KOŚCIÓŁ KATOLICKI

 

KS. KAZIMIERZ BISZTYGA SI

 

––––––––

 

II.

 

Kościół Dzieło Boże

 

Boskie i ludzkie dzieła rozróżniamy tu na ziemi.

 

Ludzkim jest każde dzieło, co w głowie ludzkiej się zrodziło i poczęło i ludzką ręką i pracą dokonanym zostało.

 

Zaorałeś, zasiałeś rolę pod przyszłe żniwo, to twoja gospodarzu robota – twój trud i znój, a więc ludzkie dzieło.

 

Postawiłeś sobie piękny domek we wsi, wybudowałeś wspaniałą kamienicę w mieście, to także dzieło ludzkie, bo głowa ludzka plan budowy obmyśliła, a ręka ludzka budowę do skutku doprowadziła.

 

Na ileż wynalazków patrzy dziś oko ludzkie! I na te wodne i podwodne łodzie, co prują fale morskie; i na te koleje, co pędzone parą wodną czy też prądem elektrycznym, rozwożą mrowie ludzi po świecie całym; i na te szybkopędne samoloty i samochody, co w minutach robią kilometry całe; i na te druty elektryczne, co myśl ludzką po morzach i lądach roznoszą.

 

Wszystkie te i inne wynalazki, choć największego podziwu godne, są także wynikiem i owocem myśli i pracy ludzkiej – są dziełem ludzkim.

 

Na dziełach jednak czysto ludzkich nie kończą się wszystkie dzieła, jakie tu na ziemi widzimy. Nie brak bowiem i dzieł Boskich, do których w pierwszym rzędzie zalicza się nasz święty, katolicki Kościół. Że Kościół katolicki, w którym tyle milionów żyło i żyje po dziś dzień, jest dziełem Bożym, wynika to po pierwsze stąd, że go nie ludzka, ale Boska budowała ręka. – Po wtóre dlatego, że go Boska ręka w najcięższych dla niego warunkach rozszerzała. A po trzecie i dlatego, że Kościół katolicki w całym swym trwaniu siłą i mocą Boską był zawsze wspierany i od upadku strzeżony.

 

 

Kościół dzieło Boże bo:

I. Boża ręka go zbudowała

 

Ja zbuduję Kościół mój. – Tak powiedział Chrystus do apostołów i pierwszych uczniów swoich. Ja, a więc nie ty Piotrze, choć gorące masz serce, nie ty Janie, choć tak gołębią i dziewiczą posiadasz duszę, nie ty Jakubie, Szymonie, Andrzeju... coście na jedno słowo Moje wszystko opuścili i poszli za Mną. Nie. Budowniczym Kościoła jestem "Ja" i "Ja" tylko – a nikt inny.

 

I dlatego Kościół jest wyłącznie dziełem "Moim". Moja myśl go poczęła i zrodziła, Moja ręka i tylko moja go wykonała. Ja zbuduję Kościół mój. Więc Chrystus i tylko Chrystus jest założycielem i budowniczym Kościoła.

 

A któż jest Chrystus, ten jedyny Budowniczy Kościoła? Pytajmy najpierw samego Ojca niebieskiego i słuchajmy, co nam na to pytanie odpowie.

 

Chrystus to mój Syn najmilszy – takie słowa dały się słyszeć przy chrzcie Jezusa nad brzegami Jordanu. Jeśli Syn Boga Ojca na niebie, to tym samym Bogiem jest Chrystus. Mając bowiem, jako Syn, tę samą naturę, co Ojciec, musiał, być jak i Ojciec, prawdziwym Bogiem. Kim jest Chrystus, zapytuje sam Chrystus swych uczniów i apostołów. "Za co wy Mnie macie?".

 

I jakąż na to pytanie otrzymuje odpowiedź?

 

Tyś jest Syn Boga żywego.

 

Takie wyznanie wiary o Chrystusie składa św. Piotr imieniem własnym i wszystkich apostołów. Czyli mówi to samo co Bóg sam w niebie o Chrystusie powiedział.

 

Chrystus w tym wypadku nie mógłby być Synem Boga żywego, gdyby sam nie był Bogiem.

 

A co św. Jan mówi, pisząc rodowód Chrystusa na początku swej Ewangelii? Mówi, że na początku było Słowo, Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo.

 

A dalej ciągnąc rodowód Chrystusa powiada, że Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami.

 

Bogiem zatem był Chrystus, choć naturę ludzką na Się przyjął i z nami na ziemi zamieszkał. Toteż nic dziwnego, że taki Tomasz apostoł, choć niewierny, dotykając się ran Chrystusa woła w uniesieniu: "Pan mój, Bóg mój".

 

Tych kilka świadectw, jakby mimochodem rzuconych, niech nam wystarczą na stwierdzenie faktu, że Chrystus, choć był prawdziwym człowiekiem, był także i prawdziwym Bogiem. – Jeśli zaś Chrystus prawdziwy i rzeczywisty Bóg powiedział: Ja zbuduję Kościół mój – nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Kościół, jako taki, dziełem Bożym jest, bo zbudowany jest przez Chrystusa Boga samego.

 

Chrystus budując Kościół Swój, wybudował wszystko Sam, co się w tym Kościele znajduje. Czyli, że cała budowa Kościoła ze wszystkimi swymi częściami i właściwościami jest dziełem Chrystusa, czyli jest dziełem Bożym a nie ludzkim.

 

Chrystus sam, a nie kto inny kładzie fundament pod Kościół Swój.

 

"Ty Piotrze będziesz fundamentem, skałą, opoką, na której zbuduję Kościół Mój".

 

Tak powiedział Chrystus do Piotra św., kładąc fundament pod budowę swego Kościoła na ziemi.

 

Chrystus sam buduje ściany i sklepienie całego Kościoła swego.

 

A te ściany i mury Kościoła mają stanowić Apostołowie i ich następcy, biskupi, pomocnicy kapłani po wszystkie wieki i czasy. Oni dzierżąc potrójną w Kościele władzę: nauczycielską, pasterską i kapłańską, mają się stać kolumnami i filarami Kościoła świętego.

 

Chrystus budując Kościół nie poprzestał jednak na wybudowaniu fundamentu, ścian i muru Kościoła. Jego dziełem jest także to wszystko, co się wewnątrz tego Kościoła znajduje.

 

A więc a) chrzcielnica.

 

"Kto się nie ochrzci z wody i Ducha Świętego, nie może być zbawion" – powiedział Chrystus. Chrzcielnica zatem tak niezbędna dla zbawienia ludzkiego jest dziełem Chrystusa, a tym samym dziełem Bożym.

 

b) Ambona.

 

To także dzieło Chrystusowe, a przeto dzieło Boże.

 

Postawił ją Chrystus w Kościele wtedy, kiedy powiedział do Apostołów i uczniów Swych: "Idźcie na cały świat i nauczajcie". "Czego Ja nauczałem, tego wy nauczajcie".

 

Widzimy zatem, że i ambona w Kościele katolickim jest dziełem Chrystusa, a nie ludzi.

 

c) Konfesjonał.

 

A konfesjonał któż umieścił w Kościele? Chrystus, a nikt inny.

 

"Weźmijcie Ducha Świętego, komu wy odpuścicie grzechy, tym są odpuszczone". "Cokolwiek wy rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie, a co wy zatrzymacie, będzie i w niebie zatrzymane".

 

To są także słowa samego Chrystusa. Konfesjonał zatem, miejsce największego miłosierdzia Bożego, w którym pokutującym odpuszczają się choćby i największe grzechy, Bożą, a nie ludzką ręką został w Kościele wystawiony.

 

d) Ołtarz.

 

Nie ma wiary bez ofiary. Ołtarze ofiarne mieli żydzi, a nawet poganie sami. Ołtarz ofiarny w Kościele katolickim ma szczególniejsze znaczenie; na nim bowiem najczystszy Baranek i najświętsza Hostia się ofiaruje. Sam bowiem Chrystus w czasie Mszy świętej jest Ofiarnikiem i Ofiarą samą. Ale i to niewysłowione dobrodziejstwo Boże dziełem jest Chrystusa, dziełem Bożym.

 

On to, a nie kto inny, po skończonej Ofierze w wieczerniku, którą sam osobiście sprawował, wyrzekł te słowa: "To czyńcie na Moją pamiątkę".

 

e) Kapłaństwo Chrystusowe.

 

A to całe kapłaństwo w osobach kapłanów, biskupów, Ojca Świętego, czyjemże jest dziełem? Także Chrystusowym, a więc Bożym dziełem.

 

"Jako Mnie posłał Ojciec, tak Ja was posyłam".

 

Przez kapłaństwo w Kościele ustanowione przez Chrystusa, żyje ciągle Chrystus, żyje Jego imię, Jego władza, moc, Jego słowo, Jego łaska najświętsza.

 

Widzimy przeto, że Kościół katolicki w którym Bóg dał nam tę największą łaskę, żyć, pracować i umierać – nie jest pomysłem i wymysłem ludzkim, nie jest robotą ludzkich rąk i zabiegów ludzkich. Kościół powstał, stanął li tylko z wyłącznej woli Chrystusa.

 

Wszystko, co w tym Kościele się znajduje, a więc: fundament, mury, ściany, ołtarz, konfesjonał, ambona, chrzcielnica, kapłaństwo – jest robotą, pracą, dziełem, czynem rąk Chrystusowych i Jego najświętszego i kochającego nas Serca.

 

Kto więc Kościół katolicki prześladuje, kto go zwalcza, kto go szyderstwem i pogardą obrzuca, kto krępuje Kościół w jego najświętszych prawach, jakie on posiada w rodzinie, szkole, państwie: ten niech pamięta, że nie z człowiekiem, ale z Bogiem ma do czynienia, niech pamięta, że nie ludzkie, ale Boskie znieważa i lekceważy dzieło.

 

Dotąd powiedzieliśmy, że Kościół jest dziełem Bożym, bo Budowniczym, Założycielem, Ojcem Kościoła jest sam Chrystus, co choć w postaci ludzkiej się narodził, prawdziwym i rzeczywistym był Bogiem.

 

Teraz przypatrzmy się, jak Kościół w swym pierwotnym powstawaniu, krzewieniu się i rozszerzaniu nosi cechę wyraźną dzieła Boskiego, a nie ludzkiego.

 

 

Kościół dzieło Boże bo:

II. Boża ręka go rozszerzała

 

Bez wyraźnej mocy i pomocy Bożej nikt początkowego powstania i rozwoju Kościoła nie wytłumaczy.

 

Bo i któż to są ci, co idą na podbój całego świata dla Chrystusa i to Ukrzyżowanego?

 

Za pomocą jakich środków i narzędzi wojennych ma się odbyć ta niezwykła w dziejach wyprawa wojenna, której celem jest zbudowanie Kościoła Chrystusa na ziemi?

 

Ci, co pierwsi budowali i rozkrzewiali Kościół Chrystusowy, to byli Apostołowie i ich uczniowie.

 

Do Apostołów bowiem powiedział Chrystus: "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody". "Bądźcie Mi świadkami aż do ostatnich krańców ziemi".

 

Ale kimże byli ci apostołowie, co otrzymują rozkaz marszu na zdobycie świata całego?

 

Jeszcze lat temu kilka, zanim do Chrystusa się przyłączyli, łowili płoche rybki w stawach i morzu, a dziś mają łowić już nie ryby płochliwe, ale butne dusze ludzkie.

 

Mają nawracać na wiarę Chrystusową dumnych, uczonych, wszechwładnych i potężnych władców pogańskich, gdy sami ledwie czytać i pisać umieją. Ludzie prości, nie piastujący wyższych dostojeństw, czy godności, ubodzy bez wszelkich majątków, czy dostatków ziemskich; nieznani światu, ubrani raczej w łachman żebraczy, niż lśniące szaty królewskie.

 

I to mają być bojownicy, rycerze kuszący się na zdobycie świata całego!

 

A z pomocą jakich środków ma być przeprowadzona i uskuteczniona ta niezwykła apostolska wyprawa wojenna?

 

Czy im towarzyszą milionowe armie, złożone z bitnego i w boju wyćwiczonego żołnierza? Czy trzymają w ręku ostre i krwawe miecze, czy mają kule, armaty i dalekonośne karabiny?

 

Nie! Wcale nie!

 

Krzyż i Ewangelia – to cała broń, którą nowy Kościół, Kościół Chrystusowy, wywalczyć i zbudować pragną.

 

Ten krzyż w rękach apostołów jest tym mieczem, co ma obalić i te trony pogańskie i te ołtarze i te świątynie i bożki pogańskie, a z serc pogańskich nowe, chrześcijańskie wytworzyć serca.

 

Sądząc po ludzku, to w takich warunkach przedsiębrana wyprawa bojowa na zdobycie ówczesnego świata jest po prostu szaleństwem, a zwycięstwo niepodobieństwem. Zwłaszcza, że apostołowie głosząc nową Ewangelię, budując nowy Kościół, nową wiarę i religię, nie mieli zamiaru schlebiać namiętnościom, które w ówczesnych czasach tak głęboko w duszach ludzkich były zakorzenione. W budowaniu i rozszerzaniu przez apostołów i ich następców nowego Kościoła chodziło przede wszystkim o zbudowanie nowej duszy, duszy chrześcijańskiej. Walka ze starą duszą pogańską, to walka z pychą, co ludzi w bogów przemieniała; to walka z błotem rozpusty i rozkoszy ciała, co w pogaństwie nawet osobnych bożków miała; to walka z niesprawiedliwością, krzywdą i jawnym uciskiem drugich; to walka z całym szeregiem uroszczeń i przywilejów, jakie sobie możni pogańskiego świata przywłaszczali.

 

Religia, którą głosić i rozszerzać mieli apostołowie, to religia Boga w żłóbku urodzonego, na krzyżu rozpiętego, religia ubogich, pokornych, czystych i niewinnych, religia najszczytniejszej Boga i bliźniego miłości.

 

Taka religia była zupełnie obca pogaństwu, nawet z imienia nieznana.

 

Do religii pogańskiej byli tak bardzo przywiązani i ówcześni władcy i cesarze i uczeni, że każdy, kto by szerzył nową wiarę, nową religię, ten był uważany nie tylko za bezbożnika, ale za wroga państwa i jego potęgi.

 

W oczach takich Rzymian, religia, którą opowiadali apostołowie, była uważana za religię żydowską, Żydzi zaś, jak mówi pogański pisarz Tacyt, byli "najohydniejszym w świecie całym narodem".

 

Na takie trudności i przeszkody wprost nieprzezwyciężone napotykał Kościół budowany i opowiadany po wszystkie granice ziemi.

 

Zdawało się, że w pierwszym zarodku będzie stłumiony i zduszony.

 

A tymczasem stało się całkiem przeciwnie.

 

Kościół tak się szybko rozwijał, taką masę wszędzie zjednywał sobie zwolenników, że przy końcu drugiego wieku misjonarz katolicki z krzyżem w ręku zaszedł dalej, niż uzbrojony rycerz rzymski.

 

"Wczorajsi jesteśmy, pisze do pogan Tertulian w połowie drugiego wieku, a już napełniamy wasze miasta, wyspy, zamki, twierdze, nawet obozy, pałace, senat i forum – wam tylko świątynie zostawiliśmy".

 

A św. Justyn około roku 150 mówi: "Nie masz narodu, ani greckiego, ani barbarzyńskiego, ani innym mianem zwanego, w którym by przez imię Ukrzyżowanego nie odbywały się modły i dziękczynienia Ojcu i Stwórcy wszechrzeczy".

 

To samo zeznają i pogańscy pisarze.

 

Seneka pisze: "To chrześcijańskie plemię już jest wszędzie".

 

Pliniusz Młodszy, prokonsul Bitynii, tak się przeląkł wielkiej liczby chrześcijan w swej prowincji, że już w 112 roku po Chrystusie pisze do cesarza Trajana: "Zaraza chrześcijańska nie tylko miasta ogarnia, lecz rozpowszechnia się także po wioskach i to do tego stopnia, że już prawie opustoszały świątynie bogów i uroczystości ich zaniechano święcić".

 

Widoczna zatem, że ręka Boska nie tylko, jak to już widzieliśmy, cały Kościół zbudowała, ale i także ten Kościół swą mocą wszechmocną w jego początkach wspierała i wspomagała. Fakt, że już w samych początkach tyle milionów serc i to ze wszystkich stanów i narodów rzuca się w objęcia Chrystusa Ukrzyżowanego, że Chrystus Ukrzyżowany zyskuje sobie tylu wiernych i wyznawców, mimo najokropniejszych przeszkód, musi stanowić dowód niezbity boskości i świętości Kościoła katolickiego.

 

Trzeba wyznać z Psalmistą: Że od Pana się to stało, a jest dziwna w oczach naszych.

 

Że Kościół katolicki jest dziełem Bożym, świadczy o tym nie tylko szybki i wprost cudowny jego rozwój, ale także i jego wiekowe trwanie.

 

Boża ręka Kościół nie tylko budowała, rozszerzała, ale także od upadku chroniła.

 

 

3. Trwanie Kościoła

 

Odkąd Kościół katolicki, Kościół Chrystusowy zaistniał, nie było ni wieku, ni czasu, ni jednej chwili, w której by Kościół nie był zwalczany, napadany, atakowany i prześladowany.

 

Zmieniali się co prawda sami prześladowcy, zmieniał się oręż i sposób prowadzenia walki z Kościołem, ale samo prześladowanie, jako takie, trwało ciągle i nigdy nie ustawało.

 

Słowa Chrystusa: "Jako Mnie prześladowali, tak i was prześladować będą" – spełniły się co do joty w trwaniu i rozwoju Kościoła. Ale spełniła się także i ta druga przepowiednia dotycząca Kościoła: "Ja zbuduję Kościół Mój, a bramy piekielne nie przemogą go".

 

Choć wszystkie potęgi i moce piekielne spiknęły się przeciw Kościołowi – Kościół jednak stoi, stoi niezwyciężony, i trwaniem swym składa dowód niezniszczalnej siły w sobie, siły wprost Boskiej. Przypatrzmy się, choć w krótkości, tym wszystkim burzom prześladowczym, jakie w ciągu 20 wieków przesunęły się nad głową Kościoła.

 

Pierwsi, co wydali walkę Kościołowi, to byli żydzi.

 

1. Żydzi.

 

Zabiwszy i ukrzyżowawszy Chrystusa na Kalwarii, chcą jeszcze uśmiercić Jego dzieło najświętsze, jakim był Kościół przez Chrystusa założony. Swą piekielną nienawiść i złość, jaką zionęli ku Chrystusowi, przenoszą po śmierci Chrystusa, na Jego uczniów i apostołów, pierwszych budowniczych Kościoła Chrystusowego. Ofiarą prześladowczych rąk żydowskich pada św. Szczepan, którego ze złości zgrzytając zębami, za to, że im prawdę w oczy mówił, obrzucono kamieniami, pod którymi umierając św. Szczepan Bogu swą męczeńską duszę oddał.

 

Żydzi wtrącają do więzienia apostoła Jakuba Młodszego, a także i Piotra św., którego jednak Anioł w cudowny sposób z więzienia uratował.

 

Mimo to wszystko, tysiące żydów na wiarę chrześcijańską się nawraca, a dawny Szaweł, prześladowca Kościoła, zmienia się na Pawła, co był pierwszym apostołem w Kościele Chrystusowym. Na głowy żydowskie spadła krew nie tylko niewinnie zabitego Chrystusa, ale i krew tych wszystkich, którzy niewinnie przez żydów byli pomordowani. Najkrwawsze jednak prześladowanie zgotowali Kościołowi ówcześni poganie.

 

2. Poganie.

 

Chrześcijańska religia niosła cios śmiertelny całemu pogaństwu. Na gruzach pogańskich tronów, ołtarzy, świątyń i bożków pogańskich, miał stanąć Kościół nowej wiary, nowej religii, nowych zasad i obyczajów, a mianowicie Kościół Chrystusa z Ewangelią i Krzyżem Chrystusowym.

 

Te dwie potęgi: Kościół i pogaństwo, miały się zetrzeć z sobą. Walka toczyła się przez trzy z górą wieki, a skończyła się zwycięstwem i triumfem Kościoła katolickiego. Włosy po prostu bieleją na głowie, a krew ścina się w żyłach, gdy się czyta, jak straszne męczarnie ponosił Kościół w początkach swego istnienia.

 

Do walki z Kościołem stanęły ukoronowane głowy cesarskie, stanął żołnierz od stóp do głowy uzbrojony, stanęli kapłani i uczeni pogańscy.

 

Narzędzia męki najokropniejsze. Jednym ścinają głowy toporami, drugim zdzierają skórę od ciała, trzecim wydłubują oczy, wycinają języki, lub tępe szpilki wciskają za paznokcie.

 

Wielu pali się żywcem w ogniu rozpalonych stosów, innych topi się w kotłach wrzącej i kipiącej wody, lub smaży się na blachach, czy kratach rozpalonych. Jednych ścierają, jak ziarno na mąkę, kamienie młyńskie, innym koła maszynowe druzgoczą na miazgę ciała i kości. Inni giną w więzieniach smrodliwych, lub wodach morskich. A byli i tacy, którym kły i pazury lwie i tygrysie rozszarpywały żywcem ciała męczeńskie.

 

Takie okropne męki zgotowało pogaństwo pierwszym wyznawcom Kościoła.

 

Krew męczeńska lała się już nie kroplami, ale strugami i potokami. Były dnie, w których tylko na obszarze państwa rzymskiego ginęło po 30.000 męczenników.

 

Liczba męczenników z trzech wieków prześladowań wynosi 10 milionów. W samym Rzymie zginęło 3 miliony męczenników.

 

Pogaństwo przy torturach i mękach nie znało litości, nie miało względu dla nikogo.

 

Bo i któż nie ginie w tych najkrwawszych w dziejach prześladowaniach?

 

Giną apostołowie, między innymi św. Paweł, ścięty na rynku mieczem i św. Piotr, powieszony w Rzymie.

 

Giną papieże, następcy Piotra św. Z 34 początkowych papieży nie umarł ani jeden śmiercią naturalną. Giną biskupi, kapłani i miliony wiernych.

 

A między tymi wiernymi, co za Chrystusa i Kościół Jego śmierć męczeńską ponieśli, są młodzi, starzy, są panny, dziewice, są ojcowie, matki, są nawet dzieci same.

 

Zdawało się, że Kościół katolicki tak okrutnie prześladowany, położył się już w grobie, że zatonął w morzu krwi umęczonych chrześcijan. Poganie bili już medale z napisem, że imię chrześcijańskie już jest uśmiercone i zgubione.

 

A jednak Kościół mimo tych prześladowań, mimo tylu ofiar męczeńskich, nie zginął.

 

Julian Apostata, przeszyty strzałą, bierze krew własną do ręki i woła z przekąsem: "Galilejczyku, tj. Chrystusie, zwyciężyłeś!".

 

Zginęli marnie wszyscy ci, co Kościół Chrystusa prześladowali, ale sam Kościół nie zginął, bo ma takie silne bramy i mury, że żadna moc i potęga, choćby piekielna, przezwyciężyć go nie zdoła. Kościół bowiem to nie ludzkie, ale Boskie dzieło.

 

Jeszcze rany prześladowanego Kościoła przez tyranów pogańskich nie zabliźniły się i nie zagoiły, a krew lejąca się z męczeńskiego Kościoła jeszcze nie obeschła – a oto nowy wróg zaczyna napadać na Kościół, chcąc mu zadać cios śmiertelny, a tym wrogiem, różne herezje, sekty i sekciarstwa, aż po czasy obecne Kościół katolicki zwalczające.

 

3. Herezje, sekty i sekciarstwa.

 

Jak poganie chcieli zgubić Kościół orężem i mieczem, tak przeróżni heretycy i sekciarze jadem heretyckich i sekciarskich nauk Kościół i jego ducha zatruć usiłowali.

 

Nie było i jednego artykułu wiary świętej, którego by herezja nie zaczepiała. I tak Ariusz i arianie zwalczają Bóstwo Chrystusowe. Nie chcą uznać w Chrystusie Boga prawdziwego, ale tylko zwykłego człowieka. Tak samo, jak dzisiejsi "tłumacze Pisma św.".

 

Nestoriusz i nestorianie nie uznając Chrystusa za Syna Bożego, zaczęli szerzyć błędną, heretycką i bluźnierczą naukę, że Najświętsza Maryja Panna nie była Matką Boga, nie była Bożą rodzicielką, ale że była tylko najzwyklejszą matką człowieka.

 

Bóstwo Ducha Świętego zwalczał namiętnie Macedoniusz i jego zwolennicy.

 

Pelagiusz i pelagianie rzucili się na dogmat Kościoła katolickiego o łasce, grzechu pierworodnym i życiu nadprzyrodzonym.

 

To były główne herezje z pierwszych wieków trwania Kościoła.

 

Wszystkie te herezje przeminęły, znamy je ledwie z nazwiska, a Kościół katolicki, jak stał, tak stoi nadal. Bo choć z ludzi się składa, nie ludzkim, ale Boskim jest dziełem. A Boga któż przezwyciężyć może?

 

Największym jednak szkodnikiem dla Kościoła był znany powszechnie heretyk i odszczepieniec, Marcin Luter. Urodził się w Niemczech, był najpierw zakonnikiem i mnichem, a następnie z mnicha katolickiego przedzierzgnął się na największego wroga Kościoła katolickiego. Działo się to w wieku XVI.

 

Luter walcząc z Kościołem uderzył w samo serce Kościoła, tj. w Papiestwo, Papieży i Stolicę Piotrową – wszystkie jego pisma, mowy i przemowy były jednym stekiem napaści i oszczerstw na Rzym i Stolicę Piotrową.

 

Budując swój Kościół luterski wyrzucił z Kościoła katolickiego święte sakramenty, a więc i sakrament małżeństwa i kapłaństwa, sakrament pokuty, a nawet i sakrament Ołtarza świętego.

 

Jakież to były smutne i bolesne sceny dla Kościoła katolickiego, kiedy z dawnych kościołów katolickich zaczęto wynosić konfesjonały, obrazy świętych, burzyć ołtarze, w których dawniej mieścił się Najświętszy Sakrament, lub na których odprawiała się uroczysta Msza święta.

 

Pod wpływem nauki Lutra, dawne kościoły katolickie zmieniły się po prostu w bożnice żydowskie.

 

Nauka Lutra i jego zwolenników zaczęła się szybko rozszerzać. Objęła połowę Niemiec, Szkocję, Holandię, Anglię, Szwajcarię, w których to państwach miliony dusz opuszczało swój dawny Kościół katolicki, przechodząc już to na luteranizm, już anglikanizm, czy też kalwinizm.

 

Zdawało się, że szerząca się nauka luterska będzie już ostatnim dzwonem, dzwoniącym na pogrzeb Kościoła katolickiego.

 

Ręka Boża, co zawsze wspierała Kościół, nie opuściła go i teraz. Sobór Trydencki odradza Kościół. Łódka Piotrowa płynie dalej, mimo wszelkie burze i wspienione fale, bijące w Łódkę Piotrową.

 

Kościoły luterskie, kalwińskie, anglikańskie, dziś z każdym dniem się rozpadają. Jedni przechodzą na katolicyzm, inni tracą zupełnie wiarę; na palcach zliczysz tych, co by się starej nauki Lutra trzymali.

 

A Kościół katolicki mężnieje, potężnieje i swym wiekowym trwaniem zadziwia nawet wrogów samych. Stoi nadal i Rzym i Stolica Piotrowa, stoi żadnym błędem nieskażona nauka Kościoła. Wprawdzie różne herezje i sekty mnożą się jeszcze w czasach naszych, ale ich nauki i praktyki religijne nie głoszą i nie stwarzają nic nowego. To stary Luter w nowej szacie i na nowym półmisku podany i nic więcej. Miejmy ufność, że i z tymi nowymi sektami da sobie radę Kościół przy pomocy Boga.

 

4. Spółka żydowsko-masońsko-socjalistyczna.

 

Walka heretycka i sekciarska toczyła się i toczy głównie około niektórych artykułów przez Kościół katolicki wiernym do wierzenia podanych.

 

Inny jest zupełnie cel spółki masońsko-żydowskiej i socjalistycznej, z górą dwa ostatnie wieki z Kościołem walczącej.

 

Wrogom tym nie chodzi wcale o walkę z tym lub owym artykułem wiary katolickiej – oni chcą zniszczyć i zniweczyć wszelką wiarę, każdą religię i Kościół, jaki dziś istnieje.

 

Zaprowadzenie nowego pogaństwa w sercach i duszach ludzkich jest ich ostatecznym celem i pragnieniem. Religie wszelkie, jakie są, mają zniknąć z oblicza ziemi.

 

Religia każda, a zwłaszcza katolicka, zdaniem masonów, żydów i ich popleczników – to największe nieszczęście ludzkości. Kościół katolicki – to wymysł księży i panów, obliczony na ucisk i wyzysk biednego ludu i klas robotniczych. Tak mówią, tak piszą wszystkie dzisiejsze niedowiarki.

 

Kościół katolicki, woła ta cała spółka z żydów, masonów, socjalistów i komunistów złożona, szerzy tylko ciemnotę i z ciemnoty i głupoty ludzkiej żyje.

Boga nie ma wcale. Ziemi, nieba nie stworzył Bóg. To wszystko samo się stworzyło i samo od siebie od wieków istnieje.

 

W grobie, trumnie kończy się wszelkie życie. Wieczność nie istnieje wcale.

 

Człowiek tyle ma, ile sobie tu za życia użyje. To są poglądy i zasady, jakie ta cała banda niedowiarków wygłasza. Niewiara zupełna stanowi wiarę właściwą spółki żydowsko-masońskiej.

 

"A więc precz i z Bogiem i Chrystusem i Kościołem i Krzyżem", bo to są przeżytki niegodne dzisiejszego człowieka.

 

A gdy się te niedowiarki dorwą do rządów, prześladują Kościół w sposób stokroć krwawszy i okrutniejszy, niż to czynili poganie w pierwszych czasach prześladowań Kościoła. Za przykład niech służy Meksyk i rosyjska Bolszewia.

 

Widzimy zatem, że potęgi piekielne w walce z Kościołem ani na chwilę nie ustępują. Skutki tej wszechświatowej i dobrze zorganizowanej walki z Kościołem są straszne. Niewiara, bezwstyd, szkoły bez religii i kapłana, śluby cywilne, rozwody, nienawiść wzajemna, to są owoce najświeższej walki z Kościołem i Chrystusem samym.

 

Nie da się zaprzeczyć, że cierpienia i uciski Kościoła w obecnej walce są wielkie, są straszne.

 

Ale Kościół i w tych cierpieniach trwa. Miłość i przywiązanie do Kościoła rośnie z każdym dniem.

 

Takie wiece i kongresy Eucharystyczne, na które gromadzą się miliony, tysiące wiernych, czyż nie są niezbitym dowodem gorącej i kwitnącej wiary w Kościele katolickim.

 

Młodzież się odradza, całe masy robotnicze garną się pod sztandar Chrystusa, a nawet dzieci szkolne serca swe Jezusowi Eucharystycznemu składają w ofierze.

 

Na łono Kościoła katolickiego wraca cały szereg wybitnych uczonych i pisarzy, co niedawno temu w nauce i piśmie wyszydzali Chrystusa i Jego Kościół – a dziś prosząc za dawne bluźnierstwa o przebaczenie, cały swój talent i wiedzę ku uczczeniu Boga, Chrystusa i Kościoła poświęcają.

 

Kościół przetrwał stare burze i nawałnice, a przetrwa także i obecne, bo za słabe są ręce ludzkie, by mogły zburzyć to, co Boskie ręce zbudowały i ciągle podtrzymywały i podtrzymują. Kościół istnieje już dwa tysiące lat. Różne państwa światowe w tym czasie powstawały i w gruzach legały, trony wznosiły się i rozsypywały, żyły i bezpowrotnie poumierały koronowane głowy królów, monarchów czy cesarzy.

 

Jedno państwo przetrwało je wszystkie: Kościół katolicki. Jeden tron stoi niewzruszenie wśród wieków. Stolica Piotrowa. Jedna dynastia pozostała wiecznie: Papieże i ich następcy.

 

I jakże w tym wszystkim nie uznać ręki Boskiej, jak nie wyznać, że Kościół – to dzieło Boże.

 

"Kościół można zwalczać – powiada św. Augustyn – ale nie można go pokonać, gdyż moc Boska nim kieruje i go utrzymuje".

 

Napoleon I, podziwiając cudowne trwanie Kościoła, tak pisze w swych uwagach o Chrystusie i Kościele: "Narody giną, pogrzebane w zapomnieniu, trony upadają, a Kościół trwa. Jakaż siła podtrzymuje to dzieło Chrystusowe, tyloma zaciekłymi przeciwnikami otoczone? Gdzie jest to ramię, które zachowuje Kościół Chrystusowy przez 18 wieków? Tą siłą, tym ramieniem jest moc Boża".

 

Nie ma zatem najmniejszej wątpliwości, że Kościół katolicki Bożym, a nie ludzkim jest dziełem. Dziełem jest Bożym, bo go zbudował sam Chrystus – "Ja zbuduję Kościół mój". A Chrystus, choć był człowiekiem, był także i prawdziwym Synem Bożym i Bogiem prawdziwym. Ale nie tylko Boża ręka wybudowała Kościół, ale Boża ręka rozszerzała i w wiekowym trwaniu ciągle Kościół ten wśród największych walk i przeciwności podtrzymywała.

 

–––––––––––

 

 

Ks. Kazimierz Bisztyga T. J., Kościół katolicki. Kraków 1931. WYDAWNICTWO KSIĘŻY JEZUITÓW, ss. 41-71.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2010

Powrót do spisu treści książki ks. Kazimierza Bisztygi pt.
Kościół katolicki

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: