FILOZOFIA

 

KATECHIZMU KATOLICKIEGO

 

"Czy nie czas już, iżby Boska Filozofia wiary,

uleczyła naszą wiarę w filozofię ludzką?"

 

KS. ANTONI MARTINET

 

 

KSIĘGA IV

 

ZARZUTY

 

––––––––

 

ROZDZIAŁ VIII

 

Dwa środki, za pomocą których można położyć koniec

wszystkim zarzutom przeciw religii katolickiej

 

P. Jakie są te środki?

 

O. Jeden zależy na odparciu wszystkich zarzutów, na mocy prawa, które się nazywa prawem nieprzyjmowania (de non recevoir). Drugi się zasadza na tym, aby zostawić zarzuty własnemu ich niedołęstwu, iżby same się rozwiązały. Mówmy naprzód o pierwszym, ponieważ on jeden tylko od nas zależy.

 

Aby skutecznie władać mocą prawa nieprzyjmowania wszelkich zarzutów niezgodnych z celem religii, trzeba ich rozbiór zanieść przed trybunał śmierci, która z wielką sprawiedliwością rozstrzyga wszystkie ludzkie gawędy.

 

Do czegóż istotnie zmierzają wszystkie zarzuty czynione religii katolickiej? Do tego tylko, aby nam powiedzieć, że ta religia jest błędnie ułożoną, trzeba więc ją przeistoczyć.

 

Jakimże sposobem chcą nam to wmówić? tym dwojakim środkiem: albo się odwołują do naszego rozumu, przeciwko urojonym sprzecznościom zasady katolickiej, czyniąc wniosek następujący: "Nie możesz wierzyć temu, inaczej bowiem będziesz wielkim półgłówkiem", albo też odwołują się do naszego serca, przez ten wniosek: "Nie możesz wierzyć i wykonać, inaczej zaś będziesz nieszczęśliwym".

 

Otóż tedy, spór z tymi potężnymi rozprawiaczami się skróci, kiedy im powiemy: Mości panowie! pomimo wszystkich waszych rozumowań, przecież musimy umrzeć. Dopóki cios śmierci nam zagrażać nie przestanie, myśl nadania sobie lepszej religii, dla katolika będzie w najwyższym stopniu szaleństwem.

 

Nadać sobie religię! czy rozumiesz to, co mówisz? Pomimo to nawet, że we wszystkich językach, religia oznacza prawo Boże, prawo nadane od samego Boga, cóż to będzie za religia, która nie jest zdolną utrzymać rządu życia naszego i zabezpieczyć wobec straszliwych tajemnic, które grób w sobie ukrywają? Mowa to bez znaczenia, mowa obłudników. Religia jest prawem z natury swojej głęboko praktycznym, które powinno kierować naszymi krokami od kolebki, aż do grobu, powinno więc do nas przychodzić od zewnątrz, jak światło widome dla oka naszego, aby widzieć mogło, albo jak pokarm zasilający nasze ciało, bez którego ono żyć zgoła nie może. Ta rada, aby sobie osobną wynaleźć religię, tak jest mądrą, jak owa rada, aby sobie wynaleźć światło i pokarm światu całemu dotąd nieznane. W nierozumnym zaś przypuszczeniu, że powinienem sobie wynaleźć religię, dwóch mnie rzeczy trzeba: czasu, jakiego wymaga tak wielkie odkrycie i nawet takiego czasu, abym z tego odkrycia dostatecznie skorzystał, gdyż tego po mnie Bóg i sumienie ludzkie wymagają, abym był człowiekiem religijnym. Jeśli nie jesteście w stanie zapewnić mnie tego dwojga, to więc przypuszczone zadanie jest więcej, niżeli nierozumem.

 

Mówisz, żem wielki półgłówek dlatego, iż wierzę temu, czego nie pojmuję doskonale i co według waszego zdania, obraża rozum. Otóż, jeśli tak silni jesteście, że już możecie na wskroś przenikać wszystkie tajemnice świata, zdejmować zasłonę z ludzkiego umysłu, próbujcie sobie tego niepodobieństwa, ja zaś wierzyć będę tajemnicom katechizmu z całym światem katolickim. I jeśli kula ziemska nosi na sobie mnóstwo półgłówków, o czym nie wątpię, to mam sto na to dowodów, abym był pewien, że ani mnie, ani moich braci w wierze, ten smutny ich zaszczyt nie spotka.

 

Mówisz jeszcze, że pełniąc ustawy religijne, pozbawiam się wielu przyjemności i czynię siebie nieszczęśliwym. Naprzód chciałbym wiedzieć, jakie przyjemności mogą zastąpić pokój duszy, którego doznajemy w uległości Kościołowi Jezusa Chrystusa? Chciałbym wiedzieć, czy istniał kiedy na świecie katolik, który wierząc i ulegając ustawom wiary, stracił ów pokój wewnętrzny, albo go znalazł stanąwszy w tłumie niedowiarków? I czyż dlatego właśnie, że otwieram sumienie moje przed kapłanem, że według sił moich zachowuję Suche Dni, wigilie i Post Wielki, że w pewnych dniach wstrzymuję się od mięsa, czuwam nad sobą wobec córki i żony moich sąsiadów, mam być, jak twierdzisz, w sobie nieszczęśliwym? Przypuśćmy, że te ćwiczenia nie sprawią owej przyjemności, jakiej one pozbawiają ciało i tak byś jeszcze nie miał za sobą przewagi. Spowiedź, post i tym podobne czynności skończą się przy śmierci, to jest za godzinę, lub najdalej za kilkanaście. Ale ja przekonany jestem, że byt mój nie skończy się nigdy, a śmierć będzie początkiem życia nieśmiertelnego. Abym osądził, czylim jest nieszczęśliwy, należałoby zgłębić mój byt cały, sam zaś widzisz tylko w nim nicestwo.

 

Zapytasz mię, jaką posiadam rękojmię życia wiecznego? Moją rękojmią, oprócz wiary całego rodu ludzkiego, jest słowo Jezusa Chrystusa, które ciągle mnie opowiada Kościół Jego i taką mam rękojmię, że przy pomocy Bożej byłbym gotów tę wiarę wyznać bez obawy mąk, jak to uczyniło tyle milionów chrześcijan. Lecz jakąż dacie mi pewność i rękojmię, że te obie wieczności, jedna chwały i rozkoszy, a druga hańby i ognia, które nam zapowiada Jezus Chrystus, są marzeniem? Słowa? Rozum nasz? Nie dość ich dla mnie na zaprzeczenie słowu Jezusa Chrystusa i wierze świata katolickiego. Pewnie czynności wasze? Ach! kiedy je porównywam z czynami Jezusa Chrystusa i naśladowców Jego, w tym porównaniu widzę piękny dowód tych dwóch wieczności.

 

Mówicie o śnie nicestwa? Ale ta senna przyszłość jest tak okropną i rozpaczliwą, że sumienie wszystkich narodów ją odrzuciło, jako marzenie zbrodnicze, którego bym nie chciał przyjąć nawet na korzyść zwierząt, które lubię. Skoro zaś nic lepszego od nicestwa nie możecie obiecywać dla katolików, których wyzuwacie z pocieszającego skarbu wiary, wierzcie mości panowie! że to czyniąc spełniacie misję złego ducha i robotę serca przewrotnego, a gdy już dusza wasza zamiast powrotu do nicestwa, stanie przed sądem Boga ukrzyżowanego, straszną tam sobie przygotujecie zapłatę.

 

Co sądzisz o tej metodzie, którą nazywam ekonomiczną i oszczędną, dlatego, że uwalnia od błąkania się po labiryncie zarzutów, ten zaś labirynt zaczyna się w raju ziemskim, do którego śmierć weszła społem z zarzutem i skończy się chyba w miejscu i chwili ostatniej, gdy prawda i życie objawiając się w całej pełności, zniweczą robotę fałszu i śmierci?

 

P. Ta metoda bardzo jest właściwą do zbijania oszustów zapowiadających przemianę religii; ale czy nie stanie się to dla zwolenników kacerstw różnowierczych pewnym powodem zaniedbania wszelkich badań w sprawie religii i do odzywania się, że skoro życie tak krótkie a koniec jego tak niepewny, na cóż się więc przyda szukać innej religii, prócz owej, jaką dziedziczę po rodzicach?

 

O. Skoro się nad tym lepiej zastanowisz, postrzeżesz, że chcąc użyć tego sposobu, nie dość jąć się pośrednictwa śmierci, ale nadto trzeba mieć za sobą Kościół Bogu żyjącego.

 

Zdaje mi się, że w ciągu tego dzieła, osobliwie w pierwszej księdze, aż nadto dowiodłem, iż w przekonaniu religijnym wielka zachodzi różnica między katolikiem uczonym i równie uczonym zwolennikiem kościołów odszczepionych. Pierwszemu nie potrzeba poszukiwań dla przekonania się, że religia, w której się urodził nie jest dziełem, ani jego ojców, ani praojców, ani jednego, ani wielu z licznych narodów, które ją wyznają, w większej, lub mniejszej części, na pierwszy rzut oka, widzi on, że początek dziejów Kościoła jego sięga ery chrześcijańskiej, granicami jego są krańce świata. Im więcej rozważa ową ogromną społeczność duchowną, której założenie i utrzymanie na świecie potrąca się o tysiączne niepodobieństwo ludzkie, tym więcej w nim się umacnia z przekonaniem o jego Boskości, tym jest śmieszniejszą w jego oczach wszelka o tym wątpliwość.

 

Nie tak się dzieje z członkiem wyznań odszczepieńczych. Niech jak kto chce mu dowodzi, że jego kościół jest prawdziwy, skoro on jednak gruntowną posiada naukę, jak to przypuszczam, jeśli nie jest z liczby owych umysłów zaślepionych, które pragną znać wszystko, oprócz prawdy religijnej, niepodobna, iżby nie dostrzegł na czele swego kościoła, którego bądź z trzech cech, które wywołują powątpiewanie. 1) Kościół ten nosi piętno narodowe. Jeśli jego przodkowie nie śmieli go nazwać otwarcie kościołem prawnie ustanowionym, jak się zdarzyło w Anglii, nie przez to jednak rzecz jest mniej oczywistą, że taki kościół jest zakładem krajowym i tuż za granicą znajdzie się drugi kościół. Jakże więc to pogodzić z wiarą w Kościół powszechny, czyli katolicki? gdy tych wyrazów jego współwyznawcy nie śmieli wyrzucić ze składu apostolskiego? 2) Kościół jego nosi na czele swoim początek, który między jego kolebką, a wiekiem Jezusa Chrystusa wskazuje ogromny przedział. 3) Pomiędzy różnymi nazwami i przezwiskami, jakimi się szczyci jego kościół, znajdują ciągle ponawiające się imiona mężczyzn, lub kobiet, a tymi są: Ariusz, Nestoriusz, Henryk VIII, Elżbieta itd. A tego dość już, aby wywołać rozbiór i niepodobna, iżby rozbiór sumienny nie rozszerzył rany wątpliwości.

 

Czy więc dziecię kacerskie będzie szukało lekarstwa na swoją w wierze wątpliwość w powadze przodków, albo w tej maksymie: Każdy powinien się trzymać religii swych ojców? Oprócz tego, że ta maksyma byłaby śmieszną w ustach ucznia swobody rozbioru, dzieje mu nadto powiedzą, że ojcowie pierwszych protestantów, byli katolikami, że protestanci wieku dziewiętnastego daleko się różnią od religii swych ojców protestanckich wieku szesnastego (1). Sumienie takoż chrześcijańskie mu powie: W dniu, który los twój wiekuisty rozstrzygnie, nie ojcowie twoi cię osądzą, ani będziesz sądzonym według tego, coś od nich słyszał, ale Jezus Chrystus osądzi ciebie według słów swoich: Kto miłuje ojca, lub matkę więcej, niżeli mię, nie jest mnie godzien (2). Zaniechaniem religii swoich przodków, nie sam ich potępiasz, Jezus Chrystus osądził ich podług własnego ich przekonania i ciebie takoż podług twoich osobistych świateł sądzić będzie. Jeśli oni mogli znaleźć łaskę u Niego dla swojej dobrej wiary, dla ciebie już jej nie ma, boś jest dręczony wątpliwością. Gardząc głosem, który z ciemności powołuje ciebie do światła, zasłużyłbyś na potępienie, nie tylko od Jezusa Chrystusa i od twoich ojców, lecz nawet od własnego sumienia.

 

Jeśli się odezwie, ów syn kacerstwa, jak to przypuszczasz, tymi słowy: "Krótkie życie, niepewny jego koniec, mamże narażać religię w dzieciństwie moim przyjętą, szukając innej?" To wnet sumienie mu jeszcze odpowie: Życie doczesne ma jeden cel tylko, a tym jest zbawienie wieczne; główną zaś sprawą na tym świecie, jest wyszukanie drogi utorowanej od Zbawiciela dusz naszych. Gdyby trudność rozróżnienia tej drogi od tysiącznych ścieżek błędu tak wielką była, jak jest małą dla dusz prawych i chętnych dla prawdy, to i wtenczas nawet powinien byś się zbliżyć do niej odważnie i z synowską ufnością do dobrego pasterza, który życie swoje dał za owce swoje i który zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć idących prostą drogą, a szuka tej, co się zbłąkała. Dla tych, którzy, jak ty, rodzą się daleko od trzody wiernych owiec, głównie oto idzie, aby śmierć ich znalazła, jeśli nie w Chrystusowej owczarni, przynajmniej na drodze do tej owczarni. Oprócz wiary miłością ożywionej, szczera chęć wiary pokrzepionej dobrymi uczynkami broni ludzi od zatracenia.

 

Może znajdujesz, żem już dosyć powiedział na dowód, że moja metoda ekonomiczna, nie ma w sobie żadnej niedogodności, jaką w niej upatrywałeś?

 

P. Tak jest, ciekawy jestem posłyszeć, co powiesz o drugim sposobie ekonomicznym?

 

O. Powiedziałem, że ten sposób na tym się zasadza, aby samym zarzutom wymierzonym przeciwko religii katolickiej zostawić rozwiązanie, czyli co jedno znaczy, aby się same przez się i przez swoje tryumfy zniszczyły. Ale ten sposób zależy od Boga, który sam jeden z niezbadanych wyroków, swoją sprawiedliwością i mądrością może dopuścić chwilowego tryumfu błędowi i złemu. Używa On tego środka w samej ostateczności tylko. Bezwątpienia wzbudza On mężów potężnych w słowie i czynach, dla zamknienia ust obłąkaniu, dopóki one jest dziełem niewielkiej liczby i raczej wynika z niewiadomości umysłów i nierozwagi, niżeli z przewrotności.

 

Lecz kiedy już do tego przyjdzie, że krzyk wrogów słowa Bożego przytłumi głos namiestników Boskich, kiedy pycha niedowiarków podżegana liczbą i oklaską słuchaczów nie zna już żadnej miary, ucho zaś pospólstwa się zagłusza milionem odgłosów powtarzających: "Niech księża klepią w pustyniach świątyni zasady przedawniałe, śmieszne, niedorzeczne, barbarzyńskie, nieprzyjazne wszelkiemu postępowi, chodźcie do nas, pomóżcie nam do zaboru władzy, wprowadzimy światło, zamiast ciemności, wolność i szczęście w miejsce niewoli i cierpienia zabobonności!" Kiedy nadto jeszcze podniosą głos ten bezbożny stany oświeceńsze, które są głową narodów, wtenczas już nie dziw, że Bóg prawie jest zmuszonym do nich się odezwać: "Dobrze niech i tak będzie! Pozwalam wam cząstkę lat, udzielajcie pełną dłonią narodom waszą oświatę, swobody i szczęście".

 

Natenczas powiew rewolucji podnosi, jakby lekką słomę, to wszystko, co tylko opiera się wszechwładztwu stanów, tak zwanych oświeconymi. W ręku ich są wszystkie środki rozkrzewienia złego. I jeśli jeszcze się pozwoli Kościołowi zgromadzać swoich wyznawców na miejsca święte i nieść pociechę chorym, na tym już on musi przestać i zostawić niedowiarstwu pieczę wychowania młodych pokoleń. Masy ludu wielkimi gromadami biorą udział w tym ruchu; dla gazety opuszczą one katechizm, kościół dla klubu i karczmy, dzień Pański obrócą na pracę, lub rozpustę. Namiestnicy Jezusa Chrystusa i dusze wierne jęczą i łzy ronią. Zwolennicy postępu filozoficznego płoną od radości wołając: "Śmiało! światło się rozszerza, narody do nas się garną, wkrótce obchodzić będziemy śpiewem pogrzeb wielkiej religii".

 

Tak więc światło zabłysło w części niespokojnej ludu. Lud rewolucyjny nie potrzebował żadnych rozumowań, aby pochwycić ostatnie słowo wszystkich zarzutów przeciw religii katolickiej. Religia kapłańska domagająca się rządu nad duszami naszymi w imię Boga rzeczywiście, jak nam ją wystawiają, jest dziełem ciemności, narzędziem ucisku. Lecz też i religia politycznego porządku, którą chcą utrzymać arystokraci, dla okiełzania nas swymi prawami i swoją władzą i dla wydarcia nam dóbr tego świata, z prawem ich własności, również jest niedorzeczną i bardziej jeszcze nieludzką. Skończmyż więc od razu z tymi dwoma stanami ciemiężców ludzkości!

 

Natychmiast liczne zastępy zbrojnych łupieżców, podpalaczy, morderców tworzą się gromadami skrycie i z nadzwyczajną szybkością. I jeśli Pan Bóg natenczas nie zawiesi swej kary i nie dozwoli jeszcze czasu, aby obecna już groźba wywołała w występnych żal, lub zatwardziałość, cóż stąd wyniknie? Oto gromy zarzutów, które niedowiarstwo jak gęsty obłok rozszerzyło między słońcem katolickim, a duchem narodów, wyrzucą na wierzch z siebie to, czym są przepełnione ich wnętrzności, rozprysną się w deszcz siarczany i ognisty, a ci, którzy pracowali w sprawie obłędu i poklaskiwali jego tryumfom, co to na pośmiewisko narodów wydali religię Boską, jakby jakiś utwór niedorzeczności i barbarzyństwa, złowieni w sidła własne, wtrąceni w dół wykopany własnymi ich rękoma (3), wzniosą ręce błagalne, wydadzą okrzyki rozpaczliwe, wezwą Tego, przeciw któremu bluźnili, albo uschną z przestrachu. Ziemia, którą chcieli pozbawić znajomości Boga, jest miejscem tylko przekleństwa, rzezi, kradzieży, bezwstydu a krew na niej krwi dotyka (4).

 

Cóż mniemasz? czy nie jest to sposób najskuteczniejszy i szybko działający na potop zarzutów i bluźnierstw, zwłaszcza, gdy grozi zatopieniem samych nawet sprawiedliwych?

 

P. Tak jest, podpalić kraj ze czterech stron, a tych co ujdą płomieni wytępić żelazem, byłoby to stanowczy położyć koniec i samym zarzutom i tym, co to je rozpowszechniają i tym, którzy ich słuchają, i tym na koniec, co to je zbijają.

 

O. Rzeczywiście, ten byłby skutek ostatecznego tryumfu zarzutów przeciwko Boskiej religii. Ponieważ ona jest prawem życia, wszelki więc zarzut skierowany na jej zniszczenie, nie może nad nią tryumfować poza obrębem śmierci. Grzech, gdy wykonany będzie, rodzi śmierć (5). Ale Bóg, którego cierpliwość na wieczności się wspiera, nie dozwala nigdy, aby zło i śmierć jego towarzyszka, prześcigły w tym życiu granicę potrzebną ku istnieniu, albo raczej ku odróżnieniu dobra i życia. Można więc mieć nadzieję, że kiedy w razie nieskuteczności pogróżek burza zarzutów zgęszczona już od trzech wieków spadnie na Europę, to dlatego tylko nastąpić może, aby oczyścić jej powietrze i obalić dumne wierzchołki, które się w niej utrzymują na grubych lodach religijnej obojętności. Ten przedmiot wielce jest ważnym i nastręcza bardzo właściwe zakończenie filozofii katechizmu katolickiego, stąd już wynika potrzeba, abyśmy ostatnie karty nasze jemu poświęcili.

 

–––––––––––

 

 

Filozofia Katechizmu Katolickiego, przez X. Martinet. Przekład z francuskiego języka na polski. Wilno 1861. (Tłumaczył X. S. S. D.), ss. 421-428. (*)

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Pozwolenie Władzy Duchownej:

 

Z polecenia Władzy Diecezjalnej Rękopis pod tytułem: Filozofia Katechizmu Katolickiego pilnie odczytałem i nie znalazłem w nim nic przeciwnego nauce Kościoła świętego.

 

X. Augustyn Lipnicki Inspektor i Profesor Rzymsko-Katolickiego Duchownego Seminarium w Wilnie. 1861 r. 27 stycznia.

 

 

Takowe świadectwo potwierdzam. Wilno, dnia 15 lutego 1861 r.

 

Biskup Wileński A. S. KRASIŃSKI.

 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Przypisy:

(1) Nie lubię tych co zmieniają religię, mówił w r. 1801, pewien książę niemiecki, hrabiemu Stolbergowi, i ja również ich nie lubię, odrzekł ten mąż znakomity, za to mianowicie, że we trzy wieki po nich, znaglają ich potomków do jej zmiany.

 

(2) Św. Mateusz X, 37.

 

(3) Psalm IX, 16. Psalm VII, 16.

 

(4) Ozeasz IV, 1. 2.

 

(5) Św. Jakub List Kat. I, 15.

 

(*) Por. poprzedni rozdział z tej książki: Religia katolicka obdarza swoich wyznawców największym dobrem w tym życiu. (Przyp. red. Ultra montes).

 


 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMIX, Kraków 2009

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: