F A B I O L A

 

POWIEŚĆ

 

Z CZASÓW PRZEŚLADOWANIA

CHRZEŚCIJAN W ROKU 302

 

KARDYNAŁ M. WISEMAN

 

 

CZĘŚĆ DRUGA

 

WALKA

––––

 

ROZDZIAŁ II.

 

Cmentarze

 

"Markus Antonius Restitutus założył

grób ten dla siebie i dla ufającej

w Bogu rodziny swojej".

 

Dom Lucyny będąc kościołem parafialnym, albo raczej mieszcząc w sobie kościół, zaszczy­cony był obecnie bytnością Ojca Świętego. Nadchodząca burza, podczas której naczelnicy duchowego królestwa Chrystusowego mogli się spodziewać pierwszeństwa w oskarżeniu o bunt przeciwko cesarzom, zmusiła Papieża do opusz­czenia zwykłego mieszkania dla bezpieczniej­szego schronienia. W tym celu obrano dom Lucyny, który z wielką jej rozkoszą tym sa­mym się cieszył zaszczytem przez dalszy ciąg tego panowania i podczas następującego, gdy dzikie zwierzęta do tego domu wprowadzono, by je Papież Marcellus we własnym mieszka­niu chował i karmił. Hańbiącą tę karę wkrót­ce Papież życiem przypłacił.

 

Lucyna, przypuszczona w czterdziestu la­tach do urzędu diakoniski, oddawała się zu­pełnie powinnościom swego powołania. Opie­ka i dozór nad kobietami w kościele, pielęg­nowanie chorych i ubogich płci żeńskiej, szy­cie i utrzymywanie w porządku kościelnych aparatów i bielizny, nauczanie dzieci i nowo nawróconych kobiet, gotujących się do Chrztu świętego i matczenie im przy tym świętym Sa­kramencie było obowiązkiem diakonisek i do­starczało Lucynie zatrudnienia pod dostatkiem. Pracowite życie słodko zmierzało ku wieczno­ści. Macierzyński obowiązek święcie spełnio­ny, już do ziemi nie wiązał. Syn ofiarował się Bogu i żył, gotowy przelać krew swą za wiarę. Czuwać nad nim i modlić się za niego było raczej rozkoszą dla matki, aniżeli zaję­ciem w przydatku do domowych innych za­trudnień.

 

O rannej godzinie w dniu naznaczonym od­było się posiedzenie, o którym wspomnieliśmy w przeszłym rozdziale. Uchwalono pomnoże­nie składek miłosiernych, celem rozprzestrzenienia cmentarzy i chowania zmarłych, tudzież na wspieranie osób, zmuszonych do ukrywania się przed prześladowaniem, na pomoc dla więź­niów, na opłacanie potajemnego do nich przy­stępu i na wykupywanie ciał świętych męczen­ników. Do każdej dzielnicy został wyznaczo­ny jeden stały notariusz dla przechowywania ak­tów męczeńskich i spisywania ważniejszych szczegółów. Kardynałowie czyli kapłani przewodniczący parafiom rzymskim, odbierali in­strukcje, w jaki sposób mają udzielać świętej Eucharystii podczas prześladowania; każdemu wydzielono jeden lub parę cmentarzy, gdzie w podziemnym kościele mieli święte tajemnice odprawiać. Ojciec Święty obrał dla siebie cmentarz św. Kaliksta, co niemało pochlebiało niewinnej próżności Diogenesa, naczelnego nad wszystkimi cmentarzami grabarza, przy cmen­tarzu św. Kaliksta swą rezydencję mającego.

 

Pogłoski coraz częstsze o bliskim prześla­dowaniu nie działały przygnębiająco na poczci­wego starca, przeciwnie, grabarz zdawał się ożywiony i nowym duchem natchniony. Najsprężystszy inżynier, kierujący obroną miasta oblężonego, wydawać by nie potrafił rozkazów tak pewnych, tak szczegółowych i dobitnych, jak instrukcje Diogenesa do podwładnych fossorów ze wszystkich cmentarzy.

 

Zegar słoneczny wskazywał południe, gdy Diogenes, przeszedłszy z synami bramę, która się nazywała Porta Kapina zastał już trzech młodzieńców czekających. Szli najprzód para­mi wzdłuż drogi appijskiej, dalej różnymi drogami (przemykając się każdy z osobna pośród różnych grobów wzdłuż drogi wzniesionych) do willi, położonej dwie mile za bramą po prawej ręce. Tu zastali w pogotowiu niezbędnie potrzebne do wyprawy w podziemne cmentarze świece, latarnie i krzesiwa. Ponieważ zwie­dzający byli w równej z przewodnikami licz­bie, Sewerus zaproponował, aby się na pary podzielono, sam zaś obrał sobie Torkwata za towarzysza. Z jakiej przyczyny, możemy się łatwo domyśleć.

 

Utrudniającym byłoby słuchanie całej rozmowy zwiedzających, Diogenes bowiem nie tylko odpowiadał na wszystkie zadawane sobie pytania, ale i dawał obszerne objaśnienia o przedmiotach, które mu się zdawały szcze­gólniejszej wagi.

 

Rzym otoczony był pasmem cmentarzy w liczbie około sześćdziesiąt; z tych cmenta­rzy każdy prawie nosił imię spoczywającego tam świętego lub świętej.

 

I tak mamy cmentarze śś. Nereusza i Achil­lesa, św. Agnieszki, św. Pankracjusza, Praetekstata, Pryscylli, Hermesa, etc. Niektóre zaś cmentarze nazywają się od położenia swego.

 

Nazwa "ad Catacumbas" oznaczała najprzód wyłącznie cmentarz św. Sebastiana, zwany również "coemeterium ad sanctam Caeciliam", potem się rozszerzyła na inne, aż nareszcie nazywamy wszystkie podobne podziemne grzebowiska katakumbami.

 

Wchód do katakumb często był umieszczo­ny w piaskowisku pod ziemią, co zapewne bar­dzo szczęśliwie ukrywało właściwy cmentarz; lecz różne okoliczności dowodzą iż piaskowiska nigdy nie były używane do grzebania chrześcijan, ani nie bywały na cmentarze przerabiane.

 

Wejście do katakumb zazwyczaj otwiera się nagle prostopadłymi schodami, prowadzą­cymi przez pokłady miałkiego piasku do głę­bokości, w której piasek zamienia się w miękki, lecz już stały kamień, na którym znać dotąd każde uderzenie kilofa.

 

Na tej głębokości, znajduje się pierwsze piętro cmentarza, skąd schodami idzie się niżej na drugie i trzecie, podług tych samych zasad wykute piętro.

 

Katakumba bywa zwykle podzielona na trzy części: na korytarze czyli ulice, komory czyli czworokątne obszerne place i na kościoły. Ko­rytarze są długie i wąskie, wykute dość regu­larnie, tak, że posadzka i sufit tworzą kąt prosty z ścianami, czasem tak do siebie zbliżo­nymi, że dwie osoby zaledwie obok siebie iść mogą. Czasem przebiegają długą przestrzeń w prostej linii, lecz przecinane innymi koryta­rzami, które także coraz innymi krzyżowane tworzą prawdziwy labirynt, czyli sieć podziem­nych ulic. Zgubić się pośród tych korytarzy byłoby rzeczą bardzo niebezpieczną.

 

Korytarze zaś te nie są wykute, jakby mniemać można, jedynie dla komunikacji, lecz przeciwnie są właściwymi cmentarzami, czyli jak się teraz mówi, katakumbami. Ściany kory­tarzy, a nawet ściany od schodów zapełnione są grobami, to jest rzędami framug większych i mniejszych, dostatecznie długich dla pomiesz­czenia ciała ludzkiego, dziecinnego lub doro­słego, bokiem do korytarza. Czasem znajdu­jemy aż do czternastu framug, czasem tylko trzy lub cztery widzieć można jedne nad dru­gimi. Są tak dokładnie umierzone, iż się do­myślać trzeba, że ciało leżało tuż obok, gdy grób kowano.

 

Gdy ciało owinięte złożono w ciasną ko­mórkę, zamykano otwór albo marmurową taflą, albo częściej szerokimi dachówkami, obramo­wanymi kamieniem i spojonymi cementem. Napis rzeźbiono na marmurze, lub ryto w świe­żym wapnie. Tysiące tych napisów na marmurze widzieć można w muzeach; bardzo wiele napisów na cemencie przerysowano i rozpowszechniono; lecz najwięcej jest grobów bez­imiennych, o których nie ma żadnej wiadomości.

 

Niepodobna przypuścić, aby chrześcijanie inne mieli cmentarze przed założeniem kata­kumb. Dwie zasady, tak dawne, jak chrześci­jaństwo, były podstawą tego sposobu chowania.

 

Pierwszą to sposób, w jaki pochowano Chrystusa. Złożony był do grobu w pieczarze owi­nięty prześcieradłami, balsamowany korzenia­mi, a kamień zamykał grób Jego. A ponieważ św. Paweł tak często podaje Jezusa za wzór naszego zmartwychwstania, i mówi, żeśmy w Chrzcie św. wraz z Nim zostali pogrzebani, nie dziw, że wyznawcy Jezusa pragnęli być grzebani na wzór Jego, aby być gotowymi wraz z Nim zmartwychwstać.

 

Spoczywanie w oczekiwaniu zmartwychwsta­nia było drugą myślą przewodnią przy urzą­dzeniu tych cmentarzy. Słowo "pogrzebać" nieznane jest w chrześcijańskich napisach. "Zło­żony" w pokoju, "złożenie" tego lub owej, są wyrazy zazwyczaj używane: co znaczy, że umarli tylko tymczasowo w tym miejscu spo­czywają, czekając wezwania, jako zakład lub kosztowna rzecz powierzona wiernemu, lecz tymczasowemu przechowaniu. Stąd grób zwa­ny jest "miejscem" albo jeszcze zwyczajniej domkiem zmarłych w Chrystusie.

 

Te dwie myśli, przewodniczące założeniu katakumb, nie są późniejszym dodatkiem do chrześcijańskich pojęć, przeciwnie, musiały najżywiej się objawiać w pierwszych czasach. Nie ma śladu, aby kiedykolwiek chrześcijanie stosowali się do pogańskiego, a przeto wyznaw­com Chrystusa obrzydłego zwyczaju palenia ciał.

 

Przy zamurowaniu grobu krewni lub przy­jaciele wciskali w mokre wapno i zostawiali na znak medal, kameę lub rytowany drogi ka­mień, czasem nawet skorupkę lub kamyczek, w tym celu, aby móc później grób poznawać, szczególnie, jeśli napisu nie było.

 

W teraźniejszych czasach, gdyby przypad­kiem na kamieniu grobowym brak miejsca nie dozwolił wypisania dokładnie daty śmierci, na­znaczylibyśmy raczej rok, aniżeli dzień i mie­siąc, w którym nastąpiła. Dla nauki historii jest tak lepiej. A przecie, chociaż tak mało chrześcijańskich napisów w katakumbach głosi datę roczną, tysiące podają dzień, w którym nieboszczyk zszedł z tego świata, czy to w ufnej nadziei, jako wierny, czy w pewności jako mę­czennik. Dlaczego tak? Oto po wszystkich wiernych zmarłych męczennikach i nie męczennikach, czyniono roczne nabożeństwa pa­miątkowe w sam dzień ich śmierci, dlatego dokładną o dniu wiadomość mieć chciano, i naj­częściej dzień tylko zapisywano.

 

Na cmentarzu sąsiadującym z tym, w któ­rym zostawiliśmy trzech naszych młodzieńców z Diogenesem i jego synami znaleziono niedaw­no napisy, poświęcone dwom rodzajom zmarłych.

 

Jeden napis grecki, wspominający: "Złoże­nie Augendy na trzynaście dni przed Kalenda­mi (czyli przed pierwszym dniem) miesiąca czerwca", dodaje te słowa, prostoty pełne:

 

"Żyj w Panu i módl się z nami".

 

Inny ułamek głosi:

 

"Wiktorio! bądź ochłodzona, a niechaj dusza twoja będzie w dobru".

 

Ten napis przypomina nam inny osobliwy, wyryty na cemencie obok pewnego grobu w cmentarzu Praetekstata, niedaleko cmenta­rza św. Kaliksta. Ważny najprzód dlatego, że w języku łacińskim literami greckimi pisany; potem, że zawiera świadectwo Bóstwa Pana naszego; nareszcie, że wyraża modlitwę o zba­wienie duszy zmarłej.

 

"Dobrze zasłużonej siostrze Bon...

ósmego dnia przed kalendami listop.

Chrystus, Bóg wszechmogący

niechaj ochłodzi duszę twoją w Chrystusie".

 

Gdy pokój nastał dla Kościoła, nie przestali pobożni chrześcijanie szukać miejsca spoczyn­ku po śmierci obok męczenników i świętych ludzi dawniejszych wieków. Po czwartym zaś wieku, już nie tak głęboko, jak dawniej, lecz zwykle pod samą powierzchnią chowano wier­nych. Stąd też pochodzi, że kamienie grobo­we, które się często znajdują w rumowiskach, a czasem na swoim miejscu pod brukiem mia­sta, z datami konsularnymi z IV wieku, są grub­sze, większe, lepiej rytowane i piękniej wyku­te, niż dawniejsze w ścianach. Lecz przed końcem tego wieku grobowce te stają się co­raz rzadsze, a w końcu wieku następnego cho­wanie w katakumbach już zupełnie ustaje. Papież Damazy, zmarły w r. 384 nie w katakumbach pochowany.

 

Restytutus więc może być uważany jako przedstawiciel pierwszych chrześcijan i ogłasza­jący za ich dzieło i wyłączną własność pod­ziemne miasto z sześciu milionami śpiących mieszkańców, którzy ufając w Panu, oczekują ostatniego zawołania.

 

–––––––––––

 

 

Kardynał M. Wiseman, Fabiola. Powieść z czasów prześladowania chrześcijan w roku 302. Przekład z angielskiego w nowym opracowaniu. Tom I. Łomża 1936, ss. 176-183.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Cracovia MMVIII, Kraków 2008

Powrót do
spisu treści powieści Kardynała M. Wisemana pt.

FABIOLA

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: