O chorobach duszy

List do siostry Cornuau de Saint Bénigne

Bp Jakub Benignus Bossuet

Treść: O chorobach duszy; o jej naturze, o podstawie i źródle jej szczęścia, o jej nieśmiertelności, o grzechu pierworodnym; o powinności walczenia przeciwko pożądliwościom; o celu i końcu kierunku; o użytku jaki przez łaskę z naszych nędz otrzymujemy.

Oto masz, córko moja, odpowiedź na niektóre twoje wątpliwości. Przeczułem dobrze wczoraj, że Bóg powie mi coś dla ciebie. Czytałem wszystkie twoje pisma; i gotów jestem oddać ci je albo je spalić, wyjąwszy najgłówniejszych. Zezwalam ci, w zbytnich uciskach twoich, na pokutę o której mi mówisz, zostawiając ją twojemu uznaniu. Ale, zresztą nie sądź, aby na niej polegała cała siła lekarstwa. To co na chwilę uspokaja, drażni często później: usiłowanie, przez które chcielibyśmy ciało swoje choćby w kawałki pokrajać, jest często zbytkiem złudzenia. Zdaje nam się, iż wszystko można zrobić męcząc się: lecz nie w ten sposób można się uleczyć; ale znosząc upokorzenie wynikające z tego ucisku, z niego samego robiąc przeciw niemu lekarstwo: co się uskutecznia mówiąc z świętym Pawłem, iż łaska nam wystarcza (1), i że z niej całą naszą siłę czerpiemy. Tak jest: wierz temu, moja córko, a żyć będziesz. Dostatecznym jest, abyś szła na spoczynek tak, jak ci to pozwoliłem. Pamiętaj zawsze o przezorności i zbudowaniu innych, co ci zaleciłem.

Pytania. O nieśmiertelności duszy; czym jest dusza; o jej naturze; jak może być szczęśliwą lub nieszczęśliwą; jakim sposobem popadła w grzech pierworodny; czy nie można tego w inny sposób rozumieć jak rozważając, iż pożądliwość jest jego następstwem; jak pokusy powstają w duszy mimo jej woli; czy dlatego, że Bogu wszystko jest możebnym, On może duszę do pierwszej jej nicości doprowadzić; dlaczego dusza, której Bóg jest jedynym dobrem, nie jest zawsze Nim zajęta?

Odpowiedzi. Dusza jest istotą uczynioną na obraz i podobieństwo Boże, oto jest jej natura. Bóg jest szczęśliwy; dusza może być szczęśliwą. Bóg jest szczęśliwy, posiadając siebie; dusza jest szczęśliwą, posiadając Boga. Bóg jest Panem siebie, znając się i kochając się; dusza posiada Boga, znając Go i kochając Go. Bóg na zewnątrz siebie nie szuka swojego szczęścia: dusza zaś może być szczęśliwą tylko przez wzniesienie się ku Bogu. Zachwycona nieskończoną doskonałością Boga, daje się poznać przez tę piękność; a zapominając o sobie, zachwyca się tym jedynym i nieporównanym przedmiotem, i czuje się szczęśliwą wiedząc, że Bóg jest szczęśliwy, i że nigdy nim być nie przestanie; czyli że przedmiot jej szczęścia będzie trwał wiecznie. Oto jej życie, oto jej natura, oto podstawa jej istnienia.

Nie pytaj się więcej, córko moja, z czego się dusza składa: ona nie jest ani tchnieniem, ani parą, ani ogniem ruchomym. Ani powietrze, ani wiatr, ani płomień, choćby najsubtelniejszy, nie noszą piętna Bożego. Dusza nie składa się z pierwiastków, nie ma ani rozciągłości, ani postaci: bo Bóg, którego jest obrazem, i z którym ma być wiecznie zjednoczona, nie ma ich także, i musi być tylko duchem, ponieważ się urodziła, jak mówi święty Paweł (2), aby być jednym duchem z Bogiem, przez doskonałą zgodność z Jego wolą.

Bóg nie przemieszkuje w materii; najczystsze i najsubtelniejsze powietrze nie może być Jego stolicą: prawdziwe Jego siedlisko jest w duszy, którą na Swoje podobieństwo uczynił, którą oświeca światłem, napełnia chwałą, tak, że gdyby kto mógł przejrzeć duszę, w której Bóg przez Swoją łaskę zamieszkał, co tylko wzrokiem ducha widziane być może, sądziłby w pewnym stopniu, iż samego Boga ogląda; podobnie jak się widzi drugie słońce w pięknym krysztale, w którym odbija się promieńmi swymi. A zatem, moja córko, trzeba oczyszczać swoje serce, aby Boga przyjąć, według słów Zbawiciela (3): Błogosławieni czystego serca; gdyż oni Boga oglądać będą. Nie trzeba jednak sądzić, iżby dusza oczyszczona przyjmowała Boga nie widząc Go. Ona Go widzi; On ją widzi; ona się w Nim przegląda; On ją w niej widzi. Ale nie jest tak zawsze w tym życiu. Bóg się niekiedy ukrywa przed duszą, która Go posiada, aby Go coraz więcej pragnęła: tajemniczo ją tylko jednym ze swych promieni dosięga; wówczas dusza otwiera się dla Niego, skłania się ku Niemu, unosi się, nie może żyć ani pozostać sama w sobie, mówiąc bezustannie: Pociągnij mnie ku sobie (4); przyjdź Panie Jezu, przyjdź (5); czuje ona dobrze, iż nie ma skrzydeł do wzlecenia tak wysoko. Ale Bóg przychodzi, Bóg ją pociąga do siebie, Bóg popycha ją niejako w głąb swego serca; wnikając w tę duszę więcej niż ona sama wniknąć potrafi, udziela jej natchnienia, kieruje nią, ożywia o wiele skuteczniej i ściślej, niż ona sama ożywia ciało w którym się znajduje.

Taka istota widzi jasno i wyraźnie wieczność: inaczej, jakżeby wiedziała, że Bóg jest wieczny, i że jest wiecznie szczęśliwy? I ona także pragnie Go pokochać, posiadać Go, i wiecznie chwalić; a to pragnienie, które jej sam Bóg wlewa w serce, jest dla niej pewnym zadatkiem życia wiecznie szczęśliwego, do którego On ją wzywa. Nie lęka się zatem zginąć: bo wie, iż jedynie dlatego istnieje, że Bóg, który ją już raz z nicości wydobył, nie przestaje ją utrzymywać; tak, iż gdyby na chwilę rękę swoją od niej uchylił, przestałaby istnieć i żyć; wie także, że nie chce jej zniszczyć, odejmując jej swoją pomoc. Bo dlaczegóż miałby niszczyć swój obraz, obraz któremu pokazuje wieczność, i któremu daje pragnienie posiadania siebie?

Nie ma zatem nicości dla podobnego stworzenia: musi być albo wiecznie szczęśliwe posiadając Boga, albo wiecznie nieszczęśliwe, iż nie chciało Go posiadać, odczuwając szczęście, które miało być wiecznym.

A zatem potrzeba, aby ta dusza nieustająco wszelkimi siłami, zwracała się do wieczności i do najwyższego dobra, którym jest Bóg; ku temu cały kierunek powinien zdążać. Albowiem kapłan, biskup, przewodnik na to jest przez Boga postanowionym, aby rzucić w duszę nasienie błogosławionej wieczności, odsuwając ją, o ile można, od wszelkiej zmysłowości; wszystko na co się patrzy jest znikome, czego dojrzeć nie można, to nie ma końca. Potrzeba zatem nauczyć ją ukochać wieczność Boską; to jest, Jego mądrość, sprawiedliwość, wielkość, świętość, prawdę, prostotę i Jego nieskończone jestestwo, które ma być całym jej szczęściem; aby ona chciała istnieć, żyć i oddychać tylko dla kochania Boga, a zniszczyć w sobie wszystko inne uczucie. Kapłan, który kieruje taką duszą, chce ją miłą Bogu uczynić, niezmordowanie udoskonalając w niej Jego obraz; że zaś ten obraz jest przedmiotem miłości Bożej, nie trzeba sądzić, aby kapłan nużył się kierownictwem owej duszy, bo natenczas nużyłby się chwałą Bożą; nie trzeba też sądzić, iżby dokładał więcej starania lub czasu wielkim niż maluczkim, bo on nic wielkiego nie rozeznaje pomiędzy ludźmi, tylko to Boskie piętno, które się znajduje w głębi ich duszy. Oto jest prawdziwa wielkość, oto jest gruntowne szlachectwo, tym tylko sposobem urodzenie człowieka staje się świetnym i błogosławionym; bo co się tyczy urodzenia ciała, ono jest tylko hańbą, słabością i sprośnością.

Nie tak było na początku; bo Bóg dopasował do tej duszy nieśmiertelnej i czystej, w której zarazem stworzył i piękność natury i piękność łaski; dopasował, mówię, do tej duszy nieśmiertelnej i czystej, i ciało nieśmiertelne i także czyste. Ale Bóg, aby uczcić tajemnicę Swojej jedności i obfitości, złożył wszystkich ludzi na jednego człowieka, z którego inni mieli pochodzić, a tego, gdy się stał niewiernym Bogu, Bóg strasznym, i prawie niepojętym ukarał sposobem; gdyż go ukarał nie tylko w jego osobie, ale we wszystkich jego dzieciach, jako cząstkę jego samego, a cząstkę jemu najdroższą. Tym sposobem staliśmy się plemieniem przeklętym, dziećmi nieszczęśliwymi i występnymi nieszczęśliwego ojca, od którego Bóg sprawiedliwie odjął łaskę, którą chciał na wszystkich ludzi przelać, przez jednego człowieka, a którą oni stracili w nim jednym; przeklęci w swym pochodzeniu, skażeni w korzeniu i w konarach, w źródle i w strumykach.

A tak, do tego pierwszego ćwiczenia duszy roztropnej, które zależało na poznaniu i miłowaniu Boga, trzeba inne dołączyć, ćwiczenie bolesne i pracowite, ćwiczenie niebezpieczne i zgubne, ćwiczenie sromotne i upokarzające, które polega na zwalczaniu ciągle w nas tego zepsucia, któreśmy po naszym pierwszym ojcu odziedziczyli. Skażeni od urodzenia, i w nieprawości poczęci, poczęci w ogniu zwierzęcych chuci, w buncie zmysłów, i w stłumieniu rozsądku, musimy pokonywać aż do śmierci złe, któreśmy nabyli przychodząc na ten świat.

Oto druga praca kierownictwa. Trzeba pomagać duszy do poczęcia zbawienia, w pokonywaniu samej siebie, wedle tego co mówi święty Paweł (6): Ciało pożąda przeciwko duchowi, a duch przeciwko ciału. Aby nam dać tę siłę, trzeba było przeciwstawić drugie urodzenie pierwszemu, odrodzenie rodzeniu, Chrystusa Adamowi, i chrzest jednego wielkiemu zepsuciu drugiego; bo, jak mówi Zbawiciel, co się z ciała rodzi jest ciałem, i co się z ducha rodzi jest duchem (7). Nie idzie za tym, aby ciało miało być złe samo przez się, uchowaj Boże, lub aby mnożenie się stworzenia Bożego było złem w zasadzie; nie trzeba tak sądzić: ale złość grzechu połączyła się z dobrym gruntem natury, rodzimy się więc wszyscy zarazem dobrymi przez naturę a złymi przez grzech; rodząc się, jesteśmy dziełem Bożym, a zarazem nieprzyjaciółmi Bożymi przez złe, które się tam przymieszało.

Nie potrzeba tego więcej zgłębiać: lecz należy sobie przypominać, że Bóg uczynił człowieka na swój obraz; że nie przez ciało, lecz przez duszę dochodzi do tego zaszczytu; że w duszy złożył nieśmiertelne piętno swojej niezmiennej wieczności; i że to właśnie nazywa się tchnieniem Boskim, spiraculum vitae (8), przez które, jak napisano jest, dusza żyje. Nie trzeba się pytać jak ją Bóg uczynił; bo On wszystko Swoją wolą czyni. A więc Swoją wolą utworzył ciało nasze; Swoją wolą połączył z nim duszę uczynioną na Jego obraz, a zatem nieśmiertelnej natury; Jego wolą wszyscy ludzie narodzili się z jednego małżeństwa. Pobłogosławił obojej płci ich związek, jeszcze przed grzechem; a grzech, który potem nastąpił, nie mógł zniszczyć co Bóg był pierwej uczynił.

Nie pozostaje zatem nic innego człowiekowi, jak pokonywać ten grzech, tak ściśle z nim zespolony; abyśmy oczyszczając się z wszelkiej skazy, oddali Bogu dobry grunt, który w nas zaszczepił, i powrócili do pierwotnej prostoty i piękności naszej natury, w zmartwychwstaniu sprawiedliwych.

Walczmy zatem, ze świętym Pawłem (9), walką wiary, i nie dziwujmy się, iż przyjdzie nam cierpieć pokusy. Bóg wie do jakiego punktu chce nas na takowe wystawić; powinniśmy tylko rozmyślać i do każdego z nas stosować te słowa świętego Pawła: Bóg jest wierny, i nie dozwoli abyście byli kuszeni nad wasze siły (10). On też daje nam siły, i to jest skutek Jego łaski; przez którą nawet w pokusie korzyść znajdziemy, mając odwagę i siłę dostateczną do jej zniesienia.

Pokusa dochodzi czasem tak daleko, iż zdaje nam się żeśmy w niej samego grzechu się dopuścili: w czym mieliśmy upodobanie, a co już było bardzo złe, zdaje się nam żeśmy polubili dla samego grzechu, grzęznąc w złym coraz więcej. Ale nie trzeba tracić odwagi; Bóg pozwala, aby jad, który nosimy w swym sercu, wydobył się na zewnątrz; jest to sposób wyrzucenia go i oczyszczenia się z takowego. Trzeba zatem poddać się kierunkowi, który nam Bóg daje i pamiętać, że święty Paweł po trzy razy prosił z żarliwością i wytrwałością, aby był wyzwolonym z tego wpływu szatana i z tej ułomności uciskającej ciało, a wówczas odpowiedziano mu: Moja łaska ma ci wystarczyć, potęga moja więcej daje się uczuć w słabości (11). Na zakończenie próby, na którą nas Bóg wystawia, trzeba powiedzieć z tymże Apostołem: Gdy jestem w sobie ułomny, jestem mocny w Chrystusie i będę się chlubił w słabościach moich, aby cnota Jego we mnie zamieszkała.

Oto, córko moja, nie mówiąc o tobie w szczególe, w ogólnych zasadach wiary chrześcijańskiej, masz rozwiązanie wszystkich twoich wątpliwości, albo przynajmniej główniejszych. Zastosuj to do siebie, a czego po pierwszy raz nie zrozumiesz, zrozumiesz drugą razą. Czytaj po kilka razy co Bóg mi daje dla ciebie. Dam ci to, czym On mnie natchnie; bo sam mówić ani chcę, ani mogę; trzeba czekać aby Bóg przemówił; ma On swoje chwile i kiedy daje dużo pracy, uczy ją należycie dzielić.

Nie przestawaj przedstawiać mi wszystko z tą samą szczerością; bo jakżeż lekarz mógłby dać stosowne lekarstwo na tajemne cierpienia, gdyby chory nie chciał mu takowych wyjawić? To wyjawienie czyni dwie rzeczy: lekarza poucza i chorego upokarza, a to upokorzenie jest już początkiem zdrowia. Użyj więc najprzód jedną część tego lekarstwa i oczekuj chwili, w której reszta będzie ci udzieloną. Proszę Pana aby był z tobą. Bądź wierną aż do śmierci, a pozyskasz koronę życia (12).

Germigny, 1 października 1691.

Bp Jakub Benignus Bossuet
 

Bossuet'a listy do panny... w Metzu pisane w roku 1662. Przełożył Jacek Nałęcz. Poznań – Kraków 1887, ss. 76-83. (Z listów do siostry Cornuau de Saint Bénigne list XXV).

(Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono).

Przypisy:

(1) II Kor. XII, 9.

(2) I Kor. VI, 17.

(3) Mt. V, 8.

(4) Pieśń, I, 3.

(5) Apok. XXII, 20.

(6) Gal. V, 17.

(7) Jan, III, 6.

(8) Genez. II, 7.

(9) II Tym. IV, 6.

(10) I Kor. X, 13.

(11) II Kor. XII, 8, 9.

(12) Apok. II, 10.

Nota o autorze: "Jakub Benignus Bossuet, biskup w Meaux (1627-1704). Największy pisarz religijny i najświetniejszy kaznodzieja Francji, należy do czołowych postaci w całym Kościele. Wyświęcony w roku 1652, konsekrowany 1670, od r. 1681 bp. w Meaux. Genialny myśliciel, nadzwyczajny znawca Pisma św., Ojców Kościoła (Augustyn), teologii, znawca dziejów (historiozof), życia i duszy ludzkiej. W dziedzinie wymowy suweren – klasyczny w równomiernym rozwoju mowy umysłu, wyobraźni, uczuć i woli. Rzecz ujmuje jasno i głęboko, niezrównany w amplifikacji – myśl jego pełna, bujna, płynie szeroką falą mowy okresowej, wspaniałe roztacza obrazy i opisy, wyborna argumentacja, mowa żywa, zapalna, rozlewa się na szerokiej skali uczuć, w polocie, we wzniosłości niedościgła. Jego mowy (Oeuvres oratoires, 6 t. wyd. Lebarq) – to głównie szkice kazań, mów pogrzebowych (te najwspanialsze), panegiryków i przygodnych". – Ks. Zygmunt Pilch, Szkoła kaznodziejstwa. Kielce 1937, ss. 33-34.


© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2005

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: