lub krótkie ustępy przechowane u Tertuliana, Orygenesa lub innych starożytnych pisarzy. Jedno z nich wraz z tytułami innych znalezione zostało w sposób szczególny. W roku 1551, gdy kopano około Bazyliki Św. Wawrzyńca za murami Rzymu, na drodze do Tivoli, natrafiono w ruinach starego kościółka Św. Hipolita, na posąg marmurowy, przedstawiający człowieka siedzącego na stolicy, po obu stronach której, wyryte są pismem greckim dwa cykle, każdy po 16 lat, które powtórzone siedem razy, oznaczają w przeciągu 112 lat dni lunacji marcowych i niedziele Wielkanocne. Obok jednego z nich mieści się lista wielu dzieł. Posąg ten przechowuje się w Bibliotece Watykańskiej. Wszyscy uczeni poznają w nim św. Hipolita, do którego należą właśnie wymienione tam dzieła. Cykl ułożony przez św. biskupa wskazuje według rachuby Wielkanocy, rok Pański 222.

 

Zajęci głównie sprawą św. Kaliksta Papieża, nie będziemy tu wyliczali szczegółowo tych cennych starożytności chrześcijańskiej utworów. Wszystkie one, bądź treści egzegetycznej, jak komentarze na księgi Rodzajów lub Exodu, na psalmy lub proroków, bądź dogmatyczne i polemiczne, jak znakomite pismo O Chrystusie i Antychryście odnalezione dopiero w 1661 r. w Reims, księga przeciw wszystkim herezjom, przeciw Grekom i Platonowi, przeciw Żydom itp. bądź wreszcie chronologiczne, jak o Wielkanocy, dowodzą niepospolitej nauki, znajomości filozofii i teologii, wielkiego talentu i światła. Nie wolne są wszakże od niektórych błędów i niedokładności. Tak, pomijając już opinię chiliazmu (12), widzimy tam pojęcie niejasne i ułomne o Trójcy Świętej. Hipolit pisząc pod wpływem spekulacji greckiej, zawzięty przeciwnik tego wszystkiego, co mu się tchnąć zdawało herezją Sabeliusza (13) uznawał współistotność Ojca i Syna, ale stosunek Osób Boskich niejasno wyraża. Zdaje się bowiem przypuszczać, iż Syn Boży istniał najprzód nieosobiście w Ojcu, zanim jako Osoba przezeń zrodzony został. W ogóle braknie mu logiki i ścisłości w tej mierze.

 

Następnie nie mniej jawnie zdradza on w kwestiach karnych, praktycznych, opinie rygorystyczne montanistów i nowacjanów, szczególnie co do pokuty i małżeństwa. Toteż z umysłu jakby, w wykładzie heretyckich zasad, mówiąc o pierwszych, pomija ich podwójny błąd w tej mierze (14). Podobnie znów, na wzór donatystów zbyt surowym się okazuje w orzeczeniu świętości Kościoła i wymaganiu gwałtownego oczyszczenia go ze wszystkich członków niegodnych, wbrew duchowi Ewangelii i słodkim przykładom Chrystusa. (Mat. XIII, 30; Rom. XIV, 4 itd.).

 

Philosophumena, obok mnogich skarbów, jakie mieszczą w sobie, zdradzają jawnie wszystkie te wspomniane błędy, a nadto nacechowane są jawnym duchem stronnictwa, niechęcią i uprzedzeniem względem św. Kaliksta Papieża, którego Hipolit otwartym był przeciwnikiem podówczas, jako przewódzca schizmatyckiej partii. Jest to dzieło, pod względem głównej treści swojej, polemiczno-dogmatyczne, prawdziwie monumentalne, na 10 ksiąg podzielone, z których jednak nie wszystkie znalezione zostały. Mieści ono wykaz wszystkich podówczas znanych herezyj i wyraża myśl następującą, wspólną zresztą innym wielu starym Ojcom Kościoła: opinie dogmatyczne heretyków pochodzą nie z Objawienia Bożego, lecz z mrzonek mądrości greckiej, teoryj pogańskich filozofów, tajemnic bałwochwalstwa, wymysłów wróżbiarzy i astrologów. Autor wykazuje zatem pogański początek herezyj, przeciwstawiąc im naukę katolickiego Kościoła. Bacząc na wielostronną wartość pisma tego, szczerze żałować wypada, iż autor sam niekiedy grzeszy brakiem ścisłości teologicznej i ducha miłości chrześcijańskiej, a miotając się namiętnie na świętą i czcigodną osobę Kaliksta Papieża, siebie raczej, nie jego, piętnuje, zdradzając jawnie złą wiarę i wolę w tej mierze.

 

W ogóle, powiada Döllinger, charakter i treść świeża odkrytego dzieła, mroczy w wielu względach świetną pamięć i opinię autora. I pomimo, iż słusznie zalicza się on do szeregu najznakomitszych mężów starożytności kościelnej, potrzeba było, licznych zasług jego i chwały męczeństwa, by zmyć plamę, jaką na siebie ściągnął niegodną walką z prawowitym i świętym Papieżem.

 

Oto jest osnowa jego opowieści o Kalikście I.

 

"Pewien zamożny urzędnik pałacu cesarza Kommoda (180 – 192), imieniem Carphoporus, miał niewolnika, któremu ufał, ile że wespół z nim wyznawał wiarę chrześcijańską, i powierzył znaczną kwotę pieniężną w celu dokonania pewnych finansowych operacyj. Kalikst, – tak się bowiem ów niewolnik nazywał – odbywał je w miejscu zwanym piscina publica (publiczna sadzawka – lub sprzedaż ryb), a że był niejako pełnomocnikiem bogatego pana, łatwo znalazł kredyt i znaczne ze strony innych chrześcijan uzyskał depozyty. Tymczasem spekulacje się nie powiodły, stracił wszystko i znalazł się w prawdziwie przykrej pozycji. Karpophor uwiadomiony został o stracie tej i wezwał Kaliksta do złożenia rachunków. Ten przerażony grożącym niebezpieczeństwem, postanowił szukać ratunku w ucieczce i skierował się w tym celu w stronę morza. W istocie znalazł w Ostii odpływający już okręt, wsiadł nań, ale powolność i ociąganie się ze strony sternika sprawiły, iż Karpofor ostrzeżony o zamiarach sługi, potrafił w czas jeszcze zdążyć na tenże statek. Kalikst spostrzegł go z daleka, a w obawie schwytania, nie wiele już dbając o życie, rzucił się w morze, skąd jednak wydobyty przez majtków w ręce pana oddany został i zawieziony do Rzymu.

 

Po niejakim czasie, chrześcijanie wstawili się za nim do Karpophora, prosząc dlań o przebaczenie, tym bardziej, iż wypuszczony na wolność, mógł się on mścić z zaciągniętych długów. Pobożny pan przychylił się do tego żądania, oświadczając, iż chętnie darowuje mu swoją utraconą własność, byleby depozyty, w jego imieniu zabrane, zwrócone zostały. Kalikst widząc się w niemożności wywiązania się z tego, ani ratowania się ucieczką, gdyż był ściśle strzeżonym, obmyślił następujący środek narażenia się na śmierć. W pewną sobotę podczas gdy żydzi zebrani byli w synagodze, udał się tam pod pozorem wyszukania swoich dłużników, a w gruncie, aby mącąc spokój zgromadzenia, wywołać niesnaski i gwałty z ich strony. Żydzi też oburzeni rzucili się nań tłumnie, hańbiąc go i bijąc, a wreszcie zaciągnęli przed trybunał Fuscjana, prefekta miasta, oskarżając iż pomimo zakazu ze strony Rzymian, człowiek ten przeszkadza im w spełnieniu religijnych obrzędów i drażni głośnym wyznawaniem imienia i wiary Chrystusa". Słuszną tu robi uwagę Döllinger, iż autor Philosophumenów pisze tu, jak i w wielu innych miejscach, pod wpływem namiętności i uprzedzenia, gdyż Kalikst nic nie wspominał o rzeczach wiary, religii, chcąc po prostu upomnieć się o dług sobie należny, a sam autor, jak się pokazuje z wspomnianego pisma, najprawdopodobniej nieobecny podówczas w Rzymie szczegóły te podaje na mocy krążących tylko pogłosek czy plotek.

 

Lecz wróćmy do jego opowiadania. "Karpophor uwiadomiony o tym co zaszło w synagodze i przed sądem prefekta, bieży tam i – co rzecz już najmniej wiary godna, sądząc z uprzednio okazanej wiary i pobożności pana tego – świadczy iż Kalikst chrześcijaninem nie jest, a szukał tylko zręczności wywołania gwałtów i ściągnięcia śmierci, w celu ujścia odpowiedzialności za stracone sumy pieniężne. Żydzi, widząc w tym wybieg użyty dla wyzwolenia sługi, nalegają tym uporczywiej na Fuscjana o wymierzenie surowej kary, i rzeczywiście pretor ulegając im, każe Kaliksta oćwiczyć rózgami i skazuje go następnie do kopalń Sardynii.

 

Wkrótce jednak zdarzyło się iż Marcja, kochanka cesarza Kommoda, a przychylna chrześcijanom, wyprosiła u niego wyrok wyzwolenia skazańców sardyńskich. Lista tych męczenników podaną jej została przez św. Wiktora, podówczas biskupa Rzymu, a nie mieściła wcale imienia Kaliksta. Wysłany z nią wszakże do Sardynii Hiacynt rzezaniec, dał się ubłagać prośbami niewolnika i biorąc na siebie odpowiedzialność zań wobec Marcji, którą sam niegdyś wychował, wyzwolił go wraz z innymi.

 

Wiktor niemało się zasmucił, gdy ujrzał w Rzymie Kaliksta, ale że dobre miał serce, zachował w milczeniu tę sprawę. W celu jednak zadośćuczynienia Korpophorowi i innym chrześcijanom zagniewanym wciąż na niewiernego sługę nakazał mu skryć się do Antium, wyznaczając pewny miesięczny zasiłek pieniężny na jego utrzymanie.

 

Po śmierci Wiktora, Zefiryn jego następca na Stolicy Rzymskiej, odwołuje Kaliksta z Antium, powierza mu zarząd spraw kościelnych, a między innymi pieczy jego oddaje wielki chrześcijański cmentarz zwany następnie imieniem jego – jak spieszy dodać niechętny autor – nie dlatego, aby on go stworzył i urządził, lecz że się nim opiekował, za czasów Zefiryna (15). Kalikst – kończy on – znajdując się zawsze obok Zefiryna i obłudne mu oddając usługi, potrafił zgoła zawładnąć nim tak, że sam czynił wszystko, starając się zresztą dogodzić zawsze swojemu opiekunowi. Po śmierci Zefiryna, poczuł on, że stanął już u celu ściganego od dawna i wygnał Sabeliusza jako heretyka".

 

W ogóle cała opowieść, utkana z nieprawdopodobieństw i sprzeczności, doskonałym jest wzorem wszystkich innych, czynionych w celu spotwarzania niektórych dalszych Papieży. Nic łatwiejszego zresztą jak z niej samej wysnuć usprawiedliwienie Kaliksta.

 

Bo, naprzód, nie ma w niej żadnych dowodów, iż stał się on winnym jakiegokolwiek przeniewierstwa. Widać tylko, iż był nieszczęśliwym w obrotach pieniężnych, może niezręcznym, łatwowiernym, nic więcej.

 

Wstawienie się za nim ze strony Chrześcijan do Karpophora dowodzi jawnie, iż nie stracił bynajmniej ich szacunku i zaufania. Korpophor sam broni go przed trybunałem sędziego. Narażenie się Kaliksta na gniew i gwałty Żydów, na karę śmierci nawet, którą mógł łatwo ściągnąć na siebie jako niewolnik wyjęty z pod wszelkiego prawa u pogan, a przynajmniej zbyt surowo za każde przewinienie sądzony, a narażenie się na to wszystko w celu odzyskania należytości i uiszczenia się wierzycielom, nie jestże promiennym sumienia jego i uczciwości świadectwem?

 

Co do smutku, jakiego doświadczyć miał Wiktor św. za powrotem Kaliksta z Sardynii, autor sam ostrzega, iż Papież nie zdradził go, nie okazał bynajmniej, a dodaje nadto, iż mu miesięczną płacę naznaczył, czego by wstrętnemu sobie i innym złoczyńcy pewno nie był zrobił.

 

Następnie, człowiek ten, rzekomo tak wzgardzony i odepchnięty, staje się kapłanem, a zostać nim nie mógł bez wyzwolenia ze strony Karpofora, którego był niewolnikiem i chwalebnego świadectwa ze strony ludu, który, jak wiadomo, czynnie wpływał podówczas na wybory duchowieństwa i o ich obyczaje był zapytywany.

 

Wreszcie, autor sam mówi o zaufaniu jakie mu w czasie panowania swojego, a więc w przeciągu 19 lat, okazywał św. Papież Zefiryn, o wysokich godnościach, które Kalikst piastował. Zaiste, ani mniemana obłuda z jego strony i chęć przypodobania się Papieżowi, ani z umysłu zarzucana temu ostatniemu nieświadomość czy niedołęstwo wytłumaczyć tego nie potrafią! I być że może aby bez protestu ze strony wiernych i duchowieństwa, ów niewolnik mógł zająć najwyższe stanowiska, jeśli był takim, jakim go autor przedstawia? I być że może, aby, nawet po śmierci Zefiryna, nie stracił on wpływu i poważania, a to do stopnia, iż, bez żadnego oporu, wybranym został na biskupa Rzymu, Namiestnika Chrystusa? Bo gdyby była istniała jakakolwiek opozycja, Hipolit z pewnością nie pominąłby jej w swoim opisie.

 

Owszem, Hipolit, który był już schizmatykiem gdy pisał ową księgę, poczytując siebie za prawego biskupa Rzymu, nie daje wprawdzie Kalikstowi tego tytułu, ale mimowolnie przyznaje w niej:

 

1) Że znacznie większa część, nie tylko wiernych Rzymu ale innych kościołów, zostawała w jedności duchownej z Kalikstem, podczas gdy drobna tylko garstka sprzyjała Hipolitowi.

 

2) Że to stronnictwo odszczepiło się od jedności z Kalikstem, dopiero w czas jakiś po jego wyborze, że więc prawowitość jego nie ulega wątpliwości.

 

Zarzuty, jakie autor Philosophumenów, czyni rządom Kaliksta zwracają się podobnież ku chwale św. Papieża, wykazuje w nim niepoślednie zalety umysłu i serca. Szeroko a po mistrzowsku podnosi je i zbija Dr. Döllinger w wyżej wspomnianym swym piśmie (16). Mają one wielkie i dogmatyczne znaczenie, gdyż nie tylko nową zasługą opromieniają wielką postać Kaliksta, jako wspaniałego zwycięzcę zręcznego i zdolnego przeciwnika, ale nadto jasno przedstawiają sporne punkty, kwestie wiary i karności, odmiennie traktowane w obu przeciwnych stronnictwach.

 

Autor Philosophumenów trzy główne czyni zarzuty św. Kalikstowi jako Papieżowi: 1) co do pojmowania dogmatu Świętej Trójcy, 2) co do karności w sprawie pokuty, 3) co do karności w małżeństwie i w sprawie bezżeństwa duchownych. Owoż wszystko to, dowodzi tylko prawowierności, łagodności i roztropności Kaliksta.

 

Tak co do 1) z samegoż świadectwa autora wynika, iż nauka Papieża św. była ściśle katolicką, wiarą powszechnego Kościoła. Kalikst zarówno potępiał błąd Sabeliusza, którego wygnał, jak i odtrącał naukę Hipolita, jako nie odpowiadającą dogmatowi chrześcijańskiemu. Hipolit gromiąc zasady Kaliksta, jakoby tchnące sabelianizmem, przytacza je, a cytatami owymi przeciw sobie dowodzi, iż nie ma w nich śladu nawet heretyckiego żywiołu; iż mieszczą one wyznanie wiary w Trójcę Świętą najbardziej prawowierne, którego nadużywa sam autor, wyciągając zeń fałszywe konsekwencje. Hipolit, zresztą, dodaje, iż stronnictwo Kaliksta, stanowiąc przeważną większość, zachowało naukę mistrza i biskupa swojego nawet po jego śmierci, a tym samym, czyż nie przyznaje, iż był on przedstawicielem prawdziwego dogmatu Kościoła?

 

2. Co do karności pokutnej, z Philosophumenów okazuje się, iż opinie, których bronił Kalikst, były bardziej łagodne niż twierdzenia przeciwników. Spór wynikły pomiędzy dwoma tymi kierunkami, w r. 250 za Korneliusza Papieża, a wznowiony w 309 r. jest jednym z najważniejszych w dziejach starożytności kościelnej i pod rozlicznymi formami przejawia się w kolei wieków. Już Tertulian, zostawszy montanistą zarzucał Papieżowi Zefirynowi św. iż kobiety występnego życia, pod warunkiem i po dokonaniu pokuty, przypuszczał do społeczności Kościoła (17). Kalikst wierny był tradycjom poprzednika swojego, a oparty na przykładach Chrystusa, na duchu Ewangelii, ze zgodą duchowieństwa, rozciągnął łaskę tę do wyklętych w skutek bałwochwalstwa lub zbrodni morderstwa. Dionizy biskup Koryntu, w drugim wieku już się był oświadczył w tym duchu łagodności co do karności pokutnej (18), i kościół Rzymski mimo pewien opór, pozostał wiernym nauce Kaliksta. Zaiste, nie podobna poczytywać mu za złe, iż wyznawał tym zasadę nieograniczonego zakresu władzy kluczów, zgodną ściśle z nauką Kościoła! Okazując się łaskawym i przebaczającym dla tych wszystkich, co zbłądziwszy wracali w duchu pokuty na łono Kościoła, on ułatwiał tym ich nawrócenie, przyspieszał powrót i działał z miłością i roztropnością, które znalazły naśladowców w osobie licznych a najznakomitszych jego następców.

 

3. Kalikst św. pragnął uczynić prawodawstwo kościelne co do małżeństwa niezależnym zupełnie od ustaw Rzymskich. Dlategoż ten, wbrew tym ostatnim, uznawał jako prawowite związki małżeńskie zawarte pomiędzy osobami wolnymi lub bogatymi, a niewolnikami lub ubogimi. Był to piękny owoc ducha chrześcijańskiego. Kościół przynosił zawsze ulgę i polepszenie smutnej niewolników doli, zanim mógł ją całkowicie obalić podnosząc tym godność człowieka. I nie dziś to, zaprawdę, zarzucać można Papieżowi iż w tym postępował kierunku. On, zwłaszcza, co mógł najlepiej poznać opłakany stan niewolnika, nie dziw że korzystał z każdej zręczności, by mu zapobiec i pewną przynajmniej zgotować osłodę.

 

Na koniec co do ustawy o bezżeństwie duchownych, Hipolit powiada tylko iż Kalikst przypuszczał do grona duchownych ludzi żonatych. Może się to tylko rozumieć o członkach duchowieństwa niższych stopni i święceń, którzy bardzo liczni byli podówczas, jak świadczą starożytne dzieje Kościoła (19), a których przyjęcie sam autor Philosophumenów usprawiedliwiać się zdaje. Było to, zresztą, całkiem odpowiednie ówczesnym zwyczajom Kościoła.

 

Tak przy świetle krytyki i zdrowego rozsądku, na mocy samychże sprzecznych zeznań świeżo odkrytego pisma, upadają jeden po drugim wszystkie zarzuty i potwarze ciskane przeciw Kalikstowi św., zmieniając się dlań raczej w nowy hołd uznania i chwały.

 

Toteż zapisaniem jego uczciwszy pamięć wielkiego Papieża i męczennika, spieszymy do drugiego z kolei, którego z tymże skutkiem fałszywa oskarża historia.

 

Jest nim św. Marcelin Papież, wybrany na Apostolską Stolicę, po świątobliwym zgonie Gajusa Papieża, dnia 30 czerwca 296 r. Rządził on Kościołem w dniach najbardziej krwawego i srogiego ucisku Chrystianizmu, za Dioklecjana cesarza, w epoce którą historycy starożytni właściwą erą męczeństwa nazywają. Teodoret (20) najzaszczytniejszą daje mu pochwałę, gdy mówi o nim, iż był mężem takiej mocy i wytrwałości, jak silnym było prześladowanie Kościoła, na które patrzał i którego stał się ofiarą. W istocie, Bóg przeznaczył mu tę chwałę, iż był jednym z pierwszych męczenników w on czas srogiej burzy która, według wszelkiej ludzkiej rachuby, miała wyplenić imię Chrystusa na ziemi. Zostawał jednak na Piotrowej Stolicy lat 8 niespełna, aż do roku 304, w którym wraz z wielu innymi chrześcijanami, dobry Pasterz gronem wybranych owieczek otoczon śmiercią poległ męczeńską. Święta też i nienaruszona była pamięć jego w Kościele; gdy w 100 lat później, donatyści, znani schizmatycy afrykańscy (21), zgromadzeni w Kartaginie w r. 411 śmieli się targnąć na nią przywodząc akta mniemanego soboru w Synuessie, oskarżające Marcelina św. o ofiarowanie kadzidła bałwanom i wydanie ksiąg świętych w ręce prześladowców. Stąd powstała legenda o rzekomym upadku Papieża tego, a następnie pokucie jego i usprawiedliwieniu się wobec 300 zgromadzonych biskupów. Oto jak brzmi ta bajeczna opowieść, ozdobiona z umysłu pewnymi dramatycznymi okolicznościami, dającymi jej pozór jakby prawdopodobieństwa.

 

"Marcelin Rzymski, w strasznym onym prześladowaniu za Dioklecjana cesarza, zdjęty trwogą, ofiarował kadzidło bogom; ale wnet za grzech ten pokutując, udał się do Synuessy na sobór zgromadzony z wielu (300) biskupów i tam, we włosiennicę odziany, łzy wylewając, publicznie swoje wyznał przestępstwo. Nikt jednak z ojców potępić go nie śmiał lecz wszyscy jednogłośnie zawołali: «Własnymi usty, nie zdaniem naszym, osądź się: gdyż pierwsza stolica przez nikogo sądzoną być nie może! Piotr upadł był także w skutek ludzkiej krewkości, lecz podobnymi łzami ubłagał przebaczenie Boże».

 

Marcelin, skoro wrócił do Rzymu, stanął przed cesarzem, surowo mu wyrzucając, iż go do takiej bezbożności był skłonił. Toteż za to przezeń pojmany, wraz z trzema Chrześcijanami, Klaudiuszem, Cyrynem i Antoninem ścięty został. Ciała ich wyrzucone, nie grzebane przez trzydzieści sześć dni z rozkazu cesarza, św. Marcel Papież, we śnie przez św. Piotra ostrzeżony, w gronie kapłanów i diakonów, z hymnami i mnogim światłem, zaszczytnie pochował na cmentarzu Pryscylli na drodze Salaryjskiej" (22).

 

Taka jest owa legenda, która gdyby nawet prawdziwy głosiła wypadek, dowodziłaby tylko chwilowego upadku ludzkiej słabości, naprawionego szczerą pokutą, bohaterskim wyznaniem i zgonem św. Papieża i męczennika, służąc nadto za jawny dowód najwyższej powagi Stolicy Rzymskiej, wobec której korzą się owi zgromadzeni biskupi, a której tak długo wzbraniali się ulec donatyści.

 

Wszakże jest ona całkowicie zmyśloną i na żadnych nie opartą dowodach. Toteż, starożytność katolicka, w sposób prawdziwie zwycięski wykazała fałszywość jej, broniąc pamięć św. Marcelina od tej niegodnej potwarzy.

 

Gdy mimo to, w nowszych czasach, wymysł ten schizmatycki powtórzonym został, mnogie a uczone prace, jak Schelstrata, Roccaberti'ego, Piotra de Marca, Constanta, Papebrocka, Noela Alexandra, Pagi i wielu innych wykazały nieprzeparcie niewinność Papieża i nicość podniesionego przeciw niemu zarzutu.

 

Moglibyśmy łatwo, w bogactwie rozpraw i materiałów różnych zaprzątnąć czytelnika długim gruntownym tej sprawy wywodem. Uważamy to jednak za rzecz całkiem zbyteczną. Wyżej przytoczona legenda, w gruncie zresztą, jak powiedzieliśmy wcale nie szkodliwa grzeszy zbyt jawnym brakiem podstawy, zbyt dowodnie siebie sama osądza, aby nie wystarczyły tu następne dwa świadectwa.

 

Pierwsze, stare, św. Augustyna, który, jak wiadomo, sporą część biskupiego żywota stracił w walce z donatystami. Spotykał się więc nieraz osobiście z ową na św. Marcelina potwarzą, i oto co odpowiedział na nią Petylianowi, jej autorowi i obrońcy:

 

"I czyż potrzeba nawet zbijać fałszywe oskarżenia Petyliana rzucane przeciw biskupom Rzymu, których on ściga wymysłami i oszczerstwami swymi z zawziętością nie do uwierzenia? Oskarża on Marcelina, Melchiada, Marcela, Sylwestra iż wydali prześladowcom księgi święte i palili kadzidło na ofiarę bałwanom; ale czyż zarzut, nie oparty na niczym, może sam stanowić o ich występności? Petylian zaręcza iż byli oni świętokradcami, zdrajcami (23) a ja odpowiadam iż niewinnymi byli. Bo i po cóż bym się miał mozolić w rozwijaniu środków obrony, gdy oskarżenie nie oparte na żadnym dowodzie?" (24).

 

Świadectwo drugie, nowszym jest, a nie podejrzanym, zaprawdę, gdyż wyszło z pod pióra Bossueta, hołdującego podówczas uprzedzeniom i pretensjom gallikanizmu, broniącego gwoli dumie i kaprysom Ludwika XIV słynnej a smutnej Deklaracji kleru z r. 1682.

 

Wiadomo, jak skrzętnie gallikanie zbierali wszystko, co jakikolwiek cień rzucić mogło na Stolicę Rzymską i przeszłość Papieży. Tymczasem Bossuet w owej "obronie deklaracji" (25) wspomniawszy o sprawie św. Marcelina, spieszy dodać w przypisku: "O mniemanym synodzie w Synuesie nie ma dziś między uczonymi sporu. I styl barbarzyński i niedorzeczne twierdzenia okazują jawnie, iż był zmyślonym. Bajecznym jest też owe kadzenie bałwanom ze strony Marcelina, o czym nikt ze starożytnych nie mówi. Owszem Teodoret świadczy iż Marcelin odznaczył się w czasie prześladowania, czego by o upadłym w bałwochwalstwie Papieżu nie twierdził. Donatyści to zarzucali zbrodnię tę Marcelinowi, ale kłamliwie i bez żadnego dowodu, jako zwykli byli oskarżać wielu innych najświętszych Papieży, Melchiada, Marcela, Sylwestra. Zresztą św. Augustyn w księgach swoich przeciw Petylianowi, ani żaden ze starych nie wspomina o owym z 300 biskupów złożonym synodzie. Nie łatwo też było w czasie takiego prześladowania zgromadzić 300 biskupów, gdy w dniach największego pokoju Konstantyn zaledwo tylu ojców mógł wezwać na Sobór Nicejski (26). Tyle wystarczy co do tej niezdarnej baśni (ineptam fabulam)!".

 

W istocie możemy i my poprzestać na tej odpowiedzi. Słusznie też wyraża się jeden ze znakomitych nowożytnych historyków: "Papież który głowę swą położył pod siekierę oprawców i życie dał za wiarę swoją, wyższym jest nad podobne napaści i zbyt wyższym, abyśmy je poważnie traktować mieli" (27).

 

Pozostaje nam tylko jedna jeszcze trudność do usunięcia, ale trudność pozorna, jeśli się jej z bliska przypatrzeć chcemy. To powaga Rzymskiego Brewiarza, który w szeregu lekcji swoich o świętych Papieżach i męczennikach, umieszcza tę donatowską legendę o św. Marcelinie. Owoż dalecy od chęci uwłoczenia tej drogiej i szanownej dla nas księdze, pełni uznania dla znakomitych i uczonych mężów, którzy ją z rozkazu Papieży św. Piusa V i Klemensa VIII przeglądali i sprawdzali, powtórzymy tu jednak, w ślad za znanym O. Guéranger, opatem z Solesmes, jednym z najuczeńszych mężów naszej epoki: "Rzym nie chciał nigdy nakazywać wiary w rzeczywistość historycznych faktów, podawanych w brewiarzu, lub wyjmować je z pod badań krytyki. Dość jest uznać, iż nic się tam nie zawiera przeciwnego religii i moralności chrześcijańskiej" (28).

 

I jako dowód tego przytoczymy świadectwo niewątpliwej w tej mierze powagi, a szczególnie przysłużające naszej tu sprawie, mianowicie co do legendy o św. Marcelinie. Oto Lambertini, który jak wiadomo wstąpił na Apostolską Stolicę pod imieniem Benedykta XIV powiada: "Fałszywym jest wypadek opowiedziany w Brewiarzu o upadku Marcelina, a to 1-ód, z powodu milczenia w tej sprawie ze strony wszystkich pisarzy żywotów Papieży, a 2-re z powodu czczych wymysłów donatystów, którzy nigdy dowieść nie mogli prawdziwości swojego twierdzenia" (29). I przywodzi tu znakomity autor znane już czytelnikowi słowa św. Augustyna.

 

Toż samo co do historycznej powagi Brewiarza utrzymuje Baroniusz, Suarez, Bollandyści i inni.

 

Na tym kończymy naszą wzmiankę o św. Marcelinie Papieżu, którego bohaterstwa i męczeństwa sławy, nie zdołała ściemnić złość donatystów i późniejszych nieprzyjaciół Apostolskiej Stolicy.

 

Wchodzimy teraz w drugi okres dziejów papiestwa, w którym Namiestnicy Chrystusa z głębi katakumb, z rusztowania śmierci na widownię świata i tron królewski wstępują.

 

Marcelin był już jednym z ostatnich sterników Kościoła w epoce prześladowań pogańskich. Trzeci po nim z kolei Papież Melchiad św. ujrzał Konstantyna Wielkiego ze znakiem krzyża wchodzącego do Rzymu. Był to trzydziesty pierwszy dziedzic kluczów i powagi Piotra.

 

Co za wspaniały szereg męczenników i świętych! Wszyscy oni jaśnieli światłem cnoty, wiary, nauki; wszyscy rozciągali swą pieczę i władzę nad pojedynczymi kościołami na ziemi, zbierając hołdy czci i posłuszeństwa ze strony wszystkich biskupów i wiernych. Błąd znajdował w nich nieustraszonych przeciwników, karność najtrwalsze podpory. W obliczu całego świata Kościół Rzymski zatwierdzał macierzyństwo swoje i zwierzchnictwo nad innymi wszystkimi; Stolica Piotra okazywała jawnie, iż jest tą opoką, której bramy piekieł przemóc nie zdołają. Powszechne fakty głośno mówią o tym; historia sama rozprasza mrok wszelki, któryby mógł powstać w umysłach ludzkich. Nie dziw, że i Luter przyznać musiał, iż Kościół Rzymski był, jest i powinien być pierwszy, że fałszywa mądrość, bluźnierstwo i ironia milczeć muszą wobec niezłomnego świadectwa wszystkich wieków.

 

–––––––––––

 

 

Errata historii co do Papiestwa w kolei wszystkich wieków. Studium krytyczne przez X. A. Krechowieckiego, Doktora Teologii. Lwów 1873, ss. 5-22.

 

Przypisy:

(1) Mianowicie 31. Uczony autor Studium o Papieżach w "Przeglądzie Lwowskim" liczy ich 26; ale my się trzymamy ściśle rachuby i tradycji Rzymskiego kościoła, który jak wiadomo, najskrzętniej od początku przez notariuszów swoich zapisywał liczbę i dzieje męczenników a w szczególności Papieży.

 

(2) Patrz L'abbé Constant, Histoire de l'Infaillibilité des Papes.

 

(3) Luth. resolutio sup 13 propos., v. Audin, Vie de Luther.

 

(4) "Hic constituit jejunium die Sabbati ter (wedł. Baroniusza quater) in anno fieri frumenti, vini et olei, secundum prophetam".

 

(5) W oryginale: ΦιλοσοφούμεναΕλεγχος κατα πασων των αιρέσεων. – Odkryte zostały na górze Athos przez p. Minoida Mynas'a, a ogłoszona przez Millera w Oxfordzie.

 

(6) Patrz J. Chantrel, Hist. popul. des Papes.

 

(7) Tytuł tej książki jest: Hippolyte et Calliste ou l'Église Romaine dans la première moitié du 3me siècle. Ratisbonne 1853. Z niej to przeważnie zarówno jak i z pisma Msgra Cruice biskupa Marsylii (Histoire de l'Église de Rome. 1856) czerpiemy główne szczegóły podane w tej sprawie.

 

(8) Acta Martyrum ad Ostia Tiberina, per Sim. de Magistris.

 

(9) Döllinger, Hippolyte et Calixte, pag. 69-72, 250.

 

(10) Hymn XI. Peristeph.

 

(11) Hist. Eccl. IV, 31.

 

(12) Chiliazm (z greckiego χελιάς – tysiąc) lub millenaryzm był to system dość upowszechniony w pierwszych 3 wiekach Kościoła, który wyznawał 1000 letnie panowanie Chrystusa i wiernych na ziemi po zmartwychwstaniu.

 

(13) Sabeliusz heretyk z połowy III w. przeczył dogmatowi Trójcy Świętej i rzeczywistej różnicy trzech Osób Boskich.

 

(14) Philos. lib. VIII, p. 276.

 

(15) Philos. lib. IX, p. 288. Döllinger jako wyżej pag. 122. Cmentarz ten wraz z wielu starymi napisami, odkryty został w ostatnich czasach przez znakomitego archeologa rzymskiego J. B. Rossi.

 

(16) Hippolyte et Calliste etc. etc., pag. 125 seq.

 

(17) De pudicit. c. 1.

 

(18) Euzeb., Hist. Eccl. IV, 23.

 

(19) Euzeb., Hist. Eccl. VI, 43.

 

(20) Teodoret słynny biskup Cyru z pierwszej połowy V wieku lib. II, 3. c.

 

(21) Zwani tak od Donata biskupa z Casa-Nera w Abisynii, który najgoręcej ich sprawę popierał przeciw Cecylianowi prawemu biskupowi Kartaginy.

 

(22) Patrz Breviarium Romanum, d. 26 April., lect. V i VI.

 

(23) Traditores, tak zwano podówczas tych, którzy z obawy mąk lub śmierci księgi św. oddawali w ręce prześladowców.

 

(24) S. Augustinus, Opera omnia, contra Petilian.

 

(25) Défense de la Déclaration du clergé gallican (lib IX, c. 32). Patrz Oeuvres complètes de Bossuet, vol. XVI, p. 474. Outhenin Chalandre.

 

(26) Dodać tu jeszcze możemy, iż prześladowanie było tak gwałtowne, że nie tylko nie podobna było myśleć o zgromadzeniu 300 biskupów, ale po śmierci Marcelina, w przeciągu 2 lat nie można było wybrać mu następcy.

 

(27) L'abbé J. E. Darras, Histoire générale de l'Église, tom I, pag. 274.

 

(28) Patrz Revue du monde Catholique, N. 50, 25 Avril 1870.

 

(29) De servorum Dei beatific., libr. IV, p. 2, c. 13, n. 8.

 

( PDF )

 

© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMX, Kraków 2010

Powrót do spisu treści dzieła ks. Antoniego Krechowieckiego pt.
Errata historii co do papiestwa

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: