w pobożnych rozmyślaniach zawarty
BISKUP I DOKTOR KOŚCIOŁA
––––––
Od rozpoczęcia przez Zbawiciela życia apostolskiego
do spisku przez Żydów na Niego uknowanego
––––
Rozdział XXXIX
O czterech przeszkodach do ćwiczeń bogomyślnych
Obaczmy teraz, co ćwiczeniom bogomyślnym staje na przeszkodzie. – Otóż święty Bernard wylicza przeszkód takowych cztery, i tak o tym mówi: "Gdy komu dano jest zatapiać się w bogomyślności, i unosząc się na jej skrzydłach spocząć już u podnóżka tronu Najwyższego, tak że powiedzieć może: Wprowadził mnie Król do pokojów Swoich (1), cztery są rzeczy, które pozbawić go mogą tego najwyższego szczęścia. Przeszkodą do tego może być cierpienie zewnętrzne, cielesne; zaniepokojenie sumienia; troska doskwierająca, i na koniec rozmaite obrazy powstające w wyobraźni, a co jest najtrudniejszym do zwalczenia" (2).
Pierwszą tedy przeszkodą do zatapiania się w bogomyślności jest cierpienie zewnętrzne. Jakoż, pomiędzy duszą a ciałem zachodzi związek tak ścisły, że duch nie może unosić się swobodnie na bogomyślności, gdy ciało doznaje jakowego dotkliwego cierpienia. Stąd czas choroby, (chyba kto w takim razie byłby wsparty szczególną łaską) nie jest czasem właściwym do oddawania się ćwiczeniom bogomyślnym. Podobnież przeszkodą są do tego i inne dotkliwe dolegliwości fizyczne, jak na przykład, pragnienie, zimno, albo zbytnie gorąco.
Drugą przeszkodą, jest zajęcie się jakimikolwiek sprawami, i stąd troszczenie się o nie, o czym powiada święty Bernard, "że jak kurz wpadłszy w oko, przeszkadza mu widzieć, tak troska o sprawy doczesne razi wzrok ducha, i nie dozwala mu cieszyć się światłem niebieskim" (3).
Trzecią przeszkodą jest wyrzut sumienia, a to nastąpić może dwoistym sposobem. Albo gdy grzech ciąży na duszy, albo gdy już został zgładzony skruchą i spowiedzią, lecz żywo staje na pamięci. Otóż i jedno i drugie jest przeszkodą w ćwiczeniu bogomyślnym, jak to w następujących słowach wyjaśnia święty Bernard: "Jak ciemności nocne sprawiają, że nasz wzrok cielesny nic widzieć nie może, tak podobnież grzech, gdy ciąży na duszy, zaciemnia wzrok ducha. Wtedy bowiem cała dusza ciemną jest, a bogomyślność wymaga czystości i jasności duszy. Toteż w takim razie, nie ma co myśleć o zatapianiu się w bogomyślności. Ale nawet i grzechu zgładzonego pamięć, jest do tego przeszkodą. Jak bowiem wzburzone humory uderzając na oczy, wzrok przytłumiają, tak gorzkie wspomnienie obrazy Bożej jakiej się dopuściło, zaburza swobodę myśli i przytłumia wzrok duszy. Dlatego w chwili gdy zatapiasz się w bogomyślności, nie masz przypominać sobie grzechów" (4). Wprawdzie powinniśmy zawsze poczytywać się za grzeszników, lecz na rozważanie grzechów, niewłaściwą porą byłaby chwila gdy się bogomyślności oddajemy: O czym tak jeszcze mówi święty Bernard: "Według mnie, naśladują Magdalenę ci, którzy za łaską Boską oczyściwszy się z grzechów, przetrwali już czas pewien na pokucie i uczynili postęp na drogach wyższej pobożności, a doznając z tego powodu wielkiej na sercu pociechy, nie tyle kłopoczą się dawnymi swoimi upadkami, ile pełni nadziei w zasługach Zbawiciela, dzień i noc rozważają nieprzebrane miłosierdzie Boskie, i dość się nim nacieszyć nie mogą. I tacy wytrwali na drodze doskonałości, zatapiając się coraz głębiej w zapatrywaniu na Swego niebieskiego Oblubieńca, zapominają niejako czym byli, a wskutek wielkiej ku Niemu miłości, zostają przekształceni na Jego obraz, i duchem Pańskim coraz wyżej unoszą się z jasności w jasność" (5).
Na koniec, według tegoż świętego Doktora, czwartą przeszkodą do bogomyślności, są obrazy powstające w wyobraźni. Że zaś jest to najtrudniejszym do zwalczenia, więc dlatego bogomyślność wymaga przede wszystkim samotności. Jakoż, kto chce oddawać się bogomyślności, potrzeba aby stał się niemym, głuchym i ślepym: aby patrząc nie widział; słuchając nie słyszał; a zwłaszcza milczenie zachowywał. Słowem, ma być tak obcym i obojętnym na wszystko co ziemskie, znikome, doczesne, i tak zjednoczony z Bogiem, żeby nie wstrzymywało jego polotu do nieba nic z tego co około niego mówią, albo robią: nic z tego co widzi lub słyszy. Jeśli zaś niekiedy konieczność zmusi go do brania w czymciś udziału, niechże przynajmniej nie przechowuje w sobie żadnych stąd ziemskich wrażeń, które przez zmysły, a zwłaszcza oczy i uszy, będące jakoby oknami duszy, najłatwiej dostają się do niej, i całkiem ją zaprzątają. A stąd, osoba bogomyślności oddana, nie powinna, tak jak wiodąca życie czynne pierwszego stopnia, zwracać uwagi na drugich, żeby dopatrując w nich różnych cnót i zalet, naśladować takowe. Owszem, powinna, o ile tylko dozwala jej na to położenie w jakim się znajduje, unikać wszelkich stosunków z ludźmi. A jeśli niekiedy miłość bliźniego, obowiązki jakie na kim ciążą, lub sama nawet grzeczność, nakażą ci zetknięcie się z drugimi, czyń to jedynie przez wzgląd na wolę Bożą; nie przykładaj do niczego serca; nie szukaj w niczym uciechy; nie rób nic z upodobania osobistego, a wtedy nie wyniesiesz z tego żadnej szkody dla twojej bogomyślności, albo ją łatwo, skupiwszy się co prędzej na duchu powetujesz. Przy tym osoby wiodące życie bogomyślne mogą, we właściwej na to porze, zajmować się jakową ręczną robotą, a i w tym nie szukając żadnego osobistego zadowolenia, lecz w tym celu, aby umysł zażywszy umiarkowanie tego rodzaju rozrywki, tym skorszym był potem do ćwiczeń bogomyślnych. "Przy ćwiczeniach wyłącznie bogomyślnych, powiada święty Bernard, trzeba od czasu do czasu zajmować się pracą ręczną. Lecz czynić to należy nie dla uciechy z dokonania jakiejś roboty, lecz dla uchronienia się próżnowania, i dla potrzebnego wytchnienia ducha. Wystrzegać się jednak wypada zajęcia zbyt utrudzającego ciało. Chociaż bowiem pracowitość posunięta aż do tego stopnia, że się nie zważa na trudy, jest cnotą, wszelako, kto wiedzie żywot wyłącznie bogomyślny, niech w tej mierze ma się na baczności, by mu znękanie zbyteczne ciała, nie przeszkadzało pracy ducha. Bo w końcu nie trzeba zapominać, że nie duch ciału, lecz ciało duchowi służyć powinno, i praca zewnętrzna, nie ma przeszkadzać lecz pomagać do pracy wewnętrznej. To zaś wtedy nastąpi, kiedy żadną robotą nad siły się nie przeciążysz, a wykonywając tę od której uchylać się nie możesz, nie w niej, lecz w Bogu twoim serce będziesz miał zatopione" (6).
Z tego więc wszystkiego co wyżej powiedziano, możesz łatwo przekonać się, jak dalece do życia bogomyślnego potrzebna jest samotność, a nade wszystko jak najściślejsze usamotnienie ducha.
Lecz przypuszczam, że cię zaniepokoić mogło to com powiedział na początku tego rozdziału, iż dusza bogomyślności wyłącznie oddana, zapomnieć powinna o najbliższych jej sercu osobach. Otóż na to dam ci krótką odpowiedź, a która jak sądzę dostateczną będzie. Najprzód tedy mówię, że dusza bogomyślna o swoich nie zapomina wcale, tylko pamięta o nich inaczej jak osoby czynnemu życiu oddane. Pamięta o nich w wyłączny sposób przed Bogiem: modli się za nich gorąco, i to jest już przysługą niemałą, a której wiele osób nierównie bardziej potrzebuje jak wszelkiej innej. Po wtóre, zwykle tak bywa, że gdy osoby bliższe naszego serca, i względem których ma się szczególne obowiązki, są w prawdziwej doczesnej potrzebie, wtedy znajdują ratunek nierównie częściej i łatwiej w osobach bogomyślności wyłącznie oddanych, aniżeli życiem czynnym zaprzątniętych i zewsząd rozrywanych. Bogomyślność bowiem, rozbudzająca w sercu coraz większą miłość bliźniego, sprawia, że osoba bogomyślności oddana, nie waha się przerwać ten swój rodzaj życia, gdy tego miłość bliźniego wymaga, jak o tym niżej jeszcze mówić będziemy. Ale posłuchaj świętego Bernarda, tak przemawiającego o tym do braci swoich zakonnych, bogomyślne życie wiodących: "Gdy trwamy na bogomyślności, i w niej zatopieni zapominamy o świecie i o wszystkim co żyje, czyż nie obcujemy z Bogiem jakby twarzą w twarz (7), wpatrując się w Oblubieńca niebieskiego? Czyż nie zakosztowujemy wtedy tych radości i uciech, których oko nie widziało ani ucho nie słyszało? (8) A jednak, ileż to razy dla miłości bliźniego przerwać to musimy: pozbawiamy się tego szczęścia, dla szczęścia usłużenia bliźnim potrzebujących albo naszej pomocy, albo wsparcia, albo nauki zbawiennej. Ileż razy, z takiej ciszy i samotności, przechodzimy do zgiełku zajęć i spraw ludzkich! Ileż razy, trzeba z ochotą porzucić roztwartą księgę świętą nad którą się rozmyślało o tym co nie na tej ziemi, a na rozkaz przełożonego wziąć się do rydla, lub pługa, i kopać i orać w pocie czoła tęż ziemię, o której chciałoby się zapomnieć. A mnie samemu, ileż razy zdarza się niestety! dla zajęcia się potrzebami bliźnich, opuścić nawet odprawianie Mszy świętej! I zdałoby się, że wtedy wychodzimy z naszego zwykłego trybu życia, że jakby odstępujemy Boga, przy którego nogach tak nam dobrze było przebywać. Lecz nie lękajcie się tego bracia. Kto w takich razach przerywa swoje ćwiczenia bogomyślne, ten nie obraża Boga, ten Go nie odstępuje, lecz dla Niego i przez wzgląd na wolę Jego, spełnia to czego Bóg wtedy po nim wymaga, a spełnia to, wyrzekając się nawet tego co mu najdroższym być może" (9).
Widzisz więc, że chociaż życie bogomyślne nie dozwala troszczyć się nawet o osoby nam najbliższe, nie przeszkadza jednak, gdy tego zachodzi konieczna potrzeba, spełniać uczynki miłością bliźniego nakazane.
–––––––––––
Żywot Pana naszego Jezusa Chrystusa w pobożnych rozmyślaniach zawarty, przez Św. Bonawenturę Biskupa i Doktora Kościoła. (Tłumaczenie O. Prokopa Kapucyna). Kraków 1879, ss. 305-311.
Przypisy:
(1) Pieśń 1, 3.
(2) Serm. 23 sup. Canti.
(3) Serm. 3 de Assumpt.
(4) Tamże.
(5) Serm. 57 sup. Canti.
(6) Epist. de vita solitaria.
(7) Rodz. 32, 30.
(8) I Kor. 2, 9.
(9) Serm. 2 ad Nov.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXVI, Kraków 2016
Powrót do spisu treści
Rozmyślań Życia Chrystusa
Pana
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: