w pobożnych rozmyślaniach zawarty
BISKUP I DOKTOR KOŚCIOŁA
––––––
Od rozpoczęcia przez Zbawiciela życia apostolskiego
do spisku przez Żydów na Niego uknowanego
––––
Rozdział XXX
O warunkach bez których nie można oddawać się życiu czynnemu drugiego stopnia, to jest apostolskiemu
Następnie obaczmy w jaki sposób ćwiczenia bogomyślne poprzedzać mają życie czynne drugiego stopnia, zawisłe już nie tylko na pracy około własnego udoskonalenia, lecz i na poświęceniu się dla dobra dusz drugich. Życie bowiem bogomyślne, stanowi jakby środek pomiędzy tymi dwoma rodzajami życia czynnego.
Otóż co znowu o tym mówi święty Bernard: "Zaiste należy mieć się na baczności, by nie rozszafować tego co danym zostało dla nas samych, albo odwrotnie, nie zatrzymać tego co do rozdania drugim otrzymaliśmy. Owóż, rzecz należącą do Chrystusa zatrzymujesz dla siebie samego, jeśli na przykład ustalony będąc w cnocie, posiadający obszerną naukę, obdarzony darem wymowy, wskutek niewłaściwej nieśmiałości albo lenistwa, lub też przez źle zrozumianą pokorę, nie zużywasz darów takowych na korzyść bliźniego, i zbawiennych odmawiasz mu nauk, za co możesz ściągnąć na siebie karę, którą grozi Pismo święte gdzie powiedziano: kto kryje zboże, przeklnie go pospólstwo (1). A znowu co dla ciebie samego danym było trwonisz i tracisz, jeśli przedtem zanim sam pozbędziesz się wad i niedoskonałości, drugich chcesz udoskonalać, drugich uczyć czego sam nie umiesz, podobny do owego nieroztropnego rolnika, którego nagania Pismo święte za to, że zbyt młodego wołu używał do roboty, i przed czasem strzygł młode jagnięta (2). A w takim razie chociażby to co czynisz dla drugich, nie było dla nich bez pożytku, dla ciebie samego nie przyniesie zgoła żadnego, jeśli tego dopełniasz w intencji nie świętej, o próżną tylko chwałę się dobijając, albo jakową korzyść doczesną mając na celu, i obok tego nadymasz się pychą i zarozumiałością. Kto więc pod tym względem chce mądrze postępować, niechże naśladuje nie kanał lecz konchę morską. Przez kanał bowiem woda przelatuje, i w nim samym nic jej nie pozostaje; a koncha morska zabiera w siebie ile tylko może wody, i dopiero co się w niej już pomieścić nie daje, wyrzuca to na zewnątrz, bez żadnej dla siebie szkody. Bo przecież nikt siebie samego krzywdzić nie powinien. A więc ty bracie miły, którego własne zbawienie jeszcze zapewnionym nie jest, w którego sercu dotąd miłość bliźniego nie panuje, albo tak jest wątła, tak krucha, że ją byle co narusza, że się daje unosić od każdego wiatru nauki przez złość ludzką (3), albo znowu tak się staje namiętną, że nad przykazanie Boskie, miłujesz niektórych więcej jak siebie samego, więcej nawet jak Boga, a znowu drugich nienawidzisz, pałasz ku nim zawiścią, przesądzasz ich złośliwie, wynosisz się nad wszystkich, o zaszczyty się ubiegasz, ty mówię bracie, który się do tego poczuwasz, jak możesz posuwać szaleństwo twoje do tego stopnia żebyś porywał się na nauczanie drugich dróg cnoty i prawości, żebyś ośmielał się leczyć innych gdy sam tak ciężko chory jesteś ? Proszęż cię i błagam, zastosuj do siebie te słowa Pana naszego: Lekarzu ulecz samego siebie (4). Tak tedy, kto chce być pod tym względem wylanym dla drugich, niechże wprzód zapełni siebie samego. Do tego bowiem można zastosować te słowa Pawła Apostoła: trzeba nam obficiej przestrzegać to cośmy słyszeli, byśmy snadź nie przeciekli (5). Miłość bliźniego właściwa, roztropna, z ducha Bożego pochodząca, jeśli nas ma przywieść do tego abyśmy około zbawienia drugich pracowali, skłania nas najprzód do ubezpieczenia własnego zbawienia. Trzeba najprzód własne zdrowie podźwignąć i ukrzepić, a dopiero zabierać się do leczenia drugich".
Następnie święty Bernard mówiąc już o samejże pracy nad sobą, o zleczaniu duszy z jej chorób, tak pisze: "Czegóż przede wszystkim potrzeba duszy, która zleczyć się z swoich chorób pragnie? Oto najprzód należy wyciąć części już zgangrenowane wrzodu który ją toczy, bez czego żadne leczenie skutecznym by nie było. Odetnij więc ostrym nożem serdecznej skruchy, narości złych nałogów pokrywające wrzód twojej duszy. Lecz powiesz, że zadaje to ból zbyt wielki; a więc złagodź go, albo uśmierz zupełnie, namaszczeniem pobożności, a tym jest nie co innego jak pociecha jakiej się wtedy doznaje, w nadziei że się dostępuje odpuszczenia i przywróconym się jest do łaski Boga. Albowiem gdy to uczynisz, będziesz mógł radośnie z Psalmistą Pańskim zawołać. Zerwałeś więzy moje Panie, złożę Ci ofiarę dzięki i chwały (6). Następnie, trzeba wrzód obwiązać jak najusilniejszym postanowieniem poprawy, a skrapiać go łzami pokuty; chłodzić postami, czuwaniem, modlitwami i innymi pokutnymi ćwiczeniami. A ponieważ to w końcu utrudzić cię musi, trzeba szukać pokrzepienia w spełnianiu różnych uczynków miłosierdzia. A chcesz-li dowodu, że dobre czyny są posiłkiem duszy, oto mówi Pan Jezus: Posiłkiem Moim jest czynić wolę Ojca Mego (7). Niech więc z ćwiczeniami duchownymi idą w parze uczynki miłosierdzia, a wnet dusza twoja pokrzepi się wielką nadzieją w miłosierdziu Boskim; albowiem mówi Pismo święte: Jałmużna... nie dopuści duszy iść do ciemności (8). Ale gdy tak posilisz duszę dobrymi uczynkami i rozbudzi się w niej pragnienie, jak się rozbudza zwykle po przyjęciu obfitego pokarmu. A wtedy zaspakajaj takowe napojem modlitwy. Modląc się to, pić będziesz ono wino przewyborne, rozweselające serce człowiecze (9), ono wino upajające duszę Duchem Świętym, wskutek którego to upojenia, zapomina się o uciechach zmysłowych i zwilża się oschłość serca zrodzona wyrzutami sumienia. Na modlitwie pić będziesz ono wino, którego ożywcze ciepło rozchodząc się po całej duszy, jakby powiedzieć po wszystkich jej członkach, ukrzepia jej wiarę, rozżywia nadzieję, rozbudza i w ład wprowadza miłość. I dopiero po wytuczeniu duszy przez czas pewien takowymi pokarmami i takim napojem, wolno ci bez szkody dać jej zażyć błogiego i nade wszystko zasilającego wypoczynku na bogomyślności, i oddać się wyłącznie należącym do niej ćwiczeniom. Wtedy dusza jakby snem błogim usypiając, śnić będzie o niebieskim Oblubieńcu swoim, a mówię śnić, bo jeszcze widzieć Go będzie nie twarzą w twarz, jak to nastąpi dopiero w niebie, lecz jakby przez zwierciadło i podobieństwo (10). A pałając coraz większą miłością ku Temu, którego coraz lepiej poznaje, chociaż Go jeszcze zupełnie ogarnąć nie może, wołać będzie do Niego z Prorokiem: Dusza moja nie tylko żądała Cię w nocy, ale i duchem moim we wnętrznościach moich z rana będę czuwał do Ciebie (11). Lecz taka miłość Boga, niechybnie i najsilniej rozżywia w sercu i miłość bliźniego, i wtedy dusza tak już pełna miłości Boga i bliźniego, bezpiecznie wylewać się może na obsługę drugich, powtarzając słowa Apostoła: Któż choruje a ja nie choruję z nim razem, podzielając sercem jego cierpienie i niosąc mu ratunek; któż się zgorsza i wpada w grzechy, a ja nie bywam upalony (12) litością nad stanem jego duszy i nie staram się wyratować go od zguby do której leci? Kto tedy do tego dojdzie, niech już śmiało poświęca się dla pożytku bliźniego: niech kazuje, naucza, przewodniczy drugim na drogach pobożności, niech nawet i cuda czyni; nie obawiam się o niego. Albowiem do duszy, którą już zapełniła miłość Boga, ani próżność, ani zarozumiałość, ani nikczemne doczesnego zysku pobudki przystępu nie mają. Lecz kto w miłości Boga słaby, niech wprzód zanim o drugich pomyśli, własną duszą się zajmie, a zwłaszcza niech się nie porywa na zawód wyższego jakiego w Kościele Chrystusowym posłannictwa, chociażby wydawał się wszystkimi innymi cnotami przyozdobionym. Bo przecież najwyraźniej mówi Apostoł: Chociażbym miał proroctwo i wiedziałbym wszystkie tajemnice i wszelką naukę, i miałbym wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, niczym jestem. I co większa, przydaje tenże Apostoł: chociażbym wszystkie majętności moje rozdał na żywność ubogich, i chociażbym wydał ciało moje tak iżbym gorzał, a miłości bym nie miał, nic mi to nie pomoże (13)" (14). – Z tego więc widzisz przez jakie stopniowanie dochodzi się do życia czynnego drugiego stopnia, to jest poświęconego obsłudze bliźniego. Najprzód trzeba samemu wydobyć się z grzechów; po wtóre, oczyścić się ćwiczeniami pokutnymi; po trzecie, nabyć zasług z uczynków miłosierdzia; po czwarte, wdrożyć się do modlitwy; po piąte wypocząć na bogomyślności, i dopiero po tym wszystkim, można bezpiecznie i skutecznie pracować około zbawienia drugich.
Na koniec, wykazując w jaki sposób niektóre dusze godzą niejako oba te rodzaje życia, i bogomyślne i poświęcone usługom bliźniego, tak mówi święty Bernard: "Wyższa bogomyślność, w duszach niektórych, rozbudzając tym większą miłość Boga, rozbudza w nich przez to i najżywszą gorliwość w ratowaniu tych dusz, które Bóg tak niezmiernie umiłował, że za nie umrzeć nie żałował. I skąd osoby takie na przemian to bogomyślności wyłącznej, to pracy około zbawienia bliźnich najchętniej się oddają. Strudziwszy się na tym ostatnim zawodzie, z tym większym zapałem i z tym właściwszą potrzebą, wypoczywają na bogomyślności. Na niej zaś im więcej zakosztowują pociech niebieskich, z tym znowu większą gorliwością poświęcają się dla drugich. Nie bez tego jednak, żeby wśród takowego z kolei odrębnego sposobu życia, nie doznawało się pewnej obawy. Dusza bogobojna lęka się, czy oddając się jednemu lub drugiemu z tych zawodów, nie idzie bardziej za własnym upodobaniem, aniżeli za wolą Boską. I zdaje się, że podobnej obawy doznawał święty mąż Job, gdy mówił: Jeśli zasnę, mówię kiedyż wstanę? a gdym wstał i czynnym stał się, znowu będę niecierpliwie oczekiwał wieczora (15). Co znaczy, że oddając się bogomyślności wyrzucał sobie iż zaniedbuje życie czynne; a znowu gdy go takowe pochłaniało, miał sobie za złe, że bogomyślności odstąpił. Widzisz przeto, że ten święty człowiek czy jedno czy drugie czyniąc, co jednak samo w sobie jest dobrem, niepokoił się, nie będąc pewny czy w tym nie schybia woli Bożej. Toteż w razach podobnych jedyną na to radą, jedyną ucieczką, jest modlitwa. Przez częstą i gorącą modlitwę, wyprosić sobie możemy u Boga oświecenie do rozpoznania jaka jest względem nas wola Jego: dowiemy się co chce żebyśmy czynili, jak i kiedy" (16).
Z tego więc wszystkiego łatwo poznajesz, że dwa są rodzaje życia czynnego: pierwszy gdy się pracuje około własnej duszy; drugi gdy się kto poświęca zawodowi apostolskiemu, a pomiędzy tymi dwoma rodzajami życia mieści się życie bogomyślne. Następnie wypada nam pomówić o każdym z tych rodzajów życia w szczególności. Lecz że życie czynne drugiego stopnia, to jest apostolskie, nie ma żadnego związku z powołaniem w jakim ty, najmilsza córko, się znajdujesz, więc nic już tu więcej o nim mówić nie będę. Dla ciebie dość na tym, byś całą twoją usilność zwróciła ku wykorzenieniu najmniejszych wad jakim podpadać możesz, a nabywaniu cnót wszelkich, co stanowi życie czynne pierwszego stopnia, a przez to żebyś mogła co prędzej oddać się życiu bogomyślnemu, cała zatapiając się w zapatrywaniu się na Boga twojego. O tych więc dwóch rodzajach życia, jeszcze słów kilka powiemy, albo raczej według naszego zwyczaju, posłuchamy największego Bogomódlcę świętego Bernarda.
–––––––––––
Żywot Pana naszego Jezusa Chrystusa w pobożnych rozmyślaniach zawarty, przez Św. Bonawenturę Biskupa i Doktora Kościoła. (Tłumaczenie O. Prokopa Kapucyna). Kraków 1879, ss. 262-269.
Przypisy:
(1) Przyp. 11, 26.
(2) Deut. 15, 19.
(3) Efez. 4, 14.
(4) Łk. 4, 23.
(5) Żyd. 2, 1.
(6) Psal. 115, 16-17 (7-8).
(7) Jan. 4, 34.
(8) Tob. 4, 11.
(9) Psal. 103, 15.
(10) I Kor. 13, 12.
(11) Izaj. 26, 9.
(12) II Kor. 11, 29.
(13) I Kor. 13, 2. 3.
(14) Serm. 18 sup. Canti.
(15) Job. 7, 4.
(16) Serm. 57 sup. Canti.
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)
Cracovia MMXV, Kraków 2015
Powrót do spisu treści
Rozmyślań Życia Chrystusa
Pana
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: