Katolicki komentarz do "encykliki" Evangelium vitae Jana Pawła II
"SODALITIUM"
W poprzednim numerze Sodalitium (nr 36, s. 69) wspomnieliśmy o naszym zamiarze przeanalizowania dwóch ostatnich "encyklik" Jana Pawła II, Evangelium vitae i Ut unum sint; ukazanie się pierwszej z nich ucieszyło "konserwatystów", a drugiej "postępowców", lecz niestety, żadna z nich nie mogła uradować katolików. Ze względu na niedostateczność czasu i miejsca, ograniczymy się w niniejszym numerze Sodalitium do skomentowania "Evangelium vitae". Cyfry podane w nawiasach wskazują numer punktu w samej "encyklice", a rzymskimi liczbami podana jest strona francuskiego wydania L'Osservatore Romano, nr 14 z 4 kwietnia 1995 poświęconego Evangelium vitae. W ówczesnym okresie Jan Paweł II zajmował się szczególnie rozwijaniem trzech następujących tematów swojego "Magisterium": ponawianiem prośby o przebaczenie "błędów" Kościoła, komentarzem do dokumentów soborowych z okazji XXX rocznicy Vaticanum II, oraz licznymi przemówieniami dotyczącymi kwestii kobiecych i... feministycznych z okazji roku kobiet. O tych to dokumentach jak również o "encyklice" Ut unum sint, napiszemy – jeśli taka będzie Wola Boża – w kolejnym numerze Sodalitium.
EVANGELIUM VITAE
"Ewangelia życia znajduje się w samym sercu orędzia Jezusa Chrystusa" (nr 1, s. I). Od tych to bardzo znaczących słów rozpoczyna się "encyklika" Jana Pawła II, która jest afirmacją "wartości i nienaruszalności życia" (nr 1, s. 1, prezentacja "encykliki"). Lecz czy Ewangelia, którą głosi nam Jan Paweł II jest rzeczywiście i w pełni Ewangelią Jezusa Chrystusa, Naszego Pana? Encyklika każe nam w to wierzyć. Jan Paweł II z zapałem przypomina Biskupom: "na mocy powierzonego nam zadania mamy (...) czuwać nad integralnym i wiernym przekazem nauczania na nowo ujętego w tej Encyklice oraz stosować wszelkie odpowiednie środki, aby chronić wiernych przed każdą doktryną sprzeczną z tym nauczaniem". Następnie upomina duchownych i teologów, ażeby świadomi swoich zadań "wystrzegali się poważnego wykroczenia, jakim jest zdrada prawdy (...) przez głoszenie osobistych poglądów sprzecznych z Ewangelią życia, wiernie przedstawioną na nowo i interpretowaną przez Magisterium" (82, s. XV). Chodzi zatem o "Magisterium", i to o "Magisterium" kolegialne, według eklezjologii Vaticanum II; Evangelium vitae jest "owocem współpracy Episkopatu wszystkich krajów świata" (nr 5, s. II).
Jan Paweł II przytacza kilka prawd katolickich
Z pewnością wierny katolik nie odczuwa żadnej trudności, by przyłączyć się do potępienia rozmyślnego zabijania niewinnych (nr 57, s. XI), aborcji (62, XII) i eutanazji (65, XII), gdyż wzywa do tego powszechne Magisterium Kościoła. "Encyklika" powtarza również potępienie antykoncepcji (por. nr 13), technik sztucznej reprodukcji oraz – mimo iż w inny sposób – badań prenatalnych (nr 14), eksperymentów dokonywanych na embrionach (63, XII)... Jan Paweł II ubolewa nad tym, że "zbrodnie" są uznane za "prawa" (11, III), oraz że "czyny jednomyślnie uważane niegdyś za przestępcze i w powszechnym odczuciu moralnym niedopuszczalne, zyskują stopniowo społeczną aprobatę" (4, II), oraz przypomina, że "Bóg nie może pozwolić, aby zbrodnia pozostała bezkarna" (8 i 9, II). Potwierdza istnienie więzi pomiędzy wolnością a prawdą obiektywną (19, IV), a w rezultacie wysuwa stąd wniosek, iż "w ciągłości z całą Tradycją Kościoła pozostaje także nauczanie o koniecznej zgodności prawa cywilnego z prawem moralnym" (72, XIV); w przeciwnym wypadku prawo cywilne jest "niegodziwym" a jego zarządzenia "pozbawione są wszelkiej mocy obowiązującej" (71, XIV), dlatego wówczas "kończy się władza, a zaczyna potworne bezprawie" (72, XIV). Ustawy, podobne do tych o aborcji czy eutanazji, "nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia" (73, XIV). Katolicy muszą przeciwstawić się "wobec obiektywnego «spisku przeciw życiu», w który zamieszane są także instytucje międzynarodowe, zajmujące się propagowaniem i planowaniem prawdziwych kampanii na rzecz upowszechnienia antykoncepcji, sterylizacji i aborcji" (17, IV), a które to przeradzają demokrację w "system totalitarny" (20, IV).
Powyższe zestawienie punktów "Ewangelii życia" zgodnych z nauczaniem Kościoła nie zwalnia nas teraz od zasygnalizowania punktów dwuznacznych lub wręcz sprzecznych z tymże nauczaniem...
Ewangelia o godności osoby
"Encyklika" z 25 marca 1995 mieni się być pewnego rodzaju uzupełnieniem "Listu do Rodzin" z 2 lutego poprzedniego roku (por. 6, II), obficie w niej cytowanego (43, VIII). W komentarzu do tego Listu, który ukazał się w Sodalitium (nn. 36, ss. 63-66; 37, ss. 55-64; 42, ss. 42-56) wykazaliśmy jak wiele nauczanie Wojtyły, dotyczące tego tematu, zawdzięcza zarówno gnozie i kabale, jak i personalizmowi pism Krempela i Domsa, potępionemu przez Święte Oficjum. Aby głębiej zrozumieć niektóre zagadnienia Evangelium vitae powinien się czytelnik zapoznać z Listem do Rodzin (oraz z naszym do niego komentarzem). Jednym ze wspólnych tematów "encykliki" i "Listu" (jak również całej myśli wojtyliańskiej) jest ludzka godność.
"Ewangelia miłości Boga do człowieka, Ewangelia godności osoby i Ewangelia życia stanowią jedną i niepodzielną Ewangelię" (2, I). Cóż głosi ta Ewangelia? Godność osoby ludzkiej: "każda osoba" powinna być "uznawana i szanowana ze względu na swą samoistną wartość" (88, XVI), z tego tylko względu, że jest osobą. Osoba ludzka ma, w rezultacie, godność "niezmierzoną" (80, XV), "nieporównywalną" (2, I), "niemalże boską" (25, V; 84, XVI). Odnosi się to do wszystkich ludzi (25, V; 70, XIII). Grzech nie pozbawił człowieka owej "niemalże boskiej" godności: "nawet zabójca nie traci swej osobowej godności" (9, III), która istnieje pomimo grzechu pierworodnego, o którym nawet nie wspomniał w rozdziale o "godności dziecka jeszcze nie narodzonego" (44, IX), do którego stosuje się to samo co i do proroka Jeremiasza oczyszczonego z grzechu w łonie matki (Jer. 1, 5; Evangelium vitae 44, IX), do Jana Chrzciciela (oczyszczonego jak i Jeremiasz) i do Jezusa Chrystusa (bez grzechu) (por. Evangelium vitae 45, IX). Posuwa się aż do następującego stwierdzenia à propos przerywania ciąży: "Tym, kto zostaje zabity, jest istota ludzka u progu życia, a więc istota najbardziej niewinna, jaką w ogóle można sobie wyobrazić" (58, XI). Podobne twierdzenie jest implicytnym zanegowaniem dogmatu o grzechu pierworodnym; prawdą jest, że dziecko w łonie matki jest niewinne (wolne od wszelkiego grzechu osobistego) i że nie może być uznawane za niesprawiedliwego napastnika matki, lecz nie jest ono, w znaczeniu absolutnym, najbardziej niewinną osobą jaką w ogóle można sobie wyobrazić: po przyjęciu chrztu świętego to samo dziecko jest niewątpliwie znacznie bardziej niewinne niż wcześniej!
Niemalże boska godność każdego człowieka zakłada nie tylko "szacunek dla każdej osoby" (98, XVIII), lecz także w miarę możności każe "czcić i szanować każdego człowieka z sercem pełnym religijnego zachwytu, jak nam zalecał Paweł VI w jednym ze swoich orędzi na Boże Narodzenie" (83, XV); należy czcić każdą osobę (41, VIII); czcić życie ludzkie (51, X). Rzeczywiście, na zakończenie Soboru Paweł VI wyraźnie mówił o "kulcie człowieka", wyrażenie to zostało przejęte przez Jana Pawła II. Z tej to godności wypływa "uznanie człowieka za istotę, którą nie można «rozporządzać»", oraz uznanie faktu, że "człowiek (...), nie może podlegać niczyjemu panowaniu" (19, IV). Nawet Bożemu? Mamy tutaj do czynienia z zasadą paralelną do zasady Kanta przyjętej przez Wojtyłę, według której osoba ludzka musi być zawsze i dla wszystkich (nawet dla Boga) celem, a nigdy środkiem (por. Sodalitium, nr 37, ss. 61-62).
Zasada ta jest fundamentem "teorii praw człowieka" (19, IV), "szlachetnej deklaracji" uznającej "wartość i godność każdej ludzkiej istoty jako takiej, bez względu na jej rasę, narodowość, religię czy poglądy polityczne i pochodzenie społeczne" (18, IV).
Jeślibyśmy szukali podstaw w Piśmie świętym lub Tradycji tej "Ewangelii godności ludzkiej", Jan Paweł II odpowiada nam księgą Rodzaju (dwoma pierwszymi rozdziałami), niektórymi psalmami (szczególnie ósmym: 35, VII), dziełem świętego Ireneusza ("Chwałą Bożą jest człowiek żyjący") (34, VII) i interpretacją jaką Vaticanum II nadał Wcieleniu w Gaudium et spes nr 22: "Syn Boży przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem", to "wspaniała prawda", która, oczywiście, dwukrotnie została przytoczona (2, I i 104, XIX) także i w tym dokumencie. "Człowiek, człowiek żyjący, stanowi pierwszą i podstawową drogę Kościoła" (2, I; cytat wyjęty z Redemptor hominis, nn. 14 i 285). Jednakże, ponieważ tematy te były już przedmiotem badań na łamach Sodalitium (nr 20, ss. 11-12; i nr 37, ss. 60-61) możemy jedynie odesłać tamże szanownego czytelnika. Przypomnijmy tylko syntetycznie, iż cała godność osoby ludzkiej polega na tym, że jest stworzeniem obdarzonym rozumem i wolną wolą, powołanym następnie, bez jakiejkolwiek zasługi, przez Boga do życia nadprzyrodzonego: nie mniej, ale też nie więcej. Jednakże, nie tracąc natury ludzkiej, a zatem zasadniczo swojej godności, człowiek może, niestety utracić swą godność przez czyn: "Jeżeli rozum zgadza się na błędne poglądy, jeżeli wola obiera i skłania się do tego, co złe, to ani pierwszy, ani druga tym nie nabywają doskonałości, ale obie tracą swoją przyrodzoną godność i popadają w zepsucie" (Leon XIII, Encyklika Immortale Dei, 1 XI 1885). I natychmiast, w konsekwencji, wypływa stąd negacja wolności religijnej: "cokolwiek sprzeciwia się cnocie i prawdzie, to tego nie godzi się wyjawiać i przedstawiać oczom ludzkim, a tym mniej osłaniać to łaskawymi względami i powagą cokolwiek za dobre uważa, i knuć nowe w państwie zmiany" (ibidem). Wystarczy tych kilka prostych uwag, ażeby runął i w proch się rozsypał gmach wzniesiony przez Vaticanum II i Jana Pawła II opierający się na fundamencie fałszywej koncepcji godności osoby ludzkiej.
Ewangelia jakiego życia?
Ewangelia o godności człowieka jest Ewangelią życia. "Wyrażenie «Ewangelia życia» nie znajduje się wprawdzie w Piśmie świętym" – przyznano, co prawda, w przypisie (2, I). A zatem chodzi tu o neologizm, wobec którego należy zachować ostrożność. Termin "życie" w odniesieniu do człowieka może wskazywać na zupełnie różne rzeczy: życie naturalne, wspólne wszystkim ludziom, życie łaski, nadprzyrodzone, właściwe niektórym, a wreszcie życie chwalebne, życie wieczne w Niebie. Rzecz jasna, pierwsze jest warunkiem drugiego, drugie warunkiem trzeciego (jednakże po utracie pierwszego!); oczywiście, wszystkie mają wielką wartość, lecz nie mają równej wartości! "Encyklika" mówi o tych różnych znaczeniach terminu "życie", lecz w wielu wypadkach nie precyzuje o jakim życiu mowa, stwarzając tym samym ubolewania godne dwuznaczności. A jest to tym bardziej żałosne, że właściwym tematem dokumentu jest obrona naturalnego życia ludzkiego, któremu mogą błędnie zostać przypisane uwagi odpowiadające tylko i wyłącznie życiu nadprzyrodzonemu. Proces naturalnej ludzkiej egzystencji jest "opromieniony obietnicą i odnowiony przez dar życia Bożego, które urzeczywistni się w pełni w wieczności" (2, I). Z pewnością, "obietnica" życia Bożego jest dla wszystkich; lecz ów dar, "dar życia Bożego", nie. "Encyklika" tego nie wyjaśnia, a nawet gmatwa pojęcia, kiedy nieco dalej mówi o "nieporównywalnej wartości każdej osoby ludzkiej" z uwagi na fakt, że "Syn Boży przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem" (2, I): udzielając każdemu "daru życia Bożego"? "Każdy człowiek właśnie ze względu na tajemnicę Słowa Bożego, które stało się ciałem (por. J 1, 14) – kontynuuje "encyklika" – zostaje powierzony macierzyńskiej trosce Kościoła" (3, I). Oczywiście, zadaniem Kościoła jest głoszenie Ewangelii wszystkim ludziom, jednakże nie wszyscy ludzie są dziećmi Kościoła, są nimi tylko ochrzczeni. "Równa godność osobowa" wspólna wszystkim ludziom nazywana jest "duchowym pokrewieństwem" (8, II) – otóż, określenie to ma sens tylko, gdy chodzi o życie duchowe, właściwe tylko tym którzy znajdują się w stanie łaski u Boga. Według Jana Pawła II "człowiek w naturalny sposób dąży ku Bogu", który jest "ostatecznym celem i zaspokojeniem każdej osoby" (35, VII), natomiast "miłość do życia (...), rozwija się w radosnym przeświadczeniu, że można uczynić z własnej egzystencji «miejsce» objawienia się Boga, spotkania i komunii z Nim" (38, VIII). Otóż, Bóg powinien być ostatecznym celem każdego, ale nim nie jest. Niestety wielu żyje nie mając wcale "radosnego przeświadczenia", że mogą w swym życiu zjednoczyć się z Bogiem. Należy tu dokładnie rozróżnić (lecz "encyklika" tego nie czyni) między naturalnym i nieskutecznym pragnieniem szczęśliwości (właściwym wszystkim ludziom), a naturalnym dążeniem, jakie wszyscy ludzie rzekomo mają ku Bogu (czy chodzi tu o Boga, jako autora łaski czy natury?). Tymczasem według Jana Pawła II Duch nie tylko tchnie kędy chce, ale i "dosięga" a nawet "ogarnia każdego człowieka żyjącego na tym świecie" (77, XV). Czy ogarnia On także i tych którzy grzeszą przeciwko Duchowi Świętemu?
Zamordowane dzieci nienarodzone są w Niebie
Po raz więc kolejny Jan Paweł II daje do zrozumienia – nie mówiąc tego wyraźnie – że wszyscy ludzie są w pewien sposób złączeni z Bogiem, otrzymując tym samym życie wieczne. Pod tym względem najbardziej jasnym fragmentem jest ten dotyczący wiecznego losu nieszczęsnych dzieci – ofiar aborcji. Przepełniony smutkiem, zwracając się do matek tych dzieci, Jan Paweł II mówi, zachęcając je do pokuty: "Odkryjecie, że nic jeszcze nie jest stracone, i będziecie mogły poprosić o przebaczenie także swoje dziecko: ono teraz żyje w Bogu" (99, XVIII) (*). Jakże można usprawiedliwić podobne twierdzenie nie negując przy tym dogmatu o grzechu pierworodnym i o konieczności chrztu do zbawienia? No chyba, że uważa się, – nie mówiąc tego i nie mając na to żadnych dowodów – że każda aborcja jest męczeństwem, chrztem krwi. Paradoksalnie, bo to właśnie w "encyklice" przeciwko aborcji zanegowana została najtragiczniejsza konsekwencja przerwania ciąży, którą jest pozbawienie ofiar tego ciężkiego grzechu wizji uszczęśliwiającej.
Piekło nieznane
"Kardynał" von Balthasar zapewniał, że Jan Paweł II podzielał jego neo-orygenistyczną opinię, według której wszyscy dostępują zbawienia, a piekło jest puste. Jak by nie było, w "encyklice" tej nie ma żadnej wzmianki o piekle, ani tym bardziej o potępionych. Po wspomnieniu paraboli o zaślepionym bogaczu, który umiera nocą, komentarz Jana Pawła II ogranicza się do stwierdzenia, że ów bogacz tracąc życie "nigdy nie pojmie jego prawdziwego sensu" (32, VII). A konsekwencje oddalenia się od prawdy o życiu opisane są tymi słowami: "Oderwać się od niej znaczy skazać samego siebie na egzystencję pozbawioną znaczenia i nieszczęśliwą, a w konsekwencji stać się wręcz zagrożeniem dla istnienia innych..." (48, s. IX). Nic poza tym? Owszem, nieco dalej (52, s. X) powiedziane jest, że "człowiek musi się (...) rozliczyć przed swoim Panem" z życia, które otrzymał, lecz ani tam nie powiedziano w ogóle w jaki sposób. W punkcie 53 (s. X), Szatan wychodzi na scenę, ale nie piekło: "... Bóg ukazuje, że «nie cieszy się ze zguby żyjących» (Mdr 1, 13). Tylko Szatan może się nią cieszyć: (...) zwodząc człowieka, prowadzi go do grzechu i śmierci, które ukazuje jako cel i owoc życia". O jakiej śmierci jest tutaj mowa? O śmierci wiecznej, czy tylko o śmierci doczesnej? Na te pytania "encyklika" udziela odpowiedzi dopiero na końcu, gdzie powiedziane jest, że "życie człowieka zostało uwolnione od wyroku ostatecznej i wiecznej śmierci" (nr 102, s. XIX). Czy aby rzeczywiście życie wszystkich ludzi zostało uwolnione od śmierci wiecznej? Albo, ogólnie rzecz biorąc, czy człowiek może uwolnić się od śmierci wiecznej (jednak ludziom nie zawsze się to udaje)? Nie należy szukać w Evangelium vitae rozwiązania tej wątpliwości, gdyż to właśnie ona ją sugeruje!
Zbrodnicze decyzje, wielkoduszne okoliczności łagodzące
O ile Evangelium vitae nie wspomina o piekle (a mniej niż kiedykolwiek o potępieniu), to jednak nie omieszkała potępić grzechy, które do niego prowadzą..., przynajmniej teoretycznie. O tak, gdyż w praktyce łatwo i wielkodusznie dopuszcza okoliczności łagodzące. Czytamy, na przykład, à propos aborcji: "Decyzje wymierzone przeciw życiu rodzą się czasem z trudnych czy wręcz dramatycznych doświadczeń głębokiego cierpienia, samotności, całkowitego braku perspektyw ekonomicznych, depresji i lęku o przyszłość. Tego rodzaju okoliczności mogą także znacznie złagodzić odpowiedzialność subiektywną, a w konsekwencji także winę tych, którzy podejmują takie decyzje, ze swej natury zbrodnicze" (18, IV). Nikt nie przeczy ewentualnemu zaistnieniu okoliczności łagodzących, jednakże "encyklika" nie uściśla czy te okoliczności (na liście których nie figuruje utrata rozumu) mogą uczynić z aborcji zwykły grzech powszedni, a nawet daje do zrozumienia, że nie chodzi tu już nawet o grzech ciężki. Ów laksyzm jest jeszcze bardziej wyraźny w przypadku gdy chodzi o samobójstwo, dla usprawiedliwienia którego przywołuje się "określone uwarunkowania psychologiczne, kulturowe i społeczne" które, nie tylko złagodziłyby, ale wręcz zupełnie zniosły (tutaj także nie wspomina się o przypadkach szaleństwa) "odpowiedzialność subiektywną" (66, XIII).
Czy transplantacje organów nie są zamachem na życie ludzkie?
W "encyklice" poświęconej obronie życia ludzkiego zadziwiające jest oświadczenie o legalności transplantacji organów. "Oddawanie organów" określone jest jako gest, zasługujący "na szczególne uznanie" (86, XVI) o ile tylko przebiega "zgodnie z wymogami etyki" (ibidem). Nieakceptowalne normy etyki "daru" organów zostały zasygnalizowane i potępione (wyjątki z tekstu: "pobierania tychże organów od dawców, zanim jeszcze zostaliby uznani według obiektywnych i adekwatnych kryteriów za zmarłych" (15, IV); "praktyka wykorzystywania embrionów i płodów ludzkich jeszcze żywych (...) już to jako «materiału biologicznego» do wykorzystania, już to jako źródła organów albo tkanek do przeszczepów, służących leczeniu niektórych chorób" (63, XII); spowodowania eutanazji w celu "udostępnienia organów do przeszczepów" (64, XII), natomiast zapomniano wspomnieć o zwykłym handlu organami). Pozostaje jednakże pochwała dla przeszczepów dokonanych "zgodnie z wymogami etyki". Otóż, nie istnieją etycznie akceptowalne formy pobierania i transplantacji organów! Nie w przypadku organów życiowych (serce, płuca, wątroba, etc.), tym bardziej, że Pius XII oświadczył, iż pacjent, nawet sztucznie podtrzymywany przy życiu – i właśnie dzięki temu – postrzegany jest nadal za żyjącego (a pobranie organów mogłoby spowodować jego śmierć). Nawet w przypadku, mimo wszystko mniej poważnym, organów podwójnych (jak na przykład nerki), gdyż chodzi tu o okaleczenie ciała zdrowego, co jest niegodziwe nawet w słusznym celu (por. Sodalitium, wyd. wł., nr 12, s. 22). Tak więc w tym przypadku "encyklika" nie broni "ewangelii życia". A kiedy jej broni, to argumentacja nie opiera się na tradycyjnej moralności...
Nowa, personalistyczna podstawa moralności katolickiej
W komentarzu do Listu do Rodzin (Sodalitium, nr 38, ss. 42-51) podkreśliliśmy sposób w jaki Wojtyła na nowo interpretuje całą moralność katolicką w nowym świetle personalizmu, dochodząc do nowej definicji rodziny, małżeństwa i ich celów. Tym sposobem "encyklika" potępia antykoncepcję, lecz już nie dlatego, iż pociąga za sobą naruszenie natury, ale dlatego że "jest sprzeczna z pełną prawdą aktu płciowego jako właściwego wyrazu miłości małżeńskiej" (13, III). Podobnie, techniki sztucznej reprodukcji nie naruszają natury lecz "oddzielają prokreację od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego" (14, III). Sama aborcja "stanowi radykalne zagrożenie dla całej kultury praw człowieka" (18, IV). "Płciowość", która dzięki Janowi Pawłowi II triumfalnie wkroczyła do "Magisterium" nie jest już możnością naturalną i prozaiczną ku prokreacji, lecz stała się niemal mistycznym "znakiem, miejscem i językiem miłości, to znaczy daru z siebie i przyjęcia drugiego człowieka wraz z całym bogactwem jego osoby" (23, V; por. także 81, XV).
Przesadna egzaltacja małżeństwa
Logiczną konsekwencją personalizmu i (kabały!) jest, jak zawsze, nadmierne wychwalanie związku małżeńskiego przez Wojtyłę (por. Sodalitium, nr 36, ss. 64-66 i nr 37, s. 63). Istnieje rzeczywiście "pierwotne powołanie do miłości, właściwe każdemu człowiekowi" (25, V). Czymże ono jest? Aby zobrazować to powołanie każdego człowieka do miłości "encyklika" dwukrotnie odsyła nas do biblijnej Księgi Rodzaju 1, 27 ("stworzył mężczyznę i niewiastę") i Księgi Rodzaju 2, 18-24 (stworzenie Ewy). Na ten temat Jan Paweł II dodaje: "Dopiero pojawienie się kobiety (...) może zaspokoić potrzebę dialogu międzyosobowego, mającego tak żywotne znaczenie dla ludzkiej egzystencji" (35, VII). "Kiedy mężczyzna odłączony jest od niewiasty, biada światu", skomentowałaby to Zohar, – najważniejsza księga kabalistyczna Żydów (por. Rosenberg, L'Ebraismo, Mondadori, s. 128). Toteż małżeństwo jest "ponad wszystkie ziemskie dary" (43, IX), zrodzenie dziecka jest wydarzeniem "wysoce religijnym" (43, VIII), i à propos owego zrodzenia uściśla, że "życie ludzkie jest darem, który przyjmujemy po to, aby go ponownie ofiarować" (92, XVII); oto zasada, która, jeśli ją rozumieć bez obostrzeń, wprowadziłaby w konsekwencji powszechny obowiązek małżeństwa! Zresztą, czyż "płciowość" nie jest "bogactwem każdej osoby" (97, XVIII)?
Państwo personalistyczne: demokracja i prawa człowieka
"Jeśli wartość demokracji jest dziś prawie powszechnie uznawana, to należy w tym widzieć pozytywny «znak czasów», co również stwierdził wielokrotnie Urząd Nauczycielski Kościoła" (70, XIII). A zatem "Urząd Nauczycielski" (Jana Pawła II, a nie Kościoła) uczynił preferencyjny wybór na korzyść demokracji jako najlepszej, o ile nie jedynej, legalnej formy rządu [która, powiedzmy to przy okazji, zawiera według Jana Pawła II, a wbrew nauczaniu Grzegorza XVI, "wolność informacji" (98, XVIII)]. Jednakże demokracją, której Jan Paweł II chce bronić jest "zdrowa demokracja" (71, XIV), w której większość nie zawsze i niekoniecznie jest źródłem prawdy: "gdyby na skutek tragicznego zagłuszenia sumienia zbiorowego sceptycyzm podał w wątpliwość nawet fundamentalne zasady prawa moralnego, zachwiałoby to samymi podstawami ładu demokratycznego, tak że stałby się on jedynie mechanizmem empirycznej regulacji różnych i przeciwstawnych dążeń" (70, XIII); w konsekwencji według Jana Pawła II "wartość demokracji rodzi się albo zanika wraz z wartościami, które ona wyraża i popiera" (70, XIII), a zatem jak już zauważyliśmy, niegodziwa "ustawa", mimo iż przegłosowana przez większość, nie jest rzeczywistą ustawą [a jednak, na przekór temu, uznano za słuszne głosowanie za prawem niegodziwym, zezwalającym na przerywanie ciąży, o ile jest ono bardziej restrykcyjne, niż poprzednie, jak gdyby mniejsze zło nie było nadal złem (73, XIV). Cóż pomyśleli by o tym profesorowie Sanfratello i De Mattei którzy, za swoich czasów, walczyli przeciwko tak zwanej "mini aborcji" proponowanej przez Ruch w obronie życia?]. Aż dotąd krytyczne stwierdzenia wypowiedziane przez Jana Pawła II pod adresem obecnie istniejącego systemu demokratycznego były stosowne, nawet jeśli zapominał wspomnieć, iż bez łaski i wiary, "tragiczne zagłuszenie sumienia zbiorowego", – zważywszy na istnienie grzechu pierworodnego – nie jest wyjątkiem lecz regułą! Jednakże stanowisko "encykliki" staje się niemożliwe do popierania w momencie, gdy zaczyna wyliczać wartości "zdrowej demokracji": "do wartości podstawowych i koniecznych należy z pewnością godność każdej ludzkiej osoby, poszanowanie jej nienaruszalnych i niezbywalnych praw, a także uznanie «dobra wspólnego» za cel i kryterium rządzące życiem politycznym" (70, XIII). Zważywszy, że samo dobro wspólne nie polega na niczym innym jak na "poszanowaniu praw i obowiązków ludzkiej osoby". (71, XIV, cytat z Jana XXIII). Z tego wynika, że jedyną nienaruszalną wartością jest, po raz kolejny, wartość godności osoby, interpretowanej w ramach personalistycznej filozofii wojtyliańskiej. Pojęcie to nadal nieustannie jest powtarzane: "kierując się szacunkiem dla wszystkich i logiką demokratycznego współistnienia" należy przyczyniać się "do budowania społeczeństwa opartego na uznaniu i ochronie godności każdej osoby oraz na obronie i promocji życia wszystkich". Jest to zadanie, które spoczywa przede wszystkim na "odpowiedzialnych za sprawy publiczne", na tych którzy są "powołani do służby człowiekowi" (90, XVII). Kościół (według Wojtyły, przyp. tłum.) "pragnie po prostu przyczyniać się do budowy państwa o ludzkim obliczu [a zatem nie chrześcijańskiego]. Państwa, które uznaje za swą podstawową powinność obronę fundamentalnych praw człowieka (...). Tylko szacunek dla życia może stanowić fundament i gwarancję najcenniejszych i najpotrzebniejszych dla społeczeństwa wartości, takich jak demokracja i pokój". Nie może bowiem istnieć prawdziwa demokracja, "jeżeli nie uznaje się godności każdego człowieka i nie szanuje jego praw", ani prawdziwy pokój – według Pawła VI – bez "praw człowieka" (101, XIX). Z pewnością państwo powinno bronić praw osoby ludzkiej (które grzesznik może jednakże utracić), ale nie tylko. Pius IX przypomina nam (Encyklika Qui pluribus, 9 XI 1846; Encyklika Quanta cura, 8 XII 1864; zdanie wyjęte jest ze świętego Leona Wielkiego, List 166): "Władza królewska nie tylko do rządzenia światem, ale przede wszystkim dla obrony Kościoła jest daną". A Leon XIII potwierdza: "A przeto święte powinno być u panujących Imię Boże: jest to jeden z najpierwszych ich obowiązków religię ["i to nie jaką się komu podoba, lecz tę, którą Bóg przykazał i wobec innych wyłącznie nacechował znakami prawdy pewnymi a niewątpliwymi"] otaczać opieką, życzliwością zasłaniać, powagą swą i prawami bronić, a nic nie ustanawiać i nie zarządzać nic takiego, co by jej bezpieczeństwu było przeciwnym" (Encyklika Immortale Dei, 1 XI 1885).
"Znaki nadziei": pokój, nieużywanie przemocy, ekologia i bioetyka, feminizm. Problem kary śmierci.
Potępiając zamachy na życie i godność człowieka, Evangelium vitae nie traci głębokiego optymizmu, którym przesiąknięty jest jej wzorzec, soborowy dokument Gaudium et spes. Pojawiają się bowiem "pozytywne znaki" (porządku naturalnego): "ośrodki opieki nad życiem", "grupy wolontariuszy" i inne organizacje filantropijne (nr 26), ruchy pro-life, propagujące nieużywanie przemocy (nr 27, VI). Ekologia i etyka są wychwalane bez ograniczeń (10, III; 27, VI; 42, VIII). Kobiety zachęcane są do tego by stawały się promotorkami "nowego feminizmu (...) działając na rzecz przezwyciężania wszelkich form dyskryminacji, przemocy i wyzysku" (99, XVIII). "Do znaków nadziei trzeba także zaliczyć fakt, że (...) wzrasta nowa wrażliwość coraz bardziej przeciwna wojnie (...), i coraz aktywniej poszukująca skutecznych sposobów powstrzymywania – choć «bez użycia przemocy» – uzbrojonych agresorów" (27, VI). W jaki sposób miałoby być możliwe powstrzymywanie uzbrojonych agresorów bez użycia przemocy, tego nie rozumiemy... chyba że cudem. "W tej samej perspektywie należy widzieć coraz powszechniejszy sprzeciw opinii publicznej [!?] wobec kary śmierci, choćby stosowanej jedynie jako narzędzie «uprawnionej obrony» społecznej" (27, VI). Do tego tematu znów powrócono w 56 punkcie (s. XI). Co do kary śmierci "zarówno w Kościele, jak i w społeczności cywilnej oraz powszechniej zgłasza się postulat jak najbardziej ograniczonego jej stosowania albo wręcz całkowitego zniesienia". Lecz czy tendencja ta jest słuszna czy też nie? Na jakiej miałaby opierać się podstawie? "Problem ten należy umieścić w kontekście sprawiedliwości karnej, która winna coraz bardziej odpowiadać godności człowieka, a tym samym – w ostatecznej analizie – zamysłowi Boga względem człowieka i społeczeństwa". Podsumowując, kara śmierci jest rzekomo niezgodna, a przynajmniej mniej zgodna z objawioną przez Boga godnością człowieka. Jest to zupełnie fałszywe (por. św. Tomasz, II-II, q. 64, a. 2) zważywszy, że przez grzech człowiek "utracił godność ludzką" i stał się "szkodliwszym od zwierzęcia". Według Jana Pawła II (i Nowego Katechizmu nr 2267) w żadnym wypadku kara śmierci nie może być prawnie karą o charakterze pomsty, celem ukarania (oraz ekspiacji) popełnionego zła. Kara śmierci według JPII kontrastowałaby z (fałszywym) pojęciem godności człowieka, a "możliwość odmiany życia" (27, VI; 56, XI) byłaby definitywnie winnemu odebrana; byłaby godziwą tylko w przypadku "uprawnionej obrony" społeczeństwa i tylko wtedy, gdy nie można postąpić inaczej, lecz praktycznie zawsze należy jej unikać. "Encyklika" zapomina, że kara śmierci może właśnie być dla winnego środkiem – który przyjmie – zadośćuczynienia i zdobycia życia wiecznego, w każdym bądź razie odrzucenie kary śmierci jako kary o charakterze pomsty jest, znacznie bardziej, równoznaczne, z choćby tylko domyślnym zanegowaniem kary piekła, kary nieporównywalnie cięższej, o charakterze czysto karzącym, bez żadnej możliwości odkupienia potępieńca. Lecz czy samo piekło nie jest mniej zgodne z nienaruszalną godnością osoby ludzkiej?
Jeśli kara śmierci jest prawie zawsze niegodziwa, "wszystko, cokolwiek narusza całość osoby ludzkiej, jak okaleczenia, tortury zadawane ciału i duszy (...) są jak najbardziej sprzeczne z czcią należną Stwórcy" (3, II, cyt. z Gaudium et spes 27). Nie chcąc dokonywać apologii tortur (rozumianych jako kara lub sposób wydobywania zeznań), któż nie dostrzeże, iż przyjąwszy karę śmierci, nie można nie dopuszczać, przynajmniej teoretycznie i w niektórych przypadkach, legalności tortur? Jeśli można więcej (kara śmierci) można i mniej (okaleczenia lub tortury); to właśnie przyjął Kościół, bez fałszywego sentymentalizmu, i to także przyjmują najlepsi teologowie moraliści (między innymi święty Alfons Liguori), a o ile Vaticanum II i Evangelium vitae (nie mówiąc o nowym Katechizmie) mogą ganić nadużycia w tej materii lub promować zniesienie tortur, to z pewnością nie mogą deklarować (jak to czynią) ich zupełnej niegodziwości moralnej.
Demografia, sprawiedliwość i miłosierdzie
Kontynuując analizę "encykliki" w materii społecznej, natykamy się na kwestię demograficzną i ekonomiczną. "Encyklika" słusznie demaskuje odpowiedzialność rządów oraz instytucji międzynarodowych za promowanie kampanii demograficznej opartej na "antykoncepcji, sterylizacji i aborcji" (91, XVII). Lecz jakie są tego przyczyny i jakie są proponowane środki zaradcze? Niestety, nie chodzi nigdy o środki nadprzyrodzone, a jedynie o środki naturalne i to z przyczyn również naturalnych (por. np. 11, III). Uniwersalnym panaceum byłaby "odpowiedzialna prokreacja" połączona ze wspieraniem "metod naturalnych" (88, XVI; 97, XVIII) które, mimo iż dozwolone w granicach stanowczo i ściśle ustalonych przez Piusa XII, mogą dać małżonkom do zrozumienia, jak w istocie pisze w "encyklice", iż mają prawo "podejmować decyzje o prokreacji z pełną wolnością" (91, XVII): pełna wolność względem państwa – naturalnie, ale z pewnością nie z punktu widzenia prawa naturalnego i Boskiego! Innym rozwiązaniem podanym przez "encyklikę" jest tworzenie "ekonomii wspólnoty i współudziału w dobrach, zarówno na szczeblu międzynarodowym, jak i krajowym" aby "wytwarzać więcej środków i sprawiedliwiej dzielić bogactwo", (91, XVII) oraz "środki medyczne" (26, VI), "dając wszystkim równy udział w korzystaniu z dóbr stworzenia" (91, XVII). W rezultacie liczne zamachy na życie są rzekomo konsekwencją "niesprawiedliwego podziału ziemi pomiędzy poszczególne narody i klasy społeczne" (10, III), jak gdyby aborcja i antykoncepcja były plagą uderzającą tylko w ubogich i w kraje mało rozwinięte, nie zaś, zwłaszcza, w bogate i zamożne społeczeństwa. Tak ogólne twierdzenie o niegodziwym podziale bogactw może tylko podsycać nienawiść "pomiędzy poszczególnymi narodami i klasami społecznymi", między "krajami bogatymi, które zamykają krajom ubogim dostęp do rozwoju" a "krajami ubogimi", jedynie z powodu "egoizmu" tych pierwszych (18, IV). Rzecz jasna, istnieją akty niesprawiedliwości, oczywiście istnieje lichwiarstwo na poziomie stosunków między państwami, nie mówiąc o niegodziwych spekulacjach dzikiego kapitalizmu. Lecz "encyklika" nie uściśla racji i ich braku, przypisuje wszystkie błędy jednym, wszystkie prawa innym, myli powinności miłosierdzia ze sprawiedliwością, zapomina, że bieda jednych może także czasami wynikać z ich własnej winy, i że biedni zawsze będą żyli wśród nas. Wykradzione bogactwa muszą oczywiście zostać zwrócone obrabowanemu w obliczu sprawiedliwości; ale bogactwo legalnie nabyte, czy to przez indywidualną osobę czy też przez naród, niekoniecznie musi być "sprawiedliwie podzielone" pomiędzy wszystkimi, w celu osiągnięcia "wspólnoty dóbr"; postulowanie w tym przypadku prawnego obowiązku nie jest zgodne z katolickim nauczaniem społecznym, lecz z komunistyczną doktryną społeczną.
Ekumenizm antyaborcyjny
Evangelium vitae podobnie jak wszystkie dokumenty posoborowe jest splamiona błędem ekumenizmu. Zaadresowana jest, podobnie jak Pacem in terris, "do wszystkich ludzi dobrej woli" (tytuł s. 1), słowa oznaczające obecnie niewierzących, i będące zupełnym nadużyciem. Ewangelia życia byłaby również cennym punktem "spotkania i dialogu także z niewierzącymi" (82, XV; por. także 95, XVIII) i to nawet "dla wszystkich" (101, XIX). Z pewnością niemoralny charakter aborcji poznawalny jest przez sam rozum, lecz smutna historia ludzkości, począwszy od starożytności aż po obecne czasy, ukazuje jak to "niewierzący", dotknięci grzechem pierworodnym oddalają się skutkiem tego nieustannie od prawa moralnego, nawet naturalnego! A ponadto, czy Ewangelia życia nie obejmuje także według Jana Pawła II "życia nadprzyrodzonego"? Po raz kolejny stwierdzamy, że neologizm Ewangelia życia stanowi wyrażenie niejednoznaczne i wielowartościowe. W ten to sposób do "dnia chorego" (97, XVIII) czy "dnia młodzieży" (17, IV) dorzucony zostanie "dzień życia" (85, XVI): o jedno "święto" więcej w humanistyczno-masońskim kalendarzu, dziwnie przypominającym religię człowieka wymyśloną przez francuskiego pozytywistę Augusta Comte'a! Ostatnią dwuznacznością jest nazywanie ludu żydowskiego "ludem Przymierza" (49, IX; 54, X), "ludem wybranym" (53, X), który przygotował się na "wielką zapowiedź Jezusa" (54, X) nie uściślając czy, zważywszy na skutki tych przygotowań, pozostaje nadal ludem wybranym Nowego Przymierza czy też nie.
Pismo święte w Evangelium vitae
Zanim zakończymy niniejszą analizę Evangelium vitae, pozostaje nam jeszcze zwrócić uwagę na styl literacki "encykliki", który podobnie jak wszystkie teksty posoborowe powoduje niesmak u katolickiego czytelnika nie tylko z powodu jego rozwlekłości lecz także dlatego, że bardziej przypomina prywatne dzieło filozoficzne, niż tekst Magisterium kościelnego, do którego rzekomo należy, a który winien być w pełni oparty na Piśmie świętym i na Tradycji. Co się tyczy Pisma świętego, cytatów z niego nie brakuje, lecz zaskakują przez dowolność z jaką autor ich używa (posuwając się aż do wstawek, jak to widzieliśmy w Sodalitium (nr 37, s. 55). Rzecz ta nie powinna nas dziwić zważywszy, że Wojtyła nie ukrywa swego osobistego przylgnięcia (które usiłuje przemycić pod pozorem wierności względem Magisterium) do racjonalizmu Wellhausena, zm. w 1918. Po raz kolejny pisze à propos Księgi Rodzaju 2, 7: "jahwistyczny opis stworzenia jest wyrazem tego samego przeświadczenia..." (35, VII). I to pomimo opinii Komisji Biblijnej (z 27 czerwca 1906) o autentyczności mojżeszowego Pięcioksięgu, a także przede wszystkim mimo tego co twierdzi Objawienie, gdyż Pan Jezus (por. Mk 12, 26; Mt. 8, 4; Mt. 19, 8; J 5, 46); Apostołowie (Dz. Ap. 3, 22); święty Paweł (Rzym. 10, 5. 19; 1 Kor. 9, 9) i Ojcowie Kościoła jednogłośnie przypisują Księgę Rodzaju Mojżeszowi, a nie anonimowym i późniejszym redaktorom jahwistycznym i elohistycznym. Dobrze wiemy, że liczni egzegeci modernistyczni usiłują dopasować racjonalizm Wellhausena do Objawienia, ale czy należy właśnie w dokumencie soborowego "Magisterium" mówić o "opisie jahwistycznym"?
Nie bądźmy więc zaskoczeni swobodą z jaką Wojtyła używa Słowa Bożego, które nieustannie wychwala!... A oto kilka przykładów. "Encyklika" mówi (32, VII) "Podobnie jak niegdyś Bóg, «miłośnik życia» (por. Mdr 12, 26)...". Słowa te przytoczone zostały w cudzysłowie, podczas gdy w rzeczywistości są one tylko złą parafrazą Mdr. 11, 24-25, gdzie nie jest napisane, że Bóg jest "miłośnikiem życia". "Nawet wróg przestaje być wrogiem dla tego, kto ma obowiązek go kochać" czytamy pod nr. 41, VIII. Dla wygłoszenia tak naciąganego twierdzenia Wojtyła przytacza Ewangelię świętego Mateusza (5, 38-48) i świętego Łukasza (6, 27-35). Naturalnie, że Pan Jezus nie twierdzi, że nieprzyjaciel nie jest nieprzyjacielem. Gdy mówi "miłujcie waszych nieprzyjaciół" (Mt. 5, 44), to właśnie zakłada, że trzeba miłować ich jako stworzenia Boga, nadal jeszcze zdolne do nawrócenia, a nie jako nieprzyjaciół (por. św. Augustyn, De Doctrina Christiana, l. 1, c. 27: "każdy grzesznik, jako grzesznik, nie powinien być miłowany, lecz każdy człowiek jako człowiek powinien być miłowany z miłości do Boga". Święty Tomasz II-II, 25, 8). Pod nr. 42 (s. VIII), ze zdumieniem odkrywamy, że Pan Bóg zajmował się "kwestią ekologiczną" już w księdze Rodzaju, a wraz z zakazem "spożywania owocu z drzewa" (Gen. 2, 16-17) Pan próbował realizować "ochronę naturalnych «habitatów» różnych gatunków zwierząt i form życia...". Oto teraz odkrywamy, że grzech pierworodny, był grzechem przeciw ekologii! Lecz przejdźmy od zagadnienia śmiesznego do tragicznego wraz z nową interpretacją słów świętego Łukasza, według których, przy śmierci Pana Jezusa, "zasłona przybytku rozdarła się przez środek". Według Ojców i całego Kościoła rozdarcie zasłony świątyni Jerozolimskiej oznacza koniec Starego Przymierza i jego ofiar oraz opuszczenie przez Boga świątyni odtąd bezużytecznej i sprofanowanej. Jednak zważywszy, że Jan Paweł II uważa Stary Testament za nadal aktualny (Doc. cath., 3/05/1981, nr 1807, s. 427) wydarzenie z Wielkiego Piątku jest obrazem "wielkiego kosmicznego wstrząsu i nadludzkiego zmagania między siłami dobra i siłami zła, między życiem i śmiercią (...) między «kulturą śmierci» i «kulturą życia»" (50, X). Rzeczywiste znaczenie Ewangelii jest tym samym poważnie zniekształcone. Niesłychana jest również interpretacja słów "oddał ducha". "... I skłoniwszy głowę oddał ducha (J 19, 30). (...) Wyrażenie «oddał ducha» opisuje śmierć Jezusa (...), ale wydaje się wskazywać także na «dar Ducha», przez który On wybawia nas od śmierci i otwiera na nowe życie" (51, X). Być może... jednakże nie udało nam się odkryć na czym opiera się ta interpretacja, tym bardziej, że Duch Święty został posłany przez Syna nie w chwili Jego śmierci, tylko po Jego Wniebowstąpieniu, w Dzień Zielonych Świątek.
"Bóg okazuje również, że «nie cieszy się ze zguby żyjących» (Mdr 1, 13)" czytamy wreszcie we francuskiej wersji "encykliki" (53, X), a cytat ten odsyła nas do Księgi Mądrości. Jeśli poszukamy cytatu spostrzeżemy, że jest on w gruncie rzeczy mocniejszy, gdyż nie mówi o "zgubie" lecz o "zatraceniu". Czyżby kolejna cenzura idei potępienia? W każdym bądź razie, Księga Mądrości wyraża, iż Bóg nie stworzył śmierci (doczesnej i wiecznej) dla niej samej, lecz jedynie per accidens, jako karę za grzech.
Ostatnia uwaga. W niniejszym artykule zasygnalizowaliśmy już do jakiego stopnia źle brzmiące (to najłagodniejsze określenie, jakiego można użyć) jest wojtyliańskie twierdzenie, według którego każdy człowiek ma niemal Boską godność (25, V; 84, XVI), która ponadto jest "nienaruszalna" [czy w piekle również?]. Lecz Jan Paweł II stwarza pozory, iż opiera się na Piśmie świętym! "W obliczu bezmiaru wszechświata człowiek wydaje się istotą niewiele znaczącą, ale właśnie ten kontrast uwypukla jego wielkość: «Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich [można także tłumaczyć: niewiele mniejszym od Boga], chwałą i czcią go uwieńczyłeś» (Ps. 8, 6)" (35, VII). System ten już się sprawdził (por. Sodalitium nr 37, s. 55): zasygnalizowawszy dwie możliwe wersje oryginalną i sfałszowaną, Jan Paweł II przytacza tylko tę ostatnią, podobnie jak pod nr. 84, s. XVI. Fałszywa wersja? Oczywiście. Słowo Boże ostatecznie mówi: "uczyniłeś go niewiele mniejszym od Aniołów", a nie "niewiele mniejszym od Boga"! Święty Robert Bellarmin wyjaśnia (Explanatio in Psalmos, Ps. 8, 8): "... gdy Psalmista mówi: «Uczyniłeś go niewiele mniejszym od Aniołów», w tekście hebrajskim nie znajdujemy terminu Aniołów, których Żydzi nazywają malachim, lecz słowo Elohim, które można przetłumaczyć jako Bóg lub Bogowie; ale z uwagi na fakt, że w Piśmie świętym termin ten często przypisywany jest Aniołom, a nawet ludziom, którzy rozkazują innym, słusznie, rozstrzygając znaczenie, jakie chciał wyrazić Prorok, Septuaginta podaje tłumaczenie [po grecku] od Aniołów. Tłumaczenie to zatwierdza Apostoł [święty Paweł] w Liście do Żydów 2, 7". Hebrajski tekst mógłby więc teoretycznie być rozumiany w znaczeniu, które nadaje mu Wojtyła, lecz zarówno wersja Septuaginty jak i święty Paweł, zwłaszcza, odrzucają tę interpretację. Z uwagi na fakt, że List do Hebrajczyków pochodzi z Boskiego natchnienia, jakim sposobem Jan Paweł II mógł wystąpić przeciw Objawieniu i wybrać tłumaczenie odrzucone przez Ducha Świętego? Jednakże pragnienie Wojtyły przypisania niemal Boskiej godności człowiekowi jest takie, że uważa on, iż może zupełnie nie liczyć się z natchnieniami Ducha Świętego.
Wniosek
Jak zauważyliśmy na początku naszej analizy Evangelium vitae rości sobie prawo do zgodności swojego nauczania z Magisterium Kościoła. I tak powinno być. Lecz jest to niemożliwe; dokument ten, który mimo wszystko nie jest najgorszym tekstem Wojtyły zawiera, jak widzieliśmy, niejasności i błędy niemożliwe do pogodzenia z dokumentem promulgowanym przez prawdziwą oraz legalną władzę Kościoła. A skutki tego – jak wiemy – są poważne, lecz nieuniknione.
Artykuł z czasopisma: "Sodalitium" (wersja francuska), nr 40, styczeń 1996, ss. 56-65.
Wersja włoska: "Sodalitium", nr 42, styczeń 1996, ss. 53-62.
Z języka francuskiego i włoskiego tłumaczyła Iwona Olszewska
Przypisy:
(*) W obecnej oficjalnej poprawionej wersji "encykliki" Evangelium vitae w języku polskim fragment ten ("Odkryjecie, że nic jeszcze nie jest stracone, i będziecie mogły poprosić o przebaczenie także swoje dziecko: ono teraz żyje w Bogu") został zastąpiony przez następujące zdanie: "Temu samemu Ojcu i Jego miłosierdziu możecie też z nadzieją zawierzyć wasze dziecko". (Przyp. red. Ultra montes).
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMX, Kraków 2010
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: