––––
ROZDZIAŁ XI.
Ze zwyczajnego, bardzo skróconego wykładu historii pierwszych czasów Kościoła łatwo możemy powziąć mylne wyobrażenie o dziejach pierwszych chrześcijan. I to podwójnie mylne.
Możemy wyobrazić sobie, iż podczas trzech pierwszych wieków Kościół cierpiał nieustanne prześladowania, że wierni czcili Boga w ciągłej bojaźni i drżeniu, i ledwie, że nie mieszkali w katakumbach, że wiedli życie pozbawione wszelkiej sposobności zewnętrznego rozwijania się lub wewnętrznego urządzenia, nie mówiąc już o zupełnym braku świetności, i że to było w tych wiekach jedynym życiem Kościoła; w końcu, że ten przeciąg czasu był pasmem cierpień i niepokojów, nieprzerwanych żadną chwilą pociechy i wytchnienia. Z drugiej strony dzielą niektórzy te trzy wieki na dziesięć osobnych dłuższych i krótszych prześladowań, poprzegradzanych przestankami zupełnego wypoczynku.
Te wyobrażenia są mylne.
Od czasu, jak prześladowanie rozpoczęło się dla Kościoła, można rzec nigdy zupełnie nie ustało, aż do chwili ostatecznego uspokojenia za Konstantyna. Wyrok prześladowania, raz wydany przez cesarza, rzadko kiedy był odwoływany, i chociaż te lub owe, mniej lub więcej okrutne obostrzenia mogły stopniowo słabnąć lub ustawać za wstąpieniem na tron mniej srogiego monarchy, wszakże nigdy za literę zupełnie martwą uważane nie były, a w rękach gubernatorów prowincji i miast, okrutnych lub gorliwych urzędników, były zawsze gotową i niebezpieczną bronią. Stąd w przerwach między większymi ogólnymi prześladowaniami, nakazanymi nowym edyktem, widzimy tylu męczenników, zawdzięczających palmy swoje albo ludowym rozruchom, albo nienawiści miejscowych rządców ku wierze chrześcijańskiej. Stąd też czytamy o prześladowaniu, na wielkie rozmiary prowadzonym w jednej części państwa w tym samym czasie, kiedy inne kraje rzymskie zażywały zupełnego pokoju.
Może przykłady, wybrane z pomiędzy rozlicznych faz prześladowania, lepiej objaśnią prawdziwy stosunek Kościoła do cesarstwa, niżeli długa w tym przedmiocie rozprawa.
Trajan nie należał wcale do sroższych cesarzów, przeciwnie, był nadzwyczaj sprawiedliwy i litościwy. A przecież, chociaż nie wydawał nowych edyktów przeciw chrześcijanom, wielu świętych męczenników, a między nimi św. Ignacy, biskup antiocheński, i św. Symeon w Jerozolimie krew przelali na świadectwo Pana pod panowaniem tego cesarza.
A gdy Pliniusz młodszy zapytał cesarza, w jaki sposób ma się obchodzić z chrześcijanami, których by stawiono przed nim, jako gubernatorem Bitynii, Trajan dał mu odpowiedź, zdradzającą wcale niski stopień jego sprawiedliwości, mianowicie, że nie należy poszukiwać chrześcijan, lecz oskarżonych powinien karać.
Hadrian, który nigdy nie wydał rozkazu ogólnego prześladowania, podobną dał odpowiedź na podobne zapytanie Sereniuszowi Granianowi, prokonsulowi Azji.
Za panowania i nawet za własnym Hadriana rozkazem nieustraszona Symforoza matka z siedmiu synami poniosła okrutną, męczeńską śmierć w Tibur czyli w Tivoli. Z pięknego napisu, znalezionego w katakumbach, dowiadujemy się o młodym oficerze Mariuszu, który przelał krew za Chrystusa. A św. Justyn męczennik, wielki apologeta chrześcijaństwa, powiada, że winien nawrócenie swoje stałości męczenników za tego cesarza.
Podobnież przed wydaniem srogich ukazów cesarza Septyma Sewera wielu chrześcijan cierpiało męki i poniosło śmierć. Do tych należą sławni męczennicy w afrykańskim mieście Scillita, dalej święte Perpetua i Felicyta z towarzyszkami. Akta tych męczeństw, zawierające dzienniki szlachetnej dumy dwudziestoletniej męczennicy Perpetuy pisane przez nią samą aż po dzień śmierci, są dla nas jedną z najbardziej rozczulających i najpiękniejszych pamiątek dawnego Kościoła.
Z tych historycznych faktów jest widoczne, że gdy czasami powstało sroższe i ogólne prześladowanie chrześcijan w całym państwie, trafiały się miejscowe i chwilowe przerwy, a czasem nawet ogólne wytchnienia dla prześladowanych. Przypadek tego rodzaju dostarcza nam bardzo zajmującego przykładu, będącego w związku z tą powieścią. Gdy prześladowanie Sewera ustało, w innych częściach państwa Scapula, prokonsul Afryki, nie przestał prześladować z uporczywym okrucieństwem. Skazał między innymi, Mawilusa z Adrumetum, na pożarcie bestiom, gdy wtem wpadł w ciężką chorobę. Tertulian, najdawniejszy z chrześcijańskich łacińskich pisarzy, napisał do prokonsula, aby korzystał z tego napomnienia i żałował za zbrodnie, przypominając mu sądy Boże, spełnione na tych okrutnych prześladowcach chrześcijan w różnych częściach świata. Taka zaś była miłość u tych świętych ludzi, że gdy pisał Tertulian, wszyscy się gorąco modlili o wyzdrowienie nieprzyjaciela.
Dalej uczył prokonsula Tertulian, jak może bardzo wiernie wypełniać powinności, nie dopuszczając się okrucieństw i postępując tak, jak wielu innych sędziów. Na przykład Cincius Sewerus poddawał oskarżonym, co mieli mówić, aby się uniewinnić. Wespronius Kandidus uwolnił chrześcijanina na tej zasadzie, że śmierć jego wznieciłaby gwałty publiczne. Asper, widząc chrześcijanina bliskiego odstąpienia wiary przy zbyt ciężkich mękach, kazał mąk poprzestać i głośno żałował, że był świadkiem podobnego wypadku. Pudens, czytając akt oskarżenia, oświadczył, że zawiera kłamliwe oskarżenie, jest zatem nieważny, i podarł pismo.
Widzimy więc, jak wielce zależało od usposobienia charakteru gubernatorów i sędziów zastosowanie, a czasem i obostrzenie prześladowczych ukazów cesarskich. A święty Ambroży opowiada nam, jak niektórzy gubernatorowie chwalili się, iż z prowincji swoich z orężem krwią nieskalanym powrócili.
Łatwo więc możemy pojąć, dlaczego czasem uporczywe prześladowanie panuje w Galii, Afryce lub Azji, gdy główna część Kościoła kwitnie w pokoju.
Lecz nigdzie tak często jak w Rzymie duch prześladowczy nie wybuchał: tak dalece, że można uważać za przywilej, papieżom właściwy podczas trzech pierwszych wieków, że stwierdzali krwią swoją wiarę, której nauczali. Każdy nowo obrany papież był przyszłym męczennikiem.
W czasie naszego opowiadania Kościół odpoczywał w jednym z tych dłuższych przeciągów pokoju, dających sposobność do wielkiego rozwinięcia. Od śmierci Waleriana r. 268, nie było znacznego prześladowania, chociaż te lata uświetniło niejedno męczeństwo. W takich epokach chrześcijanie mogli wyznawać swobodnie swą wiarę i spełniać obrzędy przy pewnej zewnętrznej nawet wspaniałości. Miasto podzielone było na dzielnice, czyli parafie; w każdej parafii był kościół obsługiwany przez księży, diakonów i niższego stopnia kleryków. Wspieraniem ubogich, odwiedzaniem chorych, nauczaniem katechumenów, udzielaniem św. Sakramentów, odprawianiem codziennego nabożeństwa, przestrzeganiem kanonów pokutnych, trudniło się duchowieństwo każdego stopnia, jak też i zbieraniem jałmużn na podobne cele, będące, w związku z pobożnością, miłosierdziem i gościnnością. Zapisane jest, że r. 250 podczas papiestwa Korneliusza w Rzymie, 46 księży i 154 niższego stopnia duchownych utrzymywanych było z jałmużn wiernych, razem z 1500 ubogimi.
Ta liczba księży zgadza się dosyć z liczbą ówczesnych kościołów rzymskich, o których mówi św. Optatus. Chociaż groby męczenników w katakumbach nie przestawały być przedmiotem nabożeństwa w spokojniejszych czasach, i chociaż te schronienia prześladowanych utrzymywane były w dobrym stanie i porządku, nie były wszakże używane do zwyczajnych nabożeństw. Kościoły, o których już mówiliśmy, często bywały publiczne, obszerne, a nawet wspaniałe; poganie nawet przychodzili na kazania i obrządki te, do których liturgia przypuszczać katechumenów dozwalała.
Lecz częściej jeszcze mieściły się kościoły w prywatnych domach, zapewne przerabiane z tych dużych sal, czyli trykliniów, znajdujących się w każdym bogatszym domu. I taki był, jak nam wiadomo, początek wielu kościołów rzymskich.
Tertulian wspomina o chrześcijańskich cmentarzach pod taką nazwą i z takimi szczegółami, że można wywnioskować, że były na powierzchni ziemi, bo przyrównywa te cmentarze do boisk, które w owym czasie w Italii miały być pod gołym niebem.
Zwyczaj jeden w pożyciu dawnych Rzymian wytłumaczy pytanie, jakie sobie każdy może zadać, jakim sposobem wielka liczba wiernych mogła się gromadzić w takich kościołach, nie ściągając na siebie uwagi, a zatem prześladowania? Co rano w każdym większym domu odbywało się ranne przyjęcie; pan domu, otoczony sługami i klientami, przypuszczał do siebie niektórych posłańców od przyjaciół, niewolników lub wyzwoleńców, gdy jednocześnie inni posłańcy sprawiali się sługom pałacowym ze zleceń swoich i nie przestąpiwszy progów wewnętrznych, oddalali się. Tym sposobem wiele bardzo osób po wielkich domach mogło wchodzić i wychodzić wraz z tłumem niewolników, handlarzy, i innych mających codziennie wstęp dozwolony, to głównym wejściem, to tylnymi drzwiami, nie ściągając na siebie wielkiej lub prawie żadnej uwagi.
Inne jeszcze ważne bardzo zjawisko w społeczeństwie pierwszych chrześcijan wydałoby nam się zupełnie nie do uwierzenia, gdyby nie było potwierdzone wiarygodnymi aktami męczenników i tradycją kościelną. A tym zjawiskiem jest tajemnica, jaką się umieli otaczać.
Jest rzeczą niewątpliwą, że osoby, żyjące w najwyższym towarzystwie, piastujące najwyższe w kraju urzędy i zbliżone do osoby cesarskiej, wiarę chrześcijańską wyznawały, nie obudzając posądzenia nawet w najpoufalszych przyjaciołach w pogaństwie trwających. Co większa, trafiało się, że najbliżsi krewni w tym względzie w zupełnej zostawali nieświadomości. Ani kłamstwo, ani udawanie, a tym mniej uczynki niezgodne z chrześcijańską moralnością i prawdą nie były dozwalane dla utrzymania tajemnicy. Lecz nie zaniedbywano żadnych ostrożności, byleby zgodnych z najzupełniejszą rzetelnością, dla ukrywania wiary chrześcijańskiej przed okiem niewiernych.
Jakkolwiek potrzebne było tak ostrożne postępowanie dla uniknięcia zbytecznego prześladowania, wszakże ciężko w skutkach swoich dawało się czuć zachowującym tajemnicę. Świat pogański, świat bogactw i potęgi, wpływów i wysokich stanowisk, świat, który nadawał prawa i stosował się do nich podług upodobania swego, świat ubóstwiający ziemskie szczęście, a nienawidzący wiary, czuł się otoczonym, przesiąkniętym, przepełnionym tajemniczą religią, która się rozszerzała nie wiedzieć jak, i wywierała wpływ, którego źródła nikt nie znał. Rodzice ze zgrozą odkrywali, że syn lub córka przyjęli to nowe prawo, z którym ani się domyślali, aby byli w tak bliskim zetknięciu, a które według powszechnych wyobrażeń uważano za głupie, podłe i społecznie przewrotne.
Stąd nienawiść ku wierze chrześcijańskiej zarówno polityczna jak religijna. Świat chrześcijański uważany był za nie rzymski, przeciwny w dążnościach swoich rozszerzaniu się i powodzeniu państwa, i jako podległy niewidzialnej obcej potędze. Chrześcijanie uznani zostali za "niewiernych cesarzom" i to wystarczyło. Stąd spokojność i bezpieczeństwo chrześcijan wielce zależały od usposobienia ludu; gdy demagog lub fanatyk zdołał lud podburzyć ani uniewinnienie się z narzuconych przewinień, ani w cichości pędzone życie, ani prawa obywatelskie nie mogły zasłonić chrześcijan przed swawolą prześladowców.
Kardynał M. Wiseman, Fabiola. Powieść z czasów prześladowania chrześcijan w roku 302. Przekład z angielskiego w nowym opracowaniu. Tom I. Łomża 1936, ss. 89-96.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Powrót do
spisu treści powieści Kardynała M. Wisemana pt.
FABIOLA
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: