––––
ROZDZIAŁ XXI.
Pankracjusza i dwudziestu innych do tego samego łańcucha przykutych, prowadzono, a raczej wleczono do więzienia przez ulice miasta. Utykających i chwiejących się bili strażnicy niemiłosiernie, a przechodzący znęcali się, uderzając i szturchając bezwstydnie. A ci, co szturchać nie mogli, bardziej oddaleni przechodnie, rzucali na nich kamieniami i śmieciami i wołali na nich obrzydliwymi wyrazami. Doszli nareszcie do więzienia Mamertyńskiego, gdzie ich wepchnięto i gdzie zastali już inne ofiary, oczekujące ostatniej chwili.
Młodzieniec miał zaledwie czas uprosić jednego z wiążących mu ręce siepaczy, aby doniósł matce i Sebastianowi o tym, co się stało, i wsunął mu sakiewkę do ręki.
Więzienie w dawnym Rzymie nie było miejscem do którego ubogi człowiek mógł zapragnąć dostać się w nadziei lepszej niż w domu strawy i wygody.
Więzienie Mamertyńskie składało się z dwóch kwadratowych podziemnych izb, jedna pod drugą, a każda z jednym tylko okrągłym otworem w środku sklepienia, którędy światło, powietrze, żywność, sprzęty i ludzie przechodzić mogli. Kiedy wyższe piętro było zapełnione, możemy sobie wyobrazić, jak wiele światła i powietrza dolnego piętra dochodziło. Nie było żadnych innych sposobów wentylacji i oczyszczenia, lub skądinąd przystępu. Ściany murowane z szerokich kamiennych płyt, miały kółka wmurowane do przykuwania więźniów; lecz wielu także kładziono na podłogę z nogami przykutymi do ziemi, i wymyślna srogość prześladowców często powiększała niewygodę wilgotnego kamiennego łoża, zasypując czerepami posadzkę, jedyne łóżko dozwolone potarganym i poranionym członkom niedomęczonych chrześcijan. Stąd mamy w Afryce szereg męczenników, na których czele śś. Saturnin i Datywus, którzy wszyscy pomarli wskutek cierpień więziennych. Z aktów lugduńskich męczenników dowiadujemy się, że wielu nowoprzybyłych oddało ducha w więzieniu, które ich zabiło przed męczeństwem gdy przeciwnie niejedni, powróciwszy do więzienia po takiej męce, iż zdawało się, że bez pomocy lekarskiej lub innej przyjść do siebie nie mogą, tam wracali szybko do zdrowia. W tym samym czasie inni chrześcijanie umieli dostawać się do tych przybytków cierpliwości i nadziei, i dostarczali co tylko mogło w podobnych okolicznościach ulżyć cierpieniom i dać niejaką wygodę doczesną lub duchową tym drogim i poważnym braciom.
Rzymska sprawiedliwość wymagała zewnętrznych przynajmniej form jakiegoś sądu, i dlatego uwięzieni chrześcijanie bywali z więzień sprowadzani przed trybunał i tam poddawani badaniu.
Sędziwy biskup lugduński, Pothinus, w 90-tym roku życia uwięziony i zapytany: Jaki jest Bóg chrześcijański? odpowiedział: Jeżeli sobie zasłużysz, dowiesz się (Si dignus fueris, cognosces). Niekiedy sędzia chciał wchodzić w rozprawę z swym więźniem i najgorzej na tym wychodził, krótkimi słowami zawstydzony. Oskarżony bowiem rzadko kiedy chciał w dalszą wdawać się rozmowę po prostym wyznaniu wiary chrześcijańskiej. Często, jak np. w procesie niejakiego Ptolomeusza, o którym święty Justyn pięknie opowiada, tudzież i w badaniu św. Perpetuy, przestawał na zapytaniu: "Czy jesteś chrześcijaninem?", a odebrawszy twierdzącą odpowiedź, przystępował do wygłoszenia wyroku śmierci.
Pankracjusza i jego towarzyszów zaraz stawiono przed trybunał, ponieważ za trzy dni miały się odprawić igrzyska, w których mieli wyznawcy walczyć z dzikimi zwierzętami.
– Kto jesteś? – spytał jednego z nich sędzia.
– Jestem chrześcijaninem z łaski Bożej – odpowiedział.
– A ty? – rzekł prefekt do Rustika.
– Jestem wprawdzie niewolnikiem Cezara – odpowiedział niewolnik – ale stając się chrześcijaninem, zostałem uwolniony przez samego Chrystusa i za Jego łaską i opieką otrzymałem udział w tych samych nadziejach, jakimi cieszą się wszyscy, których tu widzisz przed sobą.
Potem odwracając się do świątobliwego kapłana imieniem Lucjana, poważnego wiekiem i cnotą, sędzia tak do niego przemówił:
– Bądź posłusznym bogom prawdziwym, i cesarskim rozkazom.
– Żaden człowiek – odrzekł starzec – nie może być potępionym, który słucha przepisów Jezusa Chrystusa Pana naszego i Zbawiciela.
– Jakim naukom i badaniom oddajesz się?
– Starałem się zbadać wszystkie nauki i zapuszczałem się we wszelkie tajniki wiedzy, ale ostatecznie przyjąłem naukę Chrystusową, chociaż się ona nie podoba tym, co chodzą po bezdrożnych fałszywych opiniach.
– Nędzniku! Co ci przyjdzie z tej nauki?
– Wszystko, albowiem idę za prawdziwą nauką zbawienia.
– A czym jest ta nauka?
– Prawdziwa nauka, której my chrześcijanie pilnie się trzymamy, zależy na tym, żeby wierzyć w jednego Boga, sprawcę i stwórcę wszech rzeczy widomych i niewidomych, i wyznawać Pana naszego Jezusa Chrystusa Syna Bożego, od dawna przez proroków zwiastowanego, który przyjdzie sądzić ludzi; który jest apostołem i mistrzem nauki zbawienia dla tych, co przyjąć chcą dobrą nowinę od Niego. Ja wprawdzie jak prosty człowiek, jestem zanadto słaby i nieudolny, abym mógł co wielkiego powiedzieć o nieskończonym Bóstwie Pana naszego. Mówić o nim rzeczą jest proroków.
– Jesteś, zdaje mi się, nauczycielem błędów między chrześcijanami, zasługujesz przeto na surowszą karę. Bierzcie! – krzyknął – tego Lucjana, na torturę z nim, i ciągnijcie nogi jego aż do piątego otworu (1). A wy, kobiety, jakie są wasze nazwiska i stan?
– Jestem chrześcijanką, Chrystus moim oblubieńcem, imię moje Sekunda – odrzekła jedna.
– A ja jestem wdową, na imię mi Rufina, wyznaję tę samą zbawienną wiarę – odrzekła druga.
Nareszcie zadawszy podobne pytania wszystkim i odebrawszy od wszystkich podobne odpowiedzi, prócz jednego nędznika, który z wielkim oburzeniem obecnych zachwiał się i przystał na czynienie ofiary bogom, prefekt obrócił się ku Pankracemu i w ten sposób go kusił:
– A teraz ty, bezczelny chłopcze, który śmiałeś pomiatać edyktem boskich cesarzów! Nawet i dla ciebie jest jeszcze łaska cesarska, jeżeli uczynisz bogom ofiarę! Pokaż w ten sposób twą pobożność i roztropność, albowiem jesteś dopiero młodzieniaszkiem, a ulitujemy się nad tobą.
Pankracjusz przeżegnał się znakiem krzyża świętego i odrzekł spokojnie:
– Jestem sługą Chrystusa. Jego wyznaję ustami, Jego mam w sercu i bez ustanku chwalę. Ten młodzieniec, którego widzisz we mnie, może mieć mądrość siwych włosów, jeżeli jest czcicielem jednego Boga. A wasi bogowie wraz z czcicielami swymi przeznaczeni są na zagładę.
– Uderz go w twarz za to bluźnierstwo i wysmagaj rózgami – krzyknął rozgniewany sędzia.
– Dziękuję ci – odrzekł młodzian – iż mi zadajesz tę samą zniewagę, jaką cierpiał Chrystus, Pan nasz.
Następnie prefekt orzekł wyrok w zwykłej formie:
– Lucjan, Pankracy, Rustikus i inni, tudzież kobiety Sekunda i Rufina, którzy wszyscy wyznali, iż są chrześcijanami, a odmawiając posłuszeństwa cesarzowi, czci bogom rzymskim nie oddają, skazani są przez nas na pastwę dzikich zwierząt w amfiteatrze Flawiańskim.
Rozjuszony gmin zawył z radości i tak towarzyszył wyznawcom do więzienia; ale po niejakim czasie ucichły krzyki przed poważną postawą i wspaniałą spokojnością wyznawców. Niektórzy żołnierze utrzymywali, iż więźniowie musieli się pachnidłami namaścić, bo jakaś atmosfera nieznanej im i przedziwnej wonności ciągle im towarzyszyła.
–––––––––––
Kardynał M. Wiseman, Fabiola. Powieść z czasów prześladowania chrześcijan w roku 302. Przekład z angielskiego w nowym opracowaniu. Tom II. Łomża 1936, ss. 314-319.
Przypisy:
(1) Co było najdłuższą miarą.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Powrót do
spisu treści powieści Kardynała M. Wisemana pt.
FABIOLA
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: